Feehan Christine - Mrok 09 - Mroczny Obrońca.pdf

(1589 KB) Pobierz
<!DOCTYPE html PUBLIC "-//W3C//DTD HTML 4.01//EN" "http://www.w3.org/TR/html4/strict.dtd">
Tłumaczy: franekM
Tłumaczenie:
tłumaczyła milila87- rozdziały 1-8
zbetowała asiolek_007
franekM rozdziały 9 -17
858693663.001.png
Tłumaczy: franekM
Prolog – cz ęść pierwsza
Lucian
Walachia, 1940
Wie ś była zdecydowanie zbyt mała, aby oprze ć si ę armii która tak szybko ku niej
nadci ą gała. Nic nie mogło spowolni ć Turków Ottoma ń skich. Wszystko, co stan ę ło na
ich ś cie ż ce było niszczone, a ludzie mordowani w brutalny sposób. Ciała były
nabijane na nieociosane pale i pozostawione padlino ż ercom. Rzekami spływała krew.
Nikt nie został oszcz ę dzony, nawet najmłodsze dziecko ani najstarszy staruszek.
Naje ź d ź cy palili, torturowali i niszczyli, pozostawiaj ą c po sobie jedynie szczury,
ogie ń i ś mier ć .
Wie ś była niesamowicie cicha. Nawet dziecko nie odwa ż yło si ę płaka ć . Ludzie
potrafili tylko patrze ć na siebie w rozpaczy i beznadziei. Znik ą d nie było pomocy,
ż adnego sposobu aby powstrzyma ć masakr ę . Przegraj ą tak samo jak wszystkie wioski
przed nimi.
Ugn ą si ę przed straszliwym wrogiem. Było ich niewielu i jako bro ń posiadali
jedynie chłopskie narz ę dzia, aby walczy ć z przewa ż aj ą cymi hordami. Byli bezradni.
Nagle z zamglonej nocy wyłoniło si ę dwóch wojowników. Poruszali si ę jak jedna
cało ść w perfekcyjnym tempie, perfekcyjnym krokiem. Ruszali si ę z osobliw ą
zwierz ę c ą gracj ą , płynnie, gi ę tko i w absolutnej ciszy. Oboje byli wysocy i mieli
szerokie ramiona, długie powiewaj ą ce włosy i oczy pełne ś mierci. Niektórzy
mówili, ż e w gł ę biach ich lodowato czarnych oczu mogli dostrzec czerwone
płomienie piekła.
Doro ś li m ęż czy ź ni zeszli im z drogi, kobiety schowały si ę w cie ń . Wojownicy nie
rozgl ą dali si ę ani na lewo ani na prawo, a jednak widzieli wszystko. Moc przywarła do
nich niczym druga skóra. Przestali si ę rusza ć , stali si ę tak nieruchomi jak otaczaj ą ce
ich góry, podczas gdy za rozsianymi chatami, tam gdzie mieli widok na pust ą ł ą k ę
oddzielaj ą c ą ich od lasu, doł ą czył do nich przywódca wioski.
- Jakie wie ś ci? - zapytał przywódca - Ze wszystkich stron słyszymy o rzeziach. Teraz
nasza kolej. Nic nie mo ż e powstrzyma ć tego sztormu ś mierci. Nie mamy dok ą d i ść ,
Lucianie, nie mamy gdzie ukry ć naszych rodzin. B ę dziemy walczy ć , ale zostaniemy
pokonani, jak inni.
- Tej nocy podró ż ujemy szybko, Starcze, bo jeste ś my potrzebni gdzie indziej.
Powiedziano nam, Se nasz Ksi ążę został zgładzony. Musimy wróci ć do naszych ludzi.
Zawsze byłe ś dobrym i miłym człowiekiem. Gabriel i ja wyjdziemy tej nocy i zrobimy
wszystko by Wam pomóc, zanim ruszymy dalej. Wróg mo ż e okaza ć si ę bardzo
przes ą dny.
Jego głos był czysty i pi ę kny jak welwet. Ka ż dy kto go słuchał nie miał wyboru i
Tłumaczy: franekM
musiał post ą pi ć tak jak nakazał Lucian. Wszyscy którzy go usłyszeli chcieli jedynie
słucha ć go cały czas. Sam jego głos był w stanie oczarowa ć , uwie ść , zabi ć .
- Id ź cie z Bogiem - przywódca wioski wyszeptał w podzi ę kowaniu.
Dwóch m ęż czyzn ruszyło dalej w idealnym rytmie, płynnie i cicho. Kiedy tylko byli
poza zasi ę giem wzroku wioski, bez słowa i dokładnie w tym samym momencie
zmienili si ę , przyjmuj ą c form ę sów. Skrzydła uderzały silnie po ś ród nocy, kiedy
kr ąż yli wysoko nad granic ą lasu poszukuj ą c ś pi ą cej armii. Kilka mil od wioski
ziemia pod nimi była usiana setkami m ęż czyzn.
G ę sta, biała i niska mgła osun ę ła si ę ku ziemi. Wiatr przestał wia ć , tak ż e le ż ała g ę sta i
nieruchoma. Bez ostrze ż enia sowy wystrzeliły z nieba, kieruj ą c ostre jak no ż e pazury
w oczy wartowników. Zdawały si ę by ć wsz ę dzie. Pracowały z precyzyjn ą
synchronizacj ą , dzi ę ki czemu sko ń czyły zanim ktokolwiek mógłby słu ż y ć pomoc ą
stra ż nikom. Cicha pustka została wypełniona krzykami bólu i strachu. Armia wstała,
łapi ą c za bro ń i poszukuj ą c wroga w g ę stej, białej mgle. Zobaczyli tylko swoich
wartowników z pustymi oczodołami i krwi ą spływaj ą c ą po twarzy, podczas gdy ci
biegali ś lepo we wszystkich kierunkach.
W centralnym punkcie gromady wojowników dało si ę usłysze ć trzask, a potem jeszcze
jeden. D ź wi ę k nast ę pował za d ź wi ę kiem, a ż dwie linie m ęż czyzn le ż ały ze skr ę conymi
karkami na ziemi. Wydawało si ę ż e w g ę stej mgle byli ukryci niewidzialni wrogowie, którzy
szybko poruszali si ę od człowieka do człowieka, gołymi r ę kami łami ą c im karki. Wybuchł
chaos. M ęż czy ź ni biegli z krzykiem w kierunku otaczaj ą cego lasu. Ale znik ą d pojawiły si ę
wilki, zaciskaj ą c pot ęż ne szcz ę ki na uciekaj ą cej armii. M ęż czy ź ni nadziewali si ę na własne
włócznie, tak jakby kto ś im to nakazał. Inni wbijali włócznie w towarzyszów broni, nie
mog ą c si ę powstrzyma ć , niewa ż ne jak bardzo walczyli z przymusem. Zapanowała krew,
ś mier ć i terror. W głowach ż ołnierzy i w powietrzu szeptały głosy mówi ą c o pora ż ce i
ś mierci. Krew wsi ą kała w ziemi ę . Noc trwała i trwała, a ż nie było miejsca w którym mo ż na
było si ę ukry ć przed niespotykanym horrorem, widmem ś mierci, przed dzikimi bestiami które
Przybyły aby pokona ć armi ę . Ś mier ć .
Rankiem wie ś niacy z Walachii ruszyli do przodu ż eby walczy ć i odnale ź li tylko
Lucian
Karpaty, 1400
Powietrze zalatywało ś mierci ą i zniszczeniem. Wsz ę dzie wokół znajdowały si ę tl ą ce
si ę ruiny ludzkich wiosek. Staro ż ytni Karpatianie na pró ż no usiłowali uratowa ć swoich
S ą siadów, bo wróg uderzył kiedy sło ń ce było w zenicie. Ta godzina znalazła pradawnych
Bezradnymi, poniewa ż wówczas ich siły były najmniejsze. Wielu Karpatian, tak samo jak
ludzi zostało zniszczonych - tak samo m ęż czyzn, kobiet i dzieci. Tylko ci, którzy znajdowali
si ę wtedy daleko, zdołali uciec mia ż d żą cemu uderzeniu.
Julian, młody i silny, ale jednak zaledwie chłopiec, obserwował widok smutnymi
oczami. Tak niewielu z jego gatunku prze ż yło. A ich ksi ążę . Vladimir Dubrinsky, nie ż
Tłumaczy: franekM
razem ze swoj ą towarzyszk ą ż ycia, Samanth ą . To była katastrofa - uderzenie z którego ich
rasa mogła nigdy si ę nie otrz ą sn ąć . Julian stał wysoki i wyprostowany, a jego długie blond
włosy spływały mu za ramiona.
Dimitri nadszedł od tyłu.
- Co ty tutaj robisz? Wiesz ż e niebezpiecznie jest przebywa ć w ten sposób na wolnej
przestrzeni. Wielu jest takich, którzy chcieliby nas zniszczy ć . Powiedziano nam, ż eby
trzyma ć si ę innych - Mimo swojego młodego wieku, ochronnie przysun ą ł si ę do młodszego
chłopca.
- Sam o si ę bie zadbam - zadeklarował twardo Julian
- Ale co ty tutaj robisz? - Młody chłopiec zrzucił rami ę starszego, który stał obok -
Widziałem ich. Jestem pewien ż e to oni. Lucian i Gabriel. To byli oni - jego głos był
przepełniony respektem.
- To niemo ż liwe - wyszeptał Dimitri, rozgl ą daj ą c si ę dookoła. Był jednocze ś nie
podekscytowany i przestraszony. Nikt, nawet doro ś li, nie wymawiali gło ś no imion
bli ź niaczych łowców. Lucian i Gabriel. Byli legend ą , mitem, a nie rzeczywisto ś ci ą .
- Jestem pewien. Wiedziałem ż e przyjd ą , kiedy usłysz ą o ś mierci Ksi ę cia. Co innego
mogli zrobi ć ? Jestem pewien ż e przybyli zobaczy ć Mikhaila i Gregoriego.
Starszy chłopiec złapał oddech.
- Gregori te ż tu jest? - poszedł za mniejszym chłopcem do g ę stego lasu - Zobaczy, ż e
szpiegujemy, Julian. Wie wszystko.
Młodszy chłopiec wzruszył ramionami, a na jego twarzy wykwitł psotny u ś miech -
Mam zamiar zobaczy ć ich z bliska, Dimitri. Nie boj ę si ę Gregoriego.
- Powiniene ś . I słyszałem, ż e Lucian i Gabriel tak naprawd ę s ą nieumarłymi.
Julian wybuchł ś miechem.
- Kto ci to powiedział?
- Słyszałem dwóch m ęż czyzn, którzy o tym rozmawiali. Powiedzieli ż e nikt nie mógł
przetrwa ć tak długo jak oni, poluj ą c i zabijaj ą c, i nie przemieni ć si ę . - Ludzie walczyli w
wojnach, przez co nasi ludzie gin ę li. Nawet nasz ksi ążę jest martwy. Wampiry s ą wsz ę dzie,
Ka ż dy zabija ka ż dego. Nie s ą dz ę , ż eby ś my mieli si ę martwi ć o Gabriela i Luciana. Je ś li
naprawd ę byliby wampirami, wszyscy by ś my nie ż yli. Nikt, nawet Gregori, nie pokonałby ich
w walce - sprzeciwił si ę Julian - S ą tak pot ęż ni, ż e nikt nie byłby w stanie ich zniszczy ć .
Zawsze byli lojalni wobec naszego ksi ę cia. Zawsze.
- Nasz ksi ążę nie Ż yje. Nie musz ą by ć lojalni wobec Mikhaila, jako jego nast ę pcy -
Dimitri zdecydowanie cytował dorosłych.
Julian z rozdra ż nieniem potrz ą sn ą ł głow ą i szedł naprzód, staraj ą c si ę tym razem by ć
cicho. Posuwał si ę z wolna po ś ród g ę stej ro ś linno ś ci, a ż mógł dostrzec dom. Gdzie ś dalej
samotnie zawył wilk. Drugi wilk odpowiedział, a nast ę pnie trzeci. Oba były znacznie bli ż ej.
Tłumaczy: franekM
Julian i Dimitri zmienili swój kształt. Nie mieli zamiaru straci ć szansy spojrzenia na
legendarne postacie. Lucian i Gabriel byli najwi ę kszymi łowcami wampirów w historii ich
ludzi. Wiadomo było powszechnie, ż e nikt nie mo ż e ich pokona ć . Ich nadej ś cie poprzedziły
wie ś ci, ż e samotnie zniszczyli cał ą armi ę naje ź d ź ców. Nikt nie wiedział dokładnie ilu ludzi
zabili przez ostatnie kilka wieków, ale liczba była bardzo wysoka. Julian wybrał kształt
małego ś wistaka, poruszaj ą c si ę w kierunku domu. Kiedy dotarł do ganku uwa ż nie
obserwował nadlatuj ą ce sowy. Potem ich usłyszał. Cztery głosy szepcz ą ce po cichu w domu.
Chocia ż był młody, Julian posiadał charakterystyczny dla Karpatian nieprawdopodobny
słuch. U ż ył go teraz, zdeterminowany aby nie uroni ć nawet słowa. Czterech najwi ę kszych
ż yj ą cych Karpatian było w tym domu, i nie chciał tego przegapi ć . Słabo u ś wiadamiał sobie,
ż e przył ą czył si ę do niego Dimitri.
- Nie mamy wyboru, Mikhail - powiedział mi ę kki głos. Był nieprawdopodobny,
czysto aksamitny, rozkazuj ą cy a jednak delikatny - Musisz obj ąć władz ę . Dyktuje to
dziedzictwo krwi. Twój ojciec czuł ż e nadchodzi jego ś mier ć , a jego instrukcje były jasne.
Musisz przej ąć dowództwo. Gregori b ę dzie słu ż ył ci pomoc ą kiedy b ę dziesz tego
potrzebował, a my wykonamy prac ę jak ą zlecił nam twój ojciec. Ale to nie my zgodnie z lini ą
krwi dziedziczymy władz ę . Jest twoja.
- Jeste ś cie pradawnymi, Lucian. To który ś z was powinien rz ą dzi ć naszym ludem. Jest
tak nas niewielu, stracili ś my kobiety, nie ma ju ż dzieci. Co bez kobiet zrobi ą nasi m ęż czy ź ni?
- Julian rozpoznał głos Mikhaila - Nie b ę d ą mieli wyboru i pójd ą szuka ć ś witu lub zmieni ą si ę
w nieumarłych. Bóg wie, ż e ju ż wystarczaj ą co wielu si ę na to zdecydowało. Nie mam jeszcze
wiedzy wymaganej aby poprowadzi ć naszych ludzi przez okres tak wielkiej potrzeby.
- Masz w sobie krew i sił ę , a poza tym ludzie ci ufaj ą . Boj ą si ę nas, naszej siły i mocy
i wszystkiego co reprezentujemy - głos Luciana był pi ę kny, nieodparty. Julian kochał d ź wi ę k
tego głosu i mógł go słucha ć do ko ń ca ś wiata. Nic dziwnego ż e doro ś li bali si ę jego mocy.
Nawet w tak młodym wieku Julian rozpoznał ż e ten głos mo ż e by ć broni ą . A Lucian
zwyczajnie rozmawiał. Co by było gdyby chciał rozkazywa ć tym, którzy s ą wokół? Kto
Mógłby oprze ć si ę temu głosowi?
- B ę dziemy ci lojalni Mikhail tak jak twojemu ojcu i postaramy si ę dostarczy ć ci wszelkiej
wiedzy, która mo ż e ci pomóc w tym trudnym zadaniu. Gregori, ju ż teraz znamy ci ę jako
wielkiego łowc ę . Czy twoja wi ęź z Mikhailem jest wystarczaj ą co silna, aby
przeprowadzi ć ci ę przez nadchodz ą ce mroczne dni? - głos Luciana, chocia ż tak mi ę kki jak
zawsze, domagał si ę prawdy.
Julian wstrzymał oddech. Gregori był spokrewniony krwi ą z Gabrielem i Lucianem.
Mroczni. Ci, którzy ze wzgl ę du na rodowód zawsze byli obro ń cami ich rasy. Ci którzy
przynosili sprawiedliwo ść nieumarłym. Gregori ju ż teraz był silny. Wydawało si ę
niemo ż liwe, ż e kto ś mo ż e zmusi ć go do odpowiedzi, a jednak tak si ę stało.
- Jak długo b ę dzie ż ył Mikhail, obiecuj ę ż e b ę d ę dbał o bezpiecze ń stwo jego i innych z
jego rodu.
- B ę dziesz ż słu ż ył naszym ludziom, Mikhail. A nasz brat b ę dzie słu ż ył ci tak jak my
twojemu ojcu. To jest słuszne. Gabriel i ja b ę dziemy kontynuowa ć walk ę aby pokona ć ucisk,
jaki sprawuj ą nieumarli nad lud ź mi i nasz ą własn ą ras ą .
Zgłoś jeśli naruszono regulamin