McKillip Patricia A. - MZ 02 - Dziedziczka Morza i Ognia.pdf

(583 KB) Pobierz
SCAN-dal.prv.pl
PATRICIA A. McKILLIP
Dziedziczka Morza i Ognia
Tom II Trylogii Mistrz Zagadek
(Przełożył Jacek Manicki)
1
Każdej wiosny atmosferę na zamku króla An podgrzewały tradycyjnie trzy doniosłe
wydarzenia: pierwsza w roku dostawa heruńskiego wina, zjazd lordów z Trzech Prowincji na
wiosenną naradę oraz sama debata.
Pierwszej wiosny po tajemniczym zniknięciu księcia Hed, który wraz z harfistą
Najwyższego rozpłynął się niczym mgła na przełęczy Isig, to wielkie zamczysko o siedmiu
bramach i siedmiu białych wieżach, jak kiełkujące nasiono budziło się do życia po długiej
smutnej zimie ciszy i żałoby. Przygrzewające coraz mocniej słońce wskrzeszało zieleń,
inkrustowało światłocieniami zimne kamienne posadzki i jak An długie i szerokie wzniecało
w ludziach chęć do działania. Stojąc w ogrodzie Cyone, do którego przez sześć miesięcy,
jakie upłynęły od śmierci matki, nikt nie wchodził, Raederle z An odnosiła wrażenie, że
nawet umarli z An, których kości dawno już oplecione zostały korzeniami traw, bębnią
niecierpliwie palcami w swych mogiłach.
Otrząsnęła się z tych refleksji, wyplątała z gęstwiny rozbuchanych chwastów i
zwiędłych roślin, które nie przetrwały zimy, i przez otwarte na oścież drzwi weszła do sali
narad. Słudzy pod okiem rządcy króla Mathoma strzepywali tam proporce poszczególnych
lordów i zawieszali je pieczołowicie na wysokich drzewcach. Lordów spodziewano się lada
dzień i zamek gotował się gorączkowo na ich przybycie. Podarki dla Raederle już nadeszły:
mlecznobiały sokół z gatunku, który spotkać można tylko pośród dzikich szczytów
Osterlandu, od lorda Hel; złota brosza wielkości spodka od Mapa Hwilliona, który cienko
prządł i stanowczo nie stać go było na takie prezenty; oraz wysadzany srebrem flet z
polerowanego drewna, nie wiadomo od kogo, co wprawiało Raederle w konsternację, bo dar-
czyńca był najwyraźniej dobrze zorientowany w jej upodobaniach. Rozwijano właśnie
proporzec Hel, na którym na zielonym polu widniał stary odyniec z szablami jak czarne
półksiężyce. Raederle zatrzymała się na chwilę i z założonymi na plecy rękoma patrzyła, jak
sunie w górę masztu. Kiedy dotarł na sam szczyt, by spozierać stamtąd małymi wściekłymi
oczkami na wielką salę, odwróciła się i ruszyła na poszukiwania ojca.
Znalazła Mathoma w jego komnatach, dyskutującego żywo ze swoim
ziemdziedzicem. Rozmawiali przyciszonymi głosami i zamilkli, kiedy weszła, zauważyła
jednak wypieki wzburzenia na twarzy Duaca. Charakterystyczne cienkie jasne brwi i oczy
koloru morza nie pozostawiały cienia wątpliwości, że w żyłach jej brata płynie dzika krew
Ylona, ale cierpliwość, jaką przejawiał wobec ojca, mistrza w wyprowadzaniu ludzi z
równowagi, uważana była powszechnie za niewyczerpaną. Raederle bardzo chciałaby
wiedzieć, czym tak go teraz Mathom rozsierdził.
Król spojrzał na nią wilkiem.
- Chciałabym, ojcze, za twoim przyzwoleniem pojechać na parę tygodni w odwiedziny
do Mary Croeg z Aum - powiedziała dwornie, bo porannych nastrojów Mathoma nie dało się
nigdy przewidzieć. - Mogłabym się spakować i wyruszyć jutro. Całą zimę spędziłam w Anuin
i czuję... muszę zmienić klimat.
Wyraz oczu Mathoma nie zmienił się ani na jotę.
- Nie - warknął, odwrócił się do niej plecami i sięgnął po czarkę z winem.
Zirytowana Raederle machnęła ręką na dworskie maniery.
- Ani myślę tu siedzieć i słuchać, jak targują się o mnie niczym o krowę na targu w
Aum. Wiesz, kto mi przysłał podarek? Map Hwillion. Nie tak dawno naśmiewał się ze mnie,
kiedy spadłam z gruszy, a teraz, ledwie sypnął mu się pierwszy wąs i odziedziczył jakąś
osiemsetletnią ruderę z przeciekającym dachem, zachciewa mu się uderzać do mnie w
konkury. Przecież sam przyrzekłeś moją rękę księciu Hed; nie możesz położyć kresu całej tej
dziecinadzie? Wolę słuchać kwiku świńskich stad z Hel podczas burzy niż lordów
dyskutujących z tobą na kolejnej wiosennej naradzie, co ze mną począć.
- To samo ja - mruknął Duac.
Mathom popatrzył na oboje. Posiwiał w ciągu jednej nocy; żałoba po Cyone
pobruździła mu twarz, ale nie odebrała ani nie osłabiła stanowczości.
- A co ja mam im jeszcze powiedzieć ponad to, co słyszą ode mnie od dziewiętnastu
lat? - zapytał. - Przyrzekłem twoją rękę temu, kto pokona Pevena w grze w zagadki. Jeśli
zamierzasz uciec z domu i zamieszkać z Mapem Hwillionem pod tym jego przeciekającym
dachem, to żadna siła cię nie powstrzyma... oni to wiedzą.
- Ani myślę wychodzić za Mapa Hwilliona - powiedziała z naciskiem Raederle. -
Chciałabym poślubić księcia Hed. Tylko że nie wiem już, kim on właściwie jest, i nikt nie
wie, gdzie się podział. Dosyć mam czekania; dosyć mam tego zamku; dosyć mam lorda Hel
kładącego mi do głowy, że książę Hed ignoruje mnie i znieważa; chcę tylko odwiedzić Mary
Croeg z Aum i nie rozumiem, dlaczego mi tego zabraniasz.
Mathom milczał przez chwilę, kontemplując czarkę wina. Potem jego twarz przyjęła
nieokreślony wyraz.
- Jeśli chcesz zmienić klimat - powiedział, odstawiając czarkę - możesz pojechać do
Caithnard.
Raederle zrobiła wielkie oczy.
- Mogę? Odwiedzić Rooda? Czy jakiś statek...
Duac rąbnął otwartą dłonią w stół z taką siłą, że stojące na nim czarki podskoczyły z
grzechotem.
- Nie.
Raederle spojrzała na niego ze zdumieniem. Duac zwinął dłoń w pięść. Patrzył spod
przymrużonych powiek na Mathoma.
- Mnie też przed chwilą prosił, żeby tam pojechać, ale odmówiłem. Chce ściągnąć
Rooda do domu.
- Rooda? Nie rozumiem. Mathom odwrócił się gwałtownie od okna.
- Równie dobrze mogłaby mi tu rajcować cała rada naraz. Chcę, żeby Rood zawiesił
swoje studia i wrócił na jakiś czas do Anuin; najprędzej przekonacie go do tego ty albo Duac.
- Sam mu powiedz - rzucił nieugięcie Duac. Pod królewskim okiem zmiękł jednak i
usiadł, zaciskając dłonie na poręczach krzesła, jakby w ten sposób pragnął zachować
cierpliwość. - Może wreszcie wyjaśnisz, w czym rzecz. Rood odebrał właśnie Czeladniczą
Czerwień; jeśli zostanie na uczelni, zdobędzie Czerń w wieku młodszym niż którykolwiek z
żyjących Mistrzów. Bardzo dobrze tam sobie poczyna; zasłużył sobie, żeby dać mu tę szansę.
- Na świecie jest więcej zagadek niż te zawarte w księgach za murami Uniwersytetu w
Caithnard.
- Owszem. Nigdy nie studiowałem sztuki rozwiązywania zagadek, ale zdaję sobie
sprawę, że nie da się rozwiązać wszystkich naraz. Rood stara się, jak może. Po co ci on?
Chcesz go posłać do góry Erlenstar, żeby przepadł tam bez wieści jak książę Hed?
- Nie. Potrzebny mi tutaj.
- Do czego, na Hel? Gotujesz się na śmierć czy co? - Duacu - szepnęła Raederle, ale
brat nie zwrócił na nią uwagi; czekał uparcie na odpowiedź króla. Wyczuła, że chociaż obaj
są teraz zirytowani i zaperzeni, łączy ich wymykająca się wszelkim próbom zdefiniowania
więź. Nie doczekawszy się od Mathoma odpowiedzi, Duac podniósł się ciężko z krzesła. - Na
kości Madira - powiedział - chciałbym wiedzieć, co też lęgnie się w tym torfowisku, które
nazywasz swoim umysłem! - Z tymi słowami wyszedł z komnaty, trzaskając z całych sił
drzwiami.
Raederle westchnęła. Spojrzała na Mathoma. Pomimo strojnej szaty, którą nosił,
wydał jej się mroczny i nieprzenikniony jak klątwa czarodzieja w blasku słońca.
- Zaczynam nie lubić wiosny - powiedziała. - Nie proszę cię, żebyś mi objaśniał świat,
chcę tylko wiedzieć, dlaczego nie mogę złożyć wizyty Mary Croeg w czasie, kiedy Cyn
Croeg będzie tu na naradzie.
- Kim był Thanet Ross i dlaczego grał na harfie bez strun?
Zamurowało ją. Stała przez chwilę, szukając właściwej odpowiedzi w na wpół zatartej
wiedzy wyniesionej z wlokących się niemiłosiernie godzin nauki rozwiązywania zagadek.
Potem odwróciła się i bez słowa wyszła z komnaty.
- I trzymaj się z dala od Hel - dobiegł ją jeszcze głos Mathoma, kiedy zatrzaskiwała za
sobą drzwi.
Znalazła Duaca w bibliotece. Wyglądał w zadumie przez okno. Podeszła do niego i
spojrzała na miasto rozpościerające się na łagodnym stoku opadającym od królewskiego
dworzyszcza ku portowi, do którego z porannym przypływem i łopoczącymi na wietrze
barwnymi żaglami wychodziły statki kupieckie. Dostrzegła biel i zieleń statków Danana Isiga,
przywożących niezrównane wyroby rzemieślników z góry Isig, i obudziła się w niej nadzieja,
że z tego północnego królestwa nadchodzą wieści cenniejsze niż cały ten wspaniały ładunek.
Duac przestąpił z nogi na nogę. Spokój starodawnej biblioteki, unoszący się w niej zapach
skóry, wosku i żelaza starych tarcz, ukoiły jego wzburzenie.
- To najbardziej uparty, despotyczny i irytujący człowiek we wszystkich Trzech
Prowincjach An - powiedział cicho.
- Wiem.
- Coś mu chodzi po głowie; coś kipi za tymi jego oczami, jak złe zaklęcie... Martwi
mnie to. Bo gdybym miał do wyboru skoczyć z nim na ślepo w bezdenną przepaść, albo
przejść przez sad owocowy z lordami An, zamknąłbym oczy i skoczył. Tylko co on knuje?
- Nie wiem. - Raederle oparła się łokciami o parapet i złożyła brodę na dłoniach. - Nie
wiem, dlaczego, ni z tego, ni z owego, chce mieć nas wszystkich w domu. Nic z tego nie
rozumiem. Kiedy zapytałam go po twoim wyjściu, dlaczego zabrania mi wyjechać, on zapytał
mnie, dlaczego Thanet Ross grał na harfie bez strun.
- Kto taki? - Duac spojrzał na siostrę. - Jak mógł... No i dlaczego grał na tej harfie bez
strun?
- Z tego samego powodu, dla którego chodził tyłem i golił sobie głowę zamiast brody.
Bez żadnego powodu, chyba że za powód uznać brak powodu. Był biednym człowiekiem i
umarł tyłem.
- Jak to?
- Szedł bez powodu tyłem i wpadł do rzeki. Nikt go więcej nie widział, ale przyjmuje
się, że utonął, bo nie było powodu...
- Dobrze już, dobrze - zaprotestował łagodnie Duac. - Można by tak bez końca.
Raederle uśmiechnęła się.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin