Martin George R.R. 03 - Nawałnica mieczy. Stal i śnieg.rtf

(2483 KB) Pobierz

 

George R. R. Martin

Nawałnica mieczy

Stal i śnieg

A Storm of Swords vol. I:

Steel and Snow

Tłumaczył: Michał Jakuszewski

Wydanie oryginalne: 2000

Wydanie polskie: 2002


Notatka na temat chronologii

Pieśń Lodu i Ognia jest opowiadana z punktu widzenia postaci, które dzielą od siebie setki, a niekiedy nawet tysiące mil. Wydarzenia opisywane w pewnych rozdziałach trwają dzień bądź tylko godzinę, te zaś, o których mowa w innych, dwa tygodnie, miesiąc czy pół roku. Przy takiej kompozycji narracja nie może być ściśle chronologiczna. Niekiedy ważne rzeczy dzieją się jednocześnie tysiące mil od siebie.

W przypadku obecnego tomu czytelnik powinien wiedzieć, że pierwsze rozdziały Nawałnicy mieczy rozgrywają się nie po ostatnich rozdziałach Starcia królów, lecz raczej jednocześnie z nimi. Zaczynam książkę od przedstawienia wydarzeń, do których doszło na Pięści Pierwszych Ludzi, w Riverrun, Harrenhal i na Tridencie podczas stoczonej pod Królewską Przystanią bitwy nad Czarnym Nurtem, oraz wypadków, które nastąpiły po niej...

 

George R.R. Martin


Dla Phyllis, która namówiła mnie na wprowadzenie smoków

Prolog

Dzień był szary i potwornie zimny, a psy nie chciały iść śladem.

Wielka, czarna suka raz tylko obwąchała trop niedźwiedzia, po czym porzuciła go i wróciła do sfory z podkulonym ogonem. Przy nagłym powiewie zmarkotniałe psy zbiły się w ciasną grupkę na brzegu rzeki. Chett również poczuł przebijający się przez warstwy czarnej wełny i utwardzanej skóry podmuch. Zapuścili się w okolice zbyt zimne dla ludzi i zwierząt. Wykrzywił usta w grymasie, niemal czując, że czyraki na jego policzkach i szyi nabierają barwy wściekłej czerwieni. Mogłem siedzieć bezpiecznie na Murze, opiekując się tymi cholernymi krukami i paląc na kominku dla maestera Aemona. To bękart Jon Snow odebrał mu tę pozycję, on i jego spasiony koleżka Sam Tarly. Przez nich odmrażał sobie jaja w głębi nawiedzanego lasu, mając za towarzystwo sforę psów.

Do siedmiu piekieł.Szarpnął mocno za smycze, by przyciągnąć uwagę psów.Szukać, skurwysyny. To trop niedźwiedzia. Chcecie żreć mięso czy nie? Szukać!Psy jednak zbiły się tylko jeszcze ciaśniej, skowycząc cicho. Chett strzelił im nad głowami z krótkiego bicza i czarna suka warknęła na niego.Psie mięso jest równie dobre jak niedźwiedzieostrzegł ją. Jego oddech zamarzał przy każdym słowie.

Lark Siostrzanin stał obok niego z rękami skrzyżowanymi na piersi i dłońmi wetkniętymi pod pachy. Choć nosił czarne, wełniane rękawice, wiecznie się skarżył, że odmraża sobie palce.

Przy takiej cholernej zimnicy nie da się polowaćstwierdził.W dupę z tym niedźwiedziem. Nie warto dla niego zamarzać.

Nie możemy wrócić z pustymi rękami, Larkmruknął Mały Paul. Większą część jego twarzy pokrywały brązowe kudły.Lordowi dowódcy by się to nie spodobało.

Poniżej spłaszczonego nosa mężczyzny widać było zamarznięte smarki. Wielka dłoń w grubej skórzanej rękawicy zaciskała się mocno na drzewcu włóczni.

Z nim też w dupęrzucił Siostrzanin, chudy mężczyzna o ostrych rysach i niespokojnym spojrzeniu.Mormont zginie, nim wzejdzie słońce, pamiętasz? Co nas obchodzi, czy mu się spodoba czy nie?

Mały Paul zamrugał powiekami czarnych oczek. Chett pomyślał, że może rzeczywiście o tym zapomniał. Był taki głupi, że nie pamiętał prawie o niczym.

Dlaczego musimy zabijać Starego Niedźwiedzia? Nie możemy po prostu uciec i pozwolić mu żyć?

A myślisz, że on pozwoli nam żyć?warknął Lark.Urządzi na nas polowanie. Chcesz, żeby nas dopadł, ty przerośnięty przygłupie?

Nieodpowiedział Mały Paul.Tego nie chcę. Za nic.

Czyli że go zabijesz?zapytał Lark.

Tak.Potężny mężczyzna walnął tępym końcem włóczni w zamarznięty brzeg rzeki.Zabiję. Nie powinien na nas polować.

Siostrzanin wysunął ręce spod pach i zwrócił się w stronę Chetta.

Uważam, że powinniśmy wykończyć wszystkich oficerów.

Chett miał już serdecznie dość tego gadania.

Przecież o tym mówiliśmy. Zginie Stary Niedźwiedź i Blane z Wieży Cieni. Grubbs i Aethan też. Mieli pecha, że wylosowali akurat tę wartę. Dywen i Bannen, bo są tropicielami, i ser Świnka, przez kruki. I na tym koniec. Załatwimy ich po cichu, podczas snu. Jeden krzyk i wszyscy będziemy żarciem dla robaków.Jego czyraki zrobiły się czerwone ze złości.Wykonaj swoją część i przypilnuj, żeby twoi kuzyni zrobili, co do nich należy. Paul, zapamiętaj, że to ma być trzecia warta, nie druga.

Trzecia wartapowtórzył wielki mężczyzna, rozchylając ukryte pod szczeciną i zamarzniętymi smarkami usta.Ja i Cicha Stopa. Będę pamiętał, Chett.

Dzisiejszej nocy był nów i zaplanowali służby w ten sposób, że ośmiu spiskowców pełniło straż, a jeszcze dwóch pilnowało koni. Lepsza okazja już się nie nadarzy. Poza tym lada dzień mogli ich zaatakować dzicy i Chett miał zamiar być w tym momencie daleko stąd. Chciał żyć.

Na północ wyruszyło trzystu zaprzysiężonych braci z Nocnej Straży, dwustu z Czarnego Zamku i stu z Wieży Cieni. To była największa wyprawa, odkąd żywi sięgali pamięcią, prawie jedna trzecia wszystkich sił Straży. Mieli zamiar odszukać Bena Starka, ser Waymara Roycea i innych zaginionych zwiadowców, a także dowiedzieć się, dlaczego dzicy porzucają wioski. Od Starka i Roycea byli teraz równie daleko, jak w chwili opuszczenia Muru, zdołali się jednak dowiedzieć, dokąd odeszli dzicy. W wysokie i zimne, zapomniane przez bogów Mroźne Kły. Mogli tam sobie siedzieć aż po kres czasu i nie podrażniłoby to czyraków Chetta.

Oni jednak złazili na dół. Wzdłuż Mlecznej Wody.

Uniósł wzrok i ujrzał przed sobą rzekę. Jej kamieniste brzegi pokryła warstewka lodu, a mlecznobiałe wody spływały nieustannie z Mroźnych Kłów. A teraz tą samą drogą schodził Mance Rayder i jego dzicy. Przed trzema dniami powrócił wściekły Thoren Small-wood. Kiedy opowiadał Staremu Niedźwiedziowi, co zobaczył, jego człowiek, Kedge Białe Oko, przekazał wszystko pozostałym braciom.

Są jeszcze wysoko, ale schodzą w dółmówił, grzejąc dłonie nad ogniem.Przednią strażą dowodzi ta francowata suka Harma Psi Łeb. Goady zakradł się do jej obozu i widział ją wyraźnie przy ognisku. Ten dureń Tumberjon chciał ją załatwić strzałą, ale Smallwood miał na to zbyt wiele rozsądku.

Chett splunął.

Wiesz, ilu ich było?

Od groma. Dwadzieścia, trzydzieści tysięcy. Nie mieliśmy czasu ich liczyć. Harma miała w przedniej straży pięciuset, samą konnicę.

Otaczający kręgiem ognisko mężczyźni wymienili niespokojne spojrzenia. Nawet tuzin dosiadających koni dzikich stanowił rzadki widok. Pięciuset...

Smallwood kazał Bannenowi i mnie okrążyć straż przednią, by zerknąć na główne siłykontynuował Kedge.Ciągnęły się bez końca. Poruszali się jak zamarznięta rzeka, cztery, pięć mil dziennie, ale nie wyglądało na to, żeby mieli zamiar wracać do swoich wiosek. Ponad połowa to były kobiety i dzieci. Gnali przed sobą zwierzęta, kozy, owce, a nawet tury ciągnące sanie. Wieźli bele futer i półtusze, klatki z kurami, maselnice, kołowrotki i całą resztę ich cholernego dobytku. Muły i konie były tak obładowane, że grzbiety im pękały. Tak samo kobiety.

I idą wzdłuż Mlecznej Wody?dopytywał się Lark Siostrzanin.

Przecież wam mówiłem.

Rzeka zaprowadzi ich prosto pod Pięść Pierwszych Ludzi, starożytny fort pierścieniowy, w którym Nocna Straż zorganizowała swój obóz. Każdy z odrobiną rozsądku zrozumiałby, że pora się stąd zwijać i zacząć odwrót w stronę Muru. Stary Niedźwiedź wzmocnił Pięść kolcami, wilczymi dołami i kruczymi stopami, lecz przeciw tak licznej armii nic mu to nie pomoże. Jeśli tu zostaną, wróg ich zaleje.

A Thoren Smallwood zamierzał atakować. Słodki Donnel Hill był giermkiem ser Malladora Lockea, a poprzedniej nocy Smallwood odwiedził Lockea w jego namiocie. Ser Mallador, podobnie jak stary ser Ottyn Wythers, chciał się wycofać na Mur, Smallwood postanowił jednak nakłonić go do zmiany zdania.

Ten król za Murem nie będzie się nas spodziewał tak daleko na północymówił według słów Słodkiego Donnela.A ta cała jego wielka armia to tylko horda obdartusów, bezużytecznych gąb do wyżywienia, ludzi nie mających pojęcia, za który koniec trzymać miecz. Wystarczy jeden cios, a odechce im się walki, uciekną z wrzaskiem i na jakieś pięćdziesiąt lat ukryją się w swoich chatach.

Trzystu przeciw trzydziestu tysiącom. Chett uważał to za czysty obłęd. Co gorsza, ser Mallador po tej rozmowie zmienił zdanie i obaj byli bliscy przekonania również Starego Niedźwiedzia.

Jeśli będziemy zwlekać zbyt długo, taka okazja może się już nigdy nie powtórzyćpowtarzał Smallwood każdemu, kto chciał go słuchać.

Jesteśmy tarczą, która osłania krainę człowiekaodpowiedział mu ser Ottyn Wythers.Tarczy nie wyrzuca się lekkomyślnie.

Podczas walki najlepszą obroną jest szybkie uderzenie miecza, które zabije przeciwnika, a nie chowanie się za tarcząskontrował Thoren Smallwood.

Nocną Strażą nie dowodził jednak Smallwood ani Wythers, lecz lord Mormont, który czekał na powrót pozostałych zwiadowców. Jarmana Buckwella i ludzi, którzy wspięli się na Schody Olbrzyma, a także Qhorina Półrękiego i Jona Snow, którzy wyruszyli do Wąwozu Pisków. Buckwell i Półręki spóźniali się jednak.

Pewnie nie żyją. Chett wyobraził sobie Jona Snow, który leżał siny i zamarznięty na szczycie jakiejś posępnej turni, a z jego bękarciego dupska sterczała włócznia dzikiego. Uśmiechnął się na tę myśl. Mam nadzieję, że wykończyli też jego cholernego wilka.

Nie ma tu żadnego niedźwiedziaskonkludował nagle. To tylko stare tropy. Wracamy na Pięść.

Psy omal go nie przewróciły. Chciały wracać równie gorąco jak on. Może zdawało im się, że dostaną jeść. Chett nie potrafił się powstrzymać od śmiechu. Nie karmił ich od trzech dni, żeby były głodne i złe. Nocą, nim wymknie się w mrok, wypuści je między liny do przywiązywania koni, chwilę po tym, jak Słodki Donnel Hill i Karl Szpotawa Stopa przetną postronki. W całej Pięści pełno będzie ujadających psów i spanikowanych koni. Będą zadeptywać ogniska, przeskakiwać mur i przewracać namioty. Przy takim zamieszaniu mogą minąć godziny, nim ktokolwiek się zorientuje, że zniknęło czternastu braci.

Lark chciał zwerbować dwukrotnie więcej ludzi, czego jednak można się było spodziewać po głupim, cuchnącym rybą Siostrzaninie? Wystarczy szepnąć słówko do niewłaściwego ucha i w jednej chwili skrócą człowieka o głowę. Nie, czternastu to odpowiednia liczba. Wystarczy, by zrobić to, co trzeba, i nie nazbyt wielu, żeby dochować tajemnicy. Większość z nich Chett zwerbował osobiście. Jednym z jego ludzi był Mały Paul, najsilniejszy człowiek na Murze, chociaż tępy aż strach. Kiedyś złamał dzikiemu kręgosłup, próbując go uściskać. Mieli też Dirka, którego ulubioną bronią był sztylet, oraz niskiego, posiwiałego człowieczka, zwanego przez braci Cichą Stopą. W młodości zgwałcił on setkę kobiet i lubił się chełpić, że żadna z nich go nie usłyszała, dopóki nie wsadził jej tego, co trzeba.

Autorem planu był Chett. To on był z nich najsprytniejszy. Całe cztery lata służył maesterowi Aemonowi jako zarządca, zanim bękart Jon Snow nie wykopał go z roboty, żeby przekazać ją tej tłustej świni, swemu koleżce. Kiedy będzie zabijał dziś w nocy Sama Tarlyego, wyszepcze mu do ucha: Pozdrów ode mnie Jona Snow. Potem poderżnie ser Śwince gardło i będzie patrzył, jak krew wypływa spod grubej warstwy sadła. Chett znał się na krukach, z nimi więc nie będzie kłopotu. Nie więcej niż z Tarlym. Wystarczy jedno dotknięcie noża, a ten tchórz zleje się w portki i zacznie błagać o darowanie życia. Niech sobie błaga. Nic mu to nie pomoże. Gdy już poderżnie temu spaślakowi gardło, otworzy klatki i wypłoszy ptaki, żeby nikt nie mógł wysłać wiadomości na Mur. Cicha Stopa i Mały Paul wykończą Starego Niedźwiedzia, Dirk załatwi Blanea, a Lark i jego kuzyni uciszą Bannena i starego Dywena, którzy mogliby wywęszyć ich trop. Już od dwóch tygodni gromadzili żywność, a Słodki Donnel i Karl Szpotawa Stopa przygotują dla nich konie. Po śmierci Mormonta dowództwo przejdzie na ser Ottyna Wythersa, starego, zmęczonego człowieka, którego opuszczały już siły. Nim zajdzie słońce, będzie już zmiatał w stronę Muru. Na pewno nie zechce marnować ludzi na pościg za nami.

Psy ciągnęły go z całej siły przez las. Chett widział już wystającą nad zielone korony drzew Pięść. Dzień był tak ciemny, że Stary Niedźwiedź kazał zapalić pochodnie. Wielki krąg żagwi płonął na murze pierścieniowym, który otaczał szczyt stromego, skalistego wzgórza. Trzej spiskowcy przeszli strumień w bród. Woda była przeraźliwie zimna i gdzieniegdzie pokrywały ją już plamy lodu.

Ja ruszę z kuzynami w stronę wybrzeżawyznał Lark Siostrzanin.Zbudujemy sobie łódź i pożeglujemy do domu, na Siostry.

A tam natychmiast się zorientują, że jesteście dezerterami, i pościnają wam te głupie łbypomyślał Chett. Ten, kto raz wypowiedział słowa przysięgi, nigdy już nie mógł opuścić Nocnej Straży. W całych Siedmiu Królestwach czekał go wyrok śmierci.

Ollo Obcięta Ręka planował wrócić do Tyrosh, gdzie według jego słów ludzie nie tracili rąk za zajmowanie się uczciwym złodziejstwem ani nie wysyłano ich na całe życie na mroźne pustkowie za to, że dali się przyłapać w łóżku z żoną jakiegoś rycerza. Chett zastanawiał się, czy z nim pojechać, nie mówił jednak w ich zaślinionym, dziewczyńskim języku. Co zresztą mógłby robić w Tyrosh? Wychowywał się na Bagnie Jędzy i nie miał żadnego zawodu. Jego ojciec całe życie orał cudze pola albo zbierał pijawki. Rozbierał się do grubej skórzanej opaski i brodził w mętnej wodzie. Czasami kazał pomagać sobie przy zrywaniu pijawek. Kiedyś jedna przyssała się chłopakowi do dłoni i Chett zgniótł ją z obrzydzeniem o ścianę. Ojciec zbił go za to do krwi. Maesterzy za tuzin sztuk płacili miedziaka.

Lark mógł sobie wracać do domu, i ten cholerny Tyroshijczyk też, ale nie Chett. Jeśli minie wieczność, nim znowu ujrzy Bagno Jędzy, to i tak będzie za wcześnie. Przypadła mu do gustu Twierdza Crastera. Dziki żył tu sobie jak lord. Czemu Chett nie miałby podążyć za jego przykładem? To by dopiero było. Chett, syn pijawkarza, lordem z własną twierdzą. Na chorągwi mógłby mieć tuzin pijawek na różowym polu. Dlaczego zresztą miałby poprzestać na lordzie? Może powinien zostać królem. Mance Rayder zaczynał jako wrona. Mógłbym zostać królem tak samo jak on i wziąć sobie trochę żon. Craster miał ich dziewiętnaście, nie licząc najmłodszych córek, których nie wziął jeszcze do łoża. Połowa z tej liczby była tak samo stara i brzydka jak on, ale to nie przeszkadzało Chettowi. Staruchy będzie mógł zagonić do prania i gotowania, sadzenia marchewki oraz karmienia świń, podczas gdy młode będą mu grzały łoże i rodziły dzieci. Craster nie będzie się sprzeciwiał, nie po tym, jak uściska go Mały Paul.

Jedynymi kobietami, jakie znał w życiu Chett, były dziwki, które kupował sobie w Moles Town. Kiedy był chłopcem, wiejskie dziewczyny odwracały się z obrzydzeniem na widok czyraków i kaszaka na jego twarzy. Najgorsza była ta flądra Bessa. Jeśli rozkładała nogi dla każdego chłopaka na Bagnie Jędzy, to dlaczego nie miałaby tego zrobić dla niego? Wiedział, że lubi polne kwiaty, zbierał je więc dla niej przez cały ranek, ale ona roześmiała mu się tylko w twarz i powiedziała, że wolałaby pójść do łóżka z pijawkami jego ojca niż z nim. Przestała się śmiać dopiero wtedy, gdy wraził w nią nóż. Widok jej twarzy był taki słodki, że Chett wyciągnął nóż i wbił go raz jeszcze. Kiedy złapali go nieopodal Siedmiu Strumieni, stary lord Walder Frey nie pofatygował się nawet osądzić go osobiście. Przysłał jednego ze swych bękartów, tego Waldera Riversa. Nim Chett zdążył się zorientować, maszerował już na Mur z tym cuchnącym, czarnym diabłem Yorenem. Za jedną słodką chwilę zabrali mu całe życie.

Teraz jednak zamierzał je odzyskać. Przy okazji weźmie też sobie kobiety Crastera. Ten stary, zboczony dziki ma rację. Jeśli ktoś chce pojąć kobietę za żonę, powinien ją sobie wziąć, a nie dawać jej kwiaty w nadziei na to, że nie zauważy jego cholernych czyraków. Chett nie popełni drugi raz tego samego błędu.

Uda siępowtarzał sobie po raz setny. Pod warunkiem, że zdołamy się wymknąć. Ser Ottyn ruszy prosto na południe, ku Wieży Cieni. To była najkrótsza droga prowadząca na Mur. Nie będzie sobie nami zawracał głowy. Nie Wythers. Będzie chciał tylko ratować skórę. Thoren Smallwood mimo wszystko zdecydowałby się na atak, ale ser Ottyn był zbyt ostrożny, a to on był starszy stopniem. Zresztą, to i tak wszystko jedno. Po naszej ucieczce Smallwood może sobie atakować, kogo tylko zechce. Co nas to obchodzi? Jeśli żaden z nich nie wróci na Mur, to nikt nie będzie nas szukał. Pomyślą, że zginęliśmy razem z resztą. To była nowa myśl i przez chwilę wydawała mu się kusząca. Żeby Smallwood objął dowództwo, musieliby zabić również ser Ottyna i ser Malladora Lockea, a obaj byli pilnie strzeżeni dzień i noc... nie, ryzyko było zbyt wielkie.

Chettodezwał się Mały Paul, kiedy szli między drzewami strażniczymi i żołnierskimi sosnamia co z ptakiem?

Jakim znowu ptakiem, do cholery?

Akurat teraz najbardziej potrzebne mu było wysłuchiwanie przygłupa bredzącego o jakimś ptaku.

Krukiem Starego Niedźwiedziawyjaśnił Mały Paul.Jeśli go zabijemy, kto będzie karmił ptaka?

A kogo to, do cholery, obchodzi? Jeśli chcesz, to jego też zabij.

Za nic nie skrzywdziłbym ptakasprzeciwił się Mały Paul.Ale on umie mówić. Co będzie, jeśli powie, co zrobiliśmy?

Lark Siostrzanin parsknął śmiechem.

Tu mamy Małego Paula, co jest głupi jak fasolazadrwił.

Lepiej się zamknijmruknął z groźbą w głosie Mały Paul.

Paulwtrącił Chett, nim rosły mężczyzna zdążył się rozgniewaćkiedy znajdą starego leżącego z poderżniętym gardłem w kałuży krwi, nie będą potrzebowali ptaka, żeby im powiedział, że ktoś go zabił.

Mały Paul zastanawiał się chwilę nad tymi słowami.

To prawdaprzyznał.To mogę sobie zatrzymać tego ptaka? Lubię go.

Proszę bardzorzucił Chett, chcąc, żeby przygłup wreszcie się zamknął.

Jeśli zgłodniejemy, będziemy mogli go zeżrećzauważył Lark.

Mały Paul znowu się zachmurzył.

Lepiej nie próbuj zeżreć mojego ptaka, Lark. Lepiej nie próbuj.

Chett słyszał już dobiegające zza drzew głosy.

Zamknijcie te cholerne gęby. Pięść jest już blisko.

Wyszli z lasu niedaleko zachodniego stoku wzgórza i skierowali się w stronę południowego zbocza, które było łagodniejsze. Nieopodal skraju lasu dwunastu mężczyzn ćwiczyło strzelanie z łuku. Wycięli na pniach drzew zarysy postaci i teraz próbowali w nie trafić.

Patrzcierzucił Lark.Świnia z łukiem.

Rzeczywiście, najbliższym łucznikiem był sam ser Świnka, gruby chłopak, który ukradł Chettowi miejsce u boku maestera Aemona. Na widok Samwella Tarlyego natychmiast zalał go gniew. Pozycja zarządcy maestera Aemona była najlepszą rzeczą, jaka go w życiu spotkała. Stary ślepiec nie był wymagający, a większość jego potrzeb i tak spełniał Clydas. Dla Chetta zostawały tylko łatwe obowiązki: czyszczenie ptaszarni, czasem rozpalenie w kominku albo przyniesienie posiłku... a do tego Aemon nigdy go nie uderzył. Wydaje mu się, że może tak po prostu mnie wykopać, tylko dlatego, że jest szlachetnie urodzony i umie czytać. Może powiem mu, żeby przeczytał mój nóż, zanim poderżnę mu gardło.

Idźcie dalejrozkazał towarzyszom.Ja chcę na to popatrzeć.

Psy ciągnęły mocno smycze, przekonane, że na szczycie czeka je posiłek. Kiedy Chett kopnął sukę szpicem buta, uspokoiły się trochę.

Przyglądał się spomiędzy drzew, jak gruby chłopak zmaga się z dorównującym mu wysokością łukiem. Wykrzywił w skupieniu czerwoną pyzatą twarz. W ziemię przed nim wbito trzy strzały. Tarly nasadził jedną z nich na cięciwę, naciągnął łuk i utrzymywał go w tej pozycji przez dłuższą chwilę, próbując wycelować. Kiedy wystrzelił, strzała zniknęła w krzakach. Chett parsknął głośnym śmiechem, pełnym radosnej pogardy.

Nigdy jej nie znajdziemy i znowu będzie na mnieoznajmił Edd Tollett, ponury, siwowłosy giermek, którego powszechnie zwano Eddem Cierpiętnikiem.Jeśli coś zginie, wszyscy zawsze spoglądają na mnie, od czasu, kiedy zgubiłem tego konia. Jakbym mógł coś na to poradzić. Koń był biały i padał śnieg, no to czego się spodziewali?

Zniósł ją wiatr...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin