Wladyslaw Reymont - Chlopi.txt

(2251 KB) Pobierz













Ch�opi






W�adys�aw Reymont

 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 







 
 
         JESIE� -rozdzia� I
         - Niech b�dzie pochwalony Jezus Chrystus!
         - Na wieki wiek�w, moja Agato, a dok�d to w�drujecie, co?
         - We �wiat, do ludzi, dobrodzieju kochany - w tyli �wiat!... - zakre�li�a 
         kijaszkiem �uk od wschodu do zachodu. Ksi�dz spojrza� bezwiednie w t� dal i 
         rych�o przywar� oczy, bo nad zachodem wisia�o o�lepiaj�ce s�o�ce; a potem spyta� 
         ciszej, l�kliwiej jakby...
         - Wyp�dzili was K��bowie, co? A mo�e to ino niezgoda?... mo�e...
         Nie zaraz odrzek�a, wyprostowa�a si� nieco, powlek�a ci�ko starymi wype�z�ymi 
         oczami po polach ojesienia�ych, pustych i po dachach wsi, zanurzonej w sadach.
         - I... nie wyp�dzali... jak�eby... dobre s� ludzie - krewniaki. Niezgody te� 
         nijakiej by� nie by�o. Samam ino zmiarkowa�a, �e trza mi w �wiat. Z cudzego woza 
         to z�a� cho� i w p� morza.
         Trza by�o... roboty ju� la mnie nie mia�y... na zim� idzie, to jak�e - darmo mi 
         to dadz� warz� abo i ten k�t do spania?...
         A �e rychtyk i cio�ka odsadzili od maci... a i g�ski, bo to ju� zimne nocki, 
         trza zagna� pod strzech�, tom i zrobi�a miejsce... jak�e, bydl�tek szkoda, Bo�e, 
         stworzenie te�... A ludzie dobre, bo mi� cho� latem przytul�, k�ta ani tej �y�ki 
         strawy nie �a�uj�, �e se cz�owiek kiej jaka gospodyni paraduje...
         A na zim� we �wiat, po proszonym.
         Niewiela mi potrza, to se u dobrych ludzi uprosz� i do zwiesny z Panajezusow� 
         �ask� przechyrlam, a jeszcze si� co� nieco� grosza u�cibi - to rychtyk la nich 
         na przednowek... krewniaki przeciech...
         A ju� ta Jezusiczek przenajs�odszy biedoty opu�ci� nie opu�ci.
         - Nie opu�ci, nie - zawo�a� gor�co i wstydliwie wsadzi� jej w gar�� z�ot�wk�.
         - Dobrodzieju nasz serdeczny, dobrodzieju!
         Przypad�a mu do kolan roztrz�sion� g�ow�, a �zy jak groch posypa�y si� po jej 
         twarzy szarej i zradlonej jak te jesienne podor�wki.
         - Id�cie z Bogiem, id�cie - szepta� zak�opotany podnosz�c j� z ziemi.
         Zebra�a dr��cymi r�kami torby i kijaszek z je�em na ko�cu, prze�egna�a si� i 
         posz�a szerok�, wyboist� drog� ku lasom; raz w raz tylko odwraca�a si� ku wsi, 
         ku polom, na kt�rych kopano kartofle; i na te dymy pastusich ognisk, co si� 
         snu�y nisko nad �cierniskami - pogl�da�a �a�o�nie, a� i znikn�a za przydro�nymi 
         krzami . 
         A ksi�dz usiad� z powrotem na k�kach od p�uga, za�y� tabaki i roz�o�y� 
         brewiarz, ale oczy ze�lizgiwa�y mu si� z czerwonych liter i lecia�y po 
         ogromnych, w jesiennej zadumie pogr��onych ziemiach, to po bladym niebie 
         b��dzi�y lub zatrzymywa�y si� na parobku, pochylonym nad p�ugiem.
         - Walek... bruzda krzywa... te... - zawo�a� unosz�c si� nieco i chodzi� ju� 
         oczami krok za krokiem za par� t�ustych siwk�w, ci�gn�cych p�ug ze skrzypem.
         Zacz�� znowu bezwiednie przebiega� czerwone litery brewiarza i porusza� ustami, 
         ale co chwila goni� oczami siwki, to stadko wron, kt�re ostro�nie, z 
         wyci�gni�tymi dziobami podskakiwa�y w bru�dzie i raz w raz, za ka�dym �wistem 
         bata, za ka�dym nawrotem p�uga, podrywa�y si� ci�ko, pada�y zaraz na zorane 
         zagony i ostrzy�y dzioby o twarde, zesch�e skiby.
         - Walek! a �mignij no praw� po portkach, bo zostaje!
         U�miechn�� si�, bo jako� po bacie prawa ju� r�wno ci�gn�a, a gdy konie dosz�y 
         do drogi, uni�s� si� �ywo poklepa� je przyja�nie po karkach, a� wyci�ga�y do 
         niego nozdrza i przyjacielsko obw�chiwa�y twarz.
         - Heeet-aa! - wo�a� �piewnie Walek, wyci�gn�� b�yszcz�cy jakby ze srebra p�ug, 
         uni�s� go lekko, poci�gn�� konie lejcami, �e zatoczy�y kr�tki �uk, wrazi� kr�j 
         b�yszcz�cy w r�ysko, �mign�� batem, konie poci�g�y z miejsca, a� zgrzytn�y 
         orczyki - i ora� dalej wielki �an ziemi, co pod prostym k�tem spada� od drogi po 
         pochy�o�ci i niby d�ugi w�tek zgrzebnych skib rozci�ga� si� a� ku wsi, le��cej 
         nisko i jakby zatopionej w czerwonawych i ��tawych sadach.
         Cicho by�o, ciep�o i nieco sennie.
         S�o�ce, chocia� to by� ju� koniec wrze�nia, przygrzewa�o jeszcze niezgorzej - 
         wisia�o w po�owie drogi mi�dzy po�udniem a zachodem, nad lasami, �e ju� krze i 
         kamionki, i grusze po polach, a nawet zesch�e twarde skiby k�ad�y za si� cienie 
         mocne i ch�odne.
         Cisza by�a na polach opustosza�ych i upajaj�ca s�odko�� w powietrzu, przymglonym 
         kurzaw� s�oneczn�; na wysokim, bladym b��kicie le�a�y gdzieniegdzie bez�adnie 
         porozrzucane ogromne bia�e chmury niby zwa�y �nieg�w, nawiane przez wichry i 
         postrz�pione.
         A pod nimi, jak okiem ogarn��, le�a�y szare pola niby olbrzymia misa o modrych 
         wr�bach las�w - misa, przez kt�r�, jak srebrne prz�dziwo rozb�ys�e w s�o�cu, 
         migota�a si� w skr�tach rzeka spod olch i �ozin nadbrze�nych. Wzbiera�a w 
         po�rodku wsi w ogromny pod�u�ny staw i ucieka�a na p�noc wyrw� w�r�d pag�rk�w; 
         na dnie kotliny, doko�a stawu, le�a�a wie� i gra�a w s�o�cu jesiennymi barwami 
         sad�w - niby czerwono-��ta liszka, zwini�ta na szarym li�ciu �opianu, od kt�rej 
         do las�w wyci�ga�o si� d�ugie, spl�tane nieco prz�dziwo zagon�w, p�achty p�l 
         szarych, sznury miedz pe�nych kamionek i tarnin-tylko gdzieniegdzie w tej 
         srebrnawej szaro�ci rozlewa�y si� strugi z�ota - �ubiny ��ci�y si� kwiatem 
         pachn�cym, to biela�y omdla�e, wysch�e �o�yska strumieni albo le�a�y piaszczyste 
         senne drogi i nad nimi rz�dy pot�nych topoli z wolna wspina�y si� na wzg�rza i 
         pochyla�y ku lasom.
         Ksi�dz ockn�� si� z zapatrzenia, bo d�ugi, �a�osny ryk rozleg� si� gdzie� 
         niedaleko, a� wrony poderwa�y si� z krzykiem i sko�nym rzutem lecia�y na 
         kopaniska- a czarny migoc�cy cie� bieg� za nimi do�em po r�yskach i podor�wkach.
         Przys�oni� r�k� oczy i patrzy� pod s�o�ce - drog� od las�w sz�a jaka� dziewczyna 
         i ci�gn�a za sob� na postronku du��, czerwon� krow�; gdy przechodzi�a obok, 
         pochwali�a Boga i chcia�a skr�ci�, aby ksi�dza poca�owa� w r�k�, ale krowa 
         szarpn�a j� w bok i znowu rycze� zacz�a.
         - Na sprzedanie prowadzisz, co?
         - Ni... ino do m�ynarzowego bysia... a st�j�e, zapowietrzona... W�ciek�a� si� 
         czy co! - wo�a�a zadyszana; usi�uj�c powstrzyma�, ale krowa j� poci�gn�a, �e 
         ju� obie gna�y w dyrdy, a� kurz je zakry� ob�okiem.
         A potem wl�k� si� ci�ko po piaszczystej drodze �yd szmaciarz, pcha� przed sob� 
         taczki dobrze na�adowane, bo raz w raz przysiada� i ci�ko dysza�.
         - Co tam s�ycha�, Moszku?
         - Co s�ycha�?... Komu dobrze, to i dobrze s�ycha�...
         Kartofle , chwa�a Bogu obrodzi�y, �yto sypie, kapusta b�dzie. Kto ma kartofle, 
         kto ma �yto, kto ma kapust� temu dobrze s�ycha�! - Poca�owa� ksi�dza w r�kaw, 
         za�o�y� na kark pas od taczek i pcha� dalej, l�ej ju�, bo zaczyna� si� spadek 
         �agodny.
         A potem szed� �rodkiem drogi w kurzawie, bo zamiata� nogami, �lepy dziad, 
         prowadzony przez t�ustego kundla na sznurku.
         A potem lecia� od lasu ch�opak z butelk�, ale ten ujrzawszy ksi�dza przy drodze 
         okr��y� go z dala i bieg� na prze�aj p�l do karczmy.
         To znowu ch�op z s�siedniej wsi wi�z� zbo�e do m�yna albo �yd�wka p�dzi�a stado 
         kupionych g�si.
         A ka�dy pochwali� Boga, zamieni� s��w par� i szed� w swoj� drog�, odprowadzany 
         �yczliwym s�owem i spojrzeniem ksi�dza, kt�ren, �e ju� s�o�ce by�o coraz ni�ej, 
         powsta� i krzykn�� do Walka:
         - Do�rz do brz�zek i do domu... na nic si� konie zmachaj�.
         I poszed� wolno miedzami, odmawia� p�g�osem modlitwy i jasnym, pe�nym kochania 
         spojrzeniem ogarnialpola...
         ...Rz�dy kobiet czerwieni�y si� na kopaniskach... rozlega� si� gruchot 
         zsypywanych do woz�w kartofli... miejscam orano jeszcze pod siew... stada kr�w 
         srokatych pas�y si� na ugorach... d�ugie, popielate zagony rdzawi�y si� m�od� 
         szczotk� zb� wschodz�cych... to g�si niby p�aty �nieg�w bieli�y si� na 
         wytartych, zrudzia�ych ��kach... krowa gdzie� zarycza�a... ogniska si� pali�y i 
         d�ugie, niebieskie warkocze dym�w ci�gn�y si� nad zagonami... W�z zaturkota� 
         albo p�ug zgrzytn�� o kamienie... to cisza znowu obejmowa�a ziemi� na chwil�, �e 
         s�ycha� by�o g�uchy be�kot rzeki i turkot m�yna, schowanego za wsi�, w zbitym 
         g�szczu drzew po��k�ych... to znowu �piewka si� zerwa�a lub krzyk nie wiadomo 
         sk�d powsta�y lecia� nisko, t�uk� si� po bruzdach i do�ach i ton�� bez echa w 
         jesiennej szaro�ci, na �cierniskach oprz�dzonych srebrnymi paj�czynami, w 
         pustych sennych drogach, nad kt�rymi pochyla�y si� jarz�biny o krwawych, 
         ci�kich g�owach... to w��czono role i tuman szarego, przes�onecznionego kurzu 
         podnosi� si� za bronami, wyd�u�a� i pe�za� a� na wzg�rze i opada�, a spod niego 
         niby z ob�oku wychyla� si� bosy ch�op, z go�� g�ow�, przewi�zany p�acht� - szed� 
         wolno, nabiera� ziarna z p�achty i sia� ruchem monotonnym, nabo�nym i 
         b�ogos�awi�cym ziemi, dochodzi� do ko�ca zagon�w, nabiera� z worka zbo�a, 
         nawraca� i z wolna podchodzi� pod wzg�rze, �e najpierw g�owa rozczochrana, potem 
         ramiona, a w ko�cu ju� by� ca�y widny na tle s�o�ca z tym samym b�ogos�awi�cym 
         ruchem siejby; z tym samym �wi�tym rzutem rozrzuca� zbo�e, co...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin