Cartland Barbara - Przygoda berlińska.pdf

(436 KB) Pobierz
653879461 UNPDF
Barbara Cartland
Berlińska przygoda
Bewildered in Berlin
653879461.001.png 653879461.002.png
Od Autorki
Uraza, jaką żywił książę Walii, późniejszy król Edward
VII, do cesarza Niemiec, została przedstawiona w tej powieści
zgodnie z prawdą. Wszystko zaczęło się w momencie, gdy
cesarz został - jak to nazywał książę - „mistrzem Cowes". To
książę zawsze dotąd był gwiazdą corocznych regat i pełnił
funkcję dowódcy Królewskiej Eskadry Morskiej i
Królewskiego Klubu Jachtowego, jak również prezesa
Stowarzyszenia Regat Jachtowych. Był bardzo dumny z tego,
że na pokładzie swego własnego jachtu „Britannia", który
nazywał „najwspanialszym jachtem na świecie", wygrał tak
wiele mistrzostw.
W 1893 roku cesarz popsuł to wszystko, pojawiając się w
Cowes na nowiutkim jachcie, zwanym „Meteor I", którym
pokonał księcia w mistrzostwach o Puchar Królowej. W roku
1895 naraził się Komitetowi Regat, ostentacyjnie wycofując
„Meteora I" z wyścigu i tłumacząc, że czynione mu trudności
nie są fair. Zanim jednak tego roku opuścił Cowes, co
wyjaśniłam w poniższej książce, skontaktował się z
George'em Lennoxem Watsonem, projektantem 300 - tonowej
„Britannii" i zamówił u niego jacht, który byłby jeszcze
szybszy i lepszy od „Meteora I".
Książę Walii nie mógł tego znieść i sprzedał „Britannię", z
której był tak dumny; i chociaż odkupił ją, gdy został królem i
bywał co roku w Cowes, nigdy więcej nie wziął udziału w
regatach.
W 1899 roku cesarz wygrał Puchar Królowej na swym
niezwyciężonym „Meteorze II".
Rozdział 1
ROK 1896
Lord Braydon wsiadł do pociągu, który miał go zabrać z
Ostendy do Berlina. Na jego twarzy malowało się
niezadowolenie i ci, którzy go znali, mogli się zorientować, że
był w bardzo złym humorze. Rzeczywiście, od rana nie czuł
się zbyt dobrze. Musiał przepłynąć Kanał i wyruszyć do
Niemiec, aby tam spełnić coś, co nazywał „misją głupca". Nie
lubił Niemców, chociaż znał kilku, z którymi dało się
wytrzymać, a co więcej, nie lubił spełniać poleceń księcia
Walii, kiedy wiedział, że z góry skazane są one na
niepowodzenie.
Trzy dni temu towarzyszył księciu w Królewskiej Operze
w Covent Garden. Ze sposobu, w jaki Jego Wysokość na
niego patrzył, wywnioskował, że zdarzy się coś niemiłego
jeszcze tego wieczoru. Jak zwykle, zanim książę przybył do
Opery, pojawił się szef kuchni i sześciu lokajów niosących
kosze pełne złotych talerzy, srebrnych sztućców i jedzenia,
ponieważ w czasie godzinnej przerwy serwowany był posiłek
składający się z dziesięciu albo i dwunastu dań. Dla lorda
Braydona, jak i dla wielu jego przyjaciół na dworze, było to
śmieszne, chociaż z drugiej strony, wspaniałe jedzenie i
wyborne wino przerywało na chwilę monotonię często
przydługiej opery.
Po przedstawieniu, kiedy lord wraz z księciem wrócili do
pałacu Marlborough, lord Braydon uczuł, że książę szuka
sposobności do rozmowy z nim. Było to jednak niemożliwe ze
względu na obecność księżniczki Aleksandry. Lord Braydon
miał nadzieję, iż uda mu się wymknąć, kiedy księżniczka się
odwróci, ale książę okazał się, niestety, szybszy.
- Chcę z panem porozmawiać, Braydon - powiedział i,
mimo że miało to być sotto voce, reszta towarzystwa usłyszała
go, zaczęła żegnać się i wychodzić.
Lord Braydon czekał tymczasem z tyłu nieco
zaniepokojony. Był to wysoki i wyjątkowo przystojny
mężczyzna, cieszący się niezwykłym powodzeniem wśród
pięknych kobiet, które jednak przyciągały jego uwagę tylko na
krótko, to znaczy do momentu, gdy już się taką panią znudził.
Głównym problemem lorda we wszystkich affaires de coeur
pozostawało niezmiennie to samo - szybko czuł się znudzony
ich, jak to nazywał, „oczywistą monotonią". Tęsknił za
przeżyciem niezwykłym, oryginalnym, innym. Jednocześnie
zdawał sobie sprawę, że żąda od życia zbyt wiele, gdyż los już
i tak okazał się dla niego łaskawy. Posiadał stary tytuł
szlachecki i był niezwykle bogaty. Dom jego przodków w
Oxfordshire należał do najpiękniejszych i najbardziej
efektownych w Anglii, stajni mu zazdroszczono nie tylko w
jego własnym kraju, ale i we Francji, a jego konie wyścigowe
dawały wystarczający powód do regularnego odwiedzania
najweselszej stolicy w Europie.
I był jeszcze jeden powód jego złości. W porcie czekał
bowiem pociąg na tych, którzy przepłynęli Kanał z Dover i
Folkestone, aby udać się do Paryża. Lord Braydon, który
płynął swym własnym jachtem, przybył do portu
równocześnie z parowcem i widok pasażerów jadących do
Francji sprawił, że wizja podróży do Berlina stała się dla niego
jeszcze bardziej irytująca.
Służący lorda, Watkins, który zawsze z nim podróżował,
dopilnował, aby wszystkie rzeczy, niepotrzebne lordowi
podczas podróży, zostały umieszczone w sąsiednim
przedziale, gdzie zresztą - zgodnie z życzeniem swego pana -
on sam miał się znajdować. Było to dla lorda bardzo wygodne,
gdyż, po pierwsze, miał swego służącego pod ręką, a po
drugie, nie musiał obawiać się innych pasażerów, którzy
często budzili go w nocy trzaskając drzwiami czy głośno
rozmawiając. Przyjaciele lorda uważali ten układ za
ekstrawagancję, ale on na to zwykle odpowiadał:
- Najważniejszą rzeczą, na którą powinno się wydawać
pieniądze, jest wygoda - a oni nie mogli zaprzeczyć, gdyż
stanowiło to również ich maksymę życiową.
Kiedy Watkins wręczył napiwek bagażowemu,
powiedział, zresztą całkiem niepotrzebnie:
- Gdyby Wasza Lordowska Mość mnie potrzebował,
jestem obok.
Lord Braydon nawet nie silił się na odpowiedź, usiadł na
jeszcze złożonym łóżku i zaczął się zastanawiać, kiedy uda
mu się wyrwać z Berlina i kiedy będzie musiał poinformować
księcia Walii, czego był najzupełniej pewien, że jego zadanie
nie zostało wykonane pomyślnie. Już teraz bowiem wiedział,
że misja zakończy się fiaskiem. Przecież tylko książę Walii
mógł wymyślić coś równie absurdalnego, jak próbę zdobycia
informacji na temat nowego niemieckiego programu
dotyczącego uzbrojenia marynarki wojennej! Stosunki księcia
z Niemcami nigdy nie były najlepsze. Zaczęło się od jego
sympatii do Francji podczas wojny francusko - pruskiej.
Następnie książę wraz z siostrą poparli związek księcia
Aleksandra z Battenburga z księżniczką Wiktorią, córką
księcia Prus, następcy tronu pruskiego. Potem książę Walii
odkrył, że jego bratanek, książę Wilhelm jest nieznośnym
młodym człowiekiem, który obraża królową Wiktorię, w
rezultacie czego odwołano wizytę księcia Wilhelma w Anglii i
pozostał on w Niemczech. Wilhelm mawiał często o swoim
wuju „nadęty paw", a babkę nazywał „starą wiedźmą". Odtąd
książę Walii po prostu go ignorował. W 1888 roku, w wieku
dwudziestu dziewięciu lat, Wilhelm został cesarzem. Książę
Walii nie ukrywał niechęci do nowego władcy i wypowiadając
się o bratanku rzadko trzymał język za zębami. Nazywał go
„Wilhelmem Wielkim" i był wściekły widząc, że ten nie
Zgłoś jeśli naruszono regulamin