§ Burrough Bryan - Wrogowie publiczni.pdf

(2571 KB) Pobierz
BRYAN BURROUGH
WROGOWIE PUBLICZNI
Największa fala przestępczości w Ameryce i narodziny FBI, 1933-34
OD AUTORA
Nigdy wcześniej zbieranie materiału i pisanie nie sprawiło mi tyle radości co w
przypadku książki, którą trzymacie w rękach. Jeśli czytanie jej da wam choć połowę
przyjemności, z jakąją tworzyłem, będę zachwycony.
Zamiar napisania tej książki tkwił we mnie od zawsze. Po raz pierwszy zapragnąłem
zostać pisarzem, słuchając opowieści dziadka o Bonnie i Clydzie. Jako młody funkcjonariusz
z biura szeryfa w północno-zachodnim Arkansas John Vernon Burrough zarządzał blokadami
dróg ustanowionymi w celu schwytania tej pary. W późniejszych latach był burmistrzem
Almy w Arkansas, miasta, gdzie Clyde Barrow został oskarżony o zamordowanie jednego z
jego poprzedników. Opowieści dziadka brzmiały jak historie z Dzikiego Zachodu; z trudem
mieściło mi się w głowie, że to wszystko zdarzyło się zaledwie przed czterdziestu laty.
Dorastałem w latach siedemdziesiątych i na kształtowanie poglądów mojego pokolenia
największy wpływ miały wojna w Wietnamie, afera Watergate oraz dramat zakładników
przetrzymywanych w Iranie. Nie mogłem uwierzyć, że Ameryka aż tak bardzo się zmieniła w
ciągu jednego ludzkiego życia.
Później się dowiedziałem, że Clyde Barrow zamordował stryjecznego dziadka jednego
z moich przyjaciół z Tempie w Teksasie, miasta, gdzie się wychowałem, co jeszcze wzmogło
moje zainteresowanie tematem. Cierpiąc na bezsenność pewnej nocy w 1997 roku,
przypadkiem trafiłem w telewizji kablowej na dokumentalny film o Ma Barker. Byłem
ciekaw, czy gang Barkera działał przed czy po Bonnie i Clydzie. Wszedłem na górę do
swojego gabinetu, zacząłem szperać w Internecie i ku swemu zdumieniu odkryłem, że oba
gangi były na wolności w latach 1933 i 1934. Zaintrygowany sprawdziłem Johna Dillingera:
1933 i 1934. Potem Pretty Boy Floyda, Baby Face Nelsona i Machinę Gun Kelly’ego:
wszyscy działali w 1933 lub 1934 roku. Tak wciągnęła mnie historia wojny z przestępczością.
Sięgnąłem po książkę Johna Tolanda Dillinger Days, wydaną w 1963 roku biografię,
w której występują również inne postacie ze świata przestępczego działające w tym samym
czasie co tytułowy bohater. Szukałem dokładniejszego opisu walki FBI z Dillingerem i
gangsterami, ale ku swemu zaskoczeniu nie znalazłem. Wydano mnóstwo książek na temat
poszczególnych bandytów, ale odniosłem wrażenie, że nikt nie próbował ogarnąć całego
zagadnienia. Później się dowiedziałem, że akta FBI dotyczące wszystkich tych spraw
ujawniono dopiero pod koniec lat dziewięćdziesiątych. Wtedy postanowiłem napisać tę
książkę.
Jest to zatem pierwsza wyczerpująca opowieść o wojnie FBI z przestępczością,
trwającej od 1933 do 1936 roku, o czasach powstania i upadku sześciu głównych gangów:
Johna Dillingera, Baby Face Nelsona, Pretty Boy Floyda, Barkera i Karpisa, Machinę Gun
Kelly’ego oraz Bonnie i Clyde’a. To długa, wielowątkowa historia, pełna strzelaniny i
dochodzeń prowadzonych w dziesiątkach amerykańskich miast, występują w niej dosłownie
setki bardziej i mniej ważnych osób, między innymi cała armia agentów FBI, szeryfów i
zwykłych policjantów. Na następnych stronach przedstawię główne postacie, by łatwiej je
było zidentyfikować.
Złożoność problemu była jednym z powodów, dla których autorzy do tej pory woleli
się skupiać na jednym wybranym wrogu publicznym. Jednakże te sześć wątków tworzy jedną
historię, a czynnikiem spajającym je w całość jest udział FBI. Samo FBI przedstawiło
ocenzurowaną wersję wojny z przestępczością w kilku książkach, poczynając od
sensacyjnych Ten Thousand Public Enemies z 1935 roku po The FBI Story Dona Whiteheada
z 1956. Wszystkie te pozycje są, mówiąc delikatnie, niepełne, a mówiąc wprost -
przekłamane. Opowiadają o tym, co J. Edgar Hoover chciał podać do wiadomości publicznej,
a nie o tym, co naprawdę się działo.
Przez lata główną przeszkodę w opisaniu prawdziwych wydarzeń stanowiła panująca
w FBI tendencja do trzymania wszystkiego w tajemnicy; Hoover niechętnie dzielił się
informacjami z osobami, które były zainteresowane przedstawieniem całej prawdy. To po
części tłumaczy, dlaczego o bandytach, zajmujących znaczące, choć wielce niechlubne
miejsce w amerykańskiej legendzie, powstało zadziwiająco mało wiarygodnych książek.
Przez dwadzieścia pięć lat o gangsterach z czasów Wielkiego Kryzysu pisali jedynie
reporterzy gazet i autorzy czasopism detektywistycznych; wielu z nich poprzestawało na
wymyślaniu dramatycznych scen i dialogów. Dopiero pod koniec lat pięćdziesiątych, kiedy w
telewizji nadano cieszący się wielką popularnością serial Nietykalni, poważni autorzy zaczęli
się interesować tematem wojny z przestępczością. Od tamtego czasu Dillinger i Floyd
doczekali się wielu biografii. Bonnie i Clyde, rozsławieni filmem z 1967 roku, zostali
bohaterami kilku książek. Natomiast pierwsze opracowanie poświęcone Machinę Gun
Kelly’emu ukazało się dopiero w 2003 roku.
Zdecydowanie najlepsząz tych pozycji jest Dillinger Days. Ponieważ od opisywanych
wydarzeń minęło trzydzieści lat, Toland mógł porozmawiać z wieloma ich uczestnikami,
między innymi byłymi agentami FBI. Choć autor daje wiarę paru wątpliwym historiom
podawanym przez Biuro - przede wszystkim mitowi o przestępczym geniuszu Ma Barker - to
jego książka wyznacza standard, według którego należy oceniać wszystkie pozostałe. Świeże
spojrzenie na wojnę z przestępczością było możliwe dzięki ujawnieniu akt FBI. Pod
naciskiem miejscowych historyków, takich jak Robert Unger z Kansas City i Paul Maccabee
z St. Paul, Federalne Biuro Śledcze upubliczniło wszystkie swoje akta na temat Dillingera,
Floyda, Nelsona, gangu Barkera, Kelly’ego oraz masakry w Kansas. Całość obejmuje prawie
milion stron codziennych raportów, telegramów i korespondencji, a także setki zeznań
świadków i uczestników, od siostry Dillingera po krawca Nelsona.
Co zrozumiałe, akta stanowią istną skarbnicę informacji. Zawierają dziesiątki nigdy
wcześniej nieoglądanych zeznań bandytów i ich partnerek, niepublikowany esej
autobiograficzny Kathryn Kelly, ujawnienie łapówek, dzięki którym Dock Barker wyszedł z
więzienia, oraz potwierdzenie, że na dwa miesiące przed śmiercią Dillinger dopuścił się
rabunku, który został „przeoczony”. Poza tym wszystkim akta rzu-cąjąjaskrawe światło na
samo FBI. Stanowią żywą kronikę przemiany Biura z gromady amatorów, bez broni i
doświadczenia w egzekwowaniu prawa, w drużynę profesjonalistów od zwalczania
przestępczości. Hoover wcale nie miał ochoty ujawniać tej historii. W pierwszych miesiącach
wojny z przestępczością widzimy, jak ludzie Hoovera nieudolnie prowadzą obserwacje, gubią
podejrzanych, zapominająo rozkazach i ciągle aresztują nie te osoby, co trzeba; ich pomyłki
mogłyby się wydawać komiczne, gdyby nie cena płacona przez niewinnych ludzi. Jednakże w
gęstwinie raportów i korespondencji, często ozdabianej cierpkimi uwagami samego Hoovera,
można dostrzec dojrzewanie FBI.
Agenci uczą się, jak używać broni, stosować profesjonalne metody śledcze i
zdobywać informacje. Przede wszystkim jest to historia tego, jak FBI stało się FBI.
Akta pozwoliły mi wypełnić jeden z moich głównych celów: złożyć hołd stróżom
prawa, którzy toczyli wojnę z przestępczością. Ludzie tacy jak Charles Winstead i Clarence
Hurt, dwaj agenci, którzy zabili Dillingera, długo pozostawali anonimowi, mimo iż kręcono
filmy o mordercach, których ścigali. FBI wolało zachować taki stan rzeczy. Zdaniem
krytyków dlatego, że Hoover pragnął wziąć na siebie całą chwałę, co może być prawdą.
Jednakże zachowywanie w tajemnicy tożsamości agentów służyło również innym celom:
sprzyjało pracy zespołowej i umożliwiało działanie w ukryciu. Po raz pierwszy akta FBI
pozwalają zrozumieć, którzy agenci czego dokonali i kto kiedy zawiódł. Nie jest to zbyt
piękna historia i trudno się dziwić, że Hoover chciał ją utrzymać w tajemnicy.
W ciągu czterech lat zbierania materiałów byłem w stanie rozszerzyć opowieści
zaczerpnięte z akt FBI o wiele nowych informacji ujawnionych przez ostatnie
czterdziestolecie. Rękopis odkryty w 1989 roku przez dwóch nieustraszonych znawców
historii Dillingera, Williama Helmera i Thomasa Smusyna, rzuca nowe światło na ostatnie
tygodnie życia legendarnego bandyty. Innym cennym źródłem były dwa tysiące stron zapisu
niepublikowanego wywiadu udzielonego przed śmiercią przez Alvina Karpisa z gangu
Barkera. Miałem także możliwość zapoznania się z niepublikowanymi tekstami napisanymi
przez kilku agentów FBI. Wszystkie źródła informacji wymieniłem w przypisach na końcu
książki.
Proszę, byście czytając, pamiętali o jednym: ta książka nie została „wymyślona”,
stanowi odtworzenie wydarzeń. Rozmowy i dialogi w tej książce wzięte są słowo w słowo z
raportów FBI, z zapisków Karpisa, ówczesnych artykułów prasowych i wspomnień
uczestników opisywanych wydarzeń. Jeśli zastanowi was, skąd coś wiem, sprawdźcie źródło
w przypisach. Jeśli czegoś nie wiem, przyznaję się. Jeśli istnieje jakaś tajemnica, której nie
potrafię wyjaśnić - a jest ich kilka-jasno stawiam sprawę. Ja i tylko ja ponoszę winę za
ewentualne błędy. Przyjemnej lektury.
New Jersey, grudzień 2003 Bryan Burrough Summit
PROLOG
Torremolinos w Hiszpanii 26 sierpnia 1979
W jednym z turystycznych miast na rozpalonym słońcem hiszpańskim wybrzeżu
spędzał swe ostatnie lata pewien stary człowiek, amerykański dziadzio z siwą, przyciętą po
żołniersku czupryną i błyskiem w turkusowych oczach. Mimo siedemdziesiątki na karku
wciąż był szczupły i żwawy, miał wydatne kości policzkowe, ostro zarysowany podbródek i
okulary w przezroczystych oprawkach, nadające mu wygląd pracownika naukowego niższego
szczebla. Większość czasu spędzał zaszyty w swoim zagraconym mieszkaniu przerobionym z
garażu, oglądając BBC na migoczącym czarno-białym telewizorze, otoczony butelkami jacka
danielsa, pigułkami i własnymi wspomnieniami. Spotkany na plaży wydałby się wam miłym
pogodnym poczciwcem. Raczej na pewno był najmilszym mordercą, jakiego chcielibyście
poznać.
To smutne, ale tylko trochę. Gdy przyjechał do Hiszpanii przed dziesięciu laty, umiał
dobrze się bawić. Była tu stara niechlujna rozwódka z Chicago, z którą się dawniej spotykał.
Jeździli po wybrzeżu jej sportowym autem, popijali pigułki tequiląi kłócili się zażarcie.
Teraz już jej nie było. Podobnie jak pisarzy, dokumentalistów, tych wszystkich, co
przyjeżdżali, żeby słuchać o dawnych czasach. Ci z Kanady byli najgorsi, ustawili go na tle
kabrioletów i otoczyli aktorami w staromodnych kapeluszach, trzymającymi w rękach
Zgłoś jeśli naruszono regulamin