Opowieści 30 - W cieniu podejrzeń - Margit Sandemo.pdf
(
654 KB
)
Pobierz
25216301 UNPDF
MARGIT SANDEMO
W CIENIU PODEJRZE
Ń
ROZDZIAŁ I
Z mlecznobiałej, g
ę
stej mgły spowijaj
ą
cej
ś
wiadomo
ść
wyłaniał si
ę
obraz.
Rozproszony i nieuchwytny. Nie potrafiła go skojarzy
ć
z niczym znajomym.
Miała wra
Ŝ
enie,
Ŝ
e stoi w pogr
ąŜ
onej w półmroku zamkowej krypcie. Z oddali
dochodziły ciche d
ź
wi
ę
ki chorału gregoria
ń
skiego
ś
piewanego gł
ę
bokim głosem.
Najpierw ujrzała r
ę
ce.
Niczym wyrze
ź
bione przez artyst
ę
spoczywały na piersi m
ęŜ
czyzny. Były silne i
kształtne. Ogarn
ę
ła j
ą
absurdalna t
ę
sknota, by poczu
ć
ich dotyk.
Przeniosła wzrok na twarz le
Ŝą
cego i niemal wstrzymała oddech.
Wydał si
ę
jej najprzystojniejszym m
ęŜ
czyzn
ą
, jakiego kiedykolwiek widziała. Ciemne
kr
ę
cone włosy okalały twarz o niewiarygodnie czystych rysach. Nie było w niej nic z
kobiecego pi
ę
kna, wprost przeciwnie, odzwierciedlała pierwotn
ą
sił
ę
. Ruchliwe płomienie
ś
wiec tworzyły cienie pod jego ko
ść
mi policzkowymi. Rz
ę
sy zdawały si
ę
kruczoczarne, a
brwi mocno zarysowane, nos prosty, usta pełne. Opalona skóra o barwie złocistej nieco
skrywała blado
ść
.
Cała posta
ć
, ubrana na czarno, sprawiała wra
Ŝ
enie tak doskonale zbudowanej, i
Ŝ
wydawało si
ę
,
Ŝ
e została stworzona z inspiracji mistrza.
M
ęŜ
czyzna był martwy.
Obraz zacz
ą
ł si
ę
oddala
ć
, a
Ŝ
znikn
ą
ł zupełnie.
Próbowała wydosta
ć
si
ę
z mgły, która j
ą
otaczała, jednak wszystko dokoła si
ę
rozmywało. Czuła si
ę
tak, jakby jej
Ŝ
ycie składało si
ę
z okruchów rozbitego lustra,
rozrzuconych w kł
ę
bach g
ę
stego, białego jak mleko dymu. Jaskrawe, migoc
ą
ce kryształki
kr
ąŜ
yły powoli dookoła i nie dawały si
ę
złapa
ć
.
Na chwil
ę
pojawił si
ę
w pami
ę
ci jeszcze jeden fragment: co
ś
małego, czarnego i
czworok
ą
tnego.
- Mam to - wymamrotała niewyra
ź
nie. - Musz
ę
mu to odda
ć
.
Jakby z daleka usłyszała pytanie:
- Co pani mówiła?
Automatycznie przetłumaczyła na francuski to, co przed chwil
ą
powiedziała.
Obcy głos nale
Ŝ
ał do osoby pewnej siebie, pogodnej, z poczuciem humoru.
- Co takiego pani ma?
Obraz ponownie znikn
ą
ł.
- Nie wiem. Krypta zamkowa... Nie, nie pami
ę
tam.
- Kim jest „on”? Powiedziała pani: „Musz
ę
mu to odda
ć
”. .
- Nie wiem. Jestem taka zm
ę
czona.
- Wspomniała pani o krypcie zamkowej. Skupiła si
ę
, by sobie przypomnie
ć
.
- Ach, to! To tylko obraz ze snu. Snu o kim
ś
doskonałym, nieosi
ą
galnym. On nie
istnieje.
- Czy to jemu miała pani odda
ć
to co
ś
?
- Nie, nie - odparła zniecierpliwiona. - Przecie
Ŝ
on nie
Ŝ
ył. Ten sen miał chyba
znaczy
ć
,
Ŝ
e to, co doskonałe, nie istnieje w
ś
wiecie
Ŝ
ywych. To tylko utopia.
Otworzyła oczy i ujrzała obc
ą
m
ę
sk
ą
twarz. Zreszt
ą
wszystko tutaj było jej obce, nie
znała tej rzeczywisto
ś
ci. Nie mogła tak
Ŝ
e przypomnie
ć
sobie swej przeszło
ś
ci, otaczała j
ą
ogromna pustka.
Twarz o piwnych oczach i, co do
ść
zabawne, pokryta piegami, była nawet
poci
ą
gaj
ą
ca, mogła si
ę
podoba
ć
. Jak
Ŝ
e jednak mo
Ŝ
na twierdzi
ć
,
Ŝ
e co
ś
jest pi
ę
kne, je
ś
li
wcze
ś
niej we
ś
nie widziało si
ę
kogo
ś
tak fantastycznego, jak m
ęŜ
czyzna z podziemia?
W pokoju unosił si
ę
silny szpitalny zapach. Nieznajomy, siedz
ą
cy przy jej łó
Ŝ
ku, miał
na sobie biały fartuch.
Ponownie zamkn
ę
ła oczy. Zadała klasyczne pytanie: , Gdzie ja jestem?
- W szpitalu, w Cannes.
- W Cannes? Na Riwierze? Ale ja przecie
Ŝ
nie znam francuskiego.
- Mówi pani
ś
wietnie po francusku, mademoiselle. Oszołomiona przetarła r
ę
k
ą
czoło.
Ci
ą
gle szukała w pami
ę
ci jakiego
ś
punktu zaczepienia, ale znajdowała tylko okruchy
rozbitego lustra.
M
ęŜ
czyzna, który najwidoczniej był lekarzem, spytał:
- Zanik pami
ę
ci?
Zastanowiła si
ę
.
- Nie - odparła po chwili. - Nie wierz
ę
w co
ś
takie go jak zanik pami
ę
ci. To tylko
chwyt cz
ę
sto stosowany przez pisarzy, bo tak jest ciekawiej. W rzeczywisto
ś
ci jednak to
bardzo rzadkie zjawisko.
- To prawda. Jest pani inteligentna, mademoiselle.
Co
ś
za
ś
witało jej w głowie i gorzko si
ę
u
ś
miechn
ę
ła.
- Nazwał mnie głupi
ą
. „Głupia kwoka”, powiedział.
- Kim jest „on”?
- Nie wiem. Wszystko wydaje si
ę
takie niewyra
ź
ne.
Nagle zadr
Ŝ
ała.
- Co si
ę
stało? - zaniepokoił si
ę
lekarz. - Co
ś
pani
ą
przestraszyło.
- Tak. Gdzie
ś
czai si
ę
zło. Rozumie pan, moj
ą
ś
wiadomo
ść
spowija g
ę
sta biała mgła.
Nagle z tej mgły wyłoniło si
ę
co
ś
du
Ŝ
ego i ciemnego, przepełnionego złem. Nie udało mi si
ę
odgadn
ąć
, co to takiego, bo ju
Ŝ
znikn
ę
ło.
- Blokada?
- My
ś
li pan,
Ŝ
e pod
ś
wiadomie tłumi
ę
wspomnienia, gdy
Ŝ
jest w nich co
ś
, czego nie
znios
ę
? Nie, nie s
ą
dz
ę
.
- W takim razie co to takiego? Zawahała si
ę
, lecz po chwili odparła:
- Uwa
Ŝ
am,
Ŝ
e jestem pod wpływem jakiego
ś
ś
rodka.
- Czy pani jest narkomank
ą
?
- Nie, oczywi
ś
cie,
Ŝ
e nie. Ale z drugiej strony mogła bym przysi
ą
c,
Ŝ
e nie znam
francuskiego, a tak nie jest, wi
ę
c ju
Ŝ
sama nie wiem. W moim
Ŝ
yciu mogło si
ę
bardzo wiele
wydarzy
ć
. Jednak nie mog
ę
sobie wyobrazi
ć
,
Ŝ
ebym kiedykolwiek próbowała narkotyków.
Nie, nie ja.
Lekarz przysun
ą
ł si
ę
bli
Ŝ
ej.
- Musimy rozwikła
ć
ten problem. Na szcz
ęś
cie nie nast
ą
pił całkowity zanik pami
ę
ci,
poniewa
Ŝ
potrafi pani mówi
ć
i jasno ocenia
ć
sytuacj
ę
. Czy wie pani, jak si
ę
pani nazywa?
Zastanowiła si
ę
, zaledwie ułamek sekundy szukała w pami
ę
ci.
- Tak. Marie - Louise - odparła. U
ś
miechn
ę
ła si
ę
rozmarzona. - Nazywał mnie Malou.
- Czy to ten sam człowiek, o którym pani wcze
ś
niej wspomniała?
- Prawdopodobnie. Ale nie mog
ę
go sobie przypomnie
ć
. Co
ś
mi przeszkadza.
- Pani nie jest Francuzk
ą
. Na pocz
ą
tku mówiła pani w jakim
ś
skandynawskim j
ę
zyku.
Sk
ą
d pani pochodzi?
- Z Norwegii - odrzekła bez zastanowienia. Potem znowu si
ę
zawahała. - Nazywam
si
ę
Marie - Louise Krogh i mieszkam w Oslo.
- Naprawd
ę
? - spytał zaskoczony. - Czy pami
ę
ta pani, jak pani wygl
ą
da?
- Tak, niestety.
- Dlaczego niestety?
- Poniewa
Ŝ
nie ma nic szczególnego do pami
ę
tania - westchn
ę
ła. - Br
ą
zowe włosy.
Br
ą
zowe oczy. Przeci
ę
tne rysy,
Ŝ
adnych znaków szczególnych, gdyby kto
ś
mnie chciał
poszukiwa
ć
. Gin
ę
w tłumie.
- No có
Ŝ
, niezupełnie bym si
ę
z tym zgodził - zaprotestował. - Jeszcze nigdy nie
widziałem osoby o tym samym kasztanowobr
ą
zowym kolorze włosów, brwi i rz
ę
s. Bardzo
frapuj
ą
ce. A pani oczy, tak
Ŝ
yczliwe i sympatyczne! Linie w ich k
ą
cikach
ś
wiadcz
ą
o du
Ŝ
ym
poczuciu humoru, mimo
Ŝ
e teraz jest pani powa
Ŝ
na. Wymowne i pi
ę
kne usta. U
Ŝ
ywaj
ą
c
okre
ś
lenia „wymowne”, nie mam oczywi
ś
cie na my
ś
li tego,
Ŝ
e pani du
Ŝ
o mówi.
- W jaki sposób trafiłam do tego szpitala?
- Znaleziono pani
ą
w górach, niedaleko Grasse.
Weszła piel
ę
gniarka, lecz Marie - Louise nie miała nawet siły odwróci
ć
głowy.
Usłyszała tylko, jak tamta powiedziała co
ś
szeptem do lekarza i wyszła.
- W moich wspomnieniach pojawił si
ę
nowy obraz - wyznała Marie - Louise. - To
kobieta. Nosi dziwne imi
ę
. Nie lubi
ę
jej.
- Mo
Ŝ
e to zazdro
ść
? - spytał lekarz z u
ś
miechem.
- Niewykluczone. Jest bardzo pi
ę
kna. Jak ona miała na imi
ę
? Nie, nie mog
ę
sobie
przypomnie
ć
.
- Prosz
ę
opowiedzie
ć
raczej o swoim
Ŝ
yciu w Norwegii. Musimy zacz
ąć
od tego
okresu, bo najwyra
ź
niej wi
ę
cej pani pami
ę
ta. Czy ma pani rodzin
ę
?
Ten temat nie budził miłych wspomnie
ń
.
- Tak, rodziców. Oni... si
ę
rozwiedli. Tak! Teraz przypomniałam sobie co
ś
wa
Ŝ
nego.
Chodziłam do szkoły. Niestety, nie ko
ń
cz
ą
ce si
ę
konflikty i wreszcie rozwód miały na mnie
tak negatywny wpływ,
Ŝ
e nie uko
ń
czyłam nauki.
- Czuje si
ę
wi
ę
c pani nieszcz
ęś
liwym dzieckiem z rozbitej rodziny?
- Nie, nie to chciałam powiedzie
ć
. Widocznie mój umysł nie pracuje jeszcze
normalnie. Wa
Ŝ
ne jest to,
Ŝ
e kiedy przerwałam nauk
ę
, rodzice postanowili wysła
ć
mnie do
Pary
Ŝ
a, abym si
ę
podszkoliła we francuskim. Jako dziewczyna do dziecka.
- Aha, teraz wszystko zaczyna si
ę
wyja
ś
nia
ć
. Czy pani tam pojechała?
Przymkn
ę
ła oczy.
- Tak. Jestem bardzo zm
ę
czona.
- Rozumiem. Zaraz sko
ń
czymy. Czy pami
ę
ta pani, kiedy przyjechała do Pary
Ŝ
a?
Marie - Louise zamy
ś
liła si
ę
.
- W pa
ź
dzierniku. Kiedy sko
ń
czyłam dwadzie
ś
cia lat.
- W pa
ź
dzierniku? Mamy wrzesie
ń
. A według paszportu ma pani prawie dwadzie
ś
cia
jeden lat. Uporz
ą
dkowali
ś
my wi
ę
c daty. Teraz musimy tylko ustali
ć
, co pani pami
ę
ta z
ostatniego okresu.
Plik z chomika:
MonikaBk
Inne pliki z tego folderu:
Opowieści 44 - Przeznaczenie - Margit Sandemo.pdf
(1335 KB)
Opowieści 42 - Wymarzony przyjaciel - Margit Sandemo.pdf
(511 KB)
Opowieści 41 - W mroku nocy - Margit Sandemo.pdf
(699 KB)
Opowieści 40 - Złoty ptak - Margit Sandemo.pdf
(601 KB)
Opowieści 39 - Nierozwikłana zagadka - Margit Sandemo.pdf
(466 KB)
Inne foldery tego chomika:
Erotyczne
Historia Kościoła Katolickiego
Lew Tołstoj - Wojna i Pokój
Margrit Sandemo - Saga o Czarnoksiężniku
Margrit Sandemo - Saga o Królestwie Światła
Zgłoś jeśli
naruszono regulamin