SZESC PRAWD BILLA KPL.doc

(241 KB) Pobierz
SZESC PRAWD BILLA

SZEŚĆ  PRAWD BILLA

 

 

 

ORAZ

12 KROKÓW i 12 TRADYCJI

DESIDERATA

POCZĄTEK DROGI

PROGRAM NA 24 GODZINY

SYMPTOMY NAWROTU CHOROBY

ALKOHOLOWEJ

BÓG PRZEMAWIA DO ANONIMOWYCH

ALKOHOLIKÓW

ORĘDZIE SERCA

 

 

WSPÓLNOTA  ANONIMOWYCH 

ALKOHOLIKÓW W POLSCE


DWANAŚCIE KROKÓW

 

1.       Przyznaliśmy, że jesteśmy bezsilni wobec alkoholu i że przestaliśmy kierować

      swoim życiem:

2.       Uwierzyliśmy, że siła większa od nas samych może przywrócić nam zdrowie.

3.       Postanowiliśmy powierzyć naszą wolę i nasze życie opiece Boga, jakkolwiek

     Go pojmujemy.

4.       Zrobiliśmy gruntowny i odważny obrachunek moralny.

5.       Wyznaliśmy Bogu, sobie i drugiemu człowiekowi istotę naszych błędów.

6.       Staliśmy się całkowicie gotowi, aby Bóg uwolnił nas od wszystkich wad charakteru.

7.       Zwróciliśmy się do Niego w pokorze, aby usunął nasze braki.

8.       Zrobiliśmy listę osób, które skrzywdziliśmy i staliśmy się gotowi zadośćuczynić

     im wszystkim.

9.       Zadośćuczyniliśmy osobiście wszystkim, wobec których było to możliwe,

     z wyjątkiem przypadków, gdy zraniłoby to ich lub innych.

10.    Prowadziliśmy nadal obrachunek moralny, z miejsca przyznając się do popełnionych błędów.

11.    Dążyliśmy poprzez modlitwę i medytację do coraz większej więzi z Bogiem,

    jakkolwiek Go pojmujemy, prosząc jedynie o poznanie Jego woli wobec nas

   oraz o siłę do jej spełnienia.

12.    Przebudzeni duchowo w rezultacie tych kroków, staraliśmy się nieść posłanie

       innym alkoholikom i stosować te zasady we wszystkich naszych poczynaniach.

 

DWANAŚCIE TRADYCJI

 

1.      Nasze wspólne dobro powinno być najważniejsze; wyzdrowienie każdego

      z nas zależy bowiem od jedności Anonimowych Alkoholików.

2.      Jedynym i najwyższym autorytetem w naszej Wspólnocie jest miłujący Bóg,

      jakkolwiek może się on wyrażać w sumieniu każdej grupy. Nasi przewodnicy

      są tylko zaufanymi sługami, oni nami nie rządzą.

3.      Jedynym warunkiem przynależności do AA jest pragnienie zaprzestania picia.

4.      Każda grupa powinna być niezależna we wszystkich sprawach, z wyjątkiem

      tych, które dotyczą innych grup lub AA jako całości.

5.      Każda grupa ma jeden główny cel: nieść posłanie alkoholikowi, który wciąż

      jeszcze cierpi.

6.      Grupa AA nigdy nie powinna popierać, finansować ani użyczać nazwy AA

      żadnym pokrewnym ośrodkom, ani jakimkolwiek przedsiębiorstwom, ażeby

      problemy finansowe, majątkowe lub sprawy ambicjonalne nie odrywały nas

      od głównego celu.

7.      Każda grupa AA powinna być samowystarczalna i nie powinna przyjmować

      dotacji z zewnątrz.

8.      Działalność we Wspólnocie powinna na zawsze pozostać honorowa; dopuszcza się

      jednak zatrudnianie niezbędnych pracowników w służbach AA.

9.      Anonimowi Alkoholicy nie powinni nigdy stać się organizacją; dopuszcza się

            jednak tworzenie służb i komisji bezpośrednio odpowiedzialnych wobec tych,

            którym służą.

10.  Anonimowi Alkoholicy nie zajmują stanowiska wobec problemów spoza ich

            Wspólnoty, ażeby imię AA nigdy nie zostało uwikłane w publiczne polemiki.

11.  Nasze oddziaływanie na zewnątrz opiera się na przyciąganiu, a nie na

      reklamowaniu; musimy zawsze zachowywać osobistą anonimowość wobec

      prasy, radia i filmu.

12.  Anonimowość stanowi duchową podstawę wszystkich naszych Tradycji,

      przypominając nam zawsze o pierwszeństwie zasad przed osobistymi ambicjami.

PREAMBUŁA WSPÓLNOTY AA

Anonimowi Alkoholicy są Wspólnotą mężczyzn i kobiet. którzy dzielą się nawzajem doświadczeniem. siłą i nadzieją. aby rozwiązać swój problem i innym pomagać w wyzdrowieniu z alkoholizmu.

Jedynym warunkiem uczestnictwa jest chęć zaprzestania picia. Nie ma w AA żadnych składek ani opłat. jesteśmy samowystarczalni poprzez własne. dobrowolne datki. Wspólnota AA nie jest związana z żadną sektą. wyznaniem. partią. organizacją lub instytucją. nie angażuje się w żadne publiczne polemiki. nie zajmuje stanowiska w jakichkolwiek sporach.

Naszym najważniejszym celem jest pozostać trzeźwymi i pomagać innym alkoholikom trzeźwość osiągnąć.

 

 

MINI-PROGRAM "HALT"

Staraj się nie być:

Zbyt głodny (Hungry)

Zbyt rozgniewany (Angry)

Zbyt samotny (Lonely)

Zbyt zmęczony (Tired)

Każdy z tych stanów może nas tak otumanić. że stracimy z oczu nasz główny cel. Wkrótce zaczniemy pogrążać się w rozczulaniu nad sobą. a stąd już tylko jeden krok do kieliszka.

Jeżeli zreflektujemy się w ostatnim momencie i postępować będziemy z radami naszych doświadczonych poprzedników. możemy uniknąć dostania się na listę

ciągłych wpadkowiczów. HALT jest programem. który dobrze jest zapamiętać.

Czy stosuję program HAL T?

 

 

 

MODLITWA AA

 

Boże, użycz mi pogody ducha,

abym godził się z tym, czego zmienić nie mogę,

odwagi, abym zmieniał to, co zmienić jestem w stanie,

i mądrości, abym odróżniał jedno od drugiego.

 

 

SZEŚĆ PRAWD  BILLA

1 WIARA

"Bóg, jak Go pojmujemy"

Zdanie: "Bóg, jak Go pojmujemy" jest chyba najważniejsze w całym słowniku AA. Owe cztery słowa zawierają w swej treści każdy stopień i kierunek wiary, dając każdemu możliwość wyboru wiary według własnego upodobania. Nie mniej ważne są zdania uzupełniające niejako to pierwsze stwierdzenie: "siła wyższa" oraz "moc większa od nas samych". Dają one wszystkim tym, którzy z jakichkolwiek powodów nie uznają Boga, możliwość zrobienia pierwszego kroku w rzeczywistość dla niego dotychczas zamkniętą - w zakres działania wiary.

Takie chwile przełomowe są w AA na porządku dziennym. Są one o tyle godne uwagi, że dla mniej więcej połowy członków naszej wspólnoty, skuteczna wiara wydawała się niemożliwością najwyższej rangi. Wszyscy ci wątpiący, z chwilą gdy okazali gotowość uznania "siły wyższej" (choćby pod pojęciem tym rozumieli tylko grupę) odkryli, że istnieje wyjście z owego martwego punktu, w którym się dotychczas znajdowali. Punktu zakrywającego dotychczas widok na drogę prowadzącą do trzeźwości. Od tego momentu, wiara ich pogłębiała się w sposób tajemniczy i nieoczekiwany. Warunkiem jednak było, aby próbowali być otwarci i uczciwie praktykowali w życiu program AA. Żałujemy bardzo, że alkoholicy żyjący wśród nas nie rozumieją tych faktów z życia AA. Większość z nich jest przekonana, że gdy tylko znajdą się w pobliżu AA, wywarty zostanie na nich nacisk, aby wybrali i uznali jakiś specjalny rodzaj wiary lub teologii. Nie potrafią zrozumieć tego, że dla kogoś kto chciałby przystąpić do tej wspólnoty wiara nie jest niezbędną koniecznością, że trzeźwość można osiągnąć także z takim minimum wiary, jakie jest do przyjęcia przez każdego, że nasze pojęcie "siły wyższej" "Boga, jakim Go pojmujemy" każdemu dają wiele możliwości wyboru wiary oraz tego, jak tę wiarę w życiu urzeczywistnimy. Sposób przekazania tej "radosnej nowiny" szerokim rzeszom stanowi dręczący problem AA. Nie znaleźliśmy dotychczas jeszcze zadawalającego nas rozwiązania. Być może, powinniśmy na ten problem zwracać większą uwagę na naszych mityngach  informacyjnych. Powinniśmy jednakże i w naszych szeregach zwracać więcej uwagi na trudne położenie owych izolowanych i zrozpaczonych cierpiących.

Powinniśmy im z całych sił oraz przy pomocy wszystkich środków jakimi dysponujemy, pomagać. Na problem braku wiary, który można by rzec, znajduje się tuż za naszym progiem, musimy spojrzeć ponownie i bezstronnie. Chociaż w ciągu ostatnich trzydziestu lat wyzdrowiało ponad 350000 osób (stan na rok 1965), to w tym samym czasie do wspólnoty zwróciło się i odeszło z niczym ponad pół miliona szukających pomocy. Byli wśród nich bez wątpienia chorzy tak bardzo, że o własnych siłach nie byli w stanie rozpocząć ponownego życia. Inni nie mogli lub nie chcieli przyznać się do swojej choroby. Jeszcze inni nie byli w stanie poradzić sobie ze swoimi defektami osobistymi. Wielu odeszło z przyczyn nieznanych. Mimo to, nie możemy zadawalać się stwierdzeniem, że wszyscy ci ludzie odeszli z własnej winy. Być może wielu z nich nie otrzymało właściwego rodzaju sponsorstwa, którego tak bardzo potrzebowali. Może wspólnota nasza nie przyjęła ich z takim ciepłem i taką serdecznością jaką okazywać powinniśmy nowym. W takim przypadku to my - AA, jesteśmy tymi którzy zawiedli. Może unikamy częściej niż myślimy prawdziwego i głębokiego kontaktu z alkoholikami, mającymi swój dylemat braku wiary.

Bez wątpienia, nie ma ludzi bardziej wrażliwych wobec duchowej pewności siebie, religijnego wywyższania się oraz agresywnej religijności, niż niewierzący. To jest to, o czym najczęściej zapomina- my-tego jestem pewien. W moich pierwszych latach w AA poprzez taką właśnie postawę, o mało co nie zrujnowałem całego przedsięwzięcia. Uważałem, że Bóg, taki jakim ja Go pojmuję, musi i przez innych być tak samo pojmowany. Czasem to moje agresywne zachowanie było delikatnej natury, czasami bardzo ostre. U niezliczonych niewierzących skutki takiego rozumowania były być może nieobliczalne. Oczywiście, zachowanie moje nie ograniczało się jedynie do pracy w 12-tym kroku. Wkradało się wszędzie. Nawet dziś jeszcze łapię się na używaniu starego refrenu: "Rób wszystko tak jak ja i wierz we wszystko tak jak ja... bo inaczej'" Oto przykład jak drogo kosztować może duchowa

pycha: pewnego nowego przyprowadzono na mityng AA. Pierwszy z mówców opowiadał o swoim pijackim życiu. Wywarło to mocne wrażenie na nowym. Dwu następnych wybrało do swoich wyznań temat: "Bóg, jak ja Go rozumiem". I to byłby bardzo wdzięczny temat, lecz nie w tym przypadku. Irytujący bowiem był sposób ich zachowania oraz sposób przedstawiania swoich

, doświadczeń. Arogancję czuć było od nich na odległość. Ostatni : mówca w swych teologicznych przekonaniach całkowicie zszedł na manowce. Obydwaj oni byli wiernym powtórzeniem owego ! przedstawienia, które ja sam wykonałem kilka lat wcześniej. Wprawdzie nie w 100 %, ale we wszystkim co mówili ujawniała się owa nieszczęsna myśl: "Ludzie, słuchajcie nas! Posiadamy jedyny prawdziwy rodzaj AA... i dobrze byłoby dla was, gdybyście go przyjęli!" Nowy po wysłuchaniu tych słów stwierdził, że nie chce mieć z tym nic wspólnego. Pozostał przy swoim zdaniu mimo iż sponsor starał się przekonać go, że to nie jest prawdziwe oblicze, AA. Było już jednak za późno! Nikomu nie udało się nigdy do i niego zbliżyć. Miał już teraz także wymówkę dla każdego następnego zapicia. Gdy słyszałem o nim ostatnio, wydawał się już ! niedaleki od zawarcia znajomości z grabarzem. Dzisiaj na szczęście, coraz mniej przydarza się takich ostrych, agresywnych zachowań. W przykładzie, który przytoczyłem powyżej, możemy j dostrzec także kilka momentów dodatnich. Możemy zapytać, samych siebie czy przypadkiem i my nie podlegamy (może nie w tak ostrej formie, ale za to częściej niż podejrzewaliśmy) owej : pysze duchowej. Jeżeli ciągle będziemy nad tym pracować, to : żaden inny rodzaj odkrywania samego siebie nie przyniesie : większej korzyści i nie zwiąże nas ściślej z Bogiem. ! Przed wielu laty, właśnie tzw. niewierzący doprowadził do tego, iż przejrzałem. Był on lekarzem i bardzo dobrym człowiekiem. Spotkałem go oraz jego żonę Mary w domu pewnego przyjaciela w małym miasteczku, na zachodzie. Był to czysto towarzyski ; wieczór. Nasza wspólnota alkoholików była jedynym tematem : moich rozmów i nie ukrywałem, że niejako całą uwagę towarzystwa skupiłem na sobie. Lekarz i jego żona, wykazywali duże zainteresowanie tematem i stawiali mnóstwo pytań. Jedno z nich wzbudziło we mnie podejrzenie iż lekarz, to człowiek niewierzący, być może-nawet ateista. Sprawa ta poruszyła mnie natychmiast i począłem go nawracać. Ze śmiertelną powagą pyszniłem się : swoim duchowym doświadczeniem z poprzedniego roku. Lekarz i ostrożnie próbował wtrącić swoje zdanie, że doświadczenie to mogło być także czymś innym, niż ja interpretowałem. To był dla mnie twardy cios, który wyzwolił we mnie agresję. Lekarz jednak nie dał się sprowokować. Pozostał uprzejmy, pełen humoru i respektu. Całkiem poważnie stwierdził, iż często życzył sobie mieć głęboką wiarę. Widziałem jednak, że go nie przekonałem. Trzy lata później, znów odwiedziłem mego przyjaciela. Mary, żona owego lekarza wpadła na krótką wizytę i przy tej okazji dowiedziałem się, że mąż jej zmarł przed tygodniem. Głęboko poruszona opowiedziała mi jego historię. Pochodził ze znanej rodziny z Bostonu i ukończył studia na uniwersytecie w Harvard. Jako jeden z najlepszych studentów mógł w swoim zawodzie zdobyć sławę i uznanie. Mógł zdobyć szeroką praktykę i prowadzić życie towarzyskie wśród swych przyjaciół. Zamiast tego, uparł się zostać lekarzem przemysłowym w przedsiębiorstwie, w rozrywanym walkami gospodarczymi mieście. Gdy Mary go kiedyś spytała, dlaczego nie wraca do Bostonu, ujął jej rękę i powiedział: "może masz rację, ale odejście stąd byłoby ponad moje siły. Myślę, że ludzie tego zakładu potrzebują mnie naprawdę". Mary opowiedziała, że nie przypomina sobie, aby kiedykolwiek się na coś uskarżał lub ostro kogoś krytykował. Chociaż wydawał się zdrowy, to jednak w ostatnich latach zmienił się. Gdy próbowała namówić go wieczorem na jakąś eskapadę, zawsze znajdował wymówkę, którą starał się podać jak w najlepszym nastroju. Dopiero gdy jego ostatnia choroba nagle wybuchła, dowiedziała się, że w każdej chwili może być z nim źle. Jeden tylko lekarz z całego jego kolegium znał ciężki stan jego serca. "Cóż, nie widziałem w tym nic dobrego, aby sobą przysparzać innym kłopotów, a najmniej tobie", powiedział gdy mu robiła wymówki, iż ukrywał stan swego zdrowia.

Była to historia człowieka o bardzo wysokiej wartości duchowej. Znamiona były wyraźnie widoczne: humor i cierpliwość; dobroć i odwaga; pokora i oddanie; samozaparcie i miłość... przykład, którego nie osiągnę nigdy, nawet w przybliżeniu. Taki był człowiek, którego ja chciałem nawrócić, wobec którego zachowałem się w sposób dumny i arogancki. Mary opowiedziała mi tę historię przed przeszło dwudziestu laty. Wówczas to po raz pierwszy zdałem sobie sprawę, jaką martwą potrafi być wiara, gdy brak jej odpowiedzialności. Mąż Mary posiadał niczym niezachwianą wiarę w swoje ideały. Przeżywał pokorę i odpowiedzialność i był przez to wspaniałym, żyjącym przykładem. Moje własne duchowe przebudzenie dało mi mocno ugruntowaną wiarę w Boga - naprawdę wspaniały dar. Ja jednak nie : byłem ani pokorny ani mądry. Pyszniłem się swoją wiarą, zapominając o ideałach. Pycha i nie odpowiedzialność zajęły ich miejsce. Skoro więc w ten sposób sam sobie i swojej wierze stałem na drodze to jakże mogłem przekazać coś z siebie swoim

towarzyszom niedoli? Dla nich moja wiara była czymś martwym. Nareszcie zrozumiałem dlaczego tylu odeszło. Niektórzy na zawsze.

Jest więc wiara dla nas czymś więcej niż najwspanialszym z darów. Nasza odpowiedzialność polega na tym, abyśmy ją (wiarę) dzielili z innymi. Dlatego też, my w AA powinniśmy stale poszukiwać mądrości i gotowości, aby ów wielki dar zaufania, który w nasze ręce złożył dawca wszystkich dobrych darów, mogli przekazywać innym potrzebującym.

 

 

SZEŚĆ PRAWD BI LLA

2-STRACH

Napisano w "Niebieskiej Księdze": "Strach jest fałszywą, wszystko niszczącą nitką: osnowa  naszego życia cała przetkana jest tą nitką ".

Strach, jak ściana stoi przed rozsądkiem i miłością, dając wciąż nowe pożywienie złości, pyszałkowatości i agresywnemu zachowaniu się. Jest on przyczyną płaczliwego odczucia uczynionych krzywd i paraliżującej depresji. Prezydent Roosevelt powiedział kiedyś znamienne słowa: "Nie powinniśmy się obawiać niczego więcej, jak uczucia strachu".

Jest to bardzo twarde stwierdzenie; być może zbyt uogólniające. Chociaż więc strach jest siłą burzącą, to w pewnych wypadkach według naszych doświadczeń może on stanowić punkt wyjściowy do uzyskania lepszych rzeczy. Strach może być siłą napędową mądrości oraz prowadzić do respektu wobec innych ludzi. W jednakowym stopniu może on nam pokazać drogę do sprawiedliwości jak i do nienawiści. Im większe poważanie będziemy mieli dla innych, tym większą będziemy zdobywać miłość, tak potrzebną nam do życia, którą następnie wielkodusznie będziemy mogli oddawać innym. Strach więc niekoniecznie musi być czymś niszczącym, gdyż nauczki jakie wyciągamy z jego następstw mogą prowadzić nas od pozytywnego myślenia i pozytywnych czynów.

Przez całe życie musimy się starać uwolnić od strachu, nigdy jednak nie uda nam się to całkowicie. W momencie napaści choroby lub niepewności będziemy reagować strachem. W sposób dobry lub zły, ale jednak strachem. Tylko ludzie pyszałkowaci twierdzą, że nie znają uczucia strachu, choć to właśnie leży u podstaw ich postawy. Dlatego też problem: jak pokonać strach rozpatrujemy w dwóch punktach. Po pierwsze: musimy starać się z niego wyzwolić, tak jak tylko to możliwe. Po drugie: powinniśmy znaleźć odwagę, aby strach, który w nas pozostanie zmienić IN sposób konstruktywny. Jest to dopiero pierwszy krok w zrozumieniu strachu naszego i innych. Musimy zadać sobie pytanie: i co dalej? Od początku istnienia wspólnoty AA, obserwowałem jak tysiące moich przyjaciół swoje objawy strachu uczyło się coraz lepiej rozpoznawać i pokonywać. Przykłady te stanowiły dla mnie niezastąpioną pomoc. Dlatego może, celowym będzie

opowiedzieć o moich doświadczeniach ze strachem oraz o sposobach w jaki udało mi się z tego uczucia otrząsnąć.

Jako dziecko przeżyłem bardzo ciężki wstrząs duchowy. Nasze życie rodzinne cierpiało na skutek głębokich zaburzeń. Do tego byłem chłopcem niezbyt rozwiniętym fizycznie i cierpiałem na innego rodzaju zaburzenia. Wielu młodocianych ma te same zaburzenia w swym życiu uczuciowym i wychodzi z tego bez szwanku. Widocznie byłem w jakiś sposób nadwrażliwy i z tego powodu bardzo zakompleksiony. Ponieważ nie byłem jak inni chłopcy, wyrobił się we mnie zrozumiały strach, że nigdy w życiu nie będę taki jak oni. Doprowadziło mnie to do stanu ciężkiej depresji, której skutkiem była izolacja. To jedynie przez strach, spowodowane nieszczęście mojego dzieciństwa stało się tak nieznośne, że wyzwoliło we mnie bardzo silną agresywność. Ponieważ uważałem, że nigdy nie będę podobny do innych oraz dlatego, że przysiągłem sobie nie zadawalać się nigdy pozycją drugorzędną, chciałem we wszystkim, czego się podjąłem, dominować: w pracy i w zabawie. Ponieważ ów "sposób na dobre życie" przynosił mi coraz większe sukcesy (sukcesy, jak ja je rozumiałem) czułem się szczęśliwy. Gdy jednak czasami coś mi nie wyszło tak jak planowałem, ogarniały mnie złość i depresja, które uleczone mogły zostać tylko następnym triumfem. Dlatego też bardzo wcześnie wszystko zacząłem oceniać pod kątem zwycięstwa lub przegranej według motta: "wszystko albo nic". Jedyną przyjemnością jaką znałem było zwyciężać. Było to fałszywe lekarstwo na strach. Wzór mojego wyobrażenia  wżerał się we mnie coraz głębiej i prześladował mnie po przez czasy szkolne, pierwszą wojnę światową, okres mojego picia, aż po ową ostatnią godzinę całkowitego załamania, gdy nie wiedziałem czego bar- dziej się boję: pozostać przy życiu czy umrzeć. Podczas gdy mój rodzaj strachu jest, można by rzec, bardzo pospolity, istnieje oczywiście wiele innych jego rodzajów. Tak naprawdę to formy występowania strachu oraz problemy wynikające z niego są tak liczne i wielowarstwowe, że niemożliwością jest choćby tylko kilka z nich wystarczająco w tym krótkim artykule opisać. Chcemy tu zająć się tylko zasadami duchowymi i wskazać na źródła pomocy, dzięki którym możemy strachowi wszelkiego rodzaju spojrzeć w oczy i uporać się z nim.

W moim przypadku kamieniem węgielnym uwolnienia się od strachu była moja wiara. Mimo wszystkich znaków wskazujących na coś innego upewniła mnie ona, że żyję w świecie wypełnionym jakimś sensem. Dla mnie jest to wiara w Stwórcę, który jest Wszech-Mocą, Wszech-Sprawiedliwością i Wszech-Miłością. Bóg przeznaczył mnie do jakiegoś celu. On nadał memu życiu znaczenie i ukierunkował je, abym, choć powoli i z oporami wzrastał aż do upodobnienia się Jemu i stawał się jego odbiciem. Zanim doszedłem do tej wiary, żyłem jak obcy w świecie pełnym wrogości i okrucieństwa. Świat ten nie był w stanie zapewnić mi bezpieczeństwa.

Profesor doktor Carl. G. Jung, jeden z trzech twórców tzw. psychologii głębi, mający szeroką i dobrze ugruntowaną wiedzę na temat "dylematów świata" powiedział kiedyś: "Każdy człowiek, który osiągnął wiek 40 lat, a nie znalazł do tego czasu drogi zrozumienia samego siebie - kim jest, w którym punkcie stoi i dokąd chce iść dalej - musi w pewnym stopniu stać się neurotyczny. Obojętnie czy pęd jego młodości za seksem, zabezpieczeniem materialnym, pozycją społeczną spełnił się czy też nie. Jeżeli ów doktor powiada: "stanie się neurotyczny" to równie dobrze mógł użyć zdania "zachoruje ze strachu, będzie uzależniony od strachu."

Z tego właśnie powodu w naszej wspólnocie kładziemy taki nacisk na konieczność wiary w Siłę Wyższą; choćbyśmy rozumieli pod tym pojęciem co tylko chcemy. Musimy znaleźć dla siebie właściwe życie w świecie łaski i ducha. Dla większości z nas świat ten znajduje się w całkowicie nowych wymiarach. Całkiem niespodziewanie, my alkoholicy nie mamy aż takich trudności z odnalezieniem się w owej nowej rzeczywistości. Nasze świadome wejście w ten nowy świat następuje wówczas, gdy z głębin naszego istnienia przyznajemy, że jesteśmy bezsilni, nie możemy iść dalej sami i wołamy na pomoc Boga - obojętnie co o Nim

myślimy lub czymkolwiek On dla nas jest. Rezultatem tego jest dar wiary oraz świadomość istnienia Siły Wyższej. Proporcjonalnie ze wzrostem naszej wiary wzrasta także nasze poczucie pewności. Zanika pomału ukryty głęboko strach przed nicością. Dlatego w AA uważamy, że najpewniejszym środkiem w zwalczaniu strachu jest rozbudzanie naszej świadomości i naszego ducha. Oświecenie mojego ducha nastąpiło jak wstrząs elektryczny i działało absolutnie przekonywująco. Stałem się nagle częścią - wprawdzie malutką - wszechświata rządzonego przez Boga z miłością i sprawiedliwością. Nieświadomość moja oraz towarzyszy mej drogi na ziemi, pozostała dla mnie pewna. Tak wielka i silna była we mnie nowa, pozytywna nadzieja.

Posiadałem, przynajmniej w danym momencie, wiedzę o życiu: życiu bez strachu. Ta na nowo ukierunkowana struktura mego istnienia stanowiła jednak dopiero początek nowej drogi, drogi oddalającej mnie od strachu, a zbliżającej do miłości. Oczywiście głęboko wżarte w moją świadomość uczucie strachu nie zostało usunięte bezpowrotnie i natychmiast. Powracało ciągle, często w sposób zastraszający. Nie będzie więc dla nikogo zaskoczeniem, skoro powiem, że po dokonaniu tak zaskakującego do- świadczenia duchowego, mój pierwszy odcinek życia w AA nacechowany był w dużej mierze dumą. Opanowany byłem wówczas dążeniem do uzyskania wpływów oraz aplauzu. Pragnąłem zostać jedynym kierującym. Najgorsze było jednak to, iż zachowanie moje znajdowało swe uzasadnienie w imię czynienia dobra.

Na szczęście po tym trwającym kilka lat okresie pogoni za wielkością i uznaniem, nawiedziła mnie cała seria niepowodzeń. Moje pożądanie sławy i uznania wynikało z uczucia strachu, że nigdy nie będę w pełni doceniony. Moje żądze coraz częściej zderzały się z identycznymi cechami charakteru innych członków wspólnoty. Rozpoczął się pewien rodzaj walki konkurencyjnej, wyniszczającej całkowicie nasze siły. Oni usiłowali uratować wspólnotę przede mną, ja zaś starałem się uchronić ich przed własną żądzą panowania. Powstało z tego mnóstwo złości, niedowierzania i innych, niekorzystnych emocji. W owym znamiennym czasie naszego rozwoju, wielu z nas próbowało zabawić się w  "Pana Boga". Trwało to kilka ładnych lat. Okres ten okazał się jednak bardzo owocny, gdyż wynikiem tych starć i walk było powstanie "dwunastu kroków " i „dwunastu tradycji". W zasadzie ich zadaniem miało być zwalczanie w nas naszego "ja", a poprzez to zmniejszenie naszego strachu. Oczekiwaliśmy, że zasady te pozwolą nam utrzymać się w jedności oraz wzrastać w miłości do siebie i do Boga. Z biegiem czasu nauczyliśmy się akceptować błędy naszych przyjaciół na równi z ich cnotami. W tym to okresie powstało zdanie: "Chcemy w innych miłować to, co w nich najlepsze i nigdy nie bać się tego co w nich najgorsze" .Wprowadzając przez około 10 lat w życie naszej wspólnoty ów rodzaj miłości oraz zmniejszając znaczenie własnego "ja" poprzez praktykowanie 12 kroków i 12 tradycji, przestaliśmy się obawiać o dalsze losy naszej wspólnoty. Stosując zaś 12 kroków i 12 tradycji w naszym życiu osobistym, osiągnęliśmy niewyobrażalne dotychczas uwolnienie się z uczucia strachu, wszelkiego rodzaju, mimo iż nadal obciążeni byliśmy ciężkimi problemami osobistymi. Nawet wówczas, gdy strach w niektórych przypadkach pozostał, potrafiliśmy przejrzeć go i z Bożą pomocą uporać się z nim,

Coraz częściej udawało nam się przyjmować spotykające nas nieszczęścia jako dopust Boży. Potrafiliśmy też, rozwijać w sobie coraz bardziej odwagę wywodzącą się bardziej z pokory niż z pyszałkowatości. Udało nam się w ten sposób jeszcze bardziej zaakceptować siebie i naszych przyjaciół. Uwierzyliśmy nawet że z Bożą pomocą będziemy w stanie umrzeć pełni godności i wiary, gdyż patrząc na naszych AA wiedzieliśmy: "To Ojciec prowadzi te dzieci".

My, anonimowi alkoholicy poznajemy, że żyjemy dziś w świecie naznaczonym jak nigdy jeszcze w swojej historii, niszczycielskim strachem. Dostrzegamy jednak także pola działania wiary oraz niesamowitą wprost tęsknotę za sprawiedliwością i braterstwem. Żaden prorok nie jest w stanie przepowiedzieć czy ludzkość stoi u progu totalnej zagłady czy też zgodnie z wolą Bożą, na początku najbardziej promiennej epoki, kiedykolwiek przez nią przeżytej! Pewny jestem, że my w AA potrafimy to zrozumieć. Przecież każdy z nas, w małym świecie swego życia przeżywał ów stan niepewności. Pozbawieni wszelkiej dumy, możemy powiedzieć, że nie czujemy żadnego strachu przed dalszym losem świata, obojętnie w którym kierunku podąży. Posiadamy przecież moc, aby wczuć się głęboko i powiedzieć: "nie boimy się żadnego nieszczęścia. Twoja wola niech się stanie, a nie nasza".

Historia, którą teraz przytoczę była już wielokrotnie opowiedziana, zasługuje jednak na to, aby jeszcze raz ją powtórzyć. Tego dnia, gdy Stany Zjednoczone otrzymały wstrząsającą wiadomość z Pearl Harbour (zniszczenie całej floty Oceanu Spokojnego) pewien ...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin