Jansson Tove - O Paszczaku, który kochał ciszę.pdf

(73 KB) Pobierz
27220712 UNPDF
TOVE JANSSON
O PASZCZAKU, KTÓRY KOCHAŁ
CISZ Ę
(tł. Irena Szuch-Wyszomirska)
Był sobie raz pewien Paszczak, który pracował w lunaparku, co przecie Ŝ nie musi od
razu znaczy ć , Ŝ e było mu bardzo wesoło. Dziurkował bilety odwiedzaj ą cych lunapark, Ŝ eby
nie mogli si ę przypadkiem zabawi ć wi ę cej ni Ŝ raz, a ju Ŝ tylko taka rzecz mo Ŝ e przyprawi ć o
smutek, je ś li si ę j ą robi przez całe Ŝ ycie.
Paszczak dziurkował wci ąŜ i dziurkował, i podczas tego zaj ę cia marzył o tym, co
b ę dzie robił, kiedy wreszcie pójdzie na emerytur ę .
W razie gdyby kto ś nie wiedział, co oznaczaj ą słowa: pój ść na emerytur ę - wypada
wyja ś ni ć , Ŝ e to jest taki okres czasu, kiedy mo Ŝ na robi ć w całkowitym spokoju wszystko, na
co ma si ę ochot ę , byleby si ę było dostatecznie starym.
Przynajmniej krewni Paszczaka wytłumaczyli mu to w ten sposób.
Paszczak miał ogromnie du Ŝ o krewnych, cał ą mas ę olbrzymich, hała ś liwych i
gadatliwych Paszczaków, którzy klepali si ę wzajemnie po plecach i wytaczali z siebie
kolosalne kaskady ś miechu.
Lunapark był ich wspóln ą własno ś ci ą ; poza tym grali na puzonie, rzucali młotem lub
opowiadali wesołe historyjki, czyli, ogólnie rzecz bior ą c, zajmowali si ę straszeniem
wszystkich dookoła.
Nie mieli jednak złych zamiarów.
Paszczak za ś nie posiadał nic, wywodził si ę z bocznej linii, to znaczy był krewnym pół
na pół, a poniewa Ŝ nigdy nie umiał nikomu niczego odmówi ć i nie czynił hałasu swoj ą osob ą ,
zatrudniano go jako nia ń k ę do dzieci, kr ę cił te Ŝ karuzel ą oraz, jak powiedzieli ś my,
dziurkował bilety.
- Jeste ś samotny i nie masz nic do roboty - mówili Ŝ yczliwie jego krewni.
- Rozruszasz si ę troch ę , je ś li nam co nieco pomo Ŝ esz, a poza tym b ę dziesz w
towarzystwie!
- Ja nigdy nie jestem samotny - próbował im tłumaczy ć Paszczak. - Nie mam na to
czasu. Tyle jest osób, które chc ą mnie rozrusza ć . Przepraszam, ale ja bym tak ch ę tnie...
- Dobrze - mówili krewni, klepi ą c go po ramieniu. - Tak by ć powinno. Nigdy sam,
zawsze na pełnych obrotach!
Paszczak dziurkował wi ę c dalej i marzył o wielkiej, cudownej, cichej samotno ś ci, w
nadziei, Ŝ e postarzeje si ę mo Ŝ liwie jak najszybciej.
Karuzele kr ę ciły si ę , tr ą by grzmiały, a Gapsy, Homki i Mimble pokrzykiwały co
wieczór w wagonikach torpedy.
Niejaki Edward wygrał pierwsz ą nagrod ę za tłuczenie porcelany i wokół
rozmarzonego, smutnego Paszczaka ta ń czono i krzyczano, ś miano si ę i kłócono, jedzono te Ŝ i
pito, a Ŝ w ko ń cu Paszczak zacz ą ł si ę po prostu ba ć hała ś liwego tłumu, który zabawiał si ę w
lunaparku.
Sypiał za ś w pokoju dziecinnym Paszczaków, jasnym i miłym za dnia, lecz nie
najprzyjemniejszym w nocy, gdy Ŝ dzieciarnia budziła si ę co chwil ę , a on musiał je ucisza ć
nastawiaj ą c pozytywk ę , aby zasn ę ły.
Potem, w ci ą gu dnia, zatrudniano go przy najró Ŝ niejszych drobnostkach, wsz ę dzie,
gdzie tylko potrzebna była pomocna r ę ka, w domu pełnym Paszczaków, i miał towarzystwo
a Ŝ do nocy, a wszyscy wokół byli w dobrych humorach i opowiadali, co my ś l ą , co robi ą i co
b ę d ą robili. Ale nigdy nie dawali mu czasu na odpowied ź .
- Czy ja b ę d ę ju Ŝ niedługo stary? - spytał raz Paszczak podczas obiadu.
- Stary? Ty? - wykrzykn ą ł wesoło jego stryjaszek. - Nie, jeszcze długo nie. B ą d ź w
weselszym nastroju - ka Ŝ dy ma tyle lat, na ile si ę czuje.
- Ale ja czuj ę si ę okropnie stary - powiedział Paszczak z nadziej ą .
- Tere-fere - odrzekł stryjaszek. - Dzi ś wieczór b ę dziemy mieli fajerwerki, Ŝ eby si ę
troch ę rozrusza ć , a orkiestra d ę ta b ę dzie przygrywała a Ŝ do wschodu sło ń ca.
Ale fajerwerków nie było, natomiast spadł ogromny deszcz, który padał cał ą noc i
nazajutrz, i nast ę pnego dnia, i przez cały tydzie ń . Prawd ę powiedziawszy deszcz padał bez
przerwy przez osiem tygodni. Nikt nigdy w tych stronach nie słyszał o czym ś podobnym.
Lunapark stracił kolor i zwi ą dł jak kwiat. Zbladł, zardzewiał i skurczył si ę - a Ŝ e był
zbudowany na piasku, wszystko powoli zacz ę ło si ę rozpada ć .
Torpeda osiadła z westchnieniem, karuzele kr ę ciły si ę w koło w wielkich, szarych
kału Ŝ ach i zje Ŝ d Ŝ ały dzwoni ą c cicho do nowych rzek, które wy Ŝ łobił deszcz. Cała dzieciarnia
- małe Homki, Mimble, Gapsy i jak si ę tam jeszcze nazywały, przykładaj ą c pyszczki do szyb,
patrzyły, jak lipiec przemija w deszczu i odpływa od nich wraz z muzyk ą i barwami.
Zwierciadła z Gabinetu Luster rozprysły si ę na miliony mokrych odłamków, a
namokłe papierowe ró Ŝ e z Pawilonu Cudów płyn ę ły przez pola. W całej okolicy rozlegało si ę
Ŝ ałosne zawodzenie dzieciarni.
Doprowadzała ona swoich tatusiów i mamy do rozpaczy, dzieci bowiem nie miały co
robi ć i tylko j ę czały nad utraconym lunaparkiem.
Z drzew zwisały oklapłe proporczyki i puste powłoki balonów. Pawilon Cudów pełen
był błota, a słynny krokodyl z trzema głowami wyruszył w kierunku morza, pozostawiaj ą c po
sobie dwie głowy, gdy Ŝ , jak si ę okazało, były one przymocowane za pomoc ą kleju
biurowego.
Paszczaków to wszystko niezwykle bawiło. Stali w oknach i ś miej ą c si ę klepali
nawzajem po plecach, pokazywali palcami i krzyczeli:
- Patrzcie! Płynie kurtyna z Tajemnic Arabii! A tam podłoga do ta ń ca!
- Spójrzcie, na dachu Filifionki siedzi pi ęć nietoperzy z Domku Strachów!
Czy to nie wspaniałe!
Postanowili, w znakomitych humorach, uruchomi ć ś lizgawk ę , ma si ę rozumie ć ,
wówczas, gdy woda przemieni si ę w lód, i pocieszali Paszczaka, Ŝ e znowu b ę dzie mógł
dziurkowa ć bilety.
- Nie! - rzekł nieoczekiwanie Paszczak. - Nie, nie, nie! Nie chc ę ! Chc ę natomiast i ść
na emerytur ę . I robi ć to, na co mam ochot ę . I by ć absolutnie sam, gdzie ś , gdzie jest cicho.
- Ale Ŝ , mój kochany - powiedział ze zdziwieniem jego bratanek. - Czy mówisz
powa Ŝ nie?
- Tak - odrzekł Paszczak. - Ka Ŝ dziutkie słowo.
- Dlaczego wi ę c nie powiedziałe ś nam tego wcze ś niej? - zapytali jego krewni
zdumieni. - S ą dzili ś my, Ŝ e jest ci wesoło.
- Nie miałem odwagi - wyznał Paszczak.
Wtedy ś mieli si ę znowu, uwa Ŝ aj ą c, Ŝ e to okropnie komiczne, Ŝ e Paszczak przez całe
Ŝ ycie robił to, na co nie miał ochoty, tylko dlatego, Ŝ e nie potrafił odmówi ć .
- No, wi ę c na có Ŝ masz ochot ę ? - spytała jego ciotka tonem zach ę ty w głosie.
- Chciałbym wybudowa ć dom dla lalek - wyszeptał Paszczak. - Najładniejszy na
ś wiecie dom dla lalek, wielopi ę trowy, z ogromn ą ilo ś ci ą pokoi, które byłyby jednakowo puste
i ciche.
Wówczas Paszczaki tak zacz ę ły si ę ś mia ć , Ŝ e a Ŝ cz ęść z nich musiała usi ąść . Kuksaj ą c
si ę nawzajem w boki, krzyczały:
- Dom dla lalek! Słyszeli ś cie! Powiedział: dom dla lalek! - i ś miały si ę , wycieraj ą c łzy
z oczu, i mówiły: - Ale Ŝ , kochany! Rób to, na co masz ochot ę ! Damy ci stary park, ten babci.
Powinno tam by ć teraz zupełnie cicho. I mo Ŝ esz sobie robi ć , co zechcesz, i bawi ć si ę , jak ci
si ę podoba.
ś yczymy powodzenia i dobrej zabawy.
- Dzi ę kuj ę - powiedział Paszczak, czuj ą c skurcz w dołku. - Wiem, Ŝ e zawsze mieli ś cie
wobec mnie dobre zamiary.
Marzenie o domu dla lalek z pi ę knymi cichymi pokojami znikło - Paszczaki
przep ę dziły je swoim ś miechem. Wła ś ciwie nie było w tym ich winy.
Zmartwiłyby si ę najpewniej, gdyby powiedziano im o tym. Tak. Opowiada ć
przedwcze ś nie o swoich najskrytszych tajemnicach jest rzecz ą bardzo niebezpieczn ą .
Paszczak poszedł do starego parku, który teraz był jego własno ś ci ą . Klucz miał z sob ą .
Park był zamkni ę ty i pusty od czasu, gdy babcia puszczaj ą c fajerwerki zaprószyła
kiedy ś ogie ń w domu, a potem wyprowadziła si ę wraz z cał ą rodzin ą .
Było to dawno temu i Paszczak z trudno ś ci ą odnajdywał drog ę .
Las rozrósł si ę , a ś cie Ŝ ki zalała woda. Gdy szedł, deszcz przestał pada ć równie nagle,
jak zacz ą ł przed o ś mioma tygodniami. Ale Paszczak nie zauwa Ŝ ył tego. Był całkowicie
pochłoni ę ty Ŝ alem z powodu utraconych marze ń i ogromnie zmartwiony, Ŝ e nie miał ju Ŝ
ochoty zbudowa ć domu dla lalek.
Po jakim ś czasie spostrzegł, Ŝ e mi ę dzy drzewami prze ś wituje mur. Tu i ówdzie był
wyszczerbiony, lecz nadal pozostał jeszcze bardzo wysoki.
ś elazna furtka zardzewiała i Paszczak z trudno ś ci ą otworzył zamek.
Wreszcie wszedł i zamkn ą ł furtk ę za sob ą . I nagle zapomniał o domu lalek.
Bowiem po raz pierwszy w Ŝ yciu otworzył własne drzwi, a tak Ŝ e zamkn ą ł je za sob ą .
Był u siebie. Nie mieszkał ju Ŝ u kogo ś .
Deszczowe chmury z wolna rozpraszały si ę i wyjrzało sło ń ce. Mokry ogród parował i
skrzył si ę wokół niego zielony i beztroski. Nikt nie przycinał tu gał ę zi i nie sprz ą tał od bardzo
dawna. Drzewa si ę gały gał ę ziami a Ŝ do ziemi, krzewy wspinały si ę na drzewa, a w ś ród
zieleni dzwoniły strumyki, które babcia zaprojektowała w swoim czasie i kazała przekopa ć .
Teraz nie słu Ŝ yły ju Ŝ nawadnianiu, istniały same dla siebie, pozostało jednak nad nimi wiele
mostków, chocia Ŝ ś cie Ŝ ki znikły od dawna.
Paszczak pogr ąŜ ył si ę w zielonej przyjaznej ciszy, otulał si ę w ni ą , nasi ą kał ni ą i czuł
si ę młody jak nigdy przedtem.
„Och, jak to przyjemnie by ć wreszcie starym i przej ść na emerytur ę - my ś lał. - 0, jak Ŝ e
kocham swoich krewnych! A szczególnie teraz, gdy nie potrzebuj ę o nich my ś le ć ”.
Brodził w wysokiej błyszcz ą cej trawie, obejmował drzewa, a Ŝ w ko ń cu zasn ą ł na
polance w samym ś rodku ogrodu. Tam wła ś nie ongi ś był dom babci. Czasy jej wielkich
festynów z fajerwerkami dawno ju Ŝ si ę sko ń czyły. Rosły tu młode drzewa, a na miejscu
sypialni wyrósł olbrzymi krzew polnej ró Ŝ y z tysi ą cem czerwonych kwiatów.
Nadeszła noc pełna wielkich gwiazd, a Paszczak w ę drował zakochany w swoim
ogrodzie, tak rozległym i tajemniczym, Ŝ e nawet mo Ŝ na było w nim zabł ą dzi ć . Ale nie miało
to wi ę kszego znaczenia, bowiem przez cały czas było si ę w domu.
W ę drował i w ę drował.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin