Opowieść o synu kupca,który miał serce rycerskie.pdf

(76 KB) Pobierz
7958817 UNPDF
Bajarka opowiada
OPOWIEŚĆ O SYNU KUPCA, KTÓRY MIAŁ SERCE RYCERSKIE
Jeśli wola wasza, posłuchajcie, mili słuchacze, opowieści o
synu kupca z Kale, portowego miasta Francji.
Na chrzcie świętym dano mu imię Jerzy. Gdy to się działo,
całe królestwo przywdziało było właśnie żałobę po królu
Arturze; książęta i rycerze, nawet kupcy i pospolity lud,
wszyscy opłakiwali wielkiego monarchę.
Matka niemowlęcia zapaliła przed głównym ołtarzem
najgrubszą świecę woskową i modliła się tak:
— Święty Jerzy, patronie mego syna, zwycięzco smoka i
obrońco uciśnionych, a także ty, królu Arturze, sprawiedliwy
rycerzu! Uproście memu pierworodnemu serce czyste, prawe
i mężne.
Kiedy minęło Jerzemu siedem lat i przyszedł czas, by go
odebrać niewiastom, ojciec powierzył go mądremu
wychowawcy. Ten wykształcił chłopca dostatecznie w
odpowiednich jego wiekowi umiejętnościach, a wtedy ojciec
wysłał Jerzego do sławnej szkoły kupieckiej w Paryżu. Na
pożegnanie powiedział:
— Sprawuj się godnie, synu mój, a po roku wróć do nas i
pokaż, co umiesz.
Minął rok i Jerzy powrócił do Kale jako rozwinięty nad
wiek młodzieniaszek. Był on takiej postawy i urody, i takich
manier, że nawet wielmoża jaśnie oświecony nie
powstydziłby się podobnego syna.
Ojciec wypytywał go, co umie, a potem rzekł, z
ukontentowaniem gładząc brodę:
— Miły synu, oto przysposobiłem dla ciebie okręt pełen
wszelakiego towaru i wolą moją jest, abyś pojechał sprzedać
ten towar w Anglii. Pod pokładem znajdziesz na dnie okrętu
dorodne ziarno pszeniczne, a w kowanej skrzyni sukna
flandryjskie, brabanckie koronki i różne kunsztowne ozdoby
niewieście. Uczyłeś się dotąd z książek, godzi się teraz,
żebyś pokazał, co potrafisz zdziałać w życiu.
Syn pożegnał ojca i matkę, otrzymał od nich
błogosławieństwo i pożeglował szumiącym morzem ku
brzegom brytyjskim.
A teraz posłuchajcie, słuchacze mili, jakie były dalsze
dzieje Jerzego, gdy sprzedawszy powierzony sobie przez ojca
towar wracał z pełną sakwą i w towarzystwie sługi ku swemu
okrętowi, zakotwiczonemu w porcie Anglii. Posłuchajcie i
osądźcie sami, czy godziło się synowi kupca postąpić, jak
Jerzy postąpił, czy też należało zachować się inaczej.
Wiedzieć wam trzeba, że od samej rezydencji królewskiej
aż do białych skał, o które tłuką się fale morza, stała w
owych czasach ciemna, groźna puszcza angielska. Jerzy
ciągnął jej skrajem w stronę portu, gdy usłyszał krzyki
niewieście wzywające pomocy i grube wrzaski i połajania
jakichś mężczyzn, w których snadno można było domyślić się
rozbójników.
— Panie — rzekł sługa strwożony — uchodźmy po cichu co
prędzej! Wszystko, cośmy utargowali, masz w sakwie przy
sobie. Obrabowaliby cię do cna, a jeszcze kto wie, czy by nas
puścili z życiem. Ich tam, jak słychać, kilku, a nas tylko
dwóch, jesteśmy słabsi.
— Te kobiety, które wzywają pomocy, są jeszcze słabsze
od nas — odparł Jerzy i skoczył w gęstwinę.
Po chwili ujrzał dziewicę przecudnej ur@dy szamocącą się
z czterema uzbrojonymi rozbójnikami, którzy wlekli ją na
powrozie. Obok czołgała się na kolanach staruszka, czepiała
się szat swej pani i błagała o litość.
Jerzy dobył miecza, ale jeden ze zbójców przyłożył sztylet
do szyi panny i zakrzyknął :
— Za pierwszym twoim krokiem przebiję ją, ujść nie
pozwolę!
Niedługo myśląc Jerzy wysypał na ziemię wszystko złoto
ze swej sakwy i kopnął je tak, iż błyszczące monety posypały
się w różne strony, pomiędzy mchy i zeschłe liście.
Zakrzyknął wielkim głosem:
— To złoto jest wasze, panowie zbójcy, oto wykupuję nim
z niewoli brankę i jej służebną!
Rozbójnicy rzucili się co żywo zbierać pieniądze, a
tymczasem Jerzy pochwycił pannę za rękę i pobiegł z nią w
stronę okrętu. Jej piastunka pośpieszała za nimi.
***
Dziób okrętu zdobny w rzeźbioną syrenę pruje fale morza,
wzdęły się żagle na wietrze. W namiocie rozpiętym na
pokładzie młodzi rozmawiają przy dźwiękach lutni.
— Kim jesteś, piękna panienko, możeś wróżką z krainy
elfów? Ponoć takie mieszkają w lasach twej ojczyzny.
— Nie jestem wróżką, lecz córką króla Anglii. Zabłądziłam
w puszczy i pochwycili mnie rozbójnicy, a tyś mnie wybawił z
ich rąk. Kim jesteś, cny rycerzu i jako cię zwą?
— Nie jestem rycerzem, królewno, jeno synem kupca z
Kale, a zwą mnie Jerzy.
***
W Kale rodzice z radością przywitali syna, zaś ojciec
zapytał:
— Jak ci się udało sprzedać w Anglii nasz towar, mój
synu?
— Dobrze się udało, ojcze kochany. Towar nasz się
podobał i ceny płacono wysokie.
— Dużo pieniędzy przywiozłeś?
— Tylko pustą sakwę.
Tu Jerzy opowiedział ojcu, jaka przygoda spotkała go w
angielskiej puszczy. Ojciec pogładził brodę, pomyślał i rzekł z
powagą:
— Dobrześ postąpił, synu mój. Widzę, że rozumiesz, jaka
jest powinność chrześcijanina, kiedy krzywdzą słabszego. A
teraz
wrócisz do szkoły jeszcze na rok, żebyś nauczył się być
dobrym kupcem. My z matką zaopiekujemy się uratowaną
przez ciebie panienką. Kimkolwiek ona jest, nie zbraknie na
niczym ani jej, ani piastunce.
Nie przykrzyło się widać królewnie w domu francuskiego
kupca i jego żony, bo postanowiła czekać cierpliwie na
powrót ich syna ze szkoły w Paryżu.
Po roku Jerzy wrócił. Ojciec powiedział, że przygotował
mu statek z jeszcze piękniejszym towarem do sprzedania w
Anglii.
Poszedł Jerzy pożegnać piękną panienkę, która rozkwitła
tymczasem niby róża z pąka. Przykląkł przed nią na jedno
kolano, ona zaś zdjęła z szyi purpurową chustkę jedwabną i
podała mu ją ze słowami:
— Zaklinam cię przez miłość dla mnie, zawieź tę chustkę
na dwór króla Anglii, ojca mego.
— Przez miłość dla ciebie uczynię wszystko, czego
pragniesz, królewno.
Syn kupca wylądował na angielskiej ziemi, przebył ciemną
i groźną puszczę, stawił się na dworze królewskim i o
posłuchanie poprosił.
— Witaj, dorodny młodzieńcze. Skąd przybywasz i kim
jesteś? — zapytał król.
— Witaj, królu Anglii. Jestem synem kupca z Kale,
przypłynąłem z pięknym towarem do twego kraju —
odpowiedział Jerzy i wyjął purpurową chustkę jedwabną,
którą nosił na piersi.
— Ejże, synu kupca z Kale! Wytłumacz się, skąd masz tę
chustkę, bo jeśli nie zdołasz, oddam cię w ręce kata! Rok już
minął, odkąd moja córka zginęła w puszczy, a oto jej
chusteczka. Jak dostała się w ręce twoje?
— Królu Anglii, rok minął od dnia, w którym uratowałem
córkę twoją z rąk zbójców. Zawiozłem ją do moich rodziców
razem z piastunką. Na niczym twej córce nie zbywa, ani na
marcepanach, ani na posilnym chlebie. Nie brak jej koronek i
atłasów, nie brak też ciepłej szubki i kołpaczka na zimę, gdy
wieją ostre wichury.
— Zacny kupcze, nabędę u ciebie cały twój towar bez
targu, dam ci ciężką sakwę złotych suwerenów, ale żegluj co
prędzej z powrotem do Kale i przywieź mi moją córkę
ukochaną. Kiedy mi ją przywieziesz, uczynię cię księciem i
oddam ci ją za żonę.
***
Przebył Jerzy szczęśliwie angielską puszczę i dojrzał już
maszty swego statku, gdy przechodząc przez miasto
napotkał tłum ludzi, którzy wlekli na śmietnik obdartego
trupa naigrawając się z niego i lżąc nieboszczyka.
— Czemu nie pogrzebiecie zmarłego uczciwie w
poświęcanej ziemi, jako przystoi? — zapytał Jerzy, w którym
krew zawrzała na ten bezecny widok.
— Ów człowiek umarł w długach — odpowiedzieli. — U
nas jest taki obyczaj, że kto nie wypłaci się z długów przed
śmiercią, ten nie zasługuje na godny pogrzeb. Skoro
przyprawił ludzi o straty, kto miałby obowiązek płacić za jego
pochowanie?
— Nie znam ja waszych obyczajów, ale wiem, że każdy
chrześcijanin ma obowiązek litować się nad bliźnim, a
zmarłego pochować uczciwie. Czy zgodzicie się sprawić mu
pogrzeb przyzwoity, jeżeli wam za to zapłacę?
— Zgodzimy się, jeżeli spłacisz także jego długi, kupcze z
Francji.
Sakwa była ciężka, suwerenów wystarczyło na pogrzeb i
na długi, ale nie zostało w niej ponadto ani grosika.
Prędko niosły statek pomyślne wiatry i Jerzy wnet stanął
przed ojcem.
— Witaj, synu miły! Jakże ci się powiodła sprzedaż?
— Udała mi się jeszcze lepiej niż za pierwszym razem,
mój ojcze. Król Anglii kupił wszystko za złote suwereny.
— Dużo ich przywiozłeś?
— Nie przywiozłem ani jednego, ojcze kochany.
Opowiedział Jerzy, co mu się przytrafiło na dworze i w
portowym mieście angielskim. Ojciec pomyślał, pogładził
brodę i rzekł:
— Postąpiłeś, jak należało, mój synu. Widzę, że pięknie
rozumiesz obowiązki wobec bliźniego. Posłałbym cię na trzeci
rok do szkoły, bo na dobrego kupca umiesz jeszcze za mało.
Ale na księcia wystarczy tego, co umiesz. Dam ci więc szaty
aksamitne, dam ci sługę i trzosik przyzwoicie opatrzony.
Zabierz na statek królewnę z piastunką i płyń do króla Anglii.
Wielki zaszczyt spotyka nasz dom. Podziękuj matce, synu, to
ona uprosiła ci rycerskie serce.
***
Lekki powiew niesie okręt ku brzegom Anglii, a w
namiocie młodzi rozmawiają przy dźwiękach lutni.
— Królewno, czy godzisz się zostać żoną syna kupca z
Kale?
— Jeśli ty mnie zechcesz i jeśli taka jest wola mego ojca.
— Z posłuszeństwa jeno się godzisz, czyli z miłości?
— Z posłuszeństwa i z miłości, o Jerzy, mój panie.
Posłuchajcie dalej, moi mili, boć to nie koniec jeszcze i wnet
zafrasują się wasze serca, żałosna bowiem stanie się teraz
opowieść moja.
Oto wybuchła burza straszliwa, bałwany wdarły się na
pomost, królewna ledwo zdążyła schronić się pod pokładem.
Jerzy stawiał czoło burzy wśród straszliwego szturmu
wód. Dwóch ludzi z załogi zmiotły fale. Jerzy zaczął rąbać
maszt, inni mu pomogli i okręt został uratowany.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin