Ognisko.doc

(37 KB) Pobierz

- Hej, Rose, nie uwierzysz co się stało!

              Napadała na mnie Lissa, wbijając bezczelnie do mnie do pokoju przerywając mi słodką drzemkę. Czy ona naprawdę nie potrafi zrozumieć co to znaczy porządny trening z Dymitrem? Najwyraźniej nie. Prawdopodobnie nigdy nie zrozumie. Jakoś ciężko mi ją za to winić, ale mogłaby wykazać się odrobiną empatii i dać mi chociaż pół godziny odpoczynku. Czy to naprawdę tak wiele? Zwłaszcza, że do tej pory potrafiła się sobą zająć. Oj potrafiła, jak jasna cholera. Nadal moja skrzywiona psychika odczuwa skutki jej 'zajęć w wolnym czasie' z Christianem na poddaszu kaplicy. Niech ich szlag. A teraz przychodzi jak gdyby nigdy nic, i 'nie uwierzysz co się stało!'. No z pewnością nie uwierzę, może zostanę ciotką, huh?

- Que? - Wypaliłam półprzytomna.

- Obudziłam cię? - Zapytała z wyraźną troską w głosie.

              Eeee, skądże, cholera, znowu.

- Oczywiście że nie. Więc co to za nowina? - Odpowiedziałam usiłując brzmieć w mirę przytomnie i pogodnie. Wolałabym walczyć ze strzygą, niż ze snem.

- Robimy ognisko! - Krzyknęła z wyraźnym zadowoleniem.

              Co kurwa?

- Ym... To świetnie! - Naprawdę, wierzcie mi, próbowałam wydobyć z głębi serca strzępy radości. Lissa powinna to docenić. - A kiedy?

- Teraz! Cieszysz się?

              Nie.

- Pewnie.

              Uśmiech na twarzy Lissy stał się, o dziwo było to jeszcze możliwe, szerszy.

- To super! Za 15 minut bądź przed wyjściem! Będziemy czekali!

              Jak wparowała, tak wyparowała. Świetnie. Dzień zaczął się cudownie. Najpierw zaspałam na zajęcia, potem spóźniłam się na trening z Dymitrem, potem jeszcze ten mi dał wycisk za wszystkie czasy, bo przecież musisz-umieć-uciekać-tak-szybko-jak-się-da. Co z tego że ucieknę, skoro Lissa za mną nie nadąży? Gdzie tu logika, pytam się?! A teraz jeszcze człowiek chce chwili odpoczynku i gdzieżby go dostał.

              W ten oto bestialski sposób 15 minut później stałam przy drzwiach wejściowych z przyklejonym sztucznym bananem na twarzy. Ja wiem, że Lissa się starała. Nie mogę jej zrobić przykrości. Po chwili pojawiła się i ona, w otoczeniu swojego wiernego giermka, Christiana.

- To co, idziemy? - Zapytałam wesoło.

- Jeszcze chwila. Chyba nie myślałaś że pójdziemy w trójkę? - Zaśmiała się.

              Super. Jeszcze mi tu tłumów brakuje. Może chociaż zadowolą się swoim towarzystwem i nie zauważą jak przysnę gdzieś w krzakach dalej od ogniska.

              Łudziłabym się tak dalej, gdyby owe osoby nie nadeszły.

- Lissa... Czy jest coś o czym zapomniałaś mi powiedzieć? - wydukałam.

              Teraz przesadziła. Kto normalny zaprasza na ognisko jedyną w swoim rodzaju, niezastąpioną, fantastyczną Janine Hathaway?

- Nie złość się Rose. Zobaczysz kto jeszcze będzie!

              Zobaczyłam. Zobaczyłam już za wiele. Wystarczy mi na następne 10 lat. Ale to chyba był początek. Bo za Janine szedł Dymitr we własnej osobie. Normalnie nie miałabym nic przeciwko, ale po dzisiejszym treningu zamordowałabym go gołymi rękami. Chyba nie miałabym nawet specjalnych wyrzutów sumienia.

- Liss... - jęknęłam. - Powiedz że to już wszyscy?

              Uśmiechnęła się chytro.

- Jeszcze Adrian i Mia.

              Jeszcze Adrian i Mia. Te słowa dźwięczały mi w głowie jak echo. Jeszcze ich tutaj brakowało. Szkoda że nie zaprosiła jeszcze Kirowej, królowej niech-ją-szlag Tatiany i strażnika Alto. Chociaż po niej bym mogła się tego spodziewać.

              Ależ Rose, opanuj się. Pamiętaj, nie zrób przykrości Lissie! Chcąc, nie chcąc, uśmiechnęłam się.

- To super.

              Serce mi pękało. Na górze czekało na mnie samotne łóżeczko, ono wręcz wzywało mnie. Ale nie, oni najpierw. Że też dotyczyło to również takiej kretyńskiej sprawy jak ognisko. No więc poszliśmy. Innego wyjścia nie było.

              Dymitr wydawał się czytać w moich myślach i uśmiechnął się pokrzepiająco. Chyba wyobrażał sobie, że jestem jakąś cholerną owieczką prowadzoną na rzeź. Dzięki towarzyszu, stokrotne dzięki.

              W końcu doszliśmy do lasu niedaleko Akademii. Dymitr z Christianem zabrali się za rozpalanie ogniska, pieprzeni harcerze. Dymitr ułożył drewno, a potem Christian je podpalił. Yeah, to się nazywa współpraca. Potem znikąd pojawiły się kiełbaski, Lissa wszystko rozłożyła. Rozmawiali ze sobą, ale szczerze powiedziawszy chyba byłam zbyt przydymiona żeby cokolwiek zrozumieć. Rozsiedliśmy się wokół ogniska i zaczęliśmy smażyć. Wyglądało to trochę komicznie. Lissa wtulona w Christiana, Janine z poker face, Mia zastanawiająca się, co tutaj robi, Adrian ze swoim słynnym uśmieszkiem, zaspana ja i Dymitr wyglądający jakby toczył w środku jakąś walkę. Wyglądał jakby całą siłą woli starał się nie roześmiać.

- Z czego się śmiejesz, towarzyszu? - zapytałam, nie wytrzymując w końcu.

- Oh, Roza - pokręcił głową. - Wyglądasz jakby ktoś kazał ci jeść tłuczone szkło, a nie iść na ognisko w miłym towarzystwie. I prosiłem cię, żebyś nie nazywała mnie tak.

- Też byś tak wyglądał gdybyś musiał sam ze sobą trenować. - Mruknęłam, na co on widocznie nie mogąc się już dłużej powstrzymywać, wybuchnął śmiechem. To nie był śmiech. To był dziki brecht.

              Żeby go tak szlag trafił. Naprawdę. To, co dzisiaj robił, to czyste przegięcie. Układałam w głowie jakąś ciętą ripostę, kiedy zza krzaków dobiegły mnie jakieś dziwne odgłosy. Ktoś z kimś musiał rozmawiać.

- Przepraszam, pęcherz wzywa. - Rzuciłam Dymitrowi i poleciałam w krzaki.

              Pożałowałam. Przy jednym z drzew stała Mia. Nie powiem, wyglądało to dosyć dwuznacznie. Ale przecież nie całowałaby się z drzewem, no dajcie spokój, chyba nawet ona ma jakieś granice. Bo co by to było? Florofilia? Ogarnęła mnie nieziemska ciekawość. Bezszelestnie podeszłam z drugiej strony i bliżej, torując sobie wśród tych gąszczy lepszą widoczność. Mia jednak nie była przyklejona do drzewa tylko do KOGOŚ. I to faceta. Mia i facet. Już myślałam że po śmierci Masona została lesbijką.

              To okrycie jeszcze mocniej rozbudziło we mnie ciekawość. Podeszłam jeszcze bliżej i poznałam. Poznałam jak jasna cholera. Poznałabym go wszędzie. Zaczęłam się wycofywać, kiedy ktoś zasłonił mi dłonią usta. Prawie krzyknęłam.

-Ciiicho, to ja. - Szepnął Dymitr. - Nie wracałaś tak długo, że myślałem że cię coś pożarło. Co ty tutaj robisz? - zapytał, puszczając moje usta.

- Mówiłam ci, pogotowie moczowe.

              Jego brwi uniosły się. Czy on nigdy nie może mi uwierzyć?

- Rose, nie zapominaj że kłamanie nie jest twoją mocną stroną.

- Dobra, patrz tam.

              Spojrzał. A ja tylko widziałam jak jego oczy rozszerzają się do granic możliwości.

- Jasna cholera. Czy to nie jest Eddie?

- Jest. - Zachichotałam.

- To on nie jest gejem?

- Dlaczego niby miałby być? - Oburzyłam się.

- Nie no nic, nie przeszkadzajmy im.

              Dymitr zaczął się powoli wycofywać. Poszłam za nim. Ale niestety, potknęłam się i runęłam jak długa.

- Cholera jasna! - Krzyknęłam.

              Zza drzewa usłyszałam nagły ruch. Eddie z Mią zaczęli uciekać. Wtedy dotarło do mnie jakie faux pax popełniłam. Dymitr tylko zgromił mnie wzrokiem. No ładnie.

              Kiedy wróciliśmy do ogniska, Mia już tam siedziała. Wyglądała na dziwnie zmieszaną. Nasze spojrzenia skrzyżowały się i posłałam jej kpiący uśmiech. Zmieszała się jeszcze bardziej. Już miałam rzucić jakąś dowcipną uwagę, kiedy obok mnie Dymitr zaczął rzucać się jak małpa po klatce. Rzuciłam mu piorunujące spojrzenie.

- Rose! Jaszczurka! Pomóż! - Zaczął krzyczeć.

              Strażnik Dymitr Belikov rzucał się jak kretyn bo jaszczurka mu wlazła za gacie. No kto by pomyślał że doczekam takiego dnia? Miałam ochotę położyć się na ziemi i zacząć śmiać, ale dzielnie przyszłam mu z odsieczą. Jeden celny kopniak i...

- AUUUUUUUUUUUUUUUU!!!!!!!!!!!!!!

... nie trafiłam.

- Przepraszam Dymitr. - Powiedziałam pełna skruszenia. Za dużo wódki, ojjj za dużo.

              Dymitr chyba nie był w stanie nic więcej powiedzieć, tylko trzymał się za... ekhem... tylko trzymał się poniżej pasa i skakał.

- Ale przynajmniej jaszczurka uciekła! - Zawołałam triumfując.

- Tak kurwa, uciekła. - Warknął.

              Więcej mi nie trzeba było. Rzuciłam szybkie 'cześć' wszystkim i zwiałam do pokoju. Może do jutra wszyscy zapomną? A ja się przynajmniej wyśpię.

KOOOONIEC ;]

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin