Na Pływalni.doc

(49 KB) Pobierz

NA PŁYWALNI (Imiennicy)  
Łukasz



  Wciąż poruszałem się z trudem, choć od tamtego pamiętnego dnia mijał rok. Już chodziłem na własnych nogach i, gdy szedłem powoli, nikt by się niczego nie dopatrzył, ale gdybym tylko przyspieszył… No i te moje zachwiania równowagi. Wystarczyło, gdybym tylko się potknął.
  - Wszystko będzie dobrze – zapewniali mnie ci, którzy się na tym znają, ale dla wzmocnienia mięśni, choć ćwiczyłem zawzięcie – koniecznie powinienm pokonać swój lęk i zacząć chodzić na basen. Kiedyś pływałem. Teraz – bałem się wody. Bo to właśnie wtedy: woda i ja, i tych dwóch… Nie, nie chcę do tego wracać.
  Bałem się. Ale postanowiłem pokonać siebie, pokazać, że potrafię.
  Podjąłem decyzję. Było około południa. Przygotowałem się i poszedłem.
  Na basenie nie było nikogo oprócz ratownika. Siedząc na ogrodowym, plastikowym krzesełku, przy takim samym stoliku, jadł kanapkę. Wysoki, szczupły, niebieskooki, krótkowłosy. Miał na sobie pomarańczowy komplet (t-shirt i szorty) z niebieskim napisem „Ratownik” oraz czarne klapki.
  Uśmiechnąłem się. Wiem, kto to. Znam go. Ale czy on mnie pamięta? Podszedłem do niego i – wyciągając dłoń – powiedziałem:
  - Cześć – i na wszelki wypadek dodałem: – jestem Sebastian.
  - Cześć, imienniku! – odpowiedział, uśmiechając się i podał mi rękę. – Ja też jestem Sebastian.
  Wiem pamiętałem, ale nie odezwałem się.
  - Czy my się znamy? – zapytał po chwili, gdy dłużej wpatrywałem się w jego twarz. – Bo wiesz... Tylu ludzi przewija się tu przez basen...
  - To nie z basenu. Ośrodek wczasowy…
  - Tak? Aha… – odrzekł, ale pewnie i tak nie pamiętał, z którego ośrodka ani skąd.  
  - W zeszłym roku. Byłeś tam wtedy ze swoją dziewczyną. Była w ciąży... – dodałem.
  - Aaa... Wtedy… – zmarszczył brwi. – Już nie jesteśmy razem.
  Zrobiło mi się przykro. Nie zapytałem, dlaczego się rozstali, co było powdem… Pomyślałem: szkoda, to była fajna dziewczyna, sympatyczna, bardzo inteligentna i do tego naprawdę ładna. Pasowali do siebie.
  - Była starsza ode mnie cztery lata. Wzięła mnie na dupę, zapewniała, że jest zabezpieczona. Kłamała... To jakoś bym przeżył, ale... poroniła. Problem rozwiązał się sam... – i urwał.
  Przebiegł mnie zimny dreszcz. Wciąż zamyślony odwróciłem się od jego zmieszanego spojrzenia i wtedy… moje potknięcie i ta nagła utrata równowagi. Miękkie salto i… fontanna. Zacząłem trzepać rękami, wzbijając bryzgi wody. Spanikowałem, jakbym już miał się topić.
  Sebastian momentalnie wskoczył za mną, wyciągnął mnie i podholował do drabinki. Na szczęście nic mi się nie stało, trochę się tylko napiłem i zachłysnąłem. Odkaszlnąłem, odplułem i wszystko…
  - Ty w ogóle nie umiesz pływać? – spytał.
  - Nie umiem – skłamałem; nie powiem mu prawdy, jeżeli on nie pamięta... – Przyszedłem się uczyć – dodałem zaraz. – Przepraszam, że cię wystraszyłem. Siebie zresztą też.
  - Mniejsza ze strachami. Naprawdę mógłbyś się utopić!
  - Jeszcze raz przepraszam...
  - No, już dobrze – powiedział, gładząc mnie lekko po twarzy. – Ale na dziś pływanie możesz wybić sobie z głowy. Najadłeś się dobrego strachu i na nic by były nasze wysiłki. Blokada psychiki, umysłu, blokada mięśni i koniec. Jutro może?
  - Jutro? A teraz co?
  - Teraz zaprowadzę cię do socjalnego, powycierasz się, przetrzepiesz łachy z wody…Nie będziesz tu w mokrych siedział.
  - Mam drugie kąpielówki, co miały być na zmianę…
  - A koszulka? Bo spodenki, nie problem, znajdę coś dla ciebie. Cholera – zaklął pod nosem. – Mam cię wpisać do raportu dziennego czy…?
  - Nie wpisuj. Przecież nic się nie stało.
  - Nic… A potem wrócisz do domu i powiesz starym, że się topiłeś.
  - Nie jestem skarżypytą.
  - Dobra, chodź...
  Typowy pokoik socjalny: szafa, sportowa ławeczka, kanapka jak lekarska, stolik, krzesła, radio, mały czarno-biały telewizorek.
  Usiadłem na ławeczce.
  - Tu masz ręcznik – podał mi, choć miałem swój. Co z tego, wpadłem do wody razem z reklamówką, wszystko mokre. – A ja tymczasem przyniosę ci coś gorącego. Herbata?
  - Zgoda. Poproszę herbatę – odpowiedziałem potulnie. Spodobała mi się ta jego troskliwość i to, że napędziłem mu strachu.
  Sebastian wrócił szybko. Podał mi herbatę i usiadł obok. Nie mogłem utrzymać w ręce kubeczka z gorącym napojem. Parzył, a mięśnie mi drżały z minionego strachu i mojego wciąż nie do końca sprawnego układu mięśniowo-ruchowego. Mięśnie drżą mi i bez tego, a naprawdę najadłem się strachu.
  - Pomóc ci? - spytał, zauważając stan muskułów moich rąk.
  - Tak, poproszę...
  Podtrzymywał mnie lewą ręką, a prawą podsuwał mi kubek z herbatą, którą powoli chłeptałem.
  Gdy skończyłem, plastikowy kubek znalazł się w stojącym opodal koszu na śmieci.
  - Dobrze, że nikogo nie ma – powiedział. – Teraz, we wrześniu, to martwe godziny. Żebyś widział, co się tu dzieje w lipcu i w sierpniu... Dopiero po czwartej zrobi się tłok. Posiedzę z tobą. Ale też będę musiał się przebrać – pokazał swoje przylgnięte do ciała rzeczy.
  Sebastian również był mokry, przecież wskoczył za mną w tym swoim t-shircie i spodenkach.
  - Już lepiej? – zapytał. - Rozgrzałeś się?
  - Tak... Jest mi trochę cieplej.
  - Zdejmuj to wreszcie – wziął mnie za koszulkę i lekko podniósł ją w górę.
  Spojrzeliśmy sobie w oczy. Jego ciemnoniebieskie, wręcz granatowe, jakby mnie zachwyciły.
  - Co się tak patrzysz? – spytał zmieszany.
  - Masz ładne oczy, wiesz?
  - Skąd ty się znasz na męskich oczach? Zresztą… twoje też są bardzo ładne, masz taką nietypową oprawę... No, zdejmuj… – ponownie uniósł brzeg mojej koszulki.
  Poddałem się, a on mi ją zdjął przez głowę.
  Oparłem głowę na jego ramieniu i delikatnie, niby przypadkiem, musnąłem wargami jego bark.
  - Dobrze mi z tobą. Spokojnie, bezpiecznie... – powiedziałem zaraz.
  - To dobrze – powtórzył moje słowa. – No, dawaj te spodenki…
  Dałem, wiedząc, że… gdy tylko mi je zsunie, odkryje moją erekcję.
  Odkrył…
  - A to co? – powiedział lekko zaskoczony, patrząc w moje wyprężone kąpielówki.
  - Nic… Po prostu samo mi się tak… – odpowiedziałem, wzruszając ramionami i siłą woli panując nad własnymi emocjami.
  - Samo… – powtórzył i wyraźnie się zmieszał. Dostrzegłem, że się zawahał, czy może mnie dotknąć, czy nie.
  - Bo dobrze mi z tobą…
  - Nie mów, że to z mojego powodu.
  - A z czyjego? Ja już wtedy, w tamtym ośrodku, gdybyś nie miał dziewczyny…
  - To co, poszedłbyś ze mną? – spytał ciszej.
  - Tak…
  Sebek przez chwilę w milczeniu patrzył mi w oczy.
  - Teraz... też?
  - Też… – odpowiedziałem bez namysłu.
  - Wiesz, dlaczego Bogna zerwała ze mną? Nie przez poronienie. Nakryła mnie z chłopakiem…
  Nie było dla mnie radośniejszej wiadomości!
  Objęły mnie jego mocne ramiona, a ja objąłem go przez plecy na wysokości piersi. Wtedy Sebastian pochylił nade mną swą twarz i pocałował mnie prosto w usta. Natychmiast rozchyliłem wargi.
  - Jeszcze. Nie przestawaj…
  Sebastian zaczął całować mnie coraz namiętniej, po całej twarzy, a ja bez wahania poddawałem się tym pieszczotom. Wspaniale całował. Czułem, jak bardzo pręży się mój penis, uwięziony w kąpielówkach, jak napiera na jego penisa, którego także wyczuwałem twardego pod spodenkami. Oba dotykały się tak przez materiał i oba przyjaźnie na swój dotyk reagowały. Wciąż obejmowałem go, żeby nie utracić jego bliskości.
  - Jesteś cudowny, wspaniały...
  - To ty jesteś cudowny…
  W pewnej chwili Sebastian po prostu porwał mnie na ręce.
  - Co robisz? – zapytałem, zupełnie zaskoczony.
  - Niespodzianka – odpowiedział, zamykając moje pytanie pocałunkiem... i zaniósł mnie do jacuzzi. Wstawił mnie do wody, a sam podbiegł do wyłączników. Nagle woda jakby się zagotowała i rozbłysło podwodne oświetlenie. Woda była ciepła, a powietrzne bąbelki cudownie rozbijały się na naszych ciałach. Wspaniały masaż.
  Stanęliśmy twarzą do siebie, obejmując się w pasie. Przytuliliśmy się bardzo mocno. Nasze wargi znów zetknęły się w długim, namiętnym pocałunku, a penisy – wciąż uwięzione w spodenkach kąpielowych – ponownie ocierały się o siebie.
  - Zdejmujemy…? – zaproponował Seba.
  - Tak – odpowiedziałem i już po chwili nasze kąpielówki znalazły się na brzegu jacuzzi, a nasze ciała przywarły do siebie całą nagością. Penisy ocierały się o siebie coraz natarczywiej, a powietrzno-wodny masaż pośladków i tylnej strony ud wzmagał we mnie dreszcz podniecenia. Czułem się tak, jakbym całym swoim wnętrzem był rozluźniony i… jakby to moje wnętrze czekało na jego penisa.
  - Chcę z tobą... to zrobić – rzekłem, całą siłą napierając podbrzuszem na jego twardego penisa.
  - Chcesz mi się oddać?
  - Tak…
  - Robiłeś to już…?
  - Nie. Czekałem na ciebie – odrzekłem i odwróciłem się plecami do niego i cofnąłem biodra.
  Zamilkliśmy. Zamknąłem oczy. Było mi cudownie, gdy drżałem, niespokojnie wyczekując jego pierwszego dotyku. Chłopak najpierw, bardzo delikatnie, badał palcami moje zwieracze, rozluźniał je. Poczułem, jak się wsuwa… Nie, to palec, który podrażnił mnie wewnątrz tak mocno, że cały poderwałem się do góry. Wtedy go wysunął. Obaj coraz szybciej oddychaliśmy.
  - Będzie dobrze, zaufaj mi…
  - Wiem – wyszeptałem i w tej samej chwili poczułem kształt jego penisa, jak pociera mój odbyt i powolnym naciskiem, rozpychając moje wejście, zanurza się we mnie z niepokojącym bólem, którego się nie spodziewałem. Wciąż jednak powracały mi w myśli jego słowa: „Będzie dobrze”.  I nagle… rozepchnął mnie mocnym ruchem – i wszedł… Wyprężyło mnie, jakbym chciał od niego odskoczyć. Lecz jego dłonie trzymały mnie mocno za biodra. Chwila ciszy i teraz powoli się wysuwał, czułem, jak we mnie przechodzi w tył, prawie do końca – ten ruch był o wiele łagodniejszy niż tamten – i znów w przód, z ponownym rozpychaniem mojego wnętrza. Ale teraz nie bolało…
  Znów powoli, i coraz szybciej. Wreszcie zaczął przyspieszać, jakby zgubił rytm, jakby go niosły te powietrzne nieskoordynowane bąbelki. Jednocześnie chwycił mojego penisa dodając mi podniecenia. Czułem, że to będzie za chwilę, ale jak będzie, czy rozpoznam, że to właśnie jest już!
  Było… Wyrwał się ze mnie i po prostu krzyknął:
  - Łał... – i obfitym wytryskiem pokrył moje plecy, przykrywając mnie sobą. Kilka głębokich oddechów – i ponownie wziął mnie na ręce i wyniósł na brzeg. Wziął ręcznik. Wytarł mi plecy.
  - W wodzie nie powinniśmy – rzekł jakby się usprawiedliwiając. – Sperma…
  - Wiem – odpowiedziałem i ponownie odwróciłem się twarzą do niego. Trzymając go za barki, zacisnąłem wargi najpierw na jego lewej, potem na prawej sutce. Ssałem je, lizałem, delikatnie przygryzałem...
  - Jesteś… cudowny – powiedziałem.
  - To ty jesteś – poprawił mnie. – Sprawiłeś mi nieopisaną rozkosz – i popatrzył na mojego wciąż sztywnego penisa.
  - Teraz ty… chcesz?
  - Nie… Ja chcę tylko tak…
  Wtedy on pochylił się ustami do mojego prącia. Znów zamknąłem oczy. Czułem jego wargi, język, usta, a wszystko wspomagane dłonią...
  I aż do wytrysku…
  Przytuliłem swój policzek do jego piersi. Czułem się senny, zmęczony.
  - Śpisz? – zapytał po chwili.
  Otworzyłem oczy i odpowiedziałem:
 - Nie. "Tak mi dobrze, tak radośnie, bo mam Ciebie..." – nagle zacząłem podśpiewywać piosenkę ze znanej reklamy.
  Sebek uśmiechnął się i delikatnie pogłaskał mnie po włosach.
  - A ja ciebie – powiedział. – A tak w ogóle to masz bardzo ładny głos. Ćwiczysz go w klasie śpiewu?
  - Nie – roześmiałem się. – Sam sobie podśpiewuję, gdy jest mi dobrze, gdy jestem szczęśliwy.
  - Jesteś…?
  - Jestem!
  - Ja też...  
  Zawiózł mnie do domu swoim autem. Mamie powiedział, że jakiś dureń, a takich nigdzie nie brakuje, wrzucił mi reklamówkę z rzeczami do wody. Wszystko mokre, nie mogłem wracać w takich rzeczach, a w końcu on, jako ratownik, odpowiada za mnie.
  Mama była mu wdzięczna.
  Wielokrotnie spotykaliśmy się na basenie i poza basenem. Ponownie nauczyłem się pływać. Pokonałem lęk i strach. Wyćwiczyłem mięśnie.
  Pod koniec września, po wakacjach, wyjechał. Studiuje na AWF-ie. Daleko. Rzadko przyjeżdża. I spotykamy się coraz rzadziej.
  Wiem, że wszystko, co piękne, kiedyś się kończy. Ale pamiętam też jego słowa: „Jedno się kończy, a drugie zaczyna." Może i dla mnie coś jeszcze się zacznie?

                                                                                            ŁUKASZ

Zgłoś jeśli naruszono regulamin