Erica Spindler
W milczeniu
(In Silence)
Tłumaczyła Klaryssa Słowiczanka
PROLOG
Cypress Springs, Luizjana
Czwartek 17 października 2002
3.30
Młot na Czarownice, tak go nazywano, zdrobniale Młotek, czekał cierpliwie. Kobieta
niedługo powinna się pojawić. Był pewien, że się pojawi. Obserwował ją. Dobrze poznał jej
rozkład dnia, jej zwyczaje. Poznał też zwyczaje sąsiadów.
Wiedział wszystko.
Wiedział, że jest zła, zepsuta do szpiku kości.
Dzisiaj zapłaci za swoje zepsucie.
Omiótł szybkim spojrzeniem tonącą wmroku sypialnię. Ubrania rozrzucone na pokrytej
wytartą wykładziną podłodze. Na komodzie buteleczki, flakoniki, słoiczki zrozmaitymi
kosmetykami, puszki po coli light ifancie, papierki po gumie do żucia, po cukierkach, pełna
petów popielniczka.
Dziwka, wdodatku fleja.
Ogarnęła go rezygnacja, coś na kształt zniechęcenia, niesmak.
Czego innego mógł się spodziewać po takiej jak ona? Nocny ptak, co noc inny facet.
Nie, nie był święty, nie był też świętoszkiem, nic ztych rzeczy. Inie był naiwny. Znał świat.
Takie czasy. Dzisiaj ludzie nie czekają do ślubu, żeby pójść ze sobą do łóżka. Był to wstanie
zrozumieć. Nie pochwalał, ale rozumiał.
Ona jednak nie znała umiaru, aCypress Springs nie zamierzało tolerować jej rozwiązłości.
Siedmiu jednogłośnie wyraziło swoją opinię, zaś on był ich przywódcą ion uświadomi
jawnogrzesznicy, jak bardzo pobłądziła. To jego obowiązek.
Młotek spojrzał na budzik stojący koło łóżka. Czekał już prawie godzinę. Wkrótce powinna
nadejść. Poszła dzisiaj do CJ, baru wzachodniej części miasta, gdzie spotykali się tacy, co lubią
ostrą zabawę. Poszła tam zfacetem, który nazywał się, nawet to Młotek wiedział, DuBroc. Potem
wylądowała uniego, zawsze tak robiła.
A DuBroc? Cóż, dopuścił się występku. Młotek będzie musiał przyjrzeć się uważniej temu
człowiekowi. Jeśli zajdzie konieczność, pan DuBroc zostanie ostrzeżony.
W nocnej ciszy rozległ się zgrzyt klucza wzamku. Drzwi się otworzyły, zamknęły. Młotka
przeszedł dreszcz. Dreszcz obrzydzenia do tego, co nieuniknione. Nie był żądnym krwi
drapieżnikiem, choć ktoś mógłby tak onim powiedzieć. Drapieżnik poluje na stworzenia od
siebie słabsze, mniejsze. Zabija, by żyć, albo zczystej potrzeby zabijania.
On nie jest ani potworem, ani sadystą.
On jest człowiekiem honoru. Człowiekiem zgruntu prawym, żyjącym wbojaźni bożej.
Patriotą.
Nie zwłasnej woli sięgał po środki ostateczne, nie dla przyjemności to robił. Tak
zdecydowało Siedmiu. Jednomyślnie uznali, że nie ma innego wyjścia: Młotek musi bronić
drogich sobie, drogich całej społeczności wartości.
Kobiety takie jak ona siały zgorszenie, przez nie szerzyło się zepsucie, upadała moralność.
Nie one jedne, ma się rozumieć. Opoje, oszuści, złodzieje ikłamcy, oni wszyscy wykraczali
przeciwko prawom ludzkim, aco gorsza iboskim.
Celem Siedmiu była walka ze złymi obyczajami. Młotek ijego sześciu generałów postawili
sobie szczytny cel: kara...
Kontradycja