Rozkradana fabryka przy ul Dubois.doc

(41 KB) Pobierz
Rozkradana fabryka przy ul

Rozkradana fabryka przy ul. Dubois - właściciel wziął milionowe kredyty i wyjechał za granicę

 

20.07.2007

 

Straż pożarna, ratownicy chemiczni, straż miejska, policja i inżynier miasta zabezpieczali wczoraj po południu opuszczoną - jak się okazało - fabrykę "Loki" przy ul. Dubois 111/119.

 

- Otrzymałem rano informację, że budynki tej fabryki są splądrowane i wysłałem na miejsce strażników - mówi Waldemar Walisiak, zastępca komendanta straży miejskiej.

 

Na miejscu okazało się, że fabryka produkująca farby do włosów jest opuszczona i była od jakiegoś czasu okradana. Na jej terenie pozostały jednak beczki z różnymi chemikaliami. Znaleziono również kilkanaście segregatorów z dokumentami, zwolnieniami lekarskimi, numerami kont, wyciągami bankowymi, listami płac i danymi osobowymi licznych osób.

 

Okna oraz drzwi budynków zostały wymontowane, a na terenie fabryki panuje straszliwy bałagan. Wszędzie walają się opakowania farby do włosów, pudełka, papiery, plastikowe pojemniki.

 

Jak powiedzieli nam strażnicy miejscy, właściciel zakładu wyjechał za granicę wraz z całą swoją rodziną, wcześniej zaciągając podobno wielomilionowe kredyty.

 

- Od kilku tygodni pod fabrykę przyjeżdżały samochody, na które ładowano okna, drzwi i inne rzeczy - relacjonuje Henryk Jarzębowski, pracownik firmy mieszczącej się obok. - Przyjeżdżali w biały dzień i brali, co chcieli. Informowaliśmy kilkakrotnie o sprawie policję, ale reakcji nie było.

 

Katarzyna Zdanowska, rzeczniczka komendy miejskiej, nie była w stanie potwierdzić, czy policje rzeczywiście wzywano wcześniej na miejsce, a jeśli tak, to dlaczego nie zabezpieczono obiektu.

 

Po jego skontrolowaniu strażacy, ratownicy chemiczni i inżynier miasta uznali, że chemikalia nie stanowią bezpośredniego zagrożenia dla środowiska i życia ludzi, gdyż znajdują się w zamkniętych beczkach.

 

Mimo to straż miejska będzie pilnować zakładów przez całą dobę, aż do odnalezienia syndyka masy upadłościowej, który ma obowiązek zabezpieczyć obiekt i zutylizować chemikalia.

 

- W każdej chwili mogło dojść do tragedii - mówi dyżurny straży miejskiej. - Teren zakładów był przecież otwarty, każdy mógł wejść do robić, co mu przyszło do głowy. Niezabezpieczona była oczyszczalnia ścieków oraz otwarte studzienki kanalizacyjne, do których mogły wpaść bawiące się dzieci.

 

 

 

 

 

Od kilku tygodni pod fabrykę przyjeżdżały samochody, na które ładowano okna, drzwi i inne rzeczy - mówi Henryk Jarzębowski.

 

(amo) - Express Ilustrowany

 

Gdzie jest właściciel porzuconej fabryki?

 

21.07.2007

 

- Dziwne, że jeszcze nikt się tą sprawą nie zainteresował - tak komentuje nasz wczorajszy artykuł pt. "Rozkradana fabryka" internauta podpisujący się Ziobro. - Właściciele mają się doskonale i za nasze pieniądze budują kolejne inwestycje. "Należałoby postawić mu wiele zarzutów. Ciekawe, kto to taki, że nie można go ruszyć" - dodaje na naszym forum Mariola.

 

Przypomnijmy. Służby miejskie zabezpieczyły wczoraj porzuconą fabrykę "Loki" przy ul. Dubois. Na miejscu znaleziono beczki z niebezpiecznymi chemikaliami, a także dziesiątki dokumentów z danymi osobowymi licznych osób. Zakład był od jakiegoś czasu okradany (zniknęły m.in. okna i drzwi z parteru). Właściciel wziął podobno wielomilionowe kredyty i nie wiadomo, gdzie w tej chwili przebywa.

 

- Jestem oburzony postawą policji - mówi właściciel firmy znajdującej się nieopodal. - Wielokrotnie dzwoniłem pod 997 oraz na VII komisariat policji. Od dłuższego czasu obserwowałem złodziei przyjeżdżających tu niemal codziennie. Nie mogłem patrzeć, jak zakład niszczeje i jest rozkradany.

 

- 18 czerwca policjanci z VII komisariatu złapali na terenie zakładów złodziei, którzy kradli elementy metalowe - ripostuje Katarzyna Zdanowska z biura prasowego policji. - Po przesłuchaniu zostali wypuszczeni. Nic więcej nie da się zrobić, potrzebne są nam bowiem zeznania właściciela posesji. Ten jednak jest nieuchwytny.

 

Tak więc ani policja, ani żadne inne służby nie zainteresowały się tym, że w niezabezpieczonym obiekcie znajdowały się beczki z niebezpiecznymi chemikaliami, a także m.in. otwarta głęboka studnia oczyszczalni ścieków.

Teraz teren fabryki znajduje się pod opieką strażników miejskich.

 

- Dopóki nie znajdzie się właściciel, na miejscu stale będzie przebywał nasz patrol - mówi Waldemar Walisiak, zastępca komendanta straży miejskiej. - Osobiście nie wierzę jednak w to, że uda nam się go odnaleźć.

 

W związku z tym to miasto będzie musiało zorganizować i sfinansować wywiezienie i utylizację chemikaliów. Wczoraj przedstawiciele urzędu miasta, centrum zarządzania kryzysowego, inżynier miasta, straż miejska i inne służby debatowały na ten temat na terenie fabryki; decyzje mają zapaść w poniedziałek.

 

Od czwartkowej nocy teren porzuconego zakładu znajduje się pod opieką strażników miejskich.

 

(amo) - Express Ilustrowany

 

Dziś sprzedadzą Loki?

 

25.07.2007

 

Po naszych publikacjach na temat porzuconej fabryki Loki przy ul. Dubois, gdzie w czwartek odnaleziono niezabezpieczone chemikalia oraz dokumenty z danymi wielu osób, wczoraj doszło do spotkania właściciela zakładu Władysława Sokołowskiego z przedstawicielami urzędu miasta oraz straży miejskiej.

 

- Jutro prawdopodobnie sprzedam obiekt pewnej firmie - powiedział nam po spotkaniu Sokołowski.

 

Gdyby tak się stało, zabezpieczenie terenu będzie należało już do nowego właściciela.

 

- Sprawa jeszcze nie jest przesądzona i przynajmniej do jutra teren fabryki będzie pilnowany przez strażników miejskich - poinformował nas Waldemar Walisiak, zastępca komendanta straży miejskiej.

 

(amo) - Express Ilustrowany

 

 

Strażnicy już nie pilnują "Loki"

 

31.07.2007

 

Po naszym artykule pt. "Nikt nic nie może", w którym opisywaliśmy bezsilność łódzkich służb i instytucji wobec Władysława Sokołowskiego, właściciela fabryki Loki, straż miejska zaprzestała patrolowania porzuconego obiektu.

 

19 lipca odnaleziono tam sterty dokumentów z danymi osobowymi, a także niezabezpieczone beczki z chemikaliami. Władze miasta oraz rozmaite służby miejskie debatowały kilkakrotnie na temat zabezpieczenia terenu zakładu oraz utylizacji chemikaliów.

 

Gdy udało im się skontaktować z p. Sokołowskim (po naszej publikacji), ten obiecał, że sprzeda budynek, a nowy właściciel zajmie się utylizacją chemikaliów. Choć do transakcji miało dojść w ubiegłą środę, do dziś Loki nie zmieniły właściciela.

 

Po naszej sugestii, by władze miasta wybudowały przy fabryce posterunek straży miejskiej, Waldemar Walisiak, zastępca komendanta straży, poinformował nas, że opiekę nad Lokami przejęła delegatura Łódź Górna.

 

- Fabryka została zabezpieczona - mówi Walisiak. - Powieszono również tablice informujące o zakazie wstępu.

 

 

 

(amo) - Express Ilustrowany

_

 

Kłopotów z firmą "Loki" ciąg dalszy

 

17.08.2007

 

Pięć tysięcy złotych kosztowało podatników prawie dwutygodniowe patrolowanie przez łódzką straż miejską opuszczonej fabryki "Loki" przy ul. Dubois 119. W lipcu służby miejskie uznały, że zagraża ona bezpieczeństwu łodzian.

 

Znaleziono tam m.in. niezabezpieczone beczki z chemikaliami i otwartą głęboką studnię oczyszczalni ścieków. Właściciel zakładu, Władysław S., nie poczuwa się do obowiązku uregulowania rachunku.

 

- Jestem biedny - twierdzi. - Zarejestrowałem się jako bezrobotny. Nie mam prawa do zasiłku. Nie mam żadnego zajęcia ani źródła dochodów. Z czego niby miałbym zapłacić?

 

"Obrzydliwie bogaty bankrut"

Po publikacjach na łamach "Expressu Ilustrowanego" dotyczących firmy "Loki" i jej właściciela, odebraliśmy liczne telefony i e-maile od Czytelników.

 

- To obrzydliwie bogaty bankrut - powiedział nam Edward A. - Pojedźcie do Sokolnik i zobaczcie, w jakich luksusach ten człowiek mieszka - poradził ktoś inny.

 

W niewielkich Sokolnikach wszyscy znają Władysława S.

 

- Ależ sobie rezydencję wybudował... - wzdycha zagadnięta przez nas sklepikarka. - Wielki dom, kryty basen, korty tenisowe, ranczo dla koni, przepiękny ogród. Mają nawet domek dla służby. Właśnie rozpoczęli budowę hotelu i restauracji.

 

Posiadłość, choć jest zaszyta głęboko w lesie, odnajdujemy bez trudu. Wygląda dokładnie tak, jak opisywała ją sklepikarka. W księdze wieczystej sprawdzamy, że zajmuje 8,5 hektara. Według dokumentów jej właścicielem jest ktoś inny, ale nie mamy wątpliwości, że zamieszkuje ją Władysław S. wraz z synem, synową i dwójką wnucząt. Rezydencji pilnują mężczyźni ubrani w moro oraz psy.

 

- Dzieci wożą luksusowymi autami do szkoły w Łodzi - mówią okoliczni mieszkańcy. - Każdego dnia kupują papierosy i prasę w pobliskim kiosku. Widujemy ich regularnie. Pan Władysław to wysoki postawny mężczyzna o kruczoczarnych włosach. Mówi głośno, porusza się zamaszystymi ruchami, jest nerwowy. Trudno go nie zauważyć.

 

Tymczasem służby miejskie twierdzą, że nie mogą ustalić, gdzie mieszka właściciel fabryki.

 

Porzucone "Loki"

Zamieszanie wokół Władysława S. i jego firmy "Loki" rozpoczęło się 19 lipca. Tego dnia strażnicy miejscy znaleźli w niej beczki z niezabezpieczonymi chemikaliami, stosy dokumentów z danymi osobowymi wielu ludzi oraz farby i utleniacze do włosów, pudełka, papiery, plastikowe pojemniki. Z fabrycznych budynków ktoś wymontował okna i drzwi. Zniknęła również brama. Według okolicznych mieszkańców przez wiele dni na ul. Dubois podjeżdżały samochody, na które ładowano te wszystkie przedmioty.

 

- Przyjeżdżali w biały dzień i brali, co chcieli - mówił Henryk Jarzębowski, pracownik sąsiedniej firmy.

 

Wezwani ratownicy chemiczni uznali, że znalezione chemikalia nie stanowią bezpośredniego zagrożenia dla środowiska i życia ludzi. Mimo to zdecydowano, że strażnicy miejscy będą pilnować całą dobę obiektu, aż do jego zabezpieczenia i zutylizowania chemikaliów.

 

Przedstawiciele urzędu miasta i szeregu służb miejskich debatowali w ostatnich tygodniach kilkakrotnie na temat tego, kto ma zająć się utylizacją porzuconych chemikaliów. Przez cały ten czas "Loków" pilnowały na zmianę trzy patrole strażników miejskich. Po jednej z naszych publikacji doszło do spotkania Władysława S. z przedstawicielami Urzędu Miasta Łodzi, na którym obiecał, że nazajutrz (25 lipca) sprzeda fabrykę, a utylizacją chemikaliów zajmie się nowy właściciel. Urzędnicy dali wiarę słowom S., a fabryka do dziś nie zmieniła właściciela.

 

Od 27 lipca straż miejska już nie pilnuje obiektu. Fabrykę prowizoryczne zabezpieczono drewnianymi drzwiami i bramą.

 

Na pytanie, co dalej, nie udało nam się uzyskać żadnej rozsądnej odpowiedzi.

 

- Czego ode mnie oczekujecie? - zdenerwowała się Wiesława Twardowska, dyrektor delegatury Łódź Górna. - Wszelkie obowiązki spoczywają na właścicielu. Fabryka jest prywatną własnością i mnie tam wchodzić nie wolno...

 

 

Na terenie 8,5-hektarowej posiadłości w Sokolnikach dla służby rodziny S. wybudowano osobny dom.

 

 

Rezydencji pilnują ochroniarze ubrani w moro.

 

 

Tak teraz wyglądają "Loki". Wejścia zabezpieczono prowizorycznymi drewnianymi bramami

 

- Express Ilustrowany

_________________________________

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin