2
Po chwili w ciemności skrzyp drzwi na piętrze. Joachim schodzi ostrożnie po schodach.
Sonnenbruch
usłyszał, odwraca się
Kto to?
Joachim
Ja, profesorze, Joachim.
Pan? Tutaj?
Pańska córka ukryła mnie...
Przez cały czas był pan tutaj?! Słyszał pan wszystko; tak?
Słyszałem. (ze wzruszeniem) Ma pan dzielną córkę, profesorze.
Tak, to zdumiewające. Okrutne i zdumiewające.
z naciskiem
Powiedziała panu, że na jej miejscu zrobiłby pan to samo.
zmieszany
Tak, powiedziała coś takiego...
Nie jest pan tego pewny?
nie odpowiada, staje przy Joachimie
Co pan zamierza teraz robić?
To w pewnym stopniu zależy od pana, profesorze.
Ode mnie?
Pańska córka mówiła mi, że pan się nie zmienił od tamtych lat, kiedy byłem pańskim uczniem, a potem młodszym kolegą. Na to właśnie liczyłem przychodząc tu dzisiaj.
surowo
Ale pan, pan się zmienił, Joachimie! (po chwili) Chcę pana o coś zapytać... Jak pan myśli: czy wolno narażać człowieka dla ratowania innego człowieka?
Wolno, a czasem nawet trzeba. Wolno, jeżeli chodzi o rzeczy większe niż życie człowieka.
gwałtownie
Pan to mówi? Pan? Joachim Peters, który kiedyś wierzył wraz ze mną, że człowiek jest najwyższą wartością! Że nikt, słyszy pan, nikt nie ma prawa gubić drugiego człowieka, skazywać na cierpienie! Pan dzisiaj przywłaszczył sobie to prawo – jak oni! Pan gubi tę dziewczynę, żeby ratować siebie! Pan skazał ją na cierpienie, żeby ratować siebie! Nie mogę się z tym zgodzić. Po co pan tu przyszedł, Joachimie?
po chwili
Czy pan wie, profesorze, co to jest samotność, straszna niemiecka samotność w państwie Hitlera? Zna ją pan na pewno, jeśli pan się naprawdę nie zmienił...
nie patrząc na Joachima
Moja samotność? To jest wszystko, co mi pozostało! Jestem dumny z mojej samotności. Jest to samotność człowieka, który chce, który musi przetrwać! Ocalić w sobie wszystko to, co dziś sponiewierano, wypędzono z naszego życia.
Ja także znam okropną niemiecką samotność, od czterech dni, odkąd uciekłem z obozu. Samotność we własnym kraju, wśród ludzi mówiących tym samym językiem. Od czterech dni nie wolno mi zbliżać Się do ludzi. Każde dziecko może mnie zgubić. Obaj jesteśmy samotni, jak tylko Niemiec może być dzisiaj samotny. I chociaż moja samotność jest trochę inna od pańskiej, to jednak zdawało mi się...
Czego pan chce ode mnie, Joachimie? Gdyby pan wiedział ile męki kosztowało mnie, zanim zdołałem się odgrodzić od zła, od szaleństwa, które nas otacza! To była żmudna, codzienna praca całych lat, tych ostatnich, najgorszych lat. Nie, nie! pan tego nie pojmie!
Nie pojmę. Przeżyłem te lata zupełnie inaczej.
Nie chcę, żeby mi pan o tym mówił! To mnie wcale nie interesuje! Nic a nic!
z decyzją ostatecznego wyjaśnienia sytuacji
Czy nie interesuje pana również, jakim celom służą dziś wyniki pańskich prac naukowych?
zaskoczony
To nie moja rzecz. Ja służę nauce. Tylko i wyłącznie nauce. Reszta mnie nie obchodzi.
Jest wojna, profesorze, i faszyści włączyli również biologię do arsenału swoich środków ludobójczych. Pańskie prace są dzisiaj z tego punktu widzenia wysoko cenione...
Powiedziałem już panu, to nie moja rzecz.
Ależ wyniki pańskich prac przez pewne ręce stosowane są w sposób zbrodniczy czy wie pan o tym, profesorze?
Nie rozumiem, o czym pan mówi.
O ludziach mordowanych po obozach, między innymi dla wypróbowania rezultatów pańskich badań. Czy to pana również nie interesuje?
To są brednie, brudne kłamstwa!
To są fakty.
Nic o tym nie słyszałem (w popłochu myli) A jeżeli... jeżeli nawet tak jest... (łamie się) Dlaczego pan mi to wszystko mówi, dlaczego? (prawie krzycząc) Pan tu przyszedł, żeby mi zburzyć wszystko! Żeby mnie okraść, zniszczyć mi moją wiarę w siebie, moją samotność, której strzegłem, z której byłem dumny! (milknie wyczerpany, po chwili) Widzi pan, Joachimie, od lat wierzę niezachwianie, że Niemcy takiego jak ja gatunku mają dziś do spełnienia jedno wyłącznie zadanie: przechować najwyższe dobra duchowe ludzkości, przenieść je w sobie nietknięte przez lata zamętu i walki. I przekazać je naszemu narodowi w chwili, kiedy upadnie okrutne państwo Hitlera...!
Sądzi pan, że to znacznie więcej niż przechować przez jedną noc człowieka takiego jak ja gatunku – człowieka ściganego? (śmieje się cicho, bolenie) O, profesorze! Zaczynam teraz rozumieć mój błąd. Zaczynam rozumieć, jaką krzywdę wyrządziłem tutaj – nie pańskiej córce, o nie! ale panu, właśnie panu!
błagalnie
Proszę, niech pan już stąd odejdzie. Niech pan zostawi mnie samego. Gdyby nie moja biedna córka, nakazałbym sobie jutro uwierzyć, że pana tu wcale nie było.
z cichym śmiechem
Że to był tylko przykry sen profesora Sonnenbrucha? No cóż, odchodzę z tego domu. Ale to nie
przywróci panu spokoju. Tacy jak ja nie odchodzą nawet wtedy, kiedy tracicie ich z oczu. (odwraca się
idzie do drzwi tarasu, staje przy nich) Wracam w mój mrok, profesorze, w straszną niemiecką noc, i będę się starał, póki sił, iść w nią dalej.
Pchnął szklane drzwi, schodzi po stopniach w dół, znika w ciemności.
Sonnenbruch upada w fotel, z twarzą ukrytą w dłoniach, bez ruchu.
Długa pauza.
KONIEC
karo162