Ostatni Bastion
autor: Kitiara uth Matar i Nagini
Autorstwa dwóch wygłodniałych nimfomanek i miłośniczek przemocy...
PWP - mało akcji, za to duuużo scen "łóżkowych"
--- część 1 ---
PROLOG
Gdy emocje już opadną
Jak po wielkiej bitwie kurz
Zimne promienie księżyca oświetlały drogę trójce wędrowców. Dwie młode kobiety i jeden mężczyzna wyraźnie przed czymś uciekali, a prawdę powiedziawszy było przed czym. Hordy Śmierciożerców, niczym zgraje bezpańskich psów otoczyły Zakazany Las i czekały, aż trójka wędrowców opuści to schronienie. Oni mogli czekać długo, w odróżnieniu od swych przeciwników mieli czas, bardzo dużo czasu.
- Ja już nie mogę - Wirginia Weasley jęknęła z bólu i upadła na mokrą trawę, zraniona noga na pewno nie pomagała w ucieczce. - Biegnijcie dalej, ja tu zostanę, i spróbuje ich powstrzymać, wy macie jeszcze jakieś szanse.
- Przestań pieprzyć - Hermiona Granger nachyliła się nad młodszą przyjaciółką i aż krzyknęła. Noga tej pierwszej wyglądała okropnie, prowizoryczny bandaż był całkiem przemoczony, a krew nadal płynęła. - Na pewno cię tu nie zostawimy, nigdy, prawda Harry?
Gdy ktoś kto mi jest światełkiem
Zgaśnie nagle w biały dzień
Wysoki, przystojny mężczyzna nie odezwał się ani słowem, tylko wpatrywał w dwie kobiety. Jego przyjaciółki, prawie siostry. Nie, nie prawie, one były dla niego jak siostry, to była jego rodzina, którą teraz tracił. Od miesięcy nic nie układało się tak jak trzeba. Wszyscy, na których mu zależało ginęli. Najpierw umarła profesor McGonagall, później w pojedynku ze Śmierciożercami zginęli Bil, Charli i pan Weasley. Fred i George trafili do Azkabanu, od kiedy stary Malfoy został ministrem zapanował kompletny terror. Wszystkie idee zostały obalone, a na ich miejsce... Lepiej nawet nie mówić. Ale najgorsze wydarzyło się dzisiaj wieczorem. W ostatnim bastionie nadziei - w Hogwardzie. Nie wiadomo, jak, ale Voldemortowi udało się pokonać wszystkie blokady i wdarł się do środka, wywiązała się wielka bitwa, bitwa ostateczna - na śmierć i życie. I tutaj potwór pokazał swą prawdziwą moc. Zwyciężył. Przed oczyma Harrego ponownie ukazał się koszmarny obraz ostatnich godzin. Krew i pożoga, niepotrzebna śmierć tylu niewinnych osób. Cho, Newille, Colin, Pancy, Ron i... i Dumblledore. On zginął również. Ginny została ciężko ranna a Hermiona o mało nie zginęła przygnieciona ciężką kolumną. W sumie on sam wyszedł z tego bez najmniejszego szwanku, jeśli nie liczyć tego, że stracił różdżkę.
- Harry! - Hermiona potrząsnęła zamyślonym chłopakiem. - Nie myśl o tym, musimy się stąd jak najszybciej wydostać, z Ginny jest, coraz gorzej, musi trafić w bezpieczne miejsce.
- Oczywiście Herm, już ją biorę, ona dalej nie pójdzie. - Harry nachylił się nad rudowłosa, która oddychała, co raz trudniej. - Spokojnie malutka już niedaleko, zaraz będziemy w punkcie deportacji i...
- I co wtedy panie Potter? - Zimny, ironiczny głos należący do osoby, której Harry nienawidził najbardziej na świecie odebrał mu wszelka nadzieje na jakiejś wyjście. Chłopak niechętnie odwrócił się do nowo przybyłego, do swego Nemezis, do podwójnego szpiega, Severusa Snape’a.
Gdy na drodze za zakrętem
Przeznaczenie spotka mnie
Po tych słowach zapadła zimna i nienaturalna cisza.
Ginny załkała cichutko a Hermiona wyglądała na załamaną.
Harry czuł się odpowiedzialny za młode kobiety. Nie tylko dlatego, że je kochał, ale też z powodu faktu, że jako jedyny w gronie nieszczęsnych rozbitków, był mężczyzną.
Musiał zachować zimną krew.
- Ona jest poważnie ranna, proszę pana - Harry nie widział jak właściwie ma się zwracać do Snape’a, ale przecież nie „panie profesorze.”
Wiedział tylko, że musi być uprzejmy, aby przeżyć. Nie ze względu na siebie, ale by móc chronić Hermionę i Ginny. Teraz w tym nowym, gorszym świecie wszystko mogło się zdarzyć...
- Od kiedy jesteś taki grzeczny, Potter? - Spytał chłodno Snape nawet nie zaszczycając spojrzeniem rannej dziewczyny
- Tak i musimy jej pomóc, sir - Hermiona ratowała sytuację razem z Harrym, nie zwracając uwagi na niemiły ton, człowieka, który mógł im pomóc, mimo że był ich wrogiem.
Ich śliczna, młodsza, rudowłosa koleżanka była blada jak ściana.
- To naprawdę wzruszające... Pójdziecie ze mną. - Zarówno głos jak i wzrok mężczyzny były lodowato zimne... - Zawsze o tym marzyłem, Potter. - Dodał i drapieżnie się uśmiechnął.
Czy w bezsilnej złości łykając żal
Dać się powalić
- Możesz iść? - zapytał mężczyzna, Ginny.
- Tak - dziewczyna odpowiedziała buńczucznie, chociaż ledwie stała na nogach. Tak naprawdę, to się na nich chwiała.
- Już to widzę, panno Weasley. - Powiedział drwiąco i wyczarował magiczne nosze, następnie skonfiskował różdżki dziewcząt, związał zaklęciem ręce Harrego i Hermiony na plecach, i balansując za pomocą różdżki noszami z leżącą w nich bezpiecznie Ginny poprowadził nieszczęśników w kierunku wyjścia z lasu. Do miejsca przeznaczenia.
Nieznanego i napawającego lękiem miejsca przeznaczenia.
Po raz pierwszy Severus Snape wyglądał na szczęśliwego człowieka. A to wcale ich nie pocieszało.
Harrego niepokoiły dodatkowo spojrzenia rzucane w jego stronę przez czarnookiego. Spojrzenia pełne jakiegoś dziwnego głodu i dzikości. Przeszywały go od nich zimne dreszcze.
„Przesrane na całej linii” - pomyślała załamana Hermiona.
Ginny zamknęła oczy i usnęła. Była wyczerpana upływem krwi.
Czy się każdą chwilą bawić
Aż do końca wierząc że
Los inny mi pisany jest
[Perfect, Niepokonani]
RZEZNACZENIE
Ta armia już się czołga do twych brwi,
Do twojej krwi
Perfect, I żywy stąd nie wyjdzie nikt
Powoli ruszyli w stronę zamku, na spotkanie ze śmiercią. Harry był przekonany, że w niedługim czasie zakończy swą egzystencje. Kilka rund tortur, poniżeń, męczarni i śmierć. Było mu to obojętne, na własnym życiu mu już nie zależało, ale liczyły się jeszcze one - kobiety, za które czuł się odpowiedzialny.
Po piętnastu minutach dotarli wreszcie do celu. Znaleźli się w Wielkiej Sali. Kiedyś było to miejsce tętniące życiem, a teraz... Krew na posadzce, popękane mury, połamane stoły, zdarte sztandary... Zdarte, oprócz jednego. Nad samym stołem nauczycielskim widniał sztandar Slytherinu - węże wreszcie zwyciężyły. Gdy tylko trójka zbiegów znalazła się w środku ciche rozmowy umilkły, a śmierciożercy, których twarze nie były już przysłonięte białymi, anonimowymi maskami uśmiechali się z pogarda na ich widok.
- Widzę, że dobry pasterz wyruszył na poszukiwanie zaginionych owieczek - białowłosy minister magii z ironią skwitował osiągnięcie przyjaciela.
- Skoro nikomu innemu nie chciało się ruszyć dupy, to sam musiałem to zrobić - Severus podszedł do stołu i nalał sobie kielich czerwonego wina. Musiał uczcić zwycięstwo.
- Wybacz, ale byliśmy zajęci czymś ważniejszym niż uganianie się za mości Potterem i jego haremem po tym ciemnym zadupiu - odrzekł Draco Malfoy wchodząc do sali. Chłopak przedstawiał sobą dość dziwny widok. Miał zmierzwione włosy, rozpiętą koszule, która ukazywała jego umięśnioną klatkę i bardzo podkrążone oczy. Zupełnie tak jakby nie spał od kilku dni. - Udało mi się zmienić miejsce aportacji. Teraz już nikt bez naszej wiedzy nie aportuje się w Zakazanym. Aurorzy nie maja tutaj wstępu, zresztą żaden się nie odważy.
- Czyli ja ganiałem tą trojkę - Severus różdżka wskazał na Harrego i Hermione, którzy z niepokojem wpatrywali się w nieprzytomną twarz Ginny - ty zabezpieczałeś zamek, a co w takim razie robiłeś ty Lucjuszu? - Zapytał się przyjaciela, choć na dziewięćdziesiąt procent był pewien odpowiedzi.
- Przekonywałem nauczycielkę O.P.C.M, że wygodniej jej będzie bez odzienia.
- Powiedz po prostu, że się z nią pieprzyłeś - skwitował jego syn - przecież to twoja siostrzenica, jak mogłeś?
- Draco, Nymphadora nie była moją siostrzenica. Ona była siostrzenicą twej świętej pamięci matki, ze mną nic jej nie łączyło, zresztą ona też już nie żyje, była za głośna.
- Jak mogłeś to zrobić, przecież to ja miałem ją zabić! - Severus udał obrażonego, choć tak naprawdę panna Nymphadora Tonks nic go nigdy nie obchodziła, on wolała kogoś innego.
- Przepraszam - cichy kobiecy głos przerwał ich wzajemne przekomarzania - z Ginny jest coraz gorzej, ona zemdlała, proszę pomóżcie jej. - Hermiona nienawidziła siebie za każde wypowiedziane, takim uniżonym tonem słowo, ale w tym momencie nie miała innego wyjścia. Życie przyjaciółki było ważniejsze niż głupia duma.
- Och, Granger, jakie to smutne - Draco uśmiechnął się złośliwie, - ty nas o coś prosisz, kto by pomyślał...
Nie uciekniesz mi
Nie uciekniesz mi stąd dziś,
Nie uciekniesz mi stąd nigdy
[Perfect, I żywy stąd nie wyjdzie nikt]
- Ona jest umierająca...
Dziewczyna nie wiedziała jak poruszyć zatwardziałe serca obecnych.
- Umierająca mówisz? A co mnie to obchodzi? - Draco podszedł do stołu, otworzył wódkę i napił się prosto z gwinta. - Tego było mi trzeba - otarł dłonią usta - Nawet nie wiesz Granger, jak się cieszę, że przeżyłaś.
Potter zbladł, a Hermiona poszła w jego ślady, widziała w oczach Draco sadystyczną radość ze swojej obecności i wcale jej się to nie podobało.
- Niech jej ktoś pomoże - poprosiła patrząc z nadzieją po twarzach obecnych.
- Nie patrz tak na nas - powiedział chłodno jej były nauczyciel eliksirów.- Jesteś w nieco lepszej sytuacji od twoich przyjaciół Granger.
Popatrzyła na niego nic nie rozumiejąc.
- Jesteś... jakby ci to powiedzieć... w nieco bardziej uprzywilejowanej pozycji od twoich przyjaciół - Teraz mina Hermiony wyrażała totalny szok, a Draco zaśmiał się paskudnie i posłał jej bardzo wieloznaczne spojrzenie.
- Nie rozumiem. - Ośmieliła się wtrącić wątpliwość.
- Ty masz już swojego właściciela, skarbie, reszta czeka jeszcze na wybór.
- Słucham?!
- Jesteście naszą własnością i zrobimy z wami, co zechcemy, ty masz na tyle szczęścia, że młody pan Malfoy, zastrzegł sobie, iż bierze ciebie, jeżeli przeżyjesz, że tak to nazwę... do swojej prywatnej służby - Pod Hermioną ugięły się kolana i omal nie osunęła się na posadzkę. - Jeszcze czeka cię tylko publiczne napiętnowanie, ale to już formalność...
- Nie pozwolę na to! - protest Harrego bardzo szybko został zakończony kilkoma sugestywnymi spojrzeniami.
- Granger ty naprawdę się ciesz. Nawet nie wiesz, co spotkało inne szlamy... - Ciągnął Severus - Niektóre zostały wydane do zabawy olbrzymom, inne rozszarpane przez wściekłe psy, ja nie gustuje w takich przedstawieniach, ale są wśród nas nieliczni, których bawi ten rodzaj przemocy...
Hermionie zrobiło się słabo.
„Boże” - pomyślał Harry
- Wracając do tematu, Granger. Chodzi o to, że teraz ze swoimi prośbami możesz zgłaszać się jedynie do Dracona Malfoya a wszelkie inne zachowanie z twojej strony, będzie uznane za zniewagę wobec twego pana i władcy.
Harry i Hermiona wyglądali jakby ktoś im ogłosił nowinę o ich własnym pogrzebie.
„Świetnie - pomyślał Harry - znowu nie posłuchałem Hermiony i znowu porażka... ” - w oczach chłopaka zalśniły łzy bezsilnego gniewu i złości.
Teraz patrzył z innej perspektywy na rozwiązanie sugerowane przez Granger. Trzeba było jednak spreparować tą truciznę, rozlać do trzech fiolek i wypić jak tylko na horyzoncie ukazały się czarne płaszcze i białe maski... a tak dopadło ich przeznaczenie...
- Czy mógłbyś jej pomóc? Proszę - zwróciła się Hermiona bezpośrednio do Dracona.
Rozległ się zimny śmiech.
- Jak się do mnie zwracasz? Czy ja jestem, kur*wa, twoim kolegą? - Śmiech urwał się bardzo szybko, a od zadającego pytanie blondyna powiało arktycznym chłodem. - Jeszcze jedna tego typu odzywka Granger a będę zmuszony ukarać cię, zanim skorzystam z twoich usług. Byłabyś rekordzistką.
Dziewczyna wolała nie myśleć o rodzajach usług, które będzie musiała wykonywać. Harry przełykał łzy porażki.
„Ona teraz cierpi za moją męską decyzję" - myślał zrozpaczony.
- Jeszcze jedna taka odzywka, Granger a zerżnę cię tu i teraz, albo każe ci przede mną uklęknąć... Albo i to, i to... Zrozumiałaś, co do ciebie mówię?
Hermiona poczuła zawroty głowy. Nie miała pojęcia jak ma się do niego zwracać by go zadowolić.
- Tak, sir - powiedziała cicho.
- Nie dosłyszałem - powiedział.
- Tak jest, sir - tym razem Hermiona powiedziała to głośno i wyraźnie i spojrzała mu w oczy z nadzieją, że jej wzrok nie jest przepełniony odrazą, a pokorą. To, co ujrzała w szarych oczach mężczyzny, który podszedł niebezpiecznie blisko sprawiło, że odwróciła zażenowana wzrok. Tam nie było nienawiści tylko zwierzęce, drapieżne i nieokiełznane pożądanie.
- Tak lepiej - wyszeptał prosto do jej lewego ucha i sugestywnie zaczął pieścić dłonią prawą pierś dziewczyny.
- Mówisz, że twoja przyjaciółeczka jest umierająca, tak? - Szept i ukąszenie w płatek ucha.
- Tak, sir - powiedziała pokornie pragnąc żeby to się skończyło. Jego dotyk był delikatny, jakby dla kontrastu z twardym przytłaczającym spojrzeniem.
- A ty, prosisz, żeby ją ratować? - Dłoń przesunęła się na brzuch.
- Tak, sir.
Draco przycisnął lekko rękę do dżinsów dziewczyny w miejscu krocza.
Drgnęła nieznacznie z obrzydzenia, ale i od niespodziewanej przyjemności, którą poczuła. Większość obecnych zaśmiała się paskudnie.
- Dlaczego miałbym ją ratować? - Sadystyczny drań wcale nie zamierzał zabrać dłoni z najintymniejszego miejsca na jej ciele. Wręcz przeciwnie, jego palce zaczęły ją masować delikatnie przez dżins i Hermiona ku swej konsternacji poczuła silne podniecenie. Był niezwykle delikatny i to stanowiło największy sadyzm w jego postępowaniu. Po mistrzowsku pobudzał jaj zmęczone ciało do życia, sprawiając, że jej upokorzenie stało się nie do zniesienia.
Tej męki nie dało się znieść i Hermiona cicho jęknęła zła na siebie, ale niezdolna do żadnej innej reakcji. - Draco uśmiechnął się okrutnie i zmysłowo zarazem.
- Czekam na odpowiedź - dodał nie przerywając pieszczot.
Życie upokarza cię jak hazard swoją grą
Uczysz się każdego dnia przyswajać zło
[Bajm, Dziesięć przykazań]
- Bo cię o to błagam... Panie - Hermionie ledwo przeszło to przez gardło, gdyby kilka godzin wcześniej ktoś jej powiedział, że będzie błagać o cokolwiek Draco Malfoya najpierw by go wyśmiała, a później wysłała na leczenie do św. Mungo. Teraz jednak była w stanie zrobić wszystko, cokolwiek on jej rozkaże.
- Błagająca szlama, jakie to urocze - Draco uśmiechnął się do ojca, który z zainteresowaniem obserwował całą sytuację. Dłoń Malfoya Juniora coraz szybciej pieściła krocze dziewczyny. - Miałaś już kogoś? - cicho wysyczał do jej ucha.
- Tak sir. - Kobieta wolała być szczera, w końcu nigdy nie wiadomo, co mogłoby się stać, gdyby została przyłapana na kłamstwie.
- Dziwka - syknął Draco i pchnął ją tak mocno, że upadła na twardą posadzkę, - ale czego się można było spodziewać po szlamie i to do tego z Gryffindoru... I ty masz mnie czelność o coś błagać? Jesteś niczym więcej jak bezczelną szlamą, którą trzeba nauczyć posłuszeństwa.
Kobieta nie mogła powstrzymać łez, które zaczęły wypływać z jej oczu. Czuła się okropnie, a najgorsza była świadomość, że cokolwiek nie zrobi, może nie pomóc, Ginny.
- Rozbieraj się - głos mężczyzny był lodowaty, nie obchodziły go łzy kobiety, w dziwny, perwersyjny sposób sprawiały mu przyjemność.
Nic tam nie jest wybaczone byle drobiazg byle grzech
Wszystkie chwyty dozwolone by przywalić komuś ech
[Lady Punk, Siódme niebo nienawiści]
- NIE! - Harry nie mógł już stać w milczeniu i przyglądać się tej sytuacji. Gdyby nie związane ręce rzuciłby się na młodego Malfoya, który spojrzał się na niego z dziwnym błyskiem w zimnych szarych oczach.
- Mówisz nie... to jest naprawdę interesujące. Twoja przyjaciółeczka umiera, druga jest zależna całkowicie od mojej skromnej osoby, a ty mówisz nie... Zawsze byłeś bezczelny, a teraz za tą twoją bezczelność ktoś musi zapłacić. - Na wargi blondyna wkradł się okrutny uśmiech. Severus i Lucjusz spojrzeli na niego zdziwieni, nie wiedzieli, co może planować, ale znając jego charakter, na pewno będzie to coś ciekawego. - Wybieraj Potter, która ma płacić za twoje grzechy.
Przerażony brunet nie mógł się odezwać, nie potrafił otworzyć ust. Jego niewyparzony język i cholerna bezczelność znowu sprowadziły kłopoty... i znowu nie na niego. Wiedział, że musi coś powiedzieć, tylko niestety nie wiedział, co.
- Ja przepraszam za mój gwałtowny wybuch, ja naprawdę nie chciałem obrazić żadnego z... Panów - Harry modlił się by jego pokora przyniosła jakieś efekty, jakiekolwiek.
- Potter, ty chyba nie myślisz, że ta spóźniona pokora da jakieś efekty - rozbawiony Lucjusz drwił z zielonookiego. - Jesteś tylko bezczelnym smarkaczem, który musi się nauczyć gdzie jego miejsce... A właśnie, jak myślisz gdzie jest twoje miejsce?
- Moje miejsce jest tam gdzie mi Panowie rozkażą być - Harry wolał nie podnosić wzroku na żadnego z nich. Stał ze spuszczona głową, a z całej jego postawy biła wielka służalczość. Był to pierwszy raz, gdy ten dumny i odważny mężczyzna płaszczył się. W jego dotychczasowym życiu nie istniały takie słowa jak pokora, służalczość czy uległość. Ale teraz jego świat się zmienił i on musiał poddać się tym zmianom.
- Dobra odpowiedź Potter, jaka szkoda, że podczas moich lekcji nie chciałeś by tak elokwentny - szydercza odpowiedź padła z ust Mistrza Eliksirów, który niespiesznie podszedł do byłego ucznia. Zaczął obchodzić go na około i z miną kogoś kupującego wybrakowany towar zwrócił się do towarzyszy - Pozwolicie, że uświadomię naszego Złotego Chłopczyka miedzy, czym a czym ma wybór, ułatwi mu to zadanie. Więc panie Potter - cichy szept mężczyzny połączony z nagłym liźnięciem jego szyi spowodował falę dreszczy, które nie koniecznie brały się z obrzydzenia, - jeśli wybierzesz Weasley’ównę zostanie na nią rzucony Cruciatus, który raczej nie polepszy jej sytuacji.
Spojrzenie Harrego powędrowało do miejsca gdzie leżała blada, nieprzytomna Virginia. Burza rudych włosów otulał jej porcelanową twarzyczkę. Wyglądała jakby zapadła w sen. Śmiertelny sen. Oczy Harrego rozszerzyły się w przerażeniu, gdy jeden z wielkich, czarnych psów podszedł do jego przyjaciółki i zaczął zlizywać jej krew, zupełni tak jakby dziewczyna była martwą padliną.
- Natomiast, co do Granger - zimny głos Severusa przywrócił go do rzeczywistości - to ona zapłaci swoim ciałkiem. No, więc Potter, którą z nich wybierasz? Masz minutę na odpowiedź, po tym czasie płacą obie.
- Granger - Draco, który zdążył się już wygodnie usadowić na stole spojrzał z zaciekawieniem na Hermione, która cichutko popłakiwała - uprawiałaś kiedyś seks analny?
- Nigdy - była przerażona. To, co się działo było jak zapowiedź piekła, z którego nie ma i nie będzie ucieczki.
- Widzisz Potter, - Draco zwrócił się do bladego mężczyzny, z którym przez siedem szkolnych lat nieustannie rywalizował - dzięki tobie szlama będzie miała szanse poznać kilka nowych zabaw. No to, którą wybierasz?
- A może pan Potter poniósłby wreszcie sam karę za własne czyny - zimny, męski głos przerwał cisze, jaka zapadła po słowach Dracona.
O ludzie schylcie czoła pokornie jak jeden mąż
Oplata was dokoła stugłowy władzy wąż
[Lady Punk, Hrabia]
Spojrzenia wszystkich skierowały się w stronę skąd ten głos dobiegał. Koło drzwi wejściowych stał wysoki, przystojny mężczyzna. Miał na sobie czarne, wysokie buty, czarne spodnie, które niczym druga skóra przylegały do jego ciała i czarna jedwabna koszulę. Jego długie lśniące włosy opadały na ramiona. Z całej jego postawy emanowała wielka, niczym niekontrolowana siła. W ustach trzymał zapalonego papierosa, który tylko dodawał mu uroku. Powoli, nie spiesząc się zaczął iść w kierunku stołu reprezentacyjnego. Nie musiał się przeciskać, wszyscy schodzili mu z drogi.
- No Potter, co jesteś w stanie zrobić, by im się nic nie stało. By dzisiejsze kary zostały im odpuszczone. Jak daleko jesteś w stanie się posunąć? Czy będziesz błagał?
Na twój znak ja
Zmieniam się w psa
Na smyczy mnie masz
Kiedy zechcesz
W domu czy też w mieście
Na twój znak ja zmieniam się w psa
[Perfect, Zamieniam się w psa]
- Zrobię wszystko, co chcecie, jestem wstanie dać się zabić, byle tylko im zostało odpuszczone.
- Och, Potter my wcale nie chcemy twojej śmierci... my chcemy żebyś błagał, żebyś się poniżał, żebyś skamlał... Ja chce żebyś mnie błagał o ich życie. Mnie Toma Marvolo Riddle, człowieka, którego przez cale swoje dotychczasowe życie nienawidziłeś i którym pogardzałeś. Czy jesteś w stanie to zrobić?
Harry nie wiedział co ma zrobić. Był tak przerażony, że zrobiłby wszystko, byle tylko zapewnić bezpieczeństwo młodym kobietom.
Nie zastanawiając się nad tym padł na kolana przed swoim największym wrogiem, by go błagać o darowanie życia Hermionie i Ginny,
Ku jego konsternacji i jeszcze większego przestrachu, Lord zaczął się śmiać.
- No nie, Potter, zachowywałbyś się bardziej taktownie, a nie tak od razu do intymnego pożycia, poczekaj aż zostaniemy sami. - Słowa te wywołały salwy śmiechu.- Poza tym mój wspaniały sługa, Severus byłby niepocieszony, gdyby teraz do czegokolwiek doszło.
Harry był zdeterminowany. Postanowił nie myśleć nad strasznym znaczeniem słów Toma. Zacisnął zęby.
- Panie - powiedział - błagam o okazanie litości Ginny i Hermionie. Ze mną zróbcie co chcecie, ale z nimi obchodźcie się lepiej niż ze mną. To prawie dzieci...
- Zuchwała prośba... - Marvolo zawiesił głos. - Aczkolwiek przemyślę ją, bo okazałeś więcej pokory, niż się po tobie spodziewałem. - Po sali przeszedł szmer zdziwienia.
Harry podniósł zaskoczony wzrok na swoją Nemezis. Ten straszny człowiek okazał się lepszy od własnych poddanych.
- Wstań, Potter. Co do twojej kary, coś wymyślę... Na razie musimy odpocząć a później omówić strategię kolejnych podbojów.
Już nie liczę żadnych strat
Życia nie odzieram z szat
Nie obchodzi mnie czyjś gniew
Płynie we mnie moja krew
[Lady Punk, Nie chcę litości]
Draco był cholernie niezadowolony, że przełożony przerwał mu zabawę ze szlamą. Wstał i podszedł do leżącej Ginny.
- Ja jej okaże litość, Potter - powiedział zimnym głosem.
Z prawego buta wyciągnął długi ostry nóż. Harry rozszerzył oczy ze zgrozy a Hermiona zaczęła cicho płakać. Marvolo patrzył z chłodnym zainteresowaniem, a Lucjusz z niepokojem. Jego synowi zaczynał odbijać z powodu posiadanej władzy.
Osiemnastoletni blondyn ujął nieprzytomną dziewczynę za brodę i zamierzał jej podciąć gardło, ale jego ojciec uniósł do góry rękę.
- Nie! - powiedział.
Podszedł do leżącej.
Jak przez mgłę przypomniały mu się słowa próśb matki nieprzytomnej panny Weasley. Przed śmiercią błagała tylko o to, by nie krzywdzić jej małej córeczki. Wbrew pozorom Malfoy senior nie był zupełnie bezduszny - ruszyła go litość. Poza tym, miał szacunek do „ostatnich próśb.”
Odsunął swojego rozwydrzonego syna od dziewczyny. Wyglądała na spokojną, twarz miała wygładzone rysy - utrata przytomności dała jej chwile ukojenia w cierpieniu. Dotknął czoła i zbadał puls na szyi. Jednym ruchem różdżki zatamował krwawienie.
Astra_Black