Detektyw 11.2009[4P2P][PL].pdf

(7647 KB) Pobierz
Detektyw-2009-11-01
MIESIĘCZNIK
UKAZUJE SIĘ OD 1987 ROKU
LISTOPAD 2009
TYLKO DLA DOROSŁYCH
SYNDYKAT ZBRODNI
FRAUCYMER
BOGINI WENUS
PROGENITURA
ISSN 0860-4436
www.e-detektyw.pl cena 2 zł 90 gr <..nn.7%wi>
202625053.027.png 202625053.028.png 202625053.029.png 202625053.030.png 202625053.001.png 202625053.002.png 202625053.003.png 202625053.004.png 202625053.005.png 202625053.006.png 202625053.007.png 202625053.008.png
SPIS TREŚCI
OD REDAKCJI
Moniko Frączak
Mowa trawa... - Od redakcji
2
gu kojarzono głównie z mło­
dzieżą. Specjalnynn, tajnym
językiem porozumiewały się osoby
z marginesu, przestępcy i więźnio­
wie zakładów kamycłi. Ci pierwsi,
czyli młodzi ludzie po prostu mieli
w pogardzie język „wapniaków", a ci
drudzy nie chcieli, aby wszyscy rozu­
mieli o czym mówią. Od jakiegoś
czasu prawie każda grupa zawo­
dowa używa znanycłi tylko sobie
i nielicznej grupie wtajemniczonycłi,
zwrotów. Swoistym językiem posłu­
gują się też i inne nieformalne grupy,
np. użytkownicy CB-radia.
Holino Głowacka
- •
Syndykat zbrodni a. l/ll - Mafio ze Wschodu
4
Dariusz Gizok
Bezsenne noce - Podpalacz no przepustce
12
Stanisław Milewski
Fraucymer bogini Wenus - Seksbiznes po staropolska
16
Katarzyno Strzelecko
Drugi pocisk - Tojemnicze zabójstwo
24
Ireneusz Kutrzubo
Małżeństwo niedoskonołe - Związek z sadystą
30
Z kraju i ze świata - Rozrywka z Temidą
32
Miśki suszą
C B-radio przeżywa obecnie
Artur Lisowski
Patologiczny gwołdciel - Wynaturzona osobowość
34
swój złoty okres. Dawniej jego
posiadaczami byli tylko nie­
liczni. Po pewnym czasie telefony
komórkowe, nie tyle co wyparły, ile
zmieniły zastosowanie tego urzą­
dzenia. Kiedyś każdy z ówczesnych
użytkowników „radyjka" miał ksywę.
Dzisiaj CB posiada bardzo wielu kie­
rowców, trudno więc, aby funkcjono­
wały pseudonimy. Jednak charak­
terystyczny dla tej grupy osób język
nadal funkcjonuje.
- Uwaga mobilki, na czterysta
dwudziestym miśki suszą! - można
usłyszeć na falach radia. Oznacza
to, że na 420 kilometrze stoi policja
z radarem.
Użytkownicy CB mówią o sobie
„mobilki", policjanci to „miśki" {jeśli
poruszają się na motocyklach -
„miśki na hulajnodze"), kontrolerzy
Głównego Inspektoratu Transportu
Drogowego - to „krokodyle", radar
- „suszarka", droga to „ścieżka" lub
„dróżka", natomiast korek nazywany
jest „zatwardzeniem". Mobilki czę­
sto życzą sobie „szerokości" (dobrej
drogi) i „zimnego kapsla" wieczorem
(zimnego piwa). W CB-radiowych
rozmowach nie ma sztywnej formy
„pan", „pani", wszyscy zwracają się
do siebie: kolego, koleżanko, a na do
widzenia najczęściej mówią „bajo".
CB-radiowcy pamiętają, aby podzię­
kować np. za zrobienie miejsca na
drodze: „dzięki za margines kolego".
Na frapujące kierowcę pytanie np.
„Koledzy jak ścieżka do Katowic?",
odpowiadają np. „masz czysto kole­
go" - oczywiście, jeśli nie ma na
drodze policji.
Anna Drzewiecka
Zlecenie - Rodzinne więzi
40
Jerzy Bloszyński
Krew na kalendanu - Sylwester na placu
46
Jeremi Kostecki
Progeniłura - Stary gliniarz opowiada
50
Stefon Gawlikowski
Taksówkarz - Postrach Londynu
56
Krzyżówka i paragrafem
63
Fałszywy trop - Zagadko kryminalna
64
n Sł PriB<isi^Drshhio
Prenumerata: Oddziały .Ruch" SA (infolinia O 804 200 600).
Prenumeratę ze zleceniem wysyłki za granicę przyjmuje .HutSi"
^WydowniciB
SA Oddział Krajowel Dyslrybucji Prasy, Q1-34S Warszawa,
-• Raecjpospoiiu SA
.
^j jg^a Kazimierza 31 ''33, lelelony; 022 532S-B19,022 5328-816,
Al Jerozolimslue 107
D22 5328-623, www.ruch.com.pi
oa-011 Warszawa
Prenumeratę można zamówić również na poczcie lub
Tel.; (22) 429 24 00 Fa:<; (22) 429 25 90
U listonOMa:
- do 30 listopada na i kwartai
.
P„ „pn-Kf, 11
- do Iwńca lutego na II kwarlal
ADHES REDAKCJI
_ ^^ 3, ^naja na III kwartał
ni mi°w ""
-"" 31 S'^^"'^ "^ '^ '*^^''^-
0?-0ii Warszawa
Zamówienia na prenumeratę można również realizować
SEKRETARIAT REDAKCJI
^^ pośrednictwem wilryny iniemetowej Poczty Polskiej pod
Tel.; (22) 429 24 50 Fax; (22) 429 35 92
REDAKTOR NACZELNY
Tel.; (22) 429 24 41
>rfW.
Adam Kościelniak: adam.ko5cielniak@pwrsa.pl
e-mail; reklama@pwrsa.pl
,
mLuTTimimit
injBHSiJtwjrw
SEKRETARZ REDAKCJI
__,.„
Krzysztof Kilijanek: krjysztof.kilijanek@pwrsa.pl
p^^^^^ ^^^^^ 3^^^^^ gp ^^^^ ^„^^
REDAKTOR
Nakład; 278 106 egz.
Monika Frączak; monika, fraczak@pwisa.pl
Oddano do druku; Ofl.10.2009 r.
Ewa Zientek: ewa.zientek@pwrsa.pl
Wydawca miesięcznika „Detektyw" ostrzega, że bezumowna
ILUSTRACJE
^ itine\ cenie niż wydrukowana na okładce jest diiirianiem
Jacek Rupiński
nielegalnym I skutkuje odpowiedziatnaścią kamą.
Redakcja nie zwraca materiałów niezamówionycti, zastrze-
AKAPIT, Jakub Nikodem; jakub.nikodem@pwrea.pl
i rozpowszecłinianie publikowanycłi materiałów wymaga
KOLPORTAŻ
pisemnej zgody Wydawcy. Wydawca nie ponosi oc^Kwie-
Tel • (2?l 429 24 19
dzialności za treść reklam i ogtosień.
Fax;
(22)
429
25
81
,
.^
•v.
e-mail: kolponaz@pwrsa.pl
-
'
^
KOLPORTAŻ ZAGRANICZNY:
USA: ,EXLIBRtS" - 5708 W. Belmont Ave. Cfiicago, 1L. 60634
Kanada: .POLPRESS" 90 Cor6ova Ave. Unit 908 Toronta
-"eteKiyw
y r I
-^ MW
I ; \ hU
Etobia)ke,aN,M9A2HBTei;(416)239 06 48
•—^ '
'^'
1'-''--^'-'
"-^ '^^
K iedyś używanie swoistego slan­
WYDAWCA
REDAKTOR
sprzedaż aktualnych i archiwalnych numerów miesięcznika
SKŁAD I ŁAMANIE
ga sotłie prawo redagowania i zmiany tekstów. Kopiowanie
202625053.009.png 202625053.010.png 202625053.011.png 202625053.012.png 202625053.013.png 202625053.014.png 202625053.015.png 202625053.016.png 202625053.017.png 202625053.018.png 202625053.019.png 202625053.020.png 202625053.021.png 202625053.022.png
OD REDAKCJI
Movra travra
Nauczyć się tego slangu wcale nie jest trudno. Po
prostu trzeba chwilę posłuchać innych „mobilków", aby
cokolwiek powiedzieć do „gruchy" (mikrofonu).
kloca w dęlx)wą jesionkę" (trzeba włożyć zmarłego do
trumny). Inne określenia na zmarłego to: „sztywniak"
lub „skóra". Natomiast jeśli zmarły to wisielec, zostanie
on nazwany „brelokiem", a topielec „boją". W sytuacji
kiedy nieboszczyk jest wyjątkowo szczupły zosta­
nie nazwany „sucharkiem", natomiast ten z nadwagą
„klockiem". Trumna to „dętx>wa jesionka", „garnitur",
„pudło" lub „piórnik" (jeśli z ciałem, to - „piórnik z wkła­
dem"). Kontrowersyjne słownictwo nie omija także ciał
które zostały skremowane. Urna to „doniczka", a urna
z zawartością „gorący kubek".
Oczywiście, pracownicy zakładów pogrzebowych
nie używają tal^ego słownictwa przy rodzinie zmarłego,
ale niewykluczone, że takie określenia trafią do uszu
pogrążonych w smutku żałobników. Dla pana z „pogrze-
bówki", kolejne ciało to trup, a dla cztonka rodziny zmar­
łego, to cały czas ukochana mama, mąż itd.
- Trzeba jakoś rozładować stres - tłumaczy taki
sposób wyrażania się pracownik jednego z łódzkich
zakładów pogrzebowych.
Trzeba przyznać, że to ciężka i niewdzięczna praca,
co nie zdejmuje z ludzi obowiązku szacunku dla
zwłok i zachowania wyjątkowego taktu wobec rodziny
zmarłego.
rozprzestrzenia się błyskawicznie są korporacje.
Najczęściej występujący miks angielsko-polski
zaczyna być językiem naturalnym. Dziś spec od rekla­
my nie mówi już o grupie docelowej, ale o targecie do
którego kierowany jest produkt czy usługa. Szef działu
handlowego denerwuje się jeśli „nie schodzi mu się
wolumen" (plan zakładany na dany miesiąc nie zostaje
zrealizowany). Pracownicy działu marketingu zastana­
wiając się np. w jakim sklepie zrobić promocję, biorą pod
uwagę „trafik" w danym obiekcie (ruch, czyli jak dużo
osób tam przychodzi). Kiedy trzeba znaleźć prezesa
pada hasło „stargetuj presa". A na pożegnanie można
usłyszeć „będziemy w intaczu" (będziemy w kontakcie).
W niektórych branżach rzekomo konieczne jest uży­
wanie obcojęzycznych określeń, bo podobno świadczy
to o profesjonalizmie. Mówiący w ten sposób ma
nadzieję, że takie sformułowania dodadzą mu auto­
rytetu i szacunku, bo jakoby świadczą o zawodowym
doświadczeniu. Tymczasem to tylko snobizm, bo zasa­
da używania zapożyczeń z języków obcych jest taka,
że korzystamy z nich tylko wtedy, gdy nie ma polskiego
odpowiednika.
- W nowej firmie pracowałam dopiero kilka dni,
kiedy kierownik poprosił mnie o „przelizanie" raportu -
opowiada Magda z Warszawy. - Kiedy już otrząsnęłam
się z osłupienia, wydedukowałam, że prawdopodobnie
chodzi o bardzo dokładne przejrzenie owego raportu.
Wiadomo przecież, że zawsze może wkraść się jakiś
błąd. Na szczęście przed wielogodzinnym ślęczeniem
nad kartkami uchroniła mnie koleżanka, wyjaśniając,
że „przelizanie" oznacza ułożenie kartek, zalaminowa-
nie i zbindowanie.
Dla nieobeznanych z korporacyjnym językiem nie­
spodzianki czekająnawet w wiadomościach mailowych.
Coraz bardziej popularne w takiej korespondencji staje
się używanie skrótów, np. IMO (in my opinion - moim
zdaniem...), ASAP (as soon as possible - tak szybko
jak to możliwe), CU (see you - do zobaczenia) itd. A co
jeśli wysyłając e~fnail ktoś nas prosi abyśmy ,/robili
do kogoś cecetkę"? Nic prostszego, przecież chodzi
o to, aby list trafił również do wiadomości innej osoby.
Dla nowych pracowników, którzy nigdy nie spotkali się
z takimi skrótowcami, pierwsze dni w korporacyjnym
świecie mogą być nie lada wyzwaniem.
.
.•
być związane z pracą w stresie i ciągłym ruchu,
jak to się dzieje w przypadku ratowników medycz­
nych. Slang tej grupy zawodowej budzi podobne kon--
trowersje jak pracowników zakładów pogrzebowych.
- Jeśli pacjent umarł to mówimy, że trafiły nam się
„zimne nóżki" - mówi Paweł, ratownik medyczny.
Poszkodowany w wypadku motocyklowym to
„dawca", a w samochodowym - „kanapka". Alkoholik
lub bezdomny nazywany jest „nurkiem" lub „leżakiem",
w sytuacji gdy się awanturuje - „leżakiem postulatyw-
nym". Jeśli okazuje się, że pacjent ,7jeżdża do bazy"
czyli umiera, podpina mu się „parzydełka, czyli defi­
brylator. Natomiast EKG to „depesza z Damaszku".
Pacjenci z urazami głowy, czyli „stłuczki" zawożeni są
na „przeloctk" (rezonans magnetyczny).
Zdaniem ratowników takie słownictwo pozwala im
zachować zimną krew i dystans, cechy bardzo potrzeb­
ne w obliczu codziennego oglądania ciężko chorych
i zmasakrowanych osób. Dodatkowo slang zdecydo­
wanie skraca komunikację.
Używanie slangu stało się niestety modne w okre­
ślonych kręgach, trzeba jednak mieć na uwadze i to,
że mało wyrafinowane zwroty mogą komuś sprawić
przykrość. Pozostaje też kwestia zaśmiecania języka
polskiego, przez bezkrytyczne zastępowanie polskich
wyrażeń i zwrotów naleciałościami zaczerpniętymi
z innych języków (jak to ma miejsce np. w korporacyj­
nym środowisku).
Piórnik z wkładem
W yjątkowo bulwersujące jest słownictwo używa­
Monika Frączak
Trafik w targecie
B ardzo popularnym miejscem gdzie nowomowa
Zimne nóżki
U żywanie skrótów i specyficznego języka może
ne przez pracowników zakładów pogrzebo­
wych. Czy ktokolwiek z nas chciałby usłyszeć,
jak o naszym bliskim zmarłym ktoś mówi: „Trzeba ubrać
202625053.023.png
SYNDYKAT
cz. I/II
Halina GŁOWACKA
ZBRODNI
Ostatnia dekada dwu­
dziestego wieku to okres
wyjątkowo wytężonej
pracy trójmiejskiej policji.
Trudno się temu dziwić,
skoro w opinii wielu spe­
cjalistów to właśnie tam
narodziła się polska mafia
samocłiodowa, na ogrom­
ną skalę rozwijał się prze­
myt narkotyków, a nawet
kwitł handel „żywym
towarem". W Gdańsku,
Sopocie i Gdyni czę­
sto było słychiać strzały,
które były efektem prze­
stępczych porachunków,
a wymuszenia haraczy od
kupców i biznesmenów
były niemal na porządku
dziennym. Dopiero z per­
spektywy czasu można
powiedzieć, że tamtejszym
przestępcom na szczę­
ście daleko było do praw­
dziwych mafiosów, choć
przestępstwa, których się
dopuszczali, przerażają
bestialstwem. Najlepszym
tego przykładem jest dzia­
łalność gangu Andisa R.
ps. „William". - To jedna
z największych bestii,
jakie kiedykolwiek nosiła
ta ziemia - skomentowali
zatrzymanie przestępcy
w 2003 roku poszukujący
go funkcjonariusze.
202625053.024.png 202625053.025.png
MAFIA ZE WSCHODU
T ak zdeterminowanych złoczyńców nie było
dyci mogli ujechać nawet kilkanaście kilometrów.
Zresztą nie skorzystali nawet z tej szansy. Jeszcze
tego samego dnia znaleziono Opla Asconę, którym
przyjechali na miejsce napadu. Bandyci porzucili go
po przejechaniu zaledwie kilkuset metrów, nieopodal
hotelu „Hanza" i tam najprawdopodobniej przesiedli
się do innego pojazdu, w którym być może czekał
na nich kolejny kompan. Jak można się było od razu
domyślać, zarówno auto, jak i niemieckie tablice
rejestracyjne, zostały wcześniej skradzione.
nika 1999 roku zapowiadał się na zwyczajny
dzień pracy. Pierwszy poranny kurs mieli
wykonać do Urzędu Pocztowego Gdańsk 1 przy
ulicy Obrońców Poczty Polskiej. W opancerzonym
żółtym Volkswagenie Transporterze znajdowało się
blisko 2,5 miliona złotych, które były zapakowane do
jedenastu zaplombowanych worków (w większości
z nich był bilon). Pod pocztę, gdzie mieli wyładować
cenny ładunek, podjechali kilka godzin po godzinie
siódmej rano. Zgodnie z wewnętrzną instrukcją,
jeden z ochroniarzy stanął przy wejściu na zaple­
czu budynku, a jego dwaj koledzy chwilę później
mieli rozpocząć przenoszenie worków z banknotami
i bilonem. Wtedy niespodziewanie pojawili się trzej
napastnicy, którzy podjechali starym, sfatygowanym
Oplem Asconą, na niemieckich numerach rejestra­
cyjnych. Na pierwszy rzut oka trudno było rozpoznać
w nich bandytów. Nie mieli zamaskowanych twarzy,
ubrani byli w zwykłe sportowe stroje. Tyle tylko,
że w ręku mieli pistolety maszynowe. Na agentów
ochrony raczej nie wyglądali. Zaatakowali jednego
z ochroniarzy, uderzając go w głowę kolbą od pisto­
letu. Jego kompan, chyba sparaliżowany strachem,
niemal zamarł w bezruchu. Bandyci zabrali ze sobą
tylko dwa worki pieniędzy.
Wprawdzie wydarzenia rozgrywały się bardzo
szybko, na szczęście w tym momencie napastni­
ków spostrzegł trzeci z ochroniarzy, który wyszedł
z budynku poczty. Widząc co się dzieje, nie namy­
ślał się wiele, sięgnął po broń służbową I zaczął
strzelać. Jak się potem okaże, oddał pięć strzałów.
Żaden z nich nie zranił bandytów, którzy pomimo
posiadania broni automatycznej, nie odpowiedzieli
ogniem. W mgnieniu oka dwaj napastnicy wsie­
dli do samochodu, którym przyjechali, I odjechali
z piskiem opon w nieznanym kierunku. Trzeci
z rabusiów salwował się pieszą ucieczką. Przedtem
jednak wyrzucili na ziemię jeden z worków, który -
jak się potem okaże - wypełniony bilonem był dla
nich zbyt ciężki.
Gdańsk o siódmej rano dopiero budził się do
życia. Na ulicach w centrum miasta było jeszcze
luźno. Zanim informacja o napadzie dotarła do
policji, zanim zorganizowano blokadę ulic, ban­
du na konwój z pieniędzmi, do jakiego
doszło w gdańskim Urzędzie Pocztowym.
Funkcjonariusze nigdy tego oficjalnie nie przyznali,
ale w prywatnych rozmowach wspominali o swoich
zastrzeżeniach co do sposobu ochraniania pienię­
dzy: Konwojentom nie płaci się za dźwiganie wor­
ków z pieniędzmi, jak to miało miejsce w tamtym
przypadku, bo mają w tym momencie skrępowane
ręce i nie są w stanie skutecznie zadziałać w razie
ataku. Oni powinni jedynie ochraniać i ubezpieczać
pracownika, który niesie ważący niekiedy kilkana­
ście kilogramów ładunek.
W jednym worku, który rabusie zabrali ze sobą
z Volkswagena Transportera, było ponad 880 tysię­
cy złotych w używanych banknotach. Jeszcze nigdy
w dziejach gdańskiej przestępczości łupem rabu­
siów nie padła tak duża kwota pieniędzy. Nic
dziwnego, że media już następnego dnia donosiły
o „napadzie stulecia". Trójmiejska policja miała
ciężki orzech do zgryzienia. To był 22 taki napad
na terenie województwa od początku roku. Łupem
sprawców podczas wcześniejszych napadów padło
łącznie 800 tysięcy złotych. Wprawdzie kilka tygodni
wcześniej śledczym udało się wpaść na trop dobrze
zorganizowanej bandy, która miała na swoim koncie
napady na banki, stacje benzynowe, hurtownie,
a nawet niewielkie sklepy spożywcze.
- Udało nam się zatrzymać płotki, wiemy, że ich
szefowie są nadal na wolności - Informował jeden
z trójmiejskich policjantów. - Dowodem tego były
m.in. grypsy, jakie wysyłali z aresztu, a przechwy­
cone przez strażników. Podejrzani namawiali swoich
kompanów, aby dla odwrócenia od nich podejrzeń,
zorganizowali jakiś głośny skok. Dlatego jedna
z przyjętych przez nas hipotez zakładała, że napad
na gdańską pocztę był konsekwentną realizacją
tych planów.
Póki co były to tylko niczym nie poparte podejrze­
nia, z perspektywy czasu wiadomo, że był to niewła­
ściwy trop. Częściowo rozbita banda specjalizowała
się w napadach na małe banki spółdzielcze. Ich
„skoki" nie były nadzwyczaj finezyjne. Przyjeżdżali
rano skradzionym samochodem pod słabo chro­
nione placówki, po czym uzbrojeni i zamaskowani
na tamtym terenie co najmniej od kilku­
dziesięciu lat. Działali zaledwie dwa lata,
a jednak na długo zapiszą się w trójmiej­
skich kronikach kryminalnych. Początkowo
policja nie wiązała ze sobą w jedną całość
wielu popełnianych przestępstw, a informacje o nie­
których zabójstwach udało się uzyskać dopiero od
skruszonych morderców. Początkiem ich końca był
gdański „napad stulecia".
Strzały pod pocztą
D la trójki trójmiejskich konwojentów 5 paździer­
Nie wszystko było w porządku
P olicja rozpoczęła śledztwo w sprawie napa­
202625053.026.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin