Lekcja miłości - Warren Tracy Anne.pdf
(
1403 KB
)
Pobierz
(Microsoft Word - Warren Tracy Anne - Lekcja mi\263o\234ci000)
Warren Tracy Anne
LEKCJA MIŁO
ĺ
CI
Rozdział 1
Londyn, luty 1820 roku.
Wydaje si
ħ
,
Ň
e poszukiwania m
ħŇ
a nie b
ħ
d
Ģ
a
Ň
tak przyjemne, jak mo
Ň
na by było s
Ģ
dzi
ę
.
Takie oto niewesołe my
Ļ
li snuła Eliza Hammond, siedz
Ģ
c na kanapie w biało –
Ň
ółte pasy w
saloniku na pi
ħ
trze rezydencji Reaburn House.
Rozpoczynał si
ħ
dla niej ju
Ň
pi
Ģ
ty sezon – doprawdy, przygn
ħ
biaj
Ģ
ce spostrze
Ň
enie. Nie
zapowiadało si
ħ
, niestety,
Ň
e tym razem pójdzie jej lepiej, mimo olbrzymiego maj
Ģ
tku, który
do
Ļę
niespodziewanie odziedziczyła po zmarłej przed sze
Ļ
cioma tygodniami ciotce.
Przynajmniej mo
Ň
e liczy
ę
na wsparcie serdecznej przyjaciółki, Violet Brantford Winter,
ksi
ħŇ
nej Reaburn. Miała nadziej
ħ
,
Ň
e towarzystwo Violet sprawi, i
Ň
najbli
Ň
szych kilka tygodni
mimie bez wi
ħ
kszych przykro
Ļ
ci. Z drugiej strony, zgraja darmozjadów i łowców posagów,
którzy dot
Ģ
d starali si
ħ
o jej r
ħ
k
ħ
, nie napawała nadziej
Ģ
.
– Na przykład pan Newcomb – powiedziała Violet , wyliczaj
Ģ
c potencjalnych kandydatów
do r
ħ
ki Elizy. – Wydaje si
ħ
sympatyczny. Poza tym interesuje go sztuka.
– Tak, kiedy ostatnio spotkali
Ļ
my si
ħ
przypadkiem w galerii, był dla mnie bardzo
uprzejmy – zgodziła si
ħ
Eliza, wspominaj
Ģ
c regularne rysy m
ħŇ
czyzny i jego proste,
kasztanowe włosy, których odcie
ı
przypominał nieco głosk
Ģ
sier
Ļę
setera irlandzkiego. –
Doskonale zna dzieła wielkich mistrzów. Mo
Ň
e pasjonuje go te
Ň
historia?
– Jedyne, co go obchodzi, to gra w karty, a zaraz potem w ko
Ļ
ci. – Przerwał im gł
ħ
boki
głos. Eliza poczuła na plecach przyjemny dreszczyk jak zawsze, gdy spotkała tego
m
ħŇ
czyzn
ħ
.
Spojrzała na niego. Lord Christopher Winter, przez rodzin
ħ
i przyjaciół nazywany Kitem,
był wysokim, szczupłym m
ħŇ
czyzn
Ģ
o szerokich ramionach i nieco szorstkiej
powierzchowno
Ļ
ci. Siedział w nonszalanckiej pozie, leniwie rozparty na krze
Ļ
le. Przez
ostatnie dwadzie
Ļ
cia minut siał spustoszenie w
Ļ
ród kanapek z kurczakiem, ogórkiem i
rze
Ň
uch
Ģ
. Teraz nachylał si
ħ
nad tac
Ģ
z ciastkami, poddaj
Ģ
c ja starannej inspekcji.
Kosmyk ciemnobr
Ģ
zowych włosów opadł mu na czoło, gdy si
ħ
gał po dwa ciastka z
limetk
Ģ
i cienki plasterek rumowej babki. Przenosz
Ģ
c słodko
Ļ
ci na talerzyk, ubrudził sobie
palec bit
Ģ
Ļ
mietan
Ģ
. Oblizał go, a Eliz
ħ
na ten widok
Ļ
cisn
ħ
ło w
Ň
oł
Ģ
dku.
Zacz
ħ
ła z uwag
ħ
przygl
Ģ
da
ę
si
ħ
swoim butom. Kit jest szwagrem Violet i nikim wi
ħ
cej,
upewniła si
ħ
. W ka
Ň
dym razie nie dla niej. Przem., kiedy
Ļ
darzyła go skrywanym uczuciem,
ale to nale
Ň
ało ju
Ň
do przeszło
Ļ
ci. Podczas gdy lord Christopher przez blisko półtora roku
podró
Ň
ował po Europie, ona z cał
Ģ
bezwzgl
ħ
dno
Ļ
ci
Ģ
starała si
ħ
wymaza
ę
go ze swego serca.
A kiedy wrócił do Anglii, w ostatnie
Ļ
wi
ħ
ta, niemal przestała ju
Ň
o nim my
Ļ
le
ę
.
Nie oznaczało to jednak,
Ň
e nie mogła go podziwia
ę
– był doprawdy wspaniałym
m
ħŇ
czyzn
Ģ
. Miał pi
ħ
kne zielono – złote oczy ukryte pod leniwymi powiekami, zmysłowe
wargi i czaruj
Ģ
cy u
Ļ
miech. Cieszył si
ħ
te
Ň
nieprzyzwoitym apetytem, czego zupełnie nie było
wida
ę
po jego zgrabnej, umi
ħĻ
nionej sylwetce.
Zatopił wła
Ļ
nie z
ħ
by w jednym z ciasteczek. Usiadł z powrotem na krze
Ļ
le, a na jego
ustach zago
Ļ
cił lekki u
Ļ
miech zadowolenia. Wydawało si
ħ
,
Ň
e nie wie, i
Ň
jego obecno
Ļę
zburzyła spokój, panuj
Ģ
cy w saloniku.
Violet spojrzała na niego zirytowana.
– Co chcesz przez to powiedzie
ę
?
Przełkn
Ģ
ł i popatrzył na ni
Ģ
.
– Hm? – Napił si
ħ
herbaty, po czym wytarł usta serwetk
Ģ
. – Ach, chodzi o Newcomba?
– Oczywi
Ļ
cie,
Ň
e chodzi o Newcomba. A o kim innym rozmawiamy tu z Eliz
Ģ
?
– Ale
Ň
Vi, nie ma co si
ħ
zło
Ļ
ci
ę
. Pomy
Ļ
lałem po prostu,
Ň
e powinienem was ostrzec.
Newcomb jest spłukany. Z tego, co słyszałem, grał z Plimptonem w wista i przegrał
dwadzie
Ļ
cia tysi
ħ
cy funtów. Od tamtej pory szcz
ħĻ
cie si
ħ
do niego nie u
Ļ
miechn
ħ
ło.
Violet i Eliza zgodnie westchn
ħ
ły.
– Je
Ļ
li tak, to nie wchodzi w rachub
ħ
– o
Ļ
wiadczyła Violet, rzucaj
Ģ
c Elizie spojrzenie zza
okularów. – Nie chciałaby
Ļ
przecie
Ň
za m
ħŇ
a nałogowego hazardzisty.
Eliza przytakn
ħ
ła, popijaj
Ģ
c herbat
ħ
.
– Jest te
Ň
sir Silas Jones – ci
Ģ
gn
ħ
ła Violet. – Przysłał ci w zeszłym tygodniu taki uroczy
bukiecik cieplarnianych ró
Ň
. Podobno ma przepi
ħ
kny maj
Ģ
tek w hrabstwie Kent. Jego sady
daj
Ģ
co roku wspaniałe zbiory. Mówi
Ģ
,
Ň
e umie si
ħ
zatroszczy
ę
,
Ň
eby drzewa dobrze
obrodziły.
– Taki z niego rolnik,
Ň
e rodz
Ģ
mu si
ħ
nie tylko drzewa – mrukn
Ģ
ł kit, zjadaj
Ģ
c resztki
deseru z talerza i si
ħ
gaj
Ģ
c po dokładk
ħ
.
Violet przechyliła na bok głow
ħ
. Jej jasne włosy były efektywnie uczesane.
– Jak si
ħ
domy
Ļ
lam, miało to znaczy
ę
,
Ň
e i z nim co
Ļ
jest nie w porz
Ģ
dku?
– To zale
Ň
y od punktu widzenia. Niektórzy uznaliby,
Ň
e wszystko jest w zupełnym
porz
Ģ
dku. – Kit wło
Ň
ył do ust niedu
Ň
ego racuszka, hojnie posmarowanego d
Ň
emem
agrestowym, po czym bez słowa wyci
Ģ
gn
Ģ
ł w jej stron
ħ
fili
Ň
ank
ħ
z mi
Ļ
nie
ı
skiej porcelany,
Ň
eby dolała mu herbaty.
Violet wystudiowanym ruchem uniosła ci
ħŇ
ki srebrny imbryk z tacy i napełniła naczynie.
Smu
Ň
ka pary wirowała nad powierzchni
Ģ
napoju, gdy Kit podniósł fili
Ň
ank
ħ
do ust.
– A wi
ħ
c? – Violet nalegała, wiedz
Ģ
c,
Ň
e szwagier nie kwapi si
ħ
z wyja
Ļ
nieniem.
Kit odstawił fili
Ň
ank
ħ
na spodek z delikatnym brz
ħ
kni
ħ
ciem.
– To prawdziwy don
Ň
uan. Ma sze
Ļ
cioro nie
Ļ
lubnych dzieci z czteroma ró
Ň
nymi kobietami,
a przynajmniej tyle uznał za własne. Mo
Ň
na powiedzie
ę
,
Ň
e oranie to jego specjalno
Ļę
.
Eliza poczuła rumieniec na policzkach, a ksi
ħŇ
na krótko si
ħ
roze
Ļ
miała, lecz zaraz
opanowała rozbawienie.
– Kit – powiedziała z wyrzutem. – Przypominam,
Ň
e jeste
Ļ
w towarzystwie dam, mówi
ħ
tu
tak
Ň
e o sobie. To nie było salonowe słownictwo.
Kit zmusił si
ħ
do powagi.
– Przepraszam, oczywi
Ļ
cie, masz racj
ħ
. Panie wybacz
Ģ
.
– Niemniej, dobrze wiedzie
ę
,
Ň
e sir Silas nie jest człowiekiem, któremu moja przyjaciółka
powinna po
Ļ
wi
ħ
ci
ę
czas i uwag
ħ
. – Violet w zamy
Ļ
leniu stukała paznokciem o oparcie sofy. –
Spo
Ļ
ród pozostałych d
Ň
entelmenów, którzy ostatnio okazywali Elizie zainteresowanie, nale
Ň
y
wykluczy
ę
hrabiego Coyle i pana Washburna. Ci dwaj to znani łowcy posagów, szukaj
Ģ
bogatych dziedziczek,
Ň
eby sobie zapełni
ę
kieszenie.
– A lord Luffensby? – spytała Eliza. – Przysłał mi taki
Ļ
liczny tomik sonetów. – To były
wiersze Wordswortha, wspomniała z zadowoleniem, jednego z jej ulubionych poetów.
– Ale
Ň
tak. Spotkałam go tylko raz, ale zrobił na mnie bardzo miłe wra
Ň
enie. Uprzejmy i
elokwentny.
Kit parskn
Ģ
ł cichym
Ļ
miechem.
Violet posłała mu kolejne spojrzenie, teraz ju
Ň
pełne rozdra
Ň
nienia.
– Tylko nie mów, prosz
ħ
,
Ň
e on nie nadaje si
ħ
na m
ħŇ
a, bo nie uwierz
ħ
. Znam kuzynk
ħ
lorda Luffensby. Dała mi do zrozumienia,
Ň
e ma on bardzo przyzwoite dochody i
Ň
e nie
skłania si
ħ
ku typowym dla m
ħŇ
czyzn nałogom.
– Ku typowym nie, to pewne.
Po dłu
Ň
szej chwili ciszy Violet si
ħ
odezwała.
– No, mów
Ň
e wreszcie, bo obie umrzemy tu z ciekawo
Ļ
ci.
– Nie wiem, czy wypada. Jak zechciała
Ļ
łaskawie zauwa
Ň
y
ę
, s
Ģ
tu damy. – Kit przerwał i
zerkn
Ģ
ł na Eliz
ħ
. – I to niezam
ħŇ
ne.
– Ale
Ň
, na Boga, o co znów chodzi? Chyba nie takie straszne,
Ň
eby Eliza nie mogła
słucha
ę
. A zreszt
Ģ
, nie jest ju
Ň
przecie
Ň
naiwn
Ģ
pensjonark
Ģ
.
Kit, namy
Ļ
laj
Ģ
c si
ħ
, dotkn
Ģ
ł warg palcem.
– Niektórzy znajomi nazywaj
Ģ
go ciotk
Ģ
Luffensby.
Ciotka Luffensby? Eliza zmarszczyła czoło. Mo
Ň
e chodziło o garderob
ħ
lorda? Owszem,
Luffensby zdradzał niejakie zamiłowanie do nazbyt wytwornych strojów, ale bez przesady.
Spojrzała na przyjaciółk
ħ
, równie zdezorientowan
Ģ
jak ona.
– Obawiam si
ħ
,
Ň
e musisz si
ħ
wyra
Ň
a
ę
ja
Ļ
niej – powiedziała Violet.
– Ja
Ļ
niej? – Kit przewrócił oczami i wydał zbolałe westchnienie. – Jak na kobiet
ħ
, która
czyta po łacinie i grecku, a mówi w pi
ħ
ciu nowo
Ň
ytnych j
ħ
zykach, czasami nie jeste
Ļ
zbyt
bystra.
– Nie musisz od razu by
ę
niemiły. Po prostu powiedz, o co chodzi. Niemo
Ň
liwe,
Ň
eby to
było co
Ļ
a
Ň
tak skandalicznego.
– No, dobrze. A wi
ħ
c, on… hm… lubi m
ħŇ
czyzn.
– I có
Ň
w tym niezwykłego? Bardzo wielu d
Ň
entelmenów lubi przebywa
ę
w m
ħ
skim
towarzystwie. Nie wiem, dlaczego robisz z tego taki wielki… Och! – Urwała, podnosz
Ģ
c
brwi. – Och! Och.
Eliza przygl
Ģ
dała si
ħ
obojgu, wci
ĢŇ
nie do ko
ı
ca rozumiej
Ģ
c, o czym mówi
Ģ
. A
Ň
nagle
przypomniała sobie fragment przeczytanej kiedy
Ļ
ksi
ĢŇ
ki historycznej o m
ħŇ
czyznach
przejawiaj
Ģ
cych poci
Ģ
g do tej samej płci. Zdziwiło j
Ģ
to bardzo. Nigdy by nie uwierzyła,
Ň
e
takie rzeczy wci
ĢŇ
jeszcze miały miejsce. I to w dzisiejszej Anglii!
Na jej policzkach wykwitł rumieniec.
– Otó
Ň
to. – Kit wyci
Ģ
gn
Ģ
ł nogi i skrzy
Ň
ował je w kostkach. – Z kim
Ļ
takim raczej nie
zało
Ň
ysz rodziny, a rozumiem,
Ň
e tego wła
Ļ
nie chcesz?
Rodzina, pomy
Ļ
lała Eliza, to dokładnie to, czego pragn
ħ
. Był to główny powód, dla
którego zdecydowała si
ħ
wyj
Ļę
za m
ĢŇ
. Przygn
ħ
biona rozmow
Ģ
, opu
Ļ
ciła ramiona.
– Dobrze, pomy
Ļ
lmy. – Violet wydobyła z kieszeni sukni biał
Ģ
jedwabn
Ģ
chusteczk
ħ
i
zacz
ħ
ła przeciera
ę
okulary. – Dostawała
Ļ
ostatnio tyle kwiatów i prezentów, musi si
ħ
znale
Ņę
kto
Ļ
odpowiedni.
– Nie ma nikogo takiego! – j
ħ
kn
ħ
ła Eliza. – Och, Violet, nie widzisz? To nie ma sensu.
ņ
aden z nich si
ħ
nie nadaje z takiego czy innego powodu. Albo chodzi im tylko o mój
maj
Ģ
tek, albo maj
Ģ
jaki
Ļ
wstydliwy sekret, który chcieliby zatuszowa
ę
za pomoc
Ģ
mał
Ň
e
ı
stwa.
Violet wło
Ň
yła okulary, po czym wyci
Ģ
gn
ħ
ła r
ħ
k
ħ
i poklepała dło
ı
Elizy.
– No, no. Nie zniech
ħ
caj si
ħ
tak szybko. Sezon jeszcze si
ħ
nawet nie zacz
Ģ
ł. Nie wiadomo,
jacy kawalerowie przyjad
Ģ
do miasta w najbli
Ň
szych tygodniach. Na pewno pojawi si
ħ
kto
Ļ
,
kto dałby sobie wybi
ę
przednie z
ħ
by,
Ň
eby tylko ci
ħ
po
Ļ
lubi
ę
.
– Z
ħ
by? Mo
Ň
e najwy
Ň
ej spróchniały trzonowy. – Eliza pokr
ħ
ciła głow
Ģ
. – Spójrzmy
prawdzie w oczy.
ņ
aden porz
Ģ
dny człowiek nie starał si
ħ
o mnie, gdy ciotka jeszcze
Ň
yła. I
Ň
aden nie zechce mnie teraz. Czasem my
Ļ
l
ħ
,
Ň
e byłoby lepiej, gdyby ciotka nie pokłóciła si
ħ
z
kuzynem Philipem i nie wykluczyła go z testamentu. Ubóstwo chyba nie stwarza tylu
problemów.
– Ubóstwo stwarza wył
Ģ
cznie problemy. I nie opowiadaj o sobie takich bzdur. Dobrze
wiem,
Ň
e wcale nie chciałaby
Ļ
wróci
ę
do dawnego
Ň
ycia. Ta starucha, wybacz brak szacunku
dla zmarłych, zbyt długo si
ħ
nad tob
Ģ
pastwiła,
Ň
eby
Ļ
teraz nie mogła si
ħ
cieszy
ę
zasłu
Ň
onymi
wygodami. Je
Ļ
li ktokolwiek zasługuje na jej maj
Ģ
tek, to tylko ty.
– Mo
Ň
e i tak, ale dotychczas nie przyniósł mi wiele dobrego.
– Ju
Ň
wiem! Potrzebujesz mentora. Kogo
Ļ
obytego w towarzystwie, kogo
Ļ
, kto by nadał ci
nieco ogłady. Nauczył odpowiedniego zachowania i dodał pewno
Ļ
ci siebie,
Ň
eby
Ļ
nie milkła
speszona, kiedy kto
Ļ
si
ħ
do ciebie zwraca.
ņ
eby
Ļ
mogła si
ħ
pokaza
ę
od najlepszej strony.
Violet urwała, wygładzaj
Ģ
c na kolanie eleganck
Ģ
wełnian
Ģ
sukni
ħ
dzienn
Ģ
w kolorze
lawendy.
– Wiesz przecie
Ň
,
Ň
e kiedy
Ļ
byłam podobna do ciebie. W towarzystwie straciłam wszelk
Ģ
Ļ
miało
Ļę
, nie umiałam skleci
ę
jednego zdania. A potem, kiedy zamieniłam si
ħ
z Janette i
zamiast niej po
Ļ
lubiłam Adriana… Co było robi
ę
, musiałam si
ħ
zmieni
ę
. Mówi
ħ
ci, gdyby nie
Kit… – Przerwała nagle i przez dług
Ģ
chwil
ħ
w skupieniu patrzyła na szwagra. Nagle
roze
Ļ
miała si
ħ
wesoło. – Ale
Ň
tak! Dlaczego wcze
Ļ
niej na to nie wpadłam?
– Na co? – zapytała Eliza.
– Ty i Kit. Przecie
Ň
to doskonały pomysł. Kit pomo
Ň
e ci znale
Ņę
dobrego m
ħŇ
a.
– Co takiego? – Kit poderwał si
ħ
gwałtownie, potr
Ģ
caj
Ģ
c fili
Ň
ank
ħ
. Chwycił j
Ģ
zr
ħ
cznie i
tylko to uratowało go od oblania gor
Ģ
c
Ģ
herbat
Ģ
modnych obcisłych spodni z ko
Ņ
lej skórki.
Nie chc
Ģ
c ryzykowa
ę
poparzenie, zwłaszcza tak delikatnych cz
ħĻ
ci ciała, odstawił fili
Ň
ank
ħ
na stolik.
S
Ģ
dz
Ģ
c po wyrazie twarzy, Eliza Hammond była równie wstrz
ĢĻ
ni
ħ
ta. Zdecydowanym
gestem obci
Ģ
gn
Ģ
ł kamizelk
ħ
.
– Chyba si
ħ
przesłyszałem. Czy
Ň
by
Ļ
proponowała,
Ň
ebym został swatem panny
Hammond?
– Nie b
ħ
dziesz jej wcale swata
ę
. Bez kłopotu znajdziemy kandydatów do jej r
ħ
ki. Ty
byłby
Ļ
tylko jej mentorem, przecie
Ň
wła
Ļ
nie o tym mówiłam. Pomógłby
Ļ
nam ustali
ę
, którzy
z adoratorów nie s
Ģ
odpowiedni, a przede wszystkim nauczyłby
Ļ
j
Ģ
obycia, tak, jak kiedy
Ļ
mnie. Musi nabra
ę
pewno
Ļ
ci siebie w towarzystwie, umie
ę
si
ħ
zachowa
ę
i wyzby
ę
si
ħ
nie
Ļ
miało
Ļ
ci.
– Có
Ň
, chyba nie najlepiej si
ħ
nadaj
ħ
do tej roli – wybełkotał, usiłuj
Ģ
c przerwa
ę
szwagierce, nim rozwinie t
ħ
obł
Ģ
kan
Ģ
my
Ļ
l.
– Wła
Ļ
nie,
Ň
e si
ħ
nadajesz – stwierdziła z przekonaniem Violet. – Kto zrobiłby to lepiej od
ciebie? Po pierwsze, nale
Ň
ysz do rodziny, wi
ħ
c nie trzeba ci b
ħ
dzie tłumaczy
ę
szczegółów
naszego projektu. Poza tym, znasz cał
Ģ
Ļ
mietank
ħ
towarzysk
Ģ
. To wszystko twoi przyjaciele
albo znajomi twoich przyjaciół. No i sporo o nich wiesz, co nam przed chwil
ħ
udowodniłe
Ļ
.
– Nie znam całej socjety. Przypominam ci,
Ň
e długo podró
Ň
owałem. Do tej pory nie
nadrobiłem jeszcze zaległo
Ļ
ci towarzyskich. – Oskar
Ň
ycielsko zmru
Ň
ył oczy. – I nie
sugerujesz, nam nadziej
ħ
,
Ň
e jestem plotkarzem?
– Ale
Ň
sk
Ģ
d! – zapewniła Violet. – Po prostu jeste
Ļ
sympatyczny i lubiany. Ludzie mówi
Ģ
ci rzeczy, o których ani ja, ani Eliza nigdy by
Ļ
my si
ħ
nie dowiedziały. A to mo
Ň
e okaza
ę
si
ħ
pomocne, bo b
ħ
dziesz potrafił wyeliminowa
ę
wszystkich łajdaków i oszustów. Pozostan
Ģ
sami przyzwoici d
Ň
entelmeni, spo
Ļ
ród których Eliza spokojnie wybierze sobie m
ħŇ
a. tym
sposobem b
ħ
dzie mogła cał
Ģ
uwag
ħ
po
Ļ
wi
ħ
ca
ę
swoim uczuciom do poszczególnych
konkurentów, bez obaw o czysto
Ļę
ich intencji. Naprawd
ħ
, nie widz
ħ
nikogo, kto lepiej ni
Ň
ty
sprawdziłby si
ħ
w tej roli.
Kit powstrzymał bolesny grymas. Gdyby wiedział,
Ň
e tych kilka uwag przyniesie tak
zgubne skutki, trzymałby j
ħ
zyk za z
ħ
bami. Powinien był je
Ļę
, ot co. Je
Ļę
i nie odzywa
ę
si
ħ
ani
słowem.
Na my
Ļ
l o jedzeniu odczuł nagł
Ģ
potrzeb
ħ
podreperowania nadw
Ģ
tlonych sił, skubn
Ģ
ł wi
ħ
c
z tacy kolejne ciastko, a wyborny smak truskawek ze
Ļ
mietan
Ģ
ukoił nico jego nerwy.
– Nie jestem
Ň
adnym projektem – powiedziała Eliza zduszonym głosem.
– O co ci chodzi, kochanie? – zapytała Violet, zwracaj
Ģ
c si
ħ
w stron
ħ
przyjaciółki.
– Mówi
ħ
,
Ň
e nie jestem
Ň
adnym projektem. Tak mnie wcze
Ļ
niej nazwała
Ļ
.
ņ
adne z was nie
ma obowi
Ģ
zku si
ħ
nade mn
Ģ
litowa
ę
. Sama dam sobie rad
ħ
.
Wygłosiwszy t
ħ
krótk
Ģ
przemow
ħ
, Eliza spu
Ļ
ciła wzrok i splotła ciasno dłonie, a
Ň
pobielały jej kostki.
Plik z chomika:
ZBIGNIEW-JULIUSZ
Inne pliki z tego folderu:
Jej sekret - Foley Gaelen.pdf
(16031 KB)
Alchemia - Quick Amanda.pdf
(1633 KB)
Cienie przeszłości - Dailey Janet.pdf
(1355 KB)
Anielski hultaj ( Miłość szpiega ) - Putney Mary Jo.pdf
(1445 KB)
Aksamit - Feather Jane.pdf
(603 KB)
Inne foldery tego chomika:
#Te polecam
★ Niespodziewane szczęście
✿Nowe ebooki1111
❤❤❤ Nie chowaj tej książki przed żoną i tak kupi sobie nową - cała seria❤❤❤
❤❤❤ ROMANS HISTORYCZNY - cała seria ❤❤❤ (marinella86)
Zgłoś jeśli
naruszono regulamin