Dziwka.doc

(40 KB) Pobierz

DZIWKA
Meczyfajer



  Otwieram oczy  opieszale i z niechęcią, jakby były sklejone. Powoli odzyskuję władzę w kończynach. Ale jasno, ku..., moja głowa! Zaraz się zrzygam. Fuck! Która godzina? Tak, nastawiłem komę na siódmą, chuj wie po co, ale gdzie ona? Aha, tu, na tym stolikuuuu? Aha! Jak zwykle przed czasem, wyłączę lepiej to gówno, cyk, tutaj, iiii… okej. Obalam się z powrotem na plecy, moją twarz wykrzywia grymas kacowej gehenny.
  Nie jestem sam w łóżku.
  Ło ku...! A w sumie tak, przecież w końcu to nie wiem nawet, gdzie jestem. Boże! Jaki on jest śliczny! Przyglądam się z zachwytem pięknemu, śniademu brunetowi z długimi włosami. Ma śliczne, delikatnie rozchylone usta. Chyba śpi. Nic mi nie przychodzi na myśl przez dobrą minutę, po prostu wpatruję się w jego buźkę w osłupieniu. Ale towar! Ale mi się trafiło! Dymał mnie czy nie? Automatycznie skierowuję strumień swojej świadomości cielesnej na odbyt. Oj dymał, dymał! Ja pierd..., muszę się zebrać do kupy! Dobra, ku..., raz, dwa, iiii hop! Szybkim ruchem podrywam się na nogi. Ruch jest zbyt szałaputny, odczuwam gwałtowne ściśnięcie mózgu, przed oczami białe plamki, ledwo trzymam pion. Mój łeeeb!!! Chwila odpoczynku. Dobra, teraz woda, prysznic, łazienka, prysznic, woda, woda! Jest! Tu, tu, o tak, ooo taak, mmm! Siadam w brodziku kabiny prysznicowej i odkręcam najzimniejszą z możliwych wodę, wlewając sobie pół litra do gardła na początek. Teraz na łeb, szybko i bezboleśnie… raz-dwa-trzy, ło ku...-kur...-kurwa! zimneeee! Aaaaaa, ale dobrze! Biorę jakiś żel i namydlam się. Po kabinie snuje się mdły, tropikalny aromacik. Wstaję i spłukuję się. Wychodzę z kabiny, chlapiąc wszędzie wodą. Ból głowy ustępuje, ciało jest orzeźwione, a jego podstawowe czynności przywrócone, jak stary telewizor po walnięciu pięścią.  Resztki wczorajszej  trawy i alkoholu wjeżdżają mi na chwilkę z powrotem. Chce mi się ruchać, na maxa. Myję zęby metodą przyspieszoną, robiąc z pasty i wody płukankę. Patrzę w lustro nad zlewem. Dziwne. Nawet nie jestem taki zły, hehe. Ktoś mnie zerżnie i momentalnie samoocena w górę. Tak w sumie to ja chyba jestem dziwką. Tak! Jestem Dziwką! Wrrrrrrr! Warczę na samego siebie do lustra i czuję, że mi pozytywnie odpierdala. W głowie pojawia się dzika myśl. Do ataku! Wystrzeliwuję z łazienki jak z procy, warcząc jak podkurwiony wilk. Moją ofiarą jest ON. Zrywam z niego koc. Wybudza się z miną z cyklu „co jest grane / czy ktoś zapisał numery tej ciężarówki, która mnie potrąciła?”
  – Co ty..? – zaczyna, ale nie kończy, bo kładę się na niego zimnym, mokrym cielskiem, nadal warcząc. Wierzga i szamota się pod wpływem zetknięcia z niespodziewanym chłodem, ale na próżno. Przejąłem całkowitą kontrolę nad jego rękami i nogami. Może mnie najwyżej ugryźć w nos.
  – Zgłupiałeś? – wpatruje się we mnie przerażony, ale jest jeszcze nazbyt osłabiony na jakąkolwiek formę strategii kontrataku. Staje mi. Liżę jego wargi, daję się ogarnąć podnieceniu, oddech przyspiesza. Pożądanie udziela mu się, z oczu znika przestrach i niechęć, rozmydlają się pod wpływem rozkoszy bliskości ocierających się ciał i ich wilgoci. Jego język akceptuje moje lubieżne zaproszenie do pocałunku, delektując się miętowym posmakiem moich ust. Nie potrafię wytrzymać tego napięcia. Przyciskam go do siebie całym ciałem, konwulsyjnie ocierając się fiutem o jego udo, jak pies. Jęczę.
  – Jestem dziwką! Twoją dziwką! Zrobię wszystko, żebyś tylko wypierdolił z rozkoszy w kosmos! – pojękuję mu do ucha, głaszcząc go mocno po jądrach.
  – Wszystko? – pyta z nutką zaskoczenia w głosie, chyba nadal nie dowierzając temu, co się dzieje.
  – Wszystko kurw..., Wszystko-wszystko-wszystko! – szczekam jak opętany, dając nura ku jego podbrzuszu i ładuję sobie jego pałę do gardła. Uwielbiam to robić! Ssać, obciągać, walić ręką, lizać, uderzać o język, wszystko! Ta kosmiczna chemia robienia dobrze, ten smak! Wzdycham z rozkoszy niczym Makłowicz, co podżarł sobie najprzedniejszej szwarcwaldzkiej szynki, a moje ruchadło zwija się w ekstazie. Podoba mu się.
  – Nadstaw mi tu swoją dupę – wzdycha.
  Szybko zmieniam pozycję na sześć na dziewięć, obciągam mu powoli, ale głęboko. On znacząco wzdycha z zadowolenia, dając mi co jakiś czas ostrego klapsa. Czuję, jak jego język drąży w moim odbycie, kutas staje mi jeszcze bardziej. Uderza mnie tak mocno, że przechodzi mnie dreszcz aż po szyję. Wyrywam się mu i nastawiam się tuż nad jego fiutem.
  – Przerżnij mnie tak, żebym stracił przytomność – błagam go, z lekka się przeginając, a on chwyta mnie za biodra i bez problemu wsuwa mi się w odbyt. Odczuwam rozkosz, jakbym właśnie wszedł do jaccuzi. Jest gorący i gładki. Teraz mnie ruchaj ile wlezie! Rżnie mnie bez zbędnego wstępu, jak królik, wymierzając klapsy w momentach, w których mu lepiej. Uczucie pośladków roztrzaskujących się o jego brzuch i obijających się jąder sprawia, że lewituję. On chce pocałunków. Mmm, ruchadło, ale z nutą romantyzmu. Duży plus! Obracam się twarzą do niego i wpycham jego kutasa na powrót tam, gdzie mu najlepiej. Teraz może bez wysiłku rżnąć mnie głębiej i szybciej. Co czyni. Całujemy się tak głęboko, że trudno mi złapać oddech. On liże sobie rękę i chwyta za moją pałę.
  – Zaraz wytrysnę – mówi w rozczulająco nieśmiały sposób.
  – Spuść mi się w dupę! – odpieram, bezwstydnie rujnując ten ckliwy nastrój chłopięcej niewinności. Zaciskam się dookoła niego, samemu waląc sobie teraz konia Jego ręce zaciskają się na moich pośladkach, twarz mu kamienieje i czuję rytmiczne pulsowanie jego kutasa w środku. I w końcu eksplozja ciepłej spermy przy akompaniamencie jego orgazmowego pisku, to dla mnie apogeum. Trzepię gruchę na umór, czuję, że lada chwila się spuszczę. On wychodzi ze mnie szybko i schodzi niżej. Nagle coś mi świta w głowie, przed oczami majaczą sceny nocy minionej. Aaa! Ma bzika na punkcie spermy! No to masz!
  – Aaaa!!!
  Spuszczam mu się na twarz, na chwilę totalnie znikając z powierzchni ziemi. A on sobie liże, wysysa resztki z jakąś nieopisywalną czułością. Wychodzi spode mnie, kładzie mnie na brzuch. Jestem wycieńczony do granic możliwości, za najmniejszym jego popchnięciem padam na poduszkę. Oddycham głośno i głęboko. Ach! Ale dobrze! Kim on w ogóle jest? Przecież ja chyba siedziałem wczoraj sam w domu, coś oglądałem. No tak, ale miałem to trawsko, no i wódę. Wszystko jest możliwe. Mogę być nawet w jakimś klasztorze.
  – Słuchaj, eee, moi rodzice w przeciągu godziny tu będą – odzywa się mój anonimowy kochanek. Wyjmuje z leżących na ziemi spodni sto złotych i mi wręcza.
  – Było mi... naprawdę super dobrze – dodaje, z trudnością wykrztuszając ten chyba komplement. O co mu, ku... chodzi?
  – A to za co?
  Moment niezręcznej ciszy.
  – No... za seks!
  – O, przepraszam – obruszam się nieco teatralnie. – Ja nie jestem dziwką!
  – Ale... co innego mówiłeś wczoraj! No i przed chwilą też, zresztą...
  – Oj, ale nie w tym sensie! Po prostu lubię się czasem przegiąć, tyle że nie w ciotę, tylko w kurwę. Kapujesz?
  – Aha. Bo... – cisza-cisza-cisza, napięcie. Bo co?
  – Bo co?
  – Bo ja... Ty... podobasz mi się – wydusza z siebie. Patrzy na mnie wzrokiem błagalnym i zalęknionym jednocześnie. Jaki on jest słodki! Tak się wstydzi swoich uczuć. Przytulam się do niego i daję mu buziaka.
  – To może, słuchaj, umówmy się do kina, czy coś...? Mam darmowe bilety w Era-premia.
                                                                                                            Meczyfajer

Zgłoś jeśli naruszono regulamin