Bojowe Wyznania Grzańca Roztrzepańca.doc

(79 KB) Pobierz

BOJOWE WYZNANIA GRZAŃCA ROZTRZEPAŃCA

 

  Byłem dziewiczy i zielony jak nać pietruszki, gdy pierwszy raz usłyszałem te słowa. Pomyślałem, że to jest głupie przezwisko i w ogóle bez sensu, bo jak można o kimś mówić „Sperma-Dżoj”?

  A rozmawiali przyjaciele mojego braciszka, u niego w pokoju. A że nie umieli rozmawiać bez odpowiedniego podkładu decybeli, wieża ryczała na ful, a oni jeszcze głośniej; więc wszystko słyszałem.
  - Bo małego ma jak dżojstik, w sam raz w dłoń – mówił Picmondo.
  - A jak tylko go dotkniesz, masz pełne ręce spermy, od razu chlapie – basował Miglanc.
  - Za to dupę ma głęboką. Jak się na ciebie nasadza, to ci wróble w mózgu ćwierkają.
  Wtedy i mnie w mózgu zaćwierkało: o czym oni gadają?
  Nie dowiedziałem się. Wieża nagle umilkła, wraz z nią ich głosy, i trzask zamykanych drzwi. Lecz sama myśl o jakiejś dupie wywołała we mnie podniecenie: dziewczyna. Gdybym się kładł na takiej, pewnie i mnie by w mózgu wróble ćwierkały. Nie było siły, musiałem małego odprężyć. Zdrowo mną poszarpało. Konikowi podziękowałem, że zawsze mi tak dobrze ciągnie, wytarłem go skarpetką frotte – mam do tego celu taką specjalną jedną – jajeczka w spodniach ułożyłem, zapiąłem rozporek i zakopałem się nad histą. Mam zapamiętać wszystkich premierów drugiej Rzeczypospolitej i kiedy sprawowali swoje rządy. Ja? Szał baba, do nerwicy mnie doprowadzi! Czy ona nie ma lepszych pomysłów na życie? Gdyby ją jakiś fagas dobrze w łóżku wyjeździł, na pewno by miała.
  Ale gdzie tam hista, jak w uszach dzwoni „Sperma-Dżoj”. Mały jak dżojstik, w sam raz w dłoń. Może jeszcze z wyrobionymi śladami na palce? I tylko w jedną rękę? To musi być naprawdę mały. Są tacy, widzę na pływalni. Taki Bolo na przykład jak stanie koło mnie, to wyglądamy jak Pat i Pataszon. Lontu mi na to zwrócił uwagę. Przez mokre kąpielówki, jak się przyklei, wszystko widać. Lontu ma takiego średniaka, ale to już inna historia. Kiedyś mu bryknął. Byliśmy w jednej kabinie. A tam – kabina: to tylko tak się nazywa, bo drzwi nie ma, tylko boczne ścianki. I widzę, że Lontu coś na gębie za bardzo czerwony i cały czas się do mnie dupą odwraca. No to od razu podejrzane, nie? Więc stanąłem tak, że nie mógł mnie obejść, no i zobaczyłem. Walnąłem: co ci? A on: no co, widać! I że gdybym był prawdziwym kumplem, to bym się głupio nie pytał, tylko bym go zasłonił, bo jak inni zobaczą, to mara zrypana na amen!... No pewnie, że zrypana, nie jestem głupi! Żeby komuś w szatni stawał?... Lontu dodał, że mały często mu robi takie numery i to w najmniej odpowiedniej chwili. Wtedy nie ma rady, musi przeczekać i koniec. Patrzyłem w jego kąpielówki i czułem się dziwnie, jakby mi się w głowie kręciło. Lontu był jakby całkiem goły, nawet widziałem jego włoski razem z jajkami i tego stojącego ptaka, dokładnie. Poprawił go w majtkach i postawił prosto do góry. Teraz wyglądał trochę większy. Mój by się tak nie zmieścił, wyłazi mi ponad kąpielówki, i to ile! A najgorsze, że właśnie zaczynał mi stawać! Lontu to zauważył. Uśmiechnął się i powiedział:
  - Ciekawe, jakby one razem wyglądały, twój i mój?
  Nie wiem, czy on to sobie tak tylko powiedział, czy chciał je do siebie przymierzyć, bo już prawie rękę wyciągał, gdy naraz ktoś z całych sił walnął tamtymi pierwszymi drzwiami. Samo nam opadło, chyba ze strachu.
  Po drodze Lontu spytał, czy mój też mi często robi takie numery. Pewnie, że robi, co miałem czarować. I co wtedy robię? No co, wiadomo! A on się uśmiechnął, że też, inaczej nie da rady. I dodał, że najlepiej lubi to robić w łóżku: leży sobie całkiem na golaska i bawi się nim tak długo, aż mu sam wystrzeli.
  - Jak to: wystrzeli sam?
  A Lontu tajemniczo, że zna sposób, trzeba tylko wiedzieć, jak popracować na jajkach…
  No patrz! A ja nie wiem!...
  Potem to on się tak czuje, powiedział, jakby miał skrzydła u ramion! Ha; ja gdy skarpetkę spermą załaduję, też się tak czuję! Ale mu tego nie powiedziałem...
  No to uważam, że Lontu to swój chłopak. I na pewno nie należy do gatunku, że tylko dotknąć i chlapie.
  I znowu miałem problem: jak można chlapać przy samym dotknięciu? Oraz: co chłopakowi po jego własnej dupie. I że jak się nasadza... Chłopak się nasadza? Na pałę chłopaka? I jak obuchem w łeb: pedał! Więc czy Miglanc, Picmondo...? Rany boskie! Z kim się ten mój Rafał zadaje?
  Z łazienki wylazłem w piżamie tak ciasnej, że nerwy brały. Już dawno mówiłem starej, że nie mam żadnego ludzkiego ciucha, bo wszystko krótkie i małe, ale co ją to obchodzi! A Rafał: schowaj ptaka, bo ci wyłazi. Uff... Wepchałem go do środka, a Rafał się śmiał, głupi. Usiadłem przed telewizorem. Rafał jest cwany, ma u siebie drugi, a ja muszę ze starymi. Ja chciałem Euro-Sport, ale matka swoje: serial! Wtedy mi Rafał, o raju!, łaskę wyświadczył. Chodź do mnie, ja też oglądam, powiedział. Poszedłem. Miał burdel jak zwykle, że zanim usiadłem, musiałem zwalić z fotela parę jego ciuchów. A on pozbierał to wszystko i wepchał do szafy, jak leciało. Ale że więcej leciało na podłogę niż do szafy, kolanem upchnął, żeby się domknęło. Wtedy z jakiejś kieszeni wypadła mu gumka. Przecież wiem co to i do czego służy, żadna sensacja, a to, że Rafał na dziewczynach musi używać – ma swoje lata, normalna rzecz.
  - Schowaj – pokazałem mu leżące sreberko.
  Podniósł je, podrzucił w dłoni, wzrokiem wskazał mojego ptaka i spytał:
  - Wsadzałeś już, czy jeszcze...? Bo jak byś potrzebował...
  - Odjebaj się – walnąłem krótko, bo co mi tu będzie takie teksty wstawiał.
  - Jak ty się wyrażasz? Szanuj starszego – powiedział, ale wyraźnie był w dobrym humorze i nie obawiałem się, że zarobię w karczycho. I ze szczerością, o jaką bym go nie posądzał, powiedział, że ptaka mam ładnego, widać, i że on w moim wieku już dawał lizać. Sam też lizał to i tamto (ale jakie to i jakie tamto, nie powiedział). Nawet pamięta, jak mu się raz włosek w języku zaplątał i ile się namęczył, zanim go złowił.
  - Idź, bo ci rzygnę – skrzywiłem się i potrzepałem się po jajach, tak na wszelki wypadek, żeby sprawdzić, czy mi przypadkiem znów mały z rozporka nie wyłazi. Ale nie.
  - Szanuj mnie, braciszku, bo ci wpierdol spuszczę – powiedział, ale oczy mu nie błysnęły, jak czasami, gdy wpadał w nerwy, bo wtedy mógłbym zakrętu w drzwiach nie wyrobić.
  - To co się czepiasz!
  - Jak poczujesz drugie nagrzane ciało, jak pomacasz, zobaczysz...
  Jak to usłyszałem, koń mi zaczął dęba stawać!
  - Nie drażnij – szepnąłem, zakrywając ten parszywy rozporek.
  - E, co ty, brata się wstydzisz? – popatrzył i rękę mi w gacie, i mnie za nabiał! Ani się nie zdążyłem zasłonić!
  - Puść! Zostaw!
  A on mi go jeszcze bardziej!
  - Staje ci? Grzańcu, ty jesteś ogier! Pokaż no – i sam mi go wyjął. Aż się oblizał. – No nie, chłopie, innego ojca miałeś, czy jak? – miętosił mi go w garści, a ja z nerwów i bezsilnej wściekłości byłem bliski płaczu. Ale sobie przypomniałem, że każdy przejaw słabości wywołuje w moim braciszku dokładnie odwrotną reakcję. Litością nic się u niego nie wskóra.
  - Chcesz mi zwalić? – spytałem szeptem tak cichym, jakby mi naprawdę na tym zależało.
  - A co to ja jestem, od walenia komuś? – oburzył się, wyprostował i porzucił mojego osieroconego konia razem z grzywą, a ja z wypiekami na twarzy patrzyłem, jak Rafałowi rośnie rozporek. – Idź już. No spadaj! – warknął i oczy mu błysnęły. To już nie żart! Wypadłem jak perszing.
  W pokoju od razu zapakowałem małego w skarpetkę. Robiłem to długo, powoli, z zabawą na jajach, jak mówił Lontu – fajne to jest, naprawdę!, dlaczego sam wcześniej na to nie wpadłem? – i zastanawiałem się, co tak naprawdę wiem o swoim bracie. Nic! Nieraz brałem od niego po łbie, po prostu za nic, bo właśnie miał taki humor. Więc rano ze zdziwieniem patrzyłem, jak mi poprawia krawat, bo mam krzywo; czy to moja wina, że w mojej budzie obowiązują krawaty? I Miglanc mi zaczął „cześć” mówić, i Picmondo, a to przecież nie moi kumple!
  I się zaczęło. Wracam z budy, Picmondo podchodzi:
  - Mamy jubel wieczorem, nie przyszedłbyś?
  - Ja? – zazipałem jak kogut.
  - No ty, ty!
  - Nie mogę, mam referat z gegry...
  - Szkoda.
  Na drugi dzień Miglanc:
  - W sobotę robimy męski wieczorek, przyjdziesz?
  Popatrzyłem podejrzliwie; coś mi tu mówiło, że całe to zainteresowanie moją osobą nie dzieje się bez sprawki Rafała.
  - A Rafał będzie? – spytałem.
  - Ma inne terminy, nie może.
  No patrz! On wie o jakichś tam terminach Rafała, a ja, brat, nie!
  - I dupy będą... – tajemniczo zniżył głos.
  - Głębokie? – jęknąłem i zaraz się wystraszyłem, że zarobię w pyszszydło; wyjdzie na jaw, że ich kiedyś podsłuchałem!
  - A jak! – poklepał mnie po ramieniu. – Bądź.
  Wracałem do domu jak kulawy pies, tak mi się koń prężył! Prawdziwa dupa! No pewnie, że już mi się takiej bardzo chciało. Mógłbym ją „tam” liznąć, jeśli trzeba (ale żeby mi się jakiś włosek po języku plątał, to nie). Ale nie wiem, czy pójdę. Żeby mi Miglanc czy Picmondo jakąś tam dupę podstawiali i może jeszcze gapili się, jak będę wsadzał? Pierwszy raz? Nigdy!
  Bolo mi na basenie podłożył świnię. Schował mi slipy. Gdy chciałem zdjąć te mokre i ubrać normalne, nagle nie ma. A on się śmieje, cymbał! Od razu wiadomo, że to jego sprawka. Lontu poradził mi krótko:
  - Olej go. Sensacji mu się chce, żeby ci jaja zobaczyć. Wkładaj spodnie na gołą dupę. Ja cię zasłonię. Nie zobaczy.
  Więc nie zobaczył. Ale Lontu widział, jego wcale się nie wstydziłem, to równy chłopak. Potem wesoło powiedział, że mój jak wisi jest większy niż jego, jak stoi. Patrz! To jest  kumpel!
  Po południu Bolo zadzwonił. Przepraszał, że mu taki głupi pomysł wpadł do głowy. Podobno slipy były w szafce i gdybym dobrze poszukał... Opieprzyłem go, a on, żebym wstąpił do niego, jak mam chwilę, postawi coś na zgodę. To coś to na pewno miał być „Żywiec”, koniecznie „tańcowany”. Na butelce jest taka para w ludowych strojach i on to nazywa „tańcowane”. On lubi. Ale ja nie, więc nie chciałem. Odpowiedział, że co się odwlecze, to nie uciecze i spytał, czy jutro mam wolny wieczór. Co jest...? Jakoś za dużo luda interesuje się mną i moim wolnym wieczorem. Ale potwierdziłem, chociaż tak do końca nie wiem, co starzy mogą wymyślić. On mi na to, żebym był jutro u niego, że będzie impreza na parę dup i kilka koni. Co...? Aż mnie zapiekło w lewym uchu, gdzie komórę trzymałem. Bolo dodał z głupim uśmieszkiem, że wszyscy wiedzą, że mam dużego kutasa i gdyby on miał takiego, już by pół szkoły wyjebał. Odpyskowałem mu, żeby się od mojego kutasa odstosunkował, a on, że chętnie by się do niego przy-stosunkował! Bezczelny! A on mi dalej, że tylko idioci walą w pojedynkę, bo każdy normalny chłopak zanim nie znajdzie dziewczyny, wali sobie z drugim chłopakiem. Trzeba sobie pomagać! Osobiście zna takich – to niby powiedział mi w tajemnicy – co sobie super pomagają: dają się spuszczać na swoich dupach!
  - To jest najlepsze! Jak twój kutas poczuje kawałek drugiego ciała, jak się tak brzuchem przytulisz to... – powiedział i westchnął tak, aż mi się coś zrobiło! Kawałek drugiego ciała... Rafał mówił tak samo!
  I szur do łazienki! Od razu zwaliłem i zastanawiałem się, kto z naszej paczki... i kto z kim by sobie tak pomagał? I że na swoich dupach? To coś nowego. Jak? Walisz i patrzysz...? Nie! Przecież wyraźnie powiedział: jak się tak brzuchem przytulisz!... Swoim brzuchem? I tak się ruszać na jego dupie? O raju! – i znów musiałem do łazienki! Ciekawe czy Lontu tak z kimś...? E, na pewno nie, z kim? A może Bolo to wszystko sobie zmyślił?
  Rafał przy śniadaniu spytał mnie, czy będę u Miglanca. Odsapnąłem, że nie, a on, że powinienem być, że on im w moim imieniu obiecał. Mam reprezentować jego interesy. Ja, jego interesy? Co za układy? Ale jak mam być... Rafałowi się lepiej nie narażać.
  Prawie siódma, no to w sam raz, żeby się wynieść pod umówionego „Luxa”, jak rzekł Miglanc. Wysztywniłem włosy na sztorc, przed lustrem parę min przećwiczyłem, do drzwi, a tu stara!
  - A ty gdzie! – wrzasnęła. – Paweł z Patrycją mają przyjść, zapomniałeś?
  Ja? Zapomniałem? Nikt mi o żadnym Pawle i Patrycji nie mówił! A stara dalej, że mają mnie za chrzestnego prosić i żebym durnia nie strugał! Ja za chrzestnego? Co im odbiło? I co mi stara wciska, że zapomniałem, jak dopiero teraz się wygadała! Kajdany na łapy, za kołnierz do pokoju, mam tkwić kamieniem i ani kroku! Nic nie pomogło, nawet to, że się darłem na cały głos, że Rafał mi kazał i że jak nie dotrzymam słowa, to od niego taki wycisk dostanę, że mnie nikt nie pozna i nie poskłada! A ona, że to mi się od dawna należy. No nie! I to jest miłość matki do własnego dziecka?!
  Przyszedł Paweł z Patrycją. Ja na honorowym miejscu, aż mnie uszy piekły, postawili wino, żebym się napił za tę ich Ewcię, którą będę trzymał razem z jego siostrą, Kaśką. Dziewczyna do rzeczy, może być, tańczyłem z nią na weselu. Machnąłem sobie parę lamp i całkiem zapomniałem o Miglancu i Picmondo. A jak Paweł z Patrycją poszli i jak sobie przypomniałem, było już po dziewiątej. Gdzie ja ich teraz znajdę? I jakiego czułem pietra przed Rafałem! On mi jutro da wycisk! Ale na wszelki wypadek... No to do starej, że teraz walę w długą, a jak Rafał wróci, to ma mu powiedzieć, że mi dała areszt i że mu przez to zawaliłem.
  Wyskoczyłem przed blok, a tu Lontu! Mieszka cztery bloki dalej, ale na jedenastym, to mi się nigdy do niego nie chciało. A on popatrzył na mnie i: chuchnij! No to ja mu: hu...! A on: piłeś! No to ja w śmiech: ile tego było? I poszliśmy do niego, bo niby gdzie mieliśmy się szwendać?  
  Wcale nie wiedziałem, że jego starzy są po rozwodzie, nigdy się nie chwalił, ani że jego stara jest lekarką; właśnie miała dyżur. Lontu mnie ugościł, wyjął koniak pod tytułem „wdzięczność pacjenta” i pociągnęliśmy trochę; ba! trochę, sporo! Na początku mi to nie smakowało. Ale potem… Wtedy mi się przypomniało, co mówił Bolo i spytałem, czy on wie coś o tym, że ktoś komuś... z kimś... Lontu się zaczerwienił, co już mi się wydało podejrzane i powiedział, że Bolo ma bujną fantazję. Ale przyznał, że chodziły gadki między ludem, że Iwo z VanKrystem jaja sobie oglądają i że wcale nie wiadomo czy tylko oglądają. I całkiem czerwony dodał, że Bolo to samo mówił o nas, wtedy, na basenie, ale on już go za to przestawił.
  Jak mną rzuciło! My? My sobie jaja oglądamy?... No, właściwie to Lontu moje widział, ale ja jego nie. Ale to Bolo schował mi gacie!
  I ni z tego, ni z owego zaczęliśmy gadać, czy nasze chłopaki naprawdę tak sobie mogą „pomagać” jeden drugiemu, a nawet że się spuszczają na swoich dupach. A Lontu: pewnie, że mogą! Mój koń, jak to usłyszał, a takie rzeczy on słyszy wcześniej niż ja! – od razu dęba mi stanął i ani myślał opadać! Lontu to zobaczył, bo jak tu takiego schować, jak rozporek ledwo wytrzymuje, uśmiechnął się, powiedział, że on też ma ciasno w spodniach – i pokazał. No, trochę widać; od razu mi się lepiej zrobiło.
  A co, nie mówiłem, że Lontu to swój chłopak?
  Więc co się mamy czaić, luz, pełne zrozumienie, trzeba pornolka puścić, powiedział, z kolekcji tatusia kilka zostało, i zrobić to, czego się natura domaga. Nie miałem nic przeciw. Lontu przewinął kawałek kasety i zobaczyłem wielką czerwoną żyłę, jak ją cyc-blondyna liże. Więc jednak! Rafał miał rację.
  Lontu usiadł koło mnie i spytał:
  - Rozpinamy?
  - Rozpinamy!
  - Wyjmujemy?
  - Wyjmujemy!
  Pierwszy rozpiął spodnie i wyjął swojego. Jak mi się ten jego królewicz spodobał! Jaki równy i prosty! Aż mi rękę ciągnęło, żeby go dotknąć! Ale nie... No to wyjąłem swojego. Lontu aż przybladł. Powiedział, że naprawdę nie myślał, że mój jest aż taki. Teraz mi się trochę głupio zrobiło, bo jego naprawdę był dużo mniejszy. I zapytał, czy dałbym swojego tak do lizania – i głową pokazał na ekran. Jasne, że bym, dał! Ale nie mówiłem, że jemu! A Lontu wziął go do ręki i językiem mi po nim... Jak mnie poderwało! Trzymałem się kanapy. Wszystko mi w głowie jeździło. Lontu zasuwał na zmianę prawą i lewą ręką, i jaja mi gniótł, ale delikatnie, a mojego konia, jego łeb już z ust nie wypuścił. Sperma mi chlusnęła jak deszczówka z rynny. Pełny odlot!
  Czy Lontu mi to zrobił z czystego koleżeństwa?
  A potem mi się zrobiło tak fajnie i miękko, i tak mi się nagle zachciało spać...
  Byłem goły, a obok mnie goły Lontu. Nie bardzo rozumiałem, dlaczego, bo przecież nie było żadnego prysznica, woda nie leciała, nie byliśmy na basenie, no to skąd?
  - I jak? – usłyszałem i wszystko mi się w oczach zakołysało i dopiero za chwilę wróciło na swoje miejsce. Pokój, kanapa, my...
  - A co? – spytałem.
  - Nic – roześmiał się, przewijając mojego konia. – Jesteś nie tylko Grzaniec, ale Grzaniec Roztrzepaniec.
  A mnie powoli wracała świadomość. Chciałem coś myśleć, coś sobie przypomnieć, ale nic mi z tego myślenia nie wychodziło. I dlaczego „roztrzepaniec”? Ale co tam! Przysunąłem się do niego i objąłem go, a on mnie. Zaplątaliśmy nogi, nasze jajeczka i koniki same się ze sobą spotkały, i dobrze jest! Tylko: dlaczego jestem goły?
  - Słuchaj, robiliśmy coś, czy tylko tak sobie leżymy? – spytałem, pokonując karuzelę w oczach.
  - No, ty byś poleżał. Zdarłeś ze mnie szmaty jak napaleniec – roześmiał się.
  - Nie ściemniaj.
  - Co mam ściemniać? Ty ze mnie, to ja z ciebie.  
  - I co robiłem?
  - Nie ważne co, ale jak! Tak mi jaja językiem roztrzepałeś… Ja ci tak nie umiem.
  Aha! Lontu też strzelał spermą, dlatego się tak lepimy. Ale to fajne uczucie.
  - Chyba, że jeszcze raz mi dasz spróbować – powiedział. – Albo nie. Ułóż się jak przedtem.
  Jak przedtem, to znaczy jak? Ale Lontu zrobił „69” i już wiedziałem, o co chodzi. To było naprawdę przyjemne. Ssałem mu małego razem z jajeczkami. Jego jajeczka się fajnie na język wciągają, a wtedy mały siedzi w samym gardle... I chlup!... Oj, bo mi się żołądek podniesie! Lontu miał wytrysk! I ja mu to... połknąłem?... Tak, bo aż mi zębami faję przygryzł!... Ale nic nie przerwał, dalej mi jedzie! No to połknąłem, i w porzo… I sam też poleciałem!... Poszło, ale on nie połknął, popłynęło mu po brodzie, wytarł w moją klatę. Znów się tak fajnie lepimy...
  Wracałem do domu grubo po północy. Po drodze trochę rzygałem, ale... I żeby tylko w domu nikogo nie obudzić! Udało się… Obiecałem sobie, że nigdy już nie pomieszam wina z koniakiem.
  Rano Rafał, o dziwo, nie miał do mnie pretensji, że nie byłem u Miglanca, bo interesy nie wypaliły. I poszedł do siebie. Co za interesy? Naprawdę nie wiem, o co mu chodziło.
  Cały dzień tak mnie ciągnęło do Lonta, że nie wiem! Wreszcie po obiedzie poszedłem. A ten jak się zaczerwienił, gdy mnie zobaczył! Powiedział, że się spił i nic nie pamięta. Kretyn! Mnie też było nieswojo. Ale co to, głupi jestem? Nie widzę, że mały mu się podnosi? Nagle i mój zaczął stawać! Ale to był dzień, jasno, to jak? Po ciemku jest inaczej. Po drugie: byliśmy trzeźwi! Pewnie dlatego Lontu się wstydził, ręce mu drżały i nie wiedział, czy ma się zasłaniać, czy nie. A ja wstydziłem się go dotknąć! Ale co to, wczoraj mogłem, a dziś nie? Dawaj! – powiedziałem. Wyjąłem mu tego królewicza i zrobiłem mu taką lachę, że nie oddychał! Teraz rozebrałem go i sam wyskoczyłem z ciuchów. Już nie mieliśmy się czego wstydzić, no bo siebie? Leżeliśmy objęci, przytuleni, ja bawiłem się jego twardym konikiem, on moim, a jak wziął mi do ust, przekręciliśmy się na „69”. Dopiero wtedy zgubiliśmy tę głupią paraliżującą tremę i leżeliśmy na sobie jajo w jajo, podgryzaliśmy sobie pałeczki i jajeczka, a nawet spuszczaliśmy się na swoich pupach! Bolo miał rację: niesamowite, co się wtedy czuje!... I kleiliśmy się od spermy. Baraszkowaliśmy tak aż do wieczora!
  Jak to Bolo mówił? „Twardy kutas musi czuć kawałek drugiego ciała”. I mój braciszek: „Jak poczujesz drugie nagrzane ciało, jak pomacasz, zobaczysz”. No to właśnie zobaczyłem, pomacałem. I odkryłem, że Lontu, ta bestia, jest cholernie zgrabny, że mi się podoba od samych oczu aż po czubek dużego palca u nogi!
  Ruda Julka wpadła do nas na gegrę, że ma trzy wolne miejsca na wycieczkę i czy od nas by ktoś nie reflektował. Lontu bez namysłu podniósł łapę w górę i wyciągnął moją, że my! Tym trzecim okazał się Bolo, który przekrzyczał innych, że on był pierwszy. Niech mu będzie...
  A w dniu wyjazdu okazało się, że Lontu nie jedzie. Złamał nogę! Spadł z trzepaka! A po chu... tam właził? Popisywał się, jaki jest wygimnastykowany? Potrafi się tak rozhuśtać! Widziałem!...  Jego stara rozmawiała z Julką. Byłem na niego wściekły! Nic mu nie współczułem! Ale trudno. Więc jedziemy tylko ja i Bolo...
  Julka wsadziła nas razem do pokoju. Tego się obawiałem. Dziwy zaczęły się wieczorem. Bolo zrobił mi rewię nudystów. Serce mi do gardła podeszło. Co on mi pokazuje? Wszyscy wiedzą, że Bolo prawie nic nie ma albo że ma tylko tyle, żeby było się czym wysikać. I co on myśli, że ja mu za to pokażę swojego? W życiu! Mówię mu: co ty, klimatu nie czujesz? Bądź cywilizejszyn men, opakuj się jakoś i nie rozśmieszaj ludzi. A on mi, że to jego codzienny wieczorowy strój i że dla mnie nie będzie robił wyjątków. A jak mi się nie podoba, to korytarz wolny!
  No, on mnie będzie na korytarz wysyłał, taki jeden!...
  Potem sobie przypomniał, że ma u mnie dług za tę hecę z kąpielówkami, więc powiedział, że gdyby mi się lacha grzała, on mnie wycedzi i będziemy kwita. Podziękowałem mu, żeby się nie robił taki dobry. Ale była okazja pociągnąć go za język: o kim to gadał, że sobie tak pomagają... Usłyszałem, że i tak ich nie znam, to może powiedzieć. Na przykład taki Miglanc, albo Picmondo...
  Gorąco mi się zrobiło. Bolo nie wie, że ich znam! Czy wspomni jeszcze o jakimś Rafale? A może mojego braciszka też zna pod jakąś ksywką? Jak mnie w dołku ścisnęło! Czy mój Rafał...? I... zaraz: a ja? Lontu? My... I było mi raz zimno, raz gorąco. A on mi jeszcze, że wtedy, co nie przyszedłem, była wpadka, bo starzy wrócili i Miglanc z gołą dupą wiał przez okno.
  - Czekaj! – podskoczyłem. – Mówiłeś, że Miglanc daje chłopakom, żeby mu odcedzali. I Picmondo też! To jakie dupy były u ciebie?
  - Żałuj, że nie byłeś, to byś zobaczył.
  - Bolo, wy... wy sobie dajecie... – wystękałem.
  - No... Trzeba sobie pomagać i urozmaicać, po to się żyje! – walnął bez zastanowienia. – Niektórych rzeczy w żadnym razie sam sobie nie zrobisz – trajkotał. – Językiem po jajach sobie nie pojeździsz, małego sam sobie nie obciągniesz. Więc daj drugiemu, niech ci to zrobi, dopiero masz odlot!... Posuń się, nie bądź gigant – i wlazł mi do łóżka. A pała już mi stała!
  - Grzaniec, ty jesteś ogier! Dawaj!
  Dałem. Właściwie sam wziął. No to ja wziąłem jego pałeczkę. Nieduża, w sam raz do ręki. Ledwo ją ruszyłem, a tu – prysk! – i całe palce miałem w spermie. Jak mnie coś tknęło!
  - Bolo, ty jesteś Sperma-Dżoj!
  Wyhamował; ale tylko na chwilę. Nie pomyślał, że znam tę ksywę i że tak szybko zajarzę, kto to! I jakby już wszystko było jasne, nawijał, ilu chłopaków chciałoby na moim koniu pojeździć – i podkładał mojego twardziela pod swoją dupę, a mnie naprawdę wróble w mózgu ćwierkały. Nie umiałem słowa powiedzieć! A gdy zaczął się na mnie nasadzać, nabijać... Ślinił mi pałę, spluwał na dłoń i mazał sobie dupę, stękał, zęby zaciskał, i dalej! Chciał sobie mojego wsadzić?!  
  I wsadził! Myślałem, że mu dupa pęknie, jak poczułem, że zaczynam w niego wchodzić. Nie do wiary! Już się we mnie darły całe stada wróbli! Bolo powoli opadał na dół, aż usiadł na mnie całym ciężarem, zrobił: „fff” – i oparł mi dupę na jajach.
  - Kurwa... Już myślałem, ze ci nie poradzę. Ale nie ma siły, takiego sobie nie odpuszczę – wystękał i jeszcze raz poprawiał dupę, a ja byłem bardziej mokry niż on. Czułem, że jestem w nim, ale co dokładnie czułem, pojęcia nie miałem! A gdy zaczął mnie ujeżdżać – oczy w słup, mózg w poprzek, aż wpadłem w taki korkociąg... Dobry jest Sperma-Dżoj, naprawdę dobry! Drugiej nocy prawie ze mnie nie złaził. Tak sobą wiercił, tak moim w sobie jeździł, że lałem spermą jak... Spodobało mi się to!
  Lontu słuchał wrażeń z wycieczki z otwartą gębą. Trochę ubarwiłem, niech żałuje, że nie pojechał. O Bolu pisnąłem tylko tyle, że zrobił mi rewię na goło, ale go wyśmiałem. Chyba mi uwierzył. Gdy zostaliśmy sami, bo jego mamcia musiała szur! do kliniki, dostałem na niego takiej chcicy, że bez namysłu wessałem mu małego i tak mu językiem jaja roztrzepałem, że od razu spermą strzelił. A że jego konik dalej był twardy, w sekundzie byłem goły, w drugiej sekundzie rozebrałem go z ciuchów, ten cholerny gips odłożyłem mu na bok (ma się rozumieć razem z nogą) i wsiadłem mu dupą na jaja, jak Bolo na mnie.
  To było gorzej niż u dentysty! Ale jak Bolo zmieścił mojego, to ja nie zmieszczę takiego? Zmieściłem... Znów mi wróble w mózgu ćwierkały, ale z innego powodu: siedziałem na jego jajach, jak Bolo na moich, palcami masowałem mu sutki, jak Bolo moje... i czułem w sobie jego gorący twardy pręt, który dotykał mnie w takie miejsce, że mi to dodawało coraz większego kopa! Nie dało się tak siedzieć bez ruchu! Już wiedziałem, dlaczego Bolo na mnie tak się wiercił... Zacząłem powoli, jak Bolo: do góry i na dół, w bok, w przód i w tył! Było coraz szybciej i coraz lepiej. Na końcu razem z gipsem tak Lontem rzucało, że się złapał mojego konia – i razem popłynęliśmy...
  Lontu leżał nieprzytomny, z zamkniętymi oczami, a ja mu wycierałem małego. Jak mi się ten chłopak podoba! Nawet z gipsem! Czy ja się przypadkiem w nim nie zakochałem...? E, głupio gadam... Przy pożegnaniu Lontu powiedział, że niech mu tylko te pięć ton gipsu z nogi zdejmą, to on mi pokaże! Bo niech ja sobie nie myślę, że on nie chce na moim koniu pojeździć! I pocałował mnie. Jak! Z języczkiem! W głowie mi się zakręciło...
  Zaledwie wszedłem do przedpokoju, Rafał mnie zgarnął do siebie. Bałem się jak cholera! Na pewno da mi wycisk, chociaż nie wiedziałem za co, ale u niego nie trzeba mieć za co. A on długo patrzył mi w oczy i mi w ten deseń:
  - Sperma-Dżoj mi powiedział.
  Nogi mi zmiękły.
  - I pyta, czy przyjdziesz pojutrze. Będzie Miglanc, Picmondo...
  - I ty...? – dokończyłem.
  - Nie. Ja albo ty, jeden z nas – i znów patrzył mi w oczy, długo, wymownie.
  - Nie będę – wyjąkałem. – To są… twoi. Ja mam… swojego.
  Jak mnie ścisnął w ramionach, myślałem, że ducha wyzionę. Zamiast po prostu dać mi w karczycho? Co się stało? Własnego braciocha nie poznawałem!
  Wieczorem przyniósł mi kilka pisemek. Powiedział, że na pewno mi trochę rozjaśnią i pomogą zdobyć każdy tyłeczek.
  Każdy? Nie chcę każdego. Lontu mi w zupełności wystarcza. To jest mój chłopak! Niech mu tylko ten gips zdejmą!

                                                                                                                    ...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin