GRUpa trzymająca FOZZ.odt

(21 KB) Pobierz

GRUpa trzymająca FOZZ

 

 

 


Po 15 latach śledztwa i procesów rabunek polskich finansów dokonany na przełomie PRL i III RP pod szyldem Funduszu Obsługi Zadłużenia Zagranicznego nadal pozostaje niewyjaśniony. Do dziś jest też zagadką sprawa śmierci byłego prezesa NIK, prof. Waleriana Pańki, na jesieni 1991 r. i parę miesięcy wcześniej byłego inspektora NIK Michała Falzmanna, którzy usiłowali aferę FOZZ wydobyć na światło dzienne. Za tą największą aferą początku transformacji stoją oficerowie WSI, będących przedłużeniem sowieckiego wywiadu GRU, a tropy afery prowadzą, podobnie jak w przypadku zabójstwa generała Marka Papały, do tzw. ośrodka wiedeńskiego - przy okazji sprawy FOZZ przewijają się dyżurne już nazwiska: Kuny, Żagla, Mazura, Ałganowa.

Dopiero wraz z rozwiązaniem WSI pojawiła się szansa na wyjaśnienie matki wszystkich największych afer III RP, która zadecydowała o powstaniu mafii w Polsce i zrobieniu pomnażanych do dziś fortun. Jednym z takich FOZZ-owskich krezusów miał zostać Edward Mazur, o którego wydanie przez władze USA, w związku z podżeganiem do zabójstwa generała Marka Papały, zabiega właśnie polski rząd.

Sprawa FOZZ najpierw miała nie ujrzeć światła dziennego, a gdy to się nie udało, miała się przedawnić w sądzie, m.in. dzięki wydatnej pomocy byłego premiera Leszka Millera, który prawdopodobnie w tym celu prowadzącej sprawę FOZZ sędzi Piwnik zaproponował stanowisko ministra sprawiedliwości. Gdyby nie determinacja i rekordowe tempo sędziego Andrzeja Kryżego, doszłoby prawdopodobnie w końcu do przedawnienia po 15 latach (z końcem 2005 r.) głównych zarzutów w sprawie FOZZ.




Żemek z kapelusza

Ostatecznie w styczniu br. afera znalazła swój finał w sądzie. Grzegorza Żemka, głównego oskarżonego w aferze FOZZ, sądzono jednak tak, jakby był niemal pojedynczym aferzystą, a nie agentem sowieckiego GRU działającym najpierw w ramach Zarządu II Sztabu Generalnego WP, a następnie utworzonych w 1990 r. - w miejsce tegoż Zarządu II i Wojskowej Służby Wewnętrznej - Wojskowych Służb Informacyjnych. 

Takie można było odnieść wrażenie, bo na ławie oskarżonych nie znalazł się, dajmy na to, ani pułkownik Krzysztof Łada, który miał być "koordynatorem" Żemka, ani pułkownik Zenon Klamecki, który miał nadzorować nielegalne operacje finansowe FOZZ. Obaj za to awansowali, zupełnie jakby udział w FOZZ był przepustką do kariery. Łada najpierw został wiceszefem WSI, a następnie attaché wojskowym, Klamecki najpierw awansował na stanowisko wiceszefa kontrwywiadu wojskowego, potem został jeszcze zastępcą szefa WSI. Słowem - "klasyka" w III RP. "Bohaterem" matki afer i głównym oskarżonym okazał się być Żemek, podobnie jak w pozostałych aferach postkomunistów głównymi winowajcami zostali Rywin, Lesiak, Nizioł i inni, a do ich mocodawców ręka wymiaru sprawiedliwości już nie sięgnęła.




Operacja oddziału Y

Skoro jednak wojskowe służby stały za aferą i - jak mówi były szef Komisji Likwidacyjnej WSI, dr Sławomir Cenckiewicz - afera FOZZ była operacją elitarnego, szkolonego przez sowiecki wywiad GRU oddziału Y, którego agentem, według Antoniego Macierewicza, był m.in. właśnie Żemek - to może raport o likwidacji WSI odpowie po latach na pytanie, komu zależało na "zlikwidowaniu" Waleriana Pańki, byłego szefa NIK, w przeddzień jego wystąpienia w Sejmie na temat nadużyć FOZZ.

WSI zakładali na przełomie lat 80. i 90. oficerowie II Zarządu Sztabu Generalnego, z których większość pochodziła z rozwiązanego wcześniej oddziału Y, jak m.in. były zastępca szefa WSI płk Zenon Klamecki.

Grzegorz Żemek pracował dla oddziału Y w latach 80., gdy był zatrudniony jako naczelnik wydziału kredytów w Banku Handlowym International w Luksemburgu. Jak pisała "Rzeczpospolita", bank ten obsługiwał operacje finansowe służb specjalnych, przede wszystkim związane z handlem bronią.

"Igrekowcy", według szefa Służby Kontrwywiadu Wojskowego Antoniego Macierewicza, "byli szkoleni przez służby sowieckie i wykonywali najistotniejsze zadania werbunkowe, finansowe i organizacyjne na rzecz ZSRR. (...) Byli niesłychanie niebezpieczni, mieli ogromną siłę oddziaływania, dużą samodzielność". O znaczeniu "igrekowców" miałyby świadczyć nazwiska agentów, jak m.in. właśnie Grzegorza Żemka, byłego dyrektora generalnego FOZZ, i byłego wicepremiera w rządzie Rakowskiego, późniejszego posła SLD i prezesa Głównego Urzędu Ceł, Ireneusza Sekuły, który w 2000 r., według oficjalnej wersji, popełnił samobójstwo, strzelając do siebie z rewolweru.




"Ważniak od cygar"

Sekuła miał być winien duże kwoty bossom gangu pruszkowskiego, m.in. "Pershingowi"; po śmierci gangstera do Sekuły mieli zgłosić się jego "spadkobiercy", domagając się od "ważniaka od cygar", jak mówili gangsterzy o słynącym z zamiłowania do luksusu Sekule, zwrotu długu, i to oni mieli "pomóc" mu popełnić samobójstwo. Jeśli jednak Sekuła byłby agentem oddziału Y stojącego za aferą FOZZ, to może raport o likwidacji WSI rzuci światło i na tę niewyjaśnioną do końca sprawę. W końcu barwne "biznesowe" dossier Sekuły wskazuje niedwuznacznie na jego powiązania z FOZZ.

W akcie oskarżenia wniesionym przeciw niemu w 1998 r. przez wrocławską prokuraturę pojawia się sprawa sprzedawania przez Sekułę udziałów w spółce Polnippon, m.in. spółce Fintrade, w której prokurentem była Janina Chim, jedna z głównych oskarżonych w aferze FOZZ. Inna część zarzutów dotyczyła umów - jakie Sekuła zawarł w imieniu Głównego Urzędu Ceł na kupno, jak się okazało, skażonych rtęcią budynków - z firmą Universal, której dyrektor Dariusz Przywieczerski, oskarżony w sprawie FOZZ, uchodził za "mózg" afery.




Trop Falzmanna

Stwierdzenie Sławomira Cenckiewicza, byłego szefa Komisji Likwidacyjnej WSI, jakoby FOZZ był operacją oddziału Y, logicznie uzupełnia i wyjaśnia ustalenia, jakich udało się dokonać na początku lat 90. inspektorowi NIK Michałowi Falzmannowi, który wykrył aferę FOZZ, zdobył szokujące dokumenty na jej temat, a gdy sprawę próbował nagłośnić, w niewyjaśnionych po dziś dzień okolicznościach zmarł. Falzmann, który jeszcze jako komisarz Izby Skarbowej w Warszawie w październiku 1989 r., podczas kontroli PHZ Universal trafił na ślad afery FOZZ, później już jako zajmujący się sprawą inspektor NIK, wskazywał od początku na Fundusz Obsługi Zadłużenia Zagranicznego jako na istotny instrument uzależnienia ekonomicznego Polski od Związku Sowieckiego i wiązał aferę z wojskowymi służbami specjalnymi.




Moskiewski decydent

"Sieć władzy w Polsce zaczyna się w Moskwie. Tam są komputery i ludzie na bieżąco analizujący to, co się dzieje tutaj, tam są przygotowywane i uchwalane (tak, tak, uchwalane) decyzje. W Polsce znajduje się tylko aparat wykonawczy. Obejmuje on swym zasięgiem całość życia społeczno-gospodarczego. Przykład: Sejm uchwala ustawę o Funduszu Obsługi Zadłużenia Zagranicznego. Ustawa ta nakazuje na dobro tego 'nowotworu' instytucjonalnego (czyli Funduszu) wpłacać quasi-podatek - kwotę stanowiącą pewien procent (zmienny!), a liczony od wartości sprzedaży przedsiębiorstw. Zmienność ta jest furtką pozostawioną przez ustawodawcę. (...) Kolejne zmiany różnych ustaw, uchwał, rozporządzeń, zarządzeń, instrukcji, pism okólnych pozwalają zamienić te złotówki [od przedsiębiorstw] na dolary USA, oznacza to, że decydent w Moskwie otrzymał do dyspozycji - gratis - pewną sumę w dolarach USA. (...)" - pisał Michał Falzmann we wrześniu 1990 r. w piśmie "CDN - Głos Wolnego Robotnika", w artykule pt. "Kradzież systemu w systemie: w sprawie bezprawnych transferów pieniądza z Polski lub via Polska do Zachodniej Europy".

"Fundusz jest oficjalną polską instytucją zajmującą się prowadzeniem 'Księgi polskich długów' - to tu mieści się wykaz wierzycieli i tu teoretycznie powinny znajdować się dane: komu, ile i za co zapłacono. Ale tak nie jest. Decydent moskiewski (...) każe dokonywać operacji polegających na ukryciu transakcji Funduszu poprzez innych kontrahentów. I tak prezes Funduszu, pan Żemek, podpisuje umowę z panem Przywieczerskim, dyrektorem przedsiębiorstwa Universal, o tym, że nie będą dokonywali wymaganej prawem dokumentacji umów na piśmie. Następnie Fundusz udziela pożyczek, udziela gwarancji, udziela poręczeń, a Universal zaciąga długi, płaci zobowiązania i ekspediuje pieniądze (już tym razem jako prowadzący działalność handlową) na prywatne konta poza granicą Polski. Proceder ten jest ukryty za parawanem tajemnicy państwowej, a faktycznie jest co najmniej pomaganiem złodziejowi w kradzieży państwowego mienia.

Słowo kradzież jest tu o tyle na miejscu, że ten sam pan Przywieczerski jako dyrektor Universalu podpisuje kontrakty na wywóz wyrobów z polskiej miedzi na warunkach rażąco mniej korzystnych od innego polskiego przedsiębiorstwa i powoduje straty (na przykład tylko w marcu 1990 roku 6 miliardów złotych, to jest 600 tysięcy dolarów USA po kursie 10 tysięcy zł za 1 dolara) u producenta - Walcowni Metali 'Warszawa' (dawny Norblin). (...) Galimatias pogłębia działanie ówczesnego monopolisty, jakim był Bank Handlowy S.A.: gubienie części z wymaganych kompletnych zbiorów dokumentów uzasadniających przekazywanie pieniędzy, zwroty, pomyłki, korekty przelewów. (...) Oczywiście, nie tylko Fundusz Obsługi (tylko obsługi czego?) tworzy zasłonę dymną wraz z Universalem. Przy tym systemie generowania szumu informacyjnego (setki, około 700 - spółek uspołecznionych i dziesiątki tysięcy nieuspołecznionych w samej tylko Warszawie oraz setki tysięcy transakcji z kilkoma tysiącami odbiorców pieniędzy za granicą) nikt nie jest w stanie chałupniczymi metodami (głowa, długopis, papier i dwie szafy przepisów, które obowiązywały w ciągu minionych dwóch lat) dociec, ile miliardów dolarów wysłano, czyje to były pieniądze, komu, za co i po co je przekazywano. I o to rosyjskiemu decydentowi szło. (...) W ten sposób Rosja via Polska i z Polski wywozi miliardy dolarów. Rujnuje to i rujnowało polską gospodarkę" - opisywał mechanizm grabieży i wskazywał na jej beneficjenta Falzmann.




Późniejsze WSI i geniusz Balcerowicz

Później Michał Falzmann, już jako inspektor NIK, w jednej z notatek służbowych z kwietnia 1991 r. nie pozostawia wątpliwości co do udziału w aferze z jednej strony jedynego w Polsce największego geniusza ekonomicznego, a z drugiej - udziału wojskowych służb specjalnych: "Odpowiedzialnymi za dokumentację dotyczącą zadłużenia Polski byli lub są nadal rzeczywiści wiceministrowie Ministerstwa Finansów: Sawicki, Kawalec, Gadomski, Boniuk, Rejent, Link, Napiórkowski, Wróblewski, Balcerowicz, Podsiadło. 
Osoby wymienione powyżej i inne, odpowiedzialne za prowadzenie spraw związanych z wojskiem, a w szczególności z wywiadem i kontrwywiadem (m.in. z Departamentu Obrony Ministerstwa Finansów), osobiście mi znane doprowadziły z rozmysłem i celowo do bałaganu w Ministerstwie Finansów tak, aby usunąć odpowiedzialność za brak dokumentacji w prowadzeniu operacji finansowych zadłużających Polskę (...)".

W tym bałaganie w FOZZ, który miał po cichu skupować polskie długi zagraniczne z okresu PRL, według wyliczeń sądu, na skup długów poszło tylko 4 proc. budżetu Funduszu. Dziesiątki milionów dolarów, marek i złotych rozpłynęło się natomiast w sieci transakcji, aby w końcu trafić na tajne konta w rajach podatkowych i do prywatnych kieszeni, a państwo, czyli prawie 40 mln poszkodowanych, straciło - według szacunków prokuratury - 354 mln zł, z czego spora część została zagarnięta przez kierownictwo FOZZ. Prokurator oskarżał Żemka o wyprowadzenie z Funduszu co najmniej 41,9 mln dolarów, 9,5 mln marek, 125 tys. franków belgijskich oraz 12,9 mln ówczesnych złotych.




"Naturalny" zawał

Oficjalna wersja mówi, że Michał Falzmann, będąc zdrowym i młodym człowiekiem (38 lat), zmarł na zawał. Stało się to jednak niemal bezpośrednio po skierowaniu przez Falzmanna 16 lipca 1991 r. pisma do dyrektora Oddziału Okręgowego NBP w Warszawie, w którym domagał się dostępu do tajnych informacji na temat przepływów pieniędzy w ramach FOZZ: "Działając na podstawie upoważnienia nr 01321 z dnia 27 maja 1991 Najwyższej Izby Kontroli do przeprowadzenia kontroli w Narodowym Banku Polskim proszę o udostępnienie informacji, objętych tajemnicą bankową, o obrotach i stanach środków pieniężnych (gotówkowych i bezgotówkowych) Funduszu Obsługi Zadłużenia Zagranicznego". Bezpośredni przełożony Falzmanna, Anatol Lawina - dyrektor Zespołu Analiz Systemowych NIK, przekazał Falzmanowi polecenie prezesa NIK, prof. Waleriana Pańki, o odsunięciu go od wszelkich czynności kontrolnych. Bezpośrednio po zwolnieniu z zajmowanego stanowiska głównego inspektora kontroli państwowej w NIK Michał Falzmann umiera 18 lipca 1991 r. na zawał. Skoro jednak - ujawnił ten fakt IPN - SB planowała "załatwienie" działaczki "Solidarności" Anny Walentynowicz przez podanie jej razem z jedzeniem środka o nazwie furosemidum, silnie odwadniającego i powodującego zawał, to czy podobny "patent" nie mógł być wykorzystany w przypadku Falzmanna i zawał tylko wyglądał naturalnie.




Samochód pułapka

Wątpliwości takie pogłębia fakt niewyjaśnionego do dziś śmiertelnego wypadku samochodowego byłego prezesa NIK, Waleriana Pańki, w przeddzień jego wystąpienia w Sejmie, w którym miał przedstawić ustalenia NIK na temat FOZZ. Służbowa lancia Pańki na trasie Warszawa - Katowice rozpada się dosłownie na pół, Pańko ginie, z życiem uchodzi jego żona i kierowca. Świadkowie mówią o wybuchu poprzedzającym wypadek; poszlaki wskazują, że w aucie zamontowano ładunek wybuchowy, który spowodował detonację auta. Dwaj funkcjonariusze policji, którzy w swoim raporcie dokładnie opisują, co zastali na miejscu "wypadku", wkrótce wybierają się na ryby i toną w bardzo płytkiej wodzie; kierowca lancii, któremu udało się wyjść cało z wypadku i mógłby być świadkiem, niedługo potem umiera na zawał. Znika też raport policjantów z miejsca zdarzenia i ginie klucz do służbowego sejfu Pańki.




FOZZ w trzech aktach

Wychodzi więc na to, że FOZZ powołany specjalną ustawą w schyłkowym okresie PRL, w lutym 1989 r., za rządu Mieczysława Rakowskiego, podobnie jak to było ze "starym" FOZZ, miał być okryty zasłoną milczenia, a wiedzę na ten temat można było przypłacić życiem.

O "starym" FOZZ wiadomo bardzo niewiele, czemu zresztą dziwił się niezmiernie Michał Falzmann, że NIK się w ogóle tą sprawą nie interesuje, podczas gdy FOZZ powołany za rządu Rakowskiego był kontynuacją i "twórczym" rozszerzeniem instytucji o tej samej nazwie powołanej już 13 grudnia 1985 roku.

"Istniał także stary FOZZ. Niestety poza ustawą powołującą ten Fundusz tak naprawdę żadnych informacji o nim nie ujawniono. Według ustawy miał on korzystać z pieniędzy pobieranych od przedsiębiorstw państwowych (około dwóch procent wartości ich obrotów). Przedsiębiorstwom tym kazano czasem płacić jakiś tajemniczy podatek od posiadanych przez nie zapasów. Ponadto stary FOZZ korzystał z dotacji pochodzących z budżetu państwa oraz miał także prawo operowania dewizami pochodzącymi z zagranicznych pożyczek.

Do niedawna nie było wiadomo, jak tymi pieniędzmi dysponował i kto w rzeczywistości to robił. Rąbka tajemnicy uchylił obecny minister spraw wewnętrznych [Antoni Macierewicz]. Twierdzi, że przynajmniej część z nich przeznaczono na budowę gazociągu w ZSRR. Jeśli tak, to byłoby to poważne naruszenie prawa. Miał to być przecież fundusz obsługi - tak precyzowała ustawa. Tymczasem poważna część dochodu służyła jako haracz dla okupanta" - pisał "Nowy Świat" w lutym 1992 roku.

Historia FOZZ wbrew obiegowej opinii nie jest więc krótka, bo ani nie zaczyna się od lutego 1989 r., od momentu powołania instytucji mającej się zajmować spłatą naszego zadłużenia zagranicznego, tylko wcześniej, ani też nie kończy się wraz z formalną likwidacją FOZZ w styczniu 1991 roku.

FOZZ, który miał spłacać zagraniczne długi państwa, gromadzić na ten cel środki i nimi gospodarować, w rzeczywistości jednak wykupywał je w sposób nielegalny przez spółki pośredniczki zarejestrowane w rajach podatkowych, np. na Antylach Holenderskich czy Wyspach Dziewiczych. Chociaż wierzyciele Polski, nie widząc możliwości wyegzekwowania długu, byli gotowi sprzedać go za ułamek wartości. Musiała to być jednak tajna operacja, bo była nielegalna z punktu widzenia prawa międzynarodowego.

Szefami spółek byli ludzie związani najpierw z PRL-owskimi służbami specjalnymi, później z Wojskowymi Służbami Informacyjnymi, oni stali się też beneficjentami finansowych operacji. Po likwidacji FOZZ nie rozpłynęli się we mgle, na ich prywatne konta pieniądze trafiały również po 1991 roku. "Na bazie likwidowanego FOZZ niemal natychmiast wypączkował FOZZ-bis. I prowadził operacje niemal w ten sam sposób jak pierwszy FOZZ - za wiedzą ważnych urzędników państwowych, wykorzystując do tajnych transakcji tajemniczych biznesmenów, prywatne banki i spółki z rajów podatkowych" - ujawnił niedawno tygodnik "Wprost". Kluczem do FOZZ-bis miała być spółka Cartesian Investment Limited (CIL) założona w 1992 r. na polecenie ówczesnego ministra finansów Jerzego Osiatyńskiego (z Unii Demokratycznej) w raju podatkowym na wyspie Man. "Spółka przejęła w zarządzanie kilkusetmilionowy portfel długów PRL skupionych przez Grzegorza Żemka i jego agentów i na zlecenie rządu zajęła się tajnymi operacjami finansowymi, nadal skupując potajemnie długi Polski. Tym sposobem FOZZ, formalnie od 1 stycznia 1991 r. znajdujący się w likwidacji, wciąż działał, tyle że pod nowym szyldem, który nie wywoływał złych skojarzeń. Rządy się zmieniały, a firma założona za pieniądze z budżetu państwa działała - aż do 1996 roku.

Członkowie władz CIL to ludzie, którzy zajmowali się obrotem państwowymi długami od lat 80. (...) W tle znów pojawił się wyraźny ślad ludzi wywodzących się z tajnych służb" - pisze "Wprost".




Ukręcić łeb

Jeśli FOZZ-bis miałby działać bez przeszkód pod przykrywką CIL i jeszcze obracać pieniędzmi FOZZ, w sprawie którego toczyło się w tym czasie śledztwo, a prowadzący je prokuratorzy rzeczywiście nie mieli pojęcia o kontynuacji afery, to tym bardziej farsą okazuje się cały proces w tej sprawie, który - skoro już wypłynęła - i tak przez lata zmierzał nie tyle do osądzenia sprawców, co raczej do przedawnienia karalności.

Prokuratorskie śledztwo rozpoczęło się w maju 1991 r., pierwszy akt oskarżenia w sprawie FOZZ prokuratura skierowała do sądu w lutym 1993 r., po czym we wrześniu tego samego roku sąd skierował akt oskarżenia z powrotem do prokuratury "w celu usunięcia istotnych braków postępowania przygotowawczego", co przyniosło w efekcie niemal czteroletni zastój. Za rządów SLD bowiem, w latach 1993-1997 w sprawie nic nie drgnęło. Została ona ponownie skierowana do sądu dopiero w styczniu 1998 r., gdy rządziła koalicja AWS - UW, po czym pierwszą rozprawę wyznaczono po prawie trzech latach - na początku października 2000 roku. Postępowanie prowadziła sędzia Barbara Piwnik, która w październiku 2001 r. została powołana na stanowisko ministra sprawiedliwości przez Leszka Millera, co spowodowało kolejny poślizg, o który zresztą prawdopodobnie ekipie SLD chodziło. Nowy sędzia musiał zapoznać się z aktami sprawy, powtórzyć czynności procesowe, jakie w ciągu roku przeprowadziła sędzia Piwnik.

Sędzia Andrzej Kryże, wyznaczony do prowadzenia postępowania, w ciągu dziesięciu miesięcy (Barbara Piwnik potrzebowała na to dwóch lat i dziewięciu miesięcy) zapoznał się, walcząc z czasem, z ponad dwustoma tomami akt sprawy, by przed przedawnieniem - na co obserwatorzy nie dawali szans - zakończyć aferę FOZZ wyrokiem 29 marca 2005 r., a w 35 dni później złożyć jego 830-stronnicowe uzasadnienie. Obrona oskarżonych złożyła apelację i w styczniu br. Sąd Apelacyjny w Warszawie (składowi przewodniczył Paweł Rysiński, który w 2000 r. wydał wyrok uznający, że Lech Wałęsa nie był agentem SB) uznał, że część zarzutów w aferze FOZZ się przedawniła, zmniejszył skazanym odsiadki o rok i obniżył znacząco wysokości grzywien. Były dyrektor generalny FOZZ, Grzegorz Żemek, dostał karę ośmiu lat więzienia, jego zastępczynię Janinę Chim skazano na pięć lat, a uchodzącemu za "mózg" przedsięwzięcia byłemu prezesowi Universalu, Dariuszowi Przywieczerskiemu, zmniejszono wyrok z trzech i pół roku do dwóch i pół.




Kowal zawinił, a Cygana powiesili

Sąd apelacyjny uznał ponadto, że doszło do znacznych naruszeń, jeśli chodzi o wybór sędziego Andrzeja Kryżego do prowadzenia tego postępowania. Kryże, który był wcześniej sejmowym ekspertem PiS do spraw kodeksu karnego,według sądu celowo i na użytek tej tylko sprawy zabiegał między innymi o zmianę przepisów ustawy kodeksu karnego tak, by przestępstwa, których dopuścili się oskarżeni w sprawie FOZZ, nie przedawniły się. Sędzia, według sądu apelacyjnego, nie był więc bezstronny, niezawisły i rzetelny.

Trzeba ironii losu, by po piętnastu latach śledztwa i procesów w sprawie FOZZ sędzia, któremu wreszcie udało się doprowadzić proces do końca, został zrugany przez sąd i oskarżony o stronniczość na podstawie sfingowanego zarzutu "niezawisłego" sądu, który zarzucał mu niezgodnie z prawdą, że brał udział w sejmowych pracach nad zapisami o przedawnieniu, podczas gdy to nie miało miejsca. Może jednak sędzia Kryże komuś podpadł, bo orzekał m.in. w sprawie nieżyjącego już bossa "Pruszkowa" Andrzeja Kolikowskiego ps. "Pershing" i skazał go na 4 lata więzienia. Zasiadał też w składzie sądu, który skazał prawomocnie stalinowskiego oprawcę Adama Humera na 7,5 roku więzienia.

Chociaż prowadzony przez Kryżego proces w sprawie afery FOZZ nie odsłonił wszystkich powiązań na styku służb, postpezetpeerowskiej nomenklatury i szemranego biznesu, to jednak wskazał przynajmniej pewne tropy, już choćby przez to, że w uzasadnieniu wyroku w sprawie FOZZ sędzia Kryże wymienił kilkanaście razy nazwisko Edwarda Mazura podejrzanego o podżeganie do zabójstwa generała Marka Papały czy wskazał na związki z aferą tzw. ośrodka wiedeńskiego. "Wśród obiegowych opinii dominuje przekonanie, że choć po tzw. aferze FOZZ nastąpiła cała fala dalszych, to ta właśnie była aferą-matką. Znając materiał dowodowy sprawy, można podzielić tę opinię, zwłaszcza śledząc mechanizmy przestępczego działania oraz powiązanie przez oskarżonych działalności FOZZ z takimi np. kontrahentami, jak Andrzej Kuna czy Edward Mazur" - napisał w 2005 r. w uzasadnieniu wyroku Kryże.




Od "Olina" do Mazura

Ten trop wiedeński w aferze wypłynął zresztą już dużo wcześniej, przy okazji tzw. afery "Olina", gdy pojawiły się oskarżenia Józefa Oleksego o współpracę z rezydentem KGB Władimirem Ałganowem. "Życie Warszawy" pisało przy okazji sprawy "Olina" w 1996 r., że "wspólnikami i znajomymi pracodawców Ałganowa byli m.in. ludzie związani z aferą FOZZ", wskazując tym samym na związki KGB z aferą FOZZ, a poprzez opisanie przekrętów m.in. Kuny i Żagla - na związki z FOZZgate tzw. ośrodka wiedeńskiego. Chodziło o śledztwo wyłączone jako boczny wątek afery FOZZ, dotyczące interesów m.in. Józefa Weinfelda, Grzegorza Żemka, Andrzeja Kuny, Aleksandra Żagla i... Edwarda Mazura. Ze środków FOZZ przekazano wówczas 18 mln dolarów na zakup spółki w Belgii. W transakcji brała też udział należąca do Kuny i Żagla austriacka firma "Bicarco", a nadzorowała oskarżona w procesie FOZZ Janina Chim.

"Mazur był przedstawicielem największej firmy zbożowej na świecie, która nazywa się Cargill. (...) Pewnego dnia przyszedł do mnie Mazur i poprosił o przysługę. Poprosił mnie, żeby 'Bicarco' zawarło umowę z FOZZ na pożyczkę 20 milionów dolarów. To znaczy 'Bicarco' miało pożyczyć FOZZ 20 milionów dolarów na zakup jakiejś firmy w Belgii, ale Mazur nie powiedział jakiej. Nie chodziło o to, żeby faktycznie pożyczyć pieniądze, tylko zawrzeć umowę takiej pożyczki, którą można nazwać 'pozorowaniem' tej pożyczki. (...) Spełniłem prośbę. (...) Chciałem podkreślić, że umowę o fikcyjną pożyczkę zawarłem na prośbę Edwarda Mazura dla polskiej agencji rządowej, jaką był FOZZ, bo miałem w Polsce interesy i nie chciałem, żeby mi w tych interesach przeszkadzano" - zeznając w procesie FOZZ, Kuna przedstawił kulisy zaciągnięcia "pożyczki" przez Edwarda Mazura. To samo przyznał Aleksander Żagiel, że to właśnie na "prośbę" Mazura on i Andrzej Kuna założyli firmę "Bicarco", która miała przyjąć depozyt pochodzący z FOZZ. Wszystko wskazuje więc na to, że Edward Mazur obracał pieniędzmi FOZZ i może wcale nie przesadził Jerzy Klemba, też zamieszany w aferę były oficer WSI, iż Mazur był "szarą eminencją FOZZ".

"Mazur był bliskim znajomym Żemka, któremu m.in. pomagał przy transferach milionów dolarów do amerykańskiego Banku Dillon" - pisał Andrzej Echolette w "Naszej Polsce" w maju 2003 roku. Według informacji "Super Expressu", Mazur poznał też "Baraninę" - rezydenta mafii pruszkowskiej w Wiedniu, zleceniodawcę zabójstwa Jacka Dębskiego oraz zamieszanego w zabójstwo Marka Papały - jeszcze na początku lat 90. Obaj byli wówczas mile widzianymi gośćmi w towarzystwie byłych wysokich funkcjonariuszy SB. Barański przed popełnieniem samobójstwa w wiedeńskim areszcie w zeznaniach poinformował też o swej znajomości z Kuną i Żaglem. 

Nazwiska pojawiające się przy okazji afery FOZZ pokrywają się z nazwiskami przewijającymi się w kolejnych aferach: w aferze Orlenu, jak np. Kuny i Żagla, organizatorów spotkania wiedeńskiego Kulczyka z Ałganowem; w sprawie zabójstwa Marka Papały, jak np. Mazura; w aferze PZU, jak np. barwnej postaci Bogusława Kotta, odpowiedzialnego m.in. za finansowanie służb specjalnych w Ministerstwie Finansów, inicjatora założenia Banku Inicjatyw Gospodarczych, w którego powstaniu brali udział też m.in. Andrzej Olechowski ps. "Must" i prezes Universalu Dariusz Przywieczerski; w aferze lekowej, jak np. Mariusza Łapińskiego, byłego eseldowskiego ministra zdrowia, który miał umożliwiać "leczenie" Grzegorzowi Żemkowi, by ten mógł zasłaniać się przed wymiarem sprawiedliwości "złym stanem zdrowia". Łapiński, według "Newsweeka", miał też robić wspólne interesy ze znajomymi Żemka. Ludzie i pieniądze FOZZ wracają więc przy okazji kolejnych afer, co potwierdza tylko tezę, że była to afera-matka. 


WSI spokojna, WSI wesoła?

Profesor Jerzy Przystawa, współautor książki "Via Bank i FOZZ" powiedział niedawno, że dziwi go, iż tak wiele mówi się o uwikłaniu Edwarda Mazura - także wiązanego z aferą FOZZ - w sprawę śmierci generała Papały, o szafie pułkownika Lesiaka, mafijno-biznesowych powiązaniach służb, a równocześnie nie mówi się nic o śmierci prezesa NIK Waleriana Pańki - osoby w administracji państwa postawionej zdecydowanie wyżej. Trudno się nie zgodzić, bo o ile wyjaśnienie zabójstwa Marka Papały jest kluczem do polskiej mafii, to afera FOZZ zadecydowała o powstaniu w Polsce mafii. FOZZgate to plątanina związków służb specjalnych, polityki i biznesu. To na tej aferze służby i nomenklatura zdobyły doświadczenie, jak się ustawić - wykorzystując publiczne pieniądze i struktury państwa - w nowej rzeczywistości III RP, w której z powodzeniem przez lata funkcjonowało państwo w państwie, czyli będące przedłużeniem sowieckiego wywiadu GRU Wojskowe Służby Informacyjne. 
Jeśli jednak afera FOZZ była operacją oddziału Y, to raport z likwidacji WSI może wyjaśnić kulisy zabójstwa Pańki i całą sieć powiązań w tle afery FOZZ, które decydowały, począwszy od rządu Mazowieckiego, poprzez kolejne ekipy, o zamiataniu przez lata sprawy pod dywan.


Julia M. Jaskólska 

 

Zgłoś jeśli naruszono regulamin