Bucheister Patt - Ogień i woda.pdf

(745 KB) Pobierz
Kobieta z ambicjami
Bucheister Patt
Ogień i woda
Przełożył Robert Klein
Tytuł oryginału Time Out
232277758.051.png 232277758.062.png 232277758.066.png 232277758.067.png 232277758.001.png 232277758.002.png 232277758.003.png 232277758.004.png 232277758.005.png 232277758.006.png 232277758.007.png 232277758.008.png 232277758.009.png 232277758.010.png 232277758.011.png 232277758.012.png 232277758.013.png 232277758.014.png 232277758.015.png 232277758.016.png 232277758.017.png 232277758.018.png 232277758.019.png 232277758.020.png 232277758.021.png 232277758.022.png 232277758.023.png 232277758.024.png 232277758.025.png 232277758.026.png 232277758.027.png 232277758.028.png 232277758.029.png 232277758.030.png 232277758.031.png 232277758.032.png 232277758.033.png 232277758.034.png 232277758.035.png 232277758.036.png 232277758.037.png 232277758.038.png 232277758.039.png 232277758.040.png 232277758.041.png 232277758.042.png 232277758.043.png 232277758.044.png 232277758.045.png 232277758.046.png 232277758.047.png 232277758.048.png 232277758.049.png 232277758.050.png 232277758.052.png 232277758.053.png 232277758.054.png 232277758.055.png 232277758.056.png 232277758.057.png 232277758.058.png 232277758.059.png 232277758.060.png 232277758.061.png 232277758.063.png 232277758.064.png 232277758.065.png
Ogień i woda
- Czy obawiasz się, Whitney, że wpadniesz
w rutynę? Chociaż to chyba ostatnia rzecz, ja-
kiej mogłabyś się obawiać.
- Obawiam się, że nie. - Z figlarnym bły-
skiem w oku wgryzła się w brzoskwinię. Z ust
Stone'a wydobył się dziwny dźwięk. Oczy Whit-
ney rozszerzyły się ze zdziwienia. Patrzył łako-
mie na jej usta, tak jakby umierał z pragnienia,
a ona miała ostatnią kroplę wody. Wysunęła
bezwiednie język, aby zlizać sok spływający
z brzoskwini na jej dolną wargę i znów usły-
szała ten dźwięk.
Zanim zdążyła się poruszyć, Stone ujął szyb-
ko jej twarz w swoje dłonie i zlizał z jej warg
kropie soku.
- Pyszne - szeptał. - Smakujesz jak naj-
wspanialsza rzecz na świecie!
Moim synom, Scottowi i Toddowi, którzy
musieli tolerować matkę z pędzlem
w jednej i piórem w drugiej ręce.
Ta książka jest dla was.
Rozdział pierwszy
Ojciec przestrzegał, że zarozumiałość doprowadzi ją do
upadku, ale Whitney Grant była pewna, że co innego miał na
myśli. Leżała na plecach, patrząc w szklane oczy wielkiego
pluszowego misia, który przytulał swój nos do jej nosa. Mie-
szkając w San Francisco, przywykła do groźby trzęsień zie-
mi, jaka wisiała nad miastem, ale teraz po raz pierwszy do-
świadczyła tego na własnej skórze.
Wszystko szło swoją drogą aż do czasu, gdy sięgnęła wy-
żej, aby umieścić pluszowego zwierzaka na szczycie „misio-
wego drzewa". Wtedy ten cały kram zwalił się na nią. I oto
leżała na podłodze sklepu swoich przyjaciół, przywalona
stertą pluszowych kończyn i plątaniną kabelków.
Bocząc się na misia, usadowionego na jej twarzy, zaczęła
się zastanawiać, w jaki sposób wydobędzie się spod tej fu-
trzanej góry. Misie były poubierane w różne kostiumy, które
mogłaby zdekompletować, chcąc się wyswobodzić. Nancy,
jej przyjaciółka, nie byłaby zadowolona perspektywą repe-
rowania misiom ubranek. Poza tym Whitney musiała uwa-
żać, żeby nie poprzerywać przewodów elektrycznych, dzię-
ki którym ręce i nogi zwierzaków mogły się poruszać. Insta-
lowanie kabelków we wnętrznościach maskotek wymagało
wielu godzin pracy i Whitney nie miała ochoty, żeby robić
to od początku.
Nancy oznajmiła, że zajmie się na zapleczu dostawą,,któ-
rą niedawno przywieziono, więc i tak jej nie pomoże. Dzwo-
nek przy drzwiach zwykle sygnalizował, że ktoś właśnie
wchodzi do sklepu. Ale cóż z tego - dzwonek nie dzwonił...
- Pomocy! - krzyknęła. Gdy nie usłyszała żadnej odpo-
wiedzi, zawołała ponownie: - Nancy, chodź, zdejm ze mnie
te cholerne misie!
Wydawało się jej, że gdy krzyczała, odezwał się delikatny
dzwonek przy drzwiach, ale nie była pewna, czy tak było.
Na wszelki wypadek powiedziała jednak ze złością:
- Hej, proszę mi pomóc, o ile to jest możliwe.
Niestety, nie słyszała kroków, nikt nie ofiarował się z po-
mocą. Przecież nie mogła tu leżeć cały dzień, gapiąc się na
tego cholernego futrzanego misiaczka. Próbowała poruszyć
się ostrożnie, aby niczego nie uszkodzić, i odkryła, że ma
prawą nogę okręconą jakimś drutem. Patrzyła na miśka tak,
jakby to wszystko była jego wina, i zaklęła siarczyście.
- A fe, niegrzecznie. Pluszowe niedźwiadki nie powinny
przeklinać.
Whitney zastygła w bezruchu. Ten głos należał do męż-
czyzny, chyba że Nancy bardzo się przeziębiła w ciągu
ostatniej godziny. Nie miała pojęcia, do kogo należy głos,
ale to nie miało dla niej znaczenia. Najważniejsze, żeby wy-
dostać się spod tej cholernej sterty misiów.
- Przestanę kląć, jeżeli pan mnie stąd wydobędzie - po-
wiedziała słodkim głosem.
- Czy pani należy do tego parszywego kapcia, który wy-
staje spod stosu? - zapytał mężczyzna.
- Moje kapcie nie są parszywe. Są po prostu mocno zno-
szone - odpowiedziała Whitney z oburzeniem.
- Och, proszę o wybaczenie. - Głos był pełen humoru. -
Zupełnie nie znam się na antykach.
Co za szkoda, że nie mógł zobaczyć jej groźnego spojrze-
nia. Pluszowy miś ciągle leżał na jej twarzy.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin