2 Wąwóz umarłych.doc

(250 KB) Pobierz
„Wąwóz umarłych” – cz

„Wąwóz umarłych”

cz.2 „Alchemii prawdy”

(napisała labruja)

 

„Tu na trzeźwo diabli wezmą
Zdradzi mnie rozsądek - drań
W wilczy dół wspomnienia zmienią
Ostrą grań”
J. Kaczmarski „Epitafium dla Włodzimierza Wysockiego”

„ Śmierciożerca w radzie nadzorczej Ministerstwa Magii!
Wczorajszej nocy Aurorzy Ministerstwa Magii dokonali spektakularnego zatrzymania jednego z najgroźniejszych Śmierciożerców. Całą akcja była możliwa dzięki wielomiesięcznemu śledztwu. Lucjusz Malfoy, jeden z dwunastu członków rady nadzorczej, został zatrzymany w swojej rezydencji. Podczas aresztowania zostało rannych dwóch aurorów. Ciężko ranna została też jego żona Narcyza Malfoy, w chwili obecnej przebywa ona na oddziale Świętego Mungo. Cały czarodziejski świat jest zbulwersowany faktem, że tak groźny przestępca tak długo zajmował ważne stanowisko i wywierał wpływ na politykę. Zgodnie z najnowszym dekretem Ministerstwa Magii skonfiskowany został cały majątek przestępcy...”
Prorok Codzienny 13 maja

***

Draco wypił ostatni łyk wódki i z wściekłością rozbił szklankę o ścianę. Odłamki szkła rozsypały się po podłodze. Była już druga w nocy a on siedział w pustym pokoju wspólnym i był już bardzo pijany. Na podłodze leżały puste butelki i zmięty egzemplarz Proroka Codziennego.
Niech to wszystko szlag! Nienawidzę ich. Wszystkich. Niech zdechną. Niech mnie wyrzucą z tej durnej szkoły, nic mnie to nie obchodzi. Nienawidzę tych przeklętych aurorów, obrońców szlam. Nienawidzę Dumbledorea i tego dupka Pottera z jego szlamowatymi przyjaciółmi. Nienawidzę jak pchają swoje brudne łapy do magii. Nie mają do niej prawa. Nienawidzę tych głupków Vincenta i Gregory’ego, i tego jak patrzyli z triumfem, kiedy dowiedzieli się o aresztowaniu. Nienawidzę tej złodziejki i suki Reiony. Nienawidzę ich wszystkich. Ale wszystko się jeszcze odwróci. Czarny Pan zwycięży i wszystko się zmieni. Już niedługo. A ja będę wtedy po jego stronie. Cholerna bezsilność. Nic nie mogę teraz zrobić, jeszcze nie teraz...
Draco popatrzył jeszcze raz na zmięty kawałek gazety. Lucjusz Malfoy ze spuszczoną głową podążał potulnie za cieniem dementora. I nie przypominał już tego dumnego czarodzieja, którego wszyscy pamiętali.

Co oni ci zrobili tato?
Mamo?

Chłopak patrzył jeszcze przez chwilę na zdjęcie i osunął się bezwładnie z fotela na podłogę. Zasnął.

***
- Na Merlina, Albusie, wytłumacz mi tylko jedno! Czy chłopak musiał dowiedzieć się o wszystkim z gazet?
- Uspokój się Severusie. Ja też dowiedziałem się z gazet. Wszyscy wiedzieli od dawna, że Lucjusz jest Śmierciożercą, ale miał zbyt duże wpływy żeby go ruszyć. Na swoje nieszczęście dał o jedną łapówkę za mało. Jak nie wiadomo o co chodzi, zwykle chodzi o galeony. Ministerstwo wydało specjalny dekret o konfiskacie wszystkich dóbr należących do osób podejrzanych o związki z Voldemortem, a już kilka godzin później go aresztowano. Teraz dzielą łupy. To była sprawa wewnętrzna Ministerstwa. Poza tym, kto miał mu powiedzieć? Ja? Ty wyjechałeś na kilka dni do Glasgow...
- A teraz wracam i dowiaduję się, że uczeń mojego domu ma być usunięty ze szkoły.
- Użył Niewybaczalnego w stosunku do Pottera...
- Z tego, co mi wiadomo, to Potter zaczął. Poza tym było ich trzech, a on jeden.
- Ale Harry dwa dni leżał w ambulatorium. Zrozum Severusie, Draco w każdej chwili może przyłączyć się do Śmierciożerców i nie wiem jak mogę go powstrzymać. W szkole stanowi teraz zagrożenie. Zawsze starałem się dawać szansę uczniom w trudnej sytuacji, ale Draco nie chce szansy. Już drugi dzień pije i rzuca zaklęcia na wszystkich, którzy się do niego zbliżą.
Tak, dawałeś szanse, ale najczęściej uczniom Gryffindorupomyślał Mistrz Eliksirów, przypominając sobie pewnego wilkołaka, który rzekomo był mniejszym zagrożeniem, niż chłopak, który właśnie stracił wszystko.

- Daj mi trzy dni, Albusie. Postaram się z nim porozmawiać i coś wymyślić.
- Mam nadzieję, że ci się uda...

***
Tej nocy Severus Snape przechadzał się samotnie po szkolnych korytarzach. Myślał intensywnie, ale nic nie przychodziło mu do głowy. Zapalił kolejnego papierosa.
Głupi, bardzo głupi dzieciak. Nie rozumiem, czemu ona tak w niego wierzyła. Staram się od kilku miesięcy, gram z nim szachy, rozmawiam, próbuję przemówić do rozumu. Nic. Nie chciał ze mną rozmawiać i wyzwał od tchórzy. Głupi dzieciak, nie wie, w co się pcha. W Slytherinie wszyscy udają, że nic się nie dzieje i omijają wspólny pokój. Jak ja mam go teraz chronić przed nim samym? Mam go związać, zakneblować i zamknąć w skrzyni? Albus ma rację co do jednego. Draco w tym stanie nie może zostać w szkole. Jak widzę kpiące spojrzenia Pottera, to wcale mu się nie dziwię, że chce być Śmierciożercą. Tylko co ja mam z nim zrobić? Zaraz, a gdyby tak... Jutro rano muszę wysłać sowę z pytaniem czy to w ogóle możliwe... Mam teraz bardzo mało czasu, on może w każdej chwili uciec do Czarnego Pana. Jak wróci z tatuażem, wtedy nic mu już nie pomoże...

***
Kolejna rozmowa Severusa z dyrektorem była już o wiele spokojniejsza. Może plan Severusa miał swoje wady, ale w tej sytuacji stanowił chyba jedyne rozwiązanie.
- Dobrze, nie wyrzucę Draco ze szkoły, tylko go zawieszę. Pozwolę mu zdawać wszystkie SUM-y we wrześniu, kiedy wróci do szkoły i cała sprawa już przycichnie. Tylko nie jestem pewien czy wysłanie Draco do zamku w Wąwozie Dwóch Rzek jest najlepszym pomysłem. Z tego, co wiem wszyscy Malfoyowie zajmują się Czarną Magią, więc...
- A masz lepszy pomysł? W końcu to jego rodzina. Wiem, że oni zajmują się Czarną Magią, ale nie służą Czarnemu Panu. Byłem kiedyś z Lucjuszem w tym Zamku i wiem, że jest bardzo daleko od całego cywilizowanego świata. Tam nie ma nic tylko lasy i wrzosowiska. Draco nie zna jeszcze teleportacji, więc wystarczy mu zabrać miotłę i poprosić jego rodzinę o zabezpieczenie kominków i świstoklików i nie będzie się w stanie stamtąd wydostać do września. Będzie miał czas żeby trochę ochłonąć.
- Zgadzam się. Tylko ciekawe jak go przekonasz do tego pomysłu.
- Skutecznie go przekonam Albusie, skutecznie. – Severus pomyślał o kilku bardzo nieprzyjemnych zaklęciach i uśmiechnął się szpetnie.

Rozmowę dwóch czarodziejów przerwał prefekt Slytherinu, który zdyszany dosłownie wpadł do gabinetu dyrektora.
Panie dyrektorze, profesorze, przepraszam za to najście, ale Draco zniknął!
- Kiedy? – Severus poderwał się błyskawicznie z miejsca.
- Eee, kilka godzin temu chyba....
- Kilka godzin??? - Teraz profesor był już naprawdę zdenerwowany. - Dlaczego dopiero teraz nas o tym zawiadamiasz?
- Bo... Draco ostatnio... nienajlepiej się czuł i myśleliśmy że znowu się gdzieś zamknął. Teraz dopiero ktoś zauważył, że nie ma jego rzeczy.
- Durnie! - warknął Snape i wybiegł z gabinetu dyrektora.

***
Chłopak biegł w strugach pierwszego majowego deszczu. Wilgotny płaszcz ciążył mu, a mokre włosy sprawiały, że wyglądał teraz bardziej jak zmoknięty szczurek niż jak szesnastoletni elegancki czarodziej. Nie wiedział gdzie biegnie. Byle przed siebie. Byle dalej od tego przeklętego zamku. W ręku ściskał mały kuferek z osobistymi rzeczami i resztę pieniędzy, jaka mu została. Jak znaleźć Czarnego Pana? Gdzie teraz iść? Gdzie się ukryć? Te rozmyślania poprowadziły go do jednego z najbardziej podejrzanych miejsc Nokturnu. Gospoda pod Czterema Wisielcami. Tutaj Dumbledore nie będzie go szukać...
W gospodzie panował półmrok połączony ze stęchłym odorem zgnilizny i nieświeżego jedzenia. Kiedy chłopak zamawiał szklankę trunku nie widział jeszcze spojrzeń, które oceniały na podstawie jego odzieży zawartość jego sakiewki.
- Jeszcze jedną! - krzyknął Draco po wypiciu trzech szklanek mocnego kordiału.
Trzy postacie wymieniły ze sobą porozumiewawcze spojrzenia.
- Ej, ty! Postaw nam też szklaneczkę.
- Odwal się szmaciarzu - tego wieczoru młody czarodziej nie miał najwidoczniej ochoty na picie w towarzystwie.
- Jak mówisz do mojego kumpla cwaniaczku? Kolega grzecznie prosił. Nie uczyli cię dobrego wychowania? To może teraz grzecznie z nami wyjdziesz i się nauczysz.
- Ty...- Draco przerwał widząc trzy wymierzone w siebie różdżki.
- Drętwota! Dobra chłopaki można go wynieść i zobaczymy, co on tam ma.
Przestał już padać deszcz, zapadł zmierzch i ulica tonęła w ciemnościach. Nikt nie wiedział jak trzy postacie najpierw odcięły skórzaną sakiewkę, potem dokładnie sprawdziły zawartość kuferka i w końcu rozczarowane marnym łupem, przystąpiły do lekcji dobrego wychowania. Draco czuł w ustach krew. Kolejny cios pięści.
- No i co z nim zrobimy? Ja bym go tak...
- Co byś zrobił? Słucham? - Najwidoczniej ktoś jednak widział całą sytuację. Z ciemności wyłoniła się postać Mistrza Eliksirów. Bardzo wkurzonego Mistrza Eliksirów, który trzymał różdżkę. – Więc co byś z nim zrobił? Bo ja wiem, co zrobię z tobą.
Miał rację ktoś, kto kiedyś powiedział, że kiedy Severus Snape się uśmiecha jest
niebezpieczny. Teraz Severus Snape się uśmiechał.
- Crucio! A dla ciebie, szczeniaku, Drętwota! I Mobilicorpus! Wynosimy się stąd. A panów żegnam!

***
Kiedy profesor Snape doprowadził już Draco do ustronnego pokoju w innej, na szczęście posiadającej lepszą reputację gospodzie, chłopak zrozumiał, że jego sytuacja wcale się znacząco nie poprawiła. Zaklęcia, którymi został potraktowany spowodowały, że bardzo szybko wytrzeźwiał, uderzył też kilkakrotnie o ścianę i odkrył, że nie może nic mówić.
- A teraz mnie posłuchasz ty bezczelny głupi szczeniaku. Coś ty sobie myślał? Że możesz ot tak sobie przyjść do Czarnego Pana i zacząć mu służyć? A on przyjmie pijanego gówniarza pod swoje skrzydła? A potem dasz się złapać i zamknąć w Azkabanie jak twój ojciec? Co? Teraz przyjmij do wiadomości, że dzisiaj wyjeżdżasz. I nie obchodzi mnie czy ci się to podoba czy nie. Będziesz siedział u swojej rodziny przynajmniej do września cichutko jak mysz pod miotłą. Jeżeli mowa już o miotle to jej nie zabierzesz, żeby nie mieć głupich pomysłów. Twój wuj mieszka daleko stąd i najlepiej żebyś nawet nie wiedział dokładnie gdzie to jest. Teleportujemy się jeszcze dzisiaj. Jakieś pytania Draco? Możesz już mówić.- powiedział Severus wykonując ruch różdżką.
- Nie panie profesorze...

***

”Bo gdybyś przeszedł bory i podszyte knieje,
Trafisz w głębi na wielki wał pniów, kłód, korzeni,
Obronny trzęsawicą, tysiącem strumieni
I siecią zielsk zarosłych, i kopcami mrowisk,
Gniazdami os, szerszeniów, kłębami wężowisk.
Gdybyś i te zapory zmógł nadludzkim męstwem,
Dalej spotkać się z większym masz niebezpieczeństwem:
Dalej, co krok czyhają, niby wilcze doły,
Małe jeziorka, trawą zarosłe na poły,
Tak głębokie, że ludzie dna ich nie dośledzą
(Wielkie jest podobieństwo, że diabły tam siedzą).”

Adam Mickiewicz Pan Tadeusz Księga IV


Są takie lasy gdzie wciąż jedynymi władcami są starożytne dęby, gdzie zwałowiska omszałych pni i ramiona konarów strzegą pradawnych sekretów. Są rzeki, które wijąc się nieustannie przecinają lasy srebrzystą wstęgą i niosą spróchniałe szczątki tajemnic. Są takie wąwozy, które na dnie, w mroku zazdrośnie chronią przed słońcem wijących się jak wąż rzek.
Zamek w Wąwozie Dwóch Rzek był chroniony przed światem właśnie takim pradawnym borem. Od zachodu oplatał go spokojny i leniwy nurt rzeki Sar. Jej zielono-brązowy nurt powoli żłobił szerokie koryto, a zapach przegniłych szczątków roślin unosił się ponad wodą. Siostra Sar, rzeka Sir biegłą wesoło od wschodniej strony zamku. Jej koryto było płytsze, przeźroczysta woda płynęła szybko połyskując w świetle słońca srebrnymi refleksami. Puszcza, którą przecinały rzeki, choć dzika i pełna tajemnic nie przypominała jednak w niczym Zakazanego Lasu. Nie spotykało się tu tajemniczych stworzeń, jedynymi panami tej puszczy pozostawały wciąż rosomaki, niedźwiedzie, wilki i jelenie. Nie było też złowrogiej atmosfery tajemnicy, przeciwnie leśne ścieżki kusiły wędrowca spokojnym szumem drzew i zapachem wiosny. W sercu boru stał stary zamek. Był dużo mniejszy od Hogwartu, ale kamienne mury mogłyby pochwalić się dłuższą od niego historią. Całość na pierwszy rzut oka mogła sprawiać wrażenie zwykłego średniowiecznego zamku, w którym nie ma nic wspólnego z magią. Xawier Malfoy miał dość dziwne, jak na czarodzieja zamiłowanie, lubił jeździć konno i polować. Miał na zamku psiarnię ze wspaniałymi wilczarzami i małą, ale starannie dobraną stadninę. W kuźni na dziedzińcu, kuchni i wielu innych miejscach zamku uwijały się gromady skrzatów, ale mieszkańcami posiadłości byli tylko on i jego żona Blanka.

***
- A więc to ty jesteś tym wnukiem mojego starszego braciszka, o którym tyle słyszałem. Pokaż się chłopcze - powiedział starszy czarodziej przyglądając się Draco jakby patrzył na nowego konia. - Cieszę się, że tutaj jesteś. W końcu rodzina powinna trzymać się razem. Po obiedzie poznasz moją żonę Blankę. Prawdopodobnie nie będzie się do ciebie odzywać. Ona z nikim nie rozmawia od lat... - Xawier pomyślał ze smutkiem o latach, kiedy jeszcze była piękna i radosna, zanim nie oddała się w służbę Białej Bogini wyrabianej z główek maku.
- Zaniesiono już rzeczy do twojej komnaty - kontynuował po chwili przerwy. - Pokażę ci drogę. Tak jak powiedział profesor Snape, masz się przygotowywać do wrześniowych SUM-ów. W czasie wolnym możesz chodzić po lesie, jeździć konno, polować, wolno ci też zwiedzać cały zamek z wyjątkiem Południowej Wieży. Tam nigdy nie zaglądaj. Zresztą jest zamknięta na klucz. Przez większość czasu będziesz sam, jeżeli nie liczyć twojej ciotki, często wyjeżdżam.

***
Jeszcze tego samego wieczoru wuj wyjeżdża na kilka dni, a ja zaczynam oglądać dokładnie zamek. Ciotka siedzi cały czas w swoim fotelu i tępo wpatruje się w przestrzeń. Nie wiem czy mnie w ogóle słyszy. Nie ma sensu do niej mówić. Tylko, że tutaj w ogóle nie ma, z kim rozmawiać. Zupełna cisza. Zamek wygląda jakby został opuszczony. Większość pokoi jest zamkniętych na klucz, właściwie to mogę wchodzić tylko do kilku komnat. I jest oczywiście biblioteka, większa nawet od tej w szkole. Życia by nie starczyło żeby przeczytać te wszystkie książki...
Pierwszej nocy na zamku nie mogę zasnąć. Na granicy snu słyszę jakiś hałas na korytarzu. Kiedy wychodzę, żeby zobaczyć co się stało, nie wiedzę nikogo, tylko małą niebieską piłkę, która toczy się wolno obok moich nóg.

***
Co można robić na końcu świata, w miejscu, w którym czas się zatrzymał? Można jechać przed siebie galopem przez leśne ścieżki. Można tropić ślady rosomaków i jeleni. Można kąpać się w czystych wodach rzeki Sir. Można też siedzieć w swojej komnacie i przeglądać podręcznik do transmutacji. Tę ostatnią czynność Draco wykonywał zdecydowanie najrzadziej... Większość czasu spędzał w lesie. I już po kilku dniach musiał przyznać, że wbrew pozorom to jest las czarodziejski. Nigdy nie potrafił dwa razy odnaleźć tych samych miejsc, ścieżki zdawały się go zwodzić, same prowadzić w miejsca tylko sobie wiadome. Kiedy przychodził na miejsce gdzie jeszcze wczoraj z pewnością była polana często natrafiał na trzęsawisko zawalone omszałymi pniami. Czasami ścieżki prowadziły go bardzo głęboko w serce pradawnej puszczy, ale kiedy chciał wracać do zamku ścieżki znikały, a na ich miejsce pojawiały się gęste zarośla najeżone ostrymi konarami i kłującymi roślinami. Pewnego dnia, kiedy wracał mocno już spóźniony na wieczerzę, zobaczył w ogrodzie obok zamku bawiące się dziecko. Małą, może siedmioletnią dziewczynkę. Było już prawie ciemno, więc nie był pewien czy naprawdę ją zobaczył. Po kolacji spytał wuja czy jest tu jakieś dziecko i dowiedział się, że nikogo takiego tu nie ma i musiało mu się wydawać. Czy Xawier Malfoy był poruszony i zdenerwowany, kiedy to mówił? A może tak się tylko chłopakowi wydawało i poruszenie wuja było taką sama iluzją jak cień dziewczynki?

***
Jak mam teraz trafić do zamku? Ten cholerny las gra ze mną w jakąś grę. Już ciemno i nie widać drogi. Czemu akurat dzisiaj nie zabrałem konia? On by przynajmniej sam trafił do domu. Zaraz, teraz powinienem skręcić w prawo? A może w lewo? Nie, tu są jeżyny, nie przejdę. Powinno już być blisko.

***
W pewnym momencie Draco potknął się o pień drzewa. Kiedy wstał zobaczył obok siebie postać małej dziewczynki w niebieskiej sukience, która próbowała chwyć go za rękę. Próbowała, ale nie potrafiła. Ona była duchem....

***

„ Przyjacielu – rzekł poważnie Atos – zapamiętaj,
że tylko umarłych nie można spotkać na ziemi”
A. Dumas Trzej Muszkieterowie

Blady płomień świecy oświetlał bibliotekę. Xawier Malfoy mówił cicho i spokojnie, ale w jego oczach czaiły się złowrogie iskry. Draco czuł jego oddech, kiedy zbliżył swoją twarz zaledwie kilka centymetrów od niego.
- Powtarzam ci po raz ostatni, tu nie ma i nie było żadnych duchów. I lepiej dla ciebie żebyś nie widział czegoś, czego inni nie widzą.
- Ale wuju, ona...
- Dość tego!
Chłopak nie rozumiał, czemu jego wuj go okłamuje. Obecność duchów nie jest niczym szczególnym na zamkach. Tamtego wieczoru dziewczynka zaprowadziła go do zamku, a potem bez słowa odwróciła się i wróciła do lasu. Miała niebieską sukienkę, jasne włosy i duże szare oczy. I niezaprzeczalnie była duchem. Kiedy Draco miał już wytłumaczyć, że jest absolutnie pewien, że ją widział, dziewczynka weszła do biblioteki i usiadła na fotelu na przeciwko starego czarodzieja.
- O proszę – prawie krzyknął – tutaj jest!
Xawier rozejrzał się nerwowo dookoła, ale nie mógł niczego zauważyć. Mała wpatrywała się na niego bezczelnie, bawiąc się kokardą sukienki.
- Nie gadaj głupot, bo skończysz jak Blanka. Tutaj niczego nie ma. A teraz wynoś się!
Draco stał jeszcze przez chwilę osłupiały. Zrozumiał, że nie ma sensu niczego tłumaczyć. Z wujem najwidoczniej coś było nie tak. Kiedy wychodził z biblioteki dziewczynka wstała z fotela, przeszła przez czarodzieja i podążyła za nim przez korytarze zamku. Tego było już za wiele dla chłopaka.
- Będziesz tak za mną łazić? I tak właściwie to jesteś, czy cię nie ma?
- Skoro mnie widzisz to widocznie jestem – wzruszyła obojętnie ramionami - ale mogę sobie pójść i wtedy mnie nie będzie.
Po tych słowach odwróciła się i przeszła przez jedne z zamkniętych drzwi na końcu korytarza.

***
Tej nocy Draco miał dziwny sen.

Okręt płynie na pełnych żaglach, tnąc dziobem granatową powierzchnię oceanu. Drewniana konstrukcja skrzypi leniwie kołysząc się na falach. Ciemna toń oceanu zlewa się z nocnym niebem. W kajucie na stole leży różdżka i stoi kielich czerwonego wina. Przy świetle świecy siedzi młody czarodziej i czyta. Ma gorączkę, krople potu spływają z jego twarzy na karty księgi. Pchany magicznym wiatrem okręt prowadzi go do domu...

***

Następnego dnia chłopak wstał z silnym postanowieniem dowiedzenia się czegoś więcej o duchu w niebieskiej sukience. Zaraz po śniadaniu udał się do biblioteki i odszukał księgę rodową Malfoyów. Rozłożył na biurku ogromny arkusz drzewa genealogicznego i zaczął szukać. Na starym pergaminie zapisane były daty urodzin i śmierci wszystkich członków rodziny. Obok nazwisk czarnym tuszem naszkicowano ich portrety. W księdze opisano historię rodu, ważne wydarzenia, wspominano też o orderach i odznaczeniach nadanych poszczególnym Malfoyom. Draco miał przed sobą dużo pracy, bo historia rodziny była bardzo długa.
Aukseriusz Malfoy (1850 – 1921) i jego żona Ruth ( 1861 – 1913).
Ich synowie Belar (1886 – 1973) i Kirnan (1886 – 1912) i córka Melpomene ( 905 – 1912)
Synowie Belara: Heliodor (1917 – 1986) i Xawier ( 1930-...)
I Lucjusz Malfoy, syn Heliodora.
- Zaraz, ta Melpomene - pomyślał Draco - ile ona miała lat? Siedem. To może być ona. Przyjrzał się uważnie małemu obrazkowi obok jej imienia.
„Tak to jest ona. To jednak nie wyjaśnia, dlaczego wuj jej nie widzi”.
Odpowiedzi na to pytanie postanowił poszukać w księdze rodowej. Księga była ogromna i napisana zupełnie niespójnie, najwidoczniej jego przodkowie nie przykładali specjalnej wagi do chronologii wydarzeń. Na szczęście pierwsze kilka miesięcy szóstego roku dały mu umiejętność sprawnego posługiwania się tekstami źródłowymi. Pomimo to, po kilku godzinach lektury Draco przestał cokolwiek rozumieć. Ojciec zawsze mu opowiadał o potędze i mocy, jaką można czerpać z Czarnej Magii. Mówił też o szczególnym prawie czarodziejów szlachetnie urodzonych do niej. Tymczasem w księdze jasno było napisane, „Aukseriusz Malfoy - mistrz Białej Magii, odznaczony orderem Merlina”. Z zapisków wynikało też, że jego rodzina od wieków walczyła z Czarnymi Lordami i na dodatek była z tego dumna. Dalsza lektura nie przyniosła już niestety żadnych odpowiedzi, bo wszystkie zapiski urywały się w na roku tysiąc dziewięćset dwunastym...

Draco zamknął księgę i wybiegł z biblioteki. Może w lochach, wśród grobowców przodków znajdzie odpowiedzi na swoje pytania. Wśród kamiennych ścian słychać było echo jego kroków, kiedy biegł po podziemnych korytarzach. Czytał inskrypcje na kolejnych nagrobkach, ale nie mógł nigdzie znaleźć imienia Melpomene. Cisza, która go otaczała była wymownym znakiem, że umarli postanowili strzec swoich sekretów. Kiedy miał już zrezygnować z dalszych poszukiwać usłyszał za sobą znajomy głos dziewczynki.
- Jeżeli mnie szukasz, to tutaj jestem. Oni ci nic nie powiedzą, umarli nie odpowiadają na pytania żywych.
- Melpomene? Kim ty w ogóle jesteś?
- Wychodzi na to, że jestem prawie twoją prababcią. Po czterech godzinach w bibliotece powinieneś na to wpaść. Jestem też dzieckiem. A dzieci nie lubią grobowców. Chodź stąd, chcę ci coś pokazać.

***

Dziewczynka prowadziła go przez leśne ścieżki. Niebieska sukienka znikała, co chwila wśród krzaków, by po chwili pojawić się za kolejnym zakrętem. W końcu zatrzymali się na skraju niewielkiej polanki.
- Tutaj, popatrz – wskazała paluszkiem na kępkę trawy – poziomki. Bardzo wcześnie wyrosły w tym roku.
- Poziomki?
- Tak. Z tego, co pamiętam to są pyszne. Spróbuj.
- Ciągniesz mnie przez pól lasu żeby mi pokazać cholerne poziomki? Myślałem, że masz mi coś ważnego do pokazania...
- Po pierwsze to się nie wyrażaj. Jakby na to nie patrzeć jestem twoją prababką. A po drugie to one nie są do pokazania tylko do zjedzenia. Jakbyś od stu lat nie czuł ich smaku inaczej byś patrzył na to, co jest ważne. Myślałam, że możesz je zjeść i opowiedzieć mi jak smakują.
- Może byś mi najpierw wyjaśniła, dlaczego wuj cię nie widzi?
- Może ci wytłumaczę, a może nie. Najpierw mi o nich opowiedz.
- No dobrze – Draco zjadł kilka owoców. - Dobre są.
- To akurat pamiętam. Opisz to tak żebym mogła to poczuć.
- Są poziomkowe. Lekko kwaskowe, ale w sumie słodkie... Nie da się nic więcej powiedzieć. Czemu ci tak zależy żebym o nich mówił?
- Nieciekawie jest być duchem. Patrzysz na wszystko, co lubiłeś i na wszystkich, których kochałeś, ale to wszystko już nie jest dla ciebie. I ciągle za tym tęsknisz. Najpierw tęsknisz za smakami potraw i zapachami. Pamiętam jak pierwszy raz, już jako duch patrzyłam na obiad w zamku. Nie lubiłam pieczonych gęsi, ale wtedy dałabym wszystko żeby móc ją zjeść. Patrzysz jak rozpaczają po twojej śmierci, ale nie możesz nikogo pocieszyć. Potem widzisz jak twoi rodzice umierają, a ty wciąż jesteś taki, jaki byłeś. Kiedy jesteś duchem ponad sto lat, to tęsknisz już tylko do śmierci, ale ona jest dostępna tylko tym którzy żyją. I tkwisz tak na świecie, niby martwy, ale wciąż obecny. Dlatego chciałam żebyś mi opowiedział o smaku poziomek. Jakbyś to lepiej zrobił, mogłabym sobie wyobrazić, że to ja je jem.
- Wracając do pytania, czemu cię nie widzą...
- Nie wiem tego - obojętnie wzruszyła ramionami. - Twój ojciec kiedyś mnie widział, a potem wyjechał na długo, kiedy wrócił już o mnie zapomniał. Xawier tak samo. Bardzo długo z nikim nie rozmawiałam i strasznie się cieszę, że mogę w końcu to zrobić.
- A może byś mi powiedziała...
- Mogę ci powiedzieć i pokazać bardzo wiele rzeczy. Jak będę chciała. Ale nic za darmo. Masz mi codziennie opisywać jedną dobrą rzecz, jaką zobaczysz, albo poczujesz. I bez oszukiwania jak z poziomkami. Jak mam sobie coś wyobrazić, to musisz to porządnie opisać. Zgadzasz się?
- Dobra. Spróbuję.
- W takim razie możemy wracać do zamku.
- Draco...
- Co?
- Możesz mnie wziąć za rękę? Albo przynamniej udawać, że to robisz...
- Jeszcze nie zwariowałem, żeby duchy brać za ręce, ale mogę cię polewitować.
Jeden ruch różdżką i postać dziewczynki uniosła się ponad drzewami.
- Przestań! W tej chwili! Żadnego szacunku dla starszych nie masz, jestem twoją prababką! Przestań!
Chłopak odczekał jeszcze chwilę i pozwolił duchowi zejść na ziemię. Dziewczynka poprawiła sukienkę i chyba wcale nie gniewała się aż tak bardzo.

***
Bywały dni, kiedy dziewczynka przez cały czas chodziła za Draco, wypytując go o smaki i zapachy wszystkiego dookoła. Bywały też takie, kiedy znikała bez śladu. Wtedy chłopak miał znów czas na samotne wędrówki po lesie. Właśnie podczas jednej z takich wędrówek las zaprowadził go do wąwozu rzeki Sar. Ścieżka prowadziła aż na sam dół głębokiego wąwozu. Nigdy wcześniej jej nie zauważył, ale tego dnia była jedyną możliwą drogą wśród leśnych ostępów. Zmęczony długą drogę usiadł na pniu zwalonego drzewa i przymknął oczy. I wtedy usłyszał za sobą szczekanie psów. Trwało to może kilka sekund, ale było to bez wątpienia wściekłe ujadanie nagonki. Odgłos polowania... Kiedy otworzył oczy słychać było tylko cichy nurt rzeki i śpiew ptaków. Zmęczenie? W takim razie, dlaczego czuł strach? Ten sam strach, jaki czuje zwierzę słysząc za sobą warczenie gończych psów...

***

„- Znalazłem ją, bo jej szukałem
- Co? Pan jej szukał?
- Wydawało ni się, że powinna tutaj być”
Artur Conan Doyle Srebrna gwiazda


Niech ktoś otworzy okno. Duszę się. Nie mogę oddychać. Znowu o mnie zapomnieli. Zamknęli mnie tutaj i pewnie by się cieszyli gdybym wreszcie umarła. Ale jeszcze dzisiaj nie zrobię wam tej przyjemności. O nie.
Gdzie są te przeklęte skrzaty? Już dawno powinny mi podać kielich mleka z kilkoma bursztynowymi kroplami zapomnienia. Znów zaczyna się ból. Żelazny krab, który siedzi mi w trzewiach i miażdży stalowymi szczypcami każdy kawałek mojego ciała. No, gdzie jesteście? Nie mam już siły żeby was wołać. A ty gdzie jesteś potworze? Nie odważysz się do mnie przyjść. Nie teraz, kiedy znowu odzyskuję świadomość. Pewnie znowu polujesz... Zapach twojej zwierzyny wyczuję bezbłędnie nawet, jeżeli Biała Bogini zabierze mi już wszystkie zmysły. A idź do diabła! Będziesz miał w piekle kompanię w sam raz dla siebie. I jeszcze ten dzieciak przyjechał. Chyba Lucjusz... Nie, to było dawno temu. Straciłam poczucie czasu.
Boli, boli, niech to się wreszcie skończy. Czy ktoś mnie słyszy? Duszno...
- Pani Blanko! Nie powinna pani wstawać. Zaraz przyniesiemy pani kropelki. Zła Pchełka, zła, nie przyniosła swojej pani na czas lekarstwa!

***

Ta mała zaczyna mnie już denerwować. Myślę, że wie więcej niż mi mówi i męczy mnie tymi głupimi grami w opisywanie.
- Z czego się śmiejesz głupia?
- Z ciebie. Jesteś zupełnie do niczego. Prosiłam cię o bardzo prostą rzecz. Miałeś mi opisać coś dobrego i przyjemnego, czego nie mogę czuć. Nic nie potrafisz powiedzieć jak trzeba. Jak mam to poczuć to musisz włożyć w to trochę serca. Nie masz naprawdę nic takiego, o czym marzysz, co jest dla ciebie ważne. Nic cię nie cieszy?
- Wiesz, co by mnie ucieszyło? Jakbym mógł spotkać kilku aurorów i po prostu ich zabić, a potem... ech, poszedłbym do cholernego Dumbledorea i naplułbym mu w twarz. Oni myślą, ze siedzę tutaj i o wszystkim zapomniałem. Nigdy. Moje miejsce jest u boku Czarnego Pana i kiedyś się o tym przekonają. A potem miałbym czas dla Pottera, tak... z nim nie skończyłbym tak szybko...
- Co takiego ma ten Potter, że tak go nie cierpisz?
- On? Nic nie ma. To taki dupek i przyjaciel szlam, który za dużo sobie o sobie myśli.
- Z tym myśleniem o sobie to jest chyba do ciebie podobny. Pytałam, co on ma, bo zazwyczaj nie lubimy tych, którzy mają coś, co my chcielibyśmy mieć, albo tych, co mają nasze wady.
...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin