Utwory prozą:
REGULUS TRAGEDIA PROZĄ W 3 AKTACH
OSOBY DRAMATU:
Regulus
Amilkar – poseł afrykański
Manlius – konsul rzymski
Licinius – trybun ludu
Marcja – żona Regulusa
Publiusz – syn Regulusa, senator
Tantilius, Papilia – małe dzieci Regulusa
Barce – dama kartagińska w niewoli rzymskiej, dawniej Amilkarowi zaręczona, w której się Publiusz zakochał.
Pospólstwo rzymski, cyzli sud, senat rzymski, żołnierze rzymscy, żołnierze kartagińscy
Przed samym utworem następuje taki oto fragment – zacytuję cały:
„Czas nie wystarcza do czynienia uwag nad każdym miejscem tej tragedii, ani też ona tego nie jest godna. W ogólności jednak to powiedzieć można, iż autor celu swego nie chybił, jeżeli sobie zamierzył malować nam Regulusa jako prostaka i czystego wariata, którego by na czas jaki Bonifratellom trzeba poruczyć. Jeśli jego żonę chciał porównać z mieszczkami z Zakroczyna, a jego dzieci z dziećmi po ulicy tu biegającymi. Małe dzieci nigdy nawet poematów tego rodzaju wprowadzane być nie powinny; jeden tylko znam przykład, w tragedii Ines De Castro, który się udał. Ale znać, że jego nasz pisarz nie czytał. Ficta voluptatis causa sint proxima verris. Od tego przykazania nigdy się nie godzi odstąpić, ale widać, że to prawo było pisarzowi nieznajome. O sztuce teatralnej żadnego w myśli nie ma wyobrażenia. Rozmowy tu są bardzo pospolite, ani poruszenia, ani przekonania sprawić w nikim nie mogące. Styl nie tylko familiarny, ale niski aż do podłości. Praw, zwyczajów i obyczajów rzymskich nieświadomość. Interesowanie żadne. Portrety osób wielkimi zwanych liche i śmieszne. Związku nie masz. Teatrum się często odmienia. Scena zostaje próżną. Osoby przychodzą nie wiedzieć po co i odchodzą nie wiedzieć czemu. Spektator nie mógłby zgadnąć, kto z kim mówi, gdy osoby nie są mianowane. Poseł kartagiński do starosty ryczywolskiego trochę podobny. Koniec początkowi nierówny. Owa zgoła nie podobna by mi było i połowy tego przeczytać, gdyby nie z rozkazu. Nie mogę wyjść z podziwienia, czemu nasz autor z Liwiusza albo z Horacjusza nie przepisał przyczyn, które Regulusa determinowały, ale raczej wolał nowe wymyślić, które aż do znudzenia repetuje. Bo Regulus jego przed każdym z osobna wszystko jedno powtarza, zapominając, że spektator nie odchodząc od sceny już to słyszał kilka razy.”
Dalej następuje sam dramat – ale w bardzo ciekawy sposób pisany. Nie będę go streszczał, jeno przepiszę:
„SYNOPSIS
AKT PIERWSZY
SCENA I
Licinius trybun pyta się żony ubogiego Regulusa, co ona porabia na rynku między pospólstwem, przeciwko godności swojej. Ta odpowiada, że czeka na konsula, chcąc go prosić, aby pomyślił o uwolnieniu jej męża, który od pięciu lat jest w niewoli u Kartagińczyków. Licinius donosi jej, że konsul nie jest Regulusa przyjacielem.
SCENA II
Konsul odchodzi. Marcja uprasza go w interesie męża. On odpowiada, iż obaczy, co z tym czynić.
SCENA III
Marcja sama, żali się, jak umie, na tę niepweność.
SCENA IV
Barce oznajmia Marcji, że poseł afrykański przyjechał i z nim jej mąż. Ona nie wierzy. Publiusz przybiega i powiada toż samo, ona jako mężczyźnie jemu wierzy. I potem chce iść do domu dla przygotowania małych dzieci do przywitania ojca. Publiusz na to pozwala.
SCENA V
Barce dowiaduje się od Publiusza, że ten poseł zowie się Amilkar, a zatem blednieje. Stąd Publiusz zgadywa, że to musi być jej dawny kochanek. Nie czekając więc od tej swojej amantki żadnej eksplikacji odchodzi.
SCENA VI
Barce bardzo się raduje, że jej amant przyjachał i z tej radości odchodzi ze sceny zapomniawszy, że ją pustkami zostawia.
SCENA VII
Senatorowie zasiadają z konsulem, dwa krzesła zostawiwszy próżne, jedno dla posła, drugie dla Regulusa. Zaczyna się walka grzeczności. Konsul prosi Regulusa siedzieć, ten nie chce. Drugi raz go prosi, ten i drugi raz nie chce. Na to konsul rzymski mądrze zakrzyknął: Tak wielką cnotę któż kiedy widział! Publiusz stoi, ociec mu każe siedzieć, ten nie chce. Ociec mu drugi raz każe, ten dopiero siada. Amilkar ma mowę krótką niezgrabną do przeświętnego senatu, w której o zamianę niewolników dopomina się. Regulus się jej przeciwi, dając za racją, że Rzeczpospolita na tej zamianie szkodowałaby, ponieważ niewolnicy rzymscy w Kartaginie są obdarci, i od kajdan nogi mają obrażone. A niewolnicy kartagińscy w Rzymie będąc lepiej traktowani pospasali się i gdyby byli oddani, powiększyliby siły nieprzyjaciół. Ta więc zamiana byłaby hańbą i nieznośnym dla całego Rzymu wstydem. Zgromadzony senat, z uczniów Pitagory podobno złożony, ani słowa nie mówi. Konsul tylko przekładania czyni Regulusowi, ale ten trwa w zdaniu i repetuje kilkakrotnie, co już powiedział.
SCENA VIII
Marcha z rociągnionymi rękoma bieży witać kochanego męża i prosi go do domu, on tam iść nie chce, tylko do posła, jako jego niewolnik, i chwali się przed żoną, że jest cnotliwy.
SCENA IX
Barce przychodzi. Poseł się jej pyta: jak się masz? We dwóch słowach jej powiada, że ugoda o zamianę nie doszła, i bywaj zdrowa, moja kochanko.
SCENA X
Barce przekłada Marcji, że trzeba, aby z sobą wzięła dwoje dzieci niewiniątek, to ich płacz potrafi zmiękczyć Regulusa, poczciwego staruszka.
SCENA XI
Że zamiana nie nastąpiła, Barce chce lamentować, ale nie umie, za czym odkłada to do dalszego czasu.
AKT II
SCENA IRegulus zaleca Publiuszowi, aby zdanie jego utrzymywał w senacie; dowodzi mu, że nie jest z rozumu obranym i owszem, chwali się, że w cnocie postępuje. Publiusz powiada, że tego nie słyszał, aby się kiedy syn do zguby ojca przykładał. Regulus tedy każe mu być pierwszym dla innych przykładem. Publiusz się z tego wymawia i odchodzi.
Konsul przeszdłszy z żołnierzami do Regulusa mówi: pozwól niezwyciężony rycerzu, abym cię serdecznie uściskał. Regulus nie pozwala, po dziesiąty raz dając za racją, że jest niewolnikiem. Konsul wyznaje poufale, że dawniej jego sławy zazdrościł, ale teraz jest mu przyjaznym i coś boskiego w nim upatruje. Dziękuje mu za to Regulus, po czym następuje uprzykrzona repetycja morału Regulusa, po którym wysłuchanym konsul obiecuje pracować, aby Rzymieanie zamiany nie czynili.
Liciniusz Regulosowi, nie wiem czemu, donosi, że z jego żoną biega po senatorach prosząc,, aby na zamianę przystali. Regulus go o to strofuje, swój morał powtarza i odchodzi, nie wiem dokąd.
Liciniusz opowiada Marcji, że Regulus nie przyjął wdzięcznie ich o siebie starania. Postanawiają jednak usłużyć mu mimo jego woli.
Marcja sama z sobą rozmawia i oznajmuje sobie, że podsłuchała z kąta rozmowy męża swego z Liciniuszem. Żali się, że i ona i dzieci sierotami zostaną, i przesiębierze rezolucję z tymi małymi dziećmi pójść do męża. Tymczasem scenę zostawia próżną; która przez skryte sądy boskie, nie wiem dlaczego, w ogród się przemiania.
Regulus w tym ogrodzie ma sam do siebie mowę zachęcającą się do zguby. Ale postrzegłszy Marcją zaczyna milczeć.
i ciekawa dla nowości
Marcja zaleca dzieciom, aby wyraziły przed ojcem te prośby i płakania, których w domu ich uczyła. Tu długi, a może i nudny, spór następuje, gdyż dzieci żadną miarą wierzyć nie chcą, że to jest ich ociec. Ale uważając go starym i brzydkim, utrzymują, e ich matka po to tylko sprowadziła, aby ich dziadem straszyć. Po licznych tego rodzaju kontrowersjach Regulus pyta, czyje to są dzieci; a gdy mu powiedziano, że jego, płacze. Dzieci zaś po tym płaczu poznawszy, że to ich ociec, zbliżają się do niego i płaczą także. Ociec pyta: czergo płaczecie? Dzieci obracają się do matki i mówią: Matko! Matko! Zapomnieliśmy, co mamy mówić. Marcja im tedy dyktuje: Sieroctwo nasze, w którym nas, ojcze, zostawić myślisz, opłakujemy. Dzieci mówią znowu do ojca: Sieroctwo nasze, w którym nas, ojcze, zostawić myślisz, opłakujemy. Regulus więc z tymi dziećmi, które się dziada boją, rozumuje o ojczyźnie, a potem z matką każe im iść do domu.
Publiusz donosi Regulusowi, że senat na zamianę nie przystaje; Regulus z tego kontent, wybiera się odchodzić. Publiusz mdleje, ociec mu mówi, żeby nie mdlał i odchodzi.
Zostawszy sam tylko Publiusz przychodzi do siebie i zaśmiela się dyskursem, aby mężnie stratę ojca znosił. Nadchodzi matka i różne osoby, po jednej, z przerywką.
Marcja chce iść za Regulusem, syn jej nie puszcza, aby ojcu nie przeszkadzała odjazdu. Poseł to tłumaczy, że Publiusz zakochawszy się w Barce, nie życzy sobie zamian, i aby mu się została, woli ojca na śmierć wydać. Publiusz się protestuje, iż lubo się kocha w Barce, jednak nie uszczerbił jej honoru, choć się o tym różne plotki rozniosły. I na oczyszczenie siebie chce ją posłowi gratis ustąpić. Barce się raduje. Co w złym humor Publiusza wprawia, który przy tej okazji posła grubymi słowy łaje. Ten równym tonem odpowiada. I jeszcze, i znowu jeszcze. W tym się rozchodzą, ani pobiwszy, ani się pogodziwszy. Co kto słyszał, to jego.
Poseł kartagiński, zapominając krzywdy w słowach sobie uczynionej, a mając tylko baczność na Publiusza generozją (który mu jego amantkę oddawał) nie chce mu w niej ustąpić i mówi do przytomnych: Chociem cudzoziemiec, rzymskiej cnoty dam dowód. Odchodzi tedy myśląc zatrzymać Regulusa przy życiu i wolności.
Marcja Barce powiada, że Liciniusz obiecał jej, iż pospólstwo podburzy, aby gwałtem zatrzymało Regulusa; ale wątpi, aby to do skutku przyjść mogło. Barce ukrzepia ją w nadziei.
SCENA XII
Barce zostawszy sama także powątpiewa i to pamiętne i pełne prawdy mówi aksjoma: Puścić się na los niepewny z życiem i szczęściem jest jedno, co być śmierci ofiarą.
AKT III
Regulus (za którym straż afrykańska chodzi) tęschni, że jeszcze nie wyjachał. Konsul go pociesza. Regulus według zwyczaju powtarza dawne swoje moralizacje, to jest locos communes.
Publiusz przybiegłszy przestrzega ojca, iż lud buntuje się, aby go z Rzymu nie wypuścił, a tymczasem poszedł do kościoła słuchać w tej materii wyroku bogów. Regulus chce zaraz wyjachać, ale konsul radzi mu, aby się zatrzymał, który on wprzód ludu przeciwiącego się nie uśmierzy.
Regulus mówi Publiuszowi, aby i on także poszedł lud uśmierzać, czego ten podejmuje się.
Poseł obiecuje Regulusowi wartę swoję od niego oddalić, aby mu dał sposobność uciec i skryć się. Regulus nie przyjmuje tej propozycji. Poseł rozkazuje warcie odejść. Regulus przykazuje, aby o nie odstępowała, i powiada, że Rzymianie tak kochają honor, że dla niego z najboleśniejszych katuszy się śmieją. Poseł za pogardę swej ofiary obiecuje się nad nim zemścić w Arfryce.
Regulus jeszcze raz żonie powiada, że do Afryki musi powrócić, bo inaczej popełniłby krzywoprzysięstwo.
Publiusz oznajmuje, iż lud uzbroiwszy się zastąpił od portu, aby nie wypuścić Regulusa, który powtarzania swoje powtarzając powiada, iż koniecznie wyjedzie. Wreszcie i żona przystaje na to (podobno dlatego, że był stary, ubogi i brzydki, jako świadczą wyrazy tej przedniej tragedii), Regulus odchodzi do portu.
Marcja opowiada Barce (któa, nie wiem czemu, się została, dla kogo i gdzie się podzieje), że już przystała na śmierć męża, bo ta będzie dla niej chwałą.
Barce sama, dziwuje się, że dla chwały odstąpiono i jej, i Regulusa. Potem gdzieś odchodzi, scenę zostawiwszy próżną.
Teatrum reprezentuje statki, w które wsiadać mają. Od nich przeciął drogę lud rzymski uzbrojony, mając trybuna na czele. Naprzeciw nim wyszedł z żołnierzami konsul. Sprzeczka licha konsula z trybunem, ten każe puścić Regulusa, ten nie każe Trybun do szabli, lud się porywa do broni (Trzeba jeszcze było dołożyć: do karabinów)
SCENA X i ostatnia
Niesfatygowany Regulus, już tyle razy powtarzane moralizacje obraca do ludu, który broń składa i przepuszcza go do statków, wsiada więc i od lądu odbija.”
[KRASOPISTWO]
Trochę bezsensowne rozważania; wszystko kończy się tym, że według autora winno się wywalać z sylab „stwo” literkę „w” - tak ładniej dla jego uszu brzmi.
POKARMY
Najpierw autor wymienia „pokarmy najlepsze” (cała masa tworów – wymienię 10: wół, skop, sarna, jeleń, kogut, kapłon, uplarda, indyk, bażant, kuropatwa), potem „dobre mniej” (jałowica, krowa, owca, jagnię, cielęcina, flaki bydlęce, mózg, wymiona, koza), „bardzo podejrzane” (krew bydlęca, łoś, niedźwiedź, skóry bydlęce, kawiar i wszelkie ikry, łosoś, minogi, wizyna, rodzaje gołębi, leszcz), „szkodliwe” (łoje, sadła, słoniny, szmalce, pekeflejsze, wędliny, marynaty, ryby suszone, ikry z minogów, ryby solone).
Następnie autor charakteryzuje wybrane pokarmy; są to – wół (wyborna potrawa, lepsze mięso pieczone albo duszone, aniżeli gotowane), pszenica (najważniejszy pokarm, bo potrafi sama wyżywić każdego, chleb z niej ma być „gruntem stołu”), ryż (dobry i pożywny), czosnek (bardzo śmierdzący), żyto (gorsze od pszenicy, daje ból głowy), kawa (nie wpływa na zdrowie), wino (pijaństwo, które większością nieszczęść jest przyczyną), ogórki (niedobry i niezdrowy), melon (jeszcze gorszy od ogórka), grzyby leśne (jedne wyborne, drugie trujące), świnia (najmniej kosztuje jej utrzymanie, a można wiele dobrego mięsa z niej otrzymać).
UTWORY O NIEPEWNYM AUTORSTWIE
OPIS KOBIET
Autor wspomina o tym, że kobiety kuszą, choć udają niewinne; głaszczą wtedy, gdy ranią; pociski ich śmiertelne, choć śmierć to piękna; kobiety kusiły nawet bogów; kobiety są źródłem smutków i radości mężczyzn; dają życie, choć dla nich sto razy się umiera.
SPOWIEDŹ
Autor mówi Hijacyńcie, by nie spowiadała się ze swych grzechów u księdza, który jeno czeka na usłyszenie jej grzechów (związanych zresztą z przykazaniem „nie cudzołóż'). Niby nie chcą słuchać i wstydzą się tego, co słyszą, lecz słuchają. Proponuje, by wyspowiadała się przed nim – mimo, że nie ma mocy kapłańskiej, to jednak przebaczy winę - „tylko nieładnym pokora przystoi”. Wie, że jej skrucha jest prawdziwa, jednak prosi ją, by nie przestawała grzeszyć – bo ludzie będą ją kiedyś winić za to, że nie sprowadziła na innych mężczyzn szczęścia („możeszli taić nieużytecznie tylu pieszczot składy?”). Wie, że kobieta nie grzeszy obżarstwem, czy pijaństwem – jej usta „do zacniejszej rozkoszy natura przeznacza”. Prosi również, by nie obrażała się na kawalera, który walczył o jej względy – to nie jego wina, że jej niezrównanej urodzie uległ. Na koniec autor „odpuszcza” jej wszystkie grzechy.
MIŁOŚĆ PRZENIKAJĄCA
„Delikatna jest miłość, prędko ranę czuje.
Ta na sercu zadana policzki farbuje;
Sama jedynie wszystkie sekreta przenika,
Kiedy choć potajemnie przyjaciela tyka”
KUR I KOKOSZKA„Spodobał sobie kur młodziuchną kurę
I z niej wymagał pragnień swoich skutku.
Chociaż był miły przez dźwięk i posturę,
Uczciwość lękać kazała się smutku.
Więc rzecze kokosz: „Gdy skończym robotę,
Zapiejesz, we wsi całej będzie słychać;
Stąd bym odniosła okrutną sromotę,
Musząc za ten czyn z wstydu niewczas wzdychać”
„Ach! niepotrzebna bojaźni przezorność,
Ja jestem kurem, który honor lubię,
Jeżeli z ciebie tę uczynię dworność,
Sądzę się za to, niechaj życie zgubię!”
Potem poprzysiągł, uwolnił z lękania
I świeżo gdaczkę czule wychrobotał:
Dotrzymał słowa, wstrzymał się od piania,
Ale skrzydłami tylko zatrzepotał...”
NA REPREZENTACJĘ W PUŁAWACH OPERY KNIAŹNINA „MATKA SPARTANKA”
„Matka Spartanka” - patriotyczna opera Kniaźnina, do której muzykę dorobił W Lessel, wystawiona była w Puławach w czerwcu 1786 roku, kiedy do ks Adama Czartoryskiego zjechali po sejmie, a więc po 13 listopada, wodzowie magnackiej opozycji: Szczęsny Potocki i hetman Branicki. Piękny to przykład wewnętrznych sprzeczności w ideologii Puław – heroiczna opera w stylu rzymskim i zjazd wielkich feudałów.
Autor wspomina o tym, że opera była wspaniała – muzyka genialna, aktorzy wyśmienici... Na początku myślał, że to jeno dla rozrywki opera powstała – potem doszedł do wniosku, że uczucia patriotyczne rozpala. Chciałby, by „Matkę Spartankę” można by wystawiać w całym kraju.
PRZEKŁADY
Wspomnę jedynie, co m.ini. autor przełożył:
Wergiliusz - „Eneida”
Horacjusz - „List do Augusta”
Tasso - „Jerozolima Wyzwolona”
Spencer - „Miłość Niemowlę”
Wolter - „Syn Marnotrawny”, „Sierota Chiński”
SOFIJÓWKA
Ktoś już kiedyś opracował dobrze ten utwór – dlatego posłużę się jego opracowaniem, bo na pewno o wiele lepsze od mojego jest. Owym człekiem był Adam Mickiewicz. Oto jego opracowanie „Sofijówki”:
Poezja opisowa na pierwszą uwagę zdaje się być łatwiejszą od innych rodzajów, bo główną część dzieła, rzecz jego, samo nastręcza przyrodzenie, zostawując tylko talentowi poetyckiemu rozkład przedmiotu i stosowne wydanie. Ale ta łatwość jest tylko pozorną, bo rzeczywiście niełatwe do zwalczenia spotykają się trudności. Opisując na przykład przedmioty powszedne, każdemu znajome, jakiej że potrzeba sztuki, aby je czy to zręcznym wszystkich części wystawieniem i odbiciem, czy wtrącaniem własnych myśli, postrzeżeń i ustępów podnieść, uślachetnić i barwą nowości przyodziać! W malowaniu okolic najhojniej od natury upięknionych i godnych podziwienia śliski jest nader środek między pochwałą zbyt ogólną, deklamacyjną, a dokładnym tylko, topograficznym szczegółów wyliczaniem. Dodajmy trudność utrzymania interesu tam, gdzie żadnej nic masz akcji, gdzie nic do namiętności nie przemawia, gdzie wszystkie zalety obrazu poetyckiego kończą się na doskonałej perspektywie, światłocieniu i kolorycie, a poznamy, jak wielkiego talentu, jak wysoko ukształconego smaku poema opisowe wymaga.
Wszystkie te trudności pokonał Trembecki i wszystkie połączył zalety w opisaniu Zofijówki, które uważać można za arcydzieło, stawające obok najcelniej szych poematów tego rodzaju w jakiejkolwiek literaturze. Ale chwała Trembeckiego nic kończy się na przymiotach powszechniejszych, jakich wymagać by można po każdym sztukmistrzu i po każdym dziele sztuki pięknej. Trembecki ma przymioty sobie właściwe, które jemu i jego poezji dają wyższość nad poezją i poetów spółczesnych; gdy albowiem mowa polska .poetycka charakter swój właściwy tracić zaczęła i postać przybierać obcą, francuską - Trembecki zachował,cechy złotego- wieku poezji narodowej. Kiedy naśladowanie i tłumaczenie poetów francuskich wprowadziło styl jednostajny, tak dalece, że ta jednostajność w tłumaczeniu Iliady, Raju utraconego i Georgik francuskich co do zewnętrznego wydania zaciera zupełnie różnicę charakterów między odległymi wiekami, prostotą majestatyczną zdumiewającym Grekiem, między ponurym i olbrzymim Anglikiem i wreszcie lekkim, wymuskanym Francuzem - styl Trembeckiego wypływa z natury mowy ojczystej, jest więc giętki, sposobny równie do wydania górności jak prostoty myśli i różnych w tej mierze" połączeń i odcieniów, ale zawsze właściwym sobie sposobem, nie tracąc bynajmniej piętna narodowości i oryginalnego talentu. Kiedy sztuka rymotwórcza dzisiejsza zdaje się przechodzić w sztukę wierszowania, i ubiegać się szczególniej o płynność, harmonią, połysk, rzadkie rymowanie i inne zewnętrzne ozdoby - mowa Trembeckiego potężna, z wyboru i mocy myśli zalety szukająca, bogata, rozmaita, powinna by zawstydzać i rozżalać nas, że tak ją na czerkieską przerabiamy.
Czymże się stało, że Trembecki tak się wysoko nad innych wyniósł? Oto bez wątpienia, że warunki ukształcenia się na poetę w porze swojej poznał i dopełnić ich usiłował. Bo sztukmistrze, teraz zwłaszcza, podobnie jak uczeni, znać powinni dokładnie drogę doskonalenia się swojego; inaczej talent ich łatwo albo się wykrzywi i zdziwaczy, albo spospolituje i potworne albo niedołężne, jakich zawsze pełno, będzie przymnażal płody. Trembecki był silniejszy niż zwyczaj powszechny, niż moda i opinia panująca,. Więc świeżo wprowadzona galomania nie miała wpływu na jego talent i mowę. Talenta i język klasyków starożytnych, talenta i język ojczysty wieków zygmuntowskich, poznawanie gruntowne historii, literatury i innych nauk, oto jest wszystko, z czego Trem...
banalnaa