Drake Jocelynn.pdf

(1499 KB) Pobierz
Drake Jocelynn - Dni Mroku 02 - £owca ciemnoœci
Łowcaciemności”
Dnimroku
Księga2
Rozdział1
Rozdział1
NaleŜałosiępoŜywić.
GłódTristanaprzeszywałmojezmysły,przelewającsięprzezemniegorącą,
złąfalą,iaŜprzyciskałmniedochropowategoceglanegomuruciągnącegosię
poobustronachalejki.Wbiłampaznokciewewnętrzedłoni,pozostawiającna
skórzekrwawepółksięŜyce,ledwiepanującnadsobąinadmłodymnocnym
wędrowcem.WszechogarniającełaknieniekrwipowolizelŜało,gdywampir
przedzierałsięprzezczerwonąmgłę.Falacofnęłasię,chłoszczącmniepo
odkrytymcielejakwiązkaparzącychpokrzyw.
Odchyliłamsięwtył,zamknęłamoczyiodetchnęłam,próbującwziąćsięw
garść,alezaraztegopoŜałowałam.Wąskizaułekwypełniałostęchłe,cuchnące
powietrze,fetorgnijącegomięsa,pleśnii,jakmogłamsiędomyślać,odór
rozkładającegosięszczuralubkilkuszczurów.Mdliłomnie,straciłamkontrolę
nadumysłemTristana,anastępnafalagłoduzalałanasoboje,powalającmnie
nakolana.
WtymparszywymmiejscubłękitneoczyTristanalśniłyblaskiem,którynie
miałnicwspólnegozniebemczyteŜboskąchwalą.Jegodługiepalce
przypominałyszpony;Tristanwbiłpaznokciewścianęoboksiebiewostatniej
desperackiejpróbiepowstrzymaniasięprzedzaatakowaniempierwszego
stworzenia,jakiestaniemunadrodze.Zachowałniewieleludzkichcech,poza
szczupłąsylwetką,któraupodobniałagodoczłowieka.Jegopięknapociągła
twarzmiałaostrerysy;byłrozgorączkowany,samekościimięśnie,opętane
Ŝądząkrwi.
Miro...
MyśliTristanazetknęłysięzmoimi,alerozbrzmiałyjakjegocichygłos.
Byłygłuche,szorstkieimrocznieuwodzicielskie;podobnedogrzmotu,którego
echapobrzmiewaływszczątkachmojejduszy.Identycznemonstrum
przebudziłosięwemnie,łaknąckrwi,tęskniącdoodczuć,towarzyszących
zagłębianiukłówwciele.Tomonstrumdomagałosiękrwitakgwałtownie,Ŝe
czułam,jakduszaprzyszłejzdobyczyłaskoczemniewgardle.
Głoswmoimmózguucichł,zagłuszonykakofoniąludzkichodgłosów.
CudnyLondyn,pełnyludziipodobnegodogrzmotududnieniaichserc.Noc
byłajeszczemłodaiświeŜajakbeztroskadziewczynaidącanaswójpierwszy
bal.Tristanijaskryliśmysięwmroku,wjakimśbrudnymzaułkutegostarego
miastatętniącegoŜyciem,huczącegojakmiarowyrytmbębna.
JOCELYNN DRAKE
„Łowcaciemności
Łowcaciemności
Rozdział1
ObojerozpaczliwiemusieliśmysiępoŜywić.Starcieposzłoźle,byliśmy
ranniipozbawienisubstancji,dziękiktórejwiedliśmydługiŜywotpodniach,
którepowinnystanowićnasznaturalnykoniec.Potrzebowaliśmykrwii
wiedzieliśmy,ŜetylkojamogęuchronićofiaręTristanaprzedśmiercią,gdyon
wkońcuwbijewniązęby.Mógłbynienaumyślniejąuśmiercić,aprzecieŜnie
musieliśmyzabijać.AlejegoczynaminiekierowałyjuŜnakazymoralne.
ZawładnęłanimczerwonafalaŜądzykrwiipragnienieprzetrwania.
Nakońcuprzecznicyjakiśczłowiekosiwiejącychciemnychwłosach,
wyszedłcięŜkimkrokiemzmrokunocy.Przystanąłnarogu.Osłaniającdłońmi
papierosa,zapaliłgoirozejrzałsięwokół,ajegotwarzpobruŜdŜonagłębokimi
zmarszczkamiukazałasięwświetlelatarni.Omiótłwzrokiemulicę;rękaz
papierosemdrŜała,Ŝarognikaporuszałsięwciemności.
WkrtaniTristananarastałcichywarkot,gdywbiłspojrzeniewswojąofiarę.
Rzuciłamsięwciasnymzaułkuiprzygwoździłamgodomuru.Młodywampir
warknąłnamniewściekle,obnaŜająckłyizwęŜającoczydowąskichszparek.
JuŜmnieniedostrzegałaniniedbałoto,Ŝebeztrudumogłamgorozszarpaćna
strzępy.Byłamstarszaisilniejsza,alepotrzebowałkrwiinicniemogłogopo
wstrzymać.
Zaczekajpoleciłamprzezzaciśniętezęby,wbijającpalcewjegoszczupłe,
muskularneramiona.Ubraniemiałporwaneisplamionekrwiąpowalcez
naturi,którąstoczyliśmywcześniejtegowieczoru.Mieszaninawonikrwi
Tristanainaturi,jakąwyczuwałam,mąciłamojemyśli,wywołującwizje,
którychwcaleniechciałam.Starcieprzyniosłosukcestylkotaki,Ŝeoboje
przeŜyliśmyimieliśmyenergię,byzapolować,aleokazałosięklęską,bomój
ukochanystraŜnikMichaelleŜałterazmartwywWarowniTemidy.
Pomrukująccicho,skierowałamswojąuwagęnaczłowiekastojącegona
przeciwległymroguulicy.Kosztowałomnieniewielewysiłku,bywejśćwjego
odurzonynarkotykamimózginakłonićdobłędnegoprzekonania,Ŝeprzywołuje
gopotencjalnyklient,zainteresowanyjegotowarem.Kiedytakstałwmroku
wąskiegozaułka,puściłamTristanaicofnęłamsiębezszelestniewstronęmuru.
Niezabijajgoszepnęłam,gdymłodynocnywędrowiecrzuciłsię
naprzód.
ZdobyczTristanadosłyszałamojesłowaizdołałaodsunąćsięopółkrokuw
tył,przeszytanagłymlękiem,którymogłamwyczućwciemnymzaułkuprzez
mgiełkękrwawejŜądzyjednakbyłojuŜzapóźno.Przywarłamplecamido
ceglanegomuru,gdynocnywędrowiecpochwyciłtamtegoczłowiekaw
ramionaprzypominającestalowekleszcze.Niemogłamoderwaćodnich
wzrokuiosunęłamsięnakolana,kiedyTristanuczyniłtosamo.
Wnikającwumysłnocnegowędrowca,poczułamprzelewającąsię,
przytłaczającąfalędoznań.Tristanpiłchciwie,zasysającoszałamiającociepłą
krewcałymswoimchłodnymciałem.Słyszałam,jakspazmatyczniepracują
mięśniejegoprzełyku,pompującgęstąkrewdoŜołądka.Abywpełni
rozkoszowaćsiętąucztą,Tristanniepozbawiłswojejofiaryprzytomności.
Sercehandlarzanarkotykówłomotałowpiersiniczymtłokmaszyny,alena
próŜno.Jegostrachwypełniałzaułek,tłumiącfetorgnijącychśmieciiwilgotnej
pleśni;zmoichrozwartychustwyrwałsięcichyjęk.Klęczącnaziemi,zdłońmi
zaciśniętymiwpięści,nasłuchiwałam,jakrytmbiciasercategoczłowieka
zaczynazwalniać.Traciłprzytomność.
Puśćgopowiedziałamchrapliwymgłosem.Tristanzawahałsię,lecz
zrobił,comukazałam.Oparłczłowiekaomurizwróciłsiękumnie,balansując
napalcachstóp.Jegobłękitneoczylśniłyitańczyływciemności,podobnedo
bezcennychklejnotów.
PorazpierwszyodkądgospotkałamTristanwydawałsięnaprawdę
oŜywiony.Wtedy,przebywającwnocnymklubiewrazzThorne'em,uciekał,
kryłsięprzedSadirą,anieustannystrach,Ŝezostanierozpoznany,przytłaczał
jegoosobowość.AleterazcośtchnęłoweńwreszcienoweŜycie.Obiecałammu
przecieŜ,Ŝepomogęmuuwolnićsięodnaszejstwórczyni.Iwiedział,Ŝezrobię
wszystko,bydotrzymaćtejobietnicy.
Odgłosszurającychstópwtargnąłnagledonaszegomrocznego,zbrukanego
krwiązakątkaświata.Obojezastygliśmywbezruchu,chcączobaczyć,ktosię
zbliŜa.OdkądTristanzatopiłkływswoimposiłku,maskowałamnaszą
obecnośćwtymmiejscu;byłotozmojejstronyraczejnaturalnymodruchemniŜ
świadomympostępowaniem.Całunchroniłnasprzedwzrokiemwszystkich
pozatymi,którzyparalisięczaramiinnymisłowy,przedoczamizwykłych
ludzi.
Podwpływemtegomiarowegoodgłosukrokówmłodynocnywędrowiec
rozwinąłwłasnyochronnycałun,któryodrazusplótłsięzmoim.Tristanczuł
sięterazsilniejszy,ajegomyślibyływyostrzoneijasne.Wyczuwałamlekką
nerwowośćwjegoumyśle,aleTristanzastygłjakgłazimiałampewność,Ŝe
zrobi,copowiem.
JakiśmęŜczyznaokrótkichbrązowychwłosachmijałskrajalejki.Szedł
szybkoipewnie.Odwróciłgłowęwstronęzaułka,ajegospojrzenieomiotłoto
ciasnemiejsce.Tristanijanieporuszaliśmysię,wyczekując.Przezchwilę
poczułamsiętak,jakgdybymstałasięzarazemmyśliwymizwierzyną.A
jednakprzechodzieńniezwolniłmarszuizacząłznówpatrzećnaulicęprzed
sobą.NiezauwaŜyłnas.
Aledostrzeglinasczarownicaiwilkołak.DwakrokizamęŜczyznąz
kwadratowąszczękąpodąŜaławiedźmawwytartychdŜinsachiwilkołakw
wojskowychciuchachkhaki.Onaprzystanęłanagleisięgająceramionszatyno
wewłosyprzesłoniłynamomentjejwąskątwarz.Wilkołakzatrzymałsięprzy
niejizmarszczyłczoło,anajegosurowymobliczupojawiłysięgłębokiebruzdy
zmarszczek.
Cholera!wyrwałjejsiępodszytywściekłościąszept,gdywbiławnas
wzrok.
Tristanijanieporuszaliśmysię,czekając,aŜintruziwykonająpierwszy
ruch.„Kolacja"Tristananadalbyłanieprzytomna,amłodynocnywędrowiec
częściowojązasłaniał.Jednakobojemieliśmynasobiekrewiubranie
porozdzieranewwynikuwalkistoczonejwcześniejtegowieczoru.Nie
wyglądaliśmynajlepiej.Rzeczjasna,wkontaktachzprzedstawicielamiinnych
raswszyscypostępowaliśmy„poswojemu".Takwięcterazczekaliśmy.Gdyby
czarownicaiwilkołakruszylidalej,udawalibyśmy,Ŝeniedostrzegliśmysię
nawzajem.
Niemieliśmyjednaktyleszczęścia.Nadźwięksłowawypowiedzianego
przezwiedźmęidącyprzedniączłowiekobróciłsięnapięcieidobyłbroni,
którąnosiłnaplecach.Miałjąukrytąpodluźną,zapinanąnaguzikikoszulą,
przyozdobionąjaskrawymwizerunkiemsmoka.Zpistoletemwrękuponownie
omiótłwzrokiemzaułek,alewciąŜnasniewidział.
CzarownicawyciągnęłaprawąrękęipołoŜyłająnajegoszerokimramieniu.
Wyszeptałajednosłowo:Specto,iwyczułamprzepływającąwpowietrzulekką
falęmocy.TakiezaklęciepotrafiłrzucićkaŜdy,ktodopierowkraczałwświat
magiiiliznąłniecołaciny,aletowystarczyło.MęŜczyznamrugnąłiodrazu
pobladł,zaciskającmocniejdłońnabroni.TerazjuŜnaswidział.
Niezatrzymujciesiępowiedziałamcicho.Niemogłamryzykować
podejmowaniawalki.PragnieniepoŜywieniasięwręczmniezniewalałoi
gdybymterazmusiaławalczyć,toprzypuszczalniektośbymusiałzginąć.Mon
strumwemnieryczałoitłukłosięwklatcepiersiowejgorączkowo,domagając
siękrwi.
Tristanzwróciłsięwmojąstronę,czekającnapolecenia.Niestety,nasz
nowyznajomynajwyraźniejzbytochoczosięgałpobroń.Skierowałpistoletw
kierunkumłodegonocnegowędrowcainacisnąłspust.Cichytrzaskiglicyw
bronizmusiłmnieiTristanadonatychmiastowejreakcji.Młodywampirrzucił
sięnaziemię,alekulaprzeszyłamugórnączęśćprawegoramienia.
Przemknęłamprzezalejkęichwyciłamrękęstrzelającego,gdypróbował
wycelowaćwemniebroń.Głupiludzie.Nawetgdybystrzeliłmiprostowserce,
niezdołałbymniezabić.Zabićnocnegowędrowcaniedasięztypowejbroni
palnej.Gorszebyłyśrutowestrzelby,aleiwtedystrzelcowimusiałobysię
poszczęścić.Zodsłoniętymikłamiuderzyłamjegorękąopobliskiceglanymur,
roztrzaskującmukości.Wrzasnął,gdybrońwypadłamuzbezwładnychpalców
iupadłazmetalicznymodgłosem.Niepuszczającjegoręki,przerzuciłamgo
przezbarkwgłąbzaułkaniczymwórodpadków.Uderzyłościanęinieprzy
tomnyosunąłsięnaziemię.
MiejgonaokuwarknęłamdoTristana,skupiającuwagęnawiedźmiei
wilkołaku.
Niebyłoszans,abyzałatwićtęsprawępolubownie.Azresztątaknaprawdę
niemiałamjuŜochotynagrzecznerozmowy.Sapiącpaskudnie,wilkołakrzucił
sięnamnie,ajegooczylśniłymiedzianoczerwono.Przycisnąłmniedomuruz
cegły,więŜącmojedłoniemiędzynaszymiciałami,sammiałręcewolne.
PrzyłoŜyłmiprawąpięściąwlewybok,łamiącmiconajmniejdwaŜebra.Fala
potwornegobóluprzebiławemniemgłępragnieniakrwiizmęczenia.Pochwili
uderzyłmnielewąpięściąwprawybok,naruszającnarządywewnętrzne,wciąŜ
osłabionewwynikuwcześniejszejwalkiznaturi.
Zjękiembóluraptownierzuciłamgłowędoprzodu.Grzmotnęłamczołemw
jegonos,łamiącgo.Wilkołakodstąpiłokrok,ajauniosłamkolano,walącgo
nimwkrocze.Wilkołakzawyłicofnąłsięnachwiejnychnogach.Odsunąłrękę
odzłamanegonosaiprzyłoŜyłjądopachwiny,jakgdybymógłwtensposób
złagodzićból.Wońjegokrwiodrazurozeszłasięwpowietrzu.
Przestałamsięwahać.Dopadłamwilkołaka,zanimzdołałnabraćpowietrza.
Wbiłammukływgardziel,rozrywającmięśnie.Krewspłynęłamidogardła,a
słodkieukojenieogarnęłocałemojeciało.Byłagęsta,ciepłaiprzesyconasiłą
wilkołaka.Onzmagałsięzemną,pchając,zadającciosy,kopiącirozpaczliwie
wymachującpazurami,aleniezdołałmnieodrzucić.ZkaŜdymłykiemkrwi,
jakączerpałamzniego,słabł,ajanabierałamsiły,powoliwysysajączniego
Ŝycie.
Miro!wrzasnąłTristan,cozmusiłomniewkońcudouniesieniagłowy.
Wilkołakosunąłsiępowoli,nieprzytomny,namojestopy.Tristanrzuciłsię
naprzód,bystanąćpomiędzywiedźmąamnąipróbującmnieochronić,ona
jednaknajwyraźniejpomyślała,Ŝechcejązaatakować.
Nie!krzyknęła,ajejdrobna,bardzowąskatwarzstałasiękredowobiała.
CzarownicaniewykonałaŜadnegoruchuwtrakciemojegokrótkiegostarciaz
jejtowarzyszem.Pewniewstrzymywałaoddech.Spojrzeniejejszeroko
rozwartychpiwnychoczuprzeskakiwałozemnienaTristana.
Uniosłaprawąrękęizaczęłacicho,szeptem,recytowaćzaklęcia.Zrobiłam
krokwjejkierunku,starającsięwyjśćprzedTristana,kiedywjejprawejdłoni
pojawiłasiękulazołtopomarańczowychpłomieni.Przystanęłam,anaustach
zaigrałminikłyuśmieszek.Bystrazniejosóbka.Normalniewidokpłomieniw
dłoniczarownicynapędziłbykaŜdemunocnemuwędrowcowiniezłegostracha.
TyleŜejaniebyłampierwszymlepszymnocnymwędrowcem,tylko
KrzesicielkąOgnia.UmiejętnośćzapanowanianadognistymŜywiołembyłajuŜ
oddzieckamoimdaremiprzekleństwem.Pomyślałamoczarownicyze
współczuciem.
ZezduszonymodgłosemcisnęłaognistąkulęwkierunkuTristana.
Wyciągnęłamprawąrękę,aogieńzatoczyłwpowietrzułukwmojąstronęi
osiadłwmejotwartejdłoni.Uśmiechającsięoduchadoucha,zacisnęłampalce
izdusiłampłomienie,aciasnyzaułekznówpogrąŜyłsięwciemnościach.
Czarownicaściągnęłabrwiinajejbladejtwarzyodmalowałosięzmieszanie.
NiechcącpogodzićsięzporaŜką,uniosłaobieręceipowtórzyłazaklęcie.Tym
razempoczułamwpowietrzufalęenergii.Terazwkładaławtowszystkieswoje
siły.StanęłamprzedTristanem,gdycisnęławemnieparąognistychkul.
Przymknęłamoczy,aczasspowolniłswójbieg.Fetorśmieciiodgłosyludzi
wmieściejakbyprzestałyistnieć.Byłtylkoogień,któryhuczałwemnie.Z
rozwartymidłońmimachnęłamlewąrękąprzedswoimciałem.Płomienieraz
jeszczepodąŜyłyzamojąbladąręką.OkrąŜyłyjąnamoment,apotemowinęły
sięwokółramieniaiklatkipiersiowejjaknajedzonypyton.Ogieńsięmnienie
imał.
Ajednakcośbyłonietak.Kiedykoncentrowałamsięnaogniu,usłyszałam,
jakmonstrumwemniesięwydzielił,lecznierykiemgłodu,któryznałamjuŜod
ponadsześciustuleci.Byłtowrzaskzłościibólu.Naglezmieszanaizdjęta
strachempokierowałampłomienietak,byspłynęływzdłuŜnógjakwoda.Kiedy
jednakdrugazognistychkulzetknęłasięzpodłoŜem,mojezmysłyeksplodowa
ły.Ziemiępochłonęłooślepiającebiałeświatło,płonącewmoimmózgu.Pod
Zgłoś jeśli naruszono regulamin