Fryderyk Nietzsche-Z Genealogii Moralności-Dobre i Złe, Dobre i liche.docx

(45 KB) Pobierz

"Dobre i Złe", "Dobre i Liche"

Autor tekstu: Fryderyk Nietzsche

 

Z genealogii moralności: Rozprawa I

1.

Ci angielscy psychologowie, którym też dotąd zawdzięczamy jedyne usiłowania doprowadzenia do jakiejś historyi powstawania moralności, — sami są dla nas niemałą zagadką; wyznam nawet, że właśnie z tego powodu, jako wcielone zagadki, górują czemś istotnem nad swemi książkami — o n i  s a m i  s ą  z a j m u j ą c y! Ci angielscy psychologowie — czegóż chcą oni właściwie? Znajdujemy ich, mniejsza — dobrowolnie czy niedobrowolnie, zawsze przy tem samem dziele, mianowicie wysuwających na pierwszy plan la partie honteuse naszego świata wnętrznego i szukających tego, co jest istotnie czynne, kierownicze i o rozwoju rozstrzygające, tam właśnie, gdzie duma intelektualna człowieka ż y c z y ł a b y  s o b i e znaleźć je najpóźniej (na przykład w vis inertiae nawyknienia lub w zapominawczości, lub w przypadkowem zadzierzganiu się i mechanice idei, lub w czemś czysto biernem, automatycznem, odruchowem, molekularnem i zasadniczo tępem). Cóż gna właściwie tych psychologów zawsze tylko w tym kierunku? Czy jest to tajemny, skrycie złośliwy, prostacki, przed samym sobą może nie zdradzający się instynkt zmniejszania człowieka? Lub może jakaś pesymistyczna podejrzliwość, nieufność rozczarowanych, sposępniałych zjadowiciałych i pozieleniałych idealistów? Lub małostkowa podziemna nieprzyjaźń i rancune przeciw chrześcijaństwu (i Platonowi), która może nawet nie wydostała się ponad próg świadomości? Lub czyżby aż chutne smakowanie w tem, co zadziwiające, boleśnie paradoksalne, wątpliwe i bezsensowne w istnieniu? Lub wreszcie — wszystkiego potrosze, nieco prostactwa, nieco sposępnienia, nieco przeciwchrześcijańskości, nieco łaskotki i potrzeby pieprzu?… Lecz słyszę, że są to po prostu stare, zimne, nudne żaby, które wkoło człowieka, w wnętrze człowieka włażą i skaczą, jak gdyby tu naprawdę były w swoim żywiole, to jest w swem b a g n i e. Słucham tego odpornie, co więcej, nie wierzę temu: i jeśli pragnąć można, gdzie wiedzieć nie można, to pragnę z serca, by się odwrotnie rzecz z nimi miała, — by ci badacze i mikroskopicy ducha, byli w gruncie dzielnymi, wielkodusznymi i dumnymi zwierzami, które swe serce i ból swój na wodzy trzymać umieją i wychowały się po to, by wszelką pożądaność złożyć, w ofierze prawdzie, w s z e l k i e j prawdzie, nawet prostackiej, cierpkiej, szkaradnej, wstrętnej, niechrześcijańskiej, niemoralnej prawdzie,.. Bo są takie prawdy.

2.

Czołem więc przed dobrymi duchami, które w tych historykach moralności może władną! Lecz to pewna niestety, że zbywa im na samym duchu h i s t o r y c z n y m, że opuściły ich właśnie wszystkie dobre duchy samej historyi! Wszyscy oni razem myślą, jak to już starym jest filozofów zwyczajem, z g r u n t u niehistorycznie: to nie ulega wątpliwości. Partactwo ich genealogii moralności wychodzi od razu na jaw tam, gdzie trzeba wyśledzić pochodzenie pojęcia i oceny „dobry". „Pierwotnie — tak wyrokują — postępki nieegoistyczne chwalone były i zwane dobrymi przez tych, którym zostały wyświadczone, więc tych, którym były p o ż y t e c z n e; później z a p o m n i a n o  o  tym źródle pochwały, a postępki nieegoistyczne dlatego po prostu, że z  p r z y z w y c z a j e n i a chwalono je jako dobre, odczuwano też jako dobre — jak gdyby same w sobie były czemś dobrem". Widać od razu, że ten pierwszy wywód zawiera prawie wszystkie typowe rysy idyosynkrazyi psychologów angielskich, — mamy „pożyteczność ", "zapomnienie", „przyzwyczajenie" i w końcu „błąd", wszystko jako podwalina oceny wartości, z której człowiek wyższy był dotąd przeważnie dumny, jako z pewnego rodzaju przywileju człowieka. Ta duma winna być upokorzona, ta ocena wartości pozbawiona wartości: czy osiągnięto to?… Otóż dla mnie jasne jest najpierw, że teorya ta szuka i umieszcza w miejscu fałszywem właściwe ognisko powstania pojęcia „dobry": sąd „dobry" n i e od tych pochodzi, którym się „dobro" wyświadcza! To raczej sami „dobrzy", to znaczy do- stojni, możni, wyżsi stanowiskiem i duchem odczuwali i oznaczali siebie samych i swą działalność jako dobrą, to jest wyższą, w przeciwstawieniu do wszystkiego, co niskie, małoduszne, pospolite i gminne. Z tego p a t o s u  o d l e g ł o ś c i dobyli sobie dopiero prawo stwarzania wartości, wykuwania mian wartości. Cóż obchodziła ich pożyteczność! Punkt widzenia pożyteczności jest właśnie w stosunku do tak gorącego wypływu najwyższych porządkujących i wynoszących wedle stopni ocen wartości tak obcy i nieodpowiedni, jak tylko być może: tu doszło właśnie uczucie do przeciwieństwa owego niskiego stopnia ciepłoty, który każda wyrachowana roztropność, każdy calcul użyteczności z góry każe przypuszczać, — i to nie na jeden raz, nie na godzinę wyjątku, lecz na długie trwanie. Patos dostojności i odległości, jak się rzekło, trwałe i dominujące zbiorowe i podstawowe uczucie wyższego i władnącego gatunku względem gatunku niższego, pewnego „u dołu" — otóż t o jest źródłem przeciwstawienia pojęć „dobre" i „złe". (Pańskie prawo nadawania nazw sięga tak daleko, żeby należało sobie pozwolić pojmować źródło samej mowy jako przejaw mocy panujących: mówią oni „to j e s t tem a tem", pieczętują każdą rzecz i zdarzenie dźwiękiem i przez to niejako biorą je w posiadanie). Z tego pochodzenia wynika, że słowo „dobry" wcale nie wiąże się z góry koniecznie z nieegoistycznymi postępkami: jak to jest zabobonem owych genealogów moralności. Raczej dopiero z a  u p a d k u arystokratycznej oceny wartości narzuca się całe to przeciwstawienie „egoistyczny", „nieegoistyczny" ludzkiemu sumieniu, a z niem, aby wyrazić się moim językiem, i n s t y n k t  s t a d n y dochodzi w końcu do słowa (także do s ł ó w). A i wtedy wiele czasu jeszcze minie, zanim ten instynkt w tej mierze się spanoszy, że moralna ocena wartości zaczepi się właśnie o to przeciwstawienie i utknie (jak to na przykład stało się w współczesnej Europie: panuje dziś przesąd, który pojęcia „moralny", „nieegoistyczny", „désinteresssé", za równowartościowe uważa, już z siłą "idee fixe" i kołowacizny).

3.

Po wtóre jednak, pomijając zupełnie niemożność historycznego ocalenia owej hipotezy o pochodzeniu oceny „dobry", choruje ona na psychologiczny nonsens w sobie samej. Pożyteczność nieegoistycznego postępku ma być źródłem jego pochwały i źródło to miało pójść w z a p o m n i e n i e: — jakże to zapomnienie jest choćby tylko m o ż l i w e? Czy może pożyteczność takich postępków ustała kiedykolwiek? Rzecz ma się przeciwnie: ta pożyteczność była owszem codziennem doświadczeniem wszystkich czasów, więc czemś, co ustawicznie zawsze na nowo było podkreślane; przeto zamiast zniknąć ze świadomości, zamiast utonąć w zapomnieniu, musiała się wtłaczać w świadomość z coraz większą wyrazistością. O ile rozsądniejsza jest owa przeciwna teorya (nie jest dlatego prawdziwsza -), której przedstawicielem jest na przykład Herbert Spencer, uważający pojęcie „dobry" za równe w istocie swej pojęciu „pożyteczny", „celowy", tak, że w ocenach „dobry" i „zły" ludzkość zsumowałaby i uświęciła właśnie swe n i e z a p o m n i a n e  i  n i e z a p o m i n a l n e doświadczenia co do pożytecznie-celowego, szkodliwie-bezcelowego. Dobre jest wedle tej teoryi to, co się z dawien dawna pożytecznem okazało i może w ten sposób jako „cenne w najwyższym stopniu ", "cenne w samem sobie" utrzymać swe znaczenie. I ta droga wyjaśnienia jest, jak się rzekło, fałszywa, lecz przynajmniej wyjaśnienie to samo w sobie jest rozumne i da się psychologicznie obronić.

4.

Wskazówką ku w ł a ś c i w e j drodze było mi pytanie, co mają właściwie ukute przez rozmaite języki określenia „dobrego" oznaczać pod względem etymologicznym: wtedy odkryłem, że wszystkie społem naprowadzają n a  t ę  s a m ą  p r z e m i a n ę  p o j ę ć, że wszędzie „dostojny", „szlachetny" w stanowem znaczeniu jest podstawowem pojęciem, z którego rozwija się nieodparcie pojęcie „dobry" w znaczeniu duchowo „dostojny", „szlachetny ", "dobrze urodzony", „duchowo uprzywilejowany". Rozwój ten biegnie równolegle z owym drugim, który pojęcia „pospolity", „gminny", „nizki", przedzierzga ostatecznie w pojęcie „zły". Najwymowniejszym przykładem ostatniego jest sam niemiecki wyraz „schlecht", który jest identyczny z „schlicht" — porównaj „schlechtweg", „schlechterdings" — i oznaczał pierwotnie prostego, pospolitego człowieka, jeszcze bez podejrzliwej, ubocznej myśli, po prostu jako przeciwieństwo dostojnego. Mniej więcej za czasów wojny trzydziestoletniej, więc dość późno, przechodzi to znaczenie w dziś używane. — W sprawie genealogii moralności zdaje mi się to istotnem wniknięciem; że dokonano go dopiero tak późno, winien temu tamujący wpływ, który wywiera przesąd demokratyczny, zakorzeniony w świecie współczesnym w stosunku do wszystkich zagadnień rodowództwa, I to aż do najefektywniejszej pozornie dziedziny wiedzy przyrodniczej i psychologii, o czem tylko nadmieniam. Jaką jednak szkodę przesąd ten, gdy się rozkiełzna aż do nienawiści, wyrządzić może szczególnie moralności i historyi, okazuje osławiona sprawa Buckla; p l e b e i z m ducha współczesnego, który jest pochodzenia angielskiego, wybuchnął znowu na swej rodzimej ziemi, gwałtownie jak wulkan błotny i z ową przesoloną wrzaskliwą wymową prostacką, z jaką wszystkie dotąd przemawiały wulkany.

5.

Co do n a s z e g o problematu, który z powodów słusznych c i c h y m problematem nazwany być może i wybrednie ku nielicznym jeno zwraca się uszom, nie będzie rzeczą małej wagi stwierdzić, że częstokroć jeszcze w słowach i źródłosłowach, oznaczających „dobry", prześwieca ten rys główny, po którym dostojni poczuwali się właśnie ludźmi wyższego rzędu. Wprawdzie zwą siebie może w najczęstszych wypadkach po prostu wedle swej wyższości pod względem mocy („możnowładcami", „panami", „rozkazodawcami") lub wedle najwidoczniejszych oznak tej wyższości, na przykład „bogatymi", „posiadającymi" (takie znaczenie ma wyraz a r y a; odpowiednio też w erańskim i słowiańskim). Lecz także wedle t y p o w e g o  r y s u  c h a r a k t e r u; i ten to wypadek tu nas obchodzi. Nazywają się na przykład „prawdomównymi "; naprzód szlachta grecka, której wyrazem jest megaryjski poeta Theognis. Ukuty na to wyraz oznacza wedle źródłosłowu tego, który j e s t, który posiada rzeczywistość, który jest naprawdę, który jest prawdziwy i potem przez zwrot subjektywny, prawdziwego jako prawdomównego. W tej fazie przemiany pojęcia staje się to słowo hasłem i odzewem szlachty i przybiera całkowicie znaczenie "szlachecki", dla odgraniczenia od k ł a m l i w e g o pospolitego człowieka, jak go pojmuje i przedstawia Theognis, aż ostatecznie słowo to, po upadku szlachty, pozostaje i niejako dojrzewa słodko do określenia duchowej noblesse. W słowie jak i (plebejusz w przeciwieństwie do) podkreślona jest tchórzliwość: to może daje wskazówkę, w którym kierunku trzeba szukać etymologicznego pochodzenia, dającego się różnie wykładać. W łacinie malus (obok którego stawiam) mogło określać człowieka pospolitego jako ciemnobarwnego, przede wszystkiem jako ciemnowłosego („hic niger — est") jako przedaryjskiego tubylca na ziemi italskiej, który barwą odcinał się od doszłych do władzy zdobywców płowej, aryjskiei rasy. Przynajmniej język gaelijski podał mi dokładnie odpowiadający wypadek — fin (na przykład w nazwie Fin-Gal), słowo odróżniające szlachtę, w końcu znaczące dobry, szlachetny, czysty, pierwotnie płowogłowy, w przeciwstawieniu do ciemnych, czarnowłosych pramieszkańców. Celtowie, mówiąc nawiasem, byli stanowczo rasą płową. Niesłuszna jest, jeśli się owe (dające się zauważyć na staranniejszych mapach etnograficznych Niemiec) pasy istotnie ciemnowłosej ludności wiąże z jakiemś celtyckiem pochodzeniem i zmieszaniem krwi, jak to jeszcze Virchow czyni: raczej wybija się na tych miejscach p r z e d a r y j s k a ludność Niemiec. (To samo stosuje się prawie do całej Europy: w istocie rzeczy rasa podbita wzięta tamże ostatecznie znowu górę, w barwie, w krótkości czaszki, może nawet w intelektualnych i socyalnych instynktach: któż nam zaręczy, czy demokracya nowoczesna i jeszcze nowocześniejszy anarchizm, a mianowicie owa skłonność do komuny, tej najprymitywniejszej formy społecznej, wspólna dziś wszystkim socyalistom Europy, nie jest w gruncie rzeczy olbrzymim o d d ź w i ę k i e m — i czy rasa zdobywców, r a s a  p a n ó w, to jest Aryjczyków, fizyologicznie także nie chyli się ku upadkowi ? ...) Sądzę, że mogę łacińskie bonus wyłożyć jako „wojownik": przypuściwszy, że słusznie sprowadzam bonus do starszego duonus (porównaj bellum = duellum = duen-lum, gdzie, zdaje mi się, zawarte owo duonus). Więc bonus, jako człowiek żyjący w sprzeczce, rozdwojeniu (duo), jako wojownik. Widać, co w starym Rzymie stanowiło „dobroć" w mężu. Samo nasze niemieckie „gut": nie miałoż oznaczać „den göttlichen", męża rodu boskiego? I...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin