Boge Anne-Lise - Grzech pierworodny 18 - Siostry.pdf

(461 KB) Pobierz
442412058 UNPDF
Anne-Lise Boge
Saga Grzech pierworodny
Część 18
Siostry
Przełożyła Lucyna Chomicz-Dąbrowska
Copyright © 2007 Anne-Lise Boge
Wydarzenia przedstawione w serii powieściowej „Grzech pierworodny" rozgrywają się w
gospodarstwie należącym do rodziny mojej matki. Dwór, przyroda, postaci i tło kulturowe są
autentyczne. Chciałabym jednak zaznaczyć, że ani ludzie, ani cala historia opisana w serii nie
mają żadnego związku z rzeczywistością. To powstało w mojej wyobraźni.
Dla Taty - z podziękowaniem za słowa otuchy i podtrzymywanie na duchu
podczas pracy nad „Grzechem pierworodnym"
oraz za poparcie dla innych moich planów pisarskich
Anne-Lise Boge.
ROZDZIAŁ 1.
Było ciemno, kiedy Ruth wreszcie uniosła głowę i nieprzytomnie rozejrzała się dookoła.
Nie wiedziała, ile minęło czasu. Odniosła wrażenie, jak gdyby długo jej nie było. Mimo to
czuła, że cały czas była na miejscu, lecz nie pamiętała, co robiła. Nie miała odwagi sobie tego
przypomnieć. Coś jej mówiło, że nie wolno jej myśleć, bo inaczej się załamie.
Siedziała na sofie. Z kuchni do mrocznego salonu sączyło się światło. Zaczęło się robić
zimno; dawno już pewnie nikt nie dokładał do pieca, zaświtało niejasno w jej głowie. Po
chwili zorientowała się, że trzyma na rękach Marilenę. Dziewczynka leżała w jej ramionach i
spała. Na jej drobnej buzi rysowały się zaschnięte smugi od łez, a mała nadal od czasu do
czasu łkała przez sen. Wsunęła kciuk do ust i ssała go słabo, nie budząc się. Drugą rączkę
zaciskała mocno na palcu środkowym Ruth, jak gdyby już nigdy nie chciała puścić matki.
Butelka z mlekiem ześliznęła się na bok i utworzyła dużą mokrą plamę na pledzie, którym
Ruth otuliła siebie i dziecko. Nie pamiętała kiedy. Nie przypominała też sobie, że
przygotowała dla malej butelkę z mlekiem.
Nagle poczuła, jak gdyby ktoś zapalił w jej głowie ostre, rażące światło, i wszystko stało
się jasne. Zasłoniła dłonią usta, żeby powstrzymać krzyk. Samuel! Zabiła Samuela!
Trzęsła się jak w febrze. Ostrożnie przesunęła się, usiłując zajrzeć do kuchni, jednak z
miejsca, gdzie siedziała, niczego nie mogła zobaczyć. Było zbyt ciemno, a poza tym zasłaniał
jej stół. Powoli położyła dziecko na sofie i starannie je okryła. Pogładziła palcem ciepły
policzek dziewczynki i delikatnie odgarnęła z jej twarzy wilgotny kosmyk włosów. Potem z
bijącym sercem odwróciła się w stronę otwartych kuchennych drzwi. Wstała. Ledwie
trzymała się na nogach.
Samuel leżał na brzuchu na podłodze. Nogi miał rozstawione, a ręce wyrzucone do przodu
i rozczapierzone palce, jak gdyby usiłował się czołgać. Nóż kuchenny nadal wystawał mu z
pleców, a na podłodze wokół ciała utworzyła się spora kałuża częściowo skrzepłej krwi.
Samuel leżał z twarzą odwróconą na bok i szeroko otwartymi oczami. Misjonarz nie wyglądał
już tak nienagannie i pedantycznie, do czego zawsze przywiązywał wagę, zauważyła Ruth.
Jego ubranie było wygniecione, a włosy sterczały na wszystkie strony. Te piękne, jasne
włosy, o które zawsze tak dbał, teraz były pozlepiane od zakrzepłej krwi.
Ruth stała obok niczym skamieniała. Domyślała się, że jej mąż nie żyje. Ona go zabiła. Na
samą myśl znowu ogarnęły ją dreszcze. Mimo wszystko nie żałowała. Nie czuła nic.
Wypełniała ją pustka, jak gdyby sama również była martwa. W głowie jej szumiało.
Podniosła wzrok i spojrzała na zegar stojący na blacie. Już po północy! Nie pamiętała,
kiedy wróciła ze Stornes, dokąd poszła na chrzest domowy Malej Mali, ale musiało to być
kilka godzin temu.
Nagle ogarnęły ją mdłości. Ledwie zdążyła do wiadra z pomyjami i zwymiotowała.
Drżącymi dłońmi nabrała czystej wody z dzbanka i przepłukała usta, ochlapała twarz zimną
wodą. Zakręciło się jej w głowie i pochyliła się do przodu, żeby nie zemdleć. Mdłości powoli
przechodziły, pozostawiając kwaśny smak w ustach i pieczenie w piersiach. Ruth ostrożnie
odwróciła się i ponownie popatrzyła na mężczyznę, który leżał na podłodze, jak gdyby
chciała się przekonać, że to, co poprzednio widziała, nie było prawdą. Ale Samuel nadal tam
leżał tak samo nieruchomo.
Ruth uderzył mdły odór krwi i śmierci. Zadrżała i kwaśno jej się odbiło. Obeszła ciało,
uważając, by zbytnio się nie zbliżyć ani do zwłok, ani do kałuży krwi. Wreszcie wycofała się
do salonu i usiadła na krześle. Siedziała tak przez dłuższą chwilę, tępo wpatrując się przed
siebie. Nagle jej wzrok zatrzymał się na śpiącym dziecku. Ruth wzdrygnęła się. W jednej
chwili uświadomiła sobie całe okrucieństwo tego, co zrobiła. Co innego odebrać życie
nienarodzonemu dziecku - nikt by się o tym nie dowiedział. Ale Samuel...
Przyjdzie po nią lensman i wsadzi do więzienia! Na wiele lat, pomyślała ze strachem,
czując, jak zimny pot spływa jej po plecach. Być może na całe życie! Nigdy więcej nie
zobaczy już Marileny. I drugiego dziecka... Zabiorą je zaraz po urodzeniu i oddadzą obcym
ludziom, myślała zrozpaczona.
Nikt nie będzie chciał jej znać, ponieważ sprowadziła na swą rodzinę hańbę i same
zmartwienia. Nigdy nie będzie mogła spojrzeć bliskim w oczy, a przede wszystkim Marilenie.
Chociaż to z jej powodu dopuściła się tego morderstwa! Nie, nie wolno jej zrzucać winy na
nikogo. Zrobiła to, ponieważ uczucie nienawiści do Samuela zagłuszyło wszystko inne.
Zatarło myśli i zdrowy rozsądek, doprowadziło do desperacji i wypełniło palącą żądzą, której
dłużej nie dało się powstrzymać. Kiedy Samuel uderzył ich dziecko, przebrał miarę, sprawił,
że straciła panowanie nad sobą. Zapewne działała w zaślepieniu i nie była całkiem przy
zdrowych zmysłach, kiedy wbijała mu nóż w plecy, pomyślała niepewnie. Nie pamiętała, że
to zrobiła. Ale to żadne usprawiedliwienie. Tak długo go nienawidziła...
Ruth odchyliła się do tyłu na krześle i zamknęła oczy. Życie, które ją teraz czeka, to tylko
grzech i upodlenie. Nie ma już do czego dążyć. Gnicie w więzieniu rok za rokiem za
zamordowanie Samuela, bez Marileny... To nie do zniesienia. Poza tym zmarnowała życie
Marilenie - wszyscy odsuną się od jej córki z powodu matki morderczyni. A co sama
Marilena pomyśli, gdy będzie wystarczająco duża i dowie się, że matka zabiła jej ojca? Czy
zdoła zrozumieć lub wybaczyć coś tak potwornego?
Ruth nigdy nie będzie w stanie opowiedzieć córce, jakim człowiekiem był Samuel. Że
oboje żyli w piekle nie do opisania, które w końcu doprowadziło ją do tego, że złapała za nóż.
Marilena nie zrozumie, jak matka mogła to znosić, nikt tego nie byłby w stanie zrozumieć,
pomyślała zmęczona. Nikt nie zdawał sobie sprawy, ile musiała wycierpieć. A teraz już na nic
się nie zda opowiadanie o tym. Zresztą nawet sama, siedząc tak z zamkniętymi oczyma i
czując mdłości podchodzące do gardła, nie pojmowała, jak mogła wytrzymać tyle
upokorzenia i bólu. Powinna była odejść od męża! Ale nie miała odwagi. Jej tchórzostwo
zniszczyło życie jej i jej dziecka.
Powoli odzyskiwała jasność myśli. Jej życie nic już nie znaczy, uświadomiła sobie.
Lodowatą dłonią przetarła twarz. Teraz liczy się jedynie Marilena i jej bezpieczeństwo. Z
upływem lat i ona, i ludzie zapomną o tej tragedii, jednak pod warunkiem, że nie będzie
wśród nich Ruth, której obecność będzie ciągle przypominać o tym, co się wydarzyło.
Ruth wyprostowała się. Istniało tylko jedno rozwiązanie. Mali zajmie się Marileną, co do
tego nie miała wątpliwości. Zapewni jej córce poczucie bezpieczeństwa i miłość, które sama
tak bardzo chciała ofiarować swemu dziecku. W Stornes będą chronić maleństwo i zrobią
wszystko, by było szczęśliwe. Ale ona sama musi zniknąć.
Powoli wstała i uklękła przy sofie. Jej oczy nabiegły łzami, kiedy przyłożyła usta do
miękkiego policzka córki. Czuła, że serce jej pęknie. Oddech przeszedł w szybkie, drżące
łkanie.
- Jesteś najdroższą istotą, jaką mam - musnęła oddechem główkę Marileny. - Tylko dla
ciebie żyłam, córeczko. Byłaś moim życiem i moim promyczkiem w ciemności. Jednak lepiej
ci będzie beze mnie, maleńka. Teraz liczy się twoja przyszłość. Dla mnie już nie ma nadziei...
Niewiele mi życia zostało...
Ostrożnie pogładziła dłonią policzek dziecka. Delikatnie okręciła na palcu miękki, lśniący
loczek na głowie córki.
- Jeżeli odejdę, będziesz mogła wyrosnąć na piękną dziewczynę, Marileno - mówiła dalej
cicho, zwracając się raczej do siebie. - Będziesz silna, jestem pewna, że moja matka się o to
postara. Nikt cię nie zawiedzie ani nie będzie ci dokuczał. Nigdy! Możesz zostać kimś, kim ja
nigdy nie byłam, dziecko. Musisz wiedzieć, że istnieje tylko jeden Bóg. Bądź mu wierna,
choć być może pojawi się ktoś, kto spróbuje cię przekonać, byś wierzyła w co innego. Ktoś,
kto będzie się mienił sługą Bożym, lecz mimo to nim nie będzie. Ktoś, kto w imię Boga
będzie prowadził własną grę. Wielu jest takich ludzi i musisz się nauczyć ich rozpoznawać.
W przeciwnym razie zniszczą ciebie i twoje życie.
Zasłoniła dłonią usta, żeby stłumić szloch - Marilena nie może się obudzić. Ruth wiedziała,
co powinna teraz zrobić. Na myśl o lodowatym, czarnym fiordzie jęknęła ze strachu i grozy.
Mimo to zdawała sobie sprawę, że nie pozostało jej nic innego. Musiała to zrobić. Dla
Marileny.
Czy kochała córkę tak bardzo, że gotowa była oddać za nią życie? Miękko pocałowała
zamknięte oczy dziecka. Jej łzy spadły na ciepłą, drobną twarzyczkę córki i stoczyły się po jej
policzku. Ruth otarta je pośpiesznie, lecz ostrożnie. Potem wyprostowała się i głęboko
wciągnęła powietrze. Tak, nie ma innego wyjścia! Najlepiej będzie zniknąć. Ktoś może
pomyśleć, że stchórzyła, lecz ona sama czuła wyraźnie, jak po całym ciele rozchodzi się
pewnego rodzaju gorące przeświadczenie że to jedyne słuszne rozwiązanie. Zgrzeszyła, zabiła
człowieka. Teraz powinna ponieść karę. Zniknąć w ciemności, by Marilena pozostała w
blasku światła.
Ruth skuliła się z zimna, kiedy wyszła w tę marcową noc i poczuła podmuch północnego
wiatru. Dużym szalem otuliła szczelnie Marilenę, chociaż ciepło ją ubrała i dodatkowo
owinęła kocykiem z sypialni na poddaszu. Szybkimi krokami ruszyła w dół ku Stornes.
Ciemność nocy rozjaśniały księżyc, zbliżający się do pełni, i barwna zorza polarna, która
płonęła na niebie i mknęła z przenikliwym szumem.
Ruth nie zastanawiała się dłużej. Bolała ją głowa i co chwila ogarniały mdłości.
Zrozpaczona zamknęła oczy. Omal nie upadła, gdy potknęła się o grudę lodu. Musi bardziej
uważać i zrobić, co trzeba! Nie myśleć, tylko działać. Łzy zapiekły na policzkach, gdy
dmuchnął na nie mroźny wiatr i zamienił w lód na jej twarzy. Pochyliła głowę bliżej
tłumoczka, który niosła w ramionach. Kiedy poczuła słodki, ciepły oddech Marileny,
rozpłakała się z bezsilności.
- Pomóż mi to uczynić, Boże - jęknęła cicho. - Dodaj mi sił, bym zdołała zrobić to, co
powinnam. Tak się boję - szepnęła zduszonym głosem, przyciskając twarz do dziecka. - O
Boże, tak bardzo się boję!
W ciemnościach dwór wydał się Ruth ogromny, kiedy przechodziła przez niewielki
mostek nad strumieniem przy pralni. W obejściu panowała cisza. Raz tylko krowa zaryczała
w oborze, lecz poza tym spokój nocy zakłócał jedynie pulsujący szum zorzy polarnej.
Ruth przemknęła się do wejścia. Ostrożnie otworzyła drzwi. Tutaj we wsi nikt nie zamykał
ich na klucz ani w dzień, ani w nocy. Tak było zawsze, odkąd pamiętała. Nigdy jednak nikt
niepożądany nie wszedł do środka. Nigdy też nie zginął choćby okruch chleba, nawet wtedy,
gdy Cyganie nocowali latem w stodole. Drzwi w Stornes nie zamykano na klucz mimo
krążących opinii, że Cyganie to banda złodziei. Oni jednak ani razu nie zabrali ze Stornes
nawet złamanego noża.
Drzwi zaskrzypiały cicho. Ruth przystanęła nieruchomo i wstrzymała oddech. Wiedziała,
jak łatwo w tym domu rozchodzą się wszelkie dźwięki, a nie chciała nikogo obudzić, zanim
nie zrobi tego, co powinna. Nasłuchiwała. Po chwili wśliznęła się do korytarza i otworzyła
drzwi do salonu. Z pieca snuło się słabe światło - teraz w zimie palono w nim na okrągło. W
pokoju nadal panowało przyjemne ciepło.
Ruth ostrożnie pociągnęła za sobą drzwi, nie zamykając ich do końca. Ktoś mógłby
usłyszeć szczęknięcie zamka, pomyślała. Jeżeli nie spał, to na pewno sprawdziłby, dlaczego
drzwi zamknęły się w środku nocy. Ruth podeszła do kanapy i delikatnie położyła na niej
Marilenę. Dziecko poruszyło się przez sen, zakwiliło trochę i spało dalej. Ruth przyklęknęła
obok i zaczęła je rozbierać. Rozwinęła kocyk i odłożyła go na kanapę, potem zsunęła
czapeczkę. Gdyby zostawiła Marilenę zbyt ciepło ubraną, dziewczynka spociłaby się i
obudziła z pragnienia. A do tego za nic nie można dopuścić... przez jakiś czas. Gdyby
Marilena zaczęła płakać, Mali zaraz by ją usłyszała, Ruth nie miała co do tego wątpliwości.
Matka zeszłaby na dół, znalazła dziecko i zajęła się nim. Wzięła na ręce, przytuliła i
uspokoiła.
Ruth znowu ogarnął płacz. Pochyliła głowę i ukryła twarz w dłoniach. Jeszcze raz
próbowała się modlić, ale nie zdołała. Paraliżował ją strach i żal, czuła, że zaraz zemdleje.
Ogromnym wysiłkiem wyprostowała się, wytarła rękawem mokre policzki i zdjęła szal.
Odrętwiałymi palcami rozluźniła warkocz, tak że długie włosy opadły swobodnie na plecy.
Na koniec chwyciła cienki i długi złoty łańcuszek z krzyżykiem i zdjęła przez głowę.
Przez chwilę przyglądała mu się, jak błyszczy w jej dłoni. Dostała go od rodziców w dniu
konfirmacji. Pamiętała jeszcze to wzniosłe uczucie, które ją wypełniło, gdy mama zawiesiła
go na jej szyi. Już wtedy wiedziała, że będzie żyć tak, jak pragnął Bóg. Właściwie zawsze
tego chciała, pomyślała nieco zdziwiona - zawsze czuła, że to dla niej najlepsza droga.
Podczas konfirmacji z głęboką powagą złożyła przyrzeczenie, czuła, jak krzyżyk przylegał do
piersi, kiedy klęczała przed ołtarzem, a pastor położył na jej głowie swą ciężką dłoń.
Wszystko było wtedy takie dobre. Takie prawe. A teraz obróciło się w zło, wszystko.
Ostrożnie założyła krzyżyk na szyi Marileny.
- To mój spadek dla ciebie, dziecko - szepnęła. - Nie będziesz mnie pamiętała, swojej
matki. Ale być może, gdy dotkniesz krzyżyka na szyi, uświadomisz sobie, że istniałam.
Ruth rozpłakała się, lecz zaraz otarła łzy.
- Zgrzeszyłam, moja maleńka. Nie tego dla ciebie chciałam. Ale kocham cię, Marileno,
kocham od dnia, gdy poczułam, że noszę cię pod sercem. Jesteś moim największym
szczęściem, najwspanialszym darem! Ale masz prawo do dobrego życia, życia w radości i
wolności. To dlatego muszę od ciebie odejść, rozumiesz? Gdybym została, obarczyłabym cię
swoją winą. Nie zniosłabym tego. Już zbyt wiele wycierpiałaś z mojego powodu. Od tej
chwili zaczniesz żyć na nowo, moja córeczko.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin