Katee Robert - Szczęśliwa zamiana.docx

(203 KB) Pobierz

Katee Robert

 

Szczęśliwa zamiana

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

SPIS TREŚCI

Rozdział 1

Rozdział 2

Rozdział 3

Rozdział 4

Rozdział 5

Rozdział 6

Rozdział 7

Rozdział 8

Rozdział 9

Rozdział 10

Rozdział 11

Rozdział 12

Rozdział 13

Rozdział 14

Rozdział 15

Rozdział 16

Rozdział 17

Rozdział 18

Rozdział 19

Rozdział 20

Rozdział 21

Rozdział 22

Rozdział 23

Podziękowania

              Tomowi

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Rozdział 1

 

Tej nocy miała uwieść idealnego faceta. Oczywiście, najpierw musiała zebrać się na odwagę i zrobić pierwszy krok.

Schody piętrzyły się w nieskończoność. Wprawdzie Elle dobrze wiedziała, że stopni prowadzących do mieszkania nad galerią jest — jak zawsze — tylko trzynaście, a jednak wszystko wydawało się jakieś inne. Czy ściany nie zbliżyły się nieco do siebie? Poprawiła płaszcz, usiłując się ochłodzić. Nawet późną nocą wciąż było zdecydowanie za ciepło na takie ubranie, ale nie mogła pląsać po schodach w samej bieliźnie, prawda?

Chwyciła poręcz tak mocno, że pobielały jej kłykcie. Miała to zrobić? Serio? Wciąż jeszcze mogła się wycofać i udawać, że nigdy nie wpadła na ten szalony pomysł. Wszystko potoczyłoby się starym rytmem. Dalej pracowałaby w galerii, a Nathan nigdy nie zorientowałby się, że jest nim zainteresowana.

Ta myśl zaciążyła jej jak ołów. O, nie. Jeśli teraz zawróci, nigdy nic się między nimi nie zmieni. Nathan w ogóle nie chwytał jej oczywistych aluzji. Mimo to Elle wciąż miała nadzieję, że uchroni się przed zakusami matki, która zaczęła ją swatać, i znajdzie sobie faceta, którego jest w stanie znieść. Nadszedł czas na bezpośredni atak.

Gdy w zeszłym roku Ian zasugerował, żeby Elle aplikowała na stanowisko koordynatorki do galerii, tylko wytrzeszczyła oczy — czy naprawdę mogłaby pracować razem z kumplem z wojska własnego brata? Ale wystarczyło, że raz tam poszła i wpadła po uszy. Chociaż Nathan skupiał się na metalowej rzeźbie, to w swoich galeriach wystawiał wszelkie rodzaje sztuki. Zupełnie jakby zajrzał do głowy Elle, wyciągnął z niej wizję raju i postanowił ją zrealizować.

No i był jeszcze Nathan. Elle spodziewała się, że będzie podobny do Iana — opiekuńczy, o wyrazistej osobowości, być może z poważnymi kłopotami z panowaniem nad agresją. Tymczasem właściciel galerii okazał się zupełnie inny. Był spokojny i, chociaż miał wyjątkowo złośliwe poczucie humoru, nigdy nie przekraczał granic nieuprzejmości. No i był niesamowicie przystojny — wysoki, ze złocistymi włosami i błękitnymi oczami, które figlarnie błyszczały. Godzinami rozmawiali o sztuce i kłócili się o różne rzeczy. Elle nie miała więcej wymagań. Dokładnie kogoś takiego, czyli mężczyzny na poziomie, kazała jej szukać matka. A Nathan przerastał o dwie głowy różnych kandydatów, z którymi się umawiała Elle.

Znów przystanęła, balansując na stopniu. No dobra, może nie było między nimi jakiejś spektakularnej chemii, kiedy wchodzili do tego samego pokoju. I może, gdyby wszystko zależało od Elle, wybrałaby sobie innego partnera. Ale na tym właśnie polegał problem. Elle nauczyła się, i to na własnych bardzo przykrych błędach, że ma fatalny gust co do mężczyzn. W jej przypadku wielkie zauroczenie zwiastowało tylko złamane serce. To, że Nathan nie powalał jej na kolana (nie licząc dyskusji o charakterze akademickim), nie oznaczało, że nic nie może się z tego rozwinąć. A tego wieczoru miała posunąć sprawy zdecydowanie naprzód.

Przynajmniej tak planowała.

Pokonanie każdego stopnia wymagało od niej niesamowitego wysiłku. Gdy dotarła na szczyt, oddychała z takim trudem, jakby przebiegła kilometr czy dwa. Żałosne. Stać ją było na więcej. Serio.

Wyprostowała się i zmusiła, by skręcić w wąski korytarz prowadzący do samotnych drzwi. Na parkingu stał samochód Nathana, więc tej nocy powinien spać w lofcie nad galerią. Tak podejrzewała, odkąd wspomniał, że zaczął pracować nad czymś nowym. Kiedy wymyślał jakiś projekt, zachowywał się jak nawiedzony — interesowało go wyłącznie wcielenie idei w życie.

W ciemnościach zamajaczyły drzwi z ciemnego drewna, które kontrastowało z bladą zielenią ścian. W normalnych okolicznościach takie zestawienie działałoby na nią kojąco, ale teraz czuła tylko pulsujący niepokój. Dotknęła dziwnie zimnej klamki i weszła do ciemnego mieszkania. W świetle jedynej włączonej lampki zerknęła na wielkie płótno w salonie. To na nim Nathan projektował rzeźby przed etapem spawania fragmentów. Jeszcze nie dopracował tej koncepcji, nie był pewien, które rozwiązanie wybierze, ale emanujące brutalną siłą czernie i czerwienie zjeżyły Elle włoski na karku. Czuła, że ta nowa rzeźba jej się nie spodoba. Ale i tak na pewno sprzeda się za horrendalną cenę, jak wszystkie dzieła Nathana.

Elle minęła sypialnię dla gości i kuchenną ladę. Szła do pokoju Nathana. Jej serce zaczęło bić tak szybko, że omal nie wyskoczyło jej z piersi. A przynajmniej tak jej się zdawało. Wciąż jeszcze mogła się wycofać.

Rozpięła płaszcz i ostrożnie położyła go na stołku. Gdy otuliło ją chłodne powietrze, jej naga skóra pokryła się gęsią skórką. Elle wygładziła falbanki seksownej bielizny i próbowała się skoncentrować. Krótka koszulka nie opinała jej tak mocno jak inne, które przymierzała. Chociaż była cieniutka, falbanki na piersiach i biodrach skutecznie ukrywały strategiczne miejsca. Elle pogładziła jedwabisty materiał na brzuchu. Prosty krój przodu świetnie kontrastował z falbankami. Strój był bardzo kobiecy, ale nie wulgarny. Nie naruszał granic przyzwoitości.

Wzniosła oczy do nieba. Ładny dowcip. Właśnie sama przekroczyła te granice i już nie pamiętała, gdzie leżały. Seksowna bielizna wydawała się świetnym pomysłem, gdy Elle ją kupowała. Teraz, gdy stała w niej w ciemnościach, miała sporo wątpliwości.

Przygryzła wargę i wyciągnęła prezerwatywę z kieszeni płaszcza. Gdzie do diabła ją schować? Może powinna po prostu sobie darować… Nie. Planowała w przyszłości rodzinę, ale ciąża w wyniku tej nocy byłaby kompletnym koszmarem. Brała tabletki dopiero od miesiąca. A jeśli jeszcze nie działały? Przesunęła dłońmi po ciele w poszukiwaniu odpowiedniego schowanka, ale nic takiego nie znalazła. Ale, poważnie, co powinna zrobić z tym kondomem? Trzymać go w ręku? Zatknąć za biustonosz koszulki? Naprawdę czuła, że się do tego nie nadaje.

Ściskając prezerwatywę tak mocno, jakby mogła jej uratować życie, zaczerpnęła głęboko powietrza i uchyliła drzwi od pokoju Nathana — tylko na tyle, by się wślizgnąć. Była tam wcześniej tylko parę razy, ale nawet w egipskich ciemnościach wiedziała, że wielkie łóżko stoi dokładnie naprzeciwko drzwi. Dobra. Postanowiła, że to zrobi. Ruszy do boju jak lwica.

Szkoda tylko, że czuła się raczej jak kociątko.

Gabe właśnie śnił najwspanialszy sen życia.

Jakaś kobieta weszła mu do łóżka, dotknęła jego ramienia i cichutko coś szepnęła. Przekręcił się i przeciągnął, zaintrygowany tym szeptem. Był ciekawy, co też podświadomość przygotowała mu na tę noc. Kobieta zbliżyła się na tyle, że wyczuwał już ciepło jej ud przez prześcieradło. Mmmm, to będzie coś wspaniałego.

Gabe chciał więcej. Objął ją ramieniem w pasie i przyciągnął mocno do siebie. Była szczupłym i delikatnym stworzeniem, zupełnym przeciwieństwem kobiet, na które zwykle polował. Pewnie podświadomość uznała, że czas na zmiany. Gdy nieśmiało przesunęła ręką po jego ramieniu i udzie, po czym delikatnie do niego przylgnęła, uznał, że może jednak warto próbować nowości. Bo to wydawało się zbyt piękne, żeby było prawdziwe.

Kto by powiedział, że wystarczy wbić się na noc do galerii braciszka, żeby wyśnić sobie kobietę marzeń? Po powrocie z Los Angeles Gabe marzył wyłącznie o posiłku i piwie, więc kiedy Nathan zadzwonił, żeby przywitać go w domu, nie opierał się propozycji noclegu. Nigdy nie podjął lepszej decyzji.

Westchnął i umościł się wygodniej, w oczekiwaniu na długi, cudowny sen — właśnie tego potrzebował po tych wszystkich aferach w Los Angeles — ale wtedy kobieta odnalazła wargami jego szyję i zadrżała.

Chwileczkę. Chwila, moment, do jasnej cholery! Tych ust nie wymyśliła wyobraźnia. One były prawdziwe. Prawdziwe usta — i zdecydowanie prawdziwy dreszcz.

Gabe otworzył szeroko oczy i wpatrzył się w mrok. Niech to, wcale nie śnił. W jego łóżku była kobieta.

Ona tymczasem jakby nigdy nic całowała jego podbródek tak słodko i delikatnie, że odebrało mu dech. Tak, doskonale wiedział, że nie powinien zostawać w łóżku, ale poczuł w piersiach tęsknotę, niemalże bolesne pragnienie, którego nie mógł zignorować. Podniósł lekko głowę, żeby zapewnić lepszy dostęp jej ustom, zastanawiając się jednocześnie, co zrobić. Wyrzucić ją na zbity tyłek? Pozwolić, żeby ocierała się o niego tym miękkim ciałem? Zaraz, to ostatnie miało być tym złym wariantem, tak? Mętna sprawa. Nie wiedział nawet, kim jest ta laska.

Jeszcze kilka lat temu taki drobiazg by go nie powstrzymał, ale nie prowadził już takiego życia. Nie chciał być tamtym facetem.

Pocałowała go jeszcze raz, tym razem niebezpiecznie blisko ust. Gabe nie mógł się skupić, dopóki wciąż czuł na sobie jej wargi, więc położył ręce na jej ramionach i odsunął się odrobinę, żeby stworzyć minimalny dystans. Kobieta odwróciła głowę i złożyła mokry pocałunek na jego dłoni, co na chwilę kompletnie obezwładniło Gabe’a. Och, Boże! Powinien wyjść z łóżka i stanowczo zapytać, co się właściwie, do cholery, dzieje. Ile razy usiłował załagodzić kolejną falę samotności jakąś dziewczyną na jedną noc, a potem budził się i otaczała go jeszcze gorsza pustka niż poprzednio?

Ale zanim zdołał rozplątać ich ciała, kobieta przesunęła rękę w dół na jego klatkę piersiową, a jej palce zatańczyły na okrywającym Gabe’a prześcieradle, które nagle okazało się o wiele za cienkie. Stłumił jęk. A niech to szlag! Nie zapomni jej imienia następnego dnia, bo nawet go nie poznał, prawda? Może ta kobieta zdoła na moment wygonić z niego kąsający chłód. Z konsekwencjami mógł zmierzyć się rano.

— Jesteś pewna? — O rany, jego głos był tak zachrypnięty od snu, że brzmiał zupełnie obco.

Jej westchnienie przetoczyło się przez całe ciało. Gabe odkrył, że wstrzymuje oddech w oczekiwaniu na odpowiedź. A gdy nadeszła, była tak cicha, że z trudem zrozumiał słowa.

— Tak, jestem pewna.

Pracując w nocnych klubach mnóstwo czasu spędzał z barmanami i starymi tygrysicami, kobietami, które doskonale wiedziały, czego chcą, i nie wahały się po to sięgać. Podobało mu się to, jak bardzo inna była ta dziewczyna, jak drżała, gdy obejmowała go za szyję, jak ostrożnie — cholera, kręciła go ta ostrożność! — wysuwała język, by dotknąć jego dolnej wargi. Pozwolił jej wedrzeć się do środka. Jej smak, połączenie mięty i kobiecości, przyprawił go o zawrót głowy. Był taki… świeży. Niewinny. Doskonały.

Gabe raczej nie przyciągał niewinnych dziewczyn — takie trzymają się z daleka od tatuaży, które pokrywają pół tułowia i sięgają aż po szyję. Wystarczało im jedno spojrzenie, by domyślić się, że Gabe nie jest typem rycerza na białym koniu.

Miały rację.

Ale może on chciałby być takim rycerzem?

Gabe wyłączył tę nazbyt refleksyjną część umysłu i pozwolił sobie cieszyć się nowym doświadczeniem. Jej ręka powędrowała w górę klatki piersiowej, zatrzymała się na moment w okolicach sutków, potem dotarła do szczęki. Każde muśnięcie było lekkie, jakby kobieta dotykała jakiegoś skarbu. Gabe płonął, był tak gotowy jak nigdy dotąd, nie wystarczało mu już samo dotykanie nieznajomej. Instynkt mówił mu, żeby natychmiast posadził kobietę na sobie, ale zamiast tego pogłaskał ją po karku, rozkoszując się miękką skórą i podziwiając kruchość kształtów. Zjechał dłonią niżej… falbanki i satyna… i… jeszcze więcej falbanek? Na Boga, co ta dziewczyna miała na sobie?

W końcu odnalazł jedwabiste udo. Zadrżała, a z jej gardła wydobył się jęk. Gabe zamarł. Ten cichutki jęk zadziałał na niego mocniej niż cokolwiek innego. Kielich rozkoszy się przelał. Musiał ją mieć. I to natychmiast!

Całował ją coraz namiętniej, chwycił ręką za jej udo i delikatnie ją podniósł, po czym posadził na sobie. Wydała z siebie niemal skowyt, który przemienił się w jęk, gdy zaczął poruszać biodrami. Rozdzielały ich tylko prześcieradło i jej bielizna. Puścił na chwilę jej szyję, by kopniakiem strząsnąć prześcieradło — jeden problem z głowy.

Gwałtownie zaczerpnęła powietrza i oderwała się od niego na moment.

— Jesteś nagi!

Chyba o to chodziło? Zanim Gabe zdążył zadać jej to pytanie, znów zaczęła go całować, tym razem śmielej. Ściągnął z niej koszulkę i omal nie zaklął, kiedy dziewczyna na chwilę go puściła, żeby cisnąć gdzieś ubranie. Po chwili wróciła i znów torturowała go delikatnymi muśnięciami. Sięgnął ustami do jej sutka, po czym zaczął go ssać tak mocno, że odruchowo aż zacisnęła uda. Każda jej reakcja była taka… Nawet nie wiedział, jak to nazwać. Jakby nikt jej jeszcze nigdy nie dotykał.

Gabe zajął się drugim sutkiem i smagał go językiem tak długo, aż dziewczyna zaczęła drżeć na całym ciele. Sprowadził dłoń niżej po brzuchu kobiety, chwycił ją przez jedwabne majteczki. Już teraz, po tej minimalnej grze wstępnej, była na niego gotowa. Wymacał krawędź materiału, zaczepił o niego palcem i delikatnie musnął przy tym jej rozpaloną skórę. Krzyknęła. Przestał się z nią drażnić i wsunął w jej wnętrze prowokujący palec.

Gdy poczuł, jak zaciska się wokół niego wilgotna i gorąca, pragnienie, by przewrócić dziewczynę i zanurzyć się głęboko w jej ciele opanowało go z piorunującą siłą. Ale nie. Musiał zwolnić, rozkoszować się nią, dopóki jeszcze był w stanie. Nie przestawał poruszać palcem, wrócił do piersi i okrył ją mocnymi pocałunkami. Jednocześnie wsunął w dziewczynę drugi palec. Gabe wykręcił lekko nadgarstek, szukając właściwego miejsca, by doprowadzić ją do szaleństwa.

Kiedy je znalazł, przez ciało nieznajomej przebiegł potężny dreszcz. Gabe nie przestał, bezlitośnie gładził ją palcami.

— O… och… Boże… czuję… Jeszcze nigdy…

Nigdy? Chryste, najwspanialsza noc jego życia!

Gabe objął ją w pasie drugą ręką i przytrzymał, pieszcząc ją dalej, aż w końcu wygięła plecy w łuk, odrzuciła głowę do tyłu i zatapiając paznokcie w jego ramionach, wydała z siebie przeciągły krzyk.

Jeszcze nigdy nie słyszał nic tak pięknego.

Teraz. Gabe musiał ją mieć, natychmiast. Ale po orgazmie dziewczyna nie wiedziała przez chwilę, co zrobić z rękami, chaotycznie głaskała to jego szyję, to ramiona. Gabe boleśnie pragnął więcej.

— Dotknij mnie.

Zesztywniała. Gabe miał tylko pół sekundy, żeby zastanowić się, co powiedział nie tak, bo zaraz potem usłyszał przeszywający wrzask.

Facet w łóżku to nie był Nathan! Co oznaczało, że Elle, kompletnie goła, namiętnie ujeżdżała niewłaściwego faceta.

Zaczęła niezgrabnie złazić z mężczyzny i od razu spadła z łóżka. Wprawdzie miał jakiś dziwny głos, kiedy pytał ją, czy naprawdę tego chce, ale Elle tak bardzo się pilnowała, żeby się nie wygłupić, że nie zwróciła na to uwagi. Myślała, że Nathan dopiero co się obudził. A zresztą dlaczego miałaby podejrzewać, że w łóżku Nathana śpi ktoś inny? Teraz jednak nie mogła nie zauważyć różnicy.

Potrzebowała powietrza, ale słyszała, że mężczyzna już się do niej zbliża.

— Ej, mała, co się stało?

Mała? Dopełzła pod ścianę i poszukała palcami włącznika światła. Kiedy udało jej się włączyć lampy, o mały włos nie zemdlała.

— Święty Boże!

Jak mogła pomylić tego faceta z Nathanem? Sądząc z jej wyobrażeń na temat szefa, mieli podobną — zadziwiająco podobną — budowę ciała i takie same fryzury, ale ten facet był cały wytatuowany. Elle aż jęknęła na ten widok. Nawet z daleka zauważyła, że tatuaż został pięknie wykonany — jak dzieło sztuki, nie jak oznakowanie towaru. O rany, przecież ten gość miał praktycznie nad głową wielki neon z napisem „niegrzeczny chłopiec”.

Właśnie do takich typów zawsze ją ciągnęło.

I z tej przyczyny powinna ich unikać za wszelką cenę. A tymczasem omal się z nim nie przespała.

O rany, rany, rany, rany… Wokół piersi Elle zacisnęła się mocno jakaś obręcz, uniemożliwiająca głębszy oddech. Przed oczami zatańczyły jej czarne plamki. Chyba umierała właśnie w tej chwili, w mieszkaniu Nathana. Tu znajdą jej nagie ciało, i tak zapamięta ją potomność. Jako kobietę, która zginęła w trakcie próby uwiedzenia nie tego faceta co trzeba. Matka Elle chyba przywróciłaby ją do życia tylko po to, żeby ją własnoręcznie zamordować za wstyd przyniesiony rodzinie.

Elle zakołysała się i uderzyła plecami o ścianę. Za mało powietrza. Rozpaczliwie wbiła palce we własną klatkę piersiową, jakby w ten sposób mogła zdobyć tlen. Wtedy mężczyzna chwycił ją za podbródek i zmusił, by popatrzyła mu w piękne piwne oczy.

— Oddychaj, mała. Wdech, przytrzymaj na chwilę, wydech.

Powietrze nagle wpłynęło Elle do płuc. Było go tyle, że niemal zakręciło jej się w głowie. Zadrżała, czując, z jaką siłą mężczyzna zatopił palce w jej szczęce. To nie bolało, ale nie mogła nie domyślić się, jakie inne możliwości mają tak potężne dłonie. Cholera, przecież przekonała się o tym dobitnie kilka minut wcześniej.

— Zostaw mnie — wysyczała, brutalnie odrzucając jego rękę.

Puścił ją, ale nie cofnął się tak daleko, jak by chciała.

— Coś nie tak?

Co było nie tak? Wszystko! Powinna w tej chwili kochać się z Natanem, a nie stać nago w towarzystwie obcego faceta. Omiótł wzrokiem jej piersi, więc błyskawicznie zakryła je dłońmi.

— To się nie dzieje naprawdę.

Może po prostu wyśniła to wszystko w gorączce. Tak, na pewno tak było. Pewnie właśnie leżała bezpiecznie w łóżeczku, wiercąc się w pościeli. Elle przymknęła oczy i znów je otworzyła. Aż nazbyt męska twarz znów pojawiła się w polu widzenia, a idealnie ukształtowane wargi lekko się wykrzywiły. Czemu zwracała uwagę na jego wargi?

— O Boże, to jednak dzieje się naprawdę…

Facet skrzyżował ręce na piersiach, co przypomniało jej, że on też był nagi. Wbrew woli prześliznęła się spojrzeniem po umięśnionym torsie i utknęła gdzieś na wysokości bioder. Fakt, że wciąż był podniecony, nie pomagał.

Pora spadać, Elle.

— Zaczekaj. — Wyciągnął rękę, ale tym razem uchyliła się, rozpaczliwie usiłując pozostać poza jego zasięgiem. Trudno powiedzieć, co by się stało, gdyby znów dała mu się dotknąć. — Proszę, nie odchodź.

Mężczyzna wyciągnął ręce przed siebie, jakby usiłował uspokoić spłoszonego konia. Elle nie spodobało się to porównanie. Wcale. Ruszyła bokiem w stronę drzwi.

— To był błąd. Okropna pomyłka. — Musiała się stąd wydostać.

— Jak cholera.

Porwała bieliznę z podłogi, ale po chwili zmieniła zdanie i cisnęła ją z powrotem na ziemię, a wzięła prześcieradło, które wcześniej zrzuciła z łóżka. Owinęła je wokół ciała.

— Wiesz co? To bez znaczenia. Dobra? Dobra.

Elle zmusiła się, by znów na niego spojrzeć. Co tu się działo? Odpowiedź była oczywista. Omal nie przespała się z nieznajomym. Przespałaby się z nim, gdyby się nie odezwał. Znów zaczęła z trudem chwytać powietrze na myśl o konsekwencjach.

— Myślałam, że jesteś Nathanem — wykrztusiła.

Opadł ciężko na łóżko, a przez jego twarz przemknęło wiele emocji na raz. Szok. Niedowierzanie. Poczucie winy. Coś, co mogło oznaczać żal.

Przycisnęła palce do ust.

— Muszę iść, przepraszam — oznajmiła, po czym uciekła, zamykając za sobą cichutko drzwi.

 

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin