Prawdziwa Wieś.doc

(83 KB) Pobierz

PRAWDZIWA WIEŚ
Annodomini



  Wyjeżdżałem na okres wakacji do pracy w gospodarstwie rolnym, daleko na północ Polski. Czemu tam, nie wiem. Po prosu lubię nowe wyzwania i chciałem sprawdzić, jak wygląda „prawdziwa wieś”, gdyż ja, krakowianin od urodzenia, nie miałem o tym kompletnego pojęcia. Ogłoszenie znalazłem w necie i od razu się zgłosiłem.
  Jestem zwykłym prostym 23-latkiem, wysokim i bardzo szczupłym. Starałem się chodzić na siłownię, ale muszę przyznać, że było to nieregularnie i chaotyczne. Nie jestem przystojny. Może dlatego pomimo swoich lat wciąż jestem prawiczkiem... nie tylko prawiczkiem. Wiedziałem na pewno, że jestem prawiczkiem-biseksem.
  Dojechałem pociągiem do wskazanej stacji, potem musiałem się jeszcze dwa razy przesiadać na autobus, aby dojechać pod właściwy adres. Po prawie całodziennej podróży dotarłem do gospodarstwa, w którym miałem pracować.
  – Dzień dobry, jestem Adam, nie wiem, czy dobrze trafiłem, ale miałem tu zacząć pracę – powiedziałem grzecznie.
  – Witam, jestem tu gospodarzem. Dobrze trafiłeś – przywitał mnie pan Paweł, lat około pięćdziesiąt, z lekką siwizną na skroniach. – Zapraszam do środka.
  Wziąłem swój plecak i wszedłem, ściągając buty w przedpokoju, jak mnie mama nauczyła.
  – Nie ściągaj, nie trzeba! Pozwól, że przedstawię cię mojej rodzinie: moja żona... moja córka. Nie ma jeszcze Miłosza, naszego syna. Ale pewnie szybko się dogadacie. Jest chyba w twoim wieku.
  Przywitałem się ze wszystkimi i rozpocząłem rozmowę z pracodawcą, pytając, czym miałbym się tu zajmować. Ten wszystko mi odpowiedział, ale dodał, że lepiej będzie, jak oprowadzi mnie po gospodarstwie i pokaże, co i jak.
  Wyszliśmy na dwór i rozpoczął prezentację swojego majątku: stodoła z sianem, obora z krowami, chlewnia ze świniami, w oddali pokazał rozciągające się pastwisko i pola uprawne. Wtedy zauważyłem coś interesującego. Na końcu gospodarskich zabudowań stało coś w rodzaju szopy (na zewnątrz same deski). Była to szatnia jak z prawdziwego zdarzenia, razem z prysznicem i wc. Gospodarz wytłumaczył mi, że żona nie znosi, jak ktoś prosto z chlewni przychodzi śmierdzący i brudny do domu. Dlatego po pracy tu się przebierają i korzystają z prysznica.
  W tym samym czasie z pola wrócił Miłosz. Był wysokim chłopakiem, dobrze zbudowanym,  o zielonych oczach i dłuższych włosach. Przywitał się ze mną jak gdyby nigdy nic:
  – Cześć, Miłosz jestem.
  – Cześć, Adam, będę tu pracował przez wakacje, ale wiesz... nie mam w tym żadnego doświadczenia.
  – Nie przejmuj się, wszystkiego się można nauczyć. Nie jesteś tu pierwszym mieszczuchem.
  Nie przejąłem się tym zbytnio, że nazwał mnie mieszczuchem.  
  – Tato, skończyłem tam... Czy coś jeszcze trzeba zrobić?
  – Nie, nie trzeba. Potem tylko pozamykaj zwierzęta.
  – Wiadomo – odpowiedział, a następnie zwrócił się do mnie: – Widzę, że ojciec cię już wprowadził z grubsza, co i jak.
  – Myślę, że tak – stwierdziłem.
  – Miłosz, to zaprowadź Adama do jego pokoju – powiedział ojciec, a Miłosz tylko skinął głową. Wróciliśmy do domu. Miłosz pokazał mi pokój, w którym będę spał. Był to mały pokoik na poddaszu, ze starym szerokim tapczanem, przy oknie stolik ze starym telewizorem, w rogu nieduża szafa na ubrania.
  – Jak się urządzisz, zejdź na kolację – powiedział.
  Po rozpakowaniu się poszedłem na kolację, na której byli wszyscy mieszkańcy domu. Rozmawialiśmy do późna, aż gospodarz przypomniał nam, która godzina, a pobudka – o piątej rano!
  – Budzić cię czy sam wstaniesz? – zapytał Miłosz.
  – Nastawię budzik w komórce, nie ma sprawy.
  Punktualnie o 5:00 byłem na nogach. Miłosz już na mnie czekał. Poszliśmy do „przebieralni”. Tu pokazał mi moje „robocze” rzeczy. Ubrałem się – i do roboty!
  Ten pierwszy dzień był dla mnie koszmarny. Cały czas musiałem o wszystko pytać pana Pawła, bo Miłosz poszedł gdzieś tam do swoich zajęć, aż w końcu zrobiło mi się głupio. Gospodarz jednak cierpliwie mi tłumaczył, ile i czego należy zmieszać, żeby pasza dla świń była jak należy, a nawet jak uruchomić poidło dla zwierząt... Po całym dniu pracy byłem taki zmęczony, że nie miałem na nic sił. Dosłownie. Po prysznicu i przebraniu się zjadłem malutką kolację, poszedłem na górę i natychmiast zasnąłem.
  Rano myślałem, że nie wstanę z łóżka, tak mnie wszystkie kości bolały, ale lubię wyzwania i przemogłem się. Po zwykłych porannych czynnościach typu nakarmienie zwierząt, miałem się zająć wyrzuceniem obornika. Pan Paweł z wesołym uśmiechem pokazał mi, jak mam trzymać widły, żeby sobie nie odparzyć rąk. Ręce rękami, ale wiedziałem, że po tej robocie będę śmierdział jak skunks! Ucieszyłem się, gdy się okazało, że będę to robił z Miłoszem.
  – Nie przejmuj się. Każdy, kto tu przyjeżdża do roboty ma na początku te same problemy, a potem się przyzwyczaja. Nawet do tego smrodu. Po chwili już go sam nie czujesz. Dasz sobie radę – powiedział śmiejąc się.
  Czas płynął szybko, a my wynosiliśmy na widłach ten cholerny obornik, gadając jednocześnie o wszystkim i o niczym. Nawet o tym, że w sobotę, jak będę miał trochę siły, to możemy pójść tu na taką pseudo-dyskotekę. I nie o same tańce chodzi, ale o to, żeby „kija zamoczyć”. Są tu "chętne", że dają.
  – Jak nie masz gumy, to ci pożyczę – powiedział z przymrużeniem oka, a mnie pot dwa razy szybciej spłynął po plecach.
  – Wytrzymam ten miesiąc jakoś... – wystękałem, a on kpiąco pokiwał głową.
  – Nie wytrzymasz – powiedział. – Ja, jak się przy robocie ujebię, to muszę kija zmoczyć, wtedy mi siły wracają.
  – Ja się tak jeszcze nigdy robotą nie ujebałem – odpowiedziałem cicho – to nie wiem...
  – To sam się przekonasz.
  I dowiedziałem się, że Miłosz nie ma w tej chwili dziewczyny, ale miał jedną, z którą chodził dwa lata, ale jakoś samo się rozsypało. Z tego wywnioskowałem, że on już dawno nie jest prawiczkiem i że jest hetero.
  W południe słońce już tak paliło, że nie dawało się wytrzymać. Miłosz zdjął górną część swego roboczego stroju. Wtedy moim oczom ukazał się widok wspaniałego kaloryfera i pięknych mięśni, których dodatkowym atutem było lekkie owłosienie połączone ze spływającym z niego potem. Niesamowity widok.
  – O ku... Ale masz klatę... Jak ty to zrobiłeś? – spytałem z podziwem.
  Ja? To wieś sama robi, praca, tu nie jest ci potrzebna żadna siłka. Ty też się tu „podciągniesz” przez ten miesiąc, zobaczysz. Ściągnij koszulę, przynajmniej trochę się opalisz – odpowiedział zdecydowanie, bez żadnego zakłopotania, że jakiś facet napala się na jego klatę.
  Nie odpowiedziałem, tylko zastosowałem się do jego sugestii. Szczerze mówiąc, nie mogłem już wytrzymać w tym żarze.
  – Też się nie masz co wstydzić – powiedział obrzucając mnie uważnym spojrzeniem. – Jesteś szczupły, ale dobrze umięśniony. Jednak widać, że powinieneś popracować nad sobą.
  Robiliśmy dalej, z małymi przerwami i rozmawialiśmy o naszym życiu. Moim na południu i jego na północy, a ja przy każdej okazji obserwowałem grę jego mięśni, tego ciała i tej sylwetki. Przez resztę dnia myślałem tylko o tym, jak on pięknie wygląda w tym upale, gdy lśni zroszony potem. Miłosz zaczął mi się podobać... Wiedziałem, że nie mam u niego szans (wiadomo – heteryk), ale mimo to nie dawało mi to spokoju. Żeby tak zobaczyć go nago...
  Pod koniec roboty Miłosz zniknął, wywołany przez ojca. Dokończyłem już wszystko sam i mogłem się umyć. Poszedłem do naszej „przebieralni”, rozebrałem się i odkręciłem wodę. Gdy rozleniwiony stałem pod prysznicem, wszedł Miłosz.
  – O sorry... Tu masz zasłonkę, mogłeś się zasłonić, nie wiedziałem... – powiedział i wycofał się szybko.
  – Wejdź, wejdź... Nic się nie stało – rzekłem z nadzieją, że on też tej zasłonki nie zasłoni, gdy stanie obok, pod drugim sitkiem. Nie wstydziłem się swojej nagości. Jako facet mam co trzeba, a że jestem chudy... Nie zaprzeczę, że chciałem go sobą sprowokować!
  – Nie, nie, to ja jeszcze zaglądnę do obory... – powiedział, a mnie zdawało się, ze ledwo wykrztusił z siebie te słowa. Wyszedł, odprowadzany moim wzrokiem, ale doskonale widziałem jego spojrzenie wbite w mojego penisa. No, jak wspomniałem, z całego mojego ciała – tu mam największy atut...
  Gdy ja skończyłem, Miłosz zajął moje miejsce pod natryskiem. Nie miałem odwagi podglądać go. Gdyby to ktoś z zewnątrz zobaczył...
  Przy kolacji rozmawialiśmy jak starzy przyjaciele, chociaż w głębi duszy chciałem od niego czegoś więcej.
  Pierwszy tydzień mojej pracy dobiegał końca. Sobota. Nareszcie! Po południu Miłosz powiedział, że fatalnie się składa, bo nigdzie w okolicy nie ma żadnej imprezy. I mrugnął do mnie. Domyśliłem się, o co chodzi. Trudno. Ale było mi to na rękę.
  W niedzielę wraz z nim wybrałem się nad jezioro. Miał tam się spotkać ze swoimi kumplami. Fajna paczka, sześć osób, dobrze nam się rozmawiało, czułem, że mnie polubili. Gdy Michał zaproponował kąpiel, wszyscy przytaknęli, a ja ucieszyłem się, że wreszcie zobaczę, co Miłosz ma w spodniach. Każdy w pośpiechu zrzucał z siebie i tak już skąpe ciuszki. Ukradkiem patrzyłem na Miłosza. Przez jego obcisłe bokserki widać było penisa, takiego zwyczajnego, normalnego, ani dużego, ani małego. Rzuciłem też okiem na innych. Zauważyłem, że tylko Michał ma w gatkach coś więcej. I – ja... I zobaczyłem, jakim wzrokiem Miłosz patrzył na mnie... Ciepło mi się zrobiło. Bałem się, żeby mi mały nie stanął, ale woda mnie ostudziła. Chłopaki krzyczeli, pływali, hałasowali, naprawdę było super! I leżeliśmy na brzegu, wystawiając się do słońca.
  Potem dołączyła do nas Kasia, podobno wracała prosto z kościoła. Podeszła, usiadła, zaczęła rozmawiać. Miłosz poznał nas ze sobą, a ja widziałem, że wpadłem jej w oko. Dokładniej mówiąc nie ja, bo wcale nie jestem przystojny, ale... chyba to, co miałem w slipach. Czy do wody, czy z wody, czy na brzeg, Kacha cały czas mi się przygląda!
  Spotkanie zakończyło się przed porą obiadową, chłopaki się rozeszli, ale Michał kilka razy podkreślił, że za tydzień robimy ognisko, i browary, i że wszyscy mamy być.
  W drodze powrotnej od Miłosza wiedziałem już o Kasi prawie wszystko. Sam zaczął temat, pytając, czy widziałem, jak mnie obserwowała. Przytaknąłem.
  – Pewnie byłaby chętna – powiedział znacząco. – Jest od nas tylko rok starsza...
  – To trzeba było zostać – odpowiedziałem.
  – Chętna na ciebie, nie na mnie – roześmiał się głośno.
  Nowy tydzień, te same obowiązki i to samo zmęczenie. Jednak ten i następne tygodnie nieoczekiwanie upływały mi pod znakiem wieczornych spotkań z Kasią. Niby przypadkowo tylko "tędy przechodziła" i pytała, czy wieczorem, po pracy przyjdę popływać nad jezioro. Przychodziłem. Ona też... Kiedyś weszła do wody razem ze mną. Miała zwykły, bardzo skromny strój kąpielowy, a ja stwierdziłem, że ma bardzo zgrabną figurę. Potem, nie wiadomo skąd i jak, doszło do tego, że zaczęliśmy się całować i coraz odważniej dotykać, a wreszcie pieścić. Ona to zaczęła, nie ja. Gdy przytulała do twarzy mojego penisa, wiedziałem, że te role muszą się odwrócić, że jako chłopak, to ja muszę przejąć inicjatywę. Zacząłem całować jej łono. Wiedziałem już, że teraz muszę „to” zrobić, że ona tego ode mnie oczkuje, że muszę się zachować jak facet! Powiedziałem jej, że nie mam gumki, a ona, że niedawno miała okres i że „jest bezpiecznie”. Kładłem się na niej drżąc ze strachu i z podniecenia. Z trudem nad sobą panowałem. Przecież jej nie powiem, że robię to pierwszy raz! Udało się. Gdy w nią wszedłem, było mi jak w niebie, tak dobrze i tak inaczej, że się tego nie da powiedzieć. Gdy już dyszała w spazmach ekstazy, gdy zrozumiałem, co się z nią dzieje, strzeliłem tak, że cały świat ze mną odleciał, i padłem bez sił. Pamiętałem, żeby z niej wyskoczyć, i wyskoczyłem, ale nie byłem pewien, czy ten pierwszy rzut nie poleciał w nią. Nawet gdyby tak było, nie martwiłem się, przecież była „bezpieczna”... I kto by pomyślał – straciłem dziewictwo z dziewczyną, która przede mną miała już co najmniej kilku chłopaków. Ale nie żałowałem. Mówiła, że było jej dobrze. Mnie też. Naprawdę. Nie przyznałem się, że był to mój pierwszy raz.
  Po tygodniu wiedziała o nas chyba cała wioska. Miłosz jakby mniej się do mnie odzywał, czasem jakby złośliwie dopytywał się, czy Kacha dobrze daje, na co mu złośliwie odpowiadałem, że jak chce, to pójdziemy razem i potem zmienimy się. Odpowiadał:
  – Masz gumę?
  – Nie mam.
  – Toś głupi.
  A ja, chociaż byłem szczęśliwy, że już nie jestem prawiczkiem, wciąż byłem zafascynowany Miłoszem, może nawet bardziej nim niż nią. Spotykaliśmy się jeszcze, ale nie doszło już do seksu. Mówiłem, że bez gumy nie, a tu nie ma gdzie kupić. Rozumiała to. Robiłem jej minetę, a ona mi loda. Wracałem odprężony i zadowolony, ale gdy tylko po pracy przekraczałem próg „polowej przebieralni” z natryskiem, moje myśli zaczynały krążyć wokół Miłosza. Było tyle okazji, żebyśmy mogli razem z niej skorzystać, ale Miłosz wyraźnie unikał takich sytuacji. Lecz ile razy sam stawałem tam nagi, jakbym gdzieś podświadomie na sobie czuł jego wzrok.
  Tego wieczoru pan Paweł postawił do kolacji wino. To znaczy, powiedział, że to jest wino, ale po pierwszym łyku wiedziałem, że to jest mocny domowy bimber, jakaś śliwowica czy coś podobnego. Nie mam za mocnej głowy, więc się pilnowałem, żeby za dużo nie wypić, a mimo to do swojego pokoju szedłem na lekko chwiejnych nogach.
  Było mi gorąco. Nie tylko dlatego, że noc była upalna. Prawie zasypiałem, gdy usłyszałem otwierające się drzwi mojego pokoju. Szybko zamknąłem oczy. Kto to? Po co? Czy gospodarz chce sprawdzić, jak się czuję, czy nic mi nie jest? Udawałem, że twardo śpię, ale spod przymkniętych powiek obserwowałem, kto to. To był Miłosz... Stanął nade mną i przez chwilę przypatrywał mi się. Potem usiadł przy łóżku i zaczął lekko odsłaniać koc. Nadal symulowałem głęboki sen. Po chwili zaczął dotykać mnie po torsie, ale gdy pochylił się i pocałował moje sutki, zdrętwiałem. O co mu chodzi? Gdy dotknął moich bokserek, a dokładniej penisa, nie wytrzymałem i poruszyłem się gwałtownie, nadal udając sen. Miłosz zerwał się i wybiegł z pokoju.
  Przy śniadaniu udawałem, że o niczym z tej nocy nie wiem. Miłosz w ogóle się na mnie nie patrzył. Potem poszliśmy do swoich zajęć. Ja do siana w stodole. Nie była to ciężka praca, więc nie byłem zmęczony. Jednocześnie cały czas myślałem o Miłoszu i jego dziwnym zachowaniu. Naraz usłyszałem:
  – Nie jest ci tu gorąco?
  – A, to ty – to był Miłosz. – Nie, ale trochę w pysku suszy – odpowiedziałem, odwróciwszy się w jego stronę.
  – To przepłukuj sobie... – i spod bluzy wyjął butelkę. – Ja mam kaca. Ty nie?
  – Nie... Ale daj, przepłukam – i pociągnąłem z butelki kilka łyków, aż mi oczy prawie do wierzchu wyszły i oddałem mu. On też pociągnął. Chwilkę patrzył na mnie, jakby nie wiedział, co powiedzieć.
  – Masz coś pilnego? – spytałem.
  – Nie, ale... Chciałem tylko... – jąkał się jak nigdy. – Chciałem z tobą pogadać, ale to nie miejsce na to. Przyjdę wieczorem do ciebie, co? Jak już będzie w domu cicho...
  – Ok. – odpowiedziałem zdziwiony. Nie wiedziałem, o co mu chodzi, ale wciąż pamiętałem, jak mnie całował po torsie i jak mnie macał przez bokserki. Jeśli o to chodzi... niech przyjdzie, niech nawet to będzie zaraz! Ale wyszedł.
  Leżałem wśród zupełnej nocy i nie mogłem zasnąć. Nie chciałem zasnąć. Czekałem na Miłosza. Wreszcie usłyszałem cichy szelest otwieranych drzwi.
  – Jestem. Śpisz...?
  – Nie, czekam...
  – To na odwagę – powiedział i zza pleców znów podał mi butelkę.
  – Po co? – spytałem, ale uniosłem się na łokciu i pociągnąłem kilka łyków, aż mnie zapiekło w całym przełyku do samego żołądka. On też pociągnął.
  – No, mów... – zachęciłem go.
  – Widziałem, jak się kąpiesz...
  – Aha...
  Więc jednak moje przeczucia i podejrzenia były słuszne!
  – I co? – wziąłem głęboki oddech.
  – I... i widziałem cię wtedy z Kaśką, jak ją tego... wiesz...
  – I... co? – wziąłem od niego butelkę i pociągnąłem jeszcze łyk. Tego nie musiał mówić, że mnie z nią widział, jak ją posuwałem...
  – I... Masz takiego, że... Że też chciałbym to z tobą... jakbyś chciał...
  – Co?
  – To... No, ty i ja... My... – jąkał się jak sztubak.
  – To...? Ja z tobą? My...? – udałem, że dopiero teraz zrozumiałem sens jego słów. – Przecież miałeś dziewczynę. Ja też...
  – Wiem, ale... Ja i dziewczyna... to była moja pomyłka. To było tylko na pokaz. Może dla ciebie Kaśka też jest na pokaz... Jakoś czuję, że jesteś inny... – powiedział.
  Wiem, że jestem inny. Na pewno jestem inny! I Miłosz dobrze to wyczuł!
  – Widziałem, jak na mnie patrzysz, że chyba ci się podobam... – powiedział po chwili, gdy moje milczenie przedłużało się.
  – Tak... – przytaknąłem cicho. – Masz ładne ciało.
  – Ty też mi się podobasz... – przyciągnął mnie za rękę, pocałował w usta i lekko mnie dotknął w bokserki. Mój penis natychmiast się poderwał.
  – Daj jeszcze łyka – powiedziałem i pociągnąłem, po czym oddałem mu butelkę. On też pociągnął mocny łyk.
  – Chcesz...? – spytałem.
  – Chcę... – potwierdził bez wahania.
  – To chodź... – zrobiłem mu miejsce obok siebie.
  Zaczęliśmy się całować coraz mocniej i natarczywiej, ściągając z siebie ten niepotrzebny jeden jedyny ciuch, Miłosz ze mnie, a ja z niego. Gdy tylko zobaczył mojego wyprężonego penisa, aż przygryzł wargi, zaraz go dotknął, dopadł ustami, liznął moje jądra. Opanował się dopiero po chwili. Popatrzył mi w oczy. Znów pocałunki. Zaczął od ust, przechodząc pionowo coraz niżej i niżej. Zatrzymał się na chwilę przy moich sutkach i dokładnie je wylizał. Gdy zszedł w dół, do podbrzusza, poczułem nieziemską radość. Gdy znów dotykał mnie językiem i wargami, było mi cudownie. W pewnym momencie wziął mi całego penisa do ust i zaczął przesuwać go w górę i w dół. Ssał cudownie, przy tym drugą ręką pieścił mi jądra. Robił to w iście mistrzowski sposób. Kilka razy hamowałem go, powstrzymując jego pieszczoty, i siebie, żeby za szybko nie wystrzelić, ale na próżno. Nie wytrzymałem tej pieszczoty i tego napięcia. Strzeliłem mu prosto w usta. Myślałem, że zaraz wypluje moją spermę, ale nic podobnego. Ku mojemu zdziwieniu połknął wszystko i wylizał mi penisa do ostatniej kropelki. Nie umiałem złapać oddechu, ale wiedziałem, że on czeka na to samo. Więc – moja kolej. Zacząłem go całować po torsie (w końcu musiałem się nim nacieszyć, od dawna na to czekałem). Robiłem to dokładnie tak, jak on mnie poprzednio. Najwięcej czasu poświęciłem jego sutkom. Wiedziałem, że wszyscy to uwielbiają. Wtedy powiedział:
  – Nie spałeś wczoraj, jak tu byłem...
  – Nie... – i dalej robiłem swoje. Doszedłem do jego penisa, który teraz bardzo mnie zaskoczył. Gdy widziałem go w kąpielówkach nad jeziorem, wyglądał normalnie, zwyczajnie, mały, przeciętny. Teraz, wyprężony do maksymalnych rozmiarów, sterczał jak wieża. Mój na pewno jest większy i grubszy, ale jemu też nic nie brakuje. Było co wziąć do ręki. Zrozumiałem: Miłosz po prostu ma mniejsze jądra, stąd takie złudzenie, że w gaciach ma mniej niż ja. Ale jakie te jądra są zwarte, masywne! Zacząłem mu pieścić penisa i drażnić się z nim. Patrzyłem, jak się podrywa, jak staje dumnie, i znowu wziąłem go do ust. Obciągałem mu bardzo głęboko, aż do momentu, gdy zaczął intensywnie pulsować. Wiedziałem, o co chodzi, szybko wyjąłem go z ust. Zdążyłem. Jego wytrysk przyjąłem na klatę.
  – Było wspaniale... – powiedział, oddychając ciężko.
  – Chcesz więcej? – zapytałem z ciekawością i brakło mi tchu z własnej odwagi.
  – Tak, ale... nie spuszczaj się we mnie, nie chcę mieć spermy w dupie – odpowiedział zdecydowanie, odwrócił się i klęknął na pieska, wypięty do mnie. Jak mi się fiut poderwał na ten widok! Od razu przejechałem nim po jego rowku. Wiem, że nie mam gumy ani niczego innego, ale też wiem, że obaj będziemy dla siebie pierwszymi. Żaden z nas jeszcze nie był z chłopakiem. Czy to się uda? Musi się udać! I wziąłem się za jego odbyt. Zacząłem sobie robić miejsce w jego dziurce, pocierałem ją mocno i naciskałem, aż się powoli sama zaczynała uchylać. Gdy to zrobiłem, powiedziałem, żeby uważał, że będę wchodził. Ale to wcale nie było łatwe. Czym bardziej naciskałem, tym większy był jego opór.
  – Pośliń go chociaż – powiedział przez zaciśnięte zęby, a ja stuknąłem się w czoło. Jasne!
  Pośliniłem palce i natarłem jego dziurkę. Od razu wszedł mi tam palec. Będzie dobrze, pomyślałem, i teraz pośliniłem swojego penisa. Przyłożyłem i pchnąłem mocno. Miłosz jęknął i rzucił się w przód, ale chwyciłem go mocno za biodra... i wpychałem się w niego z całej siły. Już  wchodziłem. Pchałem i wycofywałem się kilka razy, aż wreszcie przeszedłem do końca. Gdy poczułem jego gorące pośladki wbite w moje pachwiny, obaj odetchnęliśmy z ulgą. Ale jeszcze nie umiałem się ruszyć. Dopiero po chwili, jakbym się tego bał, zacząłem się poruszać, ale gdy usłyszałem jego posykiwanie, znowu przestawałem i zaczynałem na nowo. W końcu powoli, powoli... I zacząłem go coraz intensywniej popychać. Teraz szło jak trzeba. Coraz szybciej, jakbym pracował na wyścigi! Chociaż dopiero co się spuściłem, czułem, że zaraz znowu polecę! Chciałem jeszcze wyhamować, ale Miłosz jakimś swoim wewnętrznym skurczem tak mnie zacisnął i podniecił, że... W ostatniej chwili wyrwałem się z niego. Nie chciał mieć spermy w dupie, więc spuściłem mu się na plecy. Padłem obok niego jak nieprzytomny.
  – Nie dokończyłeś mi – usłyszałem. – A byłem już blisko. Moja kolej, tak?
  Skóra mi ścierpła. Nie myślałem, że on też będzie chciał. Kolejny raz uświadomiłem sobie, że jego kutas jest tylko trochę krótszy, ale wcale nie mały! Lecz Miłosz ani chwili się nie zastanawiał. Odwrócił mnie na brzuch i od razu przykrył sobą. Położył się na mnie całym ciężarem. Poczułem jego grubą pytę tuż przy odbycie. Opanowało mnie podniecenie i strach. Chciałbym tego, ale... Czy ja to wytrzymam? Muszę! Jak on wytrzymał mojego...
  Nie musiałem długo czekać, gdy poczułem niesamowity ból.
  – Pośliń chociaż! – rzuciłem się ostro, jak on kilka chwil wcześniej.
  Moment ciężkiego wyczekiwania i... Poznałem: to był jego palec, który wszedł we mnie i kręcił się, wiercił... i to było przyjemne. Ale zaraz potem znów jego przygniatający ciężar i... Nie wiem, czy wrzasnąłem, czy tylko chciałem wrzasnąć i nie zdążyłem. Poczułem potworny piekący ból, myślałem, że pęknę! Chciałem się wyrwać spod niego, ale nie potrafiłem. Zacisnąłem zęby i na przekór sobie wydyszałem:
  – Pchaj! Mocno!
  Pchał. Miałem huk w uszach i gwiazdy w oczach... Zacząłem jęczeć i przeklinać. W końcu rozepchał mnie do granic możliwości, wdarł się we mnie jak oprych, ruszył dwa razy, spiął się, poderwał i... i poczułem ciepło jego spermy w moim odbycie. Ku... Dlaczego mu nie powiedziałem, że ja też nie chcę jego spermy w dupie?
  Leżał na mnie nieruchomo, aż zaczęło mi brakować oddechu. Poruszyłem plecami, strąciłem go z siebie. Obaj nie mieliśmy sił.
  – Bolało? – zapytał zdyszany.
  – Trochę. Ale za szybko poleciałeś...
  – Wiem. Ty byłeś lepszy. Ale już nie mogłem wytrzymać. Samo poszło.
  I leżeliśmy w milczeniu, wtuleni w siebie. Miłosz jeszcze bawił się moim fallusem, ja jego jądrami i gładkimi pośladkami, bez śladu jednego włoska. Jak chłopak może mieć taką gładką, delikatną dupę?... A czas biegł nieubłaganie. Wreszcie Miłosz zapytał:
  – Co z nami będzie dalej?
  – Nie wiem, zobaczymy.
  – Bo jak, wyjedziesz i co...?
  – I będę tęsknił – odpowiedziałem cicho, chyba zgodnie z prawdą.
  – Serio?
  – Serio...
  Miłosz objął mnie mocno i znów zaczął namiętnie całować, a we mnie znów narastało podniecenie. No co jest, to będzie trzeci raz!
  I było trzeci raz. Miłosz jęczał pode mną i kręcił tyłkiem, a ja pracowałem równo, jak nigdy. Teraz naprawdę wiedziałem, co znaczy mieć chłopaka. Ale gdy po wszystkim Miłosz chciał rewanżu, odpowiedziałem mu stanowczo, że nie dziś, że jutro, że chociaż był we mnie krótko, to jednak boli mnie dupa... Uśmiechnął się, mówiąc, że trzyma mnie za słowo. Wstał. Jeszcze pocałował mi penisa, liznął wora, włożył swoje bokserki i zniknął w ciemności nocy.
  Następnego dnia kąpaliśmy się razem w tej polowej przebieralni. Nago. Wiedziałem, że nie wytrzymamy. Ani on, ani ja. Patrzyłem w jego penisa. Mniejszy niż mój, ale jaki ładny, mięsisty!
  – Chcesz? – zapytałem, widząc jak z trudem hamuje podniecenie i wzwód.
  – Tak...
  – Chodź... – odwróciłem się, pochyliłem, rękami zaparłem się o szorstkie, wilgotne dechy. Chciałem zobaczyć, jak on to zrobi, czy teraz mu się uda. Chciałem z nim to przeżyć!
  Było dużo lepiej. Nie wiem, czego użył, mydła czy szamponu? Gdy wjechał we mnie, prawie nie czułem bólu, od razu mnie rozbudził. Jechał równo, dokładnie tak, jak to sobie wyobrażałem. Prężyłem się pod nim, pochylałem i prostowałem, a on pracował nieprzerwanie, tylko jego szybszy oddech zdradzał jego własną przyjemność. Znów wystrzelił we mnie i nie chciał ze mnie wyjść, sklejony klatą z moimi plecami.
  – Ty też mi dasz? – spytałem, odwracając głowę, by odnaleźć jego usta do pocałunku.
  Dał bez słowa. Tylko zamieniliśmy się miejscami. I wszystko było dokładnie na odwrót, tylko syczał, gdy się w niego wpychałem. I... teraz ja wystrzeliłem po paru ruchach, też nie wiem, czemu tak szybko. Ale nie w nim. Wyczuł mnie, sam uskoczył w przód, rozpłaszczył się na ścianie, a ja strzeliłem na jego plecy. Pocałunek... Uśmiech, ręcznik, i nasze „domowe” rzeczy.
  Od tego czasu robiliśmy to prawie każdego dnia, tu, pod natryskiem albo nocą w moim pokoju, do którego zakradał się cicho, jak złodziej. Gdy już spałem, budził mnie pieszczotą.  
  Ostatni tydzień. Ostatnia niedziela. Znowu byliśmy nad jeziorem z jego kumplami. Pływaliśmy i piwkowaliśmy. Obserwowałem Michała. On chyba ma w slipach tyle samo, co ja, a kto wie, czy nie więcej. Jego penis przyklejony do mokrych kąpielówek cały był teraz bardzo wyraźnie widoczny. Miłosz też mu żartobliwie powiedział, że w takich gaciach czy bez nich wygląda tak samo i mógłby je zdjąć. A Michał:
  – Co? Myślisz, że nie zdejmę? Że nie pływałem na Adama? No? Kto ze mną? No, kto? No...? – zdjął slipy i wskoczył goły do wody. Śmialiśmy się wszyscy, ale nikt więcej nie poszedł w jego ślady. Gdy wychodził z wody, biliśmy mu brawo. Nie mogłem od niego oderwać oczu: zobaczyć takiego, jak stoi...!
  Po południu, gdy piwkowaliśmy przy ognisku, przyszła do nas Kaśka. Już prawie o niej zapomniałem. Zapomniałem, że się z nią umawiałem, bo po pierwszej nocy z Miłoszem , potem już ani raz na spotkanie nie przyszedłem. Chciała pogadać, przysiadała obok mnie, ale skończyło się na wspólnym milczeniu.
  Już byłem spakowany. Torba w przedpokoju, pożegnanie z gospodarzami. Miłosz mocno uścisnął mi rękę. I jemu, i mnie, kleiły się oczy. Z niewyspania. I jego, i mnie bolała dupa, bo tak jeszcze sobie nie daliśmy, tylko zmienialiśmy się, i prawie do rana.
  Miłosz odprowadził mnie na przystanek. Krótka rozmowa:
  – Przyjedziesz za rok?
  – Przyjadę...
  I Kaśka, która też po coś jechała do miasta. Razem kupowaliśmy bilet u kierowcy. Usiedliśmy też razem. Była markotna. Nic nie mówiła.
  – Co ci jest? – spytałem. – Było, co było. Wakacyjna przygoda i koniec.
  – Nie mam okresu. Już drugi tydzień się spóźnia...
  Jakby mnie kto łopatą w łeb zdzielił.
  – Mówiłaś, że jesteś bezpieczna!
  – Mówiłam.... Ale nie martw się, to nie twój problem.
  – Jak to nie mój!
  – Cicho bądź. Ludzie patrzą. Jeśli tak jest... Nie chcę cię do niczego zmuszać – powiedziała łamiącym się głosem. – Urodzę i wychowam je bez żadnych zobowiązań. Chciałam tylko, żebyś wiedział.
  Nie umiałem słowa wydusić.
  Rozstaliśmy się na przystanku, gdy czekałem na drugi autobus, żeby się dostać na pociąg. Ona po prostu sobie poszła, nie czekając na moją reakcję, na moje słowa. Na nic.
 ...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin