David Morrell - Rambo - Pierwsza Krew Tom 2.pdf

(929 KB) Pobierz
Microsoft Word - David Morrell - Rambo - Pierwsza Krew Tom 2 _m76_.rtf
David Morrell
Rambo: Pierwsza krew
tom II
Przełożył Jan Kraśko
Od autora
W powieści Pierwsza krew Rambo zginął. W filmachżyje.
Dziękuję Andrew Vajnie, Mario Kassarowi i Robertowi Brennerowi z wytwórni Carolco
(specjalne ukłony dla Jeanne Joe) za umożliwienie mi sprawnego zebrania materiałów niezbędnych
do tego przedsięwzięcia.
Dziękuję Darze Marks z Westgate Group...
Sylvestrowi Stallone i Jamesowi Cameronowi też dziękuję.
Broń opisana w tej książce (i pokazana w filmie Rambo) istnieje. I działa. Co więcej, jest
dziełem sztuki.
Nóż został skonstruowany przez Jimmy'ego Lile'a, “płatnerza z Arkansas”, pracującego
przy Route l, Russeville, Arkansas 72801. Pan Lile jest również twórcą słynnego noża z filmu
Pierwsza krew. Nóż opisany w tej książce jest nieco inny, choć wywiera równie dramatyczne
wrażenie. Wykonano sto numerowanych kopii tego noża i sprzedano je kolekcjonerom, podobnie
jak w przypadku noża pokazanego w filmie Pierwsza krew. Można też nabyć kopie nie
numerowane, choć te różnią się nieco od wersji oryginalnej. Pojawił się także nóż do rzucania,
zaopatrzony w ostrze długości piętnastu centymetrów.
Łuk powstał w firmie Hoyt/Easton Archery mieszczącej się przy 7800 Haskell Ave. Van
Nuys, Kalifornia 91406. jest w sprzedaży, podobnie jak nóż. Dziękuję Joe Johnstonowi za
wprowadzenie mnie w tajniki tej skomplikowanej broni. Kathy Velardi dostarczyła mi pomoc
nych informacji. Bob Rhode odpowiedział na moje pytania dotyczące historii łucznictwa.
Strzały zostały skonstruowane przez Pony Express Sport Shop mieszczący się przy 16606
Schoenborn St, Sepulveda, Kalifornia 91343. Dziękuję Joe Ellithorpe'owi za wyjaśnienie mi ich
unikalnych możliwości.
I KAMIENIOŁOM
Rozdział 1
Z głębokim zadowoleniem, pogrążony w czystości doskonale bezczasowej chwili zen,
Rambo wziął potężny zamach ciężkim młotem i uderzył. Na wagę młota nie zwracał uwagi
bardziej ucieszyło go to, że opadające wysoko ponad ramionami narzędzie zatoczyło w powietrzu
zgrabny łuk. Wsparłszy cios całą mocą ducha, grzmotnął młotem w stalowy klin zatopiony w
fascynująco pięknym (boprzecież istniał) białym głazie. Rambo patrzył i na urzekającej
powierzchni kamienia dostrzegał każde zagłębienie, każdą skazę, bo każda nierówność pęczniała
pod jego wzrokiem jak pod szkłem powiększającym. Dźwięczne uderzenie metalu o metal i głaz
rozpękł się, siekąc wkoło odpryskami niczym eksplodujący szrapnel, nareszcie uwalniając stalowy
klin...
Wolny. Na wspomnienie tego słowa Rambo zesztywniał i natychmiast wymazał je z
pamięci.
Nie.
Pokręcił głową.
Nie wolno ci myśleć o wolności.
W ogóle nie wolno ci myśleć.
Wolno ci tylko pracować.
Na stalowy klin spadła połyskująca kropelka potu jedna z wielu kropelek zraszających mu
czoło i rozbryzneła się na żelazie, eksplodując tak samo jak chwilę
wcześniej eksplodował potężny głaz. Lśniące w słońcu rozpryski przypominały mu...
Odłamki szrapnela. Rakiety wystrzeliwane ze śmigłowców bojowych. Miny. Granaty.
Rzygającą ogniem dżunglę. Przeraźliwie krzyczących żołnierzy. I krew...
Nie myśl.
Jeśli chcesz przeżyć, pracuj. Pracuj, nic więcej. Wbił klin w następny głaz, znów podniósł
młot i w zaciętym skupieniu grzmotnął nim w stalowy trzpień.
Jeszcze raz!
I jeszcze raz!
I...
W koło, w rozległym, głębokim kamieniołomie, rozlegały się takie same dźwięki odgłosy
ciężkich, przenikliwych uderzeń metalu o metal. Nad spieczonymi słońcem skałami wisiało
rozedrgane powietrze. Mężczyźni w złachmanionych więziennych strojach roboczych z napisem
WIĘZIEŃ na plecach przepoconych kurtek unosili młoty, chwiejąc się ze zmęczenia, robili
głęboki wdech i... raz! I jeszcze raz! I jeszcze! Uderzali w stalowy klin, żeby rozłupać swój głaz.
Ale oni nie znają tajemnicy, pomyślał Rambo. Nocami jęczą i zrzędzą, przeklinają swój los,
narzekają na harówkę.
Nie wiedzą, że tak naprawdę to nic nie ma znaczenia. Nic.
Nic oprócz przetrwania.
Egzystencji jako takiej.
Tak, bo nawet ból może być czymś cudownym. O ile tylko patrzy się nań z odpowiedniej
perspektywy. O ile tylko wymazuje się z pamięci przeszłość, nie myśli o przyszłości i zmusza
umysł do koncentracji na przejrzystości chwili obecnej, nawet jeśli chwila ta jest wypełniona
bólem.
Obolały, zerknął w stronę ponurych strażników z kwadratowymi gębami, którzy
obserwowali każdy ruch każdego więźnia. Robili to ostrożnie, z odległości, ściskając w rękach
dwunastostrzałowe strzelby albo karabiny marki Springfield wyposażone w celowniki optyczne.
Nie pozwól, żeby te sukinsyny cię zgnębiły.
Czasami, kiedy walił młotem, czując, jak potężne, napięte mięśnie pochłaniają siłę
uderzenia metalu o metal, myślał o pełnych przemocy wydarzeniach, które go tutaj przywiodły. O
tamtym mieście. O tym policjancie. Tak, o Teasle'u. Dlaczego ten skurwiel nie chciał ustąpić?
Wtedy z jakiegoś zakamarka umysłu dochodziła odpowiedź: A dlaczego ty nie ustąpiłeś?
Miałem prawo.
Do czego?
Do robienia tego, co chcę, w kraju, za który walczyłem, dla którego poświeciłem duszę.
Jednak musisz przyznać, że wydałeś mu się dziwny.
Bo sypiałem w lasach? Bo się nie goliłem i, nie strzygłem? Przecież nikomu nie zrobiłem
krzywdy. Nie miał powodu mnie zaczepiać.
Ale mogłeś mu wszystko wytłumaczyć. Musisz, przyznać, że wyglądałeś na włóczęgę.
Przyznaj. Nie miałeś pracy.
Jakiej pracy? Kto by mnie zatrudnił? Wyszkolono mnie tylko do jednego. W Wietnamie
powierzali mi sprzęt wartości kilku milionów dolarów, byłem pilotem śmigłowca szturmowego. A
tutaj nie mogę dostać roboty nawet na parkingu samochodowym. Chryste!
Rozwścieczony, grzmotnął młotem w stalowy klin.
Teasle. Ciągle się mnie czepiał. Aresztował mnie. Kazał swoim ludziom mnie ogolić. Jak
ten skurwysyn z Wietnamu, który zostawił mi na plecach i piersi pamiątki od noża.
Puściły ci nerwy.
Nie. ja się tylko broniłem!
Zgłoś jeśli naruszono regulamin