Bajki z Ramą -08- Księżniczka na ziarnku grochu.doc

(106 KB) Pobierz
Drogie dzieci

B A J K I    Z     R A M Ą   : 

( Nr 8 z 8 )

-     K  S  I  Ę  Ż  N  I  C  Z  K  A    

N  A     Z  I  A  R  N  K  U     G  R  O  C  H  U

 



 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Król Safanduła IV i jego żona Fanaberia mieli syna jedynaka. Książę byłby nawet sympatyczny, gdyby nie był rozpieszczonym jedynakiem. Tak naprawdę o wielu sprawach, mimo, że książę był pełnoletni, decydowała za niego mama. Ona najlepiej wiedziała, jakie ma nosić buty, jaką fryzurę i o której godzinie ma chodzić spać. Ona też często, gdy wychodził z pałacu, poprawiała mu kołnierzyk i powtarzała:

-Włóż koronę, jak należy, to nie jest czapka bejsbolówka, żeby ją nosić tyłem do przodu!

Młody książę często zamykał się w swoim gabinecie i nie wychodził przez całe godziny. Polerował i układał guziki, bo był ich namiętnym kolekcjonerem. W swojej kolekcji miał wiele przeróżnych guzików: mosiężnych, złotych, kościanych, z perłowej masy, wojskowych, kominiarskich, strażackich i wiele jeszcze innych, z pętelką i bez. Pewnej letniej niedzieli przy południowej herbatce w ogrodowej altanie królowa Fanaberia tak powiedziała do swego męża:

-Nasz syn, jak by nie było, książę i następca tronu powinien wreszcie sobie znaleźć żonę, ale musi to być prawdziwa księżniczka.

-Ależ, oczywiście, masz rację. – przytaknął król Safanduła IV i zapytał;

-A co na to nasz syn?

-Wyobraź sobie, że wyraził zainteresowanie.

-A, jeśli tak … – powiedział król. – … no to sprawa nabiera wagi państwowej.

Wezwano wnet ambasadorów czterech sąsiednich królestw: północnego, południowego, wschodniego i zachodniego. Król powiadomił ich o zamiarze młodego księcia. Ambasadorowie drogą dyplomatyczną donieśli swoim monarchom o spodziewanych wizytach na następcy tronu, poszukującego kandydatki na żonę, prawdziwej księżniczki. Królowa Fanaberia udzieliła księciu przed wyjazdem dokładnych wskazówek:

-Pamiętaj, że prawdziwa księżniczka musi być po pierwsze: delikatna i słabowita, po drugie: chimeryczna i rozkapryszona, po trzecie: leniwa, po czwarte: obrażalska.

Zaprzężono do karety dwa czarne rumaki i książę w towarzystwie wiernego lokaja wyruszył z wizytą do południowego królestwa. Po tygodniu powrócił. Król i królowa oczekiwali go w sali tronowej.

-A gdzie księżniczka? – zapytali oboje rodzice jednocześnie. – Nie przywiozłeś narzeczonej?

-Nie przywiozłem, bo wydawała mi się za mało leniwa. Wyobraźcie sobie, że po podwieczorku sama pomogła służbie sprzątnąć talerze ze stołu. Czy wiecie, że ona się nawet sama czesze i sama sobie zawiązuje buty?

-Ach, to oburzające! – wykrzyknęła królowa Fanaberia. – Co za pospolite zachowanie! Prawdziwa, leniwa księżniczka by tego nie zrobiła!

Następnego dnia książę wyruszył do północnego królestwa. Powrócił po trzech dniach, również bez księżniczki. Rodzicom wyjaśnił:

-Ta księżniczka też wydała mi się nie prawdziwa.

-A to czemu? – zapytał król.

-Nie kaprysiła nawet przy jedzeniu!

-A co podano? – zainteresowała się królowa.

-Ślimaki z kapustą i rozgotowaną brukselką.

-I ona nie kaprysiła? Ach, to niemożliwe!

-Nie, nie kaprysiła, mamo. Zjadła i grzecznie podziękowała.

-Prawdziwa księżniczka by się na co takiego nie zdobyła. – orzekła królowa Fanaberia. – Kaprysiłaby nawet, gdyby podano pieczonego łososia w winogronowym sosie.

Ze wschodniego królestwa książę wrócił już po dwóch dniach. I tym razem bez księżniczki. Już w progu zdał krótką relację:

-Ani razu się na mnie nie obraziła, nawet, kiedy jej powiedziałem, że ma za dużo piegów!

-A, to niepojęte! – zdziwiła się królowa Fanaberia. – Powinna się obrazić i nie odzywać do ciebie przez cały dzień!

-No, widzisz? A ona śmiała się tylko i mówiła, że lubi swoje piegi.

-Ech, w takim razie to nie była prawdziwa księżniczka. – zawyrokowała królowa.

Ostatnią wizytę książę złożył w zachodnim królestwie. Wrócił stamtąd następnego dnia skrzywiony, zły i z ręką na temblaku.

-Co się stało? Dlaczego tak szybko wróciłeś? – spytali król i królowa.

-Uciekłem. Uciekłem, bo chciałem się przekonać, czy jest delikatna i słabowita, a ona tak mi uścisnęła rękę na powitanie, że aż mi spuchła.

-Coś takiego! – załamała ręce mama. – żeby księżniczka miała taki uścisk dłoni jak drwal albo kowal? Nie, no, to na pewno nie była prawdziwa księżniczka! Ach, co my teraz zrobimy? Gdzie się podziały te prawdziwe księżniczki? Z kim ty się teraz, synu, ożenisz?

Książę się tym specjalnie nie przejął. Był zadowolony, bo z każdej podróży przywiózł sobie po kilka guzików do swojej kolekcji i to go cieszyło najbardziej. Pewnego wieczora, kiedy deszcz lał jak z cebra, a burza strzelała piorunami, do drzwi pałacowych ktoś zastukał. Z początku nikt w pałacu nie usłyszał, gdyż huk piorunów i szum ulewy za oknami zagłuszały każdy dźwięk, a ten ktoś za drzwiami zapukał bardzo delikatnie. Straż pałacowa, zamiast stać pod drzwiami, weszła do środka, chowając się przed deszczem i spała na stojąco, chrapiąc donośnie. Dwóch tęgich oficerów gwardii pałacowej, śpiąc głęboko, nie zdołali usłyszeć cichego stukania do drzwi. Gość na zewnątrz widocznie przemókł do suchej nitki, bo zaczął dobijać się coraz głośniej. Jedynie król usłyszał, że ktoś kołacze do drzwi. Drzemał właśnie na tronie z koroną zsuniętą na czoło.

-Zaraz, zaraz, już idę zawołał, wsuwając bose nogi w królewskie papucie. Poprawił czerwony szlafrok, złote berło i poczłapał do drzwi, mrucząc pod nosem:

-A to ciekawe … Kto to może być o takiej porze i w taką ulewę. Pewnie to któryś z moich poddanych przyszedł pożyczyć parasol, bo, jak zwykle zapomniał go zabrać ze sobą. A przecież wydałem dekret nakazujący moim poddanym noszenie parasola nawet przy pogodzie! Ale, jak widać, mój naród nie przestrzega królewskich dekretów

Mówiąc „naród”, król Safanduła IV miał na myśli 1111 obywateli zamieszkujących to niewielkie królestwo.

-Ach, gdzie ta moja służba ?! – narzekał król, schodząc po marmurowych schodach.

Służba była w sypialni królowej, gdzie próbowała rozczesać jej wysoki kok w kształcie chałki, by Jej Wysokość mogła włożyć czepek, zanim pójdzie do łóżka. Król doczłapał się do drzwi pałacu, obudził śpiących strażników, dając każdemu berłem po nosie i otworzył drzwi. W progu stała przemoczona i zziębnięta dziewczynka w niebieskim płaszczyku z kapturem. Weszła do środka i oświadczyła, że jest księżniczką.

-Kto to przyszedł? – zawołała żona z sypialni.

-Księżniczka do naszego jedynaka.

-Prawdziwa? To niemożliwe! Od miesięcy szukamy prawdziwej księżniczki po całym świecie!

-Hm, wygląda na prawdziwą. – powiedział Safanduła.

Królowa pojawiła się w nocnej koszuli i w czepku na głowie. Przyłożyła do oczu złote okulary na trzymadełku i przyjrzała się jej dokładnie.

-Hm, Jest drobna i delikatna, palce ma długie i wąskie jak prawdziwa księżniczka, cera blada jak alabaster, czarne loki, czarne oczy, może to księżniczka. Ale zobaczymy, mój mężu. – powiedziała królowa.  – Przekonamy się, czy jest prawdziwą księżniczką, bo tylko prawdziwa może być żona naszego królewskiego jedynaka.

Książę zażywał akurat kąpieli w kryształowej wannie i puszczał sobie łódeczki ze złotego papieru. Zapytał z łazienki:

-Kto to przyszedł, mamo?

-Księżniczka, synku.

-A czy aby prawdziwa?

-Ach, to się okaże, a jak się okaże, to na pewno cię o tym powiadomimy.

Królowa poleciła przygotować posłanie w przeznaczonej dla księżniczki sali. Na prześcieradle ukradkiem położono ziarenko grochu, a na nim służba układała kolejno, jedno po drugim: materace, poduchy, pierzyny, zagłówki i jaśki. Ułożono w ten sposób piramidę pościelową aż do samego sufitu. Wezwano pałacową straż ogniową ze składaną drabiną i dowódca straży w asyście całego oddziału położył uroczyście księżniczkę spać. Wszyscy udali się na spoczynek i po chwili zgasły światła w całym pałacu. W królewskiej małżeńskiej sypialni królowa szepnęła do króla:

-Jeśli ta dziewczynka obudzi się niewyspana z powodu ziarenka grochu, to będzie to znaczyło, że jest delikatna jak prawdziwa księżniczka.

Rano królowa Fanaberia w towarzystwie króla i pokojówek udała się do sypialni księżniczki. Ta siedziała skulona w nocnej koszuli na dywanie.

-Ach, co się stało, moja droga? Czyżby nie było ci wygodnie na tym puchowym łożu?

-Nie mogłam na nim spać całą noc! – odparła, ziewając księżniczka. – Nie wiadomo, co jest w tym łóżku. Leżałam, widać, na czymś twardym, bo zrobił mi się siniak.

-Pokaż, moje dziecko, w którym miejscu?

Królowa chciała się przekonać na własne oczy, ale wpierw kazała mężowi odwrócić się, by księżniczka mogła pokazać siniaka. Siniak był tak mały jak ziarnko grochu. Kiedy pokojówki zajęły się poranną toaletą księżniczki, królowa szepnęła do króla:

-Widzisz? Jest delikatna jak prawdziwa księżniczka.

-To znaczy, że może zostać naszą synową. – ucieszył się król.

-Jeszcze nie! Muszę mieć stu-procentową pewność, że to prawdziwa księżniczka.

-Chcesz poddać ją jeszcze jakiejś próbie? Przecież jest piękna, sympatyczna i delikatna, o czym się już przekonałaś!

-Zostaw to mnie! Musze się jeszcze przekonać, czy jest wystarczająco kapryśna. Pamiętasz, jaka byłam w jej wieku, kiedy się o mnie starałeś?

-Och, pamiętam, pamiętam … – jęknął król Safanduła IV.

Księżniczce podano na srebrnej tacy jaśminową herbatę w filiżance z chińskiej porcelany i dwa biszkopty na takim samym spodeczku. Księżniczka zjadła biszkopta, ale nie tknęła herbaty. Przyniesiono jej natychmiast następną, tym razem różaną i księżniczka znów jej nie tknęła.

-A czemu nie pijesz tej herbaty? – spytała królowa Fanaberia, kiedy podano księżniczce już kolejną, czwartą filiżankę herbaty o smaku pomarańczowym.

-Bo to wrzątek. Parzy mnie w usta. Chciałam ją wypić, ale czekałam, aż wystygnie. Za każdym razem służba przynosi mi nową, tak samo gorącą.

Ale królowa zrozumiała to na swój sposób. Była przekonana, że księżniczka jest po prostu kapryśna, więc stanowczo przykazała służbie, że herbatę księżniczce należy podawać chłodną, żeby nie poparzyła swoich delikatnych ust, a zimną wodę podawać ciepłą, żeby nie przeziębiła swego delikatnego gardziołka. Tak samo było, kiedy księżniczka mówiła, że słyszała szczekanie psa, miauczenie kota i pianie koguta, ale nigdy ich nie widziała.

-Wiesz, że jej wszystko przeszkadza? – powiedziała królowa do swego męża. – Myślę nawet, że ją boli głowa jak prawdziwą księżniczkę.

-Ale od czego? – zapytał zaciekawiony król.

-Od szczekania, psa, miauczenia kota i piania koguta. Sama mi to powiedziała.

Nie przyszło do głowy królowej, że księżniczka nudzi się i może chciałaby się pobawić z pieskiem, czy kotkiem, bo nawet pianie koguta było dla niej rozrywką.

Król, oczywiście, zrozumiał to opatrznie i naciskany przez żonę, wydał dekret. Był to najgłupszy dekret w historii królestwa, który heroldowie ogłosili oficjalnie na rynku, z trudem hamując śmiech i trudno im się dziwić, z resztą sami posłuchajcie jego treści:

 

MY, MIŁOŚCIWIE WAM PANUJĄCY KRÓL SAFANDUŁA IV Z MAŁŻONKĄ

W TROSCE O DOBRE SAMOPOCZUCIE KSIĘŻNICZKI,

NAKAZUJEMY, CO NASTĘPUJE:

- KOTY W NASZYM KRÓLESTWIE MAJĄ MIAUCZEĆ NA MIGI.

- PSY SZCZEKAĆ W MYŚLACH, I TO NIE ZA GŁOŚNO.

- KOGUTY PIAĆ Z DZIOBEM W PIASKU.

ZA NIE PRZESTRZEGANIE POSTANOWIEŃ NINIEJSZEGO DEKRETU

GROZI POWAŻNE UPOMNIENIE W POSTACI POGROŻENIA PALCEM!

 

Poddani pomyśleli sobie, że ich król zwariował, co było, z resztą, bliskie prawdy, bo to, co się działo z księżniczką w pałacu, przypominało obłęd. Wszyscy zajmowali się tylko nią i chodzili wokół niej na paluszkach. Wystarczyło, że kichnęła, już biegli z pudłami perfumowanych chusteczek. Tak wyglądało codzienne życie w pałacu.

-Co robi nasza księżniczka? – zagadnął któregoś dnia król.

-Nic nie robi. – odpowiedziała królowa.

-Och, to niedobrze! – zmartwił się król.

-Jak to niedobrze ?! To bardzo dobrze! Prawdziwa księżniczka musi być leniwa! Niedługo będzie żoną naszego syna i przyszłą królową. A czy ja jako królowa coś robię?

-Rzeczywiście. – stwierdził król. – Nic nie robisz oprócz zamieszania i trajkotania mi nad uszami.

-No właśnie … od tego jestem królową i żoną Safanduły IV.

Tak naprawdę księżniczka wcale nie była leniwa, tylko po prostu nie miała, co robić. Spełniano każde jej życzenie, a ona siedziała i ziewała z nudów. Jedyne chwile radości zapewniał jej ogrodnik, który zjawiał się po śniadaniu z bukietami świeżo ściętych kwiatów i wkładał je do wazonu. Były to róże, tulipany i kiście białego bzu. Ogrodnik był młody, miły i urodziwy. Zawsze umiał powiedzieć coś zabawnego, co wprawiało księżniczkę w dobry humor i za to go polubiła, bo dzięki niemu mogła jakoś znieść pałacową nudę.

Któregoś dnia księżniczka zapytała królową:

-Czy mogłabym zobaczyć księcia i choć przez chwilę z nim porozmawiać, zanim się pobierzemy?

-Ach, tak! Oczywiście, moja droga, zupełnie o tym zapomniałam. – rzekła królowa.

Zaprowadziła ją do gabinetu księcia i wyszła, zostawiając ich samych. Księżniczka po raz pierwszy zobaczyła swego kandydata na męża, ale on nie zwracał na nią uwagi, tylko powiedział:

-Usiądź, coś ci pokażę.

I wyjął całą kolekcję swoich guzików. Pogrupowanych w pudełkach, szkatułkach, szufladach i gablotkach.

-Ten złoty guzik pochodzi z generalskiego munduru mego dziadka, a ten perłowy guziczek ze ślubnej sukni mojej prababki. – mówił książę, bez przerwy pokazując kolejne guziki.

Księżniczka próbowała się odezwać i porozmawiać z nim, ale książę nie dał jej dojść do słowa, bo tak naprawdę, guzik go obchodziło, co księżniczka ma do powiedzenia. Bardzo ją to uraziło.

-Wszyscy traktują mnie tutaj jak lalkę! – powiedziała ze smutkiem i wyszła, zamykając za sobą drzwi.

Książę opowiedział matce o tym wydarzeniu.

-Ach, ciekawa jestem, czy się obrazi, tak, jak powinna zrobić każda prawdziwa księżniczka. – zastanawiała się królowa. – To ostatnia próba, którą musi przejść. Mam nadzieję, że wyjdzie z niej zwycięsko. Ach, zobaczymy …

-Zobaczymy … zobaczymy … – powtórzył król i zapytał:

-Czy ty, moja droga, nie przesadzasz z tymi próbami ?!

-Musze być przekonana do końca, że ma wszystkie cechy prawdziwej księżniczki, a ty się nie wtrącaj! Ja dbam o przyszłe szczęście naszego syna! On może być szczęśliwym tylko z prawdziwą księżniczką!

Nazajutrz rano, gdy królowa Fanaberia zjawiła się w otoczeniu pokojówek w sypialni księżniczki, jak co dzień, zapytała:

-I jak ci się spało tej nocy, moje dziecko?

Ze sterty atłasowych poduszek nikt się nie odezwał. Pytanie pozostało bez odpowiedzi. Królowa zapytała ponownie i nie usłyszała nawet ziewnięcia. Wszystko to bardzo ją zaniepokoiło. Najlżejsza pokojówka weszła po drabinie na szczyt pościelowej piramidy. Pod kołderką nie było nikogo. Księżniczka zniknęła.

-Widocznie się obraziła i po prostu poszła sobie. – klasnęła w dłonie z radością królowa.

Pokojówki zrobiły to samo.

-Brawo! Brawo! Obraziła się, nie na żarty, jak najprawdziwsza księżniczka. Przeszła ostatnią próbę. Ach, jestem pewna, że to księżniczka z krwi i kości!

W sypialni księżniczki zjawił się zaspany książę w piżamie.

-Co się stało? Co to za zamieszanie? – zapytał, ziewając.

-Mam dla ciebie doskonałą wiadomość! Księżniczka się obraziła. Już teraz na pewno możecie wziąć ślub.

Ale jak można wziąć ślub z kimś, kogo nie ma ?! Księżniczka nie wróciła, ani tego, ani następnego dnia.

-Mój mężu … – zwróciła się królowa Fanaberia do Safanduły IV. – … należy teraz księżniczkę przeprosić. Jest prawdziwą, obrażoną księżniczką. Jak jej nie przeprosimy, to nie wróci!

Król natychmiast wydał dekret i rozesłał heroldów po całym królestwie, by go odczytali. A brzmiał on tak;

 

Z NASZEGO KRÓLEWSKIEGO ROZKAZU

PRZEPRASZA SIĘ OBRAŻONĄ KSIĘŻNICZKĘ

I NAKAZUJE SIĘ JEJ NATYCHMIASTOWY POWRÓT DO PAŁACU

W CELU POŚLUBIENIA KSIĘCIA,

NASZEGO SYNA I NASTĘPCY TRONU.

PODPISANO:

KRÓL SAFANDUŁA IV I KRÓLOWA FANABERIA.

 

Dekret nie przyniósł pożądanego skutku, bo księżniczka nie wróciła. Wysłano, więc, na poszukiwania całą królewską armię, składającą się z 11 oficerów na koniach i 9 żołnierzy piechoty. Ruszyła tropem obrażonej księżniczki służba pałacowa w komplecie i mistrz ceremonii, i marszałek dworu, i strażnik pieczęci, a nawet kucharz, pokojówki, lokaje i ogrodnik. Ochotników nie brakowało. Jednym słowem: kto tylko mógł, rzucał swoje zajęcia i przyłączał się do poszukiwania. Nie przyłączył się tylko książę, który był bardzo zajęty polerowaniem guzików ze swojej kolekcji. Nawet sam król Safanduła IV wziął udział w poszukiwaniach. Dotarł nawet do cukierni na rynku, gdzie widziano po raz ostatni obrażoną księżniczkę. Jak zeznał cukiernik, poszukiwana kupiła ogromne pięcio-kulkowe lody waniliowo-pistacjowo-truskawkowo-cytrynowo-czekoladowe i ślad po niej zaginął.

Wreszcie księżniczka się znalazła. A wiecie, kto ją odnalazł? Młody ogrodnik. Udało mu się to dlatego, że szukał jej, idąc za głosem serca. Spotkał ją tuż za granicą królestwa, gdy siedziała na mostku i wróżyła z liścia akacji: „Kocha, lubi, szanuje, nie chce, nie dba, żartuje, w myśli, w mowie, w sercu, na ślubnym kobiercu”. Przy tych słowach znalazł ją ogrodnik i wróżba się spełniła. Powiedział jej, że bardzo ją pokochał i nie może bez niej żyć. Jak się okazało, ona również go pokochała, bo był jedyną osobą w pałacu, która traktowała go jak piękną dziewczynę. Niebawem się pobrali i żyli długo i szczęśliwie. W żadnym pałacu nie było jej tak dobrze, jak w skromnym domku wśród róż i tulipanów, który przez całe życie traktował ją jak królową. A młody książę został starym kawalerem, bowiem wszystkie księżniczki, które odtrącił, dawno już powychodziły za mąż. Tak to już bywa, gdy stawia się zbyt wysokie wymagania kandydatkom na żonę, a zapomina się o rzeczy najważniejszej: o prawdziwej miłości.

 

Dodam jeszcze na zakończenie, że ziarenko grochu można oglądać do dzisiaj w Muzeum Rzeczy Niedorzecznych, czyli inaczej mówiąc: Śmiesznych …

 

 

Opracował:

na podstawie bajki na płycie CD,

dołączonej do margaryny RAMA

Płyta Nr 8/8

P. P. Z.

 

http://chomikuj.pl/petrus-paulus

 

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin