Pan kotek był chory i leżał w łóżeczku.doc

(68 KB) Pobierz

Pan kotek był chory i leżał w                              łóżeczku....

 

    Byłam naprawdę obolała i do tego jakimś cudem złapałam katar!

Tak to ja chciałam wznowienia treningów, tak to ja to sobie  wymyśliłam, ale nie spodziewałam się, ze Dymitr weźmie to aż tak na poważnie. Najpierw ćwiczyliśmy na zewnątrz, ale pogoda pogorszyła się do tego stopnia, że musieliśmy poszukać sobie miejsca pod dachem. Zdaniem Dymitra, bez problemu mogliśmy ćwiczyć w piwnicy, wystarczyło tam tylko trochę posprzątać. „Trochę” oznaczało dwa dni przestawiania i wynoszenia pudeł, kartonów i innych pakunków. Jeszcze dzień a nabawiłabym się alergii na kurz.

  Kiedy wreszcie ogarnęliśmy pomieszczenie przyszedł czas by ponowić trenowanie.

 

-       Hej! To bolało -  krzyknęłam, gdy  po raz kolejny tego ranka nie zdążyłam się uchylić przed ciosem Dymitra.

-       Rose, skup się! Gdybym był strzygą już byś nie żyła!

-       Nie przypominaj mi – mruknęłam i ruszyłam do ataku.

 

Atak, unik, atak i znowu wylądowałam na ścianie. Co do diabła było ze mną nie tak?! Ale jakie jest prawdopodobieństwo, że tu w Baia zaatakują nas strzygi? Może lepiej przerwać treningi i spożytkować czas na coś innego? - Nie duże, ale zawsze jakieś – mruknął głos w mojej głowie. - No pięknie teraz jeszcze słyszę głosy, pomyślałam.

 

-       Rose, czy możesz się pośpieszyć? Na czole masz wypisane, że prowadzisz jakiś niezwykle ważny monolog, ale mieliśmy trenować, pamiętasz?

-       Pa.... - i zanim zdążyłam dokończyć dopadło mnie kichanie.

-       Wszystko w porządku? - Zapytał zaniepokojony Dymitr, kiedy wreszcie skończyłam. - To było idiotyczne pytanie, przecież widać, ze nie!

-       Trochę się przeziębiłam.

-       Trochę? - zapytał sceptycznie

-       No dobra. Trochę bardzo,  zadowolony? Ale niedługo mi przejdzie !

-       Samo z siebie? Wątpię. Marsz do łóżka. - powiedział tonem nie znoszącym sprzeciwu.

-       Ty chyba żartujesz! Wieczorem idę do pracy.

-       A czy ja wyglądam na kogoś kto żartuje? - zapytał. Zadzwonisz i powiesz, że jesteś chora i potrzebujesz zastępstwa.

-       Ale.. - nie dał mi dokończyć. Podszedł do mnie i przerzucił sobie przez ramię.

 

Próbowałam się bronić, ale to dość trudne gdy się zwisa głową w dół. Kiedy weszliśmy po schodach Olena pracująca w kuchni obrzuciła nas rozbawionym spojrzeniem, wcale nie przejmując się stekiem przekleństw, które z siebie wyrzucałam. Kiedy byliśmy już w naszym pokoju Dymitr bezceremonialnie rzucił mnie na łóżko i odwrócił się by wyciągnąć z szafy ciepły, puchaty koc.

 

-       Zostajesz dziś w łóżku – powiedział pan-ja-zawsze-wiem-lepiej czym zdenerwował mnie jeszcze bardziej.

-       Czy tobie się wydaje, że możesz decydować za mnie – krzyknęłam! Chciałbym chociaż wziąć prysznic! Ale ty zawsze wiesz lepiej, prawda?!

 

Takiej awantury już dawno nie mieliśmy. Chociaż właściwie ciężko to było nazwać awanturą, to był raczej jeden wielki monolog. Bo Dymitr w czasie gdy ja wrzeszczałam, najnormalniej w świecie milczał, chodząc po pokoju i wyciągając z szaf różne rzeczy.

 

-       Skończyłaś? - zapytał w końcu, gdy zaczynało mi brakować argumentów. Odwrócił się i wszedł do łazienki, a ja posłałam w stronę jego pleców wściekłe spojrzenie. PO chwili usłyszałam szum wody. Kiedy Dymitr wrócił do pokoju nadal stałam obok łóżka z miną chmury gradowej.

-       Chyba chciałaś wziąć prysznic? - powiedział podchodząc do mnie i kładąc na moich biodrach. - Rose, nie zachowuj się jak mała dziewczynka, pójdziesz sama czy mam cię znowu zanieść?- zapytał uśmiechając się tym swoim uśmiechem, który jak przypuszczam stopiłby nawet lody Antarktydy.

 

Nie bardzo miałam ochotę znów się kłócić, powoli wysiadało mi gardło, chociaż małą pyskówka aż tak by mi nie zaszkodziła. Mimo to posłusznie poszłam do łazienki.

      Zdjęłam przepocone po treningu ubrania i weszłam pod prysznic. Pozwoliłam by ciepła woda płynęła po moim ciele, powoli mnie uspokajając. Kiedy w końcu uznałam, że mam dość, wyszłam i starannie owinęłam się ręcznikiem.  Stanęłam przed lustrem i powoli rozczesywałam splątane kołtuny moich włosów. Wiedziała, że Dymitr czeka na mnie i mimo, że drżałam już z zimna przeciągałam wszystko na złość jemu. W końcu, gdy już wszystko, co mogła ze sobą zrobić było zrobione (położyłam nawet odżywkę na włosy), mocno już szczękając zębami postanowiłam wrócić do pokoju.  Dymitr czekał na mnie – tak jak podejrzewałam. Bardzo się starał nie okazywać rozbawienia, więc obstawiałam, ze domyślił się mojego jakże niecnego planu ukarania go, za denerwowanie mnie. 

  Wyciągnął do mnie rzeczy, które wcześniej wyciągnął z szaf. OK, może i czasami przydawało się, to że wiedział czego mi trzeba, zazwyczaj bywało irytujące, ale nie tym razem. To co trzymał w rękach, to była moja ciepła, flanelowa piżamka w misie* i świeży komplet bielizny. Wzięłam je posyłając mu wdzięczny uśmiech. Było mi już na tyle zimno, że pewnie równie chętnie założyłabym ścierkę do podłogi, gdyby dawała wystarczająca ilość ciepła. Byłam mu wdzięczna, za to co zrobił. To właśnie takie cudowne, drobne gesty uświadamiały mi, że wciąż kocha mnie równie mocno jak kiedyś.

   Gdy piżama wreszcie znalazła się na moim ciele wczołgałam się na łóżko, a Dymitr otulił mnie kocem, który wcześniej wyciągnął z szafy i położył się obok mnie. Jego palce zaplątały się w moje włosy, na szczęście, odżywka się wchłonęła i nie ubrudził sobie rąk. Przyjemne ciepło płynące z jego ciała ogrzewało moje zziębnięte kończyny i skutecznie sprowadzały moje myśli do jednego. Przekręciłam się na bok i przysunęłam by być bliżej jego ust. Pocałunek był miękki i przepełniony miłością. Wysunęłam ręce spod koca i zaczęłam przesuwać nimi po ciele Dymitra. Niestety nie trwało to długo kiedy próbowałam wsunąć je pod jego T-Shirt złapał mnie za nadgarstki i unieruchomił. Początkowo myślałam, że to przez moje zimne palce, ale jego niezadowolona mina mówiła mi, że nie do końca o ot chodziło

 

-       Rose – wymruczał wprost do mojego ucha.

 

No przecież nie bał się chyba, że może się zarazić, bo inaczej by że mną nie leżał!

 

-       Rose – powtórzył – bądź grzeczna. Miałaś odpoczywać i odzyskiwać zdrowie.

-       Ale ja wcale nie jestem chora – protestowałam, chociaż nie dało się ukryć, że gorączka nie spadała a wręcz przeciwnie wydawała się rosnąć.

-       Rose, czy mam cię związać, żebyś leżała spokojnie? - zapytał całkiem serio.

-       Jeśli tak chcesz się bawić towarzyszu. - odpowiedziałam i starałam się posłać mu zalotny uśmiech, ale niestety nowy atak kichania zniweczył moje starania. Kiedy wreszcie się uspokoiłam Dymitr podał mi chusteczki i poprawił koc.

-       Mam wrażenie, że to co powiem, raczej ci się nie spodoba. Ale chyba powinnaś odwiedzić lekarza.

-       Niby jak? - burknęłam wycierając nos.- Nie wydaje ci się, że zwykły ludzki lekarz mógłby się trochę zdziwić, patrząc na moje wyniki?

-       Rose – powiedział lekko się uśmiechając – damphiry mają swoich lekarzy.

-       Ach, no tak. - chyba gorączka rzuciła mi się na myślenie.

-       Powinnaś się przespać – dodał gładząc moje czoło.

-       Ale ja nie jestem śpiąca! - upierałam się jak małe rozkapryszone dziecko. Skoro pogodziłam się z tym, że jestem chora, o chyba jednak mogłam sobie an to pozwolić.

-       To co zamierzasz robić? - zapytał.

-       Hm... I wtedy w mojej głowie zaświtała dziwna myśl. Nikt nigdy nie opowiadał mi bajek! Dopiero teraz zdałam sobie z tego sprawę. Całe życie wychowywano mnie na strażniczkę. Żądnego niańczenia czy rozpieszczania. O bajkach wiedziałam tyle ile samej udało mi się przeczytać, albo zobaczyć w telewizji. Nadszedł czas by to nadrobić.

-       Opowiedz mi bajkę!- powiedziałam znów się do niego przytulając, pomimo tego, że moja prośba wywołała u niego napad śmiechu.

-       Nie jesteś czasami już trochę za duża na bajki Rose?

-       Absolutnie nie. Opowiadaj! - zażądałam.

-       Jak sobie życzysz maleństwo – powiedział, nadal się śmiejąc.

***************

(jeśli chcesz dowiedzieć się co Dymitr opowiedział Rose zapraszam ->

http://chomikuj.pl/czarna_wilczyca/Bajki )

     Gdzieś przy końcu opowieści niestety zasnęłam. Baśń była niesamowita. Znałam jej amerykańską wersję, ale nie spodziewałam się, że Rosjanie mają swoją wersję, która nieco się różni od tej ze Stanów. Niestety nie udało mi się doczekać do zapewne szczęśliwego zakończenia bo zasnęłam.

Cała noc męczyły mnie koszmary i gorączka. Po przebudzeniu czułam się okropnie i nie zamierzałam się ruszać z łóżka,nawet gdyby mi za to płacono. Zwinęłam się w kłębek i mocniej owinęłam się kocem, a potem znów zasnęłam.

   Obudził mnie chłodny dotyk  dłoni na moim czole.

 

-       Jak się czujesz? - usłyszałam głos Dymitra.

 

Starałam się jednocześnie odpowiedzieć i otworzyć oczy, ale to chyba przerastało moje możliwości.

 

-       Świetnie – mruknęłam w końcu, dając sobie spokój z rozklejaniem powiek.

-       A nie wyglądasz – powiedziała bardziej do siebie niż do mnie.

-       Słyszałam – jęknęłam otwierając wreszcie oczy.

-       Rose chyba naprawdę powinienem cię zabrać do lekarza.

-       Nie wyciągniesz mnie z łóżka, nawet gdybyś obiecał mi... uh, nie wiem, coś co mógłbyś mi obiecać. I tak się stąd nie ruszę. - powiedziałam zamykając oczy i naciągając koc na głowę.

-       Rose, to naprawdę nie wygląda dobrze. Jesteś rozpalona.

-       Tak, tak... wymamrotałam w  odpowiedzi.

 

       Przez myśl przeszło mi, że gdybyśmy byli w Akademii to pewnie siłą zaciągnąłby mnie do dr. Olendzkiej, ale tutaj? Mogłam tylko mieć nadzieję, że nie będzie próbował niczego w tym stylu.

      Przez kolejne dwa dni prawie nie opuszczałam łóżka. Gorączka nie spadała a ja czułam się okropnie. Dymitr wściekał się, że nie zgadzałam się na lekarza, ale ku mojemu zdziwieniu Olena poparła moją decyzję, twierdząc, że w domu mam równie dobrą opiekę.

     W piątek budziłam się przyjemnie wypoczęta. Po całej tej chorobie i wysokiej temperaturze nie pozostał nawet ślad.  Dymitr spał obok mnie z książką w rękach. Znowu musiał zasnąć siedząc pryz mnie. Ta myśl sprawiła, że się uśmiechnęłam. Tak bardzo się troszczył. Wyjęłam mu z rąk książkę i odłożyłam ją na stolik, a potem przykryłam go delikatnie kocem, tak by się nie obudził. Prysznic, który wzięłam jeszcze bardziej poprawił mi nastrój. Gdy już doprowadziłam się do stanu używalności  wróciłam do pokoju. Dimka już nie spał i nie wydawał się zadowolony z faktu, że ja też nie śpię.

 

-       Rose, dlaczego...

-       Zanim zaczniesz marudzić – przerwałam mu z uśmiechem – to chcę ci powiedzieć, że już mi przeszło. Jestem zdrowa. - przyjrzał mi się podejrzliwie.

-       Wracaj do łóżka. To, że gorączka spadła,nie oznacza, że jesteś zdrowa.

-       Al ja jestem!

-       Do łóżka – powtórzył znowu używając głosu nie znoszącego sprzeciwu.

 

Nie miałam ochoty zaczynać tego dnia od kłótni. Wczołgałam się na miejsce obok niego i naciągnęłam na siebie okrycie.  Dymitr dotknął mojego czoła by przekonać się czy temperatura faktycznie spadła.

 

-       Wydaje się w porządku -  zaraz potem dodał – ale to nic nie oznacza, zostajesz w łóżku do odwołania.

-       Uh, Spędziłam w nim trzy dni!  Dymitr ile można nic nie robić?! Chyba, że...

 

Od razu pojął o co mi chodziło.

 

-       Wybij to sobie z głowy Rose! Jesteś osłabiona i do póki nie będę miał pewności, że jesteś zdrowa nie tknę cię nawet palcem!

-       Nawet palcem – zapytałam przebiegle.

-       Rose! - prawie wykrzyknął. Chyba mu się nie spodobała moja interpretacja.

-       Dobra, dobra więc jak mam cię przekonać, że już jestem zdrowa, co?

-       Najlepiej gdyby to stwierdził ktoś, kto się na tym zna.

-       A ty znowu z tym lekarzem?! - jęknęłam, czując jak mój świetny humor zaczyna znikać.

-       Rose, to dla twojego dobra.

 

Odsunęłam się od niego i wstałam z łóżka mamrocząc pod nosem i przeklinając jego nadgorliwość w tej dziedzinie.

 

-       Co ty robisz?- usłyszałam jego głos, gdy szukałam czegoś co nadawałoby się do założenia.

-       Ubieram się, przecież w pidżamie do lekarza nie pójdę! -  moja odpowiedź najwyraźniej go zaskoczyła, bo zamilkł na dłuższą chwilę.

 

    Wyciągnęłam z szafy jeansy i jakiś T-Shirt. Nie miałam zamiaru się stroić.

 

-       Rose, jesteś pewna, że pod prysznicem nie poślizgnęłaś się i nie uderzyłaś o coś głową? Od trzech dni staram się cię namówić na wizytę u lekarza, bez żadnego efektu, a teraz?

 

Wydałam z siebie zirytowane prychnięcie i poszłam do łazienki się ubrać.

Spojrzałam w lustro. Byłam prawie gotowa, związałam jeszcze tylko włosy i wyszłam. Dymitr już na mnie czekał.

     Wsiedliśmy do samochodu i pojechaliśmy o dziwo do Ośrodka Zdrowia, który znajdował się kilak kilometrów od centrum. Byłam w szoku, że w ogóle mają coś takiego. Milczeliśmy przez całą drogę a nawet po wejściu do ośrodka, gdzie Dymitr zostawił mnie samą w poczekalni, która świeciła pustkami, a sam poszedł załatwić sprawę w administracji.

Nie było go jakieś piętnaście minut, a gdy wrócił miał w ręku klucz. Zwykły klucz do drzwi.

 

-       Choć - powiedział wyciągając do mnie rękę.

-       Nie wierzę! Tak po prostu dali ci klucz? - zapytałam z niedowierzaniem, gdy wsunął go w zamek – Czy tutaj wszyscy wszystkim bezgranicznie ufają?

-       Może, - odpowiedział otwierając drzwi i wpuszczając mnie przodem – Ale w tym wypadku, pielęgniarka z administracji jest dobrą znajomą mamy. - Zamknął drzwi i usiadł na krześle na przeciwko małego białego biurka.

 

Jego zachowanie zaczynało mnie irytować.

 

-       Zamierzasz tu zostać? - zapytałam.

-       A masz coś przeciwko? - w jego oczach błyszczały podejrzane iskierki humoru.

 

Tak się chcesz bawić? - pomyślałam – Dobra.

Usiadłam mu na kolanach, i otarłam się o jego kroczę. Zbliżyłam usta do jego i zaczęłam go całować, pieszcząc jego język swoim i delikatnie gryząc wargi, nie przerywając ruchów bioder. Jego dłonie sunęły po moich plecach.

 

-       No więc jak doktorku? Nadal uważasz, że jestem chora? - zapytałam odrywając się a chwilę od niego.

-       Rose – sapnął – Ktoś może wejść w każdej chwili...

 

Nie dałam mu dokończyć, znowu zaczynając go całować. Wsunęłam rękę pod jego koszulę i lekko zadrapał skórę  na jego piersi. Kochałam to uczucie, gdy nasza skóra się stykała, jakby pieszczota prądem elektrycznym o niskim napięciu. Odsunął się ode mnie z wyraźną niechęcią.

 

-       Roza... lekarz przyjdzie za chwilę, nie powinniśmy... - jego oddech był przyspieszony.

 

Brzmiał  rozsądnie, cholera. Zsunęłam się z niego i usiadłam na krześle obok. Naburmuszona i nie zadowolona, że musieliśmy przerwać, gdy zaczynałam się dobrze bawić. Jedyna rzeczą, która podnosiła mnie w tej chwili na duchu była świadomość, że on też  nie chciał przerywać, o czym świadczyła spora wypukłość w jego jeansach.

    Chwilę później do gabinetu weszła siwowłosa kobieta, a ja mimo swojego niezadowolenia pobłogosławiłam w myślach zapobiegliwość Dymitra.

    Pani doktor zsunęła okulary w rogowych oprawkach na czubek nosa i zlustrowała nas od góry do dołu. Przez dłuższą chwilę przyglądała się mojej twarzy.

 

-       Ty musisz być Rose – stwierdziła inteligentnie, wsuwając okulary z powrotem. - No więc, co ci dolega.

-       Właściwie nic – odpowiedziałam, ciesząc się z szybkiego przejścia do rzeczy. - Jej brwi uniosły się do góry.

-...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin