Pronzini Bill - Diabelski czas.doc

(1114 KB) Pobierz
NICKY PELLEGRINO

BILL
PROZINI

Diabelski
czas

Tytuł oryginału: IN AN EVIL TIME

Przekład:
Anna Kiełczewska
Marta Kiełczewska

C&T
TORUŃ

Dla Marka Terry'ego.

Przyjaciela, współłowcy książek
oraz przewodnika po cyberprzestrzeni.


Bo też i nie zna człowiek swego czasu,

jak ryby, które się łowi w sieć zdradliwą,

i jak ptaki w sidła schwytane.

Jak one, tak uwikłani zostaną ludzie w złej chwili,

gdy spadnie na nich znienacka.

Księga Koheleta 9,12

CZĘŚĆ I
*
PIERWSZA POŁOWA MAJA
- RAKUBIAN

1

Środa w nocy

Siedział w swoim czarnym lexusie, zaparkowanym na ciemnej ulicy, czekając z zaschniętymi ustami na człowieka, którego miał zabić.

Tarcza jego zegarka wskazywała za dwadzieścia jedenastą. Siedział tu już godzinę i wciąż ani śladu po Rakubianie. Każda minuta w życiu tego zorganizowanego sukinsyna była zazdrośnie wyliczona - reżim regulujący jego wieczory w tygodniu był tak rygorystyczny, jak rekruta w wojsku... Od dawna więc powinien być już w domu.

Hollis zmienił pozycję, żeby rozluźnić przykurczone mięśnie, odczuwał coraz większe parcie na pęcherz. W mroźnych ciemnościach mógł słyszeć bicie swojego serca, czy raczej wydawało mu się, że mógłby. Równomierne. Przyspieszone, ale równomierne. Jedna ręka spoczywała spokojnie na udzie, drugą trzymał na woodsmanie, leżącym na siedzeniu obok. Nie wilgotniały mu dłonie, nie pocił się. Miał tylko tak wysuszone usta, że czuł, że zaraz nie będzie w stanie przełykać śliny, czuł, jak jego nerwy drgają mu w środku, niczym wijące się glisty.

Po przeciwnej stronie tonącej we mgle ulicy, zza plątaniny rosnących przed domem cisów i krzewów, majaczył czernią dom Rakubiana o niewyraźnych konturach. Niewielki dom zbudowany według standardów St. Francis Wood, w stylu hiszpańskim, usytuowany był z dala od ulicy i z dala od sąsiadów. Rząd eukaliptusów biegł wzdłuż zachodniej strony, cienie ich wysmukłych konturów były gęste niczym niezmącony atrament. To była jedna korzyść. Drugą była mgła. Była na tyle gęsta, że rozmazywała światła i zacierała kształty, dobrze go kryjąc, kiedy szedł w stronę domu i z powrotem, prawie równie skutecznie, jak kryła go teraz za gęstą warstwą wilgoci, która osiadła na przedniej szybie.

Dom i posiadłość były dosyć znajome - razem z Cassie odwiedzał kilkakrotnie Angelę w początkowych miesiącach, kiedy jej małżeństwo było jeszcze do zniesienia i kiedy ukrywała prawdę o Rakubianie. Przez lojalność, nie ze strachu. Ale jednocześnie to miejsce było całkowicie obce. Nigdy do niej nie należało, on nigdy nie pozwolił na to, żeby w jakimkolwiek stopniu było jej. Umeblowanie, wystrój, zagospodarowanie zieleni, wszystko było starannie wybrane i surowo zarządzane przez Rakubiana. Tak samo jak ją sobie wybrał i nadal usiłował kontrolować, mimo że został orzeczony ich rozwód. Rakubian, ten maniak kontroli! Rakubian, ten psychotyczny zwyrodnialec!

Jeszcze raz Hollis zaczął sobie przypominać noc sprzed sześciu tygodni, kiedy Angela miała już dosyć i kiedy cała ohydna prawda wyszła na jaw. Szczegóły, niczym kwas, wypaliły ślady na ścianach jego mózgu. Angela stojąca na ciemnej werandzie z Kennym płaczącym obok niej, ściskającym ją za rękę, pobladłym, skulonym, mówiąca zranionym głosem małej dziewczynki: - Tatusiu, czy możemy wejść do domu, proszę, czy możemy wejść do domu? Jej zawstydzone pokazywanie siniaków, obrzęków, strupów po nacięciach i zadrapaniach. Starych i świeżych śladów. Jej przyznanie się do bycia bitą przez Rakubiana, najczęściej pięścią, ale tamtej nocy zabytkową laską, i opowieść o jego groźbach, że będzie jeszcze gorzej, jeżeli nie będzie go słuchała. Nazywał to dyscypliną - karanie za wyimaginowane flirty czy przekroczenie jednej z wielu surowych zasad zachowania się żony. Wreszcie jej opłakana, przybita boleść w głosie, kiedy prosiła ich o wybaczenie, że tak długo to trwało, mówiąc: - Odeszłabym od niego wcześniej, gdyby skrzywdził Kenny'ego, ale nic mu nie zrobił... Straszył go, ale nigdy go nie uderzył. Tak naprawdę Kenny dla Davida nie istniał, bo jest synem innego mężczyzny. On ma obsesję na moim punkcie, to mnie chce skrzywdzić.

Hollis trzymał się tych wspomnień, używając ich niby miechu do podtrzymania ognia swojej nienawiści i determinacji. To było to, co miało mu umożliwić wyjście z samochodu, kiedy Rakubian w końcu wróci do domu, dojście do drzwi, naciśnięcie dzwonka i strzelenie mu z bliska prosto w głowę, kiedy je otworzy.

Żadnych słów, żadnego wahania.

Spojrzeć mu prosto w oczy i zastrzelić go.

Odebrać ludzkie życie, nawet tak chore i nic nie warte, jak Davida Rakubiana. On, Jack Hollis, prawy obywatel, mocno wierzący w judeochrześcijańską etykę oraz świętość życia ludzkiego z zimną krwią popełni morderstwo z premedytacją.

Po prostu nie było żadnej innej opcji. Tak często rozmyślał nad różnymi rozwiązaniami, ale żadne nie było dobre. Co do jednego eksperci byli zgodni - nic tak skutecznie jak śmierć nie powstrzyma zaangażowanego prześladowcy. Ani orzeczenie rozwodowe, ani prawo zakazujące prześladowania, ani nakazy sądowe, ani grupy wsparcia, ani całodobowa ochrona, ani zmiana przez ofiary miejsca zamieszkania i nazwiska, ani nawet wynajęcie kilku zbirów, żeby połamali mu kości. A Rakubian był dokładnie kimś takim - zaangażowanym i niebezpiecznym prześladowcą. Mówiły o tym wszystkie listy i telefony, z ledwie skrywanymi i nasilającymi się groźbami. Podobnie jak incydent z zeszłego tygodnia - jego nagłe pojawienie się, kiedy Angela była w Long Drugs, próba zmuszenia jej i Kenny'ego, żeby wsiedli do samochodu, na oczach świadków, pobicie jej, kiedy stawiała opór. Został aresztowany, a kilka godzin później wyszedł za kaucją. Kiedy sędzia w końcu wydał nakaz sądowy, on już w międzyczasie znalazł sposoby, chytre sztuczki prawne, żeby go obejść.

Hollis przywołał kolejne wspomnienie - rozmowę w biurze Rakubiana, tego dnia, kiedy popełnił błąd i poszedł się z nim zobaczyć, niedługo po tym, jak Angela wróciła do domu.

- Nie masz prawa ingerować w moje osobiste sprawy, Hollis. Angela nie jest już twoja, jest moja.

- Cholera, właśnie, że jest moja! Wystąpiła o rozwód, nie chce mieć już z tobą nic wspólnego.

- Nie wierzę w rozwody. Nie wyrażę na to zgody. Angela nigdy nie będzie ode mnie wolna. Dlaczego ani ty, ani ona nie możecie tego zrozumieć? Zawsze będzie moją żoną. I zawsze będę ją kochał, bardziej niż życie.

- Bijesz ją jak psa.

- Ukarałem ją. Żona potrzebuje dyscypliny, żeby nauczyć się wiernie trwać przy mężu.

- Jesteś przeklętym sadystą, Rakubian.

- Ależ nie. Jestem raczej staromodnym realistą. Świat byłby lepszy, gdyby było więcej takich mężczyzn jak ja. Swoje małżeńskie przysięgi i obowiązki traktuję poważnie i wierzę w nie co do joty. Na dobre i na złe, dopóki śmierć nas nie rozłączy.

- Nie pozwolę ci jej więcej skrzywdzić.

- Nie masz w tej kwestii nic do powiedzenia. Co zrobię bądź czego nie zrobię, to sprawa pomiędzy mną a moją żoną.

- Trzymaj się od niej z daleka! Trzymaj się z daleka od mojego wnuka!

- Sugerowałbym raczej, żebyś zapamiętał, co ci powiedziałem i powtórzył Angeli, żeby o tym nie zapominała. Na dobre i na złe, dopóki śmierć nas nie rozłączy.

To, co te słowa niosły ze sobą, ta obietnica, była krystalicznie czysta - jeżeli on jej nie może mieć, to nikt inny jej mieć nie będzie. Dokładnie tak, nie było co do tego wątpliwości - Rakubian miał klasyczny profil niebezpiecznego dla otoczenia prześladowcy. Sztywny niczym kamień, egotyczny, cierpiący na urojenia, socjopatologiczny. Tykająca bomba z opóźnionym zapłonem. Pozwolić mu żyć oznaczało, że prędzej czy później eksplodowałby w najgorszy możliwy do wyobrażenia sposób.

Przede wszystkim odebranie mu życia nie było zabójstwem...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin