Wdzięczne krasnoludki.pdf

(53 KB) Pobierz
7958858 UNPDF
Bajarka opowiada
WDZIĘCZNE KRASNOLUDKI
Wilki tak się rozmnożyły w lasach otaczających pewną
wieś, że wszyscy ich się bali. Nikt nie śmiał pójść do lasu po
grzyby i po jagody. Wilki stały się takie bezczelne, że
napadały na ludzi nie tylko w lesie; zakradały się do wsi i
trzeba było pilnować dzieci przed nimi, a także owce i
prosięta.
Chłopi paśli dawniej krowy gromadnie i najmowali
wspólnie pasterza, żeby pilnował stada. Teraz z powodu
wilków nikt nie chciał ich paść, bo można było i samemu
oberwać, i krowę utracić, gdyby się choć trochę oddaliła od
stada.
Więc bydło ryczało po oborach i ludziom brakowało mleka.
Źle karmione krowy miały puste wymiona, a czym tu krowy
żywić, kiedy wygnać je na paszę — strach, a trawy dla nich
narżnąć po rowach — też strach.
Pewnego dnia przyszedł do sołtysa jakiś mizerny
człeczyna z innej okolicy. Powiedział, że nazywa się Gustaw i
że służył w jednym majątku za parobka, ale stracił pracę
wskutek choroby.
Co prawda nie było to sprawiedliwie, bo Gustaw chorował
całą zimę dlatego, ponieważ na jesieni przy zwózce ciężka
fura 74ze snopami wywróciła się na niego i przygniotła go,
Gustaw nie był temu winien.
Kiedy usunięto go z pracy i wyrzucono z mieszkania,
Gustaw poszedł szukać lżejszego zajęcia.
— Pasienie krów to lekka robota, w sam raz dla mnie —
tłumaczył sołtysowi.
Sołtys popatrzył na niego i powiedział:
— Gdzie indziej może lekka, ale u nas chyba nie
dalibyście rady. Tu nawet chłopy jak dęby nie poradzą, co
dopiero mizerak po chorobie. Bo to, widzicie, wilki u nas
straszne.
— Ja się tam wilków nie boję — odpowiedział Gustaw. —
Pozwólcie mi spróbować, to się przekonacie, czy dam radę,
czy nie.
Były w lasach dookoła tej wsi małe jeziorka pośród
porośniętych pagórków. W tych pagórkach widać było wyryte
jamy, czarne i głębokie, jakby norki. Starzy ludzie mówili, że
to krasnoludki porobiły sobie takie mieszkanka w dawnych
czasach, ale później wyniosły się stamtąd i teraz już ich nie
ma.
A szkoda, bo były one dobre dla ludzi. Niejedno dziecko,
co poszło do lasu na jagody, ustrzegły przed żmiją, niejednej
starowinie dorzuciły grzybów do koszyka, kiedy zdrzemnęła
się na, mchu.
Ale cóż — ludzie stracili dla nich serce, nikt już o
krasnoludkach nie pamiętał. Mówiono, że ich w ogóle nie ma
na świecie,. no to wyprowadziły się z tej niewdzięcznej
okolicy.
Tylko dzieci wierzyły jeszcze w krasnoludki — dzieci i
nowy pastuch gminny, Gustaw. Jakie on piękne bajki
opowiadał dzieciom o krasnoludkach!
Malcy patrzyli na niego jak na bohatera: wszyscy boją się
wilków, nikt nosa z chaty nie wyściubi, a Gustaw idzie z
krowami do lasu jakby nigdy nic.
Chodzi już tak od paru tygodni i nie tylko on sam wraca
wieczorami żywy do domu, ale i żadna krowa dotąd nie
ucierpiała od wilków.
Któregoś dnia wezwał go do siebie sołtys i zapytał:
— No i jak się wam żyje u nas, Gustawie?
— Nieźle mi się żyje, nie krzywduję sobie — odpowiedział
Gustaw.
— Ile wilków widzieliście w lesie?
— Ani jednego.
— Nie może być! A coście widzieli?
— A no, jeśli mam prawdę rzec, to każdego dnia widzę
jedną rzecz taką, że jej się z początku nie mogłem nadziwić.
— Cóż to takiego?
— Jak wygnam krowy ze wsi, to się pod lasem przyłącza
do stada jeszcze jedna krowa, obca. Piękna biała krowa, jeno
koniec ogona i racice to ma czarne, a rogi złote. Jeszczem
takiej pięknej krowy w życiu moim nie widział.
— I pasie się razem z innymi?
— Tak, skubie trawę i powoli obchodzi stado dookoluśka.
Jak na wieczór pognam krowy z powrotem do wsi, to tamta
biała odłącza się od stada i znika, jakby ją wiatr zdmuchnął.
— A wilków, powiadacie, nie widzieliście?
— Anim ich nie widział, anim nawet ich wycia nie słyszał.
To ta biała krowa ze złotymi rogami strzeże nas od wilków.
— Czyjaż to krowa, nie miarkujecie?
— Miarkować to ja miarkuję, ale nie wiem, czy mi
uwierzycie. To jest krowa krasnoludków, tych znad leśnych
jeziorek. One tam są do dzisiaj, te ludki. Tyle tylko, że się
pochowały i nie chcą się pokazywać ludziom ze wsi, bo
tutejsi nie mają dla nich dobrego słowa ani poważania.
Krasnoludki lubią mleko, wiadomo — a chłopi im go nie dają,
więc postarały się o krowę. "Żaden wilk nie ma prawa tknąć
krasnoludków ani ich dobytku, boby w niego piorun trząsł.
Tutejsze wilki o tym wiedzą. Nie śmią podejść do
krasnoludkowej krowy ani do ich mieszkanek. Więc ja
właśnie w tamtą stronę wyganiam krowy na pastwisko, a
biała krowa ze złotymi rogami strzeże naszego stada.
Opiekuję się nią, oganiam ją gałązką od much, na
najsoczystszą trawę ją prowadzę i tak żyjemy po
przyjacielsku, ja i krasnoludki.
— Tak gadacie, jakby krasnoludki były naprawdę —
dziwował się sołtys. — A przecieżeście ich nie widzieli.
Gustaw uśmiechnął się jakoś dziwnie i nic nie odrzekł.
Jak tam było, nikt się nie dowiedział. Ale wszyscy się
cieszyli, że krowy pasą się spokojnie, że boki im się
zaokrągliły, a zszerszeniała sierść zrobiła się gładka i
błyszcząca. No i co najważniejsze, to że dawały teraz tyle
mleka jak nigdy przedtem.
Wilki nie tylko nie zaczepiały już krów na pastwisku, nie
tylko przestały podkradać się do wsi, ale po jakimś czasie
porzuciły tamte strony i wyniosły się gdzieś daleko.
A Gustaw, kiedy w południe siadał w cieniu, żeby
odpocząć i wydobyć z torby chleb, zastawał zawsze leżący
pod drzewem srebrny grosz, jak gdyby krasnoludki chciały
go wynagrodzić za to, że tak troskliwie pasie ich krowę.
Służyło mu leśne powietrze i powoli odzyskał zdrowie
zupełnie. Srebrne grosze odkładał na stare lata i dobrze mu
się żyła w tej wsi.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin