Niemcy_Prof_Peters.doc

(24 KB) Pobierz

2

 

Po chwili w ciemno­ści skrzyp drzwi na piętrze. Joachim schodzi ostrożnie po schodach.

Sonnenbruch

usłyszał, odwraca się

Kto to?

Joachim

Ja, profesorze, Joachim.

Sonnenbruch

Pan? Tutaj?

Joachim

Pańska córka ukryła mnie...

Sonnenbruch

Przez cały czas był pan tutaj?! Słyszał pan wszystko; tak?

Joachim             

Słyszałem. (ze wzruszeniem) Ma pan dzielną córkę, profesorze.

Sonnenbruch

Tak, to zdumiewające. Okrutne i zdumiewające.

Joachim

z naciskiem                      ­

Powiedziała panu, że na jej miejscu zrobiłby pan to samo.

Sonnenbruch

zmieszany

Tak, powiedziała coś­ takiego...

Joachim

Nie jest pan tego pewny?

Sonnenbruch

nie odpowiada, staje przy Joachimie

Co pan zamierza teraz robić?

Joachim

To w pewnym stopniu zależy od pana, profesorze.

Sonnenbruch

Ode mnie?

Joachim

Pańska córka mówiła mi, że pan się nie zmienił od tamtych lat, kiedy byłem pańskim uczniem, a potem młodszym kolegą. Na to właś­nie liczyłem przychodząc tu dzisiaj.

Sonnenbruch

surowo

Ale pan, pan się zmienił, Joachimie! (po chwili) Chcę pana o coś­ zapytać... Jak pan myś­li: czy wolno narażać człowieka dla ratowania innego człowieka?

Joachim

Wolno, a czasem nawet trzeba. Wolno, jeżeli chodzi o rzeczy większe niż życie człowieka.

Sonnenbruch

gwałtownie

Pan to mówi? Pan? Joachim Peters, który kiedy­ś wierzył wraz ze mną, że człowiek jest najwyższą wartoś­cią! Że nikt, słyszy pan, nikt nie ma prawa gubić drugiego człowieka, skazywać na cierpienie! Pan dzisiaj przywłaszczył sobie to prawo – jak oni! Pan gubi tę dziewczynę, żeby ratować siebie! Pan skazał ją na cierpienie, żeby ratować siebie! Nie mogę się z tym zgodzić. Po co pan tu przyszedł, Joachimie?

Joachim

po chwili

Czy pan wie, profesorze, co to jest samotno­ść, straszna niemiecka samotnoś­ć w państwie Hitlera? Zna ją pan na pewno, jeś­li pan się naprawdę nie zmienił...

Sonnenbruch

nie patrząc na Joachima

Moja samotno­ść? To jest wszystko, co mi pozostało! Jestem dumny z mojej samotno­ści. Jest to samotno­ść człowieka, który chce, który musi ­ przetrwać! Ocalić w sobie wszystko to, co dzi­ś sponiewierano, wypędzono z naszego życia.

Joachim

Ja także znam okropną niemiecką samotnoś­ć, od czterech dni, odkąd uciekłem z obozu. Samotnoś­ć we własnym kraju, w­śród ludzi mówiących tym samym językiem. Od czterech dni nie wolno mi zbliżać Się do ludzi. Każde dziecko może mnie zgubić. Obaj jeste­śmy samotni, jak tylko Niemiec może być dzisiaj samotny. I chociaż moja samotnoś­ć jest trochę inna od pańskiej, to jednak zdawało mi się...

Sonnenbruch

Czego pan chce ode mnie, Joachimie? Gdyby pan wiedział ile męki kosztowało mnie, zanim zdołałem się odgrodzić od zła, od szaleństwa, które nas otacza! To była żmudna, codzienna praca całych lat, tych ostatnich, najgorszych lat. Nie, nie! pan tego nie pojmie!

Joachim

Nie pojmę. Przeżyłem te lata zupełnie inaczej.

Sonnenbruch

Nie chcę, żeby mi pan o tym mówił! To mnie wcale nie interesuje! Nic a nic!

Joachim

z decyzją ostatecznego wyja­śnienia sytuacji

Czy nie interesuje pana również, jakim celom służą dzi­ś wyniki pańskich prac naukowych?

Sonnenbruch

zaskoczony

To nie moja rzecz. Ja służę nauce. Tylko i wyłącznie nauce. Reszta mnie nie obchodzi.

Joachim

Jest wojna, profesorze, i faszyś­ci włączyli również biologię do arsenału swoich ­środków ludobójczych. Pańskie prace są dzisiaj z tego punktu widzenia wysoko cenione...

Sonnenbruch

Powiedziałem już panu, to nie moja rzecz.

Joachim

Ależ wyniki pańskich prac przez pewne ręce stosowane są w sposób zbrodniczy ­ czy wie pan o tym, profesorze?

Sonnenbruch

Nie rozumiem, o czym pan mówi.

Joachim

O ludziach mordowanych po obozach, między innymi dla wypróbowania rezultatów pańskich badań. Czy to pana również nie interesuje?

Sonnenbruch

To są brednie, brudne kłamstwa!

Joachim

To są fakty.

Sonnenbruch

Nic o tym nie słyszałem (w popłochu my­li)  A jeżeli... jeżeli nawet tak jest... (łamie się) Dlaczego pan mi to wszystko mówi, dlaczego? (prawie krzycząc) Pan tu przyszedł, żeby mi zburzyć wszystko! Żeby mnie okraś­ć, zniszczyć mi moją wiarę w siebie, moją samotność, której strzegłem, z której byłem dumny! (milknie wyczerpany, po chwili)   Widzi pan, Joachimie, od lat wierzę niezachwianie, że Niemcy takiego jak ja gatunku mają dziś­ do spełnienia jedno wyłącznie zadanie: przechować najwyższe dobra duchowe ludzko­ści, przenie­ść je w sobie nietknięte przez lata zamętu i walki. I przekazać je naszemu narodowi w chwili, kiedy upadnie okrutne państwo Hitlera...!

Joachim

Sądzi pan, że to znacznie więcej niż przechować przez jedną noc człowieka takiego jak ja gatunku – człowieka ­ściganego? (­śmieje się cicho, bole­nie) O, profesorze! Zaczynam teraz rozumieć mój błąd. Zaczynam rozumieć, jaką krzywdę wyrządziłem tutaj – nie pańskiej córce, o nie! ale panu, właś­nie panu!

Sonnenbruch

błagalnie

Proszę, niech pan już stąd odejdzie. Niech pan zostawi mnie samego. Gdyby nie moja biedna córka, nakazałbym sobie jutro uwierzyć, że pana tu wcale nie było.

Joachim

z cichym śmiechem

Że to był tylko przykry sen profesora Sonnenbrucha? No cóż, odchodzę z tego domu. Ale to nie

przywróci panu spokoju. Tacy jak ja nie odchodzą nawet wtedy, kiedy tracicie ich z oczu. (odwraca się

idzie do drzwi tarasu, staje przy nich) Wracam w mój mrok, profesorze, w straszną niemiecką noc, i będę się starał, póki sił, i­ść w nią dalej.

Pchnął szklane drzwi, schodzi po stopniach w dół, znika w ciemnoś­ci.

Sonnenbruch upada w fotel, z twarzą ukrytą w dłoniach, bez ruchu.

Długa pauza.

KONIEC

 

 

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin