Rozdział 10.doc

(45 KB) Pobierz
10

10.

Odwiedziny

 

              Brałam leki i czułam się raz lepiej, raz gorzej. Najważniejsze było dla mnie to, że był przy mnie Edward. Nie opuszczał mnie przez cały ten czas. Wychodził jedynie bardzo rzadko na polowania i czasami na chwilę, żeby stwarzać pozory przed pielęgniarkami. Przecież człowiek musi coś jeść.

              - Jak się czujesz? – usłyszałam delikatny głos mojego ukochanego.

              - Dziś już jest trochę lepiej – zdobyłam się na delikatny uśmiech.

              Edward wyglądał na wycieńczonego. Wycieńczonego psychicznie. Cały czas się o mnie zamartwiał. Obwiniał się i nie mógł pogodzić się z tym, że ja cierpię.

              - To dobrze. Bardzo cię boli? – zapytał cicho.

              - Dostałam środki przeciwbólowe, więc prawie nic nie czuję.

              - Ktoś chciałby cię zobaczyć. Jesteś w stanie przyjąć gościa?

              - Zależy kto to jest – chciałam zażartować, ale chyba mi się nie udało.

              - Charlie przyjechał i bardzo chce z tobą porozmawiać.

              Tata. Ucieszyłam się, że przyjechał i nie miałam za złe Edwardowi, że go poinformował. W końcu mogło się zdarzyć tak, że Charlie już nigdy by mnie nie zobaczył.

              - Oczywiście, że może wejść – uśmiechnęłam się.

              Charlie chyba stał za drzwiami i czekał na zgodę, bo gdy tylko to powiedziałam, zaraz wszedł do środka. A Edward wyszedł na korytarz.

              - Witaj córeczko – powiedział ciepło Charlie i podszedł do łóżka.

              - Cześć tato – znów się uśmiechnęłam.

              Pochylił się i pocałował mnie w czoło. Trochę to do niego nie pasowało, bo zawsze miał problemy z okazywaniem uczuć. Jednak bardzo się cieszyłam, że tak się ze mną przywitał.

              Widziałam, że choć próbował udawać twardego, mój stan go zaskoczył. Nie spodziewał się, że będę wyglądała tak źle.

- Uśmiechnij się tato, przecież jeszcze nie umieram. Jak będę miała zamiar, to dam znać – kolejny kiepski żart.

Chciałam rozładować atmosferę, ale dopiero po chwili zorientowałam się, że wcale nie było śmieszne to, co powiedziałam.

              - Nie mów tak Bells. Jesteś dla mnie najważniejsza i nie wyobrażam sobie, że mogłoby cię nie być.

              Kolejne wyznanie taty. To nie było do niego podobne. Naprawdę bardzo przejmował się moim stanem.

              - Co słychać w Forks? – zapytałam, bo nagle zrobiło się trochę niezręcznie

              Charliemu wyraźnie ulżyło, że nie musiał już mówić o uczuciach, i że mógł wypowiedzieć się na neutralny temat.

              - Wszystko po staremu. Ale pytają o ciebie znajomi. Jak wam się układa, jak studia i takie tam.

              - Mówiłeś komuś co mi jest?

              Miałam na myśli konkretną osobę, ale nie powiedziałam tego wprost.

              - Wie tylko Alice i reszta rodziny Edwarda. Zadzwoniłem też do Renée. Jest twoją matką więc ma prawo wiedzieć.

              Czyli wizyta mamy była nieunikniona. Na pewno nie będzie to tak spokojne spotkanie, jak odwiedziny Charliego.

              - Dobrze, że jej powiedziałeś. Niedługo wrócę do zdrowia, jak mówi lekarz, ale mama mogłaby mieć nam kiedyś za złe, że ukrywaliśmy moją chorobę.

              Mina Charliego była bardzo dziwna. Coś było nie tak? Czy tata próbował coś przede mną ukryć? W dodatku wszedł Edward.

              - O co chodzi? – zapytałam – Czy wy wiecie coś, czego ja nie wiem?

              Popatrzyłam najpierw na Charliego, a później na Edwarda. Obaj spuścili wzrok, abym nie mogła patrzeć im w oczy. Coś było nie tak.

              - Bello – zaczął Edward. – Nie wiedziałem, jak ci o tym powiedzieć. Rozmawiałem dziś z lekarzem. Twój stan się pogarsza – zacisnął pięści. Wiedziałam jak trudno jest mu o tym mówić. – Może uratować cię tylko przeszczep szpiku.

              Nie zdziwiło mnie to. Czułam, że nie jest ze mną dobrze. Spojrzałam na Charliego.

              - Będziesz dawcą, tak?

              Kiwnął głową i zaraz dodał:

              - Córeczko, wszystko będzie dobrze.

              Wiedziałam. Wiedziałam, że coś było nie tak. Ale przeszczep szpiku nie był jedynym rozwiązaniem. Wiedziałam o tym ja i wiedział Edward. Mogliśmy zakończyć moją chorobę raz na zawsze. Ale teraz nie mogłam o tym mówić ze względu na Charliego.

              Tata posiedział jeszcze przy mnie trochę, choć ja nic nie mówiłam. Wreszcie wstał, pożegnał się i wyszedł. Musiał wracać do domu.

              Teraz była dobra okazja, aby porozmawiać z Edwardem. Jednak do pokoju weszła pielęgniarka.

              - Przepraszam, ale muszę podać pani kolejną dawkę środków przeciwbólowych i następny cykl kroplówek. Po podaniu trochę się pani prześpi.

              I znów nafaszerowali mnie lekami. Rozmowę z Edwardem musiałam przełożyć na później.

              Nie wiem, jak długo spałam, ale obudziłam się chyba na drugi dzień. W pokoju, obok Edwarda, siedziała Renée. Szybko do mnie podbiegła, zaczęła całować i wypytywać o wszystko. Nie miałam siły z nią rozmawiać i też nie chciałam. Wiedziałam, że się o mnie martwiła, ale po prostu męczyło mnie jej towarzystwo. Porozmawiałam z nią chwilę, odpowiedziałam na kilka pytań. Na szczęście nie naciskała dalej. Rozumiała, że muszę odpoczywać. Mama została na dwa dni, bo później wyjeżdżali z Philem do Europy na jakieś mistrzostwa. Chciała zadzwonić do niego i odwołać wyjazd, ale przekonałam ją, że czuję się coraz lepiej, i że wkrótce na pewno wyzdrowieję. Renée nie znała prawdy.

Na chwilę przyszła też do mnie Alice. Była załamana. Nie rozmawiałyśmy, bo słowa nie były tu potrzebne. Rozumiałyśmy się, jak nikt inny. Jej zachowanie utwierdziło mnie tylko w przekonaniu, że z białaczką nie mam szans. Jeżeli byłaby jakakolwiek nadzieja, Alice zaraz by mi o tym powiedziała. A przecież jej mimika wyrażała całą prawdę. Nie było dla mnie ratunku.

              Kolejne dni były coraz gorsze. Traciłam siły, ból był coraz silniejszy. Nie miałam też dogodnej okazji, aby porozmawiać z Edwardem w cztery oczy. A przecież musiałam mu powiedzieć o najlepszym rozwiązaniu, jakim była teraz moja przemiana.

              Leżałam z zamkniętymi oczami, prawie śpiąc.

              - Bello? – szepnął ktoś, pochylając się nade mną.

              Usłyszałam znajomy głos, jednak nie był to głos Edwarda. Ten głos należał do kogoś innego, ale to było niemożliwe. Pomyślałam, że się przesłyszałam. Chcąc się przekonać, z wysiłkiem otworzyłam oczy.

              - Jake! – krzyknęłam, ale z moich ust wydobył się tylko cichy charkot.

              Tak, to był Jacob. Mój Jacob. Jednak skąd on się wziął tutaj? Po tym jak się ostatnio rozstaliśmy, nie spodziewałam się, że jeszcze kiedyś go zobaczę.

              - Jake, co… ty tu robisz? – powiedziałam cicho. Mówienie sprawiało mi trudność.

              - Ciii… Bello. Nie mów zbyt dużo – jego głos był taki ciepły. – Przyjechałem, bo jak mógłbym nie przyjechać. Nie chciałem wam przeszkadzać, komplikować życia, ale gdy tylko Charlie powiedział mi, że… że jesteś chora. Musiałem przyjechać. Musiałem cię zobaczyć.

              Było ze mną aż tak źle, że Charlie postanowił powiedzieć Jacobowi. Nie wspominał o nim, jak był u mnie więc musiał to zrobić, jak wrócił do domu. Nie miałam mu tego za złe. Chciał poinformować Jacoba o mojej chorobie, bo wiedział, co chłopak do mnie nadal czuł. Wiedział też, że w razie gdybym umarła, Jacob nigdy nie wybaczyłby mu tego, że nie powiedział mu o moim stanie zdrowia.

              - Jacob… czy ty byłeś w stanie wybaczyć mi to wszystko. To jak się rozstaliśmy…

              Nie dał mi dokończyć.

              - Bello, wiesz, że ja zawsze wybaczę ci wszystko.

              - Dziękuję – szepnęłam.

              - Nie ma za co dziękować. Czy mogę trochę przy tobie posiedzieć? – zapytał.

              - Jasne, że możesz… Jake, ja wiem, że jednego nie będziesz mi w stanie wybaczyć. Ale zrozum, że to jest jedyne rozwiązanie. Ja już podjęłam decyzję.

              Myślałam, że będzie zły. A on tylko posmutniał i powiedział:

              - Bello, chcę żebyż wiedziała, że uszanuję twoją decyzję. Nie będzie mi łatwo, ale chcę, żebyś była szczęśliwa. Długo nad tym rozmyślałem i doszedłem do wniosku, że nie będę wam w tym przeszkadzał. Ale nie oczekuj ode mnie, że nie będę miał żalu do Edwarda – spuścił głowę.

              - Bardzo ci dziękuję Jake. Nawet nie wiesz jak ważne jest dla mnie to, co powiedziałeś.

              Dopiero wtedy zorientowałam się, że Edwarda nie było.

              - Jake?

              - Tak?

              - Czy wiesz może, gdzie jest Edward?

              - Więc moja obecność ci nie wystarcza? – zażartował i uśmiechnął się. – Edward poszedł zapolować – odpowiedział na moje pytanie i się skrzywił.

              Faktycznie. Ostatnio jego oczy stawały się coraz bardziej czarne. Nie chciał mnie jednak zostawiać samej nawet na moment. Chociaż pragnienie mu doskwierało, męczył się, żeby być przy mnie. Teraz była okazja, bo wiedział, że Jacob nie odejdzie ode mnie nawet na chwilę.

              - Co tam słychać u ciebie, Jake? Co tam w La Push?

              Chciałam, żeby mi trochę poopowiadał. Tak dawno się nie widzieliśmy. Kochałam go jak brata.

              - Hmm. To, co zwykle w La Push. Chłopaki latają za swoimi wpojonymi ukochanymi. Odkąd wyjechałaś, nic ciekawego się nie dzieje.

              - No tak. Teraz nie uganiacie się za wampirami. A przecież to taka fajna rozrywka – uśmiechnęłam się.

              - Niestety nie mamy już tej przyjemności. I dlatego jest trochę nudno – Jacob też się uśmiechnął.

              Poczułam ból w prawej nodze. Skrzywiłam się tylko na chwilę, ale i tak zauważył.

              - Bello, co cię boli? Wezwać lekarza? – zmartwił się.

              - Nie, zaraz mi przejdzie. To nic takiego.

              - Wszystko będzie dobrze, zobaczysz.

              Z pod przymkniętych powiek, widziałam jego ciepły uśmiech. Martwił się, ale próbował podnieść mnie na duchu.

              Trochę mi przeszło. Chciałam, aby opowiadał dalej, ale przerwała nam pielęgniarka, żeby podać mi kolejny cykl kroplówek – chemioterapia. Nienawidziłam tego słowa.

              Kiedy wyszła poprosiłam Jacoba, aby opowiadał. Chciałam, żeby mi powiedział, czy on też doznał już wpojenia. Czy ma tę jedyną. Zależało mi na tym, aby był szczęśliwy. Wiedziałam, co czuje do mnie i wiedziałam, ze nic z tego nie będzie. On też o tym wiedział, ale cały czas łudził się nadzieją. Jednak nie chciałam pytać wprost.

              - Mów, mów. Co tam jeszcze u was słychać?

              - No mówię, Bello. Nic się nie dzieje. Nudzę się tylko i tyle. Ale widzę, że ty chyba chciałaś zapytać o coś konkretnego – uśmiechnął się.

              - Masz rację. Tak naprawdę, to chciałabym wiedzieć, czy… no czy wpojenie dopadło już również ciebie?

              Zaśmiał się, ale trochę posmutniał.

              - Ach o to chodziło! Nie, jeszcze nie. Obawiam się, że nigdy to nie nastąpi, i że na wieki zostanę sam – spojrzał na mnie znacząco i po chwili zaczął się śmiać.

              Cały Jake. Odwrócił to w żart. Nie chciałam być nachalna, więc nie pytałam więcej.

              Jacob złapał mnie za rękę i popatrzył w oczy. Teraz był poważny.

              - Obiecaj mi coś, Bello.

              Spojrzałam na niego pytająco.

              - Obiecaj mi, że cokolwiek się stanie, będziemy się mogli jeszcze spotkać, i że będziesz o mnie pamiętała. Wiem, że nie będziesz już taka sama, ale proszę, obiecaj mi to.

              - Oczywiście, że tak. Obiecuję Jake. Jak mogłabym…

              Zabrakło mi tchu. Zaczęłam się dusić. Wpadłam w panikę. Nie wiedziałam, co mam robić.

              Jacob też się przestraszył. Wezwał szybko lekarza. Podali mi jakiś zastrzyk i kroplówkę oraz maskę z tlenem.

              - Proszę zbyt dużo nie rozmawiać, pani Cullen – powiedział lekarz. – Pani płuca są już słabe, a muszą wytrzymać do jutrzejszego przeszczepu. Proszę się nie wysilać zbyt dużo.

              Wyszedł. Jacob popatrzył na mnie przerażony.

              - Bello, ty będziesz miała przeszczep? – zapytał spanikowany.

              Kiwnęłam głową.

              - Nie wiedziałem, że jest aż tak… aż tak źle – ściszył głos do szeptu.

              Pocałował moją dłoń. Był taki ciepły.

              - Prześpij się. Poczekam przy tobie, aż Edward wróci. Nie zostawię cię.

              Byłam już tak zmęczona, że oczy same mi się zamknęły. Czułam tylko na ręce ciepłą dłoń Jacoba. Miałam nadzieję, że jeszcze się obudzę.

 

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin