Draco Malfoy, Władca Wszechświata - Maya.doc

(142 KB) Pobierz

Autorka: Maya
Tłumaczenie: NocnaMaraNM
Korekta: Mithiana
Tytuł oryginalny: Draco Malfoy, Ruler of the Universe
Oryginał: http://www.lasairandmaya.com/dmrotu.html


Nadchodzi ten, który ma moc, by pokonać Czarnego Pana... Zrodzony z tych, którzy po trzykroć go odparli (...) I jeden z nich zginie, by przeżyć mógł drugi, bo żaden nie może istnieć, gdy żyje drugi...

[J.K.Rowling „Harry Potter i Zakon Feniksa”, tłum. NocnaMaraNM]

 

Draco Malfoy, Władca Wszechświata





- Nie wierzę – powiedział oszołomiony Potter, krzywiąc się, jakby go zemdliło.
Draco siedział, delektując się widokiem twarzy Pottera, na której szok mieszał się ze zgrozą. Był przekonany, że został wezwany do Dumbledore`a w sprawie nowej gazetki szkolnej i nadal czuł, że powinien zasypać dyrektora lawiną wyjaśnień, które sobie przygotował.
Jednak zamiast planowanego apelu „Ludzie mają prawo o tym wiedzieć! „Ślizgacza Codziennego” nie można zmusić do milczenia!” odezwał się ostrożnie:
- Czy mógłby pan to powtórzyć, profesorze?
Dumbledore wyglądał, jakby był bliski zawału, co uradowało Ślizgona jeszcze bardziej. Nawet jeśli (o co mógł się założyć) to on zostałby o to obwiniony (tak jak o wszystko zresztą). I nieważne, że staruszek miał tysiąc lat, a przemożna skłonność do faworyzowania Gryfonów była prawdopodobnie zabójcza dla jego serca.
- Profesor Trelawney... - zaczął Dumbledore łamiącym się głosem.
Stara oszustka. Królowa fatum czy nie, najlepszą rzeczą, jaką Umbridge kiedykolwiek zrobiła, było zwolnienie tej kobiety. Wstrętna jędza - miała czelność zmuszać Draco do wypijania niezliczonych filiżanek herbaty, a przecież każdy głupek wie, że jeśli osad z herbaty pozostaje na ściankach naczynia, to prawdopodobnie można się nią zatruć. Albo zafarbować sobie wnętrzności. Albo paść ofiarą jakiejś równie niedorzecznej tragedii. Cała ta szkoła pełna była niekompetentnych ludzi - to zdumiewające, że udało mu się przetrwać do siódmego roku...
- Jej ostatnia wizja sugeruje, że słowo, które usłyszeliśmy i zinterpretowaliśmy jako „odparli” tak naprawdę brzmiało „poparli”. Nie obwiniam o tę omyłkę siebie; uważam, że przyczyna tkwi raczej w chronicznym problemie alkoholowym, jaki ma profesor Trelawney, a który powoduje, że Sybilla czasem mamroce niewyraźnie...
Problem alkoholowy. Draco zanotował tę informację w pamięci. Mogła się okazać nawet lepszym materiałem na artykuł, niż ta sprawa z Weasleyówną.
- ...co oznacza, że według wygłoszonej szesnaście lat temu przepowiedni, ty jesteś jednym rywalem Voldemorta...*
Draco przekrzywił głowę. Pod tym kątem niemal widział wyciekającą z Dumbledore`a wolę życia.
- ... zbawicielem jasnej strony – kontynuował dyrektor stłumionym głosem. – I ostatnią nadzieją czarodziejskiego świata.
- Nie wierzę – powtórzył Potter. – Latami cierpiałem przez Voldemorta, zmuszał mnie pan, abym gnił w domu krewnych, bo byłem zbyt cenny, żeby narażać mnie na jakiekolwiek ryzyko, ja i moi przyjaciele setki razy narażaliśmy się na śmiertelne niebezpieczeństwo, mój ojciec chrzestny nie żyje, a teraz...
- Tak – zgodził się Dumbledore smutno. – To wszytko było raczej stratą czasu, nieprawdaż?
- ... ur…
Wyglądało na to, że Potterowi zaplątał się język.
Na Draco spłynęło wreszcie olśnienie i w końcu rozwiązał mu się język.
- Więc... – powiedział powoli – zasadniczo chce pan powiedzieć, że... jestem Bogiem.
Dumbledore wydał pełne wiekowej mądrości westchnienie.
- Nie, panie Malfoy.
Draco przerwał staremu ramolowi.
- Chwileczkę, profesorze. Nie pożądam tych wszystkich przejawów adoracji, należnych mojej boskiej osobie. Och, jestem tylko zwykłym chłopcem, na którym ciąży niezwykła odpowiedzialność, proszę nie róbmy całego tego zamieszania ze zdjęciami i tak dalej. Nie jestem...
- Zacny – zasugerował Potter. – Przyzwoity.
- Niedorozwinięty – odciął się Draco. – Jestem ostatnią nadzieją czarodziejskiego świata, dobrze usłyszałem? A więc ten łajdak latami kradł całą należną mi chwałę? I teraz wszyscy muszą spełniać moje rozkazy, albo świat będzie stracony? Proszę mnie poprawić, jeśli się mylę, ale jeśli o mnie chodzi, to oznacza, że... jestem Bogiem!
Zawsze wiedział, że jest wyjątkowy! Był pewien, że z Potterem jest coś nie tak! To prawdopodobnie była ta tajemnicza wiedza, której zawsze był pewien, a która zrodziła się w głębi jego bohaterskiej duszy.
Teraz utrze nosa Zabiniemu, który uparcie twierdził, że jego zachowanie jest wyrazem poważnego kompleksu niższości.
Dumbledore westchnął i oparł swe poorane zmarszczkami czoło o blat biurka.
- Coś w tym stylu... tak – przyznał zgnębiony.
- CHCĘ UMRZEĆ! – krzyknął Potter z rozpaczą.
- Ciii – zbeształ go Draco surowo. – Nie pozwolę ci wrzeszczeć w mojej obecności. Musisz wyzbyć się tego niebezpiecznego nawyku. Nie wiesz, że te uszy spełnią istotną rolę w pokonaniu Czarnego Pana?


*

Kiedy Draco dotarł do pokoju wspólnego, wszyscy znali juz nowinę. Ślizgoni dysponowali potężną i doskonale zorganizowaną siatką wywiadowczą (jednym słowem, przekupywali skrzaty domowe).
- Bądź pozdrowiony, o najpotężniejszy z potężnych – powiedziała nieobecnym tonem siedząca przy kominku Pansy. – A przy okazji, mianowałam siebie twoim rzecznikiem prasowym. Mam tu cztery rozmowy na linii. Co myślisz o negocjacjach w sprawie kontraktu na siedmiotomową autobiografię?
- Brzmi nieźle – zgodził się Draco.
Crabbe i Goyle podnieśli głowy znad tamborków. Draco wolałby, żeby mieli nieco bardziej męskie hobby, ale nie chciał robić z igieł wideł. Rzucił okiem na ich robótki.
- Wykańczamy mundury – wyjaśnił Crabbe.
- Będziemy twoją gwardią przyboczną – dodał Goyle i obrzucił krytycznym spojrzeniem rąbek kołnierza.
Draco obdarzył ich łaskawym uśmiechem.
- Pracujcie dalej – zezwolił i uczynił gest, który w jego przekonaniu był królewskim skinieniem.
Ted Nott i Blaise Zabini odmachnęli mu wesoło.
- Jestem twoim sekretarzem – poinformował go Zabini. – Zajmuję się listami od fanów. Co powiesz na sesję zdjęciową?
- Zgódź się Draco, roześlę twoje zdjęcia do wszystkich gazet – wtrąciła się Pansy.
- Eee... rozbieraną? – spytał Draco. – Nie sądzę, żeby matce się to spodobało.
- To może w spodniach ze smoczej skóry? – zaproponował Blaise.
- Chyba sobie żartujesz? – ostudził jego zapędy Draco.
- Jestem twoim prawnikiem – oznajmił Nott. – Powiedz mi szybko, co chcesz zastrzec. Oczywiście imię i nazwisko, ale co jeszcze? Cedzenie słów, zabójczy blond wygląd, choleryczne napady furii...
- To ostatnie niech sobie weźmie ktoś inny – wszedł mu w słowo Draco.
Millicenta Bulstrode, wrażliwa, artystyczna dusza, podsunęła mu do oceny tkaninę, na której namalowany był skomplikowany wzór.
- Podoba ci się? – zapytała wstydliwie. – Pomyślałam, że powinieneś mieć własne godło. Nazwałam je... – zawiesiła głos dla większego efektu. – Zwycięska Fretka.
- Mogłabyś nieco bardziej wycieniować tło wokół pyszczka – doradził jej Draco.
Dziewczyna załamała ręce.
- Wiem, wiem. Masz rację. Jestem do niczego...
Poklepał ją pocieszająco po ramieniu. Milicenta była taka przeczulona.
- A teraz wybaczcie, udam się... – zaczął.
- Żegnaj o Mroczny! – pożegnali go chóralnie, gdy skierował się w stronę drzwi.
Zatrzymał się i zastanowił.
- Właściwie... – zaczął. – Technicznie rzecz biorąc, w tej czekającej nas tytanomachii, nie gram roli tego złego. A to oznacza, umm..., że stoimy po stronie jasności.
Na twarzach obecnych malował się ból i niezrozumienie. Draco pomyślał, że wyglądają, jak Goyle na lekcji zielarstwa.
- Nie rozkazuję, by zabijano ludzi – wyjaśnił przepraszająco.
Czoło Pansy rozjaśniło się.
- Ależ oczywiście, że to robisz Draco – zaprzeczyła. - Pamiętasz, jak Potter przyszedł na eliksiry cały podrapany, a Snape zapytał go, co mu się stało i wtedy Potter uczynił rzecz szlachetną i odpowiedział, że może przeczytać sobie o tym w gazecie, na co ty powiedziałeś...
- Nigdy nie zdarzyło się, aby któryś z takich moich rozkazów został wypełniony! – przerwał jej Draco.
Ślizgoni spojrzeli po sobie z powątpiewaniem.
- Żegnaj, Wasza... Blondynność...? – zaproponował Blaise niepewnie.
Draco wyniośle kiwnął głową.
- Ujdzie – zgodził się i opuścił pokój.
Wszedł szybko do sypialni i wślizgnął się do łazienki. Zamknął drzwi na klucz, oparł się o nie i osunął na podłogę. Odetchnął głęboko by ochłonąć z oszołomienia, a potem zachichotał.
Życie było piękne.


*

Śniadanie następnego ranka nie miało wiele wspólnego ze śniadaniem – przypominało raczej lekcję poglądową, której temat brzmiał „Jak Draco Malfoy święci tryumf”.
Draco spędził długą chwilę przy drzwiach.
- Chcesz, żebym naprężył mięśnie, Creevey? – indagował Colina szczegółowo. - Mam wydąć usta?
Po wypstrykaniu trzech rolek filmu, Ted Nott poinformował Creeveya, że będzie musiał zapłacić za zrobienie zdjęć. Colin zemdlał.
Gdy Draco szedł w stronę stołu Slytherinu, Krukoni i Puchoni zaczęli klaskać. Draco uniósł obie ręce nad głowę i tylko usilne perswazje Pansy powstrzymały go przed zakrzyknięciem „Tak, moi poddani! Miłujcie mnie!”
Cho Chang, która powtarzała ostatni rok („Ślizgacz Codzienny” snuł teorie, że oblała egzaminy, z powodu nieplanowanej ciąży) podeszła do Draco podczas posiłku.
- Cześć – powiedziała kokieteryjnie. – Pomyślałam, że może miałbyś ochotę na miód, który mamy na stole Ravenclawu...
- Błe – skrzywił się Draco lekko. – Odpadki po Potterze. Zmiataj do swojego własnego stołu, Chang. Masz skalane usta. I zabierz ze sobą ten swój miód.
Udobruchał się nieco, gdy do stołu podeszła Padma Patil i zaczęła mu gratulować. Mówiono, że Padma okazywała wyraźną niechęć Weasleyom, co było oznaką wybornego gustu jeśli chodzi o kobiety. Poza tym, Draco słyszał, że Hinduski są niesamowicie giętkie.
Właśnie gawędził z nią leniwie, równocześnie próbując spojrzeć ukradkiem na odbijający się w nożu własny profil, by sprawdzić czy wygląda dzisiaj bardziej dystyngowanie niż zazwyczaj, kiedy nadleciała poczta.
To wydarzenie dość gwałtownie zakończyło ich konwersację.
Draco odetchnął kilka razy, aby się uspokoić, a potem odezwał się, mając nadzieję, że jego głos brzmi mężnie.
- Przepraszam, czy ktoś mógłby mi tu pomóc?
Kiedy wydobyto go spod sterty listów, zaczął pobieżnie przeglądać pergaminy. Niestety, ku jego rozczarowaniu, ojciec nie przesłał mu jeszcze gratulacji. Ale to prawdopodobnie dlatego, że myślał nad szczególnym sposobem, aby wyrazić uznanie okrytemu chwałą potomkowi.
Listy odzwierciedlały blask jego sławy na różne sposoby. Wszyscy Ślizgoni, pomagali mu je sortować.
- Fanklub, fanklub, fanklub – mamrotała Pansy. – Zdjęcia nagich...
Draco, Nott, Crabbe i Goyle podnieśli głowy.
- Nie kobiet – ciągnęła Pansy. – Widać ktoś słyszał plotki, które krążyły o tobie na piątym roku, Draco...
- Nie były prawdziwe! – zjeżył się chłopak. – To wstrętne oszczerstwa!
- Zdjęcia kilku nagich Delacour – stwierdziła Pansy pokrzepiająco i podała im plik fotografii.
Draco poczuł, że jego oczy zachodzą mgłą.
- Wow, to wszystko i jeszcze Cho Chang – westchnął Crabbe. – Lgną do ciebie jak muchy do miodu.
- To one przynoszą miód! I wcale go nie wziąłem! – bronił się Draco. – A postrzeganie Cho Chang jako towaru ekstraklasa to już stare dzieje, koleś. Tak było wtedy, gdy Potter rządził tym miastem, ale teraz to ja jestem szychą.
Nieznośnie pyszałkowaty, nieprzyjemny głos rozdarł powietrze, niczym szpon hipogryfa delikatną, nieskazitelną skórę.
- Dlaczego tak mówisz, Malfoy?
- Eksperymentowałem z nowym stylem – stwierdził wyniośle Draco, notując w pamięci, że twarda gadka nie bardzo mu jeszcze wychodzi, i że powinien ją poćwiczyć w zaciszu swojego pokoju.
Granger, Weasley i Potter stali przy jego stole spoglądając na górę listów. Draco z przyjemnością zauważył, że ich wiecznie zadowolone miny były teraz po prostu grymasami obrzydzenia.
- Oooch, jakże bolesny jest upadek potęgi, prawda? – dodał i ujrzał, że Potter się krzywi. – Nagle ta blizna nie jest już niczym innym, jak tylko ohydnie szpetnym defektem! Już nie jest wabikiem, przyciągającym dziewczęta...
- NIGDY NIE BYŁEM WABIKIEM NA DZIEWCZYNY! – wrzasnął Potter i spłonął rumieńcem, bo wszyscy obecni na sali zaczęli się w niego wpatrywać i chichotać.
Draco pomyślał, że chyba umrze ze szczęścia. Nareszcie cała sława należała do niego! Potter został zdemaskowany i okazał się hałaśliwym, głupkowatym flejtuchem bez krzty seksapilu. Nareszcie życie było takie, jak zawsze wiedział, że być powinno.
- Ostrzegałem cię, żebyś nie podnosił głosu, Potter – zwrócił mu uwagę i przybrał szlachetną, współczującą pozę. – Taki już jest los bohatera. Wiecznie trudzisz się dla dobra ogółu, a potem obserwujesz gdy głupio lekceważą twoją mądrość i podążają ścieżką ku własnej zgubie. Przykre, smutne i tragiczne.
- Zabiję cię Malfoy – warknęła rudowłosa istota człekokształtna.
Draco obdarzył Weasleya jasnym uśmiechem.
- Oj ti, ti, niegrzeczny. Tak mówią słudzy Czarnego Pana.
- Nie zabiję cię dla Sam-Wiesz-Kogo! Zabiję cię za Harry`ego i za moją siostrę!
- Słuchaj, to nie moja wina, że w gazecie wydrukowali artykuł o tym, jak Ginny Weasley zaraziła Thomasa mendoweszkami. „Ślizgacz Codzienny” jest zobowiązany ujawniać czytelnikom prawdę – ciągnął Draco. – No i dostaliśmy anonimowy cynk.
Był anonimowy. Użył przecież pergaminu bez monogramu.
- Niektórzy są tacy przewrażliwieni – zakończył.
Weasley uczynił ruch, jakby chciał się na niego rzucić, na co połowa Hogwartu podskoczyła z oburzeniem.
- Sługa zła!
- Wstydź się!
- Dosięgnie cię krwawa zemsta! – krzyknął Mcmillan, którego zawsze ponosiło w takich momentach. Przesadził stół Hufflepuffu i skoczył na Weasleya.
Draco wycofał się z pola bitwy, unosząc zdjęcia nagich Delacour i z uśmieszkiem na twarzy wyszedł z Wielkiej Sali, nietknięty.
W klasie pojawił się w sam czas, by Snape nagrodził go pięćdziesięcioma punktami za to, że jest wybawcą czarodziejskiego świata.
- Zawsze wiedziałem, że masz to w sobie – powiedział mu Snape. – Gryfoni mają teraz przechlapane, zarozumiałe bałwany.
Draco uśmiechnął się do niego promiennie.
Potter spóźnił się na lekcję i stracił pięćdziesiąt punktów.
- Za niepunktualność i za to, że jesteś wstrętnym małym oszustem – wyjaśnił nauczyciel. – Na miejsce!
Lunch i obiad upłynął na układaniu słów i komponowaniu muzyki do hymnu ku czci Draco, do której to pieśni Nott zastrzegł wszelkie prawa, natychmiast, gdy została stworzona.
Potter przyczłapał przygarbiony i wściekle spojrzał na nucącego i zapisującego coś na serwetce Ślizgona.
Nieudacznicy zawsze się tak zachowują, pomyślał Draco pogodnie. Kręcą się wokół wybrańców i nie dają im spokoju. Żałosna i niedorzeczna próba udowodnienia, że coś znaczą.
- Niezrównany jest blask jego włosów... taaak, w czym mogę ci pomóc, Potter? – zagadnął Gryfona.
- Nigdy nie miałem własnego hymnu – wymamrotał Potter posępnie.
Draco pstryknął palcami i znowu się rozanielił.
- Cóż, Potter – wycedził. – Pewnie dlatego, że jesteś nieharmonijny.


*

Następnego dnia miało miejsce kilka niepokojących wydarzeń.
Gdy - jak przystało na przyzwoitego bohatera - niewinnie i odważnie zmierzał na poranne zajęcia, został pochwycony od tyłu, zaciągnięty do schowka i przyciśnięty do drzwi.
- Weź mnie, Malfoy – wymruczała mu do ucha Ginny Weasley.
Draco niemal umarł z przerażenia.
- Nie dotykaj mnie! Możesz mnie czymś zarazić!
- Wiesz, lata wzajemnego antagonizmu spowodowały, że narosło w nas takie silne napięcie seksualne, nie czujesz tego? – wydyszała.
- Nie wiem! – krzyknął Draco spanikowany. – Ze strachu zapomniałem jak się nazywasz!
- Nasze rody są zwaśnione – kontynuowała z diabelskim błyskiem w oku, który, o czym Draco był absolutnie przekonany, oznaczał, że zamierza poburzyć mu fryzurę. – Jesteśmy jak Romeo i Julia, w zasadzie...
- Powiedz – przerwał jej wywód. – Czy to prawda, że to życie w brudzie jest powodem, dla którego macie te piegi?
Gdy litościwy los pozwolił mu się wreszcie wydostać z pułapki, Draco wyjął z zanadrza list od ojca i przeczytał go, żeby się pocieszyć.
List był krótki i informował, że jego ojciec (Lucjusz Malfoy) w interesie zachowania swojej dochodowej posady (wolontariat z nielimitowanym czasem pracy) na stanowisku prawej ręki niekwestionowanego Władcy Mroku (zwanego dalej Czarnym Panem), zmuszony jest podjąć odpowiednie kroki prawne, w wyniku których on (Malfoy junior), ze względu na swoje plany na przyszłość (czytaj: przeznaczenie, ocalanie świata), zostaje wydziedziczony ze skutkiem natychmiastowym.
Pod tekstem znajdowały się podpisy notariuszy ojca, co Draco ocenił jako zbytek pedanterii.
Oszołomiony, chwiejnym krokiem wszedł do klasy obrony przed czarną magią, gdzie profesor Blackheart, jak zwykle, odprawiał rytualną ceremonię, rzucając na uczniów Niewybaczalne i dotykając intymnych części ciała Morag Macdougal.
- Słyszałem, że jest pan nowym bohaterem – odezwał się nauczyciel wysuwając swój operacyjnie rozdwojony język.
- Cóż – odparł Draco z nieśmiałym uśmiechem.
- Będę pana obserwował, panie Malfoy – ciągnął Blackheart. – Wykryję każdą pana słabość...
- Dziękuję profesorze – powiedział Draco. – Miło wiedzieć, że ktoś się o to zatroszczy.
- Szkoda, że nigdy nie byłeś zbyt dobry na praktycznych zajęciach z obrony przed czarną magią.
- Wolę poznawać akademicką naturę przedmiotu – oznajmił Draco. – Podobam się sobie jako cały i zdrowy teoretyk.
- Zdrowie ci się przyda a teoria dobrą wyda, kiedy mój... chciałem powiedzieć, znakomity Czarny Pan przybędzie, by pożreć twoją duszę.
Profesor Blackheart wybuchnął szaleńczym śmiechem. Draco nie zwróciłby szczególnej uwagi na cały ten incydent – to było normalnie zachowanie nauczyciela – ale zauważył troskę na twarzy Pansy.
- Wiesz – zwróciła się do niego. – Ty naprawdę nie jesteś najlepszy z obrony przed czarną magią.
- Nie rozumiem o co ci chodzi – powiedział chłodno i odwrócił wzrok.
Molestowanie, którego padł ofiarą o poranku i insynuacje, że nie jest biegły w obronie przed czarną magią, zbiły Draco z tropu do tego stopnia, że nie mógł uzyskać odpowiedniego metrum w swojej pieśni. Na domiar złego Pansy powiedziała mu wprost, że określenie „Ślizgoński bóg seksu” jest w stosunku do niego absurdalne i nigdy nie się przyjmie.
Zdecydował więc pocieszyć się trochę i zabawić w swoją nową ulubioną grę: „Dobij Pottera”.
Potter wyglądał jak ludzki wrak (w dodatku potwornie rozczochrany wrak), gdy zwlókł się po schodach do pokoju wspólnego Gryffindoru. Na widok Draco zrobił minę, jakby właśnie boleśnie stoczył się na samo dno, na którym ujrzał świder gryzowy.
- A więc, Potter – szydził Draco. – Słyszałem, że już nie jesteś złotym chłopcem z przepowiedni. Nie jesteś już zwycięzcą. Ani ulubieńcem mas. Żadnego więcej dawania autografów, proszę pana. Będziesz musiał poszukać sobie jakiejś ciepłej posadki. Ale kto jest tym, którego wszyscy teraz pożądają? Kto jest nową gwiazdą? Och tak! To chyba ja. Ja, ja, ja!
Potter spojrzał na niego spode łba.
- Jak do diabła dostałeś się do kwater Gryffindoru... – zaczął i zamilkł na widok Colina Creeveya, który z cielęcym zachwytem wpatrywał się w stosik zdjęć z autografami, na których połyskiwał jeszcze mokry atrament. Potter potrząsnął żałośnie skołtunionymi włosami. – No tak. Wietrzny wielbiciel.
- Słyszałeś, Potter? – dopytywał się Draco troskliwie. – Mam ci to powtórzyć? Ja, ja, ja.
W tym momencie Potter przyskoczył do niego z morderczym błyskiem w oczach i Draco szybko cofnął się o krok. Ten chłopak jest szaleńcem - zawsze to mówił! Dlaczego nikt go nie słuchał?! Dlaczego nie przedsięwzięto podstawowych środków zapobiegawczych, aby chronić bohatera?!
- Fajnie, Malfoy – warknął. – A skoro tak, to powiedz, co zamierzasz zrobić?
Draco uniósł pytająco brwi.
- Kiedy będziesz na śmierć i życie pojedynkował się z Voldemortem – sprecyzował Potter.
- Kiedy co? – spytał Draco głosem dziwnie piskliwym głosem. – Nie. Posłuchaj. Jestem bardzo delikatny. Tak naprawdę nigdy nie doszedłem do siebie po tym wypadku z hipogryfem. Mój ojciec jest przeciwny wszelkim zajęciom pozalekcyjnym.
- Więc niczego nie zaplanowałeś? – indagował ostro Potter. – Przyszedłeś tutaj tylko po to, żeby mi dokuczać, prawda?
Draco opanował się na tyle, że był w stanie zakpić.
- Cóż – stwierdził wyniośle. – Nie sądziłem, że to aż tak oczywiste.
Potter nie okazał ani krzty entuzjazmu. Draco był tym niezmiernie urażony. Zdecydował więc, że przestanie zaszczycać Gryfona swoim towarzystwem i opuścił wieżę.
Usiadł z przyjaciółmi w pokoju wspólnym Slytherinu i zaczęli omawiać jego sesję zdjęciową. Po przedyskutowaniu kilku pomysłów, wszyscy zgodzili się, że najlepiej będzie wyglądał w norkach.
A jednak wszystko to trochę straciło swój urok.
„Kiedy będziesz na śmierć i życie pojedynkował się z Voldemortem”...
Cholerny, cholerny Potter. Zawsze wszystko psuje!
I ojciec go wydziedziczył. I nigdy nie był dobry na żadnym egzaminie z praktyki, był za bardzo stremowany – to przez tę jego wrażliwą, artystyczną duszę. Podczas SUM-ów stłukł szybę, a podejrzewał, że gdyby znalazł się pod większą presją, prawdopodobnie mogłoby wydarzyć się coś znacznie gorszego. Nie żeby to była jego wina, ale...
I ojciec go wydziedziczył. Jego ojciec wiedział, kto zwycięży, ale Draco mu jeszcze pokaże, a potem będzie...
Pokaże mu wygrywając pojedynek z Czarnym Panem?
- Pansy...– wychrypiał głosem, które nie słyszał u siebie od trzeciego roku, a który tym razem nie był oznaką tremy przed meczem quidditcha. – Pansy, myślisz, że naprawdę mogę pokonać Czarnego Pana?
Pansy chwyciła go za rękę i uścisnęła pokrzepiająco. Draco popatrzył na nią wilkiem, ale nie odtrącił jej dłoni.
- Mógłbyś – odrzekła lojalnie. – Myślę, że mógłbyś. Jest w końcu dość stary, prawda? Moja babcia ma bardzo kruche kości; mógłbyś go kopnąć i złamać mu nogę.
Draco spojrzał na nią.
- Mam kopnąć Czarnego Pana w goleń? – westchnął. – Och, Merlinie. Nie potrafię nawet pokonać Pottera w quidditcha.
W tym momencie do rozmowy wtrącili się inni. Wszyscy Ślizgoni świadomi byli faktu, jak łatwo kwestia quidditcha, potrafi ich przygnębić (jeśli nie pogrążyć w czarnej rozpaczy).
- Nie bądź śmieszny Draco...
- ... oczywiście oszukuje...
- ... omiokulary wprawione zamiast normalnych szkieł, na sto procent...
- ... przekupuje madame Hooch...
- ... sypia z nią!
Draco podniósł rękę.
- Tak – powiedział. Tak. Dziękuję wam. Już dobrze. Myślę, że... muszę pomówić z Dumbledore`em. Na temat... ratowania świata.
Pospiesznie wyszedł z pokoju wspólnego.
Jego ojciec zawsze stawał po stronie zwycięzców.


*

Draco wpadł do gabinetu dyrektora w bardzo złym humorze (dodatkowo pogorszonym przez fakt, że zmuszony był wrzasnąć „nie wiesz kim ja jestem?!” do pilnującego wejścia, paskudnie upartego posągu).
- Mam tego dość – stwierdził buntowniczo zaraz po wejściu.
Dumbledore rzucił mu spokojne, wystudiowane spojrzenie sponad swych okularów. Draco zaczynał utwierdzać się w przekonaniu, że ludzie, którzy noszą okulary są wredni i żyją tylko po to, by go dręczyć.
- Czego dokładnie, panie Malfoy?
- Tych całych tajemnic, spraw, które rozwiną się w sposób, w jaki się rozwiną, bzdetów typu „wejdź w mrok, a znajdziesz światło”, i tym podobnych bredni! – wyrzucił z siebie Draco, łypiąc wściekle na dyrektora. – Gdzie moja supertajna, supermagiczna, superbroń ostatecznej zagłady?
Dumbledore zamrugał.
- Proszę?
- Chcę moją magiczną włócznię – sprecyzował Draco. – Albo miecz. Ostatecznie lancę. Poważnie. Przecież musi być coś, co pomoże mi zwyciężyć...
- Drogi chłopcze – wtrącił się Dumbledore. – A kto powiedział, że zwyciężysz?
- Przepraszam – powiedział Draco słabo. – Muszę usiąść.
A jednak nie usiadł. Zdał sobie sprawę, że nadal stoi zjeżony, gapiąc się na dyrektora.
- Przepowiednia mówi, że jeden z was musi umrzeć – wyjaśnił starzec. – Poza tym, nic nie wiemy.
- A Potter o tym wiedział – raczej stwierdził niż zapytał Draco.
Dumbledore przytaknął spoglądając na niego wzrokiem mówiącym „i nie zareagował w ten sposób – jesteś dla mnie wielkim rozczarowaniem”. To takie typowe – pomimo że to Draco był Wybrańcem; pomimo że to sam Los go wskazał, i tak wszyscy zachowywali się, jakby Potter był od niego lepszy.
- I przez całe siedem lat, Potter ani razu nie powiedział, że to debilna przepowiednia? – zapytał Draco. – To znaczy, z całym szacunkiem panie dyrektorze, ale chyba jest pan niespełna rozumu! Powinni pana zamknąć w domu wariatów! Powinien się pan leczyć! Siedemnastolatek, bez żadnego przeszkolenia ma stanąć do walki ze zmartwychwstałym Władcą Mroku! Co to w ogóle za plan?! – Cały trząsł się z oburzenia. – Żaden cholerny Ślizgon nie wymyśliłby tak idiotycznej przepowiedni, wie pan?!
Czuł się tak, jakby wszystkie portrety obserwowały go i oceniały, co oczywiście czyniły, ale Draco zawsze miał wrażenie, że te portrety obdarzają go wyjątkowo wrednymi spojrzeniami. A przecież to niesprawiedliwe, bo znajdował się teraz pod wielką presją, a poza tym miał przecież wtedy tylko cztery lata, i tej terpentyny było naprawdę niewiele, no i w tym czasie wydawało się to świetną zabawą...
Draco odetchnął kilka razy, żeby się uspokoić.
- Rezygnuję – oznajmił kategorycznie. – Niech sobie Potter weźmie to stanowisko z powrotem. Mojemu ojcu się to nie podoba i szczerze mówiąc, nie wygląda to tak, jak się spodziewałem. Miło by było profesorze, jeśli powiedziałby mu pan, że oddaję mu tę robotę z litości, bo nie chciałbym, żeby przez całe swoje żałosne, puste życie, obijał się bez celu, to byłoby...
- Panie Malfoy! – przerwał mu Dumbledore. – Nie może pan zrezygnować z przeznaczenia. Choćby nie wiem jak bardzo miotał się pan i lamentował, a jak na chłopca to zadziwiająco dużo pan się miota i lamentuje. Przeznaczenie jest nieuniknione, nieuchronne i niezmienne.
Draco popatrzył na niego chłodno.
- Mój ojciec dowie się o tym wszystkim.


*

To był koniec. Życie i los były niesprawiedliwe i nienawidziły Draco.
Wychodził z gabinetu dyrektora poważnie zaniepokojony. Musiał być jakiś sposób, żeby się z tego wykręcić – ojciec go wydziedziczył i będzie musiał... będzie..., cóż, a jeśli odniósłby trwałą kontuzję podczas meczu quidditcha i poprosiłby, by zamiast jego, do walki z Czarnym Panem oddelegowano rezerwowego zawodnika?... Tak, to mogło się udać...
Draco zaczął się martwić, że Czarny Pan pewnie nie przyjmie usprawiedliwienia od pielęgniarki szkolnej, gdy nagle został złapany od tyłu za koszulkę, wciągnięty do pustej klasy i pchnięty na drzwi.
Po raz drugi tego samego dnia! Zagotował się ze złości. Kołnierzyk koszuli na pewno był kompletnie zniszczony!
W tym momencie zdał sobie sprawę, że osobą, która porwała go i przycisnęła do drzwi jest Harry Potter.
Oczy rozszerzyły mu się ze zgrozy.
- O nie – powiedział wyciągając różdżkę, żeby obronić się przed napastnikiem. – Nie, nie, nie. Słuchaj, te plotki to bzdura. Paskudne, wstrętne kłamstwa...
- Malfoy, o czym ty...
- Nie jestem..., to nieprawda! A swoją drogą, Potter, to chore, żeby nastawać na cześć...
Potter odsunął się i Draco podziękował w duchu Merlinowi. A potem ujrzał konsternację na twarzy Pottera.
- Malfoy – zapytał Gryfon ostrożnie. – Brałeś coś?
Draco rozejrzał się po sali i stwierdził, że znajdowali się w niej również Granger i Weasley. W pierwszej chwili poczuł niewielką ulgę, ale w następnej wystraszył się jeszcze bardziej.
- Nie – odparł usiłując łopatkami wykopać sobie w drzwiach drogę ucieczki. – Moje ciało jest dla mnie świątynią. Czego chcecie?
Niech nikt nie mówi, że pod presją fizyczną, Draco Malfoy nie jest w stanie przyzwoicie zakpić.
- Myśleliśmy trochę – zaczął Potter jak zwykle obcesowo i żałośnie niezręcznie. Granger przytaknęła we właściwy jej, okropnie przemądrzały sposób, a Weasley po prostu wyglądał jakby zaraz miał zwymiotować.
Dzielenie tych samych emocji z Weasleyem spowodowało, że Draco poczuł się zbrukany.
- Gratuluję, Potter – prychnął i poprawił kołnierzyk. Uniósł wysoko głowę i obrzucił flejtuchowatego drania swoim najbardziej pogardliwym spojrzeniem. – Czy to wszystko...?
- Na Merlina, pozwól mi go walnąć choć raz! – wykrzyknął Weasley, a Granger przytrzymała przyjaciela za rękaw.
- Nie możesz mnie uszkodzić, jestem zbawcą świata – pospiesznie przypomniał Draco zwracając się tak do Weasleya, jak i do Granger oraz Pottera.
Ta trójka to okrutne, opętane istoty. Każdy z nich przynajmniej raz zaatakował go bez powodu. Dobry Merlinie, są jak horda dzikich zwierząt, rozwścieczonych, oszalałych...
- To fakt – zgodził się Potter spokojnie. Sprawiał przy tym wrażenie, jakby miał wielką ochotę przyłożyć Ślizgonowi.
Draco starał się utrzymać z nim kontakt wzrokowy. Tak postępuje się z wilkami, pomyślał. Noszące uświnione okulary, wściekłe psy, to prawie to samo.
- Dlatego musimy ci pomóc – ciągnął Potter. Był wyraźnie znużony i wyglądał jakby miał mdłości, więc prawdopodobnie był bliski ataku szału. Dlatego też Draco nie wytknął mu od razu, że jest obłąkany. – Mamy już... doświadczenie jeśli chodzi o Voldemorta...
- Na Merlina! Nie wymawiaj jego imienia! – przeraził się Draco.
- Voldemort - powtórzył Potter, albo żeby się popisać, albo po prostu żeby zrobić mu za złość. Draco ledwo powstrzymał się, by nie zacząć rwać włosów z głowy. – Mamy praktykę w walce z mrocznymi siłami.
Usta Draco ułożyły się w znajomy, uspakajający grymas drwiny.
- Och, założę się, że strasznie, ale to strasznie martwisz się o moje bezpieczeństwo. – W końcu jego własny ojciec wcale się o to nie troszczył.
W odpowiedzi Potter także uśmiechnął się drwiąco. A niech to, wiedziałem, że jest coś jeszcze, co Nott powinien był zastrzec!
- Nie aż tak strasznie. Ale jesteś ostatnią nadzieją czarodziejskiego świata, więc musimy coś zrobić.
- Dlaczego miałbyś robić cokolwiek? – spytał Draco. – Nie jesteś juz Wybrańcem, więc po co?
Potter zamrugał.
- Bo tak trzeba?
- Zupełnie cię nie rozumiem – stwierdził Draco, przyglądając mu się tępawo.
Potter bez wątpienia był szaleńcem, pytanie brzmiało jednak, na ile aktualnie jego szaleństwo jest niebezpieczne?
Granger zakaszlała.
- Biblioteka – zaproponowała, obrzucając Draco zdegustowanym spojrzeniem. – Mogę poszukać czegoś w bibliotece.
- Umiem czytać – poinformował ją Draco lodowatym tonem. – Czy któreś z was ma może magiczną, supertajną broń ostatecznej zagłady?
Życzyłby sobie, aby ludzie nie patrzyli na niego w ten sposób, gdy zadawał to pytanie. Przecież było bardzo sensowne.
- Nie – odezwała się w końcu Granger. – Stres ci zaszkodził, Malfoy?- wycedziła przez zaciśnięte zęby. – Jesteśmy tutaj, aby ci pomóc!
Draco uniósł ręce w geście rozpaczy.
- Czy wyście zwariowali? – zapytał ostro, a potem przypomniał sobie z kim rozmawia. – Pozwólcie, że wyjaśnię wam to inaczej – powiedział. – Uczniak walczący z mistrzem zła, jeden na jednego, twarzą w twarz, to idiotyczny plan. Nie możecie sklecić naprędce taktyki obronnej z babskich notatek z podręczników. Na dodatek opartej na brawurze, która niewątpliwie jest wasza obsesją. Nie możecie zrobić „wszystkiego co w waszej mocy” i liczyć, że to wystarczy. Nie możecie stworzyć grupy złożonej z trzech odważniaków i łudzić się, że przeżyjecie tylko dlatego, że świat was kocha. Świrnięte bohaterskie czubki! Nie jestem zainteresowany waszą pomocą. A jeśli jeszcze kiedyś będziecie chcieli ze mną porozmawiać, musicie najpierw umówić takie spotkanie przez mojego sekretarza!
Gdy wychodził z sali, Potter złapał go za rękaw. Draco nie mógł pojąć, dlaczego fakt, że nagle okazał się bohaterem, powodował, że ludzie traktowali go z nadmierną poufałością.
- Przestań, Malfoy, pomyśl. Tu nie chodzi już tylko o ciebie, musisz wziąć odpowiedzialność za...
- Puszczaj! – rozkazał Draco i uraczył go najbardziej drwiącym ze swoich drwiących uśmieszków. – I przestań za mną łazić. To zaczyna się robić naprawdę żenujące.
Uciekł, wciąż słysząc za plecami ich oburzone prychnięcia.


*

- Naprawdę chciałabym ci pomóc Draco – powiedziała Pansy. – Ale ściągałam na wszystkich egzaminach w zeszłym roku.
Podobnie jak reszta. Jedyną osobą, która nie oszukiwała, był Draco – nie pozwoliło mu na to wrodzone poczucie godnoś...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin