Rozdział 4 Sekret.doc

(776 KB) Pobierz
Rozdział 4 : Zakład

Rozdział 4 : Sekret




 




 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Bella

 

Stałam tak, wtulona w Edwarda na środku salonu Cullen’ów
i czułam, że wzrok wszystkich zebranych skupiony jest tylko na nas (jakbyśmy byli centrum wszechświata…) Nie przeszkadzało mi to, jako córka polityka
i aktorki zdążyłam się już przyzwyczaić, że ludzie ciągle mnie obserwują. Wiec tańczyłam, nie zwracają najmniejszej uwagi na moich przyjaciół i ich ukradkowe szepty (nawet na Alice, która szczerzyła się w moją stronę, próbując zajrzeć bratu przez ramie).
Apropo, muszę ją zapytać, co to za historia z tym „bratem”?

Znałam Al., jak własną kieszeń, w końcu przyjaźniłyśmy się od dziecka. Miała na swoim koncie, już wielu „barci” a zazwyczaj kończyło się to pocałunkami  i „mizianiem” na wodnym łóżku w jej pokoju….  No, wiecie jak to jest z tym zacieśnianiem więzów rodzinnych. Ale czyżby Edward miał być kolejny na liście mojej przyjaciółki? Nie… na pewno da nie to jakoś inaczej wyjaśnić. Przecież Alice już dawno schowała ową „listę” do szuflady…a po za tym teraz ma Jaspera

- Bello… chyba coś Ci, hmm…. wibruje – usłyszałam aksamitny baryton mojego towarzysza.
CHOLERA, AŻ TAK TO WIDAĆ???!!! Boże, spraw, żebym zapadła się pod ziemie, albo rozpłynęła w nicość (lub zrób ze mną cokolwiek innego)!!

Rzeczywiście, pod wpływem naszego tańca moje ciało wprawiło się w lekkie drgania, ale czy mógł to zauważyć?

Zawstydzona, spojrzałam w podłogę a moja twarz przybrała barwę szkarłatu….Okazało się, że to tylko komórka dawała znać, że jeszcze żyje, za pośrednictwem sygnału wibracyjnego.
Uff, dziękuję Ci  Panie
- Zostaw tą komór i chodźmy w jakieś spokojniejsze miejsce.- mruknął chłopak, dotykając wargami mojego ucha.
Jeśli on dalej będzie tak postępował, to przysięgam….zaraz OSZALEJĘ! Jeszcze chwila i te piękne brązowe oczy jak nic doprowadzą mnie do orgazmu.
Hmm…a zapach, coś jakby połączenie lasu świerkowego z cytrusowym ogrodem… po prostu cudo.
Nie Bella, opanuj się na litość boską! Znasz gościa od pięciu minut, nic o min nie wiesz. To jest chore! – ganił mnie głos rozsądku. Ale co poradzę na to, że ten facet tak działał na moje zmysły i że chciałam z nim spędzić sam na sam choćby kilka minut?

Kiedy wreszcie odzyskałam głos i mogłam normalnie myśleć, z moich ust wydobyło się coś, zupełnie nieoczekiwanego.
- Edward… Ja… nie mogę… muszę już iść… przepraszam – szybko wyrwałam się z jego objęć i pobiegłam w stronę wyjścia, nie oglądając się za siebie.
Biegłam, jak oszalały byk, przez ogród otoczony ze wszystkich stron nocą. Na dworze było już dość chłodno, a ja (jak na złość) zapomniałam zabrać kurtki.

Co we mnie wstąpiło? Dlaczego uciekłam? Dlaczego ten wysoki brunet tak na mnie działał i jak udało mu się doprowadzić mnie do takiego stanu w zaledwie kilka minut? Tysiące pytań błąkało się po moim mózgu…Tysiące pytań, żadnej odpowiedzi.
Usiadłam pod drzewem i sięgnęłam po telefon. No tak, teraz już wiem dlaczego uciekłam….
Masz 1 nieodebraną wiadomość od: Jake
Zawsze wyczuwałam jego bliskość i teraz też przeczucie  nie zawiodło. To Jake kazał mi uciec od Edwarda…
Bello, kochanie wybacz, Leah nic dla mnie nie znaczy. Proszę wróć… kocham Cię. Jake
Tak, jasne „Kocham Cię”, jeszcze czego??!! Trzeba było się nie szlajać z tą „panienką na telefon”. Teraz nie musiałbyś skamleć jak pies na smyczy… Żałosne!
Włożyłam telefon z powrotem w kieszeń i pobiegłam do domu. Jak dobrze, że Forks jest takie małe, prawie wszędzie można dotrzeć na piechotę.

Kiedy weszłam dziadek siedział na kanapie i oglądał z tatą jakieś mecz, a mama z babcią krzątały się po kuchni. Nawet nie zerkając w ich kierunku, pognałam na górzę i trzasnęłam drzwiami do swojego pokoju.
Dlaczego to wszystko musi być takie trudne?! Czemu tak bardzo zależy mi na Jacobie, przecież to zwykły palant (a przynajmniej tak mówi Alice)?? Wreszcie, dlaczego ten mowo poznany chłopak wywoływał u mnie takie reakcje? Co w nim takiego jest, że przyciągał mnie jak magnez? Właściwie wciąż przyciąga…
Nie chodzi tutaj tylko o to, że Edward jest megaprzystojny. Chociaż fakt pozostaje faktem…nie, to nie tylko to. On ma coś takiego w oczach. Dla tego spojrzenia można by zbić. Było takie… takie władcze, a zarazem wyczuwałam w nim nutkę delikatności (jakby skrywanej przez właściciela na samym dnie serca).
 

Stop Bella, spokojnie znowu pozwalasz dojść do głosu romantycznej naturze. To jest zwykły facet, taki jak wszyscy. Z swoim wyglądem może mieć każdą laskę w tym stanie, wiec na pewno nie jesteś pierwszą, którą oczarował i nie ostatnią…
Racja musze się ogarnąć. Po tym co zrobił Jake, naprawdę nie mam ochoty pchać się w kolejne uczuciowe gierki. Dosyć. Koniec z facetami, od dziś będę twarda jak głaz. Wszyscy faceci to samce i nie warto sobie nimi głowy zawracać….

Moje rozmyślania przerwał dziadek, który właśnie wszedł do pokoju, (kurcze znowu zapomniałam zamknąć drzwi na klucz!).
- Coś nie tak ptaszynko?
- Nie dziadku, skądże
- A może jednak?
- Dziadku, bo….bo…dlaczego mężczyźni muszą być tacy dziwi, co?
- Kochanie, mężczyźni wcale nie są dziwniejsi od kobiet. Może czasem jesteśmy trochę bardziej prostolinijni i postrzegamy świat nieco inaczej.
- No i w tym cały problem… - westchnęłam cicho
- Skąd takie myśli skarbie?
- Aaa nic, tak tylko…mam kłopot ze swoim chłopakiem…byłym chłopakiem.

- Powiesz staremu dziadkowi o co poszło? Porozmawiajmy o tym, może będę mógł jakoś pomóc.
- Zerwałam z Jacobem, krótko przed przyjazdem tutaj. Oszukał mnie, nie chcę mieć z nim nic wspólnego, ale on tego nie rozumnie. Ciągle pisze, dzwoni i prosi, żebym wróciła… Nie wiem co robić?
- Kochasz go??
- Chyba jeszcze tak, ale nie chcę już tego ciągnąć… nie ufam mu.

- Daj mu to jasno do zrozumienia Ptaszyno, bo inaczej zawsze będzie miał nadzieję – powiedział dziadek opiekuńczym tonem.

- Nie wiem czy potrafię dziadziu. Nic już nie wiem, to wszystko jest takie trudne…
- Nikt nie obiecał, że życie będzie proste kochanie, ale nazywasz się Swan, jesteś silna, na pewno dasz sobie radę – uśmiechnął się krzepiąco, na co nie mogłam pozostać mu dłużna.
- Ale to jeszcze nie wszystko ….Dzisiaj poznałam brata Alice, Edwarda…
- Aaa, tak słyszałem o nim, przyjechał do ojca na wakacje. Ponoć jest bardzo przystojny – znowu się uśmiechnął. Ach ten dziadek…od zawsze rozumieliśmy się bez zbędnych słów. Rozmawialiśmy o wszystkim, a on służył mi radą i pomocą. W chwilach kiedy pomóc nie potrafił, po prostu słuchał.

- Tak, Edward jest zabójczo przystojny – jęknęłam i spiekłam buraka
- Kochanie, nie ma się czego wstydzić, mówisz to co czujesz nie ma w tym nic złego – przytulił mnie.
- Dzisiaj na imprezie u Alice, cały czas tańczyłam z jej bratem i było mi tak jakoś… dziwnie. Nie potrafię tego określić. Nie wiem co się ze mną działo…Boję się nawet o tym myśleć.
- Skarbie, jesteś jeszcze bardzo młoda, twój organizm dopiero uczy się reagować na różne bodźce, nie wszystkie reakcje muszą być dla Ciebie zrozumiałe – rzekł poważnie.
- Mam mętlik w głowie, dziadziu powiedz mi jak mam to wszystko pojąć i co robić?
- Niestety nie mogę ptaszynko, sama musisz dojść do prawdy i zdecydować co będzie dla Ciebie najlepsze.
- To może jakaś mała rada na dobry początek? – podeszłam go sprytnie.
- Podążaj za głosem serca, bacząc co mówi rozum, a wszystko jakoś się ułoży – skwitował krótko, wstając z łóżka i zostawił mnie samą

Na powrót zatopiłam się w myślach. Jak mam słuchać serca, kiedy ona mieści w sobie miliardy różnych uczuć i każde z nich jest równie silne? A rozum? Rozum podpowiada tylko jedno:
                          
                             
                                  KONIEC Z FACETAMI!!!!






 


 

 

Edward
 

        Cholera, co ja takiego wczoraj zrobiłem?! Dlaczego ta mała wyrwała się jakbym był trędowaty? Dlaczego uciekała? Przecież nie chciałem zrobić jej nic złego…Kurwa, pierwszy raz w życiu tańczyłem z dziewczyną z czystej przyjemności tańca a nie po to, żeby ją przelecieć…a ona co na to? Nic, prostu UCIEKŁA.
Może to moja wina…może byłam za mało taktowny? Może chciałem wszystko za szybko?...
Siedziałem na kanapie w salonie i po raz tysięczny analizowałem wydarzenia wczorajszego wieczoru. Nigdy jeszcze, żadna kobieta ode mnie nie uciekała, wręcz przeciwnie zwykle same pchały mi się od łóżka. Wystarczyło, że kiwnąłem na jakąś palcem a już ją miałem…
To co zrobiła wczoraj Bella, było dla mnie niesamowicie intrygujące. Nie mogłem pojąc dlaczego tak bardzo zależało mi na tym, żeby została, żebyśmy spędzili razem jak najwięcej czasu.
- Uuuu biedny Ed! – krzyknął Jasper, wchodząc do pokoju
- Hey Jazz – wymamrotałem zrezygnowany (i to by było na tyle w kwestii powitania, jeśli chodzi o mnie).
- Co jest, kacyk meczy?
- Byłbym w siódmym niebie, gdyby tylko kac…
- Więc co innego? – dopytywał się blondyn z uporem maniaka.
- Nic…Wszystko…Sam nie wiem…
- Chodzi o Bellę.... Mam rację?
- Nie, nie o Bellę! – zerknąłem na niego wkurzony – Dlaczego mało by chodzić o nią?
- Nie ściemniaj mi tu, widziałem jak wczoraj na nią patrzyłeś.
- No to jak patrzyłem „panie detektyw”?! – zaczynał mnie już irytować
Ja pierdole… czy w tym zadupiu nie można zrobić nic, bez obawy, że cała okolica będzie o tym wiedziała na drugi dzień?!
Nie dość, że i tak cała ta zatęchła wieś wzięła mnie już ma języki, jako „nieślubnego bachora, wielce szanowanego dr Cullena”, to jeszcze ten zaczyna pieprzyć jakieś farmazony…Chyba zaraz mu przywalę!
- Słuchaj Jasper, Bella to fajna niania, wczoraj miałem ogromną ochotę ją przelecieć, ale… zwiała. Nic więcej w tym nie ma, po prostu chciałem zapoznać twoją przyjaciółkę z „ Mr Kowbojem”- znacząco zerknąłem na swoje krocze – czy to jest JASNE?!
- ok., ok., nie unoś się tak, rozumiem – odparł chłopak z nutą rezygnacji.
- I nie układaj historyjek rodem z kopciuszka – poklepałem go po ramieniu, wstając - bo pomyśle, że jesteś jak Alice.
- Co, Alice? – to Emmett, napakowany mięśniak, chłopak Rose – siostry Jazz’a. Cholernie zabawny z niego facet, nie wiem jak to zrobił, ale zyskał sobie moją sympatie od pierwszej chwili (a uwierzcie nie jestem specjalnie wylewny).
- Strzałka Emm, co tam?
- nic, nic o czym rozmawiacie? Coś mnie ominęło?- zagrzmiał tubalnym basem.
- Ed właśnie opowiadał jak bardzo chciałby…
- Zamknij się głupolu!!! – wpadłem w słowo blondynowi – nie koniecznie musisz paplać o tym na lewo i prawo!
- Sorry stary…
- Powie mi któryś wreszcie o co chodzi, czy może mam rozwiązać jakiś durny rebus, żeby to z was wyciągnąć, co?!
- Nic, rozmawialiśmy o Belli – posłałem w stronę Jaspera spojrzenie zabójcy – Fajna jest ta mała, nie uważasz?
- Jasne, że fajna, ale na twoim miejscu uważałbym z nią. Bella nie należy to takich panienek jakie znasz z Kalifornii. Ona jest z tych co to raczej „wszystko albo nic”- odrzekł uświadamiającym tonem.
- Co Ty, w starszego braciszka się bawisz?! – zagadnąłem sarkastycznie – A może jesteś jej facetem??
- Nie, nie ani ze mnie facet ani brat….Ed, ujmę to dość prosto… Spoko z Ciebie gość więc nie, abyśmy mieli jakieś problemy, ale lepiej nie tykaj Belli….- syknął przez zęby - W przeciwnym razie będziesz miał ze mną do czynienia…
- Ej! Co jest??!! Czy ty mi grozisz??! – podniosłem się napinając, każdą partie ciała… Nie, no tego już za wiele, jeśli jemu się wydaje, że pozwolę sobą pomiatać to się grubo myli… W dupie mam, że wygląda jak Schwarzenegger na sterydach , nie będzie mi tu się wygrażał byle jaki, bogaty chłystek… Nie takie numery z Edwardem Cullenem!
- Hey, Hey chłopaki przestańcie! – krzyknął Jazz, kładąc rękę na moim ramieniu – przecież nie warto się lać o dziewczynę, no nie?
- To nie jest jakaś tam dziewczyna, to jest NASZA Bella - podszedł do mnie i szepnął:
- Nie tykaj jej, dobrze Ci radzę stary.
Zanim zdążyłem jakkolwiek zareagować, Emmett’a już nie było.
- Uff, nie sądziłem, że będzie tak wkurzony….przepraszam Ed, to moja wina – odezwał się Jasper skruszony.
- Luz, skąd mogłeś wiedzieć. A swoją drogą wyrywny z niego koleś, nie ma co – uśmiechnąłem się sam do siebie na wspomnienie wyrazu twarzy Em’a.
           Ciekaw byłem, dlaczego tak zareagował? Co nim powodowało? Czyżby mała Bella była dla niego kimś więcej niż tylko przyjaciółką?
Myślałem, że tylko Kalifornia jest miastem romansów i skandali, a tym czasem tu jest jeszcze gorzej...Takie małe miasteczko a tak dużo się dzieje. Może jednak te wakacje nie będą tak do końca do dupy?
No i jest jeszcze Bella… Tak, piękna z niej dziewuszka…aż chce się… no dobra nieważne hehJ
- Chłopaki, do kuchni mam dla Was śniadanie! – wrzasnęła Alice w kierunku salonu.
Cholera, ta to ma głosik...
- Ali, zamknij buzie… Ja pierdole, mój łeb! – podszedłem do niej i zabrałem się za smarowanie kanapek masłem.
- Trzeba było wczoraj o tym pomyśleć, panie „nic mi nie będzie, wszystko pod kontrolą”.
Wredna małpa

- Oj, bo było pod kontrolą… do pewnego momentu… A poza tym musiałem się jakoś pocieszyć, kiedy twoja śliczna przyjaciółeczka mnie olała…
- Ona Cię nie olała Ed, po prostu musiała iść. – tłumaczyła Alice – nie bież tego do siebie.
- OK., ale dlaczego zwiała? – miałem nadzieję, że coś od niej wyciągnę.
- Edi, to dość skomplikowane i nie jestem pewna czy wolno mi o tym mówić. Bella jest moją przyjaciółką, znamy się odkąd pamiętam, ale czasem nawet ja nie potrafię jej zrozumieć.
- Dobra nieważne… A tak na marginesie, dałabyś swoim mężczyzną coś na kaca, zamiast się tak wyśmiewać, Ty… bezduszna istoto… - spojrzałem porozumiewawczo na Jaspera, który szczerzył się głupkowato.
- Trzymajcie, to powinno wam pomóc – młoda sięgnęła po szklanki z jakimś napojem niezidentyfikowanego koloru
Mam tylko nadzieję, że nie zamierza nas otruć...
- Dzięki mała, życie mi ratujesz.
- Doprowadźcie się do stanu używalności i zjedźcie coś. Zaraz tu będą dziewczyny – położyła kanapki na stole i z gracją primabaleriny wybiegła z kuchni.
- Hey, Alice… Jakie dziewczyny?! –krzyknąłem za nią lekko zbity z pantałyku.
- Jak to jakie?! Bella i Rosalie… idziemy na plaże, przecież wczoraj Wam mówiłam – spojrzała na nas jakbyśmy popełnili jakąś zbrodnie.
- Taaa, tylko żebym ja coś z tego pamiętał – mruknął smętnie Jazz.
- Nie denerwuj mnie JASPERZE HALE! Wczoraj obiecaliście, że pójdziecie z nami na plaże w La Push, więc PÓJDZIECIE koniec i kropka!! Czy ty wiesz ile czasu mi zajęło namówienie Belli na ten wypad?! Marsz na górę, przebierzcie się w jakieś seksowne szorty i za 5 min chcę Was widzieć przy samochodzie…. JASNE?!
- Tak jest Pani Kapitan -  zasalutowaliśmy zgodnie, po czym poczłapaliśmy na piętro. Po drodze blondyn mamrotał coś o tym, że „nikt go nie kocha i nie rozumie”, ale nie do końca wyłapałem o co chodzi. Dostałem jakiegoś pieprzonego, energetycznego kopa, czułem że mogę wszystko… jeszcze nigdy tak nie miałem, w jednej chwili minęły wszystkie oznaki niedawnego kaca a w głowie kołatało się tylko jedno imię: BELLA…

Ja pierdole, jak ona to robi?! Niepojęte…
A może to jakaś wiedźma i rzuciła na ciebie zły urok, strzeż się Cullen.
Idiota!

Kurwa, nie jest dobrze, zaczynam gadać sam ze sobą…stąd już tylko krok do pokoju bez klamek i białego fartucha. Ogarnij się Cullen…

- Ed, nic Ci nie jest?!
- Co?? … Nie, już idę.
- Wołam i wołam a Ty nic… Wszystko ok.??
- Tak, już w porządku – założyłem swoje najlepsze spodenki, które podkreślały „to i owo” i wybiegłem za Jasperem.
         Kiedy zeszliśmy, dziewczyny stały już przy drzwiach i plotkowały o nowych sukienkach. Emmett był z nimi. Bella opierała się o ścianę najbliżej schodów i była jakaś zamyślona.

Jak ja uwielbiam tą jej niewinną minkę…

- Cześć Bell – rzuciłem krótkie powitanie  - Co słychać?
-  Hey Ed – odpowiedziała szorstko i podeszła do Jazz’a

Kurwa jego mać, znowu coś nie tak?!!! Ta dziewczyna jest niereformowalna…
Zachowujesz się jak pieprzony prawiczek a potem się dziwisz, że laska zwiewa…?
Zamilcz Kretynie!!!


        Droga na plaże minęła nam dość spokojnie. Jechaliśmy na dwa samochody: Rosalie z Em’em i ja z Jasperem i dziewczynami.
Siedziałem z Bellą na tylniej kanapie i cały czas panowała głucha cisza ona co kilka sekund łypała groźnie w stronę mojej siostry, jakby chciała ją udusić, a ja po raz kolejny tego dnia oddałem się rozmyślaniom.

Co tu jest grane?! Czy jestem aż taki straszny, że nie może wytrzymać ze mną choćby minuty?! Przecież wczoraj wszystko było ok., dopóki…dopóki nie zadzwonił ten cholerny telefon…Ech , chyba nigdy nie zrozumiem tej małej.
 

Ledwo się zorientowałem a już byliśmy na miejscu. Chciałem wyjść z auta i pomóc Bell z bagażami, ale uprzedził mnie Emmett.
Pieprzyć Mięśniaka!!

Nie mogłem tak stań, jak ostatni kretyn, musiałem coś zrobić….
- Słuchajcie, może popływamy na skuterach? – zwróciłem się do reszty chcąc ich zachęcić do prawdziwej zabawy.
- Zajebisty pomysł stary! – wrzasnął uradowany Jasper.
- Ok., Ja z Jazz’em, Emmett z Rosalie a Bella z Tobą –Ed – przystała ochoczo Alice, podbiegając do mnie.
- Ja dam sobie radę sama! – mruknęła Bella
- Bell, nie żartuj, nie możesz być sama…a jeśli wypadniesz i się utopisz?!
- Oj Alice… Ty i te twoje mroczne wizję, uspokój się, nic mi nie będzie, przecież będziecie blisko.
- Ale, Bell…- jęknęła moja siostra w geście rezygnacji.
- Spoko Ali, jeśli chce jechać sama, niech tak będzie, przecież nie zamierzamy Belli do niczego zmuszać… prawda?? – musiałem ująć za moją małą dziewczynką, nie mogłem znieść smutku w jej oczach.
 

Co Ty pierdolisz Cullen, jaką „małą dziewczynką”, przecież ona Cię nawet nie trawi…

Dziewczyny udały się na plażę, znaleźć dogodne miejsce do leżenia, a my wypożyczyliśmy sprzęt. Po powrocie udzieliłem wszystkim krótkiej lekcji ins...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin