Randka z wrogiem.rtf

(264 KB) Pobierz
Rozdział l

Rozdział 2

 

Po oświadczeniu mamy zapanowała, jak to się pisze w powieściach, złowróżbna cisza. Najwyraźniej oczekiwała, że będę podskakiwać z radości, usłyszawszy, iż Neil Evans wprowadza się do naszego domu. Powinna przewidzieć, że moja reakcja będzie krańcowo odmienna. Czy nie mówiłam wielokrotnie, że czuję niechęć do jej podopiecznych i tego, jak wiele poświęca im czasu? Jedyne, czego pragnęłam, to powrotu dawnych czasów, kiedy to mama, tata i ja stanowiliśmy normalną kochającą się rodzinę.

-Może to nie jest najlepszy pomysł, pani Adams. -Neil był blady. -Przecież pani mnie nie zna. Będę wdzięczny za pomoc w znalezieniu pracy, ale nie widzę przeciwwskazań do przespania w samochodzie jeszcze kilku nocy.

Mama rzuciła mi ostre spojrzenie, starając się, by nil zauważył go Neil.

-Bzdura -oświadczyła energicznie. -Jest zdecydowanie za zimno na coś takiego. Nie ma sensu, byś spał w lutym w samochodzie, skoro u nas jest ciepły wolny pokój. Nie chcę już słyszeć żadnego sprzeciwu.

-Wyniosę z tego pokoju moje rzeczy -odezwałam się posępnie.

-Nie sądzę, by twoje obrazy nie pozwoliły Neilowi zasnąć. Dlaczego ich tam po prostu nie zostawisz?

Ponieważ są moje! To była pierwsza myśl, jaka mi przyszła do głowy. Dlaczego to do niej nie dociera? Tata zrozumiałby mnie. Wiedziałby, że te obrazy są tak osobiste że nie chciałabym, by oglądał je ktokolwiek obcy.

Nagle zauważyłam, że Neil uważnie mi się przygląda, ta jakby wiedział, o czym myślę. Utkwiłam wzrok w talerz z resztkami zapiekanki.

-Są tam też farby i sztalugi. Zabiorę je, żeby nie przeszkadzały.

-Masz zamiar zostać malarką? -zapytał Neil. Potrząsnęłam głową.

-Raczej nie. Nie jestem wystarczająco utalentowana. Po prostu lubię malować. Najprawdopodobniej będę inżynierem, tak jak mój tata.

Mama nagle wstała.

-Zaparzę kawę -oznajmiła. -Lubisz kawę, Neil?

-Pewnie, ale ja lubię wszystko. -Herbatę, wodę, sok. Mama uśmiechnęła się do niego.

-Cieszę się więc, że będę miała z kim napić się kawy Juliet zdecydowanie woli herbatę.

Po chwili jej nie było, a ja znowu nie wiedziałam, co powiedzieć. Ten chłopak był przystojny, światowy i wygadany, i przedstawiał sobą typ, któremu w szkole przyglądałabym się z daleka, ale nigdy nie byłabym jego znajomą. Bądź szczera, Juliet, pomyślałam. Jedynym chłopakiem, u którego miałabyś jakiekolwiek szanse, jest Greg Tilman, a ten jest tak skomplikowany jak gra w bierki. Neila za to można porównać z kostką Rubika.

-Bardzo chciałbym, byś nie zabierała swoich obrazów z pokoju, w którym mam spać, Juliet -powiedział miękko. -Podziwiam artystów. -Wskazał głową obrazki na ścianie. - Twoje?

-Tak. -Ponownie się zaczerwieniłam. Cóż za zdradliwy nawyk.

-Są świetne! -zawołał z entuzjazmem. Jego uśmiech był zniewalający, więc odwróciłam się, zdecydowana nie dać się nabrać na jego pochwały. Byłam przekonana, że to sposób, w jaki Neil Evans zjednuje sobie ludzi.

-Naprawdę mi przykro, że zabieram ci pracownię -. kontynuował. -Ale nie będę u was długo, obiecuję.

-W porządku. - Cóż mogłam powiedzieć innego? Poza tym spodobało mi się słowo pracownia. Dzięki niemu poczułam się jak prawdziwa artystka, mimo pewności, że byłam szczera, mówiąc, że nie jestem wystarczająco utalentowana, by zostać malarką.

Przyglądał mi się przez chwilę, po czym zerwał się z krzesła i zaczął zbierać talerze.

-Włożę wszystko do zmywarki. Muszę przecież jakoś zarobić na utrzymanie, no nie?

Pchnął ruchome drzwi z jadalni do kuchni, lecz w tym samym momencie mama zrobiła to samo. Uskoczył w bok na tyle szybko, że uniknął złamania nosa. Nawet ja się roześmiałam, widząc zdumienie na ich twarzach.

-Hej -rzekł do mnie Neil. -Nie śmiej się! To mój jedyny nos. Nie mogę sobie pozwolić na zmiażdżenie go. Chyba nie chciałabyś, bym wyglądał jak jakiś emerytowany bokser?

-Nie, chyba nie. -Miał bardzo ładny nos, ale wolałam nie mówić mu niczego miłego.

Posprzątaliśmy na stole. Mama wniosła kawę, a ja zrobiłam sobie herbatę. Posiedzieliśmy jeszcze trochę w jadalni i zjedliśmy wspólnie resztę pączków. Neil i mama rozmawiali o wszystkim i o niczym. Ja się przysłuchiwałam i obserwowałam ich. Oboje wydawali się silni, tak jakby byli w stanie poradzić sobie ze wszystkimi trudnościami. Dlaczego w takim razie Neil został wyrzucony z domu, a mama i tata się rozstali?

-Jutro Juliet zabierze cię do szkoły i przedstawi panu Baileyowi, dyrektorowi -oznajmiła mama. -Jestem przekonana, że nie będzie żadnych kłopotów z przyjęciem cię. Poproszą szkołę w Buffalo o przesłanie twoich ocen.- Dopiła kawę, po czym dodała stanowczo: -Ale teraz, Neil, zadzwonisz do mamy i powiesz, że z tobą wszystko w porządku. Nie musisz mówić o wszystkim, ale powiedz jej przynajmniej, w jakim mieście jesteś i że od czasu do czasu do niej zadzwonisz.

Z twarzy gościa zniknął nagle jego chłopięcy urok. Wyglądał teraz na starszego i albo rozgniewanego, albo zranionego. Nie byłam tego do końca pewna.

-Nie mogę tego zrobić, pani Adams. Oni mnie wyrzucili z domu.

Ale nie znał jeszcze mojej mamy. Gdy coś sobie postanowiła, nie było możliwości jakiegokolwiek sprzeciwu. Wiedziałam, że Neil zadzwoni bez względu na to, czy będzie tego chciał, czy nie.

-Przykro mi, ale tak właśnie musisz to załatwić- oświadczyła zdecydowanie. -Jesteś tu mile widziany, lecz musisz przecież uspokoić mamę. Telefon jest w salonie.

Przez chwilę myślałam, że odmówi i wybiegnie z domu, ale on tylko wzruszył ramionami i wstał z krzesła.

-Zadzwonię na koszt abonenta -rzucił, idąc do salonu. -Może mój ojczym nie zgodzi się przyjąć rozmowy.

-Nie! -zawołała za nim mama. -Zadzwoń bezpośrednio do domu. Jeżeli zechcesz, to zapłacisz za tę rozmowę, kiedy już znajdziesz pracę.

Neil usiadł na wielkim krześle w kolorze kości słoniowej, które stało tuż przy stoliku z telefonem, i wykręcił numer. Mama go obserwowała. Nie miała zamiaru pozwolić mu udawać tylko, że dzwoni. Jeżeli okazałoby się to konieczne, zadzwoniłaby osobiście. Widziałam już nieraz, jak sobie radzi z "klientami".

Wtedy usłyszałyśmy głos Neila:

-Mamo? To ja.

Mama odwróciła się do mnie i wyszeptała:

-Chodźmy teraz do kuchni, Juliet.

Potrząsnęłam głową.

-Lepiej pójdę i zabiorę z pokoju Neila farby i sztalugi. Schowam je w szafie.

Przez chwilę sądziłam, że będzie się ze mną kłócić o to, więc nie dałam jej szansy. Pośpiesznie wbiegłam po schodach na górę do pokoju, w którym, kiedy byłam mała, wdrapywałam się na łóżko do rodziców podczas niedzielnych poranków. Do pokoju, w którym ciągle zdawało mi się, że słyszę cichy śmiech taty i jego niski głos.

Szerokie łóżko pokryte kolorową kapą wciąż tam stało, a na ścianach wisiało kilka moich obrazów, ale poza tym pokój był pusty, pozbawiony wszelkich osobistych drobiazgów. Na toaletce nie leżały żadne szczotki ani grzebienie, nie było też wody kolońskiej ani przyborów do makijażu. Na szafkach przy łóżku nie walała się ani jedna książka, nie stało nawet najmniejsze radio.

Złożyłam sztalugi i przeniosłam je do mojego pokoju, po czym wróciłam i zebrałam porozkładane wszędzie pędzle i farby. Rozejrzałam się i po chwili namysłu pozostawiłam na ścianach obrazki, tłumacząc sobie, że to tylko dlatego, że Neil Evans spędzi u nas najwyżej kilka dni, więc po co miałabym robić sobie kłopot z ich zdejmowaniem.

Wreszcie poszłam do siebie i zamknęłam za sobą drzwi. Zrzuciłam buty i skuliłam się na łóżku. Mój pokój był miejscem, w którym czułam się najlepiej. To była moja twierdza, moje schronienie. Tutaj mogłam być sobą. Kochałam w nim każdy szczegół: łóżko, drewnianą toaletkę przykrytą niebieską serwetą, pomalowane na biało półki, na których poupychane były książki i przypominające dzieciństwo maskotki, zdjęcie taty na komodzie, która kiedyś należała do babci Adams.

Robiło się późno, jeszcze nie odrobiłam lekcji, ale było nie do pomyślenia, abym nie zadzwoniła do mojej przyjaciółki Tracy i nie oznajmiła jej, że w moim domu zamieszkał chłopak. Ułożyłam się wygodnie i sięgnęłam po telefon w kolorze kości słoniowej, kupiony za pieniądze, które zarobiłam, opiekując się dziećmi.

-Cześć, Tracy. Co słychać? -zapytałam, gdy tylko ją usłyszałam. Nigdy nie miałyśmy żadnych kłopotów z rozpoznaniem swoich głosów.

Tracy ma taki sposób mówienia, że zawsze wydaje się pełna entuzjazmu, nawet gdy mówi o klasówce z matematyki. Jest ładna, ma okrągłą twarz i ciemne włosy z przedziałkiem pośrodku. Przyjaźnimy się już od piątej klasy.

-Nic ciekawego -odparła. -Męczę się nad wypracowaniem na jutro. Nie miałam nawet czasu włączyć telewizora. A co ty porabiasz?

-Nic. Ale wiesz co?! Jeden z podopiecznych mojej mamy mieszka u nas! Ma na imię Neil. Ma siedemnaście lat i jest z Buffalo, a jutro zapisze się do naszego liceum.

Tracy zapiszczała.

-Juliet! Kiedy to się stało? Nie wspomniałaś dziś o tym ani słowem.

-Bo nic nie wiedziałam, dopóki nie wróciłam ze szkoły. Wiesz, jak to się zwykle dzieje. Oczywiście Neil dojrzał plakat informujący o działalności Telefonu Pomocy. Słuchawkę podniosła mama, kazała mu przyjechać do ośrodka, a później przywiozła go do nas. Kiedy wróciłam ze szkoły, leżał rozciągnięty na sofie w salonie i oglądał telewizję. Zostanie u nas, dopóki nie znajdzie pracy i nie wynajmie jakiegoś pokoju.

-Juliet, to takie ekscytujące! U mnie nigdy nie zdarzyło się nic podobnego. Moja rodzina jest taka konserwatywna, nie wyłączając Amy i Cheryl. -Tracy miała dwie starsze siostry; obydwie już studiowały, obydwie były wybitnie zdolne i pewne tego, co chcą osiągnąć w życiu. -No to opowiedz mi coś więcej o tym waszym gościu. Jest przystojny? Zabawny? Wysoki czy niski? Opowiadaj wszystko.

Ułożyłam się wygodniej na łóżku.

-Jest naprawdę przystojny -odparłam prawie niechętnie. -Wysoki, szczupły. i ma kręcone blond włosy. Aha, i jest bardzo pewny siebie.

-Cóż, czego więcej mogłabyś pragnąć? I to w dodatku w twoim własnym domu! To przeznaczenie, Juliet.

Doskonale wiedziałam, o czym mówi. Tracy miała stałego chłopaka, Jeffa Brownella, i chciała, żebym też sobie jakiegoś znalazła. Wtedy mogłybyśmy umawiać się na podwójne randki. Nic nie potrafiłam poradzić na to, że trochę jej zazdroszczę. Tracy już nie musiała się martwić o chłopaków. Mogła z Jeffem chodzić na imprezy, na których mnie najczęściej nie było, gdyż po prostu nie miałam z kim pójść. Chłopcy nie zwracali na mnie wielkiej uwagi.

-Porzuć nadzieje, Tracy -oświadczyłam jednak twardo. -Nie lubię go i jestem pewna, że on zdaje sobie z tego sprawę. Może i jest przystojny, ale założę się, że jest taki jak inne dzieciaki, które mama przyprowadza do nas: nieodpowiedzialny. A poza tym został wyrzucony z domu, a własna matka tego chłopaka nawet nie przeciwstawiła się jego ojczymowi. Sądzę, że to powinno ci coś powiedzieć o Neilu Evansie. Jest uciekinierem i najprawdopodobniej niedługo ucieknie także i stąd.

-Chyba musisz się nauczyć obdarzać innych zaufaniem, Juliet.

Ale komu mogłabym ufać, pomyślałam, a po chwili się zawstydziłam. Ufałam Tracy i mamie, i tacie, oczywiście. Ale nie Neilowi. Czułam do niego niechęć i podejrzewałam, że zazdroszczę mu tego, z jaką łatwością ściągnął na siebie uwagę mojej mamy.

 

Rozdział 3

 

Następnego dnia było ciepło i pogodnie. Był to jeden z tych lutowych dni, kiedy się wydaje, że wiosna jest tuż - tuż. Słońce świeciło, niebo było intensywnie niebieskie, a śnieg na podwórku zaczął topnieć, ukazując ukrytą pod nim brązowawą trawę. Wokół karmnika ćwierkały i podrygiwały ptaki, a ja poczułam się prawie szczęśliwa. Szczęścia nie czułam od chwili, gdy wyprowadził się tata, ale tego ranka było mi całkiem nieźle. Wiedziałam, że ten dzień przyniesie coś nowego. Naprawdę nie lubiłam Neila Evansa, ale nie mogłam zaprzeczyć, że stanowił on interesującą odmianę.

Zanim zeszłam na śniadanie, delikatnie się pomalowałam i porządnie wyszczotkowałam włosy. Ubrałam się wyjątkowo starannie, po długim wahaniu decydując się na nowe dżinsy. Jedyne, czym się mogę pochwalić, to niezła figura.

Jestem wysoka i mam dość długie nogi, takie, które najlepiej wyglądają w krótkich spodenkach. W zasadzie nie powinnam narzekać, niemniej żałuję, że nie mam wysokich kości policzkowych, takich jak mama albo Tracy.

Kiedy weszłam do kuchni, Neil już tam był. Siedział na taborecie przy stole. Jadł naleśniki z serem i gawędził z mamą. Naleśniki w dzień powszedni! Musiał mamie naprawdę przypaść do gustu, bo zazwyczaj robiła je tylko w soboty i niedziele. Promienie słońca tańczyły we włosach Neila i mamy. Wyglądali bardzo podobnie. Poczułam ukłucie samotności.

-Dzień dobry, Juliet -powiedziała mama, zerkając przez ramię, po czym przewróciła na patelni kolejny naleśnik.

Neil odwrócił się i popatrzył na mnie.

-Cześć -odezwał się. -Poczekaj, aż będziesz mogła spróbować tych naleśników. Są wyśmienite.

-Nie jestem zbyt głodna -odparłam i otworzyłam lodówkę, by wyjąć z niej sok pomarańczowy.

Mama odwróciła się od kuchenki i rzuciła mi ostre spojrzenie.

-Od kiedy to nie masz ochoty na naleśniki z serem?

Wzruszyłam ramionami i nalałam sobie sok i kawę. Nie mogłam się zdecydować, czy usiąść obok Neila, czy też naprzeciwko niego. Uznałam jednak, że to pierwsze wyjście będzie lepsze, gdyż nie będę wtedy musiała widzieć tych jego niebieskich oczu za każdym razem, gdy uniosę głowę. Działały na mnie lekko denerwująco. 

-Byłem przekonany, że nie lubisz kawy -powiedział.

-Piję ją rano, żeby się rozbudzić. -Nic więcej nie przychodziło mi do głowy, ale na szczęście mama i Neil nie interesowali się mną zbytnio.

Roztrząsali wszystko, o czym słyszeli w porannych wiadomościach, i muszę przyznać, że rozmowa była bardzo interesująca. Nawet cena ropy na Bliskim Wschodzie nabierała nowego znaczenia.

-Proszę. -Mama postawiła przede mną talerz z dwoma naleśnikami. -Jedz. Przed wami długi dzień i kto wie, co zjesz w południe. Pewnie pączki i jakiś baton.

Posępnie polałam naleśniki śmietaną i spróbowałam ich. Były zdecydowanie najpyszniejszym posiłkiem od wielu dni i pałaszowałam je tak, jakbym od tygodnia nie miała niczego w ustach. Dostrzegłam, że mama uśmiecha się pod nosem, ale kiedy wzięła ode mnie talerz, by nałożyć do- kładkę, nie skomentowała tego ani słowem. Sądziła pewnie, że się pogniewam, jeżeli będzie się ze mną przekomarzać, lecz tym razem myliła się. Neil miał już okazję widzieć moje humorki i teraz miałam zamiar pokazać mu, jak bardzo potrafię być opanowana. Postanowiłam być dla niego uprzejma, nawet gdyby miało stanowić to dla mnie katorgę.

Zerkając na zegarek, mama przysiadła się z talerzem naleśników i kawą.

-Muszę biec za parę minut. Juliet, zaopiekuj się dzisiaj Neilem, dobrze? Przedstaw go panu Baileyowi i zapoznaj z innymi uczniami.

-Dobrze. -To świadczyło tylko o tym, jak mało wie o mnie własna matka. Prawie nie znałam żadnych uczniów, tylko kilku starych znajomych, takich jak Tracy. Z powodu niżu demograficznego nasza szkoła została zamknięta przed rokiem. Połowa uczniów została przeniesiona do liceum Brittona, a druga połowa do Millera. Liceum Brittona było szkołą dużo większą niż moja poprzednia i ciągle jeszcze się nie przyzwyczaiłam do jej rozmiarów ani do setek obcych twarzy, które widziałam na korytarzu. Ale mama uznała widać, że znam tam wszystkich.

Pociągnęła ostatni łyk kawy, wstała, chwyciła torbę i wielki notes.

-Do zobaczenia wieczorem -rzuciła. -Miłego dnia. - Cmoknęła mnie pośpiesznie w policzek, dotknęła ramienia Neila i już jej nie było.

Chłopak popatrzył za nią z podziwem.

-Ona jest jak tornado, prawda?

Przytaknęłam.

-Prababcia Adams zawsze powtarzała, że mama jest jak maszyna.

-Chciałbym mieć prababcię. Albo chociaż babcię. Ale mam tylko mamę. -Przerwał na chwilę. -I oczywiście ojczyma, tyle że on się nie liczy.

-A co z twoim ojcem? -spytałam po chwili wahania. Neil potrząsnął głową.

-On i mama rozwiedli się, kiedy miałem dziewięć lat, a zmarł, jak miałem dwanaście. Przez te trzy lata ani razu się nie widzieliśmy. Rodzice ojca zmarli przed moim urodzeniem. Mój drugi dziadek umarł, kiedy byłem mały, a babcia kilka lat temu. Nie mam też żadnych innych bliskich krewnych.

Myślałam o tym, co powiedział, gdy zbierałam ze stołu talerze i wkładałam je do zmywarki.

-Moi krewni mieszkają w innych miastach, ale mam świadomość, że istnieją. To miłe uczucie.

-Ja go nie znam. -Neil wziął gąbkę, by wytrzeć stół Jeżeli tak bardzo było mu siebie żal, dlaczego w takim razie porzucił jedyną bliską osobę, jaką miał? Dlaczego opuścił rodzinny dom? Nieporozumienia zwykle nie trwają długo. Tak przynajmniej bywało w przypadku mamy i moim.

Zamknęłam drzwi wejściowe i wyszliśmy na zalane słońcem podwórko. Ludzie na północnym wschodzie cenią sobie słoneczne dni, ponieważ wiedzą, że zima może wrócić w każdej chwili.

-Chodź -powiedział Neil. -Podwiozę cię do szkoły. Będziesz przewodnikiem. -Ruszył w kierunku wiekowego, zaparkowanego przed domem samochodu. Drzwi brązowego auta były pokryte rdzą, a rura wydechowa zwisała luźno.

-Nie, dzięki -odparłam, spoglądając z powątpiewaniem na jego auto -Jest tak ładnie, że mam ochotę jechać rowerem. Możesz jechać powoli za mną.

W pierwszej chwili wyglądał na rozczarowanego, ale wkrótce jego twarz się rozjaśniła.

-Mógłbym pożyczyć ten rower? -Kiwnął głową w stronę pełnego kurzu garażu.

Rower taty. Był stary i rozklekotany, ale uwielbiał. patrzeć, jak tam stoi. Był namacalnym dowodem tego, że naprawdę miałam ojca, że w wakacje jeździliśmy rowerami po parku przy rzece. Od czasu do czasu czyściłam i dopompowywałam powietrza, tak jakby tata miał pojawić w domu lada dzień i znowu mieliśmy wyruszyć na jedną z naszych wypraw. Nie chciałam, by ktokolwiek poza nim jeździł na tym rowerze, ale nie mogłam przecież powiedzieć tego Neilowi.

-Jak chcesz, to proszę bardzo -rzuciłam z pozorną obojętnością. -Ale sądzę, że wygodniej byłoby ci w samochodzie.

Popatrzył na mnie tak, jakbym nagle oszalała.

-Wygodniej? W tym?

Nie mogłam się nie roześmiać. Staroć wyglądał tak, jakby od wielu lat nie był w stanie zapewnić ani odrobiny wygody.

-No dobra. W takim razie weź rower i jedźmy już. Muszę zajechać po drodze pod dom mojej przyjaciółki Tracy, by zobaczyć, czy pojechała autobusem, czy też dołączy do nas.

Neil i ja ruszyliśmy spokojną, podmiejską ulicą. Nie rozmawialiśmy zbyt wiele, gdyż zbyt byliśmy zajęci pedałowaniem oraz unikaniem lodu i błota, wciąż miejscami zalegającego na asfalcie.

-Przyjemna ulica -stwierdził Neil.

-Taaa.

To jest nawet bardzo przyjemna ulica, pomyślałam, patrząc na nią nagle tak, jakbym widziała ją po raz pierwszy. Wzdłuż niej ciągną się nie bezosobowe bloki, lecz miłe, choć niezbyt okazałe domy. Mieszkam tutaj od urodzenia, ale, prawdę mówiąc, nigdy nie zwracałam na to większej uwagi.

Tracy czekała przed domem. Rower oparła o białe palisadowe ogrodzenie, a sama wyglądała w naszym kierunku. Widziałam na jej twarzy kiepsko ukrywane podekscytowanie i wiedziałam, że nie może się doczekać, kiedy pozna Neila. Pomyślałam, że wygląda wyjątkowo ładnie z tymi swoimi ciemnymi błyszczącymi włosami i w niebieskiej kurtce, pasującej do koloru jej oczu.

-Cześć -powiedziałam. -Tracy Hill, to jest Neil Evans. Przez kilka dni będzie u nas mieszkał.

-Cześć, Tracy. -Neil uśmiechnął się do niej i miałam pewność, że już ją zawojował.

-Cześć -odparła. -Będziesz chodził z nami do szkoły?

-Jeżeli mi pozwolą. Wiesz, właściwie to kawał łobuza ze mnie.

Spojrzałam na niego z niechęcią. Uśmiechał się w typowy dla niego, zdradzający pewność siebie sposób i pomyślałam, że mówi tak specjalnie, by przypomnieć nam o swoich kłopotach. Wie, że nie będzie żadnych problemów z przeniesieniem się do liceum Brittona. Chce po prostu, byśmy mu współczuły.

Tracy zareagowała natychmiast, dając mu akurat to, czego chciał.

-Przywitają cię z otwartymi ramionami. -Uśmiechała się do niego, pokazując urocze dołki w policzkach. -Muszę ci powiedzieć, że będziesz cennym nabytkiem w naszym liceum. Założę się, że grasz i w koszykówkę, i w piłkę nożną, i w baseball.

Dziwnie nieśmiało wzruszył ramionami.

-Owszem, gram, ale nie jestem w tym świetny. -Zawahał się. -Najbardziej chyba podoba mi się aktorstwo, ale powinienem pogrzebać moje nadzieje z nim związane. Nie jestem zbyt dobrym aktorem.

Ależ jesteś, pomyślałam, a głośno rzekłam:

-Jedźmy już. Jeszcze się spóźnimy, a ja przecież muszę zdążyć zaprowadzić Neila do pana Baileya.

Wiedziałam, że zabrzmiało to tak, jakby zajmowanie się Neilem należało do moich mało przyjemnych obowiązków. Robiłam to jednak celowo. Z jakiegoś powodu chciałam, by wiedział, że jest dla mnie ciężarem.

Wsiedliśmy na rowery i ramię w ramię popedałowaliśmy szeroką ulicą. Wszystko wydawało się jeszcze trochę ponure po zimie, ale słońce nieźle grzało, a niebo było intensywnie niebieskie i nagle zdałam sobie sprawę, że gawędzę oraz śmieję się razem z Tracy i Neilem. Zabawnie było dla odmiany być podobną do nich: cieszyć się życiem, zamiast nieustannie się zamartwiać.

-Myślę, że spodoba mi się tutaj -stwierdził pogodnie Neil. -Po Buffalo mam wrażenie, jakbym znajdował się na wsi.

-Hej -powiedziała ze śmiechem Tracy. -Przygotuj się na bitwę, mieszczuchu, jeżeli masz zamiar się wywyższać.

Chłopiec nieoczekiwanie spoważniał.

-Nigdy nie będę się wywyższał wobec osób, które przyjęły mnie pod swój dach i są dla mnie takie miłe.

Nie wiedziałam, co mam powiedzieć, wiedząc, że przecież nie byłam dla niego zbyt miła.

Kilka minut później wjechaliśmy na szkolny dziedziniec, ustawiliśmy rowery przy specjalnych stojakach i przypięliśmy je. Liceum Brittona jest dość dużą szkołą. Budynek z brązowej cegły nie jest może najnowszy, ale całkiem nowocześnie urządzony. Szkoła ma ogromną salę gimnastyczną i naprawdę świetną salę widowiskową, którą wynajmuje na przedstawienia Letni Teatr Uniwersytecki. Budynek jest dwukrotnie większy od liceum Simmonsa, do którego uczęszczałam przez dwa lata.

Jeff Brownell, chłopak Tracy, podniósł się z ławki i ruszył w naszym kierunku. Przez chwilę nie wydawał się zachwycony tym, że widzi nas z Neilem. Jestem pewna, że zastanawiał się, czy ten przystojniak nie podrywa przypadkiem jego dziewczyny. Tracy jednak nie miała w zwyczaju uprawiać gierek.

-Cześć, Jeff. To jest Neil Evans. Przyjechał z Buffalo. Mieszka u Juliet i jej mamy -wyjaśniła.

Gdy tylko Jeff zrozumiał, co i jak, cały się rozpromienił.

-Cześć -odezwał się przyjaźnie. -Witamy w naszej szkole. Mam nadzieję, że ci się tutaj spodoba.

I nagle wszyscy ze sobą rozmawialiśmy, przepychaliśmy się przez ciężkie drzwi oraz wchodziliśmy po schodach wiodących na główny korytarz. Panował trudny do opisania zgiełk. Wydawało się, że wszyscy przybyli w tej samej chwili i nawoływali się wzajemnie. Zazwyczaj w takich sytuacjach czułam się zupełnie nie widzialna i bez znaczenia. Tego ranka to jednak ja byłam najważniejsza, objaśniając wszystko nowicjuszowi.

-Cześć, Juliet.

To była filigranowa Tammy Mead. Przyglądała się otwarcie Neilowi, a jej błyszczące zielone oczy wydawały się mówić: "Ale sztuka!"

-Cześć, Tammy. To jest Neil Evans. -Właściwie to Tammy odezwała się do mnie po raz pierwszy.

Po kilku minutach uformowało się wokół nas niewielkie koło osób, które wydawały się przyciągane magnesem, jaki stanowił Neil. Jednak ku własnemu zdziwieniu odkryłam, że potrafię bez trudu włączyć się do rozmowy i śmiać się razem z innymi. Z jakiegoś powodu łatwiej było zachowywać się tak jak reszta wtedy, gdy się znajdowało prawie w centrum uwagi. Nie byłam w stanie do ko6ca rozszyfrować moich uczuć w tamtej chwili, więc po prostu pozwoliłam sobie pławić się w cudzej chwale.

Jeżeli chodzi o Neila, to zachowywał się tak, jakby znał tych ludzi od dziesięciu lat, a nie od dziesięciu minut. Dlaczego ja nie potrafiłam być taka jak on, zamiast ciągle zamykać się w sobie?

Na korytarzu rozległ się głośny dźwięk dzwonka i wszyscy zaczęli się rozchodzić.

-Chodź -powiedziałam do Neila. -Zaprowadzę cię do dyrektora.

-W porządku -odparł. -Prowadź. Lepiej miejmy to już za sobą.

Spojrzałam na niego ukradkiem. Uśmiechał się w typowy dla niego, zdradzający pewność siebie sposób, lecz jego słowa wskazywały na coś innego. Czyżby się trochę denerwował? Przecież jednak opuścił poprzednią szkołę bez słowa, został wyrzucony z własnego domu, niczym jakiś kryminalista, a teraz musi stawić czoło panu Baileyowi.

Weszliśmy do sekretariatu i pani Gant wpuściła nas, do znajdującego się w głębi gabinetu dyrektora. Przedstawiłam Neila i wyjaśniłam, że tymczasowo mieszka u nas, po czym zwróciłam się do niego:

-Cóż, chyba teraz zostawię cię tutaj, w przeciwnym razie spóźnię się na lekcję.

-Dzięki, Juliet -odpowiedział i wyciągnął rękę, by dotknąć mojej dłoni. Jego palce były zimne jak lód.

Ruszyłam pośpiesznie do klasy, myśląc o tych zimnych palcach. Neil nie był tak pewny siebie, za jakiego go uważałam. Jego dłoń miała temperaturę podobną do mojej w trakcie pierwszego dnia w szkole każdego roku i na początku każdego nowego doświadczenia.

 

Rozdział 4

 

Okazało się, że Neil będzie uczył się francuskiego w tej samej grupie co ja. Niespiesznie wszedł do klasy, dał mademoiselle Emile karteczkę od pana Baileya, po czym usiadł na krześle, które wydawało się zbyt małe dla jego potężnego ciała. W wyblakłych dżinsach i niebieskim golfie wyglądał jak typowy Amerykanin, jednak po kilku spędzonych w klasie minutach w jakiś niewytłumaczalny sposób przeistoczył się we francuskiego nastolatka. Zrozumiałam wtedy, dlaczego tak interesuje go aktorstwo. Potrafił wczuć się w każdą rolę.

Mademoiselle uśmiechnęła się do niego.

-Bonjour -powiedziała pogodnie, a wszyscy odmruczeli:

-Bonjour, mademoiselle.

Dla niektórych był to szczyt umiejętności konwersacyjnych, ale kiedy mademoiselle przedstawiła Neila klasie i zapytała go, skąd pochodzi, on odpowiedział jej płynnie po francusku. Należę do piątkowych uczniów, ale nie potrafię mówić z takim akcentem. Musiał dojrzeć zaskoczenie na naszych twarzach, ponieważ dodał szybko:

-Ma grand-mere erait Franęaise.

-Ma grand-mere jest Angielką, ale ja nie mówię po angielsku aż tak dobrze! -rzekł ze śmiechem Greg Tilman.

Mój wielbiciel, pomyślałam z niechęcią i rzuciłam mu ostre spojrzenie. Nie przepadałam za Gregiem nie tylko dlatego, że jest ode mnie o pół głowy niższy, ale głównie z powodu jego niedojrzałości. Oto z jednej strony znajduje się Neil, wyglądający i mówiący tak, jakby właśnie przyjechał znad Sekwany, a po drugiej stronie stoi Greg, zachowujący się jak szczeniak. Zdecydowałam się za wszelką cenę go unikać, tak by Neil nie miał okazji mi współczuć.

Zauważyłam, że wszystkie dziewczyny w klasie uważnie przyglądają się nowemu koledze, ukradkiem bądź też otwarcie, i cieszyłam się, że nie jest on w moim typie. Jasne przecież było, że wkrótce wpadnie w sidła Suellen Lang, Tammy Mead bądź też Carol Henley. Wszystkie miały stałych chłopaków, ale należ...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin