Arnold Mindell - O pracy ze śniącym ciałem.docx

(152 KB) Pobierz

Arnold Mindell

O pracy ze śniącym ciałem

Wydawnictwo Pusty Obłok, Warszawa 1991

Spis treści

Wprowadzenie

Rozdział I: Pierwsze intuicje, hipotezy, doświadczenia  
Rozdział II: Od choroby do rozwoju wewnętrznego 
Rozdział III: Choroba i projekcja. 
Rozdział IV: Zmiany kanałów 
Rozdział V: Śniące ciało w baśni 
Rozdział VI: Śniące ciało e relacjach interpersonalnych 
Rozdział VII: Świat jako śniące ciało 
Rozdział VIII: Zmiana kulturowa i progi 
Rozdział IX: Praca nad sobą 
Rozdział X: Praca ze śniącym ciałem - dosłowny zapis sesji terapeutycznej 
Rozdział XI: Krawędź śmierci

Podstawowe pojęcia psychologii zorientowanej na proces

 Przedmowa autora do polskiego wydania

    Chciałbym tu skorzystać z okazji i podziękować dr Maxowi Schupbachowi oraz Tomaszowi Teodorczykowi za pomoc we wprowadzeniu do Polski psychologii zorientowanej na proces. Chciałbym też podziękować polskim czytelnikom za ich zainteresowanie moją książką. 
    Polska jako pierwszy kraj w bloku wschodnim inicjowała różne zmiany, teraz jako pierwsza ma poznać i włączyć w swój system psychoterapii pracę ze śniącym ciałem, nazywaną również pracą z procesem. ?O pracy ze śniącym ciałem" jest książką, która dobrze wprowadza w temat, pokazuje bowiem różne aspekty pracy z procesem, takie jak praca ze snem i ciałem, relacjami międzyludzkimi, ze śpiączką i stanami bliskimi śmierci, a także przedstawia medytacje i pracę z większą grupą. 
    Dzisiaj, gdy świat zaczyna zdawać obie sprawę z własnej jedności, stajemy się świadomi konieczności nauczenia się czegoś o nas samych. Sięgamy do odwiecznych tradycji duchowych, by odnaleźć nasze korzenie i podstawy dla przyszłego świata. Obecnie zaczynamy zdawać sobie również sprawę, iż musimy rozwinąć nowe postawy i nowe formy radzenia sobie z radykalnymi i często gwałtownymi przemianami, które próbują się wydarzyć zarówno w naszym życiu osobistym, jak i społecznym. 
    Jest wiele powodów, dla których potrzebujemy tradycji, tradycji mogącej odnawiać się niemal codziennie i płynącej wraz z usiłującymi zajść zmianami. W tym kontekście praca z procesem, której podstawy leżą w psychologii Junga, buddyzmie i taoizmie, może być nam pomocna. Stosowane przez nią specyficzne metody łączące wschodnie systemy przekonań z nowoczesną fizyką i teorią informacji zmierzają do wytworzenia szerokiego pola świadomości, które pozwoliłoby docenić próbujące zaistnieć zdarzenia, podążać za nimi oraz kontrolować je. Kiedy znajdziemy się na tej drodze, zdarzenia same będą w stanie wskazać nam, co powinniśmy dalej robić. 
    Praca z procesem rozwinęła się w wielu różnych krajach na całym świecie i mam nadzieję, że w każdym z nich przejmie ona narodowy charakter kraju, w którym jest praktykowana. Zapewni to nam poczucie wolności i autentyczności, co jest powszechną potrzebą występującą w różnych kulturach. Stąd też wyobrażam sobie, iż polska praca z procesem stanie się wyrazem niezwykle nowatorskiego i rewolucyjnego charakteru tego kraju.

Portland Oregon, 1990 Arnold Mindell

Wprowadzenie

    O pracy ze śniącym ciałem jest książką, która może zainteresować zarówno laików, jak i praktykujących lekarzy oraz psychologów. Jest to książka o odnajdywaniu znaczenia ukrytego za fizycznymi chorobami i dolegliwościami. Napisałem ją zainspirowany pomysłem moich holenderskich wydawców, państwa J. i L. van Hensbroeków, którzy po przeczytaniu mojej pierwszej pozycji Dreambody (1982) uznali, iż powinienem napisać następną, gdzie przedstawiłbym związki między snami a zjawiskami cielesnymi, głównie w oparciu o studia przypadków. 
    Długo się wahałem, zanim rozpocząłem pracę nad tą nową książką. Miałem obawy, iż tekst oparty na studiach przypadków i skierowany do laików, może okazać się nie na tyle dokładny, by być przydatnym dla profesjonalistów. Zastanawiałem się, w jaki sposób można napisać książkę w formie konwersacji, która by jednocześnie posiadała trwałą wartość? Jeśli będzie zbyt osobista, czy okaże się wystarczająco precyzyjna i ważna pod względem naukowym? 
    Wkrótce potem miałem sen, który rozwiał moje wątpliwości. Śniło mi się, iż przyszedł do mnie C.G. Jung prosząc, bym zabrał głos na posiedzeniu Komitetu d/s zdrowia ONZ i przedstawił swoje odkrycia. Sen ten przekonał mnie, iż jednak warto pokusić się o napisanie niniejszej książki. Zasadniczy jej tekst oparłem na swoich rozmowach z Englien Scholtes z Limniscast. Entuzjazm i fascynacja, które nas ogarnęły natychmiast po rozpoczęciu pracy sprawiły, iż książka powstała w błyskawicznym tempie. Englien dokonała niewielkich, acz istotnych zmian edytorskich, za co jestem jej nieskończenie wdzięczny, podobnie jak państwu Hensbroekom za ich cierpliwość i pomoc przy tej pracy. Chciałbym również podziękować Barbarze Vroci za wsparcie przy pisaniu ostatniego rozdziału na temat umierania, Norze Mindell za pomoc przy rozdziale traktującym o komunikacji śniącego ciała oraz Julie Diamond za asystę edytorską przy angielskim wydaniu książki. 
    Dzisiaj, 85 lat po pierwszych odkryciach dokonanych przez Freuda, nasze dziedzictwo, zwane współczesną psychologią, nadal nie stanowi spójnej całości. terapie ciała oddzielone są od terapii snów, a terapie snów przeprowadza się zazwyczaj bez odniesień do odczuć cielesnych. trudności w kontaktach interpersonalnych rozpatrywane są w sposób analityczny, behawioralny lub jako część pewnego systemu. Ludzi traktuje się jak maszyny, które można zaprogramować, psychotycy w dalszym ciągu pozostają zamknięci za murami, zaś chorzy i umierający krojeni są przez medyków, jak gdyby ich ciało nie miało duszy. Odnosi się wrażenie, iż współczesna psychologia składa się z kawałków i okruchów stanowiących niezintegrowane, barwne spektrum. 
    Niniejsza książka przedstawia jedną, teoretyczną strukturę integrującą ogromną różnorodność psychologii człowieka. Swoją pracę opierającą się na tej psychologicznej strukturze nazywam ?pracą nad procesem?, ponieważ polega ona na ujawnieniu dokładnego sposobu lub kanału, w którym przebiega proces danej osoby. Moim głównym celem jest odsłonięcie tego ludzkiego procesu i pójście za nim bez względu na to, czy jest on diagnozowany jako psychotyczny, śmiertelny, skierowany na grupę, chory czy normalny. Psychologię zorientowaną na proces przedstawiłem w sposób teoretyczny w swojej książce zatytułowanej Dreambody oraz River's Way. Niniejszy tekst Różni się od Dreambody pod kilkoma względami. Przede wszystkim prezentuję w nim praktykę stosowanej przez siebie terapii, a nie jedynie stojąc za nią teorię. Ponadto rozwijam dawne psychologiczne poglądy i metody postępowania oraz pokazuję, jak pracować zarówno z chorymi fizycznie, z umierającymi, którzy przechodzą kryzys w kontaktach interpersonalnych, jak i z ludźmi ciężko psychotycznymi, a także ludźmi ze zwykłymi problemami cielesnymi. Uważam, iż praca z szerokim spektrum sytuacji, a nie zamykanie się w specjalistycznych dziedzinach, takich jak psychiatria, medycyna czy psychologia dziecka, bądź też ograniczanie się do wąskich zagadnień pracy ze snem lub ciałem czy z trudnościami w kontaktach interpersonalnych pozwala zrozumieć całościową naturę każdej jednostki w sposób bogatszy i bardziej pełny. 
    W książce tej koncentruję się na relacjach, jakie zachodzą między snami a problemami cielesnymi, ponieważ jest to podstawowa sprawa związana z każdym człowiekiem. Pokazuję, jak praca ze snem i ciałem może być stosowana wobec ludzi interesujących się psychologią, jak i tych, którzy tylko zaniepokojeni są swoimi symptomami, a do psychologii nie przywiązują specjalnej wagi. Skupiając się na chorobie, psychologia uczy się doceniać zwykłego "człowieka z ulicy" i zaczyna obejmować codzienną ludzką rzeczywistość. 
    Odkryłem, iż symptomy cielesne niekoniecznie muszą być patologiczne, to znaczy nie są jedynie chorobą, która powinna być zaleczona, uzdrowiona lub wyparta ze świadomości. Pojawienie się symptomów jest potencjalnie znaczące i celowe, i może stanowić początek fantastycznej fazy życia będącej w stanie doprowadzić jednostkę zadziwiająco blisko centrum egzystencji. Może to być podróż do innego świata bądź też prosta droga do rozwoju osobowości. 
    Odkryłem również, iż symptomy cielesne odbijają się w snach, sny zaś w tychże symptomach. Wszystkie marzenia senne mówią w taki czy inny sposób o tym, co dzieje się w ciele. Ponadto okazuje się, iż zachodzi związek jeszcze bardziej zdumiewający: jakiekolwiek nasze fizyczne zachowanie, w tym również ton naszego głosu, szybkość mówienia, wyraz twarzy czy zabawne ruchy rąk i ramion podczas rozmowy z innymi ludźmi odzwierciedlają się w naszych snach. Inaczej mówiąc, w marzeniach sennych możemy odnaleźć nie tylko odbicie naszych fizycznych dolegliwości, lecz także nasze problemy w kontaktach i relacjach interpersonalnych. 
    Aby wyjaśnić znaczenie powyższych odkryć dla naszego codziennego życia, przytaczam opisy około pięćdziesięciu przypadków, poruszając jednocześnie zagadnienia teorii komunikacji, pracy ze snem i z ciałem, często odwołuję się do psychologii Junga, a nawet wprowadzam elementy fizyki. Niemniej dla zrozumienia tego tekstu nie jest potrzebna specjalistyczna wiedza z zakresu fizyki czy psychologii, ponieważ opieram się w nim przede wszystkim na czytelnych, samowyjaśniających się opisach poszczególnych przypadków, które zostały zaczerpnięte z moich sesji terapeutycznych, seminariów oraz pracy zarówno z ludźmi normalnymi, jak i psychotycznymi, fizycznie chorymi i umierającymi w klinikach i szpitalach psychiatrycznych. Szeroki zakres zastosowań pracy ze śniącym siałem pokazuje różnię, jaka istnieje między moim podejściem a innymi metodami terapeutycznymi, które opierają się na uprzednio zaprogramowanym postępowaniem wynikającym z określonego sposobu myślenia. Przebieg pracy ze śniącym ciałem nie można przewidzieć, ponieważ zależy ona od zdolności terapeuty do odkrywania i wzmacniania indywidualnych reakcji klienta, jego wypowiedzi, opisu snów i ruchów ciała, a także od rozpoznania sytuacji rodzinnej. Praca tego typu ciągle się zmienia, zmuszając terapeutę do stałej obserwacji klienta oraz samego siebie, a używane w niej znane metody terapeutyczne przeplatają się z całkowicie nowymi i nie odkrytymi technikami, które pojawiają się spontanicznie, i które można zastosować jedynie w konkretnej sytuacji i w danym momencie.

Rozdział I

Pierwsze intuicje, hipotezy, doświadczenia ...

    Przez wiele lat badałem zależności występujące między fenomenami snu i ciała, lecz mimo iż od dziecka spisywałem treść swoich marzeń sennych, a także mimo wieloletniego treningu analitycznego, doktoratu z psychologii i pracy dyplomowej z fizyki teoretycznej długo nie byłem w stanie uchwycić zachodzącego między nimi związku. 
    Aż wreszcie, dwanaście lat temu, nagle zachorowałem. Czułem się kompletnie zagubiony, ponieważ nie potrafiłem pracować ze swoją fizyczną chorobą tak, jak to dotychczas robiłem z własnymi snami. Chodziłem do lekarza ze swoimi bólami głowy i stawów, ale bóle te i dolegliwości przede wszystkim spowodowały, iż zacząłem zastanawiać się nad ciałem i nad tym, w jaki sposób ono naprawdę funkcjonuje. 
    Przeczytałem praktycznie wszystko, co zostało napisane na temat ciała. Ze szczególną uwagą studiowałem pozycje z zakresu medycyny i zachodniej psychologii, a zwłaszcza prace Reicha i dotyczące terapii Gestalt. Po przeczytaniu wszystkich tych lektur i przeprowadzeniu wielu rozmów z różnymi terapeutami zacząłem odnosić wrażenie, iż manipulują oni ciałem programując je i mówiąc klientowi, jakie powinno być. Natomiast ja chciałem dowiedzieć się, co samo ciało ma do powiedzenia? Jak zachowałoby się, gdyby zostawić je samemu sobie? 
    - Dlaczego jestem chory? - zadałem sobie pytanie. - Co wspólnego ze mną ma moja gorączka i moje bóle,. o ile w ogóle mają cokolwiek wspólnego? 
    Zwróciłem się również w stronę wschodniej filozofii medycyny, w stronę jogi, akupunktury i nauk Buddy, ale i to niewiele mi pomogło. Ciągle nie wiedziałem, co moja choroba chciała mi powiedzieć lub jakie było jej znaczenie dla mojej osoby. 
    Postanowiłem, że będę bardzo uważnie obserwował cielesne reakcje ludzi i wszystko dokładnie zapisywał. Na przykład udało mi się spostrzec, jak ludzie reagują na egzemę: zaczynają drapać się powiększając w ten sposób swoje dolegliwości. Gdy kogoś boli głowa, człowiek zaczyna nią potrząsać, gdy boli go oko, wówczas je rozciera. Podobnie zachowuje się ktoś, kto ma sztywną nogę: zamiast próbować jakoś sobie ulżyć w cierpieniu, usiłuje ją zgiąć, by poczuć ból. 
    Wszystkie te reakcje bardzo mnie zainteresowały i zadziwiły. 
    - Jak to jest możliwe - zastanawiałem się - że ludzie starają się poczuć swój ból wyraźniej, a jednocześnie domagają się tabletek na jego zmniejszenie? 
    Pewnego dnia, kiedy obserwowałem swojego syna, zauważyłem, że rozdrapuje do krwi strupy na nodze. I wówczas nagle uświadomiłem sobie, że to być może to samo ciało pragnie wzmocnić swój ból. oczywiście ciało ma również mechanizmy, które służą mu do polepszenia swego stanu, ale jeden z głównych jego mechanizmów, nie brany do tej pory pod uwagę, wyraźnie usiłował ten stan pogorszyć. Pomyślałem sobie zatem, że skoro leczenie ciała nie zawsze kończy się sukcesem, to czemu by nie spróbować metody, którą ciało stosuje wobec samego siebie i nie zacząć świadomie amplifikować symptomów? Wtedy właśnie przyjąłem hipotezę, iż ciało wzmacnia swoje problemy, a nawet usiłuje je pogłębić. Chciałem to sprawdzić, choć początkowo nie wspominałem nikomu o swoim "odkryciu", gdyż wydawało mi się ono zbyt skandaliczne. 
    Przyjęcie powyższej hipotezy, a także pewne doświadczenia z umierającym pacjentem pozwoliły mi odkryć, iż wzmacnianie symptomów cielesnych jest rzeczywiście decydujące w zrozumieniu choroby. Ów umierający pacjent, z którym wówczas pracowałem, był chory na raka żołądka. Leżał w szpitalnym łóżku stękając i jęcząc z bólu. Czy kiedykolwiek widzieliście kogoś, kto właśnie umiera? Jest to naprawdę coś smutnego i przerażającego. Ludzie umierający gwałtownie przeskakują z transu do zwykłej świadomości lub ekstremalnego bólu. Pewnego razu, gdy był w stanie mówić, powiedział mi, że guz w jego żołądku jest niesłychanie bolesny, a ponieważ uważałem, iż powinniśmy się razem skupić na jego propiocepcji (Propriocepcja - odczuwanie wewnętrzne; termin odnoszący się do takich odczuć, jak ból, ucisk, napięcie itp.), to znaczy na jego doświadczaniu bólu, zaproponowałem, byśmy spróbowali czegoś innego, skoro dotychczas przeprowadzone operacje nie przyniosły efektów. Zgodził się, a ja wobec tego poprosiłem go, by postarał się zwiększyć swój ból. 
    Odparł, że wie dokładnie, jak to zrobić i stwierdził, że swój ból czuje tak, jakby coś w jego żołądku chciało wybuchnąć. 
    - Jeśli pomagam temu czemuś wybuchnąć - powiedział - wówczas mój ból się wzmaga. 
    Położył się na plecach i zaczął zwiększać ciśnienie w żołądku. Wypchnął swój żołądek na zewnątrz i ciągle jeszcze go wypychał, naciskał, wzmacniał ból, aż wreszcie poczuł, jak gdyby miał wybuchnąć. 
    - Och, Arny, ja po prostu chcę wybuchnąć! - wykrzyknął naje w szczytowym momencie bólu. - Nigdy nie byłem w stanie rzeczywiście wybuchnąć! 
    W końcu odłączył się od swoich doznań cielesnych i zaczął ze mną rozmawiać. Powiedział, że potrzebuje wybuchnąć i zapytał, czy nie mógłbym mu w tym pomóc. 
    - Zawsze miałem trudności z wyrażaniem siebie w sposób wystarczający - powiedział - a nawet kiedy to robiłem, nigdy nie miałem dość. 
    Trudności tego rodzaju stanowią zwykły problem psychologiczny, który spotyka się w wielu przypadkach, tymczasem u niego problem ten objawił się somatycznie i "uciskał" go teraz, gwałtownie wyrażając siebie w postaci guza. I to był koniec naszej pracy z ciałem. Położył się i poczuł znacznie lepiej. Mimo iż zostało mu już niewiele życia i ciągle znajdował się na krawędzi śmierci, jego stan poprawił się na tyle, że wypisano go ze szpitala. Odwiedzałem go potem bardzo często i za każdym razem przy mnie "wybuchał". Robił dużo hałasu, płakał, krzyczał, wrzeszczał bez jakiejkolwiek zachęty z mojej strony. Jego problem był dla niego jasny; jego stale obecne doświadczenia cielesne czyniły go absolutnie świadomym tego, co powinien robić. Żył jeszcze przez dwa czy trzy lata i ostatecznie umarł. Był to czas, w którym nauczył się wyrażać sobie lepiej i pełniej. Co mu w tym tak naprawdę pomogło, nie wiem, ale jestem przekonany, że nasza praca złagodziła jego bolesne symptomy i pozwoliła mu się rozwinąć. 
    Dzięki temu odkryłem również istotny związek, jaki zachodzi między snami a symptomami cielesnymi. Na krótko przed pójściem do szpitala przyśniło mu się, że jest nieuleczalnie chory i że lekarstwem na jego chorobę jest coś, co przypomina bombę. Kiedy zapytałem go o tę bombę, wydał dźwięk pełen emocji i zaczął krzyczeć naśladując bombę rzucaną do góry: "leci w powietrze kręcąc się do około ssszzzss...pfftfff!" W tym momencie wiedziałem już, że to jego rak był tą bombą we śnie. To jego zgubiona gdzieś autoekspresja próbowała wyjść na zewnątrz, ale ponieważ nie mogła znaleźć właściwej drogi, ulokowała się w jego ciele jako rak i w jego śnie jako bomba. Jego codzienne przeżywanie bomby było jego rakiem, a jego ciało dosłownie eksplodowało wobec zdławionej autoekspresji. W ten sposób ból stał się jego własnym lekarstwem, co oznajmiał sen, które miało mu pomóc na tę niemożność wyrażania siebie. 
    I nagle zrozumiałem, że musi istnieć coś takiego, co byłoby jednocześnie ciałem i snem, jakiś realny byt - śniące ciało. Bo przecież w przypadku tego mojego pacjenta sny były oczywistym odbiciem doświadczeń ciała i vice versa. Zresztą, miewałem już podobne przypadki w swojej pracy, które wywoływały we mnie przeczucie istnienia śniącego ciała, ale dopiero w tym momencie po raz pierwszy tak jasno zdałem sobie z tego sprawę. 
    Do dnia dzisiejszego nie spotkałem ani jednego pacjenta, u którego proces cielesnych symptomów nie znajdowałby odbicia w snach, a opowiadało mi ich tysiące i miałem do czynienia z setkami ludzi fizycznie chorych. W przypadku, który przedstawiłem, śniące ciało wyrażało się w różnych kanałach, to znaczy na różne możliwe sposoby, w jakich dokonuje się percepcja. Na przykład we śnie mojego pacjenta śniące ciało pojawiło się w sposób wizualny jako bomba i było przez niego odczuwane proprioceptywnie pod postacią bólu, który zmuszał do wybuchnięcia. Następnie pojawiło się jako krzyk w kanale słownym czy też słuchowym. A zatem można powiedzieć, iż śniące ciało wysyła informacje w wielu kanałach pragnąc, byśmy odbierali je na różne sposoby i zwrócili uwagę na nieustannie pojawiające się w naszych snach i symptomach cielesnych wiadomości, które chce ono nam przekazać. 
    Metoda, dzięki której doszedłem do koncepcji śniącego ciała polegała na tym, co nazywam amplifikacją. Amplifikowałem ciało, a raczej doświadczenie propioceptywne mojego klienta, i w ten sposób wzmacniałem wybuchowy proces, który odbijał się w jego śnie. Amplifikacja stała się dla mnie bardzo użytecznym narzędziem, ponieważ ma ona szerokie i ważne zastosowanie. Opiera się ona na określeniu kanału, w który, proces snu lub ciała próbuje się wyrazić, i polega na wzmocnieniu tego procesu w tym właśnie kanale. Na przykład, jeżeli klient opowiada mi sen o wężu i by to opisać, porusza jednocześnie rękami, mogę zamplifikować proces prosząc go, aby poruszał nimi jeszcze mocniej, mogę poruszać własnymi ramionami lub też zasugerować, by sam zaczął poruszać się jak wąż. Jeżeli natomiast klient szczegółowo określa kolor, rozmiar i kształt węża, wówczas stwierdzam, iż kanał wizualny jest istotny i amplifikuję proces w tym kanale prosząc klienta, aby wyobraził sobie węża jeszcze dokładniej i skupił swoją uwagę na tym obrazie. 
    Amplifikacja sprawia, iż praca ze snem teoretycznie nie różni się od pracy z ciałem. Zarówno sny, jak i zjawiska cielesne są tylko fragmentami informacji pochodzącymi z wizualnych i proprioceptywnych kanałów śniącego ciała. Praca ze śniącym ciałem nie wymaga nawet używania takich terminów, jak sen, ciało, materia czy dusza, pracuje się bowiem z procesami, które w danym momencie się pojawiają. Praca tego typu oparta jest na dokładnych informacjach pochodzących z kanałów, w których przebiega proces. Jedyne narzędzie terapeutyczne stanowi jego zdolność do obserwacji procesów. Nie może on stosować żadnych rutynowych zachowań czy wcześniej ustalonych trików, zatem kierunek jego pracy jest nieprzewidywalny, a sama praca odnosi się wyłącznie do specyficznej sytuacji, która ma miejsce w danej chwili. 
    Praca z procesem jest dla mnie nauką naturalną. Psycholog zorientowany na proces bada naturę i podąża za nią, podczas gdy terapeuta programuje to, co jego zdaniem powinno się wydarzyć. Nie wierzę w terapię, ponieważ nie sądzę już, bym wiedział, co jest właściwe dla innych ludzi. Miałem do czynienia z tak wieloma dziwnymi przypadkami, że jako naukowiec postanowiłem wrócić do swojej pierwotnej koncepcji. Po prostu dokładnie obserwuję, co ię dzieje w drugiej osobie i co, w związku z jej reakcjami, dzieje się we mnie. Pozwalam, by procesy śniącego ciała powiedziały mi, co chce się zdarzyć i co należy dalej robić. jest to jedyny schemat, którego się trzymam. Do niczego ludzi nie zmuszam. Ich ciała i dusze wiedzą znacznie więcej niż ja. Kiedy ludzie stają się zdrowsi, jestem szczęśliwy, ale od dawna już nie jest to moim celem. Znacznie bardziej zależy mi, by wszystko odbywało się zgodnie z naturalnym porządkiem rzeczy. Cokolwiek się ludziom przydarza, zdaje się właściwe ich przeznaczeniu, ich Tao, podróży na Ziemi - wygląda to, jak gdyby każdy człowiek miał swój osobisty wzorzec, zgodnie z którym szybko podążą ku śmierci bądź też żyje w potwornym bólu. 
    Często odnoszę wrażenie, iż w niektórych wypadkach, im bardziej próbujemy uśmierzyć ból, tym staje się on silniejszy. W tych sytuacjach również amplifikuję ból, dzięki czemu pacjenci zaczynają czuć się lepiej: przeżywanie choroby staje się dla nich ważnym doświadczeniem, które stale zbliża ich do pełnej świadomości. Tym sposobem dokonuje się jakby ich przebudzenie. Jednakże wielu ludzi szuka przede wszystkim lekarstwa na swoją chorobę i pragnie jedynie pozbyć się jej symptomów. Ludziom tym mówię. że jeśli rzeczywiście tego pragną, powinni wszystko w tym kierunku robić - ja nie mogę wiedzieć, co jest dla nich dobre, a co nie. Niech robią wszystko, co jest możliwe i wszystko, na co mają ochotę, niech zwrócą się w stronę niekonwencjonalnej medycyny, niech walczą ze swoją chorobą w jakikolwiek sposób, o ile tylko czują w sobie taką potrzebę, i jeśli zostaną uzdrowieni - wówczas znakomicie. Bardzo często jednak wszelkie stosowane terapie i lekarstwa zawodzą. Trudno powiedzieć, ale być może jest to przeznaczeniem niektórych osób żyjących z nieuleczalną chorobą w końcu XX wieku. 
    W okresie gdy zaczynałem pracować z umierającymi ludźmi, nie potrafiłem odpowiedzieć sobie na pytanie, dlaczego czasami uzyskiwałem wspaniałe wyniki, a czasami przerażająco słabe. Dzięki Bogu miałem pewną podbudowę w teoretycznej fizyce, ponieważ umiejętność naukowego podejścia pomogła mi zrozumieć ryzykowne i często nieudolne metody, które stosowałem i które dawały zarówno świetne efekty, jak i okazały się kompletnymi niewypałami. Powiedziałem sobie przede wszystkim, że powinienem pracować z procesem bez względu na to, czy jest to proces życia, śmierci czy jakikolwiek inny. Używam terminu "proces" jako fizyk, nie jako psycholog. Psychologowie, szczególnie zaś ci, który stosują terapię Gestalt i którzy rozpowszechnili ten termin w nauce, nie definiują go. Używając terminu "proces" odróżniają go jedynie od "treści", czyli tego, co ludzie mówią. Ja natomiast uważam, że proces zawiera treść. Sądzę, że proces istnieje w dwóch postaciach: w formie procesów pierwotnych i wtórnych. Proces pierwotny jest bliższy świadomości i zawiera treść dotycząc tego, co ludzie wyrażają za pomocą słów. Mianem procesów wtórnych z kolei określam wszystkie zjawiska nieświadome bądź takie, które uświadamiamy sobie jedynie częściowo, jak na przykład symptomy, z którymi czujemy się związani tylko w niewielkim stopniu i których nie potrafimy kontrolować. 
    Ogólnie rzecz biorąc, pracę z procesem można porównać do jadącego pociągu. Pociąg zatrzymuje się na różnych stacjach, a potem rusza dalej. Ludzie zazwyczaj myślą w terminach stacji, czyli "stanów". Mówimy, że ktoś jest zwariowany, chory albo umierający, lecz są to tylko nazwy poszczególnych miejscowości, w których pociąg zatrzymuje i: Ja natomiast zainteresowany jestem przepływem rzeczy - nie nazwami konkretnych nowotworów, lecz sposobem, w jaki się rozwijają, ich znaczeniem i tym, co mówią one danej osobie. Fascynuje mnie ruch pociągu i ten ruch nazywam procesem. Inną analogią jest myślenie o procesie jak o rzece. Płynąca spokojnie rzeka u swych źródeł wygląda zwykle niegroźnie. Natomiast pod jej powierzchnią, tam gdzie nasz wzrok już nie sięga, gdzieś przy samym dnie głębiny, woda - lub wtórny proces - przedziera się przez jamy i doły, puste otchłanie i przerażające wiry. 
    Praca nad procesem pozwoliła mi uniknąć wszelkiego wartościowania. jeśli myślę w kategoriach procesu, wówczas obce mi są pojęcia dobra i zła, zdrowia i choroby, przeszłości i przyszłości. Myślenie kategoriami procesu pozwala mi pracować z osobą medytującą lub będącą w śpiączce bez używania słów, które by taki kontakt blokowały. Jeśli myślę kategoriami procesu, wówczas mam wgląd w całość zagadnienia. 
    Różne kanały procesu są jak niewielkie strumyki, które odchodzą od głównej rzeki. I jeśli nie uwzględnia się ich pracy, wówczas ma się do czynienia jedynie z jakąś częścią klienta, z jego snami bądź stroną fizyczną, i nie widzi się wszystkich zwrotów i zakrętów rzeki, które sprawiają, że świat jest tak różnorodny. 
    Pojęcia związane z komunikacją, takie jak kanały i proces, dotyczą najbardziej podstawowych elementów, najbardziej archetypowych zachowań wszystkich istot ludzkich. Używając neutralnego języka procesu i kanałów, możemy zrozumieć ludzi z całego świata i pracować z nimi, nie znając nawet dokładnego znaczenia wypowiadanych przez nich słów. Możemy towarzyszyć im w stanach chorobowych, w stanach bliskich śmierci lub nawet w śpiączce, gdy nie są już związani wyobrażeniami i ograniczającymi koncepcjami naszej własnej kultury, takimi jak duch i materia, dusza i ciało. 
    Przypominam sobie inny interesujący przykład pracy ze śniącym ciałem ludzi bliskich śmierci. Przyszła do mnie kiedyś mała dziewczyna z gwałtownie rozwijającym się guzem na plecach. Była umierająca i wszyscy już się z tym pogodzili. Operowano ją kilka razy, a jej lekarz powiedział mi, że dziewczynka jest bardzo nieszczęśliwym dzieckiem. Stwierdził, że mogę się z nią pobawić i spróbować swojej metody pracy, ponieważ nikt już nie miał nadziei, że uda się ją wyleczyć. Dziewczynka opowiedziała mi swój sen, w którym przeszła przez ogrodzenie otaczające bardzo niebezpieczne jezioro. Następnie położyła się na podłodze i oświadczyła, że chce latać. Przeszkadzał jej w tym jednak gorset, który miała na plecach, ponieważ guz osłabił jej kręgosłup. Stwierdziła, że w gorsecie nie może latać, ja zaś obawiałem się jej go zdjąć. zadzwoniłem do lekarza i po obietnicach, że będę postępował z dziewczynką bardzo ostrożnie, zapytałem go, czy nie mógłbym jej zdjąć gorsetu, żebyśmy mogli trochę polatać? Lekarz raz jeszcze powiedział mi, że dziewczynka jest bardzo nieszczęśliwym dzieckiem, ponieważ jednak już nic gorszego nie może się jej przydarzyć, zezwolił na zdjęcie gorsetu. Kiedy zdjęliśmy gorset, dziewczynka położyła się na brzuchu i zaczęła machać rękami mówiąc, że lata....

Zgłoś jeśli naruszono regulamin