Cisza bardzo boli.doc

(169 KB) Pobierz

Olga Bończyk: "Cisza bardzo boli"

 

Olga Bończyk (© red)

Gazeta WrocławskaRobert Migdał

2010-03-19 17:43:24, aktualizacja: 2010-03-21 15:49:21

Z Olgą Bończyk, pochodzącą z Wrocławia aktorką znaną z serialu "Na dobre i na złe", którą wychowywali niesłyszący rodzice, rozmawia Robert Migdał

Jakie trudności mają niesłyszący rodzice, którzy wychowują słyszące dzieci. Pani wychowywała się w takim domu...
To sytuacja bardzo trudna i zawsze ciąży na rodzinie. Zamienia się bowiem w pewnym stopniu rola opiekuna. Pamiętam to ze swojego dzieciństwa: od najmłodszych lat razem z bratem byliśmy dla naszych rodziców łącznikiem pomiędzy światem ciszy a światem słyszących. To rodziło wiele problemów.

Jakie to były problemy?
Jak w każdym domu my też mieliśmy telewizor, ale rodzice nie mogli z niego korzystać w pełni. Nie słyszeli dźwięku, a obraz niewiele im mówił. Dlatego ja i mój brat tłumaczyliśmy symultanicznie rodzicom filmy, dziennik telewizyjny, różne programy - żeby mogli je zrozumieć. W życiu codziennym załatwialiśmy razem z rodzicami wszystkie sprawy biurowe, urzędowe. Pamiętam, że jeszcze jako malutka dziewczynka byłam zabierana przez nich do lekarzy, do urzędów, by być ich tłumaczem. Uczestniczyłam w świecie, który nie dotyczy dziecka: niewiele rozumiałam z tego, o czym mówili dorośli.

Spadła na Panią, na małe jeszcze dziecko, wielka odpowiedzialność.
Niestety, tak. Bo to, co rodzice zrozumieli ze spotkania z urzędnikiem i czy sprawę udało się pomyślnie załatwić, zależało przecież w dużej mierze ode mnie. Przejmowałam się tym tak samo jak rodzice, a czasem nawet czułam się winna, że jakiejś ważnej sprawy załatwić się nie udało. Rola tłumacza przypadała również w innych sferach życia. Na przykład, kiedy przychodziła do nas sąsiadka, to ja musiałam tłumaczyć mamie, co ona mówi... Przeszłam szybki kurs dorastania.

Rodzice nie słyszeli od urodzenia?
Moja mama straciła słuch, kiedy miała 17 lat. Zdążyła więc skończyć gimnazjum, zawsze bardzo dużo czytała. Całe życie walczyła, żeby nie dać się wyrwać z tego świata dźwięków. Otwierała przed nami normalny świat: wysłała mnie i brata do szkoły muzycznej, stawiała na nasz rozwój. Miałam szczęście, bo wiele osób niesłyszących nie zna świata dźwięków, więc gdy mają swoje dzieci, nie zdają sobie sprawy, co ich dzieci mogą stracić i co tracą: nie słuchając radia, muzyki, nie czytając książek...

Tato stracił słuch bardzo wcześnie. Miał 5 lat. Dlatego pozostał w świecie ciszy i był osobą głuchoniemą. Gdybyśmy z bratem byli zamknięci w świecie ludzi takich jak mój tato, to obawiam się, że dorastanie i poznawanie świata dźwięków byłoby trudniejsze.

Bo?
Bo trudno jest dorastać w rodzinach, w których oboje rodzice nie słyszą. Najczęściej tacy rodzice są gorzej wykształceni, na co dzień niewiele czytają, a ich wiedza na temat dzisiejszego świata, kultury, polityki jest minimalna. W TV tłumaczeń migowych jest tak niewiele, że wiele spraw i tematów życia codziennego ich omija. Jeżeli rodzice są wykształceni, światli, oczytani, inteligentni - to dziecko automatycznie chłonie wszystko to, co daje im rodzic.

Jeżeli rodzic tego nie ma, to świat jest również ubogi i zamknięty dla tego dziecka. I tak właśnie jest w wielu domach, w których rządzi cisza. Bardzo często takie dzieci są "upośledzone" w podobny sposób jak ich rodzice. Jedynie koledzy, szkoła, znajomi z podwórka potrafią wyciągnąć je z tego świata. A to bardzo trudne. Dzieci potrafią być bardzo okrutne. Ja w swoim dzieciństwie dostawałam sporo kuksańców tylko dlatego, że moi rodzice nie słyszeli. Czułam się dyskryminowana.

 

Nadal tak jest?
Myślę, że wśród dzieci tak jest. Dlatego ideałem są powstające przedszkola czy szkoły integracyjne. W moim przekonaniu to najlepsza szkoła tolerancji i uczenia się, że bycie innym nie oznacza - gorszym.

Głusi są odizolowani od informacji, od TV, radia, ale przecież mogą czytać gazety...
To nie jest takie proste. Żeby czytać gazety czy książki, głusi muszą znać tysiące słów, których z natury rzeczy nie znają. Wiele słów czy znaczeń uczymy się automatycznie, gdy słuchamy radia, oglądając TV czy rozmawiając ze znajomymi. Często nie zastanawiamy się, ile nowych słów, zwrotów czy znaczeń każdego dnia bez naszego specjalnego udziału nauczyliśmy się.

Głusi pozostając w swoim zamkniętym świecie, nie mają do tego dostępu. Nawet jeśli głuchy przeczyta jakiś tekst w gazecie, pytanie - ile z niego zrozumie? To nie jest jego wina. To wina nas - słyszących, że nie zauważamy ich potrzeb, a oni nawet nie wiedzą, o co się upomnieć. To ludzie, którzy nie wiedzą jak się bronić, nie wiedzą, jakie mają prawa. To ludzie, którym trzeba pomóc otworzyć świat dźwięków i pozwolić im z niego korzystać.

Osoby głuche niczym się nie różnią od nas. Piszą wiersze, pięknie tańczą, malują, są utalentowane, inteligentne i bardzo otwarte na świat. Trzeba je tylko zauważyć. W Polsce nie zauważa się rodzin, w których niesłyszący rodzice wychowują słyszące dzieci. Niestety, przez lata nic się nie zmieniło.

Jak to można zmienić?
W moim przekonaniu dużą rolę powinna odgrywać szkoła, w której takie dziecko powinno mieć specjalny tok nauczania, dodatkowe zajęcia. Wiele też zależy od otoczenia. Im więcej kontaktu ze światem dźwięków i normalnego funkcjonowania, tym lepiej. Rola wychowawcy, nauczyciela w postrzeganiu tego problemu jest też bardzo ważna. Takie dzieci, które słyszą, a które mają głuchych rodziców, trzeba dowartościowywać, przystosowywać do świata dźwięków.

Bo przecież, gdy kończą się lekcje i wracają do domu, to zastają w nim absolutną ciszę, ciszę, która nie tylko boli, ale i ciszę, która zubaża dzieci, która pozbawia ich wszystkich mądrości i dóbr tego świata.

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin