Eskapada - Palmer Diana.pdf

(2699 KB) Pobierz
Kyle Susan (D. Palmer) ESKAPADA
Susan Kyle (Diana Palmer)
ESKAPADA
Siostrze Dannis Spaeth Cole poświęcam
Rozdział I
Tłum i gwar w dokach przy Prince George Wharf był dla
Amandy miłym zaskoczeniem. W jej domu w San Antonio
w Teksasie panowała ostatnio dość ponura atmosfera.
W tutejszych butikach, urządzonych w europejskim stylu,
brytyjski angielski dźwięcznie się mieszał z miejscowym
patois. Amandzie bardzo się ta mieszanka podobała. Zwykle
miała wystarczająco dużo czasu i pieniędzy, żeby pozwolić
sobie na drobne przyjemności, jednak od czasu pogrzebu
ojca, to jest od trzech dni, jej budżet poważnie się
zmniejszył. Pracowała dla gazety i spółki wydawniczej,
które należały do rodziny. Testament ojca zastrzegał jednak,
że nie odziedziczy majątku, dopóki nie skończy dwudziestu
pięciu lat (zostały jej jeszcze dwa) lub wcześniej nie
wyjdzie za mąż.
Harrison Todd miał dość konserwatywne poglądy na
temat kobiet zajmujących się interesami. Kiedy Amanda
powiedziała mu, że marzy o studiowaniu rachunkowości,
doprowadziło go to do szewskiej pasji. Na szczęście Josh
 
przygotował ją do studiów.
Joshua Cabe Lawson, wspólnik ojca, pomagał jej zawsze
— zarówno przed jego śmiercią, jak i teraz. To on załatwił
jej lot do Nassau na Opal Cay na Bahamach jednym z
samolotów należących do Lawson Company, dzięki czemu
mogła spędzić tydzień na wyspie i odzyskać równowagę
emocjonalną.
Wyczerpana fizycznie i psychicznie, nie oponowała. Josh
był wykonawcą woli ojca, co oznaczało, że przyszłość
finansowa Amandy była — przynajmniej obecnie — w jego
rękach. Wiedziała, że doprowadzi to do wielu kłótni,
ponieważ Josh był równie uparty jak ona. Dotychczas
zawsze jej pomagał i wspierał; teraz stali się rywalami.
Lawson Company w San Antonio w Teksasie
produkowała systemy komputerowe i komputery osobiste, w
związku z międzynarodowym sukcesem firmy Josh, jej
prezes, często podróżował. Brad, jego brat, wiceprezes do
spraw marketingu, miał czar i charyzmę, której Joshowi
brakowało.
Brad i Amanda znali się od dziecka. Chodzili do innych
liceów, ale uczęszczali do tej samej prywatnej szkoły
wyższej w San Antonio. Josh studiował wtedy w
ekskluzywnej akademii wojskowej. Nauczył się tam surowej
dyscypliny, co mu bardzo pomogło przy przejęciu i
zarządzaniu firmą ojca w wieku dwudziestu czterech lat. Już
w pierwszym roku kierowania zwiększył zyski o piętnaście
procent. Na początku zarząd firmy nie miał do niego
zaufania. W końcu zaczęli z nim współpracować, wciąż nie
wiedząc, co myśleć o Bradzie. Amanda zawsze żywiła doń
siostrzane uczucia. Kiedy stary Lawson umarł dziesięć lat
temu, uczucie to pogłębiło się. Była zadowolona, że
przyjechał po nią na lotnisko. Josha jak zwykle pochłaniały
interesy.
— Czy Josh kiedykolwiek odpoczywa? — zapytała
wysokiego, przystojnego mężczyznę, z którym spacerowała
 
wzdłuż doków w Nassau.
— Z głodu to on na pewno nie umrze. — Brad uśmiechnął
się cynicznie. Zwrócił swoją twarz o ostrych rysach w
stronę ciepłego, morskiego powietrza i przymknął oczy.
— To prawda, Josha interesuje wyłącznie robienie
pieniędzy, przynajmniej odkąd opuściła go Terri.
Amanda nie wspominała Terri miło. Nie miała jej nic do
zarzucenia, po prostu chciała dla Josha kogoś specjalnego.
Nie wiedziała, skąd się wzięło odczucie, że Terri do niego
nie pasuje, była jednak o tym zupełnie przekonana.
Popatrzyła w stronę zatoki. W porcie cumowały białe,
wielkie statki wycieczkowe. Tylko raz płynęła takim i
cierpiała wtedy na chorobę morską. Kiedy już musiała
podróżować, wolała samolot.
Amanda zatrzymała się przy straganie i uśmiechnęła do
nieśmiałej dziewczynki, która pilnowała stoiska swojej
babci.
— Ile? — spytała, wskazując na wyjątkowo ładny
konopny kapelusz, ozdobiony purpurowymi kwiatami.
—- Cztery dolary — odpowiedziała dziewczynka.
Amanda wyjęła z kieszeni białych bermudów pięć dolarów i
wręczyła małej.
—- Nie, nie, zatrzymaj resztę — powiedziała, gdy ta
wydała jej kolorowego bahamskiego dolara. Dziewczynka
uśmiechnęła się i podziękowała.
— Okropnie rozpieszczasz sprzedawców — mruknął
Brad. — Masz już przecież mnóstwo kapeluszy. Nawet się
nie potargujesz!
— Wiem, ile trzeba czasu, żeby zrobić taki kapelusz czy
portmonetkę. Turystom zależy tylko na tym, żeby wydać jak
najmniej. Nie zdają sobie sprawy, ile tu kosztuje życie. Ci
sprzedawcy bardzo ciężko pracują, żeby się utrzymać.
— I pewnie uważasz, że milion dolarów za domek na
plaży to wcale niedużo.
— To bogaci, obcy właściciele, którzy nawet tu nie
 
mieszkają, wyparli mieszkańców Bahama z ich własnej
ziemi — powiedziała obojętnie.
Brad zatrzymał się. Przyglądał się jej badawczo przez
okulary słoneczne. Była wysoka i szczupła. Miała czarne
włosy, długie aż do pasa. Nie była pięknością, lecz ubierała
się w sposób, który podkreślał jej urodę. Miała dobre serce.
Gdyby ojciec nie był dla niej tak surowy, prawdopodobnie
już dawno wyszłaby za mąż i chowała gromadkę dzieci.
— Wszystkim było bardzo przykro z powodu śmierci
twojego ojca — powiedział poważnie. — Dla ciebie,
jedynaczki, to musi być szczególnie ciężkie.
Wzruszyła ramionami.
—- Dopóki nie zachorował, bardzo rzadko bywał w
domu, ale nawet wtedy wolał towarzystwo pielęgniarki niż
moje. Widziałam go tylko, gdy się kłóciliśmy, co mam dalej
robić.
— Tak, pamiętam - uśmiechnął się Brad. – Harrison
chciał cię wysłać w rejs w interesach, a ty poszłaś na
uniwersytet studiować rachunkowość.
Amandę przeszedł dreszcz.
— To była pierwsza walka, jaką wygrałam, i do dziś mam
po niej blizny. Wiedziałam jednak, że jeśli mu się nie
sprzeciwię, to już nigdy nie będzie mnie na to stać. Zanosiło
się, że zostanę piątą żoną Della Bartletta. Na samą myśl o
tym dostaję mdłości.
— Ja też, choć nie jestem kobietą.
Uśmiechnęła się. Jej twarz przybrała żywy, figlarny
wyraz, jaki Brad pamiętał z czasów, kiedy była nastolatką.
Amanda i ojciec nie byli do siebie przywiązani, nawet po
śmierci jej matki, po której Harrison odziedziczył wcale
pokaźny majątek. Mimo swojej surowości nie zdołał wszak
zmienić serdecznego charakteru córki. Ominęło ją jednak
wiele przyjemności. Ojciec strzegł jej jak oka w głowie.
— Wyglądasz jakoś tak... diabelsko, kiedy się śmiejesz—
zauważył Brad. — Pamiętasz jeszcze tego złośliwego kota,
 
którego kiedyś miałaś?
— Jak mogłabym zapomnieć. — Śmiała się. — Pchnął
Josha na kaktus!
— A ty potem przez pół godziny wyciągałaś mu kolce za
pomocą pęsetki i latarki. Josh nie znosił, jak go ktoś
dotykał. Musztra wojskowa sprawiła, że stał się oziębły.
Wtedy nikomu nie pozwalał się do siebie zbliżyć, tylko
tobie. I teraz jesteś jego pieszczoszką. Myśli, że do niego
należysz.
— Co ty pleciesz! Byłam wystarczająco rozpieszczana,
kiedy jeszcze żył ojciec. Josh jest tylko moim przyjacielem,
tak jak ty. To wszystko.
Amanda zawołała dorożkę. Koń miał na łbie kolorowy,
słomiany kapelusz.
— Proszę nas przewieźć po Bay Street — powiedziała,
pokazując dziesięciodolarówkę.
— Wsiadajcie. — Woźnica posłał im uśmiech.
Amanda i Brad wsiedli. Powóz ruszył gwałtownie. Mijali
piękne osiemnastowieczne zabudowania, w które
wkomponowane były wysokie banki i hotele.
— Jak praca?
— Męczarnia! — wykrzyknęła Amanda. — „Todd
Gazette" należała do majątku mojej mamy, ale ojciec
zastawił ją, kupując akcje, a potem nie wykupił jej w
terminie. Brakowało mu smykałki do interesów. Josh mówi,
że ma polisę i spłaci długi, ale dopóki nie skończę
dwudziestu pięciu lat lub nie wyjdę za mąż, nie będę miała
na to wpływu.
Kiedy pomyślała sobie, jak źle są prowadzone, te interesy,
na jej twarzy pojawił się grymas. Chciała porozmawiać o
tym z Joshem, był jednak tak zajęty, że nie mogła go złapać
nawet telefonicznie. Potrzebowała odpoczynku, poza tym
wycieczka dawała jej doskonałą okazję, żeby przekonać
Josha, że powinna przejąć kontrolę przynajmniej nad
częścią gazety. W przeciwnym razie groziło jej bankructwo.
 
Zgłoś jeśli naruszono regulamin