Mister MacAreck i jego business.pdf

(1164 KB) Pobierz
855650871.005.png 855650871.006.png
JERZY EDIGEY
MISTER MacARECK
I JEGO BUSINESS
CZYTELNIK 1970 WARSZAWA
855650871.007.png 855650871.008.png 855650871.001.png
Okładkę projektował
ANDRZEJ HEIDRICH
Wydanie drugie rozszerzone
855650871.002.png
Rozdział I
Kiedy tego dnia rano przyszedłem do redakcji, sekretarka, po-
pularna i lubiana przez wszystkich pani Lucyna, powitała mnie
słowami:
‒ Naczelny trzy razy pytał o pana. Dzwoniłam do domu, ale
nikt już nie podnosił słuchawki. Naczelny prosił, żeby pan zaraz
się u niego zameldował.
Skrzywiłem się. Takie nagłe zainteresowanie naczelnego re-
daktora moją skromną osobą i to od samego rana nie wróżyło nic
dobrego.
‒ O co chodzi? Nie wie pan? ‒ usiłowałem się czegoś dowie-
dzieć przed wizytą w gabinecie szefa. ‒ I jak tam naczelny dzi-
siaj?
‒ Lepiej... Lepiej nie pytać. Obrugał i redaktora Bociańskie-
go, i wszystkich korektorów. Dostało się nawet „nocnemu”, że
zmienił rozkładówkę bez porozumienia z nim. Pewnie wczoraj na
brydżu karta mu nie szła.
Cóż było robić? Bez większego entuzjazmu otworzyłem drzwi
do gabinetu naczelnego redaktora. Właśnie rozmawiał przez tele-
fon i tylko wskazał mi ręką krzesło naprzeciwko biurka. Kiedy
położył słuchawkę, „strzelił” do mnie od razu krótkim pytaniem:
‒ Zbrodnię Vasco da Gama pan zna?
Potwierdziłem skinieniem głowy, szukając w zakamarkach
5
855650871.003.png
pamięci szufladki z wykładami historii i geografii. Przypomina-
łem sobie gorączkowo dawne czasy ‒ gimnazjum imienia Miko-
łaja Reya, wykłady profesora Ewerta... Nie! Chyba Leśniewskie-
go. Wiek bodaj XVI, wielkie odkrycia i podróże naokoło świata.
Wśród nazwisk słynnych podróżników w pamięci mojej odżyło i
to dźwięczne portugalskie ‒ Vasco da Gama. Ale co ten facet
robił? Chyba szukał drogi do Indii? A może opłynął ląd Afryki?
Jednakże o jego zbrodniach żaden z reyowskich belfrów nie mó-
wił nigdy ani słowa.
Tymczasem naczelny od pytań przeszedł do ataku:
‒ Skoro pan znał tę sprawę, to dlaczego nic o niej nie pisali-
śmy? Wszystkiego sam muszę dopilnować! Nikt się nigdy nicze-
go nie domyśli! Nikt się niczym nie interesuje! Żadnego z was
pismo nic nie obchodzi. Potraficie tylko gdzie indziej gonić za
wierszówką!
‒ Mieliśmy ostatnio bardzo dużo szlagierów ‒ broniłem się
na ślepo. ‒ A z miejscem było, jak sam pan wie, zupełnie źle.
Trzy moje „kawałki” już prawie miesiąc leżą u Kazia.
‒ Leżą, bo nudne. Dobry materiał zawsze pójdzie.
Dyplomatycznie milczałem. Na pewno naczelnemu wczoraj
karta nie szła.
‒ Mniejsza o to ‒ ciągnął dalej szef. ‒ Jutro zaczyna się pro-
ces w Szczecinie. Zrobi pan zaraz „zajawę” na pierwszą stronę, że
„nasz specjalny wysłannik” itd., a na „dwójkę” krótko o sprawie.
Na jakieś siedemdziesiąt wierszy. O godzinie drugiej po południu
ma pan samolot do Szczecina. Trzeba zaraz posłać gońca po bilet.
Dzwoniłem przed chwilą i zarezerwowali nam ostatnie miejsce.
Ze Szczecina zadzwoni pan wieczorem i da „migawki” oraz roz-
mówki przed procesem. Jutro do godziny jedenastej przetelefonuje
6
855650871.004.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin