praca maturalna ost..doc

(63 KB) Pobierz
Jak mówi słownik języka polskiego PWN ‘uprzedmiotowić’ to sprowadzić kogoś do roli przedmiotu, narzędzia

Jak mówi słynny cytat Maksyma Gorki: „Człowiek. To brzmi dumnie”. Jednak pomimo tego, iż w swoim życiu mamy do czynienia z wieloma ludźmi, którzy poświęcają swoje życie dla innych, pomagają, współczują to nie możemy uogólniać i skupiać się tylko na tych „dobrych” i nieskażonych złem osobach. Jak twierdzi Albert Camus w każdym tkwi pierwiastek zła, jedni go w sobie zwalczają, inni natomiast poddają się jego niszczącemu działaniu...

Słownik języka polskiego PWN podaje, żeuprzedmiotowić’ to sprowadzić kogoś do roli przedmiotu, narzędzia. Uprzedmiotowienie wiąże się z wieloma kategoriami i aby nadać temu słowu pełne znaczenie należałoby posłużyć się również takimi terminami jak: upodlić, czyli poniżyć, upokorzyć oraz zezwierzęcić, czyli upodobnić do brutalnego, dzikiego zwierzęcia. Dlaczego wybrałam akurat ten temat? Uważam, że o takich sprawach, jak uprzedmiotowienie nie należy milczeć – trzeba o nich mówić, dyskutować, uświadamiać... Proces uprzedmiotowienia to proces upadlania, degradacji moralnej, psychicznej oraz fizycznej człowieka. Prowadzi do odczłowieczenia. Upodlić może zarówno druga osoba, jak i każdy sam może przyczynić się do swojego upadku... Pozwoliłam sobie wybrać kilka interesujących dzieł, które według mnie najdokładniej ukazują podjęty temat.

 

  

Najbardziej poruszającym przykładem ukazującym degradację psychiki i ciała człowieka jest historia i przedstawiająca ją literatura obozowa, która najtrafniej ujmuje wszystkie tragiczne wydarzenia opisując je w sposób charakterystyczny. Ludzie, którym udało się przetrwać II wojnę światową, którzy przeżyli „piekło na ziemi” ukazują swoje przeżycia szczegółowo i dogłębnie lub wręcz przeciwnie – przedstawiają je w sposób ascetyczny. To właśnie literaturze obozowej postanowiłam poświęcić najwięcej uwagi. Śmierć uzyskuje tutaj wymiar nieludzki, jest zbiorowa, masowa. Człowiek umiera „jak pies”, tak jak to przewidział Kafka. Przed śmiercią jest torturowany, wykorzystywany do granic możliwości. Jego zwłoki ulegają zbezczeszczeniu – stają się surowcem: ze skóry wyrabia się abażury do lamp, a z tłuszczu mydło. Człowiek zostaje przed śmiercią odczłowieczony, staje się maszyną, zwierzęciem, istota pozbawioną uczuć.

 

Sucha, beznamiętna narracja, dominacja dialogów, eliminacja monologów i introspekcji stała się źródłem behawioryzmu, którym posłużył się w swoich opowiadaniach Tadeusz Borowski. Owa technika polega na eliminacji życia psychicznego, autor skupił się na opisie reakcji zewnętrznych, a nie wewnętrznych człowieka. Funkcją behawioryzmu jest dehumanizacja, upodlenie i ukazanie, iż człowiek jest zwierzęciem, ponieważ nie dość, że tak się zachowuje to na dodatek jest i tak traktowany. Dzięki owej technice Borowskiemu udało się uwiarygodnić świat przedstawiony i ukazać jego ciemne strony – walkę o byt oraz nadzieję na przetrwanie, ponieważ człowiek, odarty z wszelkich wartości, koncentruje się wyłącznie na tym, by przeżyć, wyrzekając się heroizmu i buntu. Chociaż narrator, a zarazem bohater „Opowiadań” nie jest samym Borowskim, tylko wykreowaną przez niego postacią, to jednak jest nośnikiem pewnych przeżyć autobiograficznych autora. Vorarbeiter Tadek, z długim stażem obozowym, wie, że aby  przeżyć obóz trzeba przystosować się do panujących tam reguł gry. A są to reguły bezwzględne, odrzucające współczucie, wrażliwość, uczciwość i ludzką solidarność, a nawet godność. Zostały narzucone przez twórców owego systemu. Tadek jest idealnym przykładem człowieka zlagrowanego – zna mechanizm działania obozu, odnalazł się w nowej, nieludzkiej rzeczywistości – ma jedzenie, dobre buty, koszulę, otrzymuje paczki, handluje, np. mydłem. Zaakceptował obozowe życie, którego naturalnymi elementami są kradzieże, np. gęsi, donosy, okrucieństwo takie jak np. pobicie Bekera przez Iwana, a nawet i morderstwa wieszanie ludzi na słupku za kostkę margaryny czy też bochenek chleba. Borowski ukazał okrutną prawdę – do życia w obozie można się przyzwyczaić. Tak naprawdę nawet inteligencja (a Tadek jest studentem polonistyki) nie chroni przed złem – zarówno ludzie wykształceni, jak i prości mogą upaść moralnie i żyjąc wśród potworów - upodobnić się do nich. Winni są zarówno oprawcy, jak i więźniowie, którzy biernie wyrażają zgodę na taką kolej rzeczy. Owa bierność, nie ukazywanie żadnych uczuć, dystans w postrzeganiu otaczającej rzeczywistości charakteryzuje człowieka zmuzułmanionego – na skutek tortur, głodu, nieludzkich warunków został on pozbawiony człowieczeństwa, stracił kontakt z rzeczywistością, a jego twarz nie wyraża żadnych emocji – przypomina maskę. Oczy Bekera były „spokojne i puste”, a jego ostatnim życzeniem przed spaleniem w krematorium było umrzeć sytym. W „Dniu na Harmenzach” dostrzegamy wiele przykładów uprzedmiotowienia i odhumanizowania człowieka – owi ludzie ruszają się, żeby uniknąć bicia, żrą trawę i lepką glinę, aby nie czuć głodu, chodzą osowiali, jeszcze żywe trupy. Kierowali się oni pierwotnymi instynktami – ucieczki, gdy czuli się zagrożeni, zdobycia pożywienia i przede wszystkim – przeżycia za wszelką cenę, chociaż owo życie jest niewiele warte. Codziennie tysiące osób idą do komór gazowych, a jedynym śladem po nich są pasma dymu z kominów krematoryjnych. Tacy ludzie, jak powiedział Tadeusz Różewicz w wierszu „Ocalony” – nie zostaną zbawieni, bo zostali zabici jak zwierzęta, byli uczestnikami nieludzkiego procesu – rzezi. Czemu ludzie godzą się na taką rzeczywistość, na bycie marionetkami w rękach okupantów? To strach przed śmiercią sprawia, że podporządkowują się narzuconym realiom, nawet, jeśli prowadzi to do całkowitej dehumanizacji. Z perspektywy czasu owe wydarzenia wydaja się dla nas bajką, fantazją, czymś nierzeczywistym. Jednakże nie możemy oceniać postaw tych ludzi., nie jesteśmy do tego uprawnieni, gdyż, jak to trafnie określił Gustaw Herling-Grudziński: „Nietrudno być człowiekiem w ludzkich warunkach”.

 

Całkiem inaczej na obozowy świat spojrzał Kazimierz Andrzej Jaworski. W swoich wspomnieniach dał obraz ludzi niewinnych, a zarazem umęczonych i sponiewieranych. Ich oprawcami byli kapo, czyli uprzywilejowani więźniowie, często kryminaliści i sadyści. Sprawowali oni pieczę nad więźniami w komandach roboczych. Byli panami życia i śmierci... Można by rzec, iż odebrali kompetencje Bogu, bo według wiary chrześcijańskiej tylko on ma moc rozdawać i odbierać życie. Kiedy oprawcy zamęczali na śmierć ludzi – gdzie on wtedy był? Kiedy słano rzewne modlitwy do nieba, czemu milczał? Kazimierz Jaworski opisuje swoje dzieje w obozie Sachsenhausen w Oranienburgu od przybycia, aż do samego zwolnienia, jak mówi, uwięzienie było to „pierwsze uderzenie łomem w ciało i psychikę wolnego dotąd człowieka, zmierzające do tego, by poniżyć jego godność, zabić w nim człowieczeństwo i złamać go doszczętnie”. Więźniowie zostali pozbawieni cech indywidualnych, stanowili masę – ogolone głowy, te same pasiaste ubrania, nędzy wygląd i takież samo życie w obozie. Odebrano im wszystko, co posiadali, i nieraz, paradoksalnie: ”Nędzne łachmany przetrwały śmierć łachmanów ludzkich”. Spali setkami jeden obok drugiego w zatłoczonych barakach, na obiad jedli zupę składającą się głównie z wody, często jedząc na dworze w przerwie od pracy: „pieski obiad i jak psy spożywamy go pod słońcem i chmurami” – mówił Jaworski. Często też, mimo rozsądku podczas pracy ukradkiem podkradali surowe warzywa, które potem po kryjomu spożywali, mimo świadomości, iż jest to szkodliwe dla zdrowia. Celem oprawców była możliwie jak największa eksploatacja więźniów, pobierano im nawet krew, zmniejszając przez to ich odporność.

Esesmani wykazywali się ogromną kreatywnością w wymyślaniu tortur, którymi zamęczali więźniów. Popularne kopniaki sprawiały nie tylko ból fizyczny i moralny, ale ich zamierzeniem było uszkodzenie wewnętrznych organów więźnia. Życie ludzkie było niczym – w rocznicę powstania swej partii hitlerowcy rozstrzelali w obozie 34 osoby – to był ich sposób świętowania. Aby urozmaicić sobie czas w obozie nieraz kazali więźniom powoli kręcić się w koło z rozstawionymi w poprzek ramionami. Przypominało to chochołowy taniec z „Wesela” Stanisława Wyspiańskiego. W końcu więźniowie wyczerpani padali na ziemię niczym muchy, zwracając resztki nie przetrawionego pokarmu – hitlerowcy chcieli wydrzeć im nawet tą marną strawę, by pozbawić sił i śmiać się z nich. Aby upodlić i pozbawić więźniów resztek godności rzucali im niedopałki papierosów – „jak kość psu”. Jednakże najbardziej upodlającym i prowadzącym do uprzedmiotowienia był rozkaz wydany księżom, którzy musieli biec na oślep po leżących bez ruchu innych więźniach. Kilka lat później Jaworski z niesmakiem wspomina: „Tak więc sądzone nam było odegrać rolę kamieni na bruku, które depcze każdy przechodzeń, upodobnić się do nieczułych głazów potrącanych przez kopyta koni i gniecionych przez ciężar przejeżdżających wozów. (...) Oto los czekający nas w obozie – być deptanymi zawsze i wszędzie”.

Na życie ludzi w obozie podobnie jak Jaworski spojrzał Laurencje Rees, autor książki pt.: „Auschwitz Naziści i „ostateczne rozwiązanie””. Na podstawie relacji więźniów obozu koncentracyjnego oraz różnych dokumentów archiwalnych opisuje on drastyczne sceny, osobiste czy też rodzinne tragedie, z którymi musieli zmierzyć się ludzie. Spożywanie z głodu butów, wątroby zmarłych towarzyszy, picie wody z kałuży, spanie na podłodze pokrytej kałem, po ciałach ludzi chodziły wszy, w szpitalu chorych uśmiercano, a nie leczono, wykonywano na ludziach eksperymenty, absurdalne zakazy typu „Żydom i psom wstęp wzbroniony”. To wszystko przyrównywało ofiary do zwierząt. Ludzi traktowano również jak towar – za każdego słowackiego Żyda płacono 500 marek niemieckich, na Węgrzech Żydów wymieniano na ciężarówki, śmierć jednego hitlerowca równała się z zabiciem tysiąca więźniów obozu, z włosów ofiar wytwarzano pończochy, palono zwłoki.

Ludzie, którzy przeżyli obozowe piekło, stali się nieczuli. To właśnie obojętność na krzywdę i cierpienie innych sprawiła, iż nie załamali się, co byłoby równoznaczne ze śmiercią.

Ress stwierdził, iż „W historii tej cierpienie niemal nigdy nie jest źródłem odkupienia(...)jest to przede wszystkim historia upodlenia”. Człowiek zniesie bardzo wiele, bicie, tortury, kopanie, jednakże największą zbrodnią wymierzoną w jego człowieczeństwa jest utrata godności, utracenie osobowości, czyli kiedy człowiek przestaje cokolwiek znaczyć.

 

Innym okiem na problem uprzedmiotowienia spojrzał Witkacy. W swoim awangardowym dramacie „Szewcy” ukazał sylwetkę człowieka żądnego władzy. Jest nim prokurator Robert Scurvy, przedstawiciel nowobogackiej burżuazji, jego nazwisko, z zapożyczone z języka angielskiego, po przetłumaczeniu oznacza „szkorbut”. Prokurator twierdzi, że ludzie dzielą się na pracujących umysłowo i takich, którzy nie muszą myśleć przy pracy. Jednak człowiek pozbawiony umiejętności myślenia przypomina zwierzę.  Scurvy przeprowadził przy pomocy „Dziarskich Chłopców” faszystowski przewrót, został ministrem sprawiedliwości i zdobył upragnioną władzę, co starał się możliwie jak najlepiej wykorzystać, m.in. wprowadz zakaz pracy, prowadzący do bezczynności. Szybko jednak stracił rządy, w wyniku przewrotu dokonanego przez szewców. Wytworny człowiek w todze stracił godność – został przywiązany łańcuchem do pnia, ubrany w psią skórkę, a na głowie miał kapturek z różowej włóczki z dzwoneczkiem.

Terminem, który określa charakter dramaturgii Witkacego jest teatr absurdu, posługujący się parodią oraz groteską, ukazujący absurdalność ludzkiego losu i człowieka w świecie - zanik jego moralności oraz potrzeb duchowych, a także kryzys kultury.

Witkacy w swoim utworze dosłownie potraktował wyrażenie „zejść na psy”. Prokurator posiada nie tylko cechy ludzkie, ale i zwierzęce, np. raz skomle, a raz mówi, pali papierosy, dostrzegamy eliminację psychologizmu postaci. Motorem wszystkich jego działań jest seksualne pożądanie Księżnej. Witkiewicz w „Szewcach” dał wyraz pewnej uniwersalnej prawdzie – rewolucja pożera własne dzieci – jest silną namiętnością, często tragiczną w skutkach – Prokurator po utracie rządów stał się psem i umarł jak pies: „(...)przebaczcie, że zawyłem tak, jak nieboskie stworzenie, hańbiąc tym rodzaj ludzki, ale doprawdy jużem nie mógł(...)”. Ludzie, którzy zdobyli władzę z czasem staną się tacy sami jak ci, którym ową władzę odebrali.

 

Jak powiedziała Else Baker, „Możliwości ludzkiego zepsucia są niezgłębione”. Wyraz temu dał zarówno Witkacy, jak i Julian Tuwim w swoim utworze pt. „Wiosna Dytyramb”.  Dytyramb należy do gatunku poezji artystycznej, to oda lub pieśń pochwalna o charakterze patetycznym, wzniosłym, niekiedy tragicznym. Tuwim jednak zakpił sobie z niego, napisał pieśń pochwalną nie na cześć ważnej postaci, idei, wydarzenia, a tłumu kierującego się pierwotnymi instynktami – głodem biologicznym – seksualnym, pisze: Na ławce psiekrwie, na trawce,/Naróbcie Polsce bachorów (...).

Jednak owa pochwała kopulującego tłumu jest pozorna, kryje się za nią ironia. Tuwim animizuje społeczeństwo, hołotę – ludzkie mieszkania porównuje do nor, a do nich samych zwraca się imperatywami: „wijcie”, „pęczniejcie”,  „Tłumie, bądź dziki!”, lub też określeniami: „tłuszczo rozwydrzona”, „gnoju miasta” itp.

Tuwim mówi o ciężarnych kobietach, które nazywa „brzuchatymi kobyłami” i „sromnymi nosicielkami”, przez co przekracza granicę sacrum, ponieważ w kulturze kobieta ciężarna stanowiła świętość. Dostrzegamy uprzedmiotowienie - kobieta została ukazana wyłącznie jako obiekt seksualny, używany w celu zaspokojenia żądzy: "I Ciebie się pochwali,/ Brzuchu w biodrach szerokich,/ Niewiasto!". Autor wspomina również o aborcji, „kawalerskich chorobach” i o prostytutkach. Hołota nie ma żadnych motywacji psychologicznych, niezdolna jest do odczuć metafizycznych, bezmyślnie dąży do „zasilenia” populacji miasta, które również przyczynia się do degradacji swoich mieszkańców, stanowi tło dla ich wyuzdanych poczynań.

Celowa brutalizacja języka jest elementem krytyki ukazującej w sposób naturalistyczny upadek moralny człowieka zdeterminowanego przez cielesność i płciowość. W pieśni występują liczne wulgaryzmy, kolokwializmy i wyrażenia potoczne np. „pyski”, „psiekrwie”, „bachorom”, „pędraków”. Tuwim celowo dokonał hiperbolizacji, aby wyjaskrawić poczynania mieszkańców, jednocześnie zastosował typową dla ekspresjonizmu poetykę krzyku.

 

Miłość to ulubiony temat liryków. Jednak u Kazimierza Przerwy-Tetmajera została nacechowana dość znamiennie. Podmiot liryczny wiersza „Lubię, kiedy kobieta...” jest egoistą skupiającym się na własnych przeżyciach. Wstyd kobiety jest dla niego powodem hedonizmu - radości, wręcz rozkoszy.  Tak naprawdę nie wiadomo, czy kochanków łączy jakieś uczucie, czasownik „lubię” tworzy dystans między nimi – poeta przedstawił tylko zewnętrzne reakcje organizmu kochanki, pominął emocje, co odnosi się do koncepcji behawioryzmu. Jedyny sposób, w jaki kobieta jest w stanie przeżywać akt erotyczny, to sposób zwierzęcy: „szuka ust, a lęka się słów i spojrzenia”. Partner nie okazuje wyraźnego zaangażowania w owe zbliżenie - jego rola jest bowiem ograniczona do postaci obserwatora. Kobieta została potraktowana jako przedmiot, instrument chwilowej rozkoszy, która na chwilę odrywa partnera od codziennego świata, pozwala zapomnieć o bezsensie życia. Jest chwilowo działającym lekarstwem na ból egzystencjalny. Mężczyzna, mimo że uczestniczy w akcie seksualnym, nie jest nim zniewolony tak jak kobieta, i, kiedy dobiega on końca, myślami jest już gdzie indziej, w „nieskończonych przestrzeniach nieziemskiego świata”. Puenta wiersza jest zatem wnioskiem z Schopenhauerowskiej idei życia jako nieustannie funkcjonującej woli, która nigdy nie zostanie zaspokojona.

 

 

Podsumowując moją wypowiedź, uprzedmiotowienie człowieka jest ponadczasowe – w różnych epokach możemy spotkać się z dehumanizacją istot ludzkich, z ich upodleniem. Ukazuje to nie tylko literatura (proza, poezja, dramat), ale także film, obrazy, rysunki obozowe. Wszystkie konwencje różnią się od siebie, co ukazuje uniwersalność motywu uprzedmiotowienia -  twórcy za pomocą różnych technik dają wyraz ludzkiemu cierpieniu. Należałoby również dodać, iż o dehumanizacji piszą nie tylko znani poeci i pisarze, ale także zwykli ludzie, którzy stali się świadkami i uczestnikami ponawianych przez historię obrazów zła. Współczesny człowiek zadaje sobie pytanie – jak to się mogło stać? Jak człowiek może skrzywdzić i upokorzyć drugiego człowieka? To my, ludzie, jesteśmy kreatorami tak strasznej rzeczywistości i – paradoksalnie – tylko my możemy ją zmienić na lepsze. Najlepszym nauczycielem jest właśnie historia i to ona dokładnie ukazuje wszelkie oblicza uprzedmiotowienia. Zapoznanie się z nią powinno stanowić ważny element świadomości ludzi współczesnych, jak i ostrzeżenie dla nas i dla tych, którzy przyjdą po nas.

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin