Saga o Hawardzie z Fiordu Lodowego.doc

(168 KB) Pobierz
l

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Saga o Hawardzie

 

 

l. LUDZIE Z FIORDU LODOWEGO

Opowiadanie nasze ten ma początek, że był człowiek imie­niem Torbjoern. Był on synem Tjodreka. Mieszkał na Fiordzie

Lodowym, na dworcu Badfarm, i miał urząd godego * nad tym fiordem. Rodu był przedniego i należał do możnych, a bardzo był skłonny do gwałtu, tak że nikt tam na tym Fior­dzie nie ważył się odmówić mu czegoś. Brał ludziom z domu córki lub w ogóle dziewczęta-krewniaczki, przetrzymywał czas jakiś u siebie i odsyłał potem do domu z powrotem. Ponie­których sąsiadów napadał też i spędzał z domu i gospodarstw. -Pod ten czas sprowadził sobie Torbjoern w sam raz dziew­czę do gospodarstwa. Nazywała się Sygryda. Była jeszcze młoda i z przedniego rodu. Miała ona duży majątek. Dochód z niego miał iść na jej utrzymanie, a nie miał być dorzucony do majątku, jak długo zostawała u Torbjoerna.

Dalej, był człowiek imieniem Haward. Mieszkał na Modrym Mchu. Był świetnego rodu i już podówczas w podeszłym

Saga ta należy do zbioru sag mniejszych. Zbiorów tych jest pięć, jak wspominamy o tym w posłowiu. Saga o Hawardzie należy do zbio­ru sag zachodniego wybrzeża, do grupy opowieści o banitach i o zem­ście rodowej.

Teren wydarzeń sagi o Hawardzie leży na samej północy zachod­niego wybrzeża i przypiera częścią do Fiordu Lodowego, a częścią do Fiordu Szerokiego, zasianego wyspami. Czas: trzecia część X wieku.

Gode — było to stanowisko religijne i polityczne zarazem. G ode składał ofiary w świątyni Tora i zwoływał wiece swego okręgu. God­ność ta przywiązana była do rodów. W zakresie rodu mogła być od­stąpiona, nawet odsprzedana.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

wieku. W młodości swojej był wielkim wikingiem, prawdzi­wym rębajłą i był raz ciężko ranny w walce; otrzymał ranę w kolano i utykał od tego czasu. Haward był żonaty, jego żona zwała się Bjorgej. Była z dobrego domu, prawdziwie dzielna niewiasta. Mieli oni syna, a ten zwał się Olaf. Był on jeszcze młody, ale wiele obiecywano sobie po nim. Duży był i wygląd miał dobry. Haward i Bjorgej miłowali go bardzo. Był też im posłuszny i do prowadzenia łatwy. Mieszkał takoż przy nich krewniak, Torhall, młody, zwinny człowiek, poma­gał im w gospodarstwie.

Dalej, był tam człowiek imieniem Tormod. Mieszkał on na Stromym Brzegu. Jego niewiasta zwała się Torgerd. Tormod mało przypadał ludziom do smaku. Był on podówczas, już cokolwiek w leciech. Mówiono o nim, że może zmieniać postać i nikt się z nim chętnie nie zadawał.

Był tam jeszcze Ljot ze Skały Księżycowej na Fiordzie Lo­dowym. Ten był duży i mocny. Był bratem Torbjoerna; po­dobny do niego pod każdym względem.

Był dalej Torkel z Wyspy Kaczki Puchowej. Był roztropny i z dobrego domu, ale nie był to człowiek prawy; nie można było na nim polegać. Torkel był rzecznikiem prawa * na Fior­dzie Lodowym.

A dalej wchodzi w to opowiadanie dwóch ; Brand i Wakr Należeli oni do czeladzi domowej Torbjoerna z Badfarm. Brand był wysokiego wzrostu i mocny bardzo. Jego czynność była tego rodzaju, że latem chodził po kraju i dostarczał czego było potrzeba we dworze, w zimie pilnował bydła. Był lubiany i chętnie widziany wszędzie. Wakr był siostrzeńcem Torbjoer­na. Był mały i piegowaty, kąśliwy i złośliwy w rozmowie:

podjudzał on swego wuja, Torbjoerna, do ciągle nowych zło­śliwości. Z tej przyczyny nikt nie był mu rad i to dawano mu chętnie odczuć. Nie robił nic, jak tylko wchodził albo wy­chodził z Torbjoernem, albo wykonywał jego zlecenia, a naj­milej wtedy, kiedy chodziło o coś niegodziwego.

Rzecznik prawa — biegły w znajomości prawa formalnego i materialnego, oczywiście nie spisanego, był powoływany do wygła­szania sentencji prawnych, które jednak nie były wyrokami; takimi stawały się one dopiero wtedy, gdy obie strony lub większość zebra­nych zgodziły się na nie.

 

A dalej była tam niewiasta imieniem Tordis. Mieszkała ona na Buel we Fiordzie Lodowym. Była siostrą Torbjoerna i mat­ką Wakra. Miała jeszcze drugiego syna, ten zwał się Skarf. Był on duży i mocny. Żył przy matce i prowadził jej gospo-darstwo.

A dalej był tam Toralf z Brzegu Zatoki; lubiany, ale żaden prawy człowiek. Był blisko spokrewniony z gospodynią Torb­joerna, Sygrydą, i oświadczył się z tym, że weźmie ją do siebie i będzie zarządzał jej majątkiem z zyskiem. Ale Torb­joern nie chciał tego i okazał przy tym znów swoje gwałtow­ne usposobienie: powiedział, żeby ten nie tracił na to ani słowa więcej.

2. OLAF. SYN HAWARDA, I TORBJOERN

Opowieść poczyna się od tego, że Olaf, syn Hawarda na Modrym Mchu, wyrósł na obiecującego mężczyznę. Mówiono o nim, że posiadał ciepło niedźwiedzie, bo nie było takiego mrozu ani tak ostrego zimna, żeby Olaf więcej miał na sobie ubrania jak jedne spodnie i koszulę. I kiedy wychodził z dwor­ca gdzie dalej, nie brał nic więcej.

Pewnej jesieni spędzali ludzie z Fiordu Lodowego bydło do domu z hal i mało bydła wróciło. Torbjoernowi na Bad­farm brakowało sześćdziesięciu baranów. Tuż przed począt­kiem zimy idzie Olaf. syn Hawarda, na połoniny, schodzi wszystkie góry i szuka bydła, jakoż i znajduje całe stado z baranów Torbjoerna i z własnych, i z innych. Za czym spę­dza to wszystko do domu i oddaje każdemu, co mu się należy. Lubiano za to Olafa i każdy życzył mu dobrze.

Pewnego rana, wczesną porą, popędził Olaf barany Torb­joerna do Badfarm. Kiedy tam przybył, siedziano pod ten czas przy stole, dlatego nie było nikogo na podwórzu. Olaf stuka. Na ta podeszła do drzwi jedna z kobiet, a to była Sygryda, gospodyni Torbjoerna, i powitała go. Zapytała go, czego chce. Olaf odpowiedział:

— Przypędziłem tu barany Torbjoerna, które mu uszły na jesieni.


A kiedy Torbjoern usłyszał stukanie, zlecił Wakrowi zoba­czyć, o co chodzi. Wakr uczynił to i podszedł do drzwi we­wnętrznych. Tam zobaczył Olafa i Sygrydę rozmawiających. Wyskoczył na listwę poprzeczną i stał tam, jak długo ci roz­mawiali. Olaf rzekł:

— Nie potrzebuję iść dalej, powiedz tylko gospodarzowi

o tych baranach, Sygrydo.

Ona przyrzekła i powiedziała mu „do widzenia!" Wakr poskoczył, skrzecząc, do izby z powrotem, a Torbjoern

zapytał go, co tam ma takiego i co się zdarzyło na dworze.

— Zdaje mi się, że Olaf, ten chłystek z Modrego Mchu, syn Hawarda, stał tam; przywiódł barany, które ci uszły w jesieni.

— To i dobrze — rzekł Torbjoern.

— Ale ja myślę, że jest coś jeszcze poza tym — mówi Wakr — bo on przez całe rano rozmawiał z Sygrydą, a o ile widziałem, podobało jej się zarzucić mu ramiona na szyję.  Torbjoern odezwał się:

— Olaf to dzielny chłop, ale ta czelność posunięta za dale­ko, żeby sobie na coś podobnego pozwalać wobec nas.

Olaf wrócił do domu i rok upłynął. Mówią, że przychodził ciągle do Sygrydy, do Badfarm, i byli sobie oboje radzi. Wkrótce poczęto mówić, że Olaf nawiązał z nią stosunek.

Kiedy ludzie następnej jesieni spędzali bydło do domu, znów mieli go mało z powrotem. Najwięcej brakowało temuż Torbjoernowi. A kiedy spędzanie ukończono, idzie znowu Olaf na hale i daleko poza góry i pastwiska, wyszukuje znowu całą masę bydła i spędza je na dół, do domostw, i każdemu przy­wodzi, co mu się należy. Stąd poszło, że był tak lubiany przez ludzi na Fiordzie, że wszyscy mu dobrze życzyli oprócz Torb­joerna. Ten jest podwójnie zły nań; raz, że inni go chwalą, a po wtóre, że ludzkie mowy o nawiedzeniach Sygrydy przez Olafa doszły do jego uszu. A Wakr nie ustaje w tym, aby oczerniać obojga przed Torbjoernem.

I znów tak się zdarza, że Olaf pędzi barany Torbjoerna do Badfarm i tyle co za pierwszym razem. Kiedy przybywa, nie ma nikogo w podwórzu. Wchodzi tedy prosto do izby. Siedział tam gospodarz, Torbjoern, i jego posiestrzan, Wakr, i czela-


dzi wiele. Olaf idzie przed się aż do ław. Potem opiera topór trzonkiem o podłogę i opiera się na nim, ale nikt nie pozdrawia go i wszyscy milczą.

On widząc, że nikt nie troszczy się on, mówi strofę:

Zapytam poprzód zasię Mężów o ustach spętanych, Dlaczego mieczów piastuny     Milczeniem okryli się.

W małej u ludzi cenie,       Kto słów otwartych unika, Długą chwilę daremną Straciłem, czekając tu.

Po czym Olaf odzywa się:

— Chciałbym cię powiadomić, Torbjoern, że przypędziłem tu twoje barany. Na to odzywa się Wakr:

— My to już wiemy, Olaf, żeś ty jest skotakiem na Fior-izie Lodowym. Wiadomo nam także, czego ty tu szukasz:

chciałbyś na tych owcach swoją część. Tak robią przecież żebracy i przystoi, by pomyśleć o nich, choćby to niewiele uczynić miało.

Olaf odpowiedział:

— Nie tego tutaj szukam. I trzeci raz wam ich nie przyędzę.

Z tym odwraca się, ale Wakr wyskakuje i skrzeczy za nim. Olaf nie odwraca się na to, tylko idzie do domu.

I tak przechodzi rok.

Następnej jesieni przywiedli ludzie swoje owce pomyślnie o domu, tylko Torbjoernowi brak było sześćdziesięciu owiec

nie dało się ich nigdzie odnaleźć. I tu on, jak i jego posiestrzan, usłyszeli, że Olaf zamierza je spędzić do domu i część swoją zabrać albo nawet ukraść wszystkie.

Jednego wieczoru siedzieli Haward i Olaf przy stole. Wniesiono przed nich na stół udziec barami. Olaf podniósł go i rzekł:

— Straszliwie wielki i gruby. Haward odezwał się:

— Myślę jednak, że to z naszego stada, mój kochany, a nie Torbjoernowego, a to już dużo dać sobie coś podobnego przylepić                    


Olaf poczerwieniał i położył udziec na stół z powrotem, a tym, którzy przy tym razem siedzieli, zdawało się, jak gdy­by przygniótł go cokolwiek do stołu, ale kość złamała się przy tym, i to tak mocno, że jeden jej kawałek odskoczył ku ścia­nie i utkwił w niej. Haward spojrzał, ale nie odezwał się wcale, tylko uśmiechnął się.

Na to weszła jedna niewiasta do izby, a to była Torgerd ze Stromego Brzegu. Haward powitał ją przyjaźnie i zapytał, co nowego. Odpowiedziała, że jej mąż, Tormod, umarł.

— Ale dla nas z tym niedobra sprawa, bo on jeszcze każdej nocy ogląda się za swoim łóżkiem. Tedy chciałam cię o pomoc prosić, Haward. Bo moi ludzie już przedtem niechętnie z Tormodem zadawali się, ale teraz doszło do tego, że wszyscy chcą iść precz.

Haward odpowiedział:

— Już moje najsmuklejsze lata przeszły dawno i nie na­daję się więcej do czegoś podobnego. Ale dlaczego nie udasz się do Badfarm? Od możnych wypada chyba oczekiwać, że znajdą się zawsze pod ręką, gdy idzie o to, aby spokój zapew­nić osiedlu.

Ona odpowiedziała:

— Stamtąd nie oczekuję niczego dobrego. Jestem już rada, jeśli mi nic złego nie uczynią. Na to Haward:

— To radzę ci, zwróć się do mego syna, Olafa. Jest to coś w sam raz dla młodych ludzi, żeby wypróbować ich męstwo. Dla nas byłoby to dawniej zabawą.

Uczyniła tak i Olaf przyrzekł jej pójść z nią razem, a ona niech zostanie przez noc u nich.

Na drugi dzień Olaf poszedł z Torgerd do jej domu. Tam ludzie mało byli weseli, a kiedy kładziono się spać wieczorem, Olaf położył się do pierwszego łóżka, przy drzwiach. Światło płonęło w łożnicy, tak że górą było jasno, a dołem ciemno. Olaf położył się spać w koszuli i spodniach, bo więcej nie miał nigdy na sobie, i przykrył się futrem. A kiedy nadeszła noc, wszedł Tormod i począł chwiać swoją czaszka. Kiedy zobaczył, że łoże, w którym zwykle nikt nie leżał, jest zajęte, okazał się niezbyt gościnny: idzie do łoża i chwyta za futro.


Olaf nie chce puścić, trzyma mocno, aż futro drze mu się w rękach. Tormod, kiedy zmiarkował, że nie z ułomkiem ma do czynienia, skacze na ławę przy łóżku. I Olaf skacze na nią także i chwyta za siekierę, i chce go rąbnąć. Ale już za późno, bo Tormod chwyta go wpół ciała i Olaf musi stać w kroku. Wywiązuje się dzika walka. Tormod ma mocny chwyt; gdzie ujmie, tam ciało ustępuje z kości. Co im wchodzi w drogę, idzie w kawałki. W tej chwili światło gaśnie.

Olaf nie uważa tego za korzystne. Natarcie Tormoda staje się jeszcze mocniejsze i w końcu są obaj poza progiem. Na podwórzu leżał wielki pień przypławnego drzewa i zdarzyło się tak, że Tormod uderza obiema piętami o pień i przewraca się wstecz. Wtedy Olaf bierze go pod swoje kolana i poczyna z nim zabawę, aż go ma tak długo w rękach, jak sam zechce *.

Wszystko milczało, kiedy Olaf wrócił do izby. Ale kiedy usłyszeli, że to on, zerwali się natychmiast na nogi, zapalili światło znowu, a potem rozcierali go na całym ciele, bo był cały pełen ran od szponów Tormoda; a co tylko umiało mówić, dziękowało mu. On odezwał się:

— Nie będziecie teraz na pewno od tego więcej cierpieć!

Został tam Olaf jeszcze parę nocy, a potem wrócił na Modry Mech. Szeroko rozpowiadano o jego czynie na Fiordzie Lodowym : na wszystkich częściach wyspy; a przez to wszystko wzmagała się wrogość między nim i Torbjoernem.

3.  DRUGA WALKA OLAFA Z TORMODEM

 

Z najbliższych rzeczy przychodzi opowiedzieć, że przypła­ciło wieloryba do Fiordu Lodowego. Torbjoern i Haward mieli prawo wybrzeżne po obu stronach fiordu i mówiono zaraz, że wieloryb należy do Hawarda. Był to okaz wspaniały. Poszli tedy tam obaj i chcieli powierzyć rozstrzygnięcie rzecznikowi prawa. Zeszło się tam wiele luda, a wszystkim zdało się jasne, że wieloryb należy do Hawarda. Torkel wypowie­dział się. co prawda, dość cichym głosem:

Walka z upiorem — motyw legendarny; zaskakuje on nas v opowiadaniach tak trzeźwych, opartych na obserwacji i pozbawianych pierwiastka fantastycznego, jakimi są wszystkie sagi bez wyjątku.


— Naturalnie, należy wam.

Wtedy Torbjoern podszedł doń z wyciągniętym mieczem i zapytał:

— Komu, ty nędzniku?

— Tobie, tobie oczywiście — rzekł Torkel prędko i zwie­sił głowę.

Tu okazał Torbjoern swoją przemoc i wziął sobie całego wieloryba. Haward zasię wrócił do domu i mało był zadowo­lony ze swego działu, a wszyscy byli co do tego zgodni, że Torbjoern okazał tu znowu wyraźnie swój czyn przemocy i swoje skończone prostactwo.

Pewnego dnia zdarzyło się, że szedł Olaf do swoich owczych obór, bo zima była ostra i trzeba było często owiec doglądać. W nocy pogoda była przykra. A kiedy chciał już odejść z po-wrotom, zobaczył człowieka podchodzącego do owczarni, a to był silny Brand. Olaf pozdrowił go, a Brand mu podziękował. Spytał go Olaf, dlaczego jest w drodze o tak późnej porze. Brand odparł:

— Ledwo warte wzmianki. Poszedłem dziś rano do moich owiec, a one zbiegły na dół, na wybrzeże. Zaś można je było w dwóch miejscach popędzić w górę z powrotem, ale gdziem tylko tego spróbował, zawsze stał tam jakiś człowiek i za­stępował im drogę, tak że owce zbiegały mi w ramiona z po­wrotem. I tak mi szło przez cały dzień aż do teraz. Chciałbym teraz, żebyś poszedł ze mną.

Olaf odpowiedział:

— Dla ciebie zrobię to.

Idą tedy razem na wybrzeże. I kiedy chcą popędzić stado w górę, widzą, że Tormod stoi tam, w górze, przeciwnik Olafa z zapasów, i zastępuje stadu drogę, tak że one owce zbiegają im znowu w ramiona.

Ozwie się tedy Olaf:

— Co wolisz, kochany Brandzie, czy pędzić stado, czy pójść na Tormoda? Brand odrzekł:

— To już wybiorę wygodniejsze i popędzę stado. Olaf idzie teraz tam, pod górę, gdzie Tormod stoi. Na wzgórzu, z przodu, była wysoka nawieja śnieżna. Olaf biegnie


na wzgórze wprost na Tormoda, ale ten uchyla mu się. A kie­dy Olaf jest na górze, chwyta go Tormod wpół ciała. I Olaf chwyta ze wszystkich sił. Tak walczą długo. Olafowi wydaje się, że przeciwnik jego wcale nie jest słabszy po ostatnich cięgach. Wreszcie przychodzi na to, że obaj na raz spadają z przodu wzgórza na dół, a gdy się to stało, toczą się naprzód na przemian i tak kulają się na sam dół nawiei śnieżnej, ciągle raz jeden, raz drugi górą, aż do samego wybrzeża. Tu zdarza się, że Tormod leży na spodzie, Olaf korzysta z tego, łamie mu krzyż pacierzowy, a potem robi z nim to, co mu się wydaje najpewniejsze: wypływa z nim daleko na morze i tam topi go na głębinie. Odtąd w tym miejscu ludzie nie zawsze dobrze wychodzą na tym, kiedy przepływają w pobliżu.

Olaf przypłynął do brzegu z powrotem. Tymczasem Brand przybył ze swymi owcami na górę i pozdrowił go serdecznie. A potem rozeszli się do domu.

Kiedy Brand wrócił, była już głęboka noc. Torbjoern zapy­tał go, dlaczego bawił tak długo, a Brand opowiedział mu, co zaszło i jak Olaf przyszedł mu z pomocą.

Na to Wakr ozwie się:

— Mamką jesteś, że musisz chwalić takiego nicponia. Cała jego sława z tego, że mocuje się z upiorami. Brand odeprze:

— Z ciebie daleko gorsza mamka; jesteś wielki we własnych słowach jak lis w norze. Do Olafa na pewno nie dorastasz.

Tak się spierali, aż zapłonęli gniewem. W końcu Torbjoern odezwał się do Branda, żeby się tak nie wstawiał za Olafem.

— Nie wyjdzie to na dobre ani tobie, ani nikomu, jeśli zechcecie wyżej cenić Olafa niż mnie lub krewnych moich.

Zima skończyła się. A gdy przyszła wiosna, przyszło raz do rozmowy Olafa z Hawardem. Haward rzekł:

— Zaszło tak daleko, mój drogi, że nie mam dłużej ochoty mieszkać tak blisko Torbjoerna, bo nie stać nas na to, żeby się utrzymać przeciw niemu.

Olaf  odpowiedział:

— Miłe mi to nie jest, jeśli to ma być takie pojednanie  z Torbjoernem, że mam uciekać przed nim. Ale do ciebie na-leży postanowienie. A dokąd chciałbyś przeprowadzić się?


Haward odrzekł:

— Tam, na Fiordzie, na drugim brzegu, jest jeszcze wiele miejsca pod budowę i wiele ziemi, która nie należy do niko­go; tam się pobudujemy. Będziemy tam nawet bliżej swoich krewnych i przyjaciół.

I tak postanowiono. Przeprawili się przez fiord z całą gadzi­ną i dobytkiem i postawili tam piękny dwór. Odtąd zwie się to miejsce: Na Hawardowem. Obaj byli w tych czasach jedynymi gospodarzami na Fiordzie Lodowym, którzy wzięli jeszcze wolną ziemię w posiadanie.

4. TORBJOERN ZABIJA OLAFA

Torbjoern, syn Tjodreka, jeździł każdego lata ze swymi ludźmi na wiec. Był jednym z możnych, z przedniego domu i z wielkimi powinowactwami. Pod ten czas mieszkał Gest, syn Oddleifa, na Dworcu Pastewnym, na Wybrzeżu Bardi. A by! to mąż mądry bardzo i lubiany i umiał przewidywać przy­szłość. Zarządzał wielkim godostwem. Tegoż lata, w którym Haward i Olaf przesiedlili się, pojechał Torbjoern na wiec

starał się tam o rękę siostry Gesta, syna Oddleifa. Gest przyjął te starania z ociąganiem się; oświadczył, że nie zależy mu wiele na Torbjoernie, a to z powodu jego gwałtownictwa

swawoli. Ale że wielu poparło sprawę, zgodził się Gest w końcu na to, ale pod warunkiem, że Torbjoern przyrzecze mu i rękę da na to, że odtąd poniecha swoich gwałtów i złości, każdemu odda, co mu się należy, i trzymać się będzie słuszności i prawa. A jeśli się tego trzymać nie będzie, to Gest ma cofnąć swoje przyrzeczenie i przeprowadzić rozwód. Torbjoern przyrzekł i tak zgodzili się. Po czym Torbjoern pojechał z Gestem na Wybrzeże Bardi i tam tegoż lata odbyło się wesele; była to wielka uroczystość.

A kiedy te nowiny dotarły do Fiordu Lodowego, Sygryda jej krewniak, Toralf, odpowiedzieli na to w ten sposób, że wołali gospodarzy i dali ocenić cały dobytek Sygrydy na Badfarm, po czym ona sama przeniosła się do 'Toralf a na Brzeg Zatoki ze wszystkim, co do niej należało. A kiedy


Torbjoern wrócił w dom, rozgniewał się straszliwie, że Sygry­da poszła, i przysiągł chłopom, którzy ocenili jej dobytek, że to ich będzie drogo kosztowało. Jego srogość wzrosła jeszcze więcej, a jego znaczenie zwiększyło się raczej przez nowe powinowactwo.

Owce Hawarda były tego lata bardzo niespokojne i jednego rana wczesną porą przybył pasterz do domu, a Olaf spytał go, jak tam idzie.

— Wielu brak — odpowiedział — nie mogę poradzić dwom rzeczom na raz; nie mogę szukać tych, których brak, i zara­zem pilnować tych, którem znalazł.

— Bądź dobrej myśli, chłopcze — rzekł Olaf — pilnuj tylko tych, któreś znalazł, a ja poszukam tych, których brak.

Olaf wyrósł był w tym czasie na młodzieńca obiecującego jak najlepiej. Był piękny z wejrzenia, duży i silny. Miał wte­dy osiemnaście lat.   

Wziął tedy swą siekierę i poszedł wzdłuż fiordu aż do Brze­gu Zatoki. Tam ujrzał, że wszystkie owce leżały tam, gdzie wówczas wylądowały. Poszedł teraz Olaf do dworu. Był do­piero wczesny ranek. Zapukał do drzwi. Wyszła Sygryda i powitała go. Podziękował jej przyjaźnie za jej pozdrowienie. A kiedy porozmawiali czas jakiś, rzekła Sygryda:

— Tam płynie statek przez fiord i widzę dokładnie: Torb­joern jest na nim, syn Tjodreka, i jego posiestrzan, Wakr. Widzę ich broń, leży na zwornicy, na przedzie Płomień Bitwy, Torbjoerna miecz, jest pośród niej. I albo wraca od złego czynu, albo ma go na myśli. Nie spotykaj się z nim lepiej, Olafie. Długi czas było niedobrze między wami, a myślę, że nie jest lepiej od czasu, gdyście na Badfarm ocenili moje mienie.

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin