Danielle Steel - Wszystko co najlepsze.pdf
(
1275 KB
)
Pobierz
1
Danielle Steel
"Wszystko co najlepsze"
Rozdział pierwszy
Tego dnia o dostaniu si
ę
na Lexington Avenue i Sze
ść
dziesi
ą
t
ą
Trzeci
ą
Ulic
ę
nie było co marzy
ć
.
Wietrzysko wyło, a samochody, z wyj
ą
tkiem tych najwi
ę
kszych, utkn
ę
ły w
ś
nie
Ŝ
nych
zaspach.
Autobusy dały za wygran
ą
ju
Ŝ
gdzie
ś
w pobli
Ŝ
u Dwudziestej Trzeciej Ulicy, gdzie
przycupn
ę
ły skulone niczym zamarzni
ę
te dinozaury.
Te nieliczne, które odwa
Ŝ
yły si
ę
opu
ś
ci
ć
stado, by podj
ąć
prób
ę
dotarcia do
dzielnicy willowej, zbierały najwytrwalszych podró
Ŝ
ników, posuwaj
ą
c si
ę
z trudem
po przetartych przez pługi
ś
nie
Ŝ
ne
ś
cie
Ŝ
kach.
Nieszcz
ęś
nicy ci wybiegali z bram, wymachuj
ą
c rozpaczliwie r
ę
kami, po czym, po
wykonaniu jakich
ś
dzikich ta
ń
ców na lodzie dla utrzymania równowagi oraz
szcz
ęś
liwym wypl
ą
taniu si
ę
z labiryntu zasp, całkowicie wyczerpani wdrapywali
si
ę
do autobusu.
Ich oczy były wilgotne, twarze czerwone, a brody, jak w przypadku Berniego,
obwieszone soplami lodu.
Złapanie taksówki graniczyło z cudem.
Po pi
ę
tnastu minutach
czekania Bernie zrezygnował wi
ę
c i ruszył z Siedemdziesi
ą
tej Dziewi
ą
tej Ulicy w
kierunku południowym.
Cz
ę
sto chodził do pracy na piechot
ę
, było to bowiem zaledwie osiemna
ś
cie
przecznic.
Jednak tego poranka, gdy przeszedł z Madison Avenue na Park Lane, a potem
skr
ę
cił w prawo w Lexington Avenue, poczuł si
ę
tak wyko
ń
czony zmaganiami z
przejmuj
ą
cym do szpiku ko
ś
ci wiatrem,
Ŝ
e min
ą
wszy jeszcze cztery przecznice, w
ko
ń
cu si
ę
poddał.
ś
yczliwy portier pozwolił mu schroni
ć
si
ę
w holu, gdzie ju
Ŝ
kilku
zdeterminowanych biedaków czekało na autobus, któremu tym razem przejazd na
północ Madison Avenue i z powrotem zaj
ą
ł par
ę
godzin.
Inni co rozs
ą
dniejsi poczciwcy poddali si
ę
po pierwszym rzucie oka na dzisiejsz
ą
zadymk
ę
i postanowili w ogóle nie i
ść
do pracy.
Bernie nie miał
Ŝ
adnych w
ą
tpliwo
ś
ci,
Ŝ
e sklep b
ę
dzie dzi
ś
w połowie pusty, nie
nale
Ŝ
ał jednak do ludzi, którzy potrafi
ą
przesiadywa
ć
bezczynnie w domu i gapi
ć
si
ę
w telewizor.
I wcale nie szedł do pracy dlatego,
Ŝ
e miał tak rozwini
ę
te poczucie
obowi
ą
zku.
Prawda była taka,
Ŝ
e Bernie robił to sze
ść
dni w tygodniu, a cz
ę
sto nawet wtedy,
gdy tak jak dzi
ś
, nie musiał, poniewa
Ŝ
kochał ten sklep.
Po prostu to wszystko, co działo si
ę
na o
ś
miu pi
ę
trach domu towarowego Wolffa,
od dawna stanowiło tre
ść
i sens jego
Ŝ
ycia.
Ten rok był przy tym szczególnie wa
Ŝ
ny, wprowadzali bowiem siedem nowych
programów, spo
ś
ród których cztery, opracowane przez czołowych europejskich
projektantów, miały całkowicie zmieni
ć
obraz ameryka
ń
skiej konfekcji, zarówno
m
ę
skiej, jak damskiej.
Bernie rozmy
ś
lał teraz o tym, zapatrzony w zaspy, które mijali, posuwaj
ą
c si
ę
oci
ęŜ
ale w kierunku
ś
ródmie
ś
cia.
Nie widział ju
Ŝ
ani
ś
niegu, ani potykaj
ą
cych si
ę
ludzi, którzy z wysiłkiem
przedzierali si
ę
do autobusu, nie dostrzegał nawet, co mieli na sobie.
Oczyma duszy ogl
ą
dał nowe wiosenne kolekcje, tak jak zapami
ę
tał je z
listopadowych pokazów w Pary
Ŝ
u, Rzymie i Mediolanie, ze wspaniałymi kobietami
perfekcyjnie eksponuj
ą
cymi ubiory, poruszaj
ą
cymi si
ę
po wybiegu w ten szczególny
dla siebie sposób, który upodabnia je do pi
ę
knych nakr
ę
canych lalek, tak płynnie
kołysz
ą
cych biodrami przy chodzeniu.
I naraz ucieszył si
ę
,
Ŝ
e wyszedł dzisiaj do pracy.
2
Zamierzał jeszcze raz przyjrze
ć
si
ę
modelkom, które zaanga
Ŝ
owali do
przyszłotygodniowego wielkiego pokazu mody.
Po tym, jak wybrał i zaakceptował stroje, chciał mie
ć
pewno
ść
,
Ŝ
e równie
Ŝ
prezenterki zostały trafnie dobrane.
Bernard Fine lubił sam wszystkiego dopilnowa
ć
, pocz
ą
wszy od cen w sklepie, a na
zakupach odzie
Ŝ
y sko
ń
czywszy, ł
ą
cznie z doborem modelek i projektem zaprosze
ń
,
rozesłanych ju
Ŝ
zreszt
ą
do najwa
Ŝ
niejszych klientów.
Dla Berniego były to po prostu elementy jednej cało
ś
ci, jednego przedsi
ę
wzi
ę
cia.
Wszystko si
ę
liczyło.
Według niego to, co robili, niczym si
ę
nie ró
Ŝ
niło od tego, czym zajmowali si
ę
w
US Steel czy Kodaku.
Handlowali przecie
Ŝ
produktem lub nawet wieloma produktami, a w ko
ń
cu on
odpowiadał za to, jak ten wyrób b
ę
dzie si
ę
prezentował.
Najbardziej absurdalne w tym wszystkim było to,
Ŝ
e gdyby na przykład
pi
ę
tna
ś
cie lat temu, kiedy grał jeszcze w piłk
ę
no
Ŝ
n
ą
na uniwersytecie Michigan,
kto
ś
mu powiedział,
Ŝ
e b
ę
dzie miał problemy
w rodzaju: jak
ą
bielizn
ę
powinny wło
Ŝ
y
ć
modelki i jak demonstrowa
ć
wieczorowe suknie, wy
ś
miałby go...
albo mo
Ŝ
e nawet rozwaliłby mu szcz
ę
k
ę
.
Teraz, przywołuj
ą
c swój obraz sprzed lat, wydawał si
ę
sobie tak zabawny,
Ŝ
e
czasami, gdy obejmował spojrzeniem swój okazały gabinet na ósmym pi
ę
trze,
u
ś
miechał si
ę
do siebie na samo wspomnienie minionych czasów.
W ko
ń
cu jednak nie na darmo na uniwersytecie Michigan pasjonował si
ę
sportem, i
to przez całe dwa pierwsze lata, czyli dopóki nagle nie odkrył w sobie
zamiłowania do literatury rosyjskiej.
Przez pierwszy semestr trzeciego roku jego bohaterem był Dostojewski, na drugim
miejscu plasował si
ę
Tołstoj, a tu
Ŝ
za nim szła Sheila Borden, gwiazdka znacznie
mniejszego kalibru.
Sheil
ę
Borden poznał na pierwszym roku rusycystyki, kiedy doszedł do wniosku,
Ŝ
e
nigdy nie zdoła prawdziwie rozsmakowa
ć
si
ę
w rosyjskiej klasyce, je
ś
li b
ę
dzie j
ą
czytał jedynie w przekładzie.
Zapisał si
ę
wi
ę
c do Berlitza na przyspieszony kurs rosyjskiego i w niedługim
czasie potrafił ju
Ŝ
spyta
ć
o poczt
ę
, toalet
ę
i poci
ą
g z akcentem wr
ę
cz
szokuj
ą
cym wykładowc
ę
.
Ale jego dusz
ę
rozpalił dopiero pierwszy rok filologii rosyjskiej, tak samo
zreszt
ą
jak Sheila Borden.
Siedziała w pierwszym rz
ę
dzie, długie, proste, czarne włosy spływały jej
romantycznie (przynajmniej tak to odbierał) do pasa, a cała posta
ć
czarowała
gibko
ś
ci
ą
i sił
ą
.
Sprowadziła j
ą
tu fascynacja baletem.
Podczas ich pierwszej rozmowy wyja
ś
niła,
Ŝ
e ta
ń
czy od pi
ą
tego roku
Ŝ
ycia, a
przecie
Ŝ
nie mo
Ŝ
na zrozumie
ć
baletu, dopóki nie zrozumie si
ę
Rosjan.
Była nerwowa i
Ŝ
ywa, miała ogromne oczy, a jej ciało było poezj
ą
, doskonał
ą
kombinacj
ą
symetrii i gracji.
Gdy nast
ę
pnego dnia ujrzał, jak ta
ń
czy, było ju
Ŝ
po nim.
Pochodziła z Hartford w stanie Connecticut.
Jej ojciec pracował w banku, co według Sheili było okropnie plebejskie.
T
ę
skniła za bardziej wzruszaj
ą
c
ą
histori
ą
, na przykład o matce na wózku
inwalidzkim i ojcu chorym na gru
ź
lic
ę
, który zmarł zaraz po jej urodzeniu...
Rok wcze
ś
niej Bernie na pewno by j
ą
wy
ś
miał, ale nie na trzecim roku studiów.
Jako dwudziestoletni chłopak traktował j
ą
bardzo, bardzo powa
Ŝ
nie, a kiedy na
ferie pojechał do domu, bez ko
ń
ca opowiadał matce, jak
ą
to fantastyczn
ą
tancerk
ą
jest Sheila.
Czy jest
ś
ydówk
ą
?
spytała matka, usłyszawszy, jak si
ę
nazywa.
Jej zdaniem imi
ę
Sheila było bardzo irlandzkie, nazwisko Borden za
ś
naprawd
ę
straszne, cho
ć
mogło kiedy
ś
brzmie
ć
Boardman lub Berkowitz, lub te
Ŝ
licho wie jak, co dowodziłoby wprawdzie tchórzostwa rodziny Sheili, ale
czyniłoby je mo
Ŝ
liwym do przyj
ę
cia.
3
Bernie był okropnie w
ś
ciekły na matk
ę
za te pytania, którymi zadr
ę
czała go przez
całe
Ŝ
ycie, nawet wówczas, gdy nie obchodziły go jeszcze dziewcz
ę
ta.
Pytała o ka
Ŝ
dego "Czy on jest
ś
ydem...
czy ona...
Jakie jest panie
ń
skie nazwisko jego matki?...
Czy w ubiegłym roku uczestniczył w barmicwie?...
Mówiłe
ś
,
Ŝ
e co jego ojciec robi?
Ona jest
ś
ydówk
ą
, prawda?" Czy
Ŝ
nie wszyscy to
ś
ydzi, a w ka
Ŝ
dym razie wszyscy,
z którymi Fine'owie utrzymywali kontakty?
Rodzice chcieli, by Bernie wst
ą
pił na uniwersytet Columbia, a nawet Nowojorski,
gdy
Ŝ
mógłby stamt
ą
d doje
Ŝ
d
Ŝ
a
ć
do domu.
Prawd
ę
mówi
ą
c, matka twardo si
ę
przy tym upierała, lecz przyj
ę
ła go jedynie
uczelnia w Michigan, co tylko ułatwiło spraw
ę
był uratowany!
Wkroczył do Krainy Wolno
ś
ci, aby spotyka
ć
si
ę
z tysi
ą
cami blondynek o
niebieskich oczach, które nigdy nie słyszały o gefilte rybie, kreplachu i
kniszesach i nie miały poj
ę
cia, kiedy wypada
Ś
wi
ę
to Paschy.
To była błogosławiona zmiana, gdy
Ŝ
do tej pory w Scarsdale na ogół umawiał si
ę
z
dziewcz
ę
tami, za którymi przepadała głównie jego matka, i w ko
ń
cu miał ju
Ŝ
ich
do
ść
.
Pragn
ą
ł czego
ś
nowego, odmiennego, mo
Ŝ
e nawet odrobin
ę
zakazanego.
Sheila posiadała wszystkie te cechy.
Poza tym z wielkimi czarnymi oczami i kaskad
ą
hebanowych włosów była
nieprawdopodobnie pi
ę
kna.
Zaznajomiła go z wieloma rosyjskimi pisarzami, o których nigdy przedtem nie
słyszał, i czytali ich wszystkich, oczywi
ś
cie w przekładzie.
Potem, podczas wakacji, bezskutecznie próbował omawia
ć
przestudiowane ksi
ąŜ
ki z
rodzicami.
Twoja babka była Rosjank
ą
.
Je
Ŝ
eli chciałe
ś
uczy
ć
si
ę
rosyjskiego, mogłe
ś
od niej.
To co innego, a poza tym i tak cały czas mówiła w jidysz dodał ju
Ŝ
mniej
pewnie.
Nienawidził sprzeczek z rodzicami, ale matka była z natury kłótliwa.
Dyskusje stanowiły sens jej
Ŝ
ycia, były jej najmilsz
ą
rozrywk
ą
i ulubionym
sportem.
Spierała si
ę
ze wszystkimi, a najch
ę
tniej z nim.
Nie mów lekcewa
Ŝą
co o zmarłych.
Wcale tak nie mówiłem.
Powiedziałem tylko,
Ŝ
e babcia cały czas mówiła w jidisz.
Mówiła równie
Ŝ
pi
ę
knie po rosyjsku.
Ale co tobie z tego przyjdzie?
Powiniene
ś
zainteresowa
ć
si
ę
naukami
ś
cisłymi; ekonomia oto co jest dzisiaj
potrzebne m
ęŜ
czy
ź
nie w tym kraju.
Matka chciała, by Bernie został, jak jego ojciec, lekarzem, a w najgorszym
razie prawnikiem.
Ojciec był chirurgiem laryngologiem i uchodził za jednego z najlepszych
specjalistów.
Bernie nawet w dzieci
ń
stwie nigdy nie czuł powołania, by i
ść
w jego
ś
lady.
Miał dla
niego wiele podziwu, ale na sam
ą
my
ś
l,
Ŝ
e mógłby zosta
ć
lekarzem, cierpła
mu skóra.
Chciał robi
ć
co
ś
innego, bez wzgl
ę
du na to, czy matka b
ę
dzie z tego zadowolona,
czy te
Ŝ
nie.
Rosyjski?
Kto poza komunistami mówi po rosyjsku?
A cho
ć
by Sheila Borden!...
Bernie patrzył na matk
ę
z rozpacz
ą
.
Była atrakcyjn
ą
kobiet
ą
.
Zawsze.
Bernie nigdy nie musiał si
ę
jej wstydzi
ć
, podobnie zreszt
ą
jak i ojca.
4
Ojciec był wysoki, szczupły, miał siwe włosy i ciemne oczy, które patrzyły
zwykle z roztargnieniem.
Kochał to, co robił, i bezustannie my
ś
lał o swych pacjentach.
Bernie miał jednak pewno
ść
,
Ŝ
e na ojca zawsze mo
Ŝ
na liczy
ć
w potrzebi
ę
.
Matka od lat farbowała włosy na blond.
Kolor nazywał si
ę
"sło
ń
ce jesieni" i było jej w nim do twarzy.
Miała zielone oczy, które Bernie po niej odziedziczył, i ci
ą
gle doskonał
ą
figur
ę
.
Nosiła drogie, cho
ć
nie rzucaj
ą
ce si
ę
w oczy ubrania.
Były to najcz
ęś
ciej granatowe kostiumy lub czarne suknie kupowane za bajo
ń
skie
sumy u Lorda Taylora lub Saksa.
Bernie zawsze jednak widział w niej tylko matk
ę
.
Dlaczego ta dziewczyna studiuje wła
ś
nie rosyjski?
Sk
ą
d s
ą
jej rodzice?
Z Connecticut.
Ale sk
ą
d w Connecticut?
Bernie miał ochot
ę
spyta
ć
, czy zamierza ich odwiedzi
ć
.
Z Hartford, a co to ma za znaczenie?
Nie b
ą
d
ź
arogancki.
Bernardzie jej spojrzenie stało si
ę
zimne.
Bernie zgniótł serwetk
ę
i odepchn
ą
ł krzesło.
Wspólne obiady z matk
ą
zawsze przyprawiały go o bóle
Ŝ
oł
ą
dka.
Gdzie idziesz?
Nie dostałe
ś
pozwolenia.
Tak jakby ci
ą
gle miał pi
ęć
lat!
Czasami nie cierpiał przyjazdów do domu, ale jednocze
ś
nie miał to sobie za złe.
W
ś
ciekał si
ę
wi
ę
c z kolei na matk
ę
,
Ŝ
e przez ni
ą
musi mie
ć
wyrzuty sumienia...
Musz
ę
jeszcze pouczy
ć
si
ę
przed wyjazdem.
Dzi
ę
ki Bogu,
Ŝ
e przestałe
ś
ju
Ŝ
gra
ć
w piłk
ę
.
Zawsze udało si
ę
jej powiedzie
ć
co
ś
takiego, co wzniecało w nim bunt.
W takich chwilach miał ochot
ę
waln
ąć
pi
ęś
ci
ą
w stół i oznajmi
ć
,
Ŝ
e wła
ś
nie znowu
jest w dru
Ŝ
ynie...
lub
Ŝ
e
ć
wiczy z Sheil
ą
balet, tylko po to, by wreszcie solidnie matk
ą
potrz
ą
sn
ąć
.
Jeszcze nie powiedziałem,
Ŝ
e na zawsze, mamo.
Ruth Fine ogarn
ę
ła go gniewnym spojrzeniem.
Porozmawiaj o tym z ojcem.
Lou wiedział, co ma zrobi
ć
.
Matka ju
Ŝ
to z nim szczegółowo przegadała.
Je
ś
li Bernie wspomni,
Ŝ
e wraca do futbolu, zaoferuj mu nowy samochód...
Gdyby Bernie o tym wiedział, na pewno dostałby szału i nie tylko nie przyj
ą
łby
auta, ale natychmiast wróciłby do piłki.
Nienawidził, gdy kto
ś
go przekupywał, oraz nie cierpiał tych matczynych
pomysłów, podobnie jak nie znosił jej nadopieku
ń
czo
ś
ci, czyli tego wszystkiego,
co było obce o wiele rozs
ą
dniejszemu ojcu.
Ci
ęŜ
ki był los jedynaka.
Kiedy wrócił do Ann Arbor i spotkał si
ę
z Sheil
ą
, przyznała mu racj
ę
.
Dla niej ferie równie
Ŝ
nie były łatwe, a poza tym w
Ŝ
aden sposób nie mogła si
ę
dogada
ć
z rodzicami, mimo
Ŝ
e Hartford nie le
Ŝ
ał przecie
Ŝ
na ko
ń
cu
ś
wiata, cho
ć
niemal na to wychodziło.
Miała pecha urodzi
ć
si
ę
jako tak zwane spó
ź
nione dziecko i rodzice traktowali
j
ą
, jakby była ze szkła.
Za ka
Ŝ
dym razem, gdy wychodziła z domu, dr
Ŝ
eli, by nikt jej nie zranił, nie
napadł, nie zgwałcił, nie zostawił na lodzie, by nie poznała nieodpowiedniego
m
ęŜ
czyzny lub nie trafiła do kiepskiej szkoły.
Nie szaleli równie
Ŝ
z rado
ś
ci na my
ś
l o uniwersytecie Michigan, Sheila si
ę
jednak uparła.
Potrafiła uzyska
ć
od nich wszystko, co chciała, lecz wkurzało j
ą
,
Ŝ
e wiecznie
si
ę
nad ni
ą
trz
ę
s
ą
.
Dobrze wiedziała, co Bernie miał na my
ś
li.
5
Po feriach wiosennych uknuli plan,
Ŝ
e na letnie wakacje w tajemnicy przed
wszystkimi pojad
ą
do Europy i b
ę
d
ą
co najmniej przez miesi
ą
c podró
Ŝ
owa
ć
.
Tak te
Ŝ
zrobili.
Wspaniale było po raz pierwszy w
Ŝ
yciu razem zwiedza
ć
Wenecj
ę
, Pary
Ŝ
i
Rzym.
Sheila była do szale
ń
stwa zakochana.
Gdy le
Ŝ
eli nago na pustej pla
Ŝ
y na wysepce Ischia, a kruczoczarne włosy
dziewczyny malowniczo spływały z jej ramion, Bernie, nie mog
ą
c nasyci
ć
oczu
takim pi
ę
knem, w skryto
ś
ci ducha my
ś
lał, by poprosi
ć
j
ą
o r
ę
k
ę
.
Na razie jednak zatrzymał ten pomysł dla siebie.
Marzył o tym,
Ŝ
eby si
ę
zar
ę
czyli w czasie ferii bo
Ŝ
onarodzeniowych i pobrali po
sko
ń
czeniu studiów w czerwcu przyszłego roku...
Pojechali jeszcze do Anglii i Irlandii.
Wrócili razem samolotem.
Z Londynu.
Ojciec jak zwykle był w gabinecie zabiegowym, ale matka wyszła na
lotnisko, cho
ć
telegrafował, by tego nie robiła.
Kiedy machała mu z o
Ŝ
ywieniem, wygl
ą
dała jak odmłodzona w nowym be
Ŝ
owym
kostiumie od Bena Zuckermana, z włosami uczesanymi specjalnie na t
ę
okazj
ę
.
I je
ś
li nawet wzbudziła w Berniem jakiekolwiek cieplejsze uczucia, natychmiast
prysn
ę
ły, gdy ujrzał, jak zareagowała na jego towarzyszk
ę
podró
Ŝ
y.
. Kto to?
To Sheila Borden, mamo.
Pani Fine wygl
ą
dała tak, jakby miała za chwil
ę
zemdle
ć
.
Cały czas podró
Ŝ
owali
ś
cie razem?
Rodzice dali mu tyle pieni
ę
dzy,
Ŝ
e starczyłoby na sze
ść
tygodni; to był prezent
na dwudzieste pierwsze urodziny Podró
Ŝ
owali
ś
cie razem, tak...
tak...
bezwstydnie?...
Słuchaj
ą
c matki Bernie miał ch
ęć
zapa
ść
si
ę
pod ziemi
ę
.
Sheila u
ś
miechała si
ę
jednak, jakby nic sobie z tego nie robiła.
W porz
ą
dku, Bernie, nie przejmuj si
ę
...
No, tak czy owak musz
ę
złapa
ć
podmiejski autobus do Hartford...
Posłała mu porozumiewawczy u
ś
miech, chwyciła sw
ą
płócienn
ą
torb
ę
podró
Ŝ
n
ą
i po prostu znikn
ę
ła bez po
Ŝ
egnania wła
ś
nie w chwili, gdy matka zacz
ę
ła wyciera
ć
oczy.
Mamo...
prosz
ę
...
Jak mogłe
ś
nas tak okłama
ć
?
Nie kłamałem, powiedziałem,
Ŝ
e spotykam si
ę
z przyjaciółmi.
Poczerwieniał i jedyne, czego pragn
ą
ł, to zapa
ść
si
ę
pod ziemi
ę
.
A tak
Ŝ
e ju
Ŝ
nigdy wi
ę
cej nie widzie
ć
na oczy matki.
I to ma by
ć
przyjaciel?
Bernie przebiegł my
ś
l
ą
chwile, kiedy si
ę
kochali na pla
Ŝ
ach, w parkach,
nad brzegami rzek, w małych hotelikach...
ś
adne słowa matki nie były w stanie wymaza
ć
tych wspomnie
ń
z jego pami
ę
ci,
dlatego patrzył na ni
ą
wojowniczo.
Sheila jest moj
ą
najlepsz
ą
przyjaciółk
ą
.
Złapał torb
ę
i ruszył do wyj
ś
cia, zostawiaj
ą
c matk
ę
sam
ą
.
Zrobił jednak bł
ą
d,
Ŝ
e si
ę
obejrzał, by jeszcze raz na ni
ą
popatrze
ć
.
Stała w miejscu i płakała.
Nie mógł jej tego zrobi
ć
, wrócił, przeprosił, a potem poczuł za to do siebie
wstr
ę
t.
W ka
Ŝ
dym razie na jesieni, po powrocie na uczelni
ę
, ich romans rozkwitł.
Tym razem gdy wrócili do domów na
Ś
wi
ę
to Dzi
ę
k czynienia, Bernie pojechał
samochodem do Hartford, by pozna
ć
jej rodzin
ę
.
Byli chłodni, ale uprzejmi i wyra
ź
nie zaskoczeni czym
ś
, o czym Sheila im nie
powiedziała.
Podczas podró
Ŝ
y powrotnej, kiedy siedzieli ju
Ŝ
w ostatnim rz
ę
dzie samolotu
lec
ą
cego do Michigan, Bernie zacz
ą
ł j
ą
indagowa
ć
.
Czy byli skonsternowani tym,
Ŝ
e jestem
ś
ydem?
Plik z chomika:
penn_y
Inne pliki z tego folderu:
Danielle Steel - Chata.pdf
(934 KB)
Danielle Steel - Pierścionki.pdf
(1613 KB)
Danielle Steel - Pora namiętności.pdf
(1673 KB)
Danielle Steel - Radość przez łzy.pdf
(954 KB)
Danielle Steel - Ranczo.pdf
(1108 KB)
Inne foldery tego chomika:
A.J. QUINNELL
ABDUL ALHAZRED
ABIGAIL GORDON
ADRIAN LARA
ALAN AKAB
Zgłoś jeśli
naruszono regulamin