Meredith Amy - Ciene 04 - Zdradzona.pdf

(624 KB) Pobierz
<!DOCTYPE html PUBLIC "-//W3C//DTD HTML 4.01//EN" "http://www.w3.org/TR/html4/strict.dtd">
Prolog
Mordowanie okazało się znacznie trudniejsze, niż przypuszczał. Nóż był
ostry, ale gdy spróbował podciąć królikowi gardło, udało mu się tylko
zadrapać miękkie brązowe futro. Musiał się bardziej postarać.
Zacisnął dłoń na szyi zwierzęcia. Drugą pewniej chwycił nóż. Królik znów
zaczął się wyrywać, wierzgał silnymi tylnymi łapkami, próbując uciec.
Zamiast znów podcinać gardło, chłopiec dźgnął go nożem. W powietrze
trysnęła fontanna gorącej czerwonej krwi. Chłopiec odwrócił królika tak,
by krew spływała do płytkiej kamiennej misy, którą ustawił na środku
starego domku na drzewie. Próbował ignorować gwałtowne kołatanie
serca zwierzęcia, które wkrótce zwolniło, by w końcu się zatrzymać.
Gdy krew przestała płynąć, chłopiec wepchnął królika do płóciennej torby,
którą przyniósł ze sobą. Potem położy go tam, gdzie mu polecono. Teraz
jednak nie chciał już dłużej na niego patrzeć. Ukląkł przy misie, odrzucił
nóż i wytarł mokrą krew z rąk kawałkiem starego
papieru rysunkowego. Sięgnął do plecaka i wyjął trzy grube świece - białą,
czarną i czerwoną. Zapalił je i przez chwilę wpatrywał się w płonące knoty,
jakby zapomniał, po co w ogóle znalazł się w tym starym domku.
Pokręcił głową i podniósł nóż. Wytarł go o podłogę i bez zastanowienia
przesunął ostrzem po swoim kciuku. Jego krew zmieszała się z krwią
ofiary. Czerwona świeca migotała w mroku drewnianej budki, rzucając
osobliwe cienie na rysunki, które powiesił na ścianach jako dziecko.
Wyrwał sobie kilka włosów z głowy, a potem zębami odgryzł kawałek
paznokcia i wszystko to wrzucił do misy. Zamigotała czarna świeca.
Następnie wyjął z plecaka grubą księgę ze skórzaną, popękaną ze starości
obwolutą. Znalazł założoną zakładką stronę i zaczął czytać, próbując
zmusić wargi i język do artykułowania nieznanych słów. Zamigotała biała
świeca.
Płomienie świec były teraz nienormalnie wysokie, dosięgały prawie
niskiego drewnianego sufitu. Gdy wypowiedział na głos ostatnie słowo
zaklęcia, płomienie zgasły nagle, a z knotów uniosły się smużki ciemnego
dymu.
Chłopiec zadrżał. Jego ciałem wstrząsnęły spazmy, a z jego gardła dobył
się skowyt. Potem znieruchomiał. Zamilkł. Włożył starożytną księgę do
plecaka. Dokonało się.
864792834.001.png
Rozdział 1
O mój Boże! - zawołała Jess Meredith z drugiego końca korytarza Liceum
Deepdene. - O mój Boże! O mój Boże! O mój Boże! - powtarzała, biegnąc
w kierunku Eve Evergold. - O mój Boże! - powiedziała, zatrzymując się
przy szafce Eve.
- Nie muszę nawet pytać, czy to zła, czy dobra wiadomość. Szkoda, że nie
widzisz swojej twarzy. Wyglądasz, jakbyś zjadła małe słońce - powitała
Eve swoją najlepszą przyjaciółkę. Uśmiechnęła się. Jak mogła się nie
uśmiechnąć, jeśli Jess po prostu promieniała szczęściem. Miała
zaróżowione policzki, a jej niebieskie oczy błyszczały.
- O mój Boże! - zawołała Jess w odpowiedzi.
- Dobra, będę jednak potrzebować czegoś więcej. Więcej słów, bo tu
nawet przyjaciółkopatia nie pomoże. - Wymyśliły ten termin, gdy po
latach przyjaźni okazało się, że praktycznie czytają sobie w myślach. Tym
razem jednak Eve w ogóle nie potrafiła zrozumieć, co dobrego spotkało
Jess.
Jess wykonała piruet, jakby była na planie Glee.
- Evie, idę na bal maturalny! - Okręciła się jeszcze raz z rozłożonymi
rękami i prawie uderzyła trzy osoby zmierzające do stołówki. - Seth
właśnie mnie zaprosił. Myślałam, że może... Ale nie, zaprosił mnie. Ja, ja...
Musimy wymyślić jakieś nowe słowo, aby opisać, jak się teraz czuję. Idę
na bal maturalny!
- To cudownie! - Eve mocno uścisnęła Jess, próbując ukryć ukłucia
zazdrości i rozżalenia, które poczuła. Marzyły o balu maturalnym, odkąd
dowiedziały się, co to właściwie jest. Planowały, co włożą, jak się uczeszą
i z kim pójdą. W tych fantazjach zawsze jednak były razem, jechały jedną
limuzyną, razem szły po balu na plażę, by wziąć udział w tradycyjnym
ognisku. Eve nie przypuszczała, że może stać się inaczej. - Kiedy jedziemy
na Manhattan, żeby poszukać sukienki? - zapytała.
- Może teraz? - Jess uśmiechnęła się szeroko. -Nie, nie mogę ryzykować.
A gdyby mnie zawiesili za wagary i zabronili wzięcia udziału w balu? To
byłaby tragiczna ironia losu.
- Możemy tymczasem przedyskutować tę kwestię w czasie lunchu z Jenną
i Shanną - stwierdziła Eve. To była naprawdę wielka sprawa dla Jess i Eve
nie zamierzała tego zepsuć przez jakieś ukłucia zazdrości. Zamknęła
szafkę. - Myślisz, że powinnyśmy wchodzić do wszystkich sklepów po
kolei, poczynając od Bloomingdale'a w kierunku SoHo? - Gdy w grę
wchodziły poważne zakupy, trzeba było koniecznie jechać na Manhattan.
Warto było spędzić dwie godziny w pociągu,
by doznać prawdziwej zakupowej nirwany. - Czy może najpierw
odwiedzimy nasze ulubione? Nie możemy ryzykować, że przegapimy tę
sukienkę, bo ktoś kupi ją przed nami.
- To zajmie na pewno więcej niż jeden dzień. Myślisz, że rodzice pozwolą
nam zatrzymać się w hotelu i spędzić cały cudowny weekend na
zakupach?
W Deepdene na Main Street także było mnóstwo eleganckich butików. W
tym niewielkim miasteczku mieszkało niewiele ponad dwa tysiące
siedemset osób, ale w większości byli to milionerzy i celebryci, dla
których zakupy były ulubioną rozrywką. Dzięki nim oraz Jess i Eve, które
nie potrzebowały specjalnej okazji, by rzucić się w wir zakupów, handel
na Main Street kwitł.
- Mało prawdopodobne. Ale możemy jechać do Nowego Jorku kilka razy.
Tyle że do balu zostały tylko dwa tygodnie. Będziemy musiały przyłożyć
się bardziej niż zwykle.
- Wiem! - zawołała Jess. - Nie mogę uwierzyć, że Seth zaprosił mnie z
dwutygodniowym wyprzedzeniem! Naprawdę zaczęłam wątpić, że w
ogóle to zrobi.
- Przecież ci mówiłam, że to tylko facet. Oni totalnie nie mają pojęcia, ile
to kosztuje przygotowań. Masz szczęście, że nie czekał jeszcze tydzień! -
stwierdziła Eve, gdy weszły do kafeterii i stanęły w kolejce do lady.
- Zaprosił cię w końcu? - zawołała ich przyjaciółka Rose, odwracając się
do nich. Pytanie, kiedy w końcu Seth zaprosi Jess na bal, bo przecież nie
miały wątpliwości, że kiedyś to zrobi, było głównym tematem
rozmów przy ich stoliku już od dwóch tygodni. Tylko Jess umawiała się z
maturzystą, dlatego wszystkie żyły każdym szczegółem tego wydarzenia.
- W końcu! - odparła Jess.
- Jenna? - zawołała Rose. - Kto obstawiał dzisiaj? Jenna wyjrzała zza
dwóch osób, które stały pomiędzy nią a przyjaciółkami i wyjęła iPhone'a.
- A o której godzinie? Megan obstawiała, że przed szkołą, a Shanna, że po
apelu.
- To znaczy, że Shanna wygrała - obwieściła Jess.
Każda z nich postawiła dwadzieścia dolarów, typując, kiedy ostatecznie
padnie to ważne pytanie. Rose zrobiła kwaśną minę.
- Szkoda. Miałam zamiar wydać wygraną na kredki do oczu.
- Ojej. Bo masz ich tylko osiem milionów. Jak ty to przeżyjesz? -
zażartowała Jess.
- Powinnaś zarezerwować sobie termin u fryzjera i manikiurzystki -
poradziła jej Eve.
Jess wyjęła telefon.
- Umówię nas obie. Bez ciebie to nie będzie żadna zabawa.
Eve znów poczuła ukłucie żalu. Dlaczego ona i Jess nie mogą pójść na bal
razem? Położyła na tacy przyjaciółki cheeseburgera i sałatkę. Jess
uśmiechnęła się do niej z wdzięcznością.
- Okej, wszystko ustalone - powiedziała, odkładając słuchawkę. -
Widziałam wczoraj w Internecie przepiękny naszyjnik z różowych
kryształów. Myślisz, że można najpierw kupić biżuterię i do niej dobierać
sukienkę?
- Zapłać tej miłej pani - upomniała ją Eve. Jess była tak zaabsorbowana, że
nawet nie zauważyła, że doszła już do kasy.
- Ups! - Jess wyjęła pieniądze. Gdy Eve także zapłaciła, ruszyły w
kierunku stolika, przy którym siedziały już Rose i Jenna. - Więc jak, mogę
twoim zdaniem zacząć od naszyjnika?
- Ciekawy pomysł.
Jess przystanęła tak raptownie, że Eve prawie na nią wpadła. Odwróciła
się i spojrzała na Eve wielkimi oczami.
- Właśnie sobie uświadomiłam, że nie będzie ciebie i Luke'a. To znaczy,
wiedziałam o tym, ale teraz to do mnie dotarło. To straszne.
- To nic takiego. Na pewno będziecie się z Sethem świetnie bawić. A my i
tak przecież wszystko będziemy robić razem. To nawet lepiej. Gdy
przyjdzie moja kolej, będziemy już przygotowane! - Ttym razem Eve nie
czuła żadnych ukłuć. Naprawdę miała nadzieję, że Jess będzie się świetnie
bawić.
- Cudownie byście z Lukiem wyglądali na balu -stwierdziła Jess. - On z
jasnymi włosami w stylu surfera i ty jako księżniczka z ciemnymi lokami.
- Myślisz, że będziemy jeszcze wtedy razem? Bal maturalny dopiero za
trzy lata.
- Jasne, że tak. - Jess zniżyła głos. - Wiedźma poskromiła playboya. Lukę
już nigdy nawet nie spojrzy na inną, skoro ma ciebie.
Wiedźma. Eve uwielbiała przyjaciółkę za to, jak zwyczajnie traktuje jej
moce. Wątpiła, by ktokolwiek
był w stanie bez mrugnięcia okiem zaakceptować fakt, że w żyłach Eve
płynie krew demona.
Sama miała z tym duże problemy. Dowiedziała się
0 tym, gdy kilka kropel jej krwi unicestwiło Amunnica, Demona o Wielu
Twarzach, który niedawno zaatakował Deepdene. Wiele Twarzy potrafił
zmieniać wygląd
1 żywił się ludzką krwią. Tylko krew innego demona mogła położyć mu
kres. Porwał między innymi brata Jess, Petera. Eve odnalazła jego i inne
ofiary, zanim demon całkowicie pozbawił ich krwi, nie zdołała jednak
ocalić Briony.
Wiadomość, że jest po części demonem, była dla Eve ogromnym szokiem,
ale fakt, że dzięki temu mogła zabić Amunnica i ocalić przyjaciół, pomógł
jej zaakceptować swoje dziedzictwo.
Nie dla wszystkich było to takie łatwe. Callum, przywódca Zakonu,
tajnego stowarzyszenia powołanego do walki z demonami, był tą
informacją przerażony. Eve dostrzegła w jego oczach strach i litość, gdy
przekazywał jej wyniki badań. Alanna, inny członek Zakonu, także jawnie
okazała jej brak zaufania. Eve ich rozumiała. Zakon istniał przecież po to,
by unicestwiać demony.
Najważniejsze, że Jess i Lukę nadal jej ufali. Pomogli jej pokonać obawy,
które ją ogarnęły, gdy dowiedziała się, że jest Wiedźmą z Deepdene.
Zachowywali się tak, jakby nadal była zwykłą Eve.
Kto wie? Może gdyby nie była... wyjątkowa, nigdy nie związałaby się z
Lukiem? Walka z Amunnikiem
bardzo ich do siebie zbliżyła. Sytuacja była napięta, Lukę musiał na jakiś
czas zamieszkać u Eve, bo jego ojciec padł ofiarą epidemii poprzedzającej
nadejście Wielu Twarzy i... to się po prostu stało. Całowali się. Chyba
nawet zakochali się w sobie, choć żadne z nich nie mówiło o tym głośno.
Jeszcze.
- Wiecie, że blokujecie ruch?
Eve poczuła przyjemny dreszcz na dźwięk głosu swojego chłopaka.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin