Donald Robyn - Upal w Waitapu.pdf

(600 KB) Pobierz
139651155 UNPDF
Robyn Donald
Upał w Waitapu
A Forbidden Desire
Tłumaczyła Anna Michalska
139651155.002.png
PROLOG
Odwrócił wzrok od tłumu tańczącego pod ciemnym niebem Fidżi i nachmurzył
się tak, że ledwo było widać twarde spojrzenie błękitnych oczu. Odrzucał tę
świadomość, to dziwne wyzwanie przede wszystkim dlatego, że dotąd uważał
siebie za człowieka powściągliwego, umiejącego zapanować nad emocjami.
Z jakiegoś powodu wysoka, szczupła Jacinta Lyttelton zburzyła jego
dotychczasowe zasady. I bez znaczenia było, że nie uświadamiała sobie, jak na
niego działa, ani że on nie rozumiał, dlaczego tak się dzieje.
Ignorując kobietę, która od czterech dni usiłowała przyciągnąć jego uwagę,
wodził wzrokiem między filarami na końcu sali balowej.
Nagle poczuł falę gorąca. Tak, była tu, ubrana w schludną, niezbyt modną
sukienkę wieczorową. Stała sama, obserwując tańczących z zainteresowaniem
raczej niż żalem.
Dzień wcześniej, gdy rozmawiał z jej matką w cieniu palm kokosowych, ta
sama uporczywa reakcja zmysłów odciągnęła jego wzrok od szczupłej,
pomarszczonej twarzy starszej pani i powiodła do rozgrzanego biało-koralowego
piasku.
– Och, jest już Jacinta – powiedziała pani Lyttelton i jej twarz natychmiast
rozjaśni! uśmiech.
W jego oczach Jacinta jawiła się jako ucieleśnienie ekstrawagancji tropików,
wspaniała istota, której włosy wchłaniały i rozjaśniały promienie słońca, kobieta
migocząca w delikatnym, wilgotnym powietrzu niczym duch ognia i pożądania.
Próbował zdobyć się na swój typowy ironiczny dystans, ale gwałtowna reakcja
fizyczna stłamsiła siłę woli.
Światło muskało bladą skórę Jacinty i prześlizgiwało się po włosach.
Poprzedniego dnia gęste, zmierzwione loki ściągnięte były w koński ogon, ale dziś
rozpuściła je i połyskując, kusiły go teraz.
Z trudem oderwał od niej wzrok i skupił się na własnej dłoni na stole.
Zdumiony wpatrywał się w sztywno złożone palce i usilnie próbował się
opanować. Tuż obok leżały rozrzucone w artystycznym nieładzie kwiaty – żywe,
purpurowe hibiskusy o płatkach przypominających falbanki i chłodne, gładkie
gwiazdki uroczymi, rozsiewające słodki zapach. Pragnął zgnieść je w rękach i
rozrzucić na jej łóżku, a potem zagarnąć ją na długie namiętne godziny, aż
całkowicie podda się jego woli.
139651155.003.png
Jacinta kusiła jakimś tajemniczym powabem. Gdyby żyli kilkaset lat wcześniej,
pomyślałby, że rzuciła na niego urok.
Ale jej zapewne nie w głowie były amory. Wystarczyło jedno spojrzenie, by
zrozumiał, że matka Jacinty, przykuta do wózka inwalidzkiego, umierała. Nie
rozumiał, dlaczego matka i córka zatrzymały się w tym drogim hotelu
uzdrowiskowym na Fidżi w najgorętszej porze roku, ale pani Lyttelton wyraźnie
sprawiało to przyjemność.
Wreszcie odważy! się i podszedł do Jacinty bezszelestnie, a gdy wzdrygnęła się
zaskoczona, poczuł nieuzasadnioną dziką radość.
– Zatańczysz ze mną? – spytał, maskując emocje uśmiechem, bo zdawał sobie
sprawę, że to jeden z jego największych atutów.
– Chętnie – odpowiedziała po chwili wahania.
Chciał, żeby potykała się, żeby plątały jej się nogi i myliły kroki. Tymczasem
ona tańczyła w jego ramionach niczym uwodzicielski wiatr niosący boski zapach
kwiatów tropikalnych.
Zauważył, że jej oczy są zielone, a piwny odcień pochodzi od złotych plamek
na tęczówkach...
Brwi nieco ciemniejsze od włosów i ciemne rzęsy rzucające tajemnicze cienie...
Maleńkie zmarszczki w kącikach ust, unoszące je do góry...
Delikatny zapach jej skóry – istota oczarowania, pomyślał coraz bardziej
podniecony.
Złość – silna, niepohamowana – jeszcze bardziej potęgowała jego reakcję.
Gardził sobą za to, że jest na łasce własnych emocji. Po raz pierwszy od pięciu lat
poczuł taki głód, ale nawet wtedy nie czuł się tak udręczony wewnętrznym
przymusem.
Jak to dobrze, że jutro wyjeżdża. Gdy wróci do Nowej Zelandii, ta obsesja
zniknie i Paul McAlpine znów będzie sobą.
139651155.004.png
Rozdział 1
– Mój kuzyn Paul – odezwał się Gerard – to jedyny znany mi facet, który
twierdzi, że skoro nie może mieć kobiety, którą kocha, to woli nie mieć żadnej.
Chcąc ukryć zdumienie, Jacinta Lyttelton rozglądała się po obszernym holu
lotniska Auckland.
– Aura była wspaniała, absolutnie urocza – westchnął Gerard. – Byli doskonałą
parą, ale tuż przed planowanym ślubem ona uciekła z jego najbliższym
przyjacielem.
– To znaczy, że wcale nie byli doskonalą parą – stwierdziła Jacinta.
– Nie wiem, co ona widzi we Flincie Jansenie – powiedział Gerard, zaskakując
ją coraz bardziej, bo nie miał zwyczaju plotkować. Może sądził, że dodatkowe
informacje ułatwią jej zrozumienie kuzyna? – Flint był... chyba nadal jest...
twardym i bezwzględnym facetem. Nie wiem, dlaczego się przyjaźnili, bo przecież
Paul to dobrze wychowany, obyty w świecie prawnik.
Jacinta uprzejmie skinęła głową. Być może Aura, kimkolwiek ona była. lubiła
takich twardzieli.
– Przyjaźń może być tak samo nieodgadniona jak miłość. Twój kuzyn i Flint
musieli mieć ze sobą coś wspólnego, skoro to trwało tak długo.
– Nigdy nie mogłem tego zrozumieć – powiedział Gerard, po raz czwarty
odwracając nalepkę na torbie, by sprawdzić, czy wpisał na niej adres. – Ona i Paul
wyglądali razem wspaniale i on ją ubóstwiał, natomiast Flint... Cóż, teraz to nie ma
już znaczenia, ale cały ten paskudny epizod był bardzo przykry dla Paula.
Każdy porzucony cierpi, Jacinta skinęła głową ze współczuciem.
Gerard nachmurzył się.
– Musiał się jednak jakoś pozbierać. Sprzedał dom, w którym miał zamieszkać
z Aurą, i kupił Waitapu jako swoisty azyl. Przypuszczam, że chciał znaleźć spokój
w miejscu, do którego jedzie się ponad pół godziny z Auckland, tymczasem Flint i
Aura zamieszkali zaledwie o dwadzieścia minut jazdy samochodem dalej!
– Kiedy to wszystko się stało? – zainteresowała się Jacinta.
– Prawie sześć lat temu.
– Sześć lat! – zdziwiła się. – A ta piękna kobieta, którą pokazałeś mi w
Ponsonby kilka miesięcy temu? Nie powiedziałeś tego wprost, ale dałeś do
zrozumienia, że ona i Paul są bardzo dobrymi przyjaciółmi.
– W końcu Paul to normalny facet. – Gerard wzruszył ramionami. – Ale wątpię,
139651155.005.png
by chciał się z nią ożenić.
Nagle usłyszeli głos nawołujący pasażerów lotu z Auckland do Los Angeles, by
udali się do hali odlotów. Gerard pochylił się, by wziąć torbę.
– Więc nie zakochuj się w nim – doradził. – Wiele kobiet popełnia ten błąd i
chociaż on nie chce ich ranić, złamał wiele serc w ciągu ostatnich pięciu lat.
– Nie martw się – sucho powiedziała Jacinta. – Nic takiego mi nie grozi.
– Przynajmniej dopóki nie skończysz studiów – stwierdził i ku jej zaskoczeniu
pocałował ją w policzek. – Pójdę już.
Miała nadzieję, że udało jej się ukryć zaskoczenie.
– Przyjemnej podróży i sukcesów w pracy.
– Dziękuję. Tobie życzę miłego lata – zrewanżował się – i postępów w pisaniu
pracy magisterskiej.
Patrząc, jak przeciska się przez tłum, Jacinta pomyślała, że zawsze sprawiał
wrażenie, jakby nie pasował do otoczenia, z wyjątkiem sytuacji, gdy wygłaszał
wykłady. Ktokolwiek na niego spojrzał, od razu wiedział, że to naukowiec. Jeśli
kolejna jego książka odniesie sukces, może się okazać, że należy do najmłodszych
profesorów historii w kraju.
Przy wejściu odwrócił się i pomachał jej ręką na pożegnanie.
Półtorej godziny później otworzyła drzwi samochodu zaledwie sto metrów od
wspaniałej plaży.
Rozgrzana słońcem, czuła smak soli, gdy powietrze napełniło jej płuca łagodne
jak wino i tak samo uderzające do głowy. Duży, szary dach domu wyłaniał się
ponad ciemną barierą wysokiego, przyciętego żywopłotu z wiciokrzewu. Jacinta
przyglądała się pomarańczowym kwiatom i wsłuchiwała w pisk mewy szybującej
po spokojnym niebie.
Nowa Zelandia latem. Po raz pierwszy od lat Jacinta wyczekująco spoglądała w
przyszłość. Po nużącej, mokrej zimie nie mogła się doczekać słońca.
Dom byt ogromny – biała willa wiktoriańska stojąca pośród trawników
okolonych rzędami kwiatów, osłonięta drzewami przed wiejącą od morza bryzą –
Zapachy kwiatów i świeżo skoszonej trawy mieszały się ze sobą, napełniając
powietrze nęcącą wonią.
Miała nadzieję, że właściciel tych cudów potrafi je docenić.
– Mój kuzyn Paul – powiedział Gerard, gdy zaproponował, by spędziła lato w
Waitapu – odziedziczył niezły kapitał, a ponieważ jest bardzo inteligentny, udało
mu się znacznie powiększyć ojcowską spuściznę.
Jacinta weszła po schodkach na szeroką, drewnianą werandę i zapukała do
139651155.001.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin