Sawyer Robert J. - Starplex.rtf

(1408 KB) Pobierz
STARPLEX Robert J

Robert J. Sawyer

Starplex

Przełożyła Joanna Jędrzejczyk


Każdy pisarz SF powinien czuć się prawdziwym szczęściarzem, mając za bliskiego przyjaciela doktora fizyki, do tego prawnika, specjalizującego się w prawie autorskim. Dzięki Ci, Ari, że pomogłeś mi wystrzelić Argo w ten relatywistyczny rejs, obliczyć punkty Lagrangea dla systemu Quintaglio, opracować chemiczną strukturę nowej formy materii i postawić przed sądem pozaziemskich wichrzycieli.


Podziękowania

 

Powieść ta wyłoniła się z chmury mych pierwotnych pomysłów dzięki pomocy wydawców: Susan Allison z Ace i dra Stanleya Schmidta z Analogu, a także: Richarda Curtisa, dra Ariela Reicha, kolegów po piórze: J. Briana Clarkea, Jamesa Alana Gardnera, Marka A. Garlanda i Jean-Louisa Trudela, oraz nadzwyczajnego redaktora Howarda Millera i moich nader ciętych czytelników rękopisu: Teda Bleaneya, Davida Livingstonea Clinka. Terencea M. Greena, Edo van Belkoma, Andrew Weinera, i nade wszystko dzięki mojej ukochanej żonie, Carolyn Clink.


Chociażby nawet kręgosłup moralny ludzkości był bardzo długi,

to i tak wygina się w stronę sprawiedliwości.

Martin Luther King jr


ALFA DRACONIS

 

Drogo przyjdzie za to zapłacić...

Przy 0-g Keith Lansing bujał swobodnie w nieważkości. Zazwyczaj łapał wtedy chwilę wytchnienia. Zazwyczaj - lecz nie dziś. Westchnął ciężko i potrząsnął głową. Rekonstrukcja Starplex pochłonie miliardy. Ilu obywateli Wspólnoty poniosło śmierć? Keith nie śmiał wybiegać myślą w przyszłość. Wszystko się okaże podczas generalnego dochodzenia, które zresztą nie wcale było mu potrzebne do szczęścia.

Zdumiewające odkrycia, nieoczekiwany kontakt z cywilizacją matmatów - wszystko mogło pójść na marne w obliczu politycznych zatargów, a nawet międzygwiezdnej wojny.

Keith wcisnął błyskający na konsoli, zielony przycisk startu. Donośny huk stłumiony przez osłonę z pancernego szkła obwieścił, że kapsuła podróżna wystartowała, wyczepiwszy się z pierścienia cumowniczego w tylniej ścianie doku. Cały przebieg lotu był zaprogramowany w pamięci pokładowego komputera - wyjście z doku bazy Starplex, dotarcie do skrótu, aktywacja portalu, transfer na peryferia Tau Ceti i wreszcie doprowadzenie kapsuły do którejś ze śluz cumowniczych Wielkiej Centrali. Główna stacja kosmiczna Narodów Zjednoczonych sprawowała kontrolę nad komunikacją przez skrót położony najbliżej Ziemi.

Wszystko było z góry ustalone, więc Keith przez całą drogę nie miał nic do roboty. Mógł jedynie łamać sobie głowę nad tym, co się stało.

Pogrążony w myślach, nie zastanawiał się nad istotą czekającego go lotu, a było to zjawisko graniczące z cudem. Cóż, podróże pozwalające w mgnieniu oka pokonać przestrzeń połowy galaktyki stały się codziennością. Dawno przebrzmiały echa fascynacji sprzed osiemnastu lat, gdy Keith zetknął się z odkryciem całej sieci skrótów - rozległej sieci w sztuczny sposób stworzonych bram, przenikających Galaktykę i pozwalających na błyskawiczne przemieszczanie się z jednego jej punktu do drugiego. Wtedy gotów był uznać, że ma do czynienia z magią. Ostatecznie zaledwie dwadzieścia lat wcześniej większość ziemskich zasobów pochłonęło założenie dwóch pierwszych kolonii: Nowego Pekinu na Tau Ceti IV, oddalonej zaledwie o 11,8 roku świetlnego od Słońca, oraz Nowego Nowego Jorku na Epsilon Indi III, odległej jedynie o 11,2 roku świetlnego. Obecnie jednak ludzie swobodnie przemieszczali się z jednego krańca galaktyki na drugi.

Nie tylko ludzie. Mimo że budowniczy skrótów pozostali nieznani, istniały na Drodze Mlecznej inne inteligentne formy życia: Waldahudeni oraz Ibowie. Rasy te, wraz z ludźmi i delfinami z Ziemi, ustanowiły przed jedenastu laty Wspólnotę Międzyplanetarną.

Kapsuła Keitha dotarła do wylotu śluzy dwunastej i poszybowała w przestrzeń. Pojazd przypominał przezroczysty kokon, zapewniający pasażerowi bezpieczeństwo przez wiele godzin. W wąskim białym pierścieniu na obwodzie kapsuły mieściło się wyposażenie niezbędne dla utrzymania człowieka przy życiu i sterownicze dysze napędowe. Mężczyzna odwrócił głowę, by rzucić okiem na pozostający w tyle statek macierzysty.

Doki śluz cumowniczych mieściły się na obrzeżu wielkiego dysku centralnego stacji. Gdy kapsuła oddaliła się jeszcze bardziej, Keith zobaczył trójkątne, łączone wzdłuż linii pionowej, moduły mieszkalne, cztery na górze i cztery pod spodem dysku.

Chryste... - jęknął w duchu, widząc swój statek w takim stanie. - Jezu Chryste!

Okna czterech niższych modułów były kompletnie pozbawione światła. Gdy kapsuła zniżyła lot, Keith spojrzał na dysk, posiekany smugami laserowego ognia. Przez wielką okrągłą dziurę w miejscu, gdzie cylindryczny fragment grubości dziesięciu pokładów został wycięty z centralnej płaszczyzny, przeświecały gwiazdy.

Drogo przyjdzie za to zapłacić - powtórzył w myślach. - Cholernie drogo...

Odwrócił się i wbił wzrok w przestrzeń przed sobą. Dawno już zrezygnował z wypatrywania na niebie jakiegokolwiek śladu obecności skrótów. Nieskończenie małe punkty były niewidoczne, dopóki coś nie weszło z nimi w bezpośredni kontakt. Wtedy nagle rozszerzały się, by przenieść na drugą stronę przedmiot, który się z nimi zetknął. Mężczyzna zerknął na konsolę - jego kapsuła osiągnie cel w ciągu czterdziestu sekund.

Na pokładzie Wielkiej Centrali Keith powinien spędzić co najmniej osiem godzin - wystarczająco dużo, by skonsultować się z premier Petrą Kenyatta i złożyć meldunek o nieoczekiwanym ataku na Starplex. Miał nadzieję, że przez ten czas Jag i Butlonos zdobędą informacje dotyczące innego, znaczącego problemu.

Tryskając nieregularnie płomieniami, zadziałały silniki manewrujące. Aby otworzyć tutejszy skrót i wyjść z sieci w systemie Tau Ceti odrzut dyszy sterujących musiał pchnąć statek wstecz, obniżając pułap lotu. Gwiazdy ruszyły z miejsca, gdy kapsuła skorygowała lot i ustawiła pod odpowiednim kątem.

Wtedy nastąpił kontakt. Przez przejrzystą osłonę, Keith ujrzał wokół pojazdu purpurowy blask bezwymiarowej granicy oddzielającej dwa sektory Galaktyki. Przez chwilę widział jeszcze niesamowite, zielone światło strefy, którą opuścił, podczas gdy przed nim w górze lśnił różowy obłok mgławicy.

Mgławicowy obłok? To niemożliwe. Nie w systemie Tau Ceti.

Lecz gdy kapsuła zakończyła manewr, nie miał wątpliwości: wylądował w jakimś innym miejscu. Piękna, lśniąca różowo mgławica przypominała smukłą, sześciopalczastą dłoń przykrywającą ćwierć nieba. Keith obrócił się w fotelu, obserwując otoczenie. Znał na pamięć konstelacje otaczające Tau Ceti, dostrzegalne również z Ziemi, lecz ustawione pod nieco innym kątem. Przede wszystkim mógł widzieć gwiazdozbiór Wolarza, z jaśniejącym Arkturem i samo Słońce. Teraz otaczały go obce gwiazdy.

Keith poczuł nagły przypływ adrenaliny. Nowe sektory kosmosu otwierały się wtedy, gdy nabierały istotnego znaczenia dla sieci. Niewątpliwie musiał to być jeden z wielu skrótów należących do szyku, pozwalający pod bardziej precyzyjnym kątem określić współrzędne przejścia do Tau Ceti.

Bez paniki - pomyślał Keith. - Trzeba to rozgryźć na spokojnie.

Prawdopodobnie przeciął skrót pod nieco innym kątem, choć na pewno nie ominął matematycznego wierzchołka stożka, w którym zbiegały się dopuszczalne kąty wejścia prowadzące do Wielkiej Stacji Centralnej.

Czyli następny nowy sektor, w sumie piąty tego roku. Boże... westchnął. Jak na ironię, aby dosztukować połowę Starplex będą musieli rozłożyć na kawałki prawie ukończoną bliźniaczą stację. Gdyby nie to, w tej sytuacji mogliby ją natychmiast wykorzystać jako następną bazę eksploracyjną.

Keith sprawdził rejestratory lotu, upewniając się, że będzie mógł stąd zawrócić. Przyrządy działały bez zarzutu. Miał co prawda ochotę na mały rekonesans, aby zbadać, co nowy sektor może zaoferować, lecz kapsuła podróżna była przeznaczono wyłącznie do szybkiej komunikacji przez skróty. Poza tym, jako dowódca, miał przed sobą służbowe spotkanie, do którego pozostało niespełna czterdzieści pięć minut. Sprawdził na pulpicie kontrolnym, czy istnieją inne możliwości przejścia przez system Odtworzył współrzędne trasy lotu, i zmarszczył brwi. Co się dzieje? Przeszedł pod idealnym kątem prowadzącym do Tau Ceti. Nigdy nie słyszał o przypadku nieudanego transferu, a jednak... Gdy uniósł wzrok, ujrzał nad kapsułą obcy statek.

Przypominał smoka - ze smukłym, wężowato falistym kadłubem i półkolistymi rozłożystymi skrzydłami. Zarys statku tworzyły łagodne krzywe i zaokrąglone krawędzie; zielonkawobłękitnej powierzchni nie szpeciły żadne detale typu okien, luków, blizn spoin czy rzucających się w oczy silników. W pobliżu nie było jasnych gwiazd, więc emanował własnym światłem, skoro ślad cienia nie ukrywał najmniejszego fragmentu jego poszycia Starplex też był piękny, przynajmniej zanim odniósł bitewne rany, lecz nadal działał... no i wyglądał na dzieło istot rozumnych, przynajmniej według Keitha. Jednak w porównaniu z nim obcy statek sprawiał wrażenie dzieła sztuki.

Kosmiczny smok płynął prosto w kierunku kapsuły. Czytniki na konsoli podały jego wielkość - niemal kilometr długości. Mężczyzna chwycił ster, chcąc jak najszybciej usunąć się z drogi, lecz olbrzym nagle zamarł w bezruchu w odległości piętnastu metrów od maleńkiego, przezroczystego bąbla.

Serce Keitha waliło jak oszalałe. Kiedy w Sieci pojawiał się nowy skrót, podstawowym zadaniem załogi Starplex było poszukiwanie jakichkolwiek śladów inteligencji, która go otworzyła. W obecnej sytuacji, na pokładzie jednoosobowej kapsuły nie posiadał aparatury sygnalizacyjnej, ani wyspecjalizowanych komputerów niezbędnych w razie próby nawiązania kontaktu.

Poza tym, gdy jeszcze przed chwilą obserwował niebo, nie widział żadnego statku. Pojazd, który potrafił poruszać się błyskawicznie, by za moment znieruchomieć, musiał być wytworem techniki na najwyższym poziomie. Keith niemal tracił głowę. Przydałoby mu się teraz całe wyposażenie Starplexa, albo przynajmniej jeden ze statków przeznaczonych do misji dyplomatycznych, przechowywanych w dokach stacji. Uruchomił program, który powinien skierować kapsułę z powrotem w okolice skrótu. Bez skutku. No, niezupełnie bez skutku.

Obejrzawszy się, ujrzał płomienie strzelające z dysz napędowych umieszczonych na obwodzie pierścienia otaczającego kabinę. Pojazd nawet nie drgnął; gwiazdy w tle pozostawały nieruchome. Coś go przytrzymywało, ale robiło to niezwykle delikatnie. Kapsuła podróżna była krucha, w uścisku standardowego manipulatora siłowego osłona trzeszczałaby w szwach.

Keith znów spojrzał na piękny obcy statek i właśnie wtedy poniżej jednego z wygiętych skrzydeł zaszła pewna zmiana. Nie zauważył ruchu opadających grodzi. Kwadratowy otwór w brzuchu smoka - niewątpliwie śluza - pojawił się nagle, po prostu znikąd. Kapsuła ruszyła w przeciwnym kierunku, niż jej polecił, zmierzając w stronę kosmicznego olbrzyma.

Poczuł falę irracjonalnej paniki. Zawsze pragnął uczestniczyć w pierwszym kontakcie, lecz wolał, żeby nastąpiło to na równych warunkach. Poza tym, nie wiedział, co go czeka, a bądź co bądź miał żonę, do której chciał wrócić, syna na uniwersytecie i swoje własne życie, z którego ani myślał rezygnować.

Gdy kapsuła wpłynęła do środka, błyskawicznie pojawiła się ściana, oddzielająca śluzę od reszty kosmosu. Światło wewnątrz padało ze wszystkich stron. Mały pojazd musiał być wciąż asekurowany polem siłowym - inaczej roztrzaskałby się o przeciwległą ścianę. Mężczyzna nie mógł jednak nigdzie dostrzec emitera.

Kapsuła ruszyła w dalszą podróż, a jej pasażer próbował przeanalizować sytuację. Na pewno otworzył skrót pod idealnym kątem, by dotrzeć do Tau Ceti - procedura przebiegała bezbłędnie. A jednak jakimś cudem został... został ściągnięty tutaj...

Mogło to oznaczać tylko jedno: ktokolwiek sterował tym kosmicznym monstrum, wiedział więcej o skrótach, niż wszystkie rasy Wspólnoty razem wzięte. I wtedy przyszło olśnienie. I pewność. Straszliwa pewność. Czas zapłacić za bilet...


I

 

Odkrycie okazało się istnym darem niebios. Rzeczywiście całą Drogę Mleczną przenikała rozległa sieć skrótów - sztucznych tworów, umożliwiających błyskawiczne podróże do odległych systemów gwiezdnych. Nikt nie wiedział, kto i po co zbudował skróty. Wysoce rozwinięta rasa, która je stworzyła, nie pozostawiła po sobie żadnego śladu, prócz punktów transferowych.

Obserwacje prowadzone z pomocą hiperprzestrzennych teleskopów wskazywały na istnienie w naszej galaktyce około czterech miliardów odrębnych skrótów. Na każde sto gwiazd przypadał co najmniej jeden. Były to punkty łatwe do zlokalizowania w hiperprzestrzeni, gdyż otaczała je charakterystyczna, sferyczna chmura orbitujących tachionów. Jednak z tej wielkiej liczby skrótów tylko dwadzieścia cztery objawiły swoją aktywność. Inne po prostu istniały i, jak dotąd, nie znaleziono sposobu, by je wzbudzić.

Skrót najbliższy Ziemi leżał w obłoku Oorta, w systemie Tau Ceti. Stąd statki mogły przeskoczyć siedemdziesiąt tysięcy lat świetlnych i dotrzeć do Rehbollo - rodzimej planety Waldahudenów. Mogły również pokonać pięćdziesiąt trzy tysiące lat świetlnych - i trafić w okolice Monotonii, ojczyzny dziwacznej rasy Ibów. A na przykład skrót w pobliżu Polaris, oddalony od Ziemi zaledwie o osiemset lat świetlnych był niedostępny, uśpiony jak większość pozostałych.

Poszczególny skrót nie mógł służyć jako wyjście dla statku nadlatującego z innych skrótów, dopóki nie został najpierw wykorzystany jako wejście w swoim rejonie. A zatem skrót w Tau Ceti nie mógł być punktem kontaktowym dla innych ras, dopóki Narody Zjednoczone nie wysłały osiemnaście lat temu sondy, która miała powrócić w 2076 roku. Trzy tygodnie później z tego samego punktu wyłonił się statek Waldahudenów - zakończyła się dotychczasowa samotność ludzi i delfinów.

Na temat funkcjonowania sieci i jej przeznaczenia powstała wtedy teoria, głosząca, że wszystkie sektory galaktyki prawdopodobnie podlegają kwarantannie, dopóki nie osiągną technicznej dojrzałości. Biorąc pod uwagę niewielką liczbę czynnych skrótów, wielu próbowało dowodzić, że dwa inteligentne ziemskie gatunki: homo sapiens i lursiops truncatus należą do pierwszych ras w galaktyce, które osiągnęły ten poziom.

Rok później statki z planety Ibów dokonały przeskoku do systemu Tau Ceti i w okolice Rehbollo. Wkrótce cztery rasy jednomyślnie zawarły eksperymentalny sojusz, tworząc Międzyplanetarną Wspólnotę.

W celu rozszerzenia sieci aktywnych skrótów, każda z planet wysłała przed siedemnastu laty trzydzieści tak zwanych bumerangów. Sondy te mknęły z maksymalną hiperprędkością - dwadzieścia dwa razy większą niż prędkość światła - w kierunku uśpionych dotychczas punktów, otoczonych przez tachionowe aureole umożliwiające ich lokalizację. Zadaniem każdego bumeranga było uaktywnienie skrótu przez przejście i powrót, czyniące z niego ważne wyjście z sieci.

Dotychczas bumerangi udostępniły dwadzieścia jeden dodatkowych punktów przerzutowych w promieniu 375 lat świetlnych od każdego z trzech zamieszkałych światów. Początkowo sektory te były badane przez małe statki zwiadowcze. Członkowie Wspólnoty zdali sobie jednak sprawę, że niezbędne jest rozpoznanie o szerszym zasięgu. Dokonać tego mógł wyłącznie gigantyczny statek baza, przesyłający na bieżąco wyniki badań. Nie służyłby tylko jako stacja przekaźnikowa w trakcie wstępnej, decydującej eksploracji nowego sektora, ale w razie potrzeby miał sprawować funkcję ambasady całej Wspólnoty.

W ten sposób, w roku 2093 powstał Starplex. Sponsorowany przez trzy planety Unii, zbudowany w stoczniach orbitalnych Rehbollo pojazd był największą konstrukcją, jaką kiedykolwiek stworzyła każda z inteligentnych ras w celu eksploracji kosmosu. Statek miał 290 metrów średnicy, wysokość siedemdziesięciu pokładów, pojemność 3,1 miliona metrów sześciennych. Stanowił przestrzeń życiową tysiącosobowej, mieszanej załogi, posiadał też hangary dla pięćdziesięciu czterech pomocniczych jednostek o różnym przeznaczeniu.

Starplex przemierzył obszar 368 lat świetlnych galaktyki na północ od Monotonii, badając okolice nowo uaktywnionego skrótu. Najbliżej położona gwiazda, oddalona o ćwierć roku świetlnego, była subgigantem klasy F. Nie posiadała systemu planetarnego, otaczały ją tylko cztery pasy asteroidów. Tak daleka, bezprecedensowa misja - i żadnych istotnych obserwacji astronomicznych, ani śladu jakichkolwiek obcych sygnałów radiowych... Członkowie załogi postanowili rozszerzyć program badawczy. Następny bumerang powinien w ciągu siedmiu dni osiągnąć cel: dotrzeć do skrótu, oddalonego o 376 lat świetlnych od Rehbollo. Zadaniem Starplex będzie zbadanie tego sektora. Wszystko przebiegało zgodnie z planem - do czasu...

- Lansing, musisz mnie wysłuchać.

Keith Lansing, schodzący właśnie zimnym korytarzem, westchnął i zatrzymał się. Naturalny głos Jaga brzmiał jak szczekanie psa, przeplatane od czasu do czasu syknięciami i warknięciami, wtrącanymi dla zachowania rytmu wypowiedzi. Ton słów płynących z translatora, przełożonych na angielski ze staromodnym brooklyńskim akcentem, brzmiał niewiele lepiej: był szorstki, opryskliwy, irytujący.

- O co chodzi, Jag?

- O podział uprawnień i wyposażenia na pokładzie Starplex - zaszczekał Jag. - Jest niesprawiedliwy i ty jesteś temu winien. Żądam, abyś to naprawił przed następnym skokiem. Z premedytacją ignorujesz sekcję fizyków, dając przywileje biologom. Jag był Waldahudenem, kudłatą, świniopodobną kreaturą o sześciu kończynach. Gdy na Rehbollo dobiegła końca ostatnia epoka lodowcowa, czapy polarne na biegunach rozpuściły się, zatapiając kontynenty, i pokryły siecią rzek ocalałe resztki lądów. Przodkowie Waldahudenów przystosowali się do ziemnowodnego trybu życia. Warstwa tłuszczu i gęste, brunatne futro stanowiły dla ich ciał naturalną izolację przed chłodem i lodowatym nurtem rzek, w których żyli. Keith wziął głęboki oddech i spojrzał na Jaga. - To obcy, wbij to sobie do głowy... Inny sposób myślenia, inne obyczaje.

- Nie mówię, że ten podział jest sprawiedliwy - zaczął pojednawczym tonem, lecz Jag natychmiast mu przerwał.

- Dajesz pierwszeństwo sekcji nauk przyrodniczych, bo jesteś związany z osobą stojącą na jej czele - zaszczekał.

Keith zdobył się na półuśmieszek, wbrew narastającej fali niepohamowanej wściekłości.

- Rissa stawia mi nieraz całkiem przeciwne zarzuty. Ma mi za złe, że ograniczam jej uprawnienia i opóźniam postęp badań, spełniając twoje zachcianki.

- Ona tobą manipuluje, Lansing. Ona...zaraz, jak brzmi to wasze przysłowie? Ona owinęła sobie ciebie wokół małego palca.

Mężczyznę ogarnęła nieodparta ochota, by pokazać Jagowi pewien gest innym palcem. Oni wszyscy są tacy - pomyślał z odrazą. Cała planeta kłótliwych, szukających guza, wyszczekanych świń. Ostatnim wysiłkiem woli stłumił niecierpliwość.

- Czego ty właściwie chcesz, Jag?

Waldahuden podniósł lewą, wyżej umieszczoną rękę i znacząco przytknął toporne, włochate paluchy do prawego, górnego ramienia.

- Dwie dodatkowe sondy wyłącznie na użytek misji badawczych prowadzonych przez sekcję fizyki. Dodatkową bazę danych w pamięci Centralnego Komputera do dyspozycji astrofizyków. Powiększenie personelu o dwadzieścia osób.

- Rozszerzenie stanu personalnego jest niemożliwe - zareagował natychmiast Keith. - Nie mamy pomieszczeń, żeby ich zakwaterować. Zobaczę, co się da zrobić w sprawie twoich pozostałych żądań. - Po krótkiej pauzie dorzucił: - A tak na przyszłość... Dobrze by było, Jag, gdybyś wbił sobie do głowy, że o wiele łatwiej mnie przekonać, nie mieszając do sprawy mojego życia prywatnego.

Jag warknął gniewnie.

- Wiedziałem! - głos translatora oddawał gniewną irytację. - Wiedziałem, że opierasz decyzje na osobistych odczuciach, a nie na słuszności argumentów. Doprawdy, nie nadajesz się na stanowisko dyrektora.

Keith czuł, że za chwilę eksploduje. Jeszcze trzymał nerwy na wodzy, zamknął oczy, próbując przywołać w wyobraźni jakąś uspokajającą wizję. Spodziewał się ujrzeć twarz swojej żony, lecz obraz w jego umyśle zajęła pewna azjatycka ślicznotka, dwadzieścia lat młodsza od Rissy. Tego było już za wiele. Błyskawicznie otworzył oczy.

- Słuchaj, ty... - wykrztusił drgającym z wściekłości głosem. - Gwiżdżę na to, czy ci się podoba czy nie, że właśnie mnie wybrano na dyrektora. Grunt, że jestem dyrektorem Starplex, i mam zamiar nim być przez najbliższe trzy lata. Nawet gdybyś znalazł sposób, żeby usunąć mnie ze stanowiska przed tym terminem, obowiązuje prawo rotacji, w myśl którego moim następcą będzie przedstawiciel rasy ludzkiej. Jeżeli dopniesz swego, albo tak mi zaleziesz za skórę, że zrezygnuję z własnej woli - i tak będziesz składał meldunki przed człowiekiem, a któremuś z nas właśnie ty... - tu Keith ugryzł się w język, by nie dodać ty świnio...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin