Tak mogła wyglądać katastrofa. Podobna do wypadku CASY.doc

(31 KB) Pobierz

Tak mogła wyglądać katastrofa. "Podobna do wypadku CASY"

SPECJALIŚCI O MOŻLIWYCH POWODACH KATASTROFY

 

Katastrofa rządowego samolotu Tu-154 przypomina katastrofę samolotu CASA przed dwoma laty - uważa Tomasz Hypki, wydawca "Skrzydlatej Polski" i sekretarz Krajowej Rady Lotnictwa. - Pogoda, podejście nie w osi pasa, decyzja o lądowaniu mimo braku wyposażenia lotniska w urządzenia do precyzyjnego lądowania - wymienia podobieństwa.

 

"Powinien był zawrócić do Warszawy"


- Ta katastrofa jeden do jednego przypomina katastrofę w Mirosławcu - uważa Hypki. - Mówiło się wtedy, że tyle zajmujących wysokie stanowiska osób nie powinni podróżować jednym samolotem. Wydaje się, że nikt nie wyciągnął wniosków co do szkolenia i procedur - dodał.

Zdaniem Hypkiego "mając taki skład na pokładzie pilot, otrzymawszy informacje o złych warunkach w Smoleńsku, powinien był zawrócić do Warszawy. - Chyba, żeby Mińsk był przygotowany na przewiezienie delegacji - zaznaczył

Ekspert, poza składem osób na pokładzie, zauważa również inne podobieństwa wypadku spod Smoleńska do katastrofy Casy w 2008 roku. Wymienia takie czynniki jak pogoda, podejście nie w osi pasa, oraz decyzję o lądowaniu mimo braku wyposażenia lotniska w urządzenia do precyzyjnego lądowania.

W styczniu 2008, podchodząc do lądowania w Mirosławcu, rozbił się wojskowy samolot transportowy CASA C-295M, przewożący wielu wysokich rangą dowódców Sił Powietrznych. Pilot podchodził wtedy ponownie do lądowania w˙trudnych warunkach atmosferycznych na lotnisku, które nie miało sprawnych urządzeń systemu do lądowania według przyrządów.


"Nie miał się prawa rozbić w ten sposób"

Powołując się na doniesienia z˙kręgu osób badających przyczyny tragedii, Hypki powiedział, że wskazują one, iż "prezydencki samolot krążył nad lotniskiem, oceniając możliwości wylądowania, co jest niespotykane w˙lotnictwie cywilnym".

- Ten samolot nie miał się prawa rozbić w ten sposób - zaznaczył.

Hypki ocenił, że "Polska jest jednym z˙niewielu krajów na świecie, a˙niemal wyjątkiem w˙świecie cywilizowanym, w˙którym dochodzi do wypadków lotniczych z˙udziałem najwyższych rangą przedstawicieli władz. Ostatni podobny przypadek miał miejsce w˙1994 w˙Rwandzie, kiedy w katastrofie lotniczej zginęli prezydenci Rwandy i Burundi, jednak ich samolot został zestrzelony przez bojówki opozycji.

"W normalnych warunkach pilot zrezygnowałby z lądowania"

Tomasz Szulc o przyczynie katastrofy



Informacje o tym, ile razy polski samolot próbował podchodzić do lądowania, są sprzeczne. Mówi się o trzech, nawet czterech nieudanych podejściach.

- Jeśli nie uda się drugie podejście, to sytuacja jest wyjątkowa. Chyba jedynie w warunkach wojennych zdarza się, że pilot próbuje lądować do skutku - tłumaczy Tomasz Szulc z Politechniki Wrocławskiej, specjalizujący się w samolotach wojskowych naukowiec z Politechniki Wrocławskiej.


Jego zdaniem, bardzo rzadko zdarzają się sytuacje, że mając na pokładzie tak ważne osobistości, podejmuje się tak duże ryzyko. - W normalnych warunkach ten sam pilot – jestem pewien – po prostu zrezygnowałby z lądowania. Tutaj jak widać, odczuwał presję, świadomość tego, jak ważna jest misja. (…) Za wszelką cenę próbował wylądować, i w którymś momencie po prostu przekroczył granicę ryzyka - tłumaczył Szulc.

- Najważniejszą kwestią, która chyba teraz nie podlega dyskusji jest to, że przyczyną katastrofy były problemy z asertywnością. To znaczy, że nie przede wszystkim problemy techniczne, ale to, że pilot, który bez wahania powinien odmówić kolejnej próby podejścia do lądowania, wykonał tych prób aż zbyt wiele - uważa naukowiec.

Lądowanie w gęstej mgle

Z kolei zdaniem Dariusza Sobczyńskiego, doświadczonego pilota samolotów pasażerskich, przyczyną katastrofy mogła być albo awaria techniczna, albo błąd człowieka.


Jak tłumaczy, samolot podchodził do lądowania na lotnisku przed Smoleńskiem w gęstej mgle. - Z relacji świadków wynika, że silniki zaczęły mocno pracować, a to oznacza, że piloci zdecydowali się na tzw. drugi krąg, czyli kolejne podejście do lądowania - powiedział Sobczyński.

Jak wyjaśnił, jest to normalna procedura, w sytuacji, kiedy podczas pierwszego podejścia do lądowania piloci nie widzieli żadnych elementów umożliwiających im lądowanie. - Byli to bardzo dobrzy piloci - zaznaczył.


W sobotę rano prezydencki samolot Tu-154 rozbił się w pobliżu lotniska Siewierny. Nikt nie przeżył katastrofy.

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin