Heaven_Constance_-_Ród_Kuraginów.pdf

(1250 KB) Pobierz
433053714 UNPDF
Heaven Constance
Ród Kuraginów
Młoda angielska dziewczyna, Amaryllis Weston przybywa w
1819 roku do Arachina - podpetersburskiej posiadłości hrabiego
Kuragina, przyjmując posadę guwernantki jego pięcioletniego syna.
Z początku jako obserwator śledzi rodowe tajemnice - jest
świadkiem konfliktu między braćmi hrabiego i roli, jaką odgrywa w
nim piękna żona gospodarza - Natalia.
Wkrótce jednak jej życie nieuchronnie splecie się z losami
pozostałych bohaterów, a serce Amaryllis Weston ogarnie gorąca
miłość.
1
Po raz pierwszy ujrzałam go z okna gospody w Helsingfors.
Zaintrygowała mnie jego twarz, nadzwyczaj energiczna i pełna wigoru;
nie widziałam takiej nigdy dotąd. Nie wydał mi się zbyt przystojny,
przynajmniej w tej chwili. Był na to zbyt zirytowany. Stał na dziedzińcu z
obnażoną głową, w ręku trzymał szpicrutę i chociaż miał na sobie cywilne
ubranie, a z ramion zwisał długi czarny płaszcz, coś w jego postaci,
barczystej, wysokiej i dziarskiej, podpowiadało mi, że jest żołnierzem.
Mówił coś szybko i niecierpliwie do człowieka w ciemnozielonym
płaszczu, a potem nieoczekiwanie odwrócił się i spojrzał wprost na mnie.
Miał wzrok tak przenikliwy i badawczy, że odruchowo cofnęłam się od
okna. Poczułam, że na twarz wystąpiły mi rumieńce. Wszystko to trwało
zaledwie chwilę, zdążyłam jednak zauważyć wyniosły ruch głowy, orli
nos oraz ciemne włosy zaczesane do tyłu i odsłaniające wysokie czoło.
Potem mężczyzna odepchnął parobka na bok i zniknął z pola widzenia, ja
zaś odniosłam wrażenie, jakby zostawił za sobą na dziedzińcu atmosferę
gwałtu i przemocy.
Poczułam się nieswojo, ale niemal natychmiast wzięłam się w garść.
Jakiż to mogło mieć związek z moją osobą? Czysty absurd! Ten człowiek
zapewne nawet nie dostrzegł mnie przez grube, zielonkawe szyby okna.
Wróciłam do mojej filiżanki z kawą. Przydała się, nawet
2
bardzo, gdyż mimo długiego polana płonącego na piecu dokuczał mi
przenikliwy ziąb i nawet palto podbite futrem nie pomogło wiele;
trzęsłam się jak galareta.
Przesunęłam stołek bliżej pieca i rozpostarłam dłonie nad ogniem,
delektując się jego ciepłem. Po tych długich dniach podróży, po tym
wszystkim, co się wydarzyło, nadal jeszcze wydawało mi się
nieprawdopodobne, że oto jestem już tu, w Finlandii. Czy to możliwe, że
upłynęły zaledwie dwa tygodnie, od czasu gdy siedziałam w biurze pani
Basset, a ta przeszywała mnie ostrym spojrzeniem swoich małych oczu?
- W dzisiejszych czasach nie tak łatwo o dobre posady dla zubożałych
młodych dam, panno Weston - powiedziała lodowatym tonem. - Ostatnio
nie jest już takie jak dawniej. Po tej nieszczęsnej wojnie ludzie
pochodzenia szlacheckiego znaleźli się w naprawdę trudnej sytuacji.
Wdowy i sieroty po naszych dzielnych rodakach poległych pod Waterloo
zachodzą do mnie bezustannie, szukają podobnie jak pani źródła
utrzymania.
Cios był celny. Pani Basset wiedziała doskonale, że mój ojciec nie zginął
śmiercią bohatera, wprost przeciwnie. Wciągnęłam powietrze głęboko do
płuc i zebrałam resztki odwagi.
- Ale ja mam wyjątkowe kwalifikacje, pani Basset. Ukończyłam z
wyróżnieniem Akademię dla Młodych Dam prowadzoną przez panią
Sennet. Zdobyłam doświadczenie i potrafię mówić płynnie po francusku.
- Z tego właśnie powodu radziłabym zastanowić się poważnie nad tą
ofertą. To doskonała okazja. Jest pani młoda, inne kraje powinny ściągać
pani uwagę, budzić żądzę przygód. Cóż znaczy w tej sytuacji niedaleka
podróż?
No właśnie! Uśmiech na twarzy pani Basset, który miał niewątpliwie
zachęcić do przyjęcia propozycji, przypominał minę kata prowadzącego
swą ofiarę na szafot. Czułam,
3
że mam duszę na ramieniu, wiedziałam jednak, że muszę coś zrobić, aby
poprawić sytuację rodziny, muszę coś zrobić za wszelką cenę. Pamięć
podsunęła mi obraz matki, która dwoiła się i troiła, aby zadbać o mnie, o
moich młodszych braci i siostrzyczki.
- Doskonale. Jaki to adres?
- Cieszę się bardzo, moje dziecko. Wiedziałam, że jeszcze zmieni pani
zdanie i przekona się do mojej propozycji. - Madame Basset poprawiła
okulary. - Musi pani spotkać się z panem Ponsonby z firmy prawniczej
Ponsonby i Gillet, w ich kancelarii w Lincolns Inn Fields dokładnie o
godzinie jedenastej piętnaście.
Podała mi wizytówkę, a ja czym prędzej wy szłam z jej obskurnego biura.
Z St. Martin's Lane do Lincolns Inn Fields czekała mnie długa droga, nie
miałam jednak pieniędzy na wynajęcie dorożki. Postanowiłam pójść
pieszo. Zimny marcowy wiatr przenikał do szpiku kości, ale pocieszała
mnie świadomość, że ta wyjątkowo przygnębiająca zima dobiega
wreszcie końca i przynajmniej świeci znowu słońce.
Szłam dziarskim krokiem zatłoczoną ulicą i próbowałam przypomnieć
sobie dokładnie, co powiedziała pani Basset. Pewien rosyjski szlachcic
poszukiwał młodej damy, która mogłaby dotrzymywać towarzystwa jego
żonie oraz udzielać pięcioletniemu synowi lekcji języka angielskiego.
Warunki, jakie oferował, były nadzwyczaj szczodre, ale... no właśnie,
gdyby nie ta Rosja!
Nie mogłam teraz myśleć o niczym innym, jak tylko o ponurych
niesamowitych opowieściach, które docierały co jakiś czas wraz z innymi
wiadomościami; opowieściach o dzikim kraju zamieszkałym przez wilki,
niedźwiedzie i niechlujnych barbarzyńców, o służbie zmuszanej do
ciężkiej, niewolniczej pracy
i wreszcie o tamtejszym sposobie życia, przed którym musiałaby się
cofnąć z lękiem każda dobrze wychowana młoda dama.
9
Wprawdzie w 1814 roku, a więc przed pięcioma laty, gdy byłam jeszcze
szesnastoletnią panienką, car Aleksander złożył wizytę w Londynie po
wypędzeniu z Moskwy tego korsykańskiego diabła i wówczas wydał mi
się całkiem przeciętnym człowiekiem. Co więcej: kiedy jechał konno
podczas parady zwycięstwa, połowa dziewcząt z Akademii zakochała się
w nim po uszy. Był taki wysoki i przystojny, miał złocistą czuprynę i
imponujący mundur! Odróżniał się też na szczęście wyraźnie od księcia
regenta*, którego mankamentów figury nie zdołały zatuszować nawet
wymyślne gorsety.
Ale prócz cara byli jeszcze ci Kozacy! O ich wyczynach w Paryżu nie
rozprawiano w wytwornym towarzystwie, mimo iż nie było nikogo, kto
by nie umierał wprost z chęci wysłuchania tych emocjonalnych opowie-
ści. Jeśli chodzi o mnie, miałam niewiele okazji, aby zobaczyć ich na
własne oczy, wydało mi się jednak, że mogą dostarczyć ożywczej
odmiany, jakże potrzebnej po obcowaniu z naszymi nudnymi angielskimi
dżentelmenami. Weźmy dla przykładu Johna Forstera r ,Jctóry w nie-
dzielne poranki nie odrywał ode mnie wzroku w kościele, potem zaś robił
wszystko, aby odprowadzić mnie do domu. Byłam z nim na dwóch
okropnych koncertach i na tym się skończyło. Gdybym miała czekać na
jego oświadczyny, znalazłabym się zapewne wpierw w grobie niż na
ślubnym kobiercu. Dziewczyna bez posagu znajduje się w wyjątkowo
niekorzystnej sytuacji.
Pan Ponsonby okazał się małym, zasuszonym człowieczkiem o rzadkich,
siwych włosach i bystrych brązowych oczach. Przeczytał list od pani
Basset, po czym podniósł na mnie wzrok i mrugnął dobrotliwie.
* Chodzi o Jerzego, księcia Walii, późniejszego Jerzego IV, króla
Wielkiej Brytanii i Irlandii w latach 1811-1820, gdy jego ojciec, Jerzy III,
żył jeszcze, był jednak chory umysłowo. - (przyp. tłum.)
5
Zgłoś jeśli naruszono regulamin