Danielle Steel - Wszystko co najlepsze.pdf

(1275 KB) Pobierz
1
Danielle Steel
"Wszystko co najlepsze"
Rozdział pierwszy
Tego dnia o dostaniu si ę na Lexington Avenue i Sze ść dziesi ą t ą Trzeci ą
Ulic ę nie było co marzy ć .
Wietrzysko wyło, a samochody, z wyj ą tkiem tych najwi ę kszych, utkn ę ły w ś nie Ŝ nych
zaspach.
Autobusy dały za wygran ą ju Ŝ gdzie ś w pobli Ŝ u Dwudziestej Trzeciej Ulicy, gdzie
przycupn ę ły skulone niczym zamarzni ę te dinozaury.
Te nieliczne, które odwa Ŝ yły si ę opu ś ci ć stado, by podj ąć prób ę dotarcia do
dzielnicy willowej, zbierały najwytrwalszych podró Ŝ ników, posuwaj ą c si ę z trudem
po przetartych przez pługi ś nie Ŝ ne ś cie Ŝ kach.
Nieszcz ęś nicy ci wybiegali z bram, wymachuj ą c rozpaczliwie r ę kami, po czym, po
wykonaniu jakich ś dzikich ta ń ców na lodzie dla utrzymania równowagi oraz
szcz ęś liwym wypl ą taniu si ę z labiryntu zasp, całkowicie wyczerpani wdrapywali
si ę do autobusu.
Ich oczy były wilgotne, twarze czerwone, a brody, jak w przypadku Berniego,
obwieszone soplami lodu.
Złapanie taksówki graniczyło z cudem.
Po pi ę tnastu minutach
czekania Bernie zrezygnował wi ę c i ruszył z Siedemdziesi ą tej Dziewi ą tej Ulicy w
kierunku południowym.
Cz ę sto chodził do pracy na piechot ę , było to bowiem zaledwie osiemna ś cie
przecznic.
Jednak tego poranka, gdy przeszedł z Madison Avenue na Park Lane, a potem
skr ę cił w prawo w Lexington Avenue, poczuł si ę tak wyko ń czony zmaganiami z
przejmuj ą cym do szpiku ko ś ci wiatrem, Ŝ e min ą wszy jeszcze cztery przecznice, w
ko ń cu si ę poddał.
ś yczliwy portier pozwolił mu schroni ć si ę w holu, gdzie ju Ŝ kilku
zdeterminowanych biedaków czekało na autobus, któremu tym razem przejazd na
północ Madison Avenue i z powrotem zaj ą ł par ę godzin.
Inni co rozs ą dniejsi poczciwcy poddali si ę po pierwszym rzucie oka na dzisiejsz ą
zadymk ę i postanowili w ogóle nie i ść do pracy.
Bernie nie miał Ŝ adnych w ą tpliwo ś ci, Ŝ e sklep b ę dzie dzi ś w połowie pusty, nie
nale Ŝ ał jednak do ludzi, którzy potrafi ą przesiadywa ć bezczynnie w domu i gapi ć
si ę
w telewizor.
I wcale nie szedł do pracy dlatego, Ŝ e miał tak rozwini ę te poczucie
obowi ą zku.
Prawda była taka, Ŝ e Bernie robił to sze ść dni w tygodniu, a cz ę sto nawet wtedy,
gdy tak jak dzi ś , nie musiał, poniewa Ŝ kochał ten sklep.
Po prostu to wszystko, co działo si ę na o ś miu pi ę trach domu towarowego Wolffa,
od dawna stanowiło tre ść i sens jego Ŝ ycia.
Ten rok był przy tym szczególnie wa Ŝ ny, wprowadzali bowiem siedem nowych
programów, spo ś ród których cztery, opracowane przez czołowych europejskich
projektantów, miały całkowicie zmieni ć obraz ameryka ń skiej konfekcji, zarówno
m ę skiej, jak damskiej.
Bernie rozmy ś lał teraz o tym, zapatrzony w zaspy, które mijali, posuwaj ą c si ę
oci ęŜ ale w kierunku ś ródmie ś cia.
Nie widział ju Ŝ ani ś niegu, ani potykaj ą cych si ę ludzi, którzy z wysiłkiem
przedzierali si ę do autobusu, nie dostrzegał nawet, co mieli na sobie.
Oczyma duszy ogl ą dał nowe wiosenne kolekcje, tak jak zapami ę tał je z
listopadowych pokazów w Pary Ŝ u, Rzymie i Mediolanie, ze wspaniałymi kobietami
perfekcyjnie eksponuj ą cymi ubiory, poruszaj ą cymi si ę po wybiegu w ten szczególny
dla siebie sposób, który upodabnia je do pi ę knych nakr ę canych lalek, tak płynnie
kołysz ą cych biodrami przy chodzeniu.
I naraz ucieszył si ę , Ŝ e wyszedł dzisiaj do pracy.
2
Zamierzał jeszcze raz przyjrze ć si ę modelkom, które zaanga Ŝ owali do
przyszłotygodniowego wielkiego pokazu mody.
Po tym, jak wybrał i zaakceptował stroje, chciał mie ć pewno ść , Ŝ e równie Ŝ
prezenterki zostały trafnie dobrane.
Bernard Fine lubił sam wszystkiego dopilnowa ć , pocz ą wszy od cen w sklepie, a na
zakupach odzie Ŝ y sko ń czywszy, ł ą cznie z doborem modelek i projektem zaprosze ń ,
rozesłanych ju Ŝ zreszt ą do najwa Ŝ niejszych klientów.
Dla Berniego były to po prostu elementy jednej cało ś ci, jednego przedsi ę wzi ę cia.
Wszystko si ę liczyło.
Według niego to, co robili, niczym si ę nie ró Ŝ niło od tego, czym zajmowali si ę w
US Steel czy Kodaku.
Handlowali przecie Ŝ produktem lub nawet wieloma produktami, a w ko ń cu on
odpowiadał za to, jak ten wyrób b ę dzie si ę prezentował.
Najbardziej absurdalne w tym wszystkim było to, Ŝ e gdyby na przykład
pi ę tna ś cie lat temu, kiedy grał jeszcze w piłk ę no Ŝ n ą na uniwersytecie Michigan,
kto ś mu powiedział, Ŝ e b ę dzie miał problemy
w rodzaju: jak ą bielizn ę powinny wło Ŝ y ć modelki i jak demonstrowa ć
wieczorowe suknie, wy ś miałby go...
albo mo Ŝ e nawet rozwaliłby mu szcz ę k ę .
Teraz, przywołuj ą c swój obraz sprzed lat, wydawał si ę sobie tak zabawny, Ŝ e
czasami, gdy obejmował spojrzeniem swój okazały gabinet na ósmym pi ę trze,
u ś miechał si ę do siebie na samo wspomnienie minionych czasów.
W ko ń cu jednak nie na darmo na uniwersytecie Michigan pasjonował si ę sportem, i
to przez całe dwa pierwsze lata, czyli dopóki nagle nie odkrył w sobie
zamiłowania do literatury rosyjskiej.
Przez pierwszy semestr trzeciego roku jego bohaterem był Dostojewski, na drugim
miejscu plasował si ę Tołstoj, a tu Ŝ za nim szła Sheila Borden, gwiazdka znacznie
mniejszego kalibru.
Sheil ę Borden poznał na pierwszym roku rusycystyki, kiedy doszedł do wniosku, Ŝ e
nigdy nie zdoła prawdziwie rozsmakowa ć si ę w rosyjskiej klasyce, je ś li b ę dzie j ą
czytał jedynie w przekładzie.
Zapisał si ę wi ę c do Berlitza na przyspieszony kurs rosyjskiego i w niedługim
czasie potrafił ju Ŝ spyta ć o poczt ę , toalet ę i poci ą g z akcentem wr ę cz
szokuj ą cym wykładowc ę .
Ale jego dusz ę rozpalił dopiero pierwszy rok filologii rosyjskiej, tak samo
zreszt ą jak Sheila Borden.
Siedziała w pierwszym rz ę dzie, długie, proste, czarne włosy spływały jej
romantycznie (przynajmniej tak to odbierał) do pasa, a cała posta ć czarowała
gibko ś ci ą i sił ą .
Sprowadziła j ą tu fascynacja baletem.
Podczas ich pierwszej rozmowy wyja ś niła, Ŝ e ta ń czy od pi ą tego roku Ŝ ycia, a
przecie Ŝ nie mo Ŝ na zrozumie ć baletu, dopóki nie zrozumie si ę Rosjan.
Była nerwowa i Ŝ ywa, miała ogromne oczy, a jej ciało było poezj ą , doskonał ą
kombinacj ą symetrii i gracji.
Gdy nast ę pnego dnia ujrzał, jak ta ń czy, było ju Ŝ po nim.
Pochodziła z Hartford w stanie Connecticut.
Jej ojciec pracował w banku, co według Sheili było okropnie plebejskie.
T ę skniła za bardziej wzruszaj ą c ą histori ą , na przykład o matce na wózku
inwalidzkim i ojcu chorym na gru ź lic ę , który zmarł zaraz po jej urodzeniu...
Rok wcze ś niej Bernie na pewno by j ą wy ś miał, ale nie na trzecim roku studiów.
Jako dwudziestoletni chłopak traktował j ą bardzo, bardzo powa Ŝ nie, a kiedy na
ferie pojechał do domu, bez ko ń ca opowiadał matce, jak ą to fantastyczn ą tancerk ą
jest Sheila.
Czy jest ś ydówk ą ?
spytała matka, usłyszawszy, jak si ę nazywa.
Jej zdaniem imi ę Sheila było bardzo irlandzkie, nazwisko Borden za ś
naprawd ę straszne, cho ć mogło kiedy ś brzmie ć Boardman lub Berkowitz, lub te Ŝ
licho wie jak, co dowodziłoby wprawdzie tchórzostwa rodziny Sheili, ale
czyniłoby je mo Ŝ liwym do przyj ę cia.
3
Bernie był okropnie w ś ciekły na matk ę za te pytania, którymi zadr ę czała go przez
całe Ŝ ycie, nawet wówczas, gdy nie obchodziły go jeszcze dziewcz ę ta.
Pytała o ka Ŝ dego "Czy on jest ś ydem...
czy ona...
Jakie jest panie ń skie nazwisko jego matki?...
Czy w ubiegłym roku uczestniczył w barmicwie?...
Mówiłe ś , Ŝ e co jego ojciec robi?
Ona jest ś ydówk ą , prawda?" Czy Ŝ nie wszyscy to ś ydzi, a w ka Ŝ dym razie wszyscy,
z którymi Fine'owie utrzymywali kontakty?
Rodzice chcieli, by Bernie wst ą pił na uniwersytet Columbia, a nawet Nowojorski,
gdy Ŝ mógłby stamt ą d doje Ŝ d Ŝ a ć do domu.
Prawd ę mówi ą c, matka twardo si ę przy tym upierała, lecz przyj ę ła go jedynie
uczelnia w Michigan, co tylko ułatwiło spraw ę był uratowany!
Wkroczył do Krainy Wolno ś ci, aby spotyka ć si ę z tysi ą cami blondynek o
niebieskich oczach, które nigdy nie słyszały o gefilte rybie, kreplachu i
kniszesach i nie miały poj ę cia, kiedy wypada Ś wi ę to Paschy.
To była błogosławiona zmiana, gdy Ŝ do tej pory w Scarsdale na ogół umawiał si ę z
dziewcz ę tami, za którymi przepadała głównie jego matka, i w ko ń cu miał ju Ŝ ich
do ść .
Pragn ą ł czego ś nowego, odmiennego, mo Ŝ e nawet odrobin ę zakazanego.
Sheila posiadała wszystkie te cechy.
Poza tym z wielkimi czarnymi oczami i kaskad ą hebanowych włosów była
nieprawdopodobnie pi ę kna.
Zaznajomiła go z wieloma rosyjskimi pisarzami, o których nigdy przedtem nie
słyszał, i czytali ich wszystkich, oczywi ś cie w przekładzie.
Potem, podczas wakacji, bezskutecznie próbował omawia ć przestudiowane ksi ąŜ ki z
rodzicami.
Twoja babka była Rosjank ą .
Je Ŝ eli chciałe ś uczy ć si ę rosyjskiego, mogłe ś od niej.
To co innego, a poza tym i tak cały czas mówiła w jidysz dodał ju Ŝ mniej
pewnie.
Nienawidził sprzeczek z rodzicami, ale matka była z natury kłótliwa.
Dyskusje stanowiły sens jej Ŝ ycia, były jej najmilsz ą rozrywk ą i ulubionym
sportem.
Spierała si ę ze wszystkimi, a najch ę tniej z nim.
Nie mów lekcewa Ŝą co o zmarłych.
Wcale tak nie mówiłem.
Powiedziałem tylko, Ŝ e babcia cały czas mówiła w jidisz.
Mówiła równie Ŝ pi ę knie po rosyjsku.
Ale co tobie z tego przyjdzie?
Powiniene ś zainteresowa ć si ę naukami ś cisłymi; ekonomia oto co jest dzisiaj
potrzebne m ęŜ czy ź nie w tym kraju.
Matka chciała, by Bernie został, jak jego ojciec, lekarzem, a w najgorszym
razie prawnikiem.
Ojciec był chirurgiem laryngologiem i uchodził za jednego z najlepszych
specjalistów.
Bernie nawet w dzieci ń stwie nigdy nie czuł powołania, by i ść w jego ś lady.
Miał dla
niego wiele podziwu, ale na sam ą my ś l, Ŝ e mógłby zosta ć lekarzem, cierpła
mu skóra.
Chciał robi ć co ś innego, bez wzgl ę du na to, czy matka b ę dzie z tego zadowolona,
czy te Ŝ nie.
Rosyjski?
Kto poza komunistami mówi po rosyjsku?
A cho ć by Sheila Borden!...
Bernie patrzył na matk ę z rozpacz ą .
Była atrakcyjn ą kobiet ą .
Zawsze.
Bernie nigdy nie musiał si ę jej wstydzi ć , podobnie zreszt ą jak i ojca.
4
Ojciec był wysoki, szczupły, miał siwe włosy i ciemne oczy, które patrzyły
zwykle z roztargnieniem.
Kochał to, co robił, i bezustannie my ś lał o swych pacjentach.
Bernie miał jednak pewno ść , Ŝ e na ojca zawsze mo Ŝ na liczy ć w potrzebi ę .
Matka od lat farbowała włosy na blond.
Kolor nazywał si ę "sło ń ce jesieni" i było jej w nim do twarzy.
Miała zielone oczy, które Bernie po niej odziedziczył, i ci ą gle doskonał ą
figur ę .
Nosiła drogie, cho ć nie rzucaj ą ce si ę w oczy ubrania.
Były to najcz ęś ciej granatowe kostiumy lub czarne suknie kupowane za bajo ń skie
sumy u Lorda Taylora lub Saksa.
Bernie zawsze jednak widział w niej tylko matk ę .
Dlaczego ta dziewczyna studiuje wła ś nie rosyjski?
Sk ą d s ą jej rodzice?
Z Connecticut.
Ale sk ą d w Connecticut?
Bernie miał ochot ę spyta ć , czy zamierza ich odwiedzi ć .
Z Hartford, a co to ma za znaczenie?
Nie b ą d ź arogancki.
Bernardzie jej spojrzenie stało si ę zimne.
Bernie zgniótł serwetk ę i odepchn ą ł krzesło.
Wspólne obiady z matk ą zawsze przyprawiały go o bóle Ŝ ą dka.
Gdzie idziesz?
Nie dostałe ś pozwolenia.
Tak jakby ci ą gle miał pi ęć lat!
Czasami nie cierpiał przyjazdów do domu, ale jednocze ś nie miał to sobie za złe.
W ś ciekał si ę wi ę c z kolei na matk ę , Ŝ e przez ni ą musi mie ć wyrzuty sumienia...
Musz ę jeszcze pouczy ć si ę przed wyjazdem.
Dzi ę ki Bogu, Ŝ e przestałe ś ju Ŝ gra ć w piłk ę .
Zawsze udało si ę jej powiedzie ć co ś takiego, co wzniecało w nim bunt.
W takich chwilach miał ochot ę waln ąć pi ęś ci ą w stół i oznajmi ć , Ŝ e wła ś nie znowu
jest w dru Ŝ ynie...
lub Ŝ e ć wiczy z Sheil ą balet, tylko po to, by wreszcie solidnie matk ą
potrz ą sn ąć .
Jeszcze nie powiedziałem, Ŝ e na zawsze, mamo.
Ruth Fine ogarn ę ła go gniewnym spojrzeniem.
Porozmawiaj o tym z ojcem.
Lou wiedział, co ma zrobi ć .
Matka ju Ŝ to z nim szczegółowo przegadała.
Je ś li Bernie wspomni, Ŝ e wraca do futbolu, zaoferuj mu nowy samochód...
Gdyby Bernie o tym wiedział, na pewno dostałby szału i nie tylko nie przyj ą łby
auta, ale natychmiast wróciłby do piłki.
Nienawidził, gdy kto ś go przekupywał, oraz nie cierpiał tych matczynych
pomysłów, podobnie jak nie znosił jej nadopieku ń czo ś ci, czyli tego wszystkiego,
co było obce o wiele rozs ą dniejszemu ojcu.
Ci ęŜ ki był los jedynaka.
Kiedy wrócił do Ann Arbor i spotkał si ę z Sheil ą , przyznała mu racj ę .
Dla niej ferie równie Ŝ nie były łatwe, a poza tym w Ŝ aden sposób nie mogła si ę
dogada ć z rodzicami, mimo Ŝ e Hartford nie le Ŝ ał przecie Ŝ na ko ń cu ś wiata, cho ć
niemal na to wychodziło.
Miała pecha urodzi ć si ę jako tak zwane spó ź nione dziecko i rodzice traktowali
j ą , jakby była ze szkła.
Za ka Ŝ dym razem, gdy wychodziła z domu, dr Ŝ eli, by nikt jej nie zranił, nie
napadł, nie zgwałcił, nie zostawił na lodzie, by nie poznała nieodpowiedniego
m ęŜ czyzny lub nie trafiła do kiepskiej szkoły.
Nie szaleli równie Ŝ z rado ś ci na my ś l o uniwersytecie Michigan, Sheila si ę
jednak uparła.
Potrafiła uzyska ć od nich wszystko, co chciała, lecz wkurzało j ą , Ŝ e wiecznie
si ę nad ni ą trz ę s ą .
Dobrze wiedziała, co Bernie miał na my ś li.
5
Po feriach wiosennych uknuli plan, Ŝ e na letnie wakacje w tajemnicy przed
wszystkimi pojad ą do Europy i b ę d ą co najmniej przez miesi ą c podró Ŝ owa ć .
Tak te Ŝ zrobili.
Wspaniale było po raz pierwszy w Ŝ yciu razem zwiedza ć Wenecj ę , Pary Ŝ i
Rzym.
Sheila była do szale ń stwa zakochana.
Gdy le Ŝ eli nago na pustej pla Ŝ y na wysepce Ischia, a kruczoczarne włosy
dziewczyny malowniczo spływały z jej ramion, Bernie, nie mog ą c nasyci ć oczu
takim pi ę knem, w skryto ś ci ducha my ś lał, by poprosi ć j ą o r ę k ę .
Na razie jednak zatrzymał ten pomysł dla siebie.
Marzył o tym, Ŝ eby si ę zar ę czyli w czasie ferii bo Ŝ onarodzeniowych i pobrali po
sko ń czeniu studiów w czerwcu przyszłego roku...
Pojechali jeszcze do Anglii i Irlandii.
Wrócili razem samolotem.
Z Londynu.
Ojciec jak zwykle był w gabinecie zabiegowym, ale matka wyszła na
lotnisko, cho ć telegrafował, by tego nie robiła.
Kiedy machała mu z o Ŝ ywieniem, wygl ą dała jak odmłodzona w nowym be Ŝ owym
kostiumie od Bena Zuckermana, z włosami uczesanymi specjalnie na t ę okazj ę .
I je ś li nawet wzbudziła w Berniem jakiekolwiek cieplejsze uczucia, natychmiast
prysn ę ły, gdy ujrzał, jak zareagowała na jego towarzyszk ę podró Ŝ y.
. Kto to?
To Sheila Borden, mamo.
Pani Fine wygl ą dała tak, jakby miała za chwil ę zemdle ć .
Cały czas podró Ŝ owali ś cie razem?
Rodzice dali mu tyle pieni ę dzy, Ŝ e starczyłoby na sze ść tygodni; to był prezent
na dwudzieste pierwsze urodziny Podró Ŝ owali ś cie razem, tak...
tak...
bezwstydnie?...
Słuchaj ą c matki Bernie miał ch ęć zapa ść si ę pod ziemi ę .
Sheila u ś miechała si ę jednak, jakby nic sobie z tego nie robiła.
W porz ą dku, Bernie, nie przejmuj si ę ...
No, tak czy owak musz ę złapa ć podmiejski autobus do Hartford...
Posłała mu porozumiewawczy u ś miech, chwyciła sw ą płócienn ą torb ę podró Ŝ n ą
i po prostu znikn ę ła bez po Ŝ egnania wła ś nie w chwili, gdy matka zacz ę ła wyciera ć
oczy.
Mamo...
prosz ę ...
Jak mogłe ś nas tak okłama ć ?
Nie kłamałem, powiedziałem, Ŝ e spotykam si ę z przyjaciółmi.
Poczerwieniał i jedyne, czego pragn ą ł, to zapa ść si ę pod ziemi ę .
A tak Ŝ e ju Ŝ nigdy wi ę cej nie widzie ć na oczy matki.
I to ma by ć przyjaciel?
Bernie przebiegł my ś l ą chwile, kiedy si ę kochali na pla Ŝ ach, w parkach,
nad brzegami rzek, w małych hotelikach...
ś adne słowa matki nie były w stanie wymaza ć tych wspomnie ń z jego pami ę ci,
dlatego patrzył na ni ą wojowniczo.
Sheila jest moj ą najlepsz ą przyjaciółk ą .
Złapał torb ę i ruszył do wyj ś cia, zostawiaj ą c matk ę sam ą .
Zrobił jednak bł ą d, Ŝ e si ę obejrzał, by jeszcze raz na ni ą popatrze ć .
Stała w miejscu i płakała.
Nie mógł jej tego zrobi ć , wrócił, przeprosił, a potem poczuł za to do siebie
wstr ę t.
W ka Ŝ dym razie na jesieni, po powrocie na uczelni ę , ich romans rozkwitł.
Tym razem gdy wrócili do domów na Ś wi ę to Dzi ę k czynienia, Bernie pojechał
samochodem do Hartford, by pozna ć jej rodzin ę .
Byli chłodni, ale uprzejmi i wyra ź nie zaskoczeni czym ś , o czym Sheila im nie
powiedziała.
Podczas podró Ŝ y powrotnej, kiedy siedzieli ju Ŝ w ostatnim rz ę dzie samolotu
lec ą cego do Michigan, Bernie zacz ą ł j ą indagowa ć .
Czy byli skonsternowani tym, Ŝ e jestem ś ydem?
Zgłoś jeśli naruszono regulamin